Mieszkanie Savy
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next
Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptySob Sty 06, 2024 2:19 am

To, co działo się teraz, po części zataczało koło w jego życiu. Znowu dopadła go przeszłość. Znowu musiał się otrzeć o ten niebezpieczny półświatek, w którym rządzili ludzie zajmujący się nielegalnym biznesem. Znowu musiał zderzyć się z tym, że tego typu zabawy to jednak nie były żarty. Tylko poprzednim razem zdecydował się pierwszy raz pobawić się w najemnictwo i uczestniczyć w akcji z bronią w ręku, a tutaj po prostu pozbawił człowieka życia.
Miał na rękach krew, choć nie brudziła go pierwszy raz. Miał też na karku Polly, jak i również fakt, że zazwyczaj zabójstwa miały to do siebie, że jeśli nie szukała cię policja, to szukał ktoś inny. W dodatku, był wampirem, a nie człowiekiem i powiedział o tym Rose, którą miał pod swoim dachem. Jakoś musiał żyć z tym wszystkim. Ze świadomością, że chciał dla niej jak najlepiej, mimo że prawdopodobnie zapewnienie jej wolności od Mole zapłaci tym, że będzie musiał odejść z jej życia. Może tak to musi wyglądać. Może najlepszym rozwiązaniem będzie roznieść całe to Mole w powietrze, pozbyć się wszystkich, którzy jej grozili i pozwolić jej żyć normalnym życiem bez żadnych obaw. Wtedy odejdzie i nigdy więcej nie zobaczy go na oczy. Ani znosić jego towarzystwa.
Sava musiał skupić się na zleceniach. Praca, o dziwo, pomagała mu nie popaść w szaleństwo, jakie pogłębiało się wewnątrz od intensywnego myślenia. Zresztą, podjął decyzję, że musiał po prostu zrobić wszystko, żeby zapewnić Rose bezpieczeństwo. Taki był cel od samego początku. Dlatego nocą siedział przy laptopie, co jakiś czas przysłuchując, co robiła czarnowłosa w sypialni, a później szedł spać na kanapie w salonie, żeby przespać cały dzień i obudzić się następnego wieczora. Kiedy wychodziła okazjonalnie do toalety, nie odzywali się do siebie. Generalnie, siedzieli cicho i ignorowali swoją obecność.
Kiedy nastał ten kolejny wieczór, jednooki wstał, ubrał się, zgarnął plecak i zapukał do sypialni. Na zgodę ze strony Rose uchylił drzwi.
- Wychodzę. Zamknę drzwi na klucz. Jakby się coś działo, to do mnie dzwoń. - Powiadomił neutralnie, może trochę szorstko, ale nie było co się dziwić. Nie miał najlepszego humoru po tym, co się stało. Szczególnie, że Rose najpewniej dalej się go bała. Niemniej, na pewno opcją nie było całkowite milczenie. Po prostu byłoby to nierozsądne i tyle. Czy się do siebie odzywali, czy nie, stanowili teraz drużynę. Zespół. Cokolwiek. Musieli współpracować i o siebie dbać, a przynajmniej tak to wyglądało w głowie wampira.
Nie było go około pięć godzin. W ten czas zdążył spotkać się z pewną osobą, do której dotarł przez kontakt z inną. A że nie był znany w przestępczym półświatku - nie licząc grona handlarzy narkotyków - musiał jednak wspomóc się nieco swoimi wampirzymi zdolnościami. Spotkanie zaaranżował już wcześniej, zanim zabrał Rose od medycznego przybytku Yvonne. Tak czy siak, poszedł w umówione miejsce. Dostał to, co chciał. Kolejną rzeczą było odwiedzenie Yvonne. Cóż, była jedyną osobą, która na obecną chwilę mogła mu pomóc w kwestii uzyskania krwi. Niechętnie polował na ludzi, mimo niektórych przewinień pod wpływem narkotyków - bo, właśnie, działy się pod wpływem narkotyków i były to jedyne wyjątki, jakich się dopuścił i wobec których miał wyrzuty sumienia.
A na koniec, jak gdyby nigdy nic, odwiedził sklep, żeby zaopatrzyć się w coś dla Rose. Nie miało to znaczenia, czy go nienawidziła czy nie. Musiał zadbać o jej zdrowie. Dlatego, gdy już wrócił, wszedł z naprawdę ciekawym asortymentem przy sobie; w wewnętrznej stronie kurtki spoczywała sobie Beretta 92 FS łącznie z amunicją upchniętą w drugiej kieszeni, w plecaku kilka toreb z krwią, a na nich ułożone zakupy pierwszej potrzeby - papierosy, dwie butelki soku, herbata z pokrzywy, paczka mięsa, makaron i podpaski, bo przecież Rose była kobietą. Generalnie idealny obraz troskliwego, czułego, krwiożerczego psychopaty. Jedno trzeba było przyznać - Sava rzeczywiście potrafił przewidzieć każdą okoliczność i nie rzucał słów na wiatr.
Otworzył drzwi, a do jego nosa doleciała silna woń, nietypowa dla jego mieszkania. Od wielu lat nie czuł tego. Zapach mimowolnie odblokował wspomnienia jeszcze za czasów bycia człowiekiem. W domu coś było gotowane. Wszedł pewniej do środka i od razu odszukał wzrokiem Rose, która stała w kuchni i czuwała nad garnkiem. To było dziwne, że coś działo się w jego domu. Coś innego. Mimo, że było to całkiem do przewidzenia, w końcu czarnowłosa musiała coś jeść.
- Jestem. - Obwieścił po chwili beznamiętnym tonem. - Przepraszam, że tak długo, ale musiałem załatwić kilka rzeczy. - Dodał neutralnie i odwrócił wzrok od jej spojrzenia, bojąc się, że znowu ujrzy ten sam strach i obrzydzenie, co wieczór wcześniej. Kiedy już ściągnął buty i kurtkę, skierował się do lodówki. Plecak ostrożnie postawił na blacie obok. Pierwsze, po co sięgnął, to właśnie herbata z pokrzywy.
- Zrób sobie to. - Polecił łagodnie, podsuwając opakowanie Różyczce. - Pomoże uzupełnić żelazo. - Dodał. Bo przecież martwił się poziomem żelaza w jej krwi. Tak. Gdzieś tam jego wampiryczny móżdżek obsesyjnie krążył wokół jej anemii. Może wcale nie była w tym tylko troska. Ale czego się spodziewać po potworze.
Następne, co wyciągnął, to właśnie papierosy. Sądząc zresztą po woni unoszącej się w pomieszczeniu, Rose zdążyła już wypalić sporą ilość, a teraz, zapach gotowania nieumiejętnie maskował dowody tej niewielkiej zbrodni. Potem wyciągnął jeszcze paczkę podpasek i ją też przesunął w jej stronę.
Resztę wypakował do lodówki. To samo z krwią. Nie było co się z tym kryć, skoro wiedziała, czym był i czego potrzebował do życia. Zerknął jedynie chwilowo, żeby wyłapać, czy kobieta przyglądała się, co akurat wyciągał z plecaka. Jakby potrzebował potwierdzenia, że właśnie takim spojrzeniem go obdarzy. Pełnym obrzydzenia.
Na koniec skierował się do kurtki i wyciągnął z niej broń.
- To na wszelki wypadek. - Powiedział, wyciągając również amunicję i poszedł z tym do sypialni, żeby włożyć ją do szuflady od szafki nocnej przy łóżku. Ktoś by pomyślał, że broń palna w mieszkaniu dwóch zdolnych do samobójstwa istot to pomysł fatalny. Tylko, że faktem było to, że jeśli którekolwiek chciałoby je popełnić, nie potrzebowałoby do tego takiego narzędzia. A póki istniało realne ryzyko, że ktoś mógł go śledzić i próbować dostać się do mieszkania, lepiej taką broń było po prostu mieć. Szczególnie, że czuł w kościach, że coś się zbliżało.
Zaraz po tym wrócił do salonu. Nie odzywał się sam z siebie, żeby nie peszyć czarnowłosej niepotrzebnie. Po prostu przysiadł przy stole, odpalił laptopa i zajął się pracą z powrotem.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptySob Sty 06, 2024 4:47 am

    Kiedy otworzyła drzwiczki lodówki, wszystkich szafek i zamrażarki, wiedziała już, co ugotuje. Fakt, składników było tyle, co kot napłakał, ale – jak już wspomniano – potrafiła zrobić coś z niczego. Ryż i karkówka wieprzowa z sosem czosnkowym, nie, własnym. Własnym, bo innego wyboru nie miała. Proste, szybkie i przede wszystkim – dobre, jeśli potrafiło się odpowiednio doprawić mięso. A tego się nie zapomina, chyba. Potrawa musiała mieć swój prawidłowy przekaz, uderzać we właściwe struny – być niemym podziękowaniem za wszystko i nic. Może nawet próbą przeprosin i zakopaniem „topora wojennego”. To milczenie, którym się nawzajem karmili, było nie do zniesienia. Trzeba było zatem napełnić brzuchy czymś innym, niźli stres i wzajemna niechęć. Bo, tak właśnie czuła, jakby oboje mieli względem siebie już tylko gorycz. A miłość była przecież i słodka, i gorzka. Kiedyś trzeba było dodać to pierwsze. Nie wiedziała, kiedy nastąpi okazja, toteż wybór, którego dokonała, nie wynikał z przypadku. To danie łatwo było odgrzać.
    Gotowanie… Lubiła gotować, tak, tworzyć coś praktycznego i pięknego jednocześnie, coś, co w rękach kucharzy nazwaliby sztuką, w jej jednak – jedynie strawą, potrzebnymi do życia kaloriami, niczym specjalnym. Zwykle nie miała na to czasu, dlatego w posiłkach przygotowywanych w ‘Mole brakowało składników odżywczych i zostały z niej same kości. Uwierały, kiedy leżała, więc nie mogła spać. Przewracała się z jednego boku na drugi wiele razy i z trudem znosiła ból. Ból kości, rzeczywistości i świadomości; przy tym wszystkim niezwykle łatwo zapomnieć o solidnym obiedzie. Suche bułki i szklanka mleka smakują równie dobrze, jak najznakomitsza cielęcina. Ba, może lepiej, gdy ma się przed sobą perspektywę wymiotów, po co drugim kliencie. Wtedy lepiej nie jeść nic dobrze doprawionego, nic wyszukanego, bo grozi nadmiernym podrażnieniem i tak przeoranego gardła.
    Ale teraz? Teraz nadmiar wolnych minut szkodził umysłowi, więc zajmowała każdą sekundę czymś innym. Choćby pieczołowitym przygotowaniem posiłku, którego zje ledwie połowę, bo żołądek głodującej latami kobiety ściskał się boleśnie za każdym razem, kiedy próbowała przełknąć większe niźli dziecięce porcje. Nigdy zresztą nie traktowała spożywania jako źródło przyjemności czy coś innego, niż przykry obowiązek – gdy gotowała, a czyniła to niezwykle rzadko, samym już gotowaniem potrafiła się najeść. Bo sens tej czynności, przygotowywania posiłku i przełykania kolejnych porcji, opierał się o dzielenie prymitywnej chwili z kimś innym. Wtedy wstępowała przyjemność i właśnie tego jej brakowało: wspólnych posiłków. I, cóż, było to widoczne jak na dłoni, zwłaszcza ostatnim razem, gdy naciskała na towarzystwo przy stole i w tym momencie, gdy przekrojona na plastry karkówka wylądowała na patelni. Roztopione wcześniej masło zaczęło wypełniać pomieszczenie dźwiękiem smażenia. W odpowiednim momencie, do całości dołączyła cebula w piórkach. Gdy mięso przybrało na kolorze, a warzywo na szklistości, dodała wodę i sekret szefa kuchni. Potem zaś zatopiła dwa woreczki z ryżem w gotującej się i osolonej wodzie.
    Nagle do uszu Rose dotarł jęk zębatek. Momentalnie oderwała się od kuchenki, wyłączyła palniki i napięła jak nowa struna w gitarze. Stanęła tyłem do blatu, wbijając nań palce. Niespokojnie, w pełnym przerażeniu, wychylała się w kierunku drzwi. Znów mrugała nerwowo, a jej wargi poczęły trzęść się w oczekiwaniu na niebezpieczeństwo, o którym wspominał Sava. To była pierwsza myśl – ktoś z ‘Mole. Ta trwoga tylko urosła przez te naście godzin, a przez ostatnie pięć zakotwiczyła się w umyśle. Nie chciała tam wracać. Tak bardzo… nie chciała.
    — To tylko ty… — powiedziała z westchnięciem. Sava. Był zagrożeniem i nie-zagrożeniem jednocześnie. Mniejszym złem. Na twarzy Rose pojawiła się widoczna ulga, a przytknięta w okolicę serca ręka tylko wzmacniała przekaz, jakoby spodziewała się kogoś zupełnie innego. Bo tak… było. Zawsze popadała w skrajny pesymizm i paranoiczne myśli. Kiedy wychodził, cóż, nie powiedział, kiedy wróci. W mieszkaniu mógł pojawić się ktokolwiek i – jasne – wkładany w zamek klucz powinien uspokoić wartki potok myśli Róży, ale było wręcz odwrotnie – ci ludzie, ci źli ludzie, unikali wybuchów i pościgów i zawsze, o ile było to możliwe, wybierali opcję załatwiania spraw po cichu, bez świadków. Nie była znacząco obeznana w przestępczym świecie, choć zdawała sobie sprawę, iż istnieje; żyje i tętni potwornością. Ciężko byłoby nie mieć tej świadomości, kiedy spędzała w upapranym od stóp do głów niecnymi czynami ‘Mole. I, równie ciężko, byłoby jej udać, że nie wolała się trzymać od tego z daleka. Często gęsto zabawiała mężczyzn, kobiety w sumie również, z których palców skapywała krew mniej lub bardziej winnych ludzi, ale jakimś cudem udawało jej się nie zawiązywać z nimi nazbyt biznesowych relacji. Max był jedynym wyjątkiem, chociaż – summa summarum – i tak ich rozmowy ograniczały się do handlu. Coś za coś.
    — Herbata? — powiedziała Róża, zawieszając na nim na ledwie sekundę wzrok. Potem ujęła podarunek w obie dłonie i mimowolnie przyjrzała się etykiecie, obrazkom pokrzyw i w duchu stwierdziła, że wygląda b a r d z o aptecznie. Tak, jak herbaty tego typu mają w naturze. Jej usta przybrały wyraz… Wdzięczności? Dyskomfortu? Niepewności? Ciężko powiedzieć. W każdym razie odwróciła się twarzą do blatu i posłusznie nacisnęła przycisk przy czajniku. Następnie sięgnęła, wspięła się na palce: bo szafki były zawieszone nazbyt wysoko, po dwa losowe kubki; wysokie, zdecydowanie bardziej pojemne niż klasyczna szklanka. Uwolniła opakowanie herbaty z plastikowej folii i wrzuciła do porcelany dwie torebki z suszem. Cały czas spoglądała na niego kątem oka, co było cholernie widoczne, ale w swojej naiwnej świadomości myślała, że wcale a wcale.
    — Dziękuję — i naprawdę była wdzięczna, chociaż nie potrafiła zmusić się do odwrócenia. Podobnie jak wcześniej, widok kuchni był bezpieczniejszy. Wciąż czuła, że jest między nimi jakieś napięcie. Całkiem, kurwa, słuszne – wampir i człowiek. To jak wpuścić lisa do kurnika i liczyć, że nic złego się nie stanie. Jasne, że nie potrafiła być w pełni spokojna. Minęło za mało czasu na osiągnięcie stabilności i uznanie tematu za zakończony. Sił starczyło ledwie na przetworzenie nowych zagadnień i trwanie w przynajmniej pozornej świadomości tego, co działo się wokół.
    W każdym razie: postarał się. Herbata, papierosy, tylko… Te podpaski. Miesiączka. Przekornie, od jakiegoś czasu, więcej niż miesiąca, jej nie miała. Myślała, że problemem jest wyjałowiony organizm, ale prawdziwym powodem była, a jakże, ciąża, o której nie miała bladego pojęcia. Niemniej, nie skomentowała „kobiecych przyborów”, które bezsensownie nabył. Zresztą… Nie bardzo wiedziała, jak działa wampiryzm wobec krwi menstruacyjnej i w swojej niewiedzy założyła, że podobnie jak na filmach – jakakolwiek krew wzbudza w nich morderczy szał. Tym mocniej ucieszyła się z ułomności własnego organizmu. Miała, co prawda, chęć zapytać jak naprawdę działa i co na niego działa, ale gdy tylko pytanie wpadło w zwoje, od razu poczuła się głupio. „Sava, czy jak będę krwawić, wcale nie z palca, to coś się stanie?” – błagam, jak to brzmi. W każdym razie, pomijając powyższy aspekt, to było miłe. Czuć, że ktoś się o nią troszczy, że myśli szerzej i dalej o jej komforcie. Dziwne. Nieznane. Może nawet, te uniesione nieznacznie kąciki ust, wynikały właśnie z tego?
    Tak czy tak, znikły w moment, przekształciły się w wyraz – o dziwo – smutku, w którym dostrzegła torebki z krwią. Ten wampiryzm nie był mu na rękę; nie potrzebowała być inteligentna, by to dostrzec. A to… pocieszające. Pocieszające, że nie czuł się dobrze z tym, do czego „choroba” doprowadzała. Bez zbędnych ogródek – picia krwi z ludzi. Wysysania ich jak najlepszy drink ze słomką i palemką.
    Przestała na niego łypać. Już nie tylko pozornie (bo przecież to nie tak, że gapiła się na niego kątem oka, ależ skąd), ale po prostu – prawdziwie. Wymówkę też, na wszelki wypadek, miała – czajnik zakończył podgrzewać wodę, a ona, jak zaklęta, sięgnęła rączki urządzenia i rozlała ciecz.
    To na wszelki wypadek.
    O czymkolwiek mówił (bo nie widziała wyciąganej broni), nie brzmiało to dobrze. Uznała, że nawiązuje do krwi i nie wystosowała niczego, prócz krótkiego, niemego niemalże westchnięcia. Cóż, lepiej tak, niż jakby miała stać się ów drinkiem. Tę część wciąż przetwarzała w głowie. Mógł ją zabić, nie musiał, bolało – tylko jak mocno? Czy mogła mu w tym pomóc? I co, jeśli pomoże. Tyle pytań. Za mało odpowiedzi. I… brak okazji do ich poznania. Jeszcze, bo gdy Sava wrócił z sypialni, wystosowała informację o czekającym na niego, rozgrzewającym i ziołowym napoju.
Potem już tylko cisza, dyskomfort sytuacji, gonitwa myśli i dźwięki przyrządzanego w pośpiechu posiłku. Trwało to zresztą jakiś czas. Czas, w którym milczała. Czas, w którym przetwarzała żywność, nadawała jej smaku oraz kształtu, aż wreszcie estetyczne ułożyła na talerzu. Oczywiście, cały czas rzewnie trwoniąc intelekt nad tym, by jadło było zgodne z tym, co jeść mógł, a czego nie.
    Chwyciła za spodki i z, o właśnie, słodko gorzką mimiką ze szczyptą nadziei i troski podeszła do wiszącego nad laptopem Savy.
    — Zjesz… ze mną? Nie ma… czosnku — zaczęła niepewnie, stojąc tuż za jego plecami. Była ewidentnie rozkojarzona. Spojrzała sugestywnie na talerz, jakby chcąc przekonać mężczyznę, że potrawa była wyborna i smakowita, a przez obecność wieprzowiny także sycąca. O warzywach to już w ogóle nie ma co mówić, bo tylko przykrość można głodnemu wyrządzić takimi zdaniami. Dla niej żywność była niemymi słowami, których nie potrafiła wypowiedzieć. Dla niego zaś trucizną. Znaczy, o tym nie wiedziała. Ale! Wyszła z założenia, że uszczuplenie przepisu o kluczowy składnik pozwoli na wspólne spożycie tego z czułością i dbałością ułożonego dania. — I… przepraszam i... dziękuję. Za wszystko. — zająkała się, bo już sama nie wiedziała co ma z tą całą sytuacją, ich relacją, samą sobą zrobić.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptySob Sty 06, 2024 6:04 am

- Ta. - Odmruknął krótko, zerkając krótko na jej uspokojoną już postawę. Domyślał się, skąd ten strach. Był on jak najbardziej uzasadniony. Pytanie, przed czym bardziej? Przed potencjalnym zagrożeniem z Mole czy przed nim? Widać, że jednak uspokoiła się, kiedy ujrzała właśnie jego. Zanotował to w głowie, choć na razie, niezbyt wiele to zmieniało. Dalej miał w pamięci bardzo wyraźny obraz jej obrzydzonej i przerażonej twarzy.
- Dokładnie tak. Herbata. - Odpowiedział dalej tym samym, pozornie neutralnym tonem, za którym czaiła się ta nuta goryczy wywołana po ostatnich wydarzeniach. - Zawiera dużo żelaza. Jak będziesz pić często, na pewno ci pomoże. Inne sposoby to jedzenie mięsa, ale sugerując się po ostatnim razie, kiedy ściągałaś szynkę z kanapki... Cóż, ciężko mi określić, co lubisz jeść.- Wyjaśnił już nieco bardziej łagodniejszym tonem, a bynajmniej bez tego szorstkiego tonu. Może nawet czuł się trochę rozbawiony tym, jak sobie przypomniał Rose ściągającą szynkę z kanapki. Do dzisiaj, jakby się tak zastanowić, wydawało mu się to absurdalne. Ponownie rzucił w jej stronę krótkie spojrzenie, kiedy usłyszał podziękowanie. Tak rzadko robił coś dla innych i tak rzadko słyszał tego typu słowa, że czuł się nieswojo.
- Nie ma za co. - Odmruknął, wracając do rozpakowywania asortymentu. Znał ten drażliwy mankament u kobiet, jakim była miesiączka. Uznał, że lepiej, żeby były pod ręką niż żeby szorować do sklepu "na już". Mieć zapas i komfortowo po niego sięgnąć. Oczywiście, w momencie kiedy stał przed tymi "przyborami kobiecymi", zastanawiał się, czy Rose będzie się zastanawiać nad kwestią menstruacji a wampiryzmem. Odniósł wrażenie, że właśnie w tym momencie musiało przemknąć jej to przez myśl, ale całe szczęście oboje milczeli na ten temat.
Kiedy pojawił się z powrotem w salonie, wyłapał gest ze strony czarnowłosej o kubku herbaty przyrządzonym również dla niego. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zacisnął usta. Wyglądał raczej na pozytywnie zaskoczonego.
- Dzięki. - Powiedział, łapiąc za kubek i powędrował z nim na kanapę, żeby odstawić na stół obok laptopa. Herbata była tylko herbatą. Nie przynosiła nic pozytywnego, ale negatywnego też nie. Natomiast z jakiegoś powodu zrobiło mu się miło. Atmosfera, co prawda, dalej była napięta, ale odniósł wrażenie, że chyba nie tak bardzo, jak wcześniej. Poza tym, że Sava musiał zaopatrywać się okazjonalnie w worki krwi to przypominał raczej człowieka niż wampira. W każdym razie, rozsiadł się i wziął laptopa na kolana, żeby wrócić do pracy.
Niewiele czasu minęło, kiedy usłyszał za sobą ruch. A potem dziwną presję. Obrócił się pod silnego odczucia, że Rose się na niego patrzyła. Spojrzał na nią i zamrugał zaskoczony, widząc ją stojącą z dwoma talerzami w dłoniach.
Zjesz… ze mną? Nie ma… czosnku...
Kącik jego ust, mimowolnie, uniósł się ku górze. Nie powinien. Stłumił to szybko. Nie wiedział w sumie, czy bardziej go to bawiło, czy dziwiło. I czy powinno dziwić, skoro od wielu lat w wyobrażeniach o wampirach panował stereotyp z czosnkiem. Próba ze strony Rose o zapewnienie mu komfortu była urocza i zabawna. Patrzył się na nią długo, aż w końcu przetarł podbródek dłonią i westchnął. Zbierał myśli.
- Zjem.- Odpowiedział w końcu i wstał z laptopem, żeby odłożyć go na inne miejsce, chcąc udostępnić stół w całości. Dalej chciało mu się śmiać. Zachowanie Rose rodziło wiele pytań - czy przyswajała powoli myśl, że był wampirem? Czy rzeczywiście jakoś próbowała do niego dotrzeć? Tak czy siak, widząc jej minę i zachowanie, jak i biorąc pod uwagę fakt, że jednak przyrządziła jedzenie dla nich obojga - nie był w stanie odmówić. Czuł się, jak Aragorn z Władcy Pierścieni, kiedy dostał zupę od Eowiny. Po prostu w życiu każdego faceta przychodził taki moment, w którym trzeba było zjeść jedzenie od kobiety, nieważne, jak paskudne to jedzenie by nie było.
A dla Savy jedzenie już u samych podstaw było problematyczne. Doszedł do wniosku, że musi wyjaśnić jej to później.
- ...To znaczy? - Spytał skołowany, kiedy ciemnooka wydukała z siebie i przeprosiny i podziękowania. - Nie masz za co mnie przepraszać. Ja... Rozumiem... - Mruknął niepewnie, urywając sentencję. I nie dokończył jej, bo nie wiedział, jak ująć to w słowa.
Potem, kiedy już czarnowłosa wyłożyła talerze na stół, zerknął na talerz i niepewnie sięgnął po widelec. W tym momencie, gdy to zrobił, dotarło do niego, jak dawno nie jadł tego typu dania. Jedzenie ludzkie ogółem i okazjonalnie zdarzało mu się zjeść, ale nie obiad. Czy tam, obiado-kolację. Spojrzał jeszcze niepewnie w stronę Rose. To, co teraz się działo, to po prostu wspólne oswajanie do swojej obecności.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptySob Sty 06, 2024 6:34 am

    Ucieszyła się. W duchu, nie na twarzy, bo wciąż targały nią silne emocje. I on, chyba, też. Chciała w to wierzyć. Najgorsze było jednak to, że rozbijała się od skrajności, do skrajności. Ale jedno pewne – cholernie nie chciała żyć w takiej atmosferze. Nie, teraz kiedy na horyzoncie rysowało się znacznie większe niebezpieczeństwo. Nieuniknione, zdaje się. Siedzieli na beczce prochu, podpalili lont – i nikt nie wiedział, gdy pójdą z dymem. Konflikty niekiedy były potrzebne, bo dzięki nim można było przewartościować pewne sprawy. Niemniej, na ten moment nie miała na to ani ochoty, ani siły. Umysł był obciążony. Ciało zresztą też.
    Nie czekając na zaproszenie – przełożyła rękę przez ramię Odobescu i ułożyła nań stole talerz. Naprzeciw oczywiście swój. Pytanie Savy dotarło do niej, a i owszem, ale potrzebowała chwili, by przetworzyć i ułożyć sentencję w głowie. Nie zostawiła go jednak bez odpowiedzi, wydostała z ust ciche, niemrawe „w porządku” i wróciła do kuchennych szafek, by wydobyć z nich odpowiednie przybory.
    Usiadła naprzeciwko, celowo zresztą, uważnie mu się przyglądała. Rzecz jasna, tylko w tych momentach, w których ich spojrzenia nie napotykały na siebie. Choć… Naprawdę lubiła sposób, w jaki na nią niegdyś patrzył. Nie odrywał oka na więcej, niźli to konieczne, od jej twarzy lub ciała. To, co wtedy czuła... Nie ma słów, by to opisać. Ale to przeszłość. Teraz… Teraz musiała znosić to przepełnione smutkiem spojrzenie. Powstrzymywać się przed nęcącą mózg potrzebą złapania go w ramiona. Raz odrzuconej, ciężko było jej przemóc niechęć. Co więcej, na ten moment wydawało jej się, że co najwyżej by go rozzłościła. A tego nie chciała. Potrzebowali czasu. I on, i ona. Cierpliwość… Tak. Szkoda, że zawsze miała w tej materii braki.
    Zatopiła widelec w kawałku wieprzowiny, przesunęła nim po sosie i umieściła w ustach. Było dobre – rozgrzewające, ciepłem spływało do żołądka, który w zdziwieniu nagłym napełnieniem wydał z siebie głuchy jazgot głodu. No tak. Rose była człowiekiem, potrzebowała konkretnie ludzkiego pożywienia.
    — Mam cię za co przepraszać… Jesteś dla mnie dobry, a ja… Ja cię uderzyłam Sava. I to… wszystko, co zrobiłam — wydukała w końcu, nieomal płaczliwie, choć oczy miała co najwyżej zmęczone, a nie zasnute łzami. Nim zdążył odpowiedzieć, dodała: — Po prostu… przyjmij do wiadomości. Nie musisz odpowiadać… A… Smakuje ci? — zapytała z krzywym, acz pełnym nadziei, marnym uśmiechem i podniosła oczy znad talerza. Jeśli myślał, że próbowała uciąć nieprzyjemnemu tematowi łeb, to miał rację. Średnio znosiła ingerencje we własne słowa. Gdyby wysłuchał co ma do powiedzenia, cóż, może wyszłoby lepiej.
    Jedzenie, posiłek, to często nieme wyznanie tego, co oczywiste. Głównie rodziców wobec dzieci, ale wobec partnera, pretendenta do tego tytułu… Czemu nie? Zależało jej na nim. Na Savie. Nie wampirze, nie potworze. Na nim. I mimo wszystko tak właśnie na niego patrzyła przez większą część tego dnia. Nie wiedziała, czy działo się tak za sprawą niegasnącego, o dziwo, uczucia, czy jednak myśli, że i tak nic lepszego ją nie spotka. Pewnie miałaby większe wątpliwości, gdyby nie to, iż miłość pojawiła się w jej sercu, a przynajmniej tak myślała, dużo wcześniej, niż w y p a d e k.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptySob Sty 06, 2024 7:04 am

Sava chciałby wrócić do tamtych momentów, kiedy dla Rose był osobą. Człowiekiem. Jeśli jednak miałoby tak zostać na dłużej, rzeczywiście czarnowłosa żywiłaby uczucia do kogoś, kto nie istniał. Gdyby ich relacja miała się opierać tylko na okazjonalnych spotkaniach, znając go tylko z ulotnych chwili... Cóż, resztę dopowiadałaby jej własna wyobraźnia. A później Sava, którego by pokochała, istniałby głównie tylko w jej głowie.
Teraz, gdy wiedziała, czym był, to było bardziej niż zderzenie z rzeczywistością. Lepszym określeniem byłoby zderzenie z pociągiem, który przejechał po niej, pokiereszował śmiertelnie, deformując i rozrywając jej ciało... Tylko bez śmierci. I żyj tak, z tą wiedzą. Jednooki wiedział, że tę wiedzę było ciężko przyswoić. Teraz, kiedy już te emocje nie były tak duże i burzliwe, dziwił się, że dalej tu była. Obawiał się, że jak wróci, to już jej nie będzie. Że ucieknie z własnej woli. Ale nie zrobiła tego.
- Nie byłaś sobą. Rozumiem. - Odpowiedział, celowo nie odpowiadając jeszcze na pytanie o smak jedzenia, bo ten - niestety, był dla niego mdły. Jadł powoli i bez większego przekonania. Cóż, miłość jednak nie potrafiła przeskoczyć pewnych rzeczy. - A co do jedzenia - dawno takiego nie jadłem. - Odpowiedział wyjątkowo dyplomatycznie i spojrzał na nią uważnie, próbując wyłapać jakąś konkretną reakcję. Powiedział przecież prawdę, a że można było to dwojako zrozumieć... - ...Co do czosnku, to tak nie działa, jak myślisz, ale dziękuję, że o mnie pomyślałaś. - Poruszył temat "czosnek vs wampiry, bo jednak nie mógł pozwolić jej żyć w błędzie, skoro perspektywa na wspólne mieszkanie dla sięgać trochę odległą przyszłość. Mimo, że odezwał się z powagą, to znowu usta drgnęły mu w ledwo widocznym uśmiechu. Niemniej, to nie czas na żarty. Na razie Sava wymieniał z nią słowa, które bardziej przypominały oficjalną uprzejmość.
- Możesz się mnie pytać. Odpowiem na wszystko. Na pewno dręczą cię pytania w związku z tym, co ci powiedziałem. - Zachęcił wciąż tym samym, neutralnym tonem i obdarzył ją znowu dłuższym, i uważnym spojrzeniem.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptySob Sty 06, 2024 4:23 pm

    Sęk w tym, że właśnie była sobą. Wykręconą, rozbitą psychicznie, ale sobą. Przecież zachowanie Rose, uderzenie go, nie wynikało z pojawienia się w niej kolejnej osobowości albo obcego bytu, który zmusiłby do uczynienia jednej z gorszych rzeczy, jaką można wyrządzić drugiemu człowiekowi. I jasne, żałowała, bo koniec końców przeszło to przez filtr świadomości, ale niezaprzeczalnie, sam fakt, że właśnie po to sięgnęła, w pierwszym odruchu, mówił sporo na temat wzorców, jakie nabyła jeszcze w czasach dzieciństwa. A z racji, iż te wynikają głównie z doświadczeń człowieka… Dwa do dwóch. Matka O’Brien lała jak wściekła, gdy coś szło nie po jej myśli.
    Westchnęła cicho. Rozumu miała może i mało, ale pewne sprawy diagnozowała zaskakująco szybko. Choćby i własne, toksyczne zachowania. Bo… Zdawała sobie sprawę, że one istnieją i mają się dobrze. Tylko szkoda, iż zwykle nie potrafiła opamiętać się w porę. Dopiero po czasie, gdy emocje opadły, przez jazgot wewnętrznego dziecka przebijał się dorosły, trzeźwy głos. Karcący, należy zaznaczyć. W każdym razie nie skomentowała, uznając, że wykłócanie się na temat słuszności (lub nie) przepraszania mija się z celem.
    W przeciwieństwie do wcześniejszego, ukrytego łypania, teraz oplotła go nieskrępowanym i uważnym spojrzeniem. To, że przyrządziła zaawansowany, jak na nią, posiłek wynikało tylko i wyłącznie z tego, że miał go zjeść Odobescu. Dla samej siebie, cóż, posmarowałaby kromkę masłem. A tu proszę: dobre, doprawione od serca, estetyczny wygląd. Na jego talerzu, oczywiście. Na jej panował istny chaos, bo uznała, iż dekoracja własnego to strata czasu.
    — Naprawdę? — powiedziała z przebijającą się nań ekscytacją. Nie jakąś krzyczącą, ale widoczną. Smakowało mu, tak myślała, kompletnie wolna od wiedzy, że dla osób jego rasy co najwyżej jak karton. Mdłe, pozbawione tego, co sama wyczuwała w daniu. Ale… Rose była schematyczna, jeśli ktoś ją pochwalił, albo przynajmniej tak jej się wydawało, śpieszyła ze zbyciem teorii, jakoby zrobiła coś dobrze. — To… proste danie, ale dobre… Tylko chyba przesoliłam… Sama nie wiem. Mogłam to zrobić lepiej…
    I nie było, o dziwo, w tej wypowiedzi próby zagarnięcia większej ilości atencji. Naprawdę nie potrafiła przyjąć do głowy idei, iż cokolwiek robiła tak, jak należy. Lata praktyki, lata doświadczeń. Niekoniecznie miłych.
    — Nie? …Mówiłeś, że z… Jest podobnie jak na filmach — zaplątała się, celowo unikając wypowiedzenia „wampirami”. Wciąż miała trudność z przyznaniem się przed samą sobą, że naprzeciw nie siedział człowiek, a krwiopijca. Unikała tego nieuchronnego tematu tak długo, jak to tylko było możliwe.
Nabrała na widelec porcję ryżu, dodając do całości kawałek odciętej wcześniej wieprzowiny i znów – koordynacja ręka, usta. Opanowana do perfekcji w jedzeniu nie tylko.
    — Nawet… Nie wiem, od czego zacząć… — zapowiedziała, a jej żołądek momentalnie zmniejszył się o dwa rozmiary. Odłożyła sztućce na talerz, zwiesiła ciało i trwała w tej pozie dłużą chwilę. Obie ręce powędrowały na wciąż nagie uda i na nich też zacisnęła palce. Myśl pinky, myśl. W końcu podniosła głowę, wzrokiem utkwiła jednakże nie w Savie, a gdzieś za nim. — Jak… do tego doszło? Jest was więcej? I… Jeśli tak, to… Jak wielu? Znasz… innych? Czy… Oni wiedzą, że ja wiem? Nie mogę... nic zrobić, żeby ci… pomóc?
    Seria pytań. Jak z karabinu maszynowego.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptySob Sty 06, 2024 4:53 pm

Nawet ktoś taki, jak jednooki, miał swoje granice. Niemniej w jego opinii - słusznej we własnym mniemaniu - czarnowłosa po prostu była wtedy ogarnięta obłędem. Nie oszukujmy się, skoro nie lunatykowała, a stała nad nim z nożem i prośbą o złożenie śmierci, nie myślała wtedy racjonalnie. Nie była sobą. Była w stanie głębokiego wzburzenia emocjonalnego. Tak zwane działania w afekcie. Nie chciał tego roztrząsać ani drążyć i cieszył się, że temat szybko zgasł.
Wyłapał to zadowolenie na jej twarzy. Więc wzięła to jako komplement. Dobrze... Chociaż, czy na pewno? Na ten moment wydawało mu się jedynym słusznym rozwiązaniem, bo on też chciał zakopać tę dziwną wojnę, która odbywała się w zabijającej ciszy. Teraz skłamał, kiedyś przyjdzie czas na wyjaśnienia. Znaczy, skłamał... Powiedział absolutną prawdę. A to dawało furtkę do łatwego naprostowania tematu w przyszłości.
- Naprawdę. - Przyznał z nieodgadnionym uśmiechem na twarzy. To jego wredne "ja" cieszyło się, że Rose tak łatwo odebrała jego słowa jako komplement. - Nie przejmuj się. Zapewniam cię, że gotujesz lepiej ode mnie. - Kolejny fakt. Same fakty. Przecież nie gotował, bo nie musiał, więc Rose nie miała dużej poprzeczki do pokonania.
- Mówiłem, fakt... Ale powiedziałem też, że większość rzeczy się pokrywa, ale nie wszystko. Czosnek nie ma żadnych zabójczych właściwości na wampiry. Podobnie zresztą z wodą świeconą, przebywaniem w kościele... Co zresztą w sumie wiesz. - Odpowiedział znowu wyprany z emocji, wyłapując to, że jej samej nasuwało się słowo "wampir" na język.
Sava spokojnie przełknął kolejną porcję, którą mielił już od dłuższej chwili. Zawiesił na niej wzrok, czekając na pytania. Skrępowanie z jej strony nie pomagało, czuł się przytłoczony faktem, że nie był człowiekiem i tym, że teraz o tym wiedziała. Musiał jednak stawić temu czoła, skoro miała z nim mieszkać. Machnął ręką w geście, żeby ją zachęcić do mówienia. Jednak na pierwsze już pytanie nieznacznie ścisnął widelec w ręku i zagryzł policzki od wewnętrznej strony.
- ...Mogę ci powiedzieć tylko tyle, że nie prosiłem się o to. - Odpowiedział przyciszonym tonem i przełknął głośno ślinę. - Jest nas więcej i, tak, znam innych. Na ten moment nikt nie wie, że wiesz i lepiej, żeby tak zostało, bo z tego też mogą się zrobić niepotrzebne kłopoty. Lepiej, żebyś nie rozpowiadała, bo to, że nikt ci nie uwierzy, to swoją drogą... Ale jest organizacja, która czuwa nad tym, żeby ludzie nie dowiedzieli się o nas. - Wyjaśnił już nieco spokojniej, uważnie jej się przyglądając. - ...I sam nie wiem, jak miałabyś mi pomóc. I w czym, dokładniej? - Tym razem to on spytał i uciekł wzrokiem, który utkwił w talerzu. Wrócił do mozolnego jedzenia obiadu.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptySob Sty 06, 2024 5:20 pm

    — Ale nie oblewaliśmy się wodą święconą tylko… Winem mszalnym. Jesteś… pewny? — dopytała z widoczną na twarzy konsternacją i wkradającym się ukradkiem dowcipem.
Jasne, że był, skoro trwał w tym stanie od dwudziestu lat, a więc, w rozumowaniu Rose, od dziesiątego roku życia. Dalej nie wierzyła w prawdziwość dokumentów, co zresztą było zrozumiałe, jeśli wziąć pod uwagę, iż nie rozumiała teorii nie-starzenia się wampirów. Nie znała jej. Bo przecież… Gdyby nie dojrzewały, miałby twarz dzieciątka. Nie mężczyzny w kwiecie wieku. Przystojnym z samej twarzy, a w połączeniu z jego osobowością, jakby... pikantny.
    — Mogę się tylko domyślać… Byłeś… dzieckiem — wtrąciła smutno, dając jednocześnie wgląd w to, co zostało poruszone wyżej. W jej rozumowaniu to spostrzeżenie miało jak najbardziej sens. Bezbronne dzieciątko padło ofiarą jakiejś mocy. Klątwy? Nie była pewna. Z tego, co mówił, wynikało, że zarażenie c h o r o b ą nie odbywa się przez ugryzienie. Więc jednak coś innego, pytanie – co. Na ten moment powstrzymała się jednakowoż od wchodzenia w ten temat. Musiała ograniczyć pytania do niezbędnego minimum potrzebnego do przetrwania. — To… Przykre.
    Więcej – ilu? Zna – jakich? Niekończący się strumień pytań, które przechodząc przez filtr umysłu, gasły szybciej, niźli zdążyły się zapalić. Nie prowadziła statystyki, a próbowała przeżyć w towarzystwie wampira. To, że nikt o niej nie wiedział, w zupełności wystarczyło, by oddalić niebezpieczeństwo. Na moment, krótki i ulotny, bo już po chwili nadeszło nowe, zdaje się większe. Organizacja. Usta Rose wykrzywiły się w coś, co naniosło na nie wzbierający strach. Brzmiało poważnie. Było, zresztą, poważne.
    — O tym niebezpieczeństwie… mówiłeś? Ta organizacja… co zrobią… ze mną? Z tobą… — znów zaczęła dukać. Nie jąkająco, ale brzmiała tak, jakby każdą literkę wypowiadała z osobna z coraz większym przerażeniem na myśl o tym, iż worek z zagrożeniami rósł. On, ‘Mole, Organizacja. Co jeszcze będzie musiała unieść?
    Nie żałowała, że go poznała. Żałowała jednak, że okoliczności okazały się cholernie trudne. Miał być miód, a jest… Cóż. Wszystko pogarszała idea, jakoby nie tylko jej, ale też jemu groziło coś tajemniczego i obcego. Coś, co z samej tylko nazwy nie zachęcało do sprawdzenia konsekwencji na własną rękę.
    — Ta… krew… W lodówce. Czy… ona pomaga na… no wiesz? Macie do niej… stały dostęp? Czy… wtedy jest lepiej? — To akurat było istotne. Jeśli spożycie karmazynu pomagało w opamiętaniu, jak wstrzyknięcie leku uspokajającego, to byli na dobrej drodze, by w spokoju przeżyć najbliższy czas. Miała nadzieję, że to potwierdzi, że tchnie w nią wiarę w lepsze jutro.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptySob Sty 06, 2024 5:55 pm

Brew nieznacznie drgnęła ku górze. Trwał w tej samej konsternacji z powodu wysnutego przez Rose wniosku. A to był dopiero początek.
- Jestem pewien. Przetestowałem sporo rzeczy- - Urwał sentencje, kiedy przyłapał się na tym, że chlapnąłby niepotrzebnie za dużo. - W każdym razie, woda święcona nic mi nie robi, czosnek tak samo, no i mogę chodzić do kościoła... - Sprostował szybko i westchnął. Choć pojawiało się tutaj duże pole dla żartów, dalej nie chciał sypać dowcipami. Czuł się dziwnie w jej towarzystwie jako wampir. Zdecydowanie łatwiej było być dla niej człowiekiem.
Mówiąc o tym, że początek wielkich konsternacji dopiero nadchodził. Sava wbił w nią spojrzenie, marszcząc brwi. Analizował to, co właśnie powiedziała, a potem pokiwał głową przecząco.
- N-nie byłem wtedy dzieckiem. - Wyprowadził ją z błędu i odkaszlnął sugestywnie. Przełknął głośno ślinę, próbując zebrać myśli. - Zostałem przemieniony, kiedy miałem trzydzieści dwa lata, Rose. To było kilkanaście lat temu. Wiesz, jakby... Tak trochę przestałem się starzeć. Jakkolwiek to brzmi. - Przyznał otwarcie, choć z dużą konsternacją malująca się na twarzy. Patrzył teraz na nią ostrożnie, próbując wyłapać wszystkie zmiany w jej mimice.
- Tak, o tym. - Przytaknął. - Póki nikt się nie dowie, że wiesz, nic się nie stanie. Ani z tobą, ani ze mną. I tak długo, jak będziesz się tego trzymać, tak długo nie będziemy musieli myśleć o tego typu zagrożeniu. - Wyjaśnił dość pewnym głosem, chcąc uciąć tym samym niepotrzebne dywagacje ze strony Rose. Owszem, uświadomienie jej o kolejnym widmie zagrożenia było potrzebne, ale na razie mieli Mole na głowie. Nie mógł dowalać czarnowłosej więcej problemów do głowy, szczególnie, że poprzedniego wieczora latała jeszcze z nożem po domu. Musiała się oswoić z tym, że musiała mieszkać pod jednym dachem z wampirem, miała już o czym myśleć
Znowu, pytanie, tym razem odważniejsze. Ciemnooka nawiązała do krwi w lodówce.
- Pomaga. W sensie... - Zmieszał się i odwrócił od niej wzrok. - ...Najlepsza krew to ciepła krew. Ale na pewno takie rozwiązanie jest lepsze i zmniejszy ryzyko do... - Urwał i spojrzał na nią szeroko otwartym okiem. - To jest logiczne, Rose. Potrzebuję krwi, jako pożywienie. Wszystko na tym świecie potrzebuje jedzenia. Skazywanie siebie na głodówkę dramatycznie zwiększa szanse na to, że rzucę się na ciebie w pierwszej kolejności. - Przyznał i opuścił wzrok na talerz. Tylko tym razem westchnął ciężko, bo to, co powiedział, kosztowało go sporo. Nawet jak ruszył machinalnie ręką, żeby znowu nadziać kawałek mięsa na widelec - puścił ramię luzem, w geście poddańczym. Rozmowa, mimo że sam ją zaproponował, trochę go jednak przerastała
- Trzeba mieć stały dostęp. - Dodał po krótkiej przerwie, nie patrząc już na nią więcej. Na razie. - Ale ten dostęp może być różny. Ja na razie znalazłem pewną opcję. Mówiłem już, nie musisz się mnie bać, dopóki nie jesteś za blisko. - Wyjaśnił nieco zmarnowany, przypominając sobie znowu jej obrzydzenie oczami wyobraźni. Jedzenie, choć nie było dobre, to całkiem mu już zbrzydło.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptySob Sty 06, 2024 6:43 pm

    Pokiwała głową ze zrozumieniem. Przynajmniej próbowała. Czosnek nie zabija, może chodzić do kościoła, woda święcona to jak tanie perfumy. Ma sens, ale tylko taki, że wiedzę tę pozyskała ze źródła i Sava wydawał się, zgodnie z zapewnieniem, pewien. Nie polemizowała z tym. Jakby to ująć – nigdy nie miała styczności z wampirem, musiała, chcąc nie chcąc, polegać na tym, co mówił.
    — To teraz masz… — wyliczyła na palcach. — Pięćdziesiąt… parę? — Trzydzieści dwa plus dwadzieścia. Zaawansowana matematyka. Otworzyła szeroko oczy, podniosła spojrzenie na jego oko, szukając w nim jakiegoś dowcipu, żartu. Jeszcze te cholerne dokumenty. Prawie pamiętała rok. Chyba. Wciąż miała problemy z zapamiętywaniem dat. Ale cóż, wszystko wydawało się zgadzać. Zgadzało się to, że pokochała pięćdziesięcioletniego wampira. No, kurwa, świetnie. Potrząsnęła głową z szoku, nie większym, niż gdy dotarła do niej informacja o naturze Savy, ale całkiem zbliżonym. Nie, żeby wiek był przeszkodą, bo nie (psst… była prostytutką, obsługiwała i takich, którzy ledwo się czołgali), ale… Ściągnęła brwi, kasłając żałośnie, bo przeżuwany w międzyczasie kawałek mięsa stanął jej w gardle. Szybka akcja auto-ratownicza i kęs wrócił tam, gdzie miał. Tylko, jakby, nie zmieniało to niczego. Dalej wyglądała na spłoszoną.
    — Rozumiem — zakomunikowała drżąco, bez zbędnego wnikania w całe to bagno. Wystarczyło, że o nim wiedziała. O tym, że lepiej się nie afiszować z wiedzą, którą otrzymała w kompletnie nieproszonym prezencie. Gdyby wiedziała od początku, może nigdy nie znaleźliby się w tym miejscu. Mleko się rozlało i musiała jakoś to przełknąć. Może w nocy, może w łazience. Może w łazience nocą. Jakkolwiek.
    Kolejnych dialogów wysłuchała w ciszy. Ciszy przerywanej przez dudnienie serca, które Odobescu mógł słyszeć bardzo wyraźnie. Rose robiła dobrą minę do złej gry, bo choć organ wskazywał, że należy uspokoić to wszystko, to jej twarz odejmowała mu mocy. Jasne, miała na niej zawieszony szok, niedowierzanie, strach, ale znacznie mniej wyraźny, niż mógł się spodziewać.
dopóki nie jesteś za blisko.
    — Wiem, mówiłeś… Ale… — urwała, bo dokończenie zdania przerosło jej możliwości i nagle, w przypływie nieokrzesanej energii, zaczęła nerwowo wpakowywać do ust kolejne porcje strawy.
Widelec za widelcem, byle zatkać czymś buzię i nie narażać się na ciągnięcie za język. Jak ktoś je, to przecież nie mówi. Logiczne. Potrzebowała tej chwili wytchnienia, żeby ponownie przekalkulować, rozłożyć na czynniki pierwsze, obrócić i obejrzeć z każdej strony to, co starał jej się przekazać. Starał się, słowo klucz. Większość treści rozbijała się głuchym echem po umyśle. Każda odpowiedź ciągnęła za sobą kolejne pytanie do kolekcji. I tak w nieskończoność. Część, rzeczywiście, udawało jej się ugasić, pozostawała jednak ta druga, która chyłkiem uciekała ustami.
    — Ja… Ja… Chcę. Chcę b-być… B-b-blisko— zająkała się, a jej palce, zaciśnięte na widelcu, trzęsły się z niesamowitą mocą. Nagle poderwała się gwałtownie, tuż po ostatniej literce, złapała ciężki oddech i chwyciła za w pół opróżniony talerz. Więcej nie zje – raz, była już syta, dwa – nerwy zaplątały żołądek w supeł. Być blisko wampira. Wampira, który najwidoczniej tego nie chciał. Odrzucił ją wczoraj, odrzucał ją i dziś. Bała się go, on bał się jej. I oboje mieli to sobie za złe. No po prostu cyrk na kółkach, tylko klaunów brak. A… nie. Są dwa: jedna kobieta i mężczyzna. — Przepraszam… pieprzę już głupoty… nie wiem, co mówię… Tak… Nie, to znaczy… Nieważne, po prostu… Zapomnij — mówiła kolejno, nie dając mu nawet miejsca na odniesienie się do słów, które wychodziły z jej ust.
    I stała tak, przy tym stole, z uniesioną ręką a nań talerzem, motając się przy tym, jak nastolatka, która właśnie wręcza swojemu uwielbianemu koledze laurkę na walentynki. Całowali się, dotykali; łatwizna. Powiedzieć, że wcale nie ma się ochoty na bycie daleko? To za dużo dla trzydziestoletniej prostytutki, która właśnie próbowała się oddalić od miejsca zbrodni, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Paradoks, żałosny i śmieszny. Co niby miała zrobić z faktem, że mimo całego tego obrzydzenia – a to i tak złe słowo, kompletnie nieoddające tego, co czuła – względem tych istot, przez pomoc miała na myśli tą realną. Boli, ale jak boli: to ból do zniesienia, to ból większy, niż ten, którego doświadczała przez ostatnie ponad dziesięć lat? Czy… W ogóle jej własna krew się nadaje, a co, jeśli dowie się o tym organizacja, z której, najpewniej, pobiera zapasy? Mówił, że to nie zabije, ale może. Więc pewnie… Pewnie każdy pobór to ryzyko śmierci dawcy. Słodka śmierci, która w zetknięciu z tym wszystkim była coraz mniej cukierkowa. Zupełnie inaczej to sobie wyobrażała. Jakby… Bardziej poetycko. Jak pierdolony Werter, w ładnych słowach, nieważne, że kłucie po narządach wewnętrznych wcale nie wygląda urokliwie. To ta część, której nie zamierzała przecież spisywać.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptySob Sty 06, 2024 7:25 pm

Mina Rose była wymowna. Z jakiegoś powodu, nie przemyślał tego, że mogła aż tak zszokować się na wieść o jego wieku. Bardziej absorbujące było myślenie o tym, że powiedział jej o swoim wampiryzmie. Skrzywił się nieznacznie, nie wiedząc samemu, jak zareagować. Jeszcze to, że kobieta zakrztusiła się jedzeniem ze zdziwienia. Sava wydał z siebie dziwny pomruk i odwrócił głowę.
- Przeszkadza ci to? - Spytał wyraźnie speszony. Nie, czy przeszkadza ci to, że jestem wampirem, tylko czy przeszkadza ci to, że mam pięćdziesiąt lat. Bo przecież wiek był tutaj teraz najbardziej istotną rzeczą do dyskusji, prawda? I zresztą... W czym miałoby to "przeszkadzać"? Sam nie wiedział, ale jednak pytanie samo wymsknęło mu się z ust.
Kiedy wyjaśniał dalej, cierpliwie, choć z targającymi go od wewnątrz emocjami, do jego uszu doleciał dźwięk przyspieszonego bicia serca. Wpatrywał się w nią badawczo, szczególnie wtedy, gdy chciała coś powiedzieć, ale nagle żywiołowo zajęła się swoim jedzeniem. Sava poszedł jej śladem i kontynuował spożycie tego, co sam miał na talerzu, ale zdecydowanie mniej energicznie. Wyglądał teraz, jakby szedł na skazanie. Niemniej, to chyba nie rzuciło się w oczy czarnowłosej, bo ta wstała nagle od stołu.
Ja chcę być blisko.
Otworzył usta, ale szybko ścisnął w cienką linię. Słowa zadziałały na niego mocno, choć w bardzo dwojaki sposób. Nie chciał ponosić się złudzeniom. Nie miał już kilkunastu lat. Przymknął powiekę na chwilę, a potem spojrzał na nią z powrotem. Ona plątała się we własnych słowach i stała, sparaliżowana emocjami. Z talerzem w ręku.
- Rose... - Zaczął ostrożnie. - Nie musisz udawać, że ci na mnie zależy. - Stwierdził, bo dalej brnął w teorię, że Rose bała się go tak mocno, że starała się go omotać w taki sposób, jakby była ofiarą porywacza, czy innego psychola. - Ja naprawdę nie chcę ci nic zrobić. Nie musisz mówić mi takich rzeczy, żeby uśpić moją czujność... Jeśli czujesz się zagrożona przy mnie, to zawsze możesz stąd wyjść. Nie chciałbym tego, ale... Już mówiłem, że nie mogę cię uszczęśliwić na siłę. - Starał się brzmieć spokojnie, choć gorycz przenikała przez słowa. Na dowód tego, że ciężko mu było utrzymać emocje w ryzach, ścisnął widelec w palcach, tym razem nie kontrolując swojej siły. Przez przypadek wygiął ją w pokrętny sposób, ale szybko naprawił zbrodnie, prostując zgięty materiał.
Nie łudził się. Czarnowłosa po prostu już nie potrafiła na niego spojrzeć tak, jak kiedyś. Zachowywała się tak, jakby była tutaj przetrzymywana. Próbowała go podejść, gotując mu obiad. Wszystko stało się znowu jasne. Przez chwilę może nawet w to uwierzył, ale... Dopiero po jej słowach dotarło do niego, próbowała zrobić. Zupełnie niepotrzebnie.
- Ja... Naprawdę chcę twojego dobra. Naprawdę zależy mi na tobie. - Wyznał ciszej, odkładając widelec. Poczuł potrzebę ewakuacji. Tak, obaj wyrażali swoje uczucia w pokrętny sposób. Na tyle pokrętny, że każde z nich odbierało zupełnie inaczej. Paradoksalnie, kiedy już mieli siebie pod jednym dachem, nie mogli być ze sobą tak blisko, jak kiedyś. I na tę myśl robiło mu się coraz gorzej. Złapał za talerz, choć nie skończył jedzenia.
- Dokończę później.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptySob Sty 06, 2024 8:16 pm

    Pokręciła głową. Niepewnie, nieprzekonywująco, nie przeszkadzał jej sam wiek, a paradoks. Wyglądał jak równolatek, a powinien już być bliżej niż dalej emerytury – odchowywać wnuki, podróżować po świecie z aparatem, fotografować wszystko jak chiński turysta. W każdym razie, podsumowując, przeszkadzał jej sposób, w jaki się o tym dowiedziała. Trochę jakby to jego wygląd ją oszukał. Nie on, bo przecież, tak jej się wydawało, nigdy nie rozmawiali na ten temat. Nikt normalny nie pyta o wiek, ludzie po prostu zakładają sobie w głowach potencjalne roczniki i uznają je za pewnik. A to błąd. Pozory mylą, a potem zostaje tylko kwas: emocje te same, co przy pomyleniu zauroczenie z miłością, pożądania z wizją wspólnej przyszłości, małżeństwa i gromadki dzieci. Może też się mylili. Może ta miłość, którą chyba oboje przyjęli, koniec końców, w świadomość, wcale nią nie była, a co najwyżej urealnieniem powiedzenia „porażki chodzą parami”?
    Usta kobiety wywróciły się w podkówkę jak u markotnego dziecka. Bo, uwaga, naprawdę czuła się jak dziecko; kompletnie zagubione w sprzecznych emocjach, które w sobie nosiła, które w niej były. Przekrzykiwały się wzajemnie jak dwa, skłócone byty. Jeden rabin mówił tak, drugi mówił nie. A jej naprawdę trudno było opowiedzieć się za którąkolwiek z opcji. Nie udawała, że jej zależy, była za głupia na podobne intrygi. Nie próbowała uśpić jego czujności, bo… Kompletnie nie rozumiała, o czym mówi. W jaki sposób. Która część jej jestestwa dała mu powód do tego, by tak sądzić? Owszem, kłamała. Sporo. Ale nigdy nie zwodziła go za nos: może z braku okazji albo – rzeczywiście – nie bawiła się w podobne, brudne gry. Czuła się zagrożona, tak. To jedno się zgadzało. Niemniej, wyjść nie chciała, chociaż on wydawał się to wyraźnie sugerować, by, przewrotnie, zaraz nieomal nakazać jej pozostanie w tym miejscu, w którym była. Wcale nie zamykał drzwi za każdym razem, gdy wychodził, co stanowiłoby najbardziej komfortową okazję do ucieczki.
    Odczekała dobrą chwilę, nim zdecydowała się zaprzeczyć własnym słowom. Zapomnij. Wcale nie chciała, by zapominał. Chyba. Ten typ tak ma, że jedno mówi, drugie robi, trzecie myśli. Trochę z natury, trochę z przypadku i ledwie szczyptę z szaleństwa. Mieszanka wybuchowa nadająca jej osobliwego smaku. Niby wszyscy ludzie mają to samo pstro w głowach, ale jej najwidoczniej udawało się łamać schematy. To, że wyglądało to, jak tragikomedia, cóż. Niektórzy lubią.
    — Jeśli… jeśli masz mnie to d-dość, to po prostu powiedz — wydukała zaciskającymi się ustami, całkiem przytomnie, całkiem… Agresywnie? Wściekle? Z wyrzutem? Cholera ją wie, gdy mówiła w półszepcie, ciężko było wyczuć, co właściwie gnieździło się w umyśle. Zwłaszcza wtedy, gdy się odwróciła i do oceny sytuacji pozostawał jedynie szybki puls. Mówiący, na ten moment, tyle, co nic. Mogła i kłamać, i być zdenerwowana, i mówić prawdę. Wszystko na raz. Nawet wampiryzm nie pomoże w takich sytuacjach. Inaczej – pomoże, jeśli chcieć z niego korzystać: hipnoza działała cuda i była lekiem na całe zło. Problem pojawiał się wtedy, gdy krwiopijca wcale nie czerpał przyjemności z hipnotyzowania wszystkich i wszystkiego, byle osiągnąć założony cel. Zachowywał się jak człowiek, jak człowiek poznawał świat i chciał być traktowany jak – o właśnie – człowiek. Przez dwadzieścia lat nie zatracił w sobie pierwiastka przywiązania do tego, co ziemskie i nie-magiczne. Albo, ot, lubił utrudniać swój żywot. — Dlaczego… dlaczego tobie wolno mówić… mówić, że ci zależy, a mi? Mi nie…
    Odeszła, oddaliła się właściwie, mając do wyboru: wewnętrzną potrzebę nawrzeszczenia na niego z niemocy lub ucieczkę, wybrała drugą opcję. A, że wymówka sama się stworzyła, to sprawa drugorzędna. Zsunęła pozostałości z talerza do śmietnika i umieściła go w zlewie. Potem złapała za kurek, przekręciła w losową stronę i wpierw, nim chwyciła za gąbkę, wpakowała pod strumień obie dłonie. Jak już niegdyś wspomniano, temperaturę odczuwała przy skrajnie wysokich lub niskich stopniach. I trwając w tym zawieszeniu nad planowaną czynnością, a próbą opamiętania własnych demonów, dopiero w połowie zorientowała się, że oblewa palce gorącą cieczą. Gorącą tak bardzo, jak potrafi być woda w kranie – nie oparzy, ale zaboli. I tak się też się stało; syknęła cicho, po czym gwałtownie cofnęła nadgarstki, by ustawić temperaturę na znośniejszą. Bardziej… wyważoną. Dopiero wtedy zaczęła myć talerz, który przez atak wody, zdążył nieomal sam się wyczyścić. Gdyby mogła, wolałaby być tym porcelanowym spodkiem. Wejść pod wodę i stracić wszystkie zmartwienia, troski i wątpliwości. Być czysta jak łza. Łzy? Ah, tak, pojawiły się, choć była tego nieświadoma.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptySob Sty 06, 2024 8:54 pm

Przechylił głowę, widząc na jej twarzy smutek. Złość. Coś, co bynajmniej nie wskazywało na ulgę po usłyszanych słowach. Nie wiedział już, czemu to wszystko robiła. Czy słusznym byłoby dopuścić do siebie myśl, że Rose rzeczywiście chciała przebywać w jego towarzystwie? Bardzo w to wątpił, ale powoli nadzieja znowu zaczynała tlić się słabym żarem gdzieś na dnie jego umysłu. Bawiła się nim? Sam nie wiedział już nic...
- Nie mam cię dość. Nigdy nie miałem ciebie dość. - Powiedział całkiem szczerze i przy tym smętnie. Znowu poczuł się nagi emocjonalnie. Otwierał serce, jak na tacy. Pokazywał swój, dosłownie, słaby punkt przed czarnowłosą. To były tylko dwa zdania, a tyle go kosztowało, żeby to wypowiedzieć. Wszystko przez to, że nie potrafił nazywać swoich emocji. Wystarczyłoby czytać między wierszami, ale żadne z nich nie było na tyle bystre, by robić to wobec siebie nawzajem. - Ja... Chcę, żeby tu była. - Dodał ciszej, ale jego słowa najwyraźniej nie były wystarczające, by ugasić gniew i smutek, który wzniecił się w sercu Rose.
Ta odeszła wściekła w stronę kuchni. On powiódł za nią wzrokiem, obserwując uważnie jej sylwetkę. Nawet teraz, w takich emocjach, nie mógł przestać myśleć o dotykaniu jej ciała, choć nie był to najlepszy moment na takie fantazje. Chociaż... Marzyć jeszcze nikt nie zabronił. Stała przed nim kobieta, która w zwykłej, za dużej koszulce i samej bieliźnie była dla niego atrakcyjna. Westchnął i pokręcił głową, chcąc odpędzić wyobrażenia, które powoli szły za daleko.
- ...A zależy ci? - Spytał. Miał wstawać od stołu z talerzem, ale jej słowa sprawiły, że zastygł. Jednak, powiedział to bez żadnej nadziei w głosie. Marnie. I usilnie nie patrzył w jej stronę, tylko wpatrywał się w zasłonę. Przez chwilę zaczął się zastanawiać, ile fotonów światła było potrzeba, żeby spalić wampira, ale szybko wrócił myślami do Rose. W końcu stał i z obojętną miną odstawił talerz na blacie. - Wczoraj wyraźnie dałaś mi do zrozumienia, co o mnie myślisz. Widziałem to po twojej minie. - Dodał już przenikającym żalem w głosie, ale dalej nie spoglądał w jej stronę. Znowu to robił - dawał ponieść się emocjom. Nie powinien być zły na nią i na to, jak zareagowała na te wszystkie wieści. Cud, że dziewczyna w ogóle się trzymała i nie odesłała się z przyjemnością na tamten świat. Tylko trwała tu.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptySob Sty 06, 2024 9:50 pm

    Nie miał jej dość, ale notorycznie wmawiał, że ona ma dość jego. Nie chciał, żeby odeszła, ale z przynajmniej kilka razy zasugerował, że powinna, że chce. Najwidoczniej Odobescu lepiej, niźli ona sama, wiedział, co powinna, czego nie, a już w ogóle, jakie miała względem niego emocje. Fakt, w pewnych kwestiach się nie mylił, natomiast nie były one tak pesymistycznie naznaczone, jak myślał. I to, właśnie tą ją rozsierdziło. Nie pomogły nawet czułe słowa. Wściekłość rozpoczęła swój teatr i była głucha na nawoływanie rozsądku, by tę sprawę załatwić spokojnie. Taki był plan na początku, okoliczności go zmieniły. Ot, tyle i aż tyle.
    A zależy ci? – kotłowało się w głowie, podczas gdy obracany w dłoniach, od dłuższej chwili, talerz szorowała tak, jakby wcale nie był czysty, a pokryty sześćsetletnim tłuszczem. Ramiona chodziły jej rytmicznie: do przodu, do tyłu, na boki. Jeszcze chwila i porcelana skruszeje jej w palcach. To… uspokajało. Chociaż mniej niż szczotkowanie fug w łazience i tworzenie na ciele zadrapań pumeksem. Ah, właśnie, te pierwsze, nie po pumeksie, ale paznokciach, zdążyła umieścić z przodu ud parę godzin wcześniej. Pomogło? Pomogło. Chwila spokojnej rozmowy przy stole była warta piekących szram.
    Wczoraj wyraźnie dałaś mi do zrozumienia, co o mnie myślisz. Widziałem to po twojej minie.
    — A jaką ty byś miał minę, gdybyś był na moim miejscu i to ja powiedziałabym… powiedziała, że jestem, nie wiem, pieprzoną wróżką i… spełniam życzenia za paczkę… paczkę dziecięcych kości? — wycedziła przez zęby. Może i była wściekła, rozżalona, ale słowa, które wypowiadała, dodawały co najwyżej komizmu, aniżeli powagi. No tak. Wróżki też istniały, tylko… Tego nie wiedziała. Toteż naturalnie założyła, że wizja ta będzie równie abstrakcyjna dla Savy, co dla niej, gdy dowiedziała się, że jest wampirem.
    Odłożyła swój „spodek”, wymyty w każdym centymetrze, na bok i sięgnęła po przyniesiony przez Savę: wyrzuciła pozostałą zawartość i masakrowanie ceramicznej powłoki rozpoczęło się na nowo. Podobnie zresztą jadowity monolog, który – w końcu – odnosił się do pierwszego pytania.
    — Mówiłam… Mówiłam ci już… Nie obchodzą mnie twoje demony — zaczęła, ściągnąwszy brwi niebezpiecznie blisko siebie. Zmarszczki na jej czole były teraz niesamowicie mocno widoczne. Inaczej – byłyby, gdyby nie to, że stała tyłem. Nabrała odpowiednią dawkę powietrza w płuca, znacznie większą, niż zwykła. A to mogło zapowiadać jedynie długą, tkaną z pieczołowitością sentencję. Gdyby nie zdenerwowanie i uległość wobec impulsów, pewnie nigdy nie odważyłaby się, by to zrobić. — Czy boję się, że rozszarpiesz mnie, gdy… Gdy będę za blisko? Tak. Ale… musi… musi być jakiś sposób, na to… to wszystko. Coś, na co nie wpadłeś przez te pieprzone dwadzieścia lat.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptySob Sty 06, 2024 10:21 pm

O tak. Upuszczenie złości. Przynajmniej teraz się nie bała, tylko była na niego zła. Nie, żeby to był efekt, jaki chciał uzyskać swoimi słowami, ale - o dziwo - ulżyło mu, choć mogło to zwiastować jedynie tragedię. Wystarczyło mu, żeby się nie bała. Coś innego niż strach.
- Wróżka jeszcze brzmi dobrze... Ale paczka dziecięcych kości? To już nawet wampiryzm przy tym wymięka. - Prychnął, wcale nie wyłapując żadnego komizmu czy absurdalności w tych słowach. W jego świecie wróżki istniały i niekoniecznie były takie miłe, jak we współczesnych opowieściach. - Co to w ogóle za porównanie. Ja nie mam nic wspólnego z mordowaniem dzieci ani nakłanianiem do mordowania. - Dodał, czując niezahamowaną potrzebę sprostowania, z czym nie wiązała się wampiryczna natura. - Patrzyłaś na mnie obrzydzona. Już nawet nie to, że przerażona. Czemu chcesz oszukać siebie i przy okazji mnie? - Płynął dalej. Słowa same wychodziły z gardła. Czuł żal, to jasne. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że czarnowłosa w przypływie tych emocji sięgnęła również po jego talerz, żeby wyrzucić jego zawartość, a potem namiętnie i pieczołowicie wyszorować.
Oddalił się z powrotem w stronę stołu i opadł na kanapę. Odchylił głowę do tyłu, żeby wbić wzrok w sufit. Szczególnie, kiedy zaczęła mówić o potencjalnym zagrożeniu o tym, że mógł ją rozszarpać. Tak ciężko mu było z myślą o tym wszystkim, że słuchanie o tym z ust Rose sprawiało, iż miał ochotę po prostu uciec i schować się, jak dziecko. Albo zakryć twarz. Tak czy siak, po prostu patrzył w górę i generalnie wyglądał jak obraz nędzy. Rozpaczy jeszcze nie.
- Rooose... - Jęknął przeciągle, kiedy już któryś raz z kolei słyszał, jak czarnowłosa cały czas próbowała wyprzeć ten jeden istotny fakt w całej sytuacji, w jakiej się znaleźli. - ...Po tym świecie chodzą wampiry, które mają po kilkaset lat, a ty mi mówisz, że przez dwadzieścia lat na nic nie wpadłem. - Dokończył i przetarł dłońmi twarz. - Jeśli lekarstwo istnieje to jest ono proste w swojej istocie. Bo, wiesz, żeby stać się czymś takim, jak ja, trzeba najpierw umrzeć. Wyleczenie mnie z tego zapewne równałoby się z tym, że umarłbym. Po prostu. I tyle. - Dodał, przeskakując wzrokiem po suficie, wyłapując każdą szczelinę w tapecie, jaka się wytwarzała. - A póki jestem tym, czym jestem, zawsze istnieje ryzyko, że coś ci mogę zrobić. Przestań już to wypierać...

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptySob Sty 06, 2024 11:37 pm

    Przykład, który podała O’Brien, był możliwie jak najbardziej rozmijający się z rzeczywistością. Wróżki przychodzące po kości dzieci. Zęby. Zęby to kości. Wróżki-zębuszki. Cóż, nie wymyśliła koła na nowo, tylko świadomość skorzystała z dostępnych zasobów legend i bajek. Tę akurat pamiętała z dzieciństwa. Choć po dziś dzień nie bardzo wiedziała, co miałoby wiązać się z wizytą takowej. Swoje niestałe zęby maltretowała tak długo, aż wypadały. Tyle że zamiast wrzucać je pod poduszkę, umieszczała w śmietniku. Koniec historii, a początek prawdziwej burzy. Wichury. Tornada. Do wyboru.
    — Tego nie powiedziałam — wtrąciła, tym samym, wściekłym i nieprzyjemnym tonem. Nawet przez myśl nie przeszło jej, że mógłby. Jakoś… Nie pasowało to do niego. Niemniej, frustracja Rose powoli dobijała poziomu krytycznego; jeszcze za mała, by wybuchnąć, ale za wielka, by mogła ją ukryć. Zresztą, o ile przy innych potrafiła się jakoś pohamować, tak przy nim… Nie. Hamulce puszczały za każdym zresztą razem jak w starym maluchu. Czuła się swobodnie, na tyle na ile mogła, w towarzystwie Odobescu. Wcześniej i teraz również. Nie udawała. Połączyło ich uzależnienie, obnażyło prawdziwą naturę i tak już zostało. Była sobą w każdej chwili, gdy Sava był obok. Z przyzwyczajenia.
    — Znowu to robisz… — podsumowała z niemocą; na skraju wybuchu, niebezpiecznie blisko krzyczenia. Nic do niego nie docierało. Ona swoje, on swoje. Chyba zgodnie stwierdzili, że zamiast pojedynkować się z problemem, będą rzucać się sobie nawzajem rzucać do gardeł i obarczać winą za stan rzeczy. Oczywiście, o to właśnie chodziło – kłócić się, Bóg jeden wie po co, bo to i tak niczego nie zmieniało. Byli w trudnym położeniu, stali naprzeciw niebezpieczeństwa, które okiełzać mogli tylko wspólnie, a i tak woleli wybrać najgorszą z możliwych opcji.
    Róża chwyciła za szmatkę przewieszoną przez rączkę dolnej szuflady i wytarła naczynia do sucha. Ponownie przyłożyła się do tej czynności bardziej niż to potrzebne. Szczęście w nieszczęściu, miała ludzką, kobiecą, moc, która nie niszczyła talerzy. Co najwyżej wyginała rozmiękłe od wody paznokcie. Tą samą tkaniną osuszyła również dłonie. Miała dość. Tak serdecznie dość, że mężczyzna podważa wszystkie jej uczucia, jakby znaczyły dla niego tyle, co nic. Oszustwo: chciałaby, by emocje, które skrywała w swoim sercu, były fałszem. Ale nie były. I nieważne jak długo nad tym myślała, zawsze wracała do punktu wyjścia – kochała go. Nie zmieniał tego ani wampiryzm, ani krew, ani to, że miał pięćdziesiąt lat. Serce nie sługa. Tym bardziej, jeśli organ przeżywał to po raz pierwszy.
    Oparła się o blat i zaczęła zbierać pokruszone kawałki spokoju. Wdech, wydech. Policzyła do dziesięciu, dwudziestu, trzydziestu i planowała osiągnąć setkę, ale Sava postanowił – a jakże – zakwestionować wszystko, co dotychczas powiedziała. To już nawet nie była rozmowa, a intelektualne potyczki wampira i człowieka. Odbierał jej nadzieję, którą wyszarpała resztkami sił. Tak po prostu, bez zająknięcia pluł na nią, na słowa, na uczucia, które były szczere i prawdziwe. Byli jak benzyna i zapałka. Jednego z drugim lepiej nie łączyć. Grozi wybuchem. O… Właśnie – wybuch.
    — Skoro wiesz lepiej, lepiej niż ja, co czuję, a czego nie, to po co ja w ogóle się odzywam?! I niczego, kurwa, nie wypieram — zahuczała, stojąc w niewielkiej odległości od niego. Jak na dłoni było widać, że jest wściekła. Nie… Wkurwiona. Bardziej niż wtedy u Rodneya. Bardziej niż kiedykolwiek. Strachu nie odnotowano. Tylko zło i złość i to jeszcze w podwójnej dawce. Gestykulowała tak zacięcie, że dzielący ich stół mógł równie dobrze zaraz zostać podniesiony i przechylony prosto na niego. Szaleństwo w duszy, w umyśle, a teraz jeszcze w oczach ciskających iskry. — To ty… Ty wypierasz, że… że może istnieć rozwiązanie, że ja… ja… ja chcę je znaleźć… Że nie obchodzi mnie, czym jesteś… I co… co mi zrobisz! Straciłam wszystko, a ty mi mówisz, że cię oszukuję… Nic mnie to nie obchodzi, rozumiesz? Nic! A może… Może to ty oszukujesz, co? Mam powiedzieć, że cię nienawidzę i się tobą brzydzę, żeby zrobiło ci się lepiej? — ciągnęła żarliwie monolog pełen agresji, krzywiąc się przy tym, jak jakiś potwór z paskudną mordą. Wzięła wdech, krótki i urwany w połowie, bo umysł podsunął kolejną kwestię: — Proszę bardzo! Nienawidzę cię i brzydzę się tobą od samego początku tak samo mocno, dlatego się z tobą całowałam, a nie, jestem dziwką, całuję się i daję na prawo i lewo każdemu, masz rację, to nic nie znaczyło... Dlatego… Dzieliłam się wszystkim, o czym przez lata nawet nie pisnęłam! Masz pięćdziesiąt lat, a dalej jesteś głupi jak dziecko i nie zauważyłeś, że cię po prostu kocham. A nie, przepraszam! To też kłamstwo, prawda? Powiedz mi jeszcze raz co mam prawo czuć, śmiało... Przecież wiesz, kurwa, lepiej! — wystosowała, zdaje się, ostatni już cios.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptyNie Sty 07, 2024 12:16 am

Punkt widzenia zależał od punktu siedzenia. Może to był błąd przebytych w życiu doświadczeń, ale kiedy Rose napomniała o "paczce dziecięcych kości" wyobraźnia nasunęła mu inny obraz, niż zęby. Więc, gdy tylko powiedziała, że wcale tego nie powiedziała, obdarzył ją tylko krótkim zerknięciem.
- Co robię znowu? - Spytał z pewnym niesmakiem na twarzy. Czuł już w kościach, że coś w nim wzbierało. Jakby zaraz miał wyrzucić z siebie całą tę paskudną flegmę, która gdzieś w środku zalegała. Po Rose widział i słyszał, że powoli wzburzała się coraz bardziej. A to również nakręcało jego.
Kiedy siedział już z głową zawieszoną o tył oparcia kanapy, prychnął w reakcji na jej słowa. Czuł się beznadziejnie. A ona dalej próbowała mu wmówić, że nie wypierała rzeczywistości.
- Jesteś taka uparta... - Skwitował z gorzkim uśmiechem na twarzy. - Właśnie to robisz. Wypierasz, cały czas. Jestem pierdolonym stworzeniem, które musi żywić się ludzką krwią, a ty mi próbujesz wmówić, że może wcale tak nie jest. - W trakcie wymawiania słów zaczął się śmiać. W końcu wyprostował się i spojrzał na nią pustym wzrokiem. Nie obchodziło go, że podirytowanie wzbierało w czarnowłosej. Jednak w pewnym momencie spoważniał i uniósł brwi w lekkim zdziwieniu. Nie zdawał sobie wcześnie sprawy, że w Rose wybuchnie taka bomba. Dlatego zamilkł na moment, znowu - choć pozornie - zbierając zjeby.
Mam powiedzieć, że cię nienawidzę i się tobą brzydzę, żeby zrobiło ci się lepiej? Czując się sprowokowany do dziecinnego zachowania, zwyczajnie wzruszył ramionami, żeby jej pokazać, jak bardzo go to teraz nie obchodziło. O nie... W każdym razie. - cisnęło mu się na usta, ale się powstrzymał.
- I bardzo dobrze, tak lepiej. Przynajmniej teraz nie kłamiesz. - Powiedział w końcu, uśmiechając się na powrót w ten sam sposób, co wcześniej. Oczywiście to było w reakcji na nienawidzenie i nazywanie go obrzydliwym. - Słyszysz samą siebie w ogóle? Całowałaś się z gościem, którego usta cały czas mają kontakt z krwią... Kochać? Jeśli kochaniem nazywasz ciągłe spierdalanie ode mnie i ciągłe dawanie mi do zrozumienia, że się mnie boisz... - Urwał, śmiejąc się przy tym ironicznie. - A wiesz, może jestem, jak dziecko. I chuj. - Znowu wzruszenie ramionami.
- Nie wiem, kurwa, co masz myśleć, kiedy sam nie wiem, co ja mam myśleć. - Wycedził w końcu wyraźnie poirytowany. Na razie nie zapowiadało się, że będzie próbować jakkolwiek załagodzić sytuację. To Rose dodawała teraz oliwy do ognia. - Może i jestem zjebany, ale nie na tyle, żeby nie skojarzyć, że jak się na mnie kobieta patrzy z wyraźną paniką, to raczej nie z miłości? A ja? Muszę patrzeć, jak kobieta, którą kocham, się mnie boi, jakby miała styczność z co najmniej psychopatą, który zamierza ją poćwiartować.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptyNie Sty 07, 2024 1:30 am

    Ich złość, wściekłość wręcz, opierała się o ukryte myśli, które pojawiały się pod wpływem sytuacji, które niegdyś przeżyli. Negatywne komunikaty, które fundowano im w przeszłości i pozostały w nich od dzieciństwa, aż po dziś dzień. Ostatecznie przekształciły w przekonania, pewność, że wszystko musi układać się na ich modłę. Zwykle, dopiero gdy kończy się około piętnastu lat, rozumie się, że ten świat to pasmo goryczy i życie będzie smakować jak trociny. Oni uczynili to wcześniej, wgryźli się w zgorzkniały owoc pokryty największą pleśnią, nasiąknęli nią i jak chorzy na tyfus roznosili ją wokół.
    I nawet nie wolno ich za to winić – nie w sposób zachować się inaczej, być pokojowo nastawionym do świata, który tylko pluł i olewał. Wpadli w środek pierdolonego piekła i, chcąc nie chcąc, musieli nauczyć się w nim funkcjonować. Być… Twardym, popsutym jabłkiem, bo inaczej by ich zeżarli i przerobili na papkę. Ani jedno, ani drugie nie chciało skończyć jako ofiara. A przez to odebrano im niewinność i szansę na pełne rozwinięcie inteligencji emocjonalnej. Krzyczeli do siebie dokładnie to samo, prosili o to samo, chcieli tego samego. Tylko… Komunikaty mijały nadawców. Gniew ma to do siebie, że jest niestabilny jak nafta; butelkowany pod ciśnieniem nie mając jak się rozładować, może eksplodować przez jedno nieostrożne słowo. Ciśnienie rosło...
    Rose zwykle przyjmowała pewną wyświechtaną postawę: na zewnątrz spokój, w środku gniew. Spychała wszystko w dół, w głęboką odnogę własnego „ja”, aż do chwili, gdy już dłużej nie mogła: pojawił się Sava i pokazał, że można inaczej, że rozumie jej emocje, że nie ocenia i nie będzie oceniać. A potem tę rozbił bańkę. Nic, absolutnie, nie rozumiał. Napełniła się agresją, bezsensowną, ale tak silną, że nie mogła sobie z nią w żaden sposób poradzić. Nigdy nie sądziła, że przyjdzie im rozejść się właśnie w ten sposób, ale gdyby mogła wybierać, wybrałaby, rzecz jasna, coś zupełnie innego. Wybrałaby radość wspólnych kąpieli, ciekawość jego ust, otwartość na nowe doznania, smutek, gdy musiała zniknąć, zadziwienie, kiedy odwzajemniał dotyk i zadowolenie, że mężczyzna podziela uczucie. I to bez chwili wahania. Tylko że nie dał jej wyboru. Dostała tylko jakąś abominację swojego wyobrażenia, człowieka do szpiku kości przeżartego własnym strachem, ułomnościami i osobistymi kłamstwami tak mocno, że wmawiał to i jej. Głównie kłamstwa. Bo strach i ułomności, naturalnie miała w sobie. Sęk w tym, że w chwili, gdy uświadomiła sobie, że to tępione uczucie wzrosło w niej jak chwast, wcale nie chciała go wyplewić ani pozwolić sobie wmówić, że wcale go tam nie ma. Zbyt wiele poświęciła, by to odblokować.
    Wybuchła. Spektakularnie zresztą. Potem Wybuchli w sumie oboje. I to była specyficzna więź, w której bliskość budowała nawet wściekłość albo cisza. Ogarnięta wściekłością, nieświadoma tej myśli, stwierdziła, że woli ją niż strach. To przynajmniej uczucie, któremu mogła dać ujście. Raz a porządnie. Gotowała się z gniewu i wstydu, z odrzuconego wyznania, z odrzuconych i zabronionych przez niego emocji. Miała ochotę go zabić, przytulić, a potem zakopać w jakiejś norze. Brzmi przerażająco, ale to ledwie obiegowa idea, której absolutnie nie chciała spełniać.
    Zawsze jesteś czyimś popychadłem, bez względu na to, co zrobisz – pomyślała, a słowa te dały początek następnemu aktowi pokazywania prawdziwych fajerwerków. Osoby mówiące, że rzucanie przedmiotami w złości nie pomaga, nigdy nie rzucały przedmiotami w złości. Róża robiła to nie po raz pierwszy. Wszystko, co podczas nerwowego krążenia wpadło jej w ręce, zaraz lądowało na podłodze albo, co gorsza, niebezpiecznie blisko niego. Nie myślała trzeźwo, całkowicie oddała się pchającym do złego impulsom. Gdyby miała więcej siły, przewróciłaby i ten cholerny stół.
    Zatrzymała się w końcu, łapiąc ciężki oddech. Podobnie jak wtedy, w ‘Mole, oplotła oczyma pomieszczenie i zgliszcza tego, czym było. Teraz jednak nie wyła, nie trzepotała rękoma. Zamilkła na sekundę, gapiąc się na niego jak rozwścieczone zwierzę. Jakby chciała powiedzieć: zobacz, do czego doprowadziłeś, to twoja wina. Ale nie to wyszło z jej ust.
    — Jesteś zwykłym kretynem i żałuję każdej sekundy, w której pomyślałam, że jest inaczej! Niby wampir, a kompletnie niczym się nie różnisz od ludzi, którzy pluli mi na twarz i używali mojego ciała bez zgody. Tylko wiesz co? Nawet wtedy nie czułam się tak poniżona jak teraz — skończyła krzyczącym, ale łamiącym się głosem: spokojnie jak na wojnie. Dosłownie – wojnie, bo właśnie ją uskuteczniali przez ostatnie pare lub paręnaście minut. Sęk w tym, że chyba zapomnieli, że straty zawsze są po obu stronach. A że z karabinów strzelali tylko oni – cóż, wniosek nasuwa się sam. Nie było żadną tajemnicą, jak bardzo bolało ją serce z powodu umykającego marzenia o tym, że jednak „coś” dobrego mogło się wydarzyć. Nigdy zresztą nie przewidziałaby, że akurat z jego ręki spotka ją krzywda. Nie taka. Już opcja ze zasztyletowaniem albo zabiciem w wyniku wampiryzmu była lepsza. Zła, zraniona, wytrącona z równowag, odrzucona, smutna tak bardzo, jakby ją kto roztrzaskał w drobny mak.
    Była o krok od płaczu, ale tym razem nie potrafiła upuścić łez z oczu. Ten, kto był przed nią, to nie Sava. Ani Sava-wampir. Teraz był potworem, który, choć wcale nie miał noża w rękach, przebił w niej to oszczędzane na potem, niczym drogocenne monety, uczucie, że ma prawo kochać. Nim trzasnęła drzwiami sypialni, nim usiadła pod drzwiami, by zablokować dostęp, nim skuliła się w typową dla siebie pozycję z kolanami przy twarzy, rzuciła mu ostatnie, brzmiące jak pożegnanie spojrzenie i słowa:
    Ten wyraz twarzy sobie zapamiętaj, dopiero teraz naprawdę się tobą brzydzę.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptyNie Sty 07, 2024 2:12 am

Przez jego twarz przewijały się wszystkie negatywne emocje, jakie tylko chciał. W zależności od tego, jak bardzo chciał jej zagrać na nerwach. Złość, obojętność, śmiech. I tak na zmianę. Rzeczywiście, był potworem, skoro posuwał się do takich sztuczek. Świadomie, chociaż pod wpływem emocji.
I równie pod wpływem emocji właśnie wykrzyczał jej, że ją kocha. Problem w tym, że nie tak wyrażało się uczucia. Nie był fanfar, uniesień, pięknych i czułych słówek. Nigdy nie powiedział jej, że ją kocha. Oboje ranili się w różne sposoby, ale... To nie Rose była w tym wszystkim winna. Dopiero, gdy czarnowłosa zamilkła na moment. To była cisza przed tą najprawdziwszą burzą, choć zdawać się mogło, że grzmiało i błyskało już od dobrych kilkunastu minut. W końcu czarnowłosa wypowiedziała to, co naprawdę o nim uważała.
Usta jednookiego drgnęły ku górze, żeby ułożyć się w nieznaczny grymas niesmaku. Właśnie to chciał usłyszeć, a tylko się zawiódł. Dziwne. Jak dziecko, które chciało uzyskać jakiś efekt, a jak już go uzyskał, to dopiero sobie zdał sprawę z tego, że wcale tego nie chciał. Załamany głos Różyczki sprawił, że oprzytomniał i otworzył szerzej oko.
Ten wyraz twarzy sobie zapamiętaj, dopiero teraz naprawdę się tobą brzydzę.
- Rose, przepraszam... - Wymamrotał, dostrzegając, jak obraca się w stronę sypialni. Zerwał się za nią, ale zdążyła zamknąć się zanim do niej doskoczył. Podszedł do drzwi, stukając w nie raz, a potem oparł się ramieniem, zastanawiając się, co właśnie odjebał. Znowu. Jego dom był piekłem. Zaprosiła do siebie Różę i teraz obaj byli skazani na cierpienie. Tak, jak obiecał jej wtedy u Rodneya.
- Przepraszam za wszystko. - Powtórzył jeszcze raz, głośniej i osunął się plecami w dół. Sam usiadł na podłodze i oparł policzek zimne drzwi. - Nie wiem, co we mnie wstąpiło. To wszystko jest takie... Trudne. Powiedziałem ci o sobie, bo kiedy mnie pocałowałaś, zrozumiałem, że jeśli będę chciał kiedyś z tobą... Być, to prędzej czy później będziesz musiała się o tym dowiedzieć. Wiedziałem, że to wszystko będzie trudne i skomplikowane. Ciężkie do przebrnięcia i przeskoczenia. Bo, jakby nie patrzeć... Nigdy nie będziemy mogli pójść na spacer skoro świt. Jeść codziennie wspólnych posiłków. W dodatku dręczą mnie koszmary i, choćbym chciał kiedyś zasnąć przy tobie, to prawdopodobnie skończy się to... Źle. Nigdy nie dam ci nigdy tego, co może ci dać ktoś normalny. Na to wszystko nie ma lekarstwa. - Mówił, nawet jeśli zza ściany odpowiadała mu cisza. Tak nawet było lepiej - mówić do ściany. Znowu krył twarz w dłoniach, czując wzbierający smutek. Tęsknił za nią. Tęsknił za pocałunkami. Za tym, jak patrzyła na niego wcześniej. - ...Po prostu nie ma. Ja mogę żyć tylko nocami. Nie mogę czerpać z dnia w przeciwieństwie do ciebie. Chciałbym, żeby było inaczej, ale nie da się. Rose... - Urwał, wzdychając głęboko. - ...Powiedz coś. Nie zostawiaj mnie. Tak bardzo cię przepraszam...

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptyNie Sty 07, 2024 3:03 am

    Ogarnęła ją złość: oddalali się od siebie i dlatego musiała wtedy krzyczeć… Żeby ją usłyszał. Nie zrozumiał, a ledwie usłyszał niemą prośbę o zaakceptowanie tego, co niosła w sobie. A to i tak nic nie zmieniło. Im bardziej rosła ta wściekłość, tym głośniej rozdzierała gardło, bo dzieląca ich odległość wydawała się tylko zwiększać. A zakochani powinni szeptać: nie silić się na głośność, bo ich serca przecież i tak lgną do siebie nawzajem. A kiedy miłość nabierze mocy, to w ogóle nie będą musieli mówić. Słowa będą niepotrzebne, wystarczy, że popatrzą sobie w oczy. Sęk w tym, że kłócąc się, używali słów, które odpychały tak mocno, że w końcu przyszedł moment, kiedy ona sama nie widziała już dłuższego sensu w próbach. Wszystkie spełzły na niczym, a kosztowały sporo. Nie miała już czym płacić.
    Wtedy nastąpiła zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. Rollercoaster w pełnym wydaniu i podobnie jak na nim – robiło się równie niedobrze. W dodatku niedawno spożyty posiłek pchał się do gardła razem z aortą i mięśniem sercowym. Po prostu tragedia. Dla Savy kolejka pędziła w stronę rozpaczy, dla niej… W nicość, bezdenną ciemnię, puste pudełko odbijające echem słowa, które docierały zza zamkniętych drzwi. Powoli nasuwała na ciało wysłużony pancerz z kolcami. Zdjęła go raz, raz jeden i jedyny. Szybko pożałowała. Odobescu uraczył ją doprawdy paskudną laurką obojętności. Naprawdę czuła się poniżona. Odebrał jej prawo do emocji, do własnych przekonań i myśli. Miała być ozdobnym pieskiem, którego niegdyś stawiało się w autach, by kiwał radośnie główką. Chciał zawładnąć i ciałem, i umysłem – zupełnie jak ci, którzy odwiedzali ją w ‘Mole. Obiecał cierpienie i… Miało być poetycko, wyszedł paszkwil, który ciężko przeczytać bez odruchów wymiotnych.
    Odpowiadała ciszą. Ale w głowie Rose, cóż, działo się naprawdę sporo. Poczucie odrzucenia, które sukcesywnie rodziła od parunastu godzin, działało niezwykle destrukcyjnie. Postrzegała go trochę jak lustro. Im więcej otrzymywała akceptacji, tym bardziej rosło w niej poczucie, że ma prawo być sobą. Dlatego tak dotkliwie przypłaciła wzniesienie się na wyżyny niezdobytego szczytu głębokich i słodkich, choć w ich przypadku mieszanych z goryczą, uczuć. Byli mordercami, zniszczyli cząstki siebie, by przetrwać. Zdusiła w sobie wszystko, co zdołała wypracować. Wypowiadała w głowie najstraszniejsze słowa obraz. A, jako że była władcą swojego rozumu – doskonale wiedziała, co zaboli najbardziej.
    On też wiedział. Dlatego przepraszał. Sęk w tym, że rozbity kieliszek, nawet jeśli go skleić, otulić szarą taśmą i tak wypuści szczelinami ciecz. Zaleje wszystko wokół smutkiem. Bo to nie było zaklęcie. Nie na takie rany, te goją się wyjątkowo długo. Dotychczas zajęło jej to ponad dwadzieścia lat, teraz… Kto wie. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki; tym bardziej, jeśli woda okazała się mętna i brudna. A takie niezwykle trudno „przebrnąć” czy „przeskoczyć” – koryto bywa zbyt szerokie. I czy noc, czy dzień, co absolutnie nie miało dla niej żadnego znaczenia – będzie dokładnie tak samo. Sama żyła głównie nocą, taka specyfika branży, zdążyła dostrzec ten bezmiar trudów. I wiedział o tym, a mimo to używał argumentu, który miał usprawiedliwić to… wszystko. Posiłki? Zjadł, więc nie rozumiała, o czym plecie. Koszmary? Jeszcze jakiś czas temu wierzyła, że da się to ułożyć, bo każda choroba ma swój słaby punkt. Teraz przestała – dzięki niemu. Dzięki tym wszystkim „normalnym”, o których wspomniał. Bo to oni wyrządzili jej równie wielką krzywdę, co Sava ledwie chwilę wcześniej.
    — To ty mnie zostawiłeś Sava — powiedziała cicho i dodała, z czystej, trwającej w niej resztek żalu: — Nie przepraszaj, tylko przestań to wypierać.
    Uniosła lewą rękę, „uzbroiła” zamek w drzwiach, który, jak to w starych podwojach bywa, nieomal ryknął. Potem wstała, kroki rozniosły się głuchym echem. Rozsunęła żaluzje z charakterystycznym ich dźwiękiem, następnie przekręciła klamkę. Świeże powietrze buchnęło zza rozwartych na całą szerokość okien. Tyle jej. Pusta ulica w Erdington będzie miłym, ostatnim obrazem kojarzącym się z tym miejscem.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptyNie Sty 07, 2024 3:25 am

Cisza. Zza ściany odpowiadała mu cisza. A on pogrążał się swoją żałosną postawą w tym wszystkim. Brnął dalej w swoje przeprosiny przeplatane wytłumaczeniami. One w jego głowie miały sens. Uważał, że nie byłby w stanie uszczęśliwić Rose. W stanie silnego wzburzenia nawet nie potrafił sobie wyobrazić dla nich lepszy scenariusz. Owszem, może gdzieś w alternatywnym świecie istnieli sobie Rose człowiek i Sava wampir i żyli sobie radośnie pod jednym dachem.
Ale nie w tej.
- Nie. - Odpowiedział z desperacją w głosie. Wypierał wszystko. - To tylko... To tylko raz... - Mamrotał, nawet nie wiedząc, co chciał przekazać. - Rose, porozmawiajmy. Tak bardzo cię kocham i nie chcę, żebyś mnie zostawiała. - Mówił dalej, zaciskając palce na skórze głowy. A potem usłyszał klik zamka. Wyprostował się.
- Rose? - Powiedział głośniej, podrywając się na równe nogi. Tor jego myśli od razu przybrał najczarniejszy scenariusz. - Dlaczego zamykasz drzwi?
Charakterystyczny dźwięk otwierającego się okna dobiegł do jego ucha. Słyszał to. Bez wahania wyważył drzwi, które przed chwilą zamknęła. Dobiegł do niej, zanim zdążyła wdrapać się na parapet. Złapał za rękę i pociągnął do tyłu.
Czarnowłosa opadła na niego, a on objął ją od tyłu, wpatrując się z przerażeniem w otwarte okno. Odciągnął ją powoli w stronę łóżka. Usiadł, a że trzymał cały czas Rose w ramionach, ona opadła na jego kolana. Po prostu ściskał ją, nie dowierzając, co mogło się stać. Znowu był biernym obserwatorem tego, co się działo. Serce biło mu, jak oszalałe.
- Jezu... - Wyszeptał, opierając czoło o jej potylicę. Skrzywił twarz w grymas smutku i po prostu... Zaczął płakać. Jak dziecko.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptyNie Sty 07, 2024 4:22 am

Kiedy trzymał ją w ramionach, zastanawiał się, który z koszmarów teraz przeżywał. Tylko, że nie było tutaj tego, co doświadczył w przeszłości. Ani też nie on sam stał nad przepaścią, żeby dokonać jedynego słusznego wyboru. Stała ona. Ten obraz już na zawsze wryje się w jego pamięci, żeby dołączyć do już i tak sporej kolekcji traumatycznych wydarzeń. To nie był sen. To był kolejny koszmar na jawie. Nie musiał już zasypiać, żeby przeżywać to wszystko jeszcze raz.
Drżał. Obojętność w jej głosie była nie bardziej łamiąca jego serce, ale dokładała po prostu cierpienia. Nie był w stanie odpowiedzieć, kiedy gardło ściskało się samo od łez. Trzymał się jej kurczowo, jakby upewnić się, że rzeczywiście była w jego ramionach. Zamknął oczy i nie otwierał, bo bał się, że jak to zrobi, okaże się, iż popadł już w tak okrutne szaleństwo, w którym wypierał rzeczywistość, w jakiej Rose już była martwa.
Ale ona dalej była. I ją trzymał. Z jego ust wydobywało się łkanie i nawet nie zamierzał tego powstrzymywać. Wył, jak dziecko, opierając się o jej kark. Tak bardzo chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił. Tyle słów cisnęło się na usta, a w głowie panował istny chaos.
Czemu płaczesz?
- Rose... - Wydusił z siebie w końcu, zaciągając przy tym nosem. Łzy zdążyły zmoczyć koszulkę, którą miała na sobie i jej włosy. - Dlaczego...? - Z ledwością wydukał kolejne słowo. - Żyj dla mnie, proszę. Ja... Nie miałem tego wszystkiego na myśli... Chcę z tobą żyć... Daj mi szansę. Daj nam szansę. - Błagał. To ostatnie, po co mógł sięgnąć i jedyne, co mu przychodziło w stanie ostatecznej desperacji. - Nie chcę bez ciebie, rozumiesz...? - Wycedził i zaniósł się znowu płaczem, który jeszcze raz odjął mu możliwość mówienia. Żałował okropnie tego, co powiedział. Żałował, że tak to się potoczyło. - Kłótnie przecież są... Zdarzają się... W miłości też. - Wydusił znowu, kiedy uspokoił nieco płacz. Istny chaos. Czysty upust emocji. - Bo ja też cię kocham. I nie chcę, żebyś odchodziła.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptyNie Sty 07, 2024 4:56 am

    Cierpiała na ranę duszy. Tyle lat coś takiego jątrzyło się w środku, aż w końcu znalazło ujście. Wcześniej nie miała odwagi, ale nabrała jej, gdy odważyła się wykrzyczeć wszystko, co zalegało na duszy. Nie mógł jej o to obwiniać, ale mógł mieć za złe, że pozwoliła, by szrama przeobraziła się w coś znacznie gorszego. Czuła, iż nie ma za co przepraszać i z czego się tłumaczyć. Nie chciała mówić, że przechylił szalę, że to wina kogokolwiek innego, niż jej samej. Jakoś tak… Nie odnotowała wewnętrznej potrzeby szukania winnych, typowania: matka furiatka, nieobecny ojciec, dręczący połamaną nastolatkę rówieśnicy, przemocowy partner, prostytucja, Polly i ‘Mole, aż w końcu… On. Odrzucający ją, gdy otworzyła się jak nigdy przedtem, gdy postawiła va banque. Przegrała z kretesem. Z sobą. Z uczuciem, które było równie życiodajne, co śmiercionośne. Dawało i zabierało w równej proporcji.
    Odczuła mokrość na karku i te łzy, które przesuwające się wzdłuż kręgosłupa i nieomal głaskały nagą skórę. Tylko to nie było miłe uczucie. Nie byłoby, gdyby w głowie miała coś innego, niż potworny żal za to, że ją powstrzymał. Bała się, że nigdy więcej nie zbierze w sobie wystarczająco siły, aby, w dogodniejszych okolicznościach, powtórzyć czyn z sukcesem. Na ten moment nie była w stanie odlepić się od tej idei lepszego świata po śmierci.
    — Sava… Żyłam dla innych i co z tego mam? — odpowiedziała z goryczą i jeszcze mocniej zaczęła rozplątywać palce, które cisnęły w podbrzusze. Nie w panice, a głębokiej potrzebie wyjścia z pomieszczenia, z budynku, a potem, kto wie, wciśnięcia się w jakieś ciche miejsce, tuż po tym, jak znajdzie sposób na przyniesienie sobie ulgi.
    — Kłamałam. Miałeś rację. Nie było jej, tej miłości. To pomyłka — powiedziała, gdy skończył. Bez zająknięcia, bez przyśpieszonego pulsu, spokojnie. Nic. Dosłownie nic. Jedynie potwierdzenie tego, co próbował jej wmówić. Te słowa… Dużo znaczyły. Ale obdarł ją ze złudzeń. Teraz jest mu żal, jutro… Jutro znów będzie to samo. Znów nakarmi głodnego chlebem, rzuci okruchami, a potem każe zapłacić i nazwie złodziejem. Znów zaprzeczy sam sobie w materii, w której nie powinno się kłamać. Cóż, teraz to robił, dlatego nie miała żadnych blokad moralnych, by uczynić podobnie i skorzystać z słów, które sam wypowiedział. — Nie płacz już, dobrze? Nie ma za czym. Nie potrzebuję litości.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptyNie Sty 07, 2024 11:03 am

Rose była jak najgorszy rodzaj pasożyta. Raz przylepiona żywiła się jednookim, wysysając z niego resztki człowieczeństwa. Kiedy już dojrzała i upewniła się, że w środku nie zostało za wiele, chciała po prostu brutalnie zerwać tę więź w taki sposób, żeby jeszcze czuł. To od samego początku był nierówny układ.
To ona wiecznie obdarzała go wzrokiem, jakby był najgorszym złem. To ona się go brzydziła. Bała. I uciekała od niego. To on zawsze dawał ramię do wypłakania. Robił coś, co już na wstępie przerastało Różę, która wolała zawsze uciekać. A on nawet nie zdawał sobie z tego sprawy - z jej natury. Kochał ją i całkowicie oddał się temu szaleństwu.
Jej obojętność bolała. Okropnie. Rozdzierała ostatki złudnych nadziei na lepsze. Jeszcze chwila, a zostanie samą skorupą pozbawioną duszy.
- Mów, co chcesz... - Wydusił w końcu, dociskając twarz w kark czarnowłosej. Jej próby rozplątywania palców spełzły na niczym. Nie zamierzał jej wypuścić. Nie w takim stanie. -...Ja wiem, co do ciebie czuję. - Dodał, a płacz powoli się uspokajał. Może dlatego, że rzeczywiście ulatywały z niego ostatnie ostatnie cząsteczki duszy. A może to obojętne polecenie ze strony Rose, by nie płakał.
- Nie zostawię cię już nigdy. Obiecałem ci to. Możesz mówić, co chcesz. Rań mnie, ile chcesz. Skoro uważasz, że jedna kłótnia nas przekreśliła... Też to zniosę. Ale nie zostawię cię z myślą, że chcesz sobie coś zrobić. Jeśli nie chcesz żyć dla mnie, zrobię wszystko, żebyś zaczęła żyć dla siebie. Ale na pewno nie pozwolę ci teraz odejść. - Rzekł przyciszonym tonem. Płacz, który się uspokoił, odcisnął na nim swoje piętno w postaci regularnego pociągania nosem. W końcu rozluźnił uścisk, żeby podnieść jedną rękę i odgarnąć mokre włosy z miejsca, do którego jeszcze przed chwilą dociskał twarz. A wraz z otworzeniem oczu okazało się, że dalej tu była. Rose jeszcze tu była.
- Proszę... Spójrz na mnie.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 EmptyNie Sty 07, 2024 2:34 pm

    Perspektywa samobójstwa oznaczała, że już nikt jej nigdy nie zostawi: odejdzie pierwsza i już nie będzie bólu, nieszczęścia, odtrącenia. Dlatego czuła się nieswojo: znamię po nieudanej próbie, bo czy istnieje coś gorszego niż spartaczyć jeszcze na sam koniec nieszczęśliwego życia?
    Milczała, zawieszona w połowie między jaźnią a niebytem. Martwa, ale żywa. Pusta, ale pełna odbijających się od kości czaszki słów, które wypowiadał. Chyba do niej, choć wyglądało, jakby mówił sam do siebie. Jakby… To siebie próbował upewnić, że tak właśnie będzie. Czym więc była ta kłótnia? Który Sava był tym prawdziwym? Gdyby miała wyrokować po sobie, uznałaby, że ten, który nakładał na nią obojętność, gdy wybuchała. Bo, tak, choleryczna natura Rose była tą najbardziej dziewiczą, zakotwiczoną w duszy, trzymającą dotychczas w całości. Była zagubiona. Chciała i nie chciała żyć. Podobnie jak wtedy, gdy mówiła, że chce, by był w jej życiu, ale i nie był jednocześnie – ten sam wyświechtany paradoks. Rozbicie: może i obiecał, ale większość obietnic łamał. Jak mogła mu zaufać?
    Głęboko, pod żebrami, siedziało coś, czego nie potrafiła zrozumieć. Nie potrafiła wypowiedzieć. Nie potrafiła nazwać. Różne stany, emocje, uczucia. Żadnej pozytywnej myśli. Nie docierało do niej, że może być lepiej, że to tylko gorszy dzień, nic nieznaczące wydarzenie. To nie był zwykły smutek. Wszystko było nijakie. Ona była nijaka. Pusta. Słaba. Nie zasługiwała na nic. Na to, by ją opłakiwał również. Czuła, jak przez całe ciało przechodzi ból i dociera w najczulszy punkt. W psychikę. Myślała, że samobójstwo może okazać się tylko jednym dobrym rozwiązaniem. Życie zawsze było przeciwko niej, więc to żadna sztuka uciekać. Ale… Może to nie takie życie, jakby tego chciała, ale życie. Ona chciała skoczyć, ale przecież miliony nigdy nie miało takiej myśli. Całe miliony. Więc?
    Proszę... Spójrz na mnie.
    — Nie chcę — wyszeptała drżąco. Bo kiedy umysł powoli wracał do łask, kiedy żarliwe wpatrywanie się w okno ustępowało wstydowi, kiedy do świadomości coraz mocniej docierało, że doprowadziła go do rozpaczy… Uderzyło. Uderzyło i bolało. Nigdy nie chciała, żeby płakał. Żeby ktokolwiek płakał przez czyny, których dokonywała. Ta ponura myśl zawisła jakby na sznurze – może i skoczyłaby swoje cierpienie, ale byłoby początkiem cierpienia Odobescu. Skrzywiła się. Próbowała to maskować; skłamać, odtrącić go tak, jak on odtrącał ją, ale w przeciwieństwie do Rose, cóż, Sava nie odpuszczał. Mówił dokładnie to, co kiedyś pragnęła usłyszeć, ale teraz… Nie potrafiła się z tego cieszyć. Nie potrafiła również kontynuować rozplątywania jego palców. Może wcale nie chciała, by ją puścił. Może ta śmierć, to okno, to była jakaś magia, mamiąca umysł obietnicą szczęścia, które nigdy nie miała zaznać? — Przepraszam...

Sponsored content
Mieszkanie Savy - Page 5 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 5 Empty


 
Mieszkanie Savy
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 5 z 10Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next
 Similar topics
-
» Messenger Savy
» Telefon Savy
» Mieszkanie Ce
» Mieszkanie Lori
» Mieszkanie Dimy

Skocz do: