|
Posiadłość Dominga Salvadora | |
Domingo Salvador
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 20, 2023 3:29 am | |
| To były dziwne dwa tygodnie. Wypełnione zajęciami po brzegi i jednocześnie nie wystarczająco zajęte. Rzucił się w wir pracy. Jego inicjaci byli tak zaskoczeni liczbą odprawianych rytuałów, że zaczynali się martwić o swojego kapłana. A ten tymczasem albo przeprowadzał ceremonie, albo wykonywał drobniejsze zlecenia. Rozmowy z duchami, przepowiadanie przyszłości, wykonywanie amuletów, wszystko. Kiedy nie pracował – pływał na basenie dopóki całkiem nie opadł z sił. Schudł jakieś dwa kilo, a mięśnie jeszcze bardziej się uwidoczniły. Nie chciało mu się gotować, bo przy gotowaniu miał za dużo czasu na myślenie, a myśleć przeraźliwie nie chciał, bo wtedy jego umysł uciekał do bladej twarzy w kształcie serca. Przez parę dni nawet bawił się tym ustrojstwem, które zabrał Cecilii. Udało mu się odkryć, metodą prób i błędów, że to jakiś rodzaj pola antymagicznego. Zrobiło mu się wtedy niedobrze. Ilu jego pobratymców zmarło z powodu tego małego krążka...? Był ciekaw, jak działa, więc go rozkręcił. Poznał tylko częściową odpowiedź – tę opartą na magii – bo na nowoczesnej technologii to się znał tyle, co nic. Wiedział tylko, że dysk ma wiele wspólnego z długopisami i meblami z Ikei. Ile razy by nie próbował go skręcić z powrotem, zawsze zostawała jakaś śrubka. Zabrakło mu zleceń. Swoją zwyczajową dwumiesięczną normę wyrobił w dwa tygodnie. Nie miał co robić, żeby przestać myśleć, a myśleć przecież nie chciał. Już i tak wystarczyło, że miał te cholerne sny. Zamiast wziąć przykład z ich przyczyny i zniknąć w mroku, jeszcze tylko się nasiliły. Zostawała mu już tylko jedna opcja. Pogłębianie wiedzy z zakresu nekromancji. Na ten genialny plan wpadł jakieś pięć i pół godziny wcześniej. Pięć i pół godziny temu miał jeszcze nienaruszoną barierę skórną, od pięciu do sześciu litrów krwi w swoim krwiobiegu i pełnię władzy nad rozstawionymi wokół swojej posiadłości barierami magicznymi. Tylko rzeczone bariery powstrzymały nekromantyczną abominację przed wyrwaniem się na wolność i zjedzeniem połowy Birmingham. Kiedy Domingo w końcu kreaturę zneutralizował i posłał do piachu, miał w sobie już tylko cztery litry krwi. Reszta znaczyła długą drogę z podziemi do bramy wjazdowej. Spał jak kamień. Był wyczerpany, zarówno fizycznie, jak i magicznie, ale był też przede wszystkim ranny. Od prawego biodra, przez cały brzuch aż do lewego obojczyka ciągnęło się pięć paskudnych, głębokich szram, jakby od bardzo wielkich pazurów. Podobny, ale pojedynczy ślad przecinał poszarzałą twarz. Wisienką na torcie był fragment wygryzionego ciała na prawym ramieniu. Jeśli nie liczyć bandaży, Domingo był kompletnie nagi. Poruszył się niespokojnie przez sen, jęknął coś cicho. Po chwili obrócił głowę w stronę źródła dźwięku, jakby nawet przez sen ją wyczuwał. Obudził go dotyk paznokci na jego skalpie. Zamrugał. Dziwne. Było ciemno, a jednak widział ją doskonale. Widziałby ją nawet gdyby skryła się za czarem niewidzialności. – Nie mogłaś przyjść... – Salvador zerknął na budzik z podświetlaną tarczą. Zmrużył oczy. Nawet tak nikłe światło zdawało się go razić. – ...sześć godzin temu? |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 20, 2023 11:18 am | |
| Powrót do normalności był dziwny. Tak jak w celi miała mnóstwo czasu na myśleniem, tak po jej opuszczeniu zaczynało brakować jej dnia. Jej orchidee rzeczywiście uschły bezradnie w mieszkaniu - już nie tylko z braku wody, ale i chłodu, bo nie było komu włączyć ogrzewania - i musiała je wyrzucić. Tutaj mogłaby pomóc co najwyżej magia ziemi, ale Cece chwilowo postanowiła się od jakiejkolwiek magii odsunąć na bezpieczny dystans. Napisała nawet wniosek do przełożonego w swojej placówce WJSZPN o urlop. Miesięczny. Musiała też złożyć raport, co takiego się z nią działo przez ostatnich kilka tygodni. Nie kłamała, cóż, przynajmniej częściowo. W raporcie napisała wprost, że została więźniem czarownika w czasie wykonywania czynności pozasłużbowych, że nie mogła wydostać się konwencjonalnymi metodami. Raport był krótki i zwięzły, ale zawierał dwa obrzydliwe kłamstwa. Jedno z nich głosiło, że Cecilia nie była w stanie zidentyfikować czarownika. Drugie zaś, że oprawca został zneutralizowany, a jego magiczne więzienie zrównane z ziemią. Dosyć długo siedziała jeszcze przed komputerem, zanim kliknęła "wyślij". Mogła przecież po prostu go zgłosić. Wklepać w raporcie personalia włącznie z adresem, następnie przygotować ticket w aplikacji. Jakiś inkwizytor zająłby się nim w ciągu kilku dni i problem rozwiązałby się sam. Tylko że to nosiło zbyt głębokie znamiona sprawy personalnej, by mogła to chyba zrobić. Pewne sprawy trzeba załatwiać własnymi rękami. Pewnych wariatów należało załatwić po prostu osobiście. Dlatego tak pięknie się nad nim nachylała z pistoletem w dłoni - chociaż to było tylko zabezpieczenie dodatkowe. W tym konkretnym przypadku jego użycie nie wchodziło w grę, tutaj musiała zostać krew na rękach. Jej oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, jeszcze gdy biegła przez ogród. Widziała te rany, ale przecież żadnej litości. - Byłam zajęta. Musiałam napisać bardzo długi raport - oznajmiła cicho, niemal szeptem. Paskudnie szyderczym przy okazji. Bardzo łatwo byłoby teraz go na przykład zadusić. Ale to nie byłoby fair, gdy leżał taki porwany niczym stare prześcieradło. Wyprostowała się i wsunęła pistolet z powrotem do kabury na udzie. Niezabezpieczony, tak dla jej bezpieczeństwa. Ewidentnie coś miała z tymi czarnymi kombinezonami. Odwróciła się na pięcie, lokalizując włącznik światła. Podeszła do niego i jeszcze zanim nacisnęła, założyła na nos okulary przeciwsłoneczne. W środku nocy, żeby nie oślepiło jej światło żarówki. - Pobudka, panie Salvador, mamy rachunek do wyrównania - oznajmiła głośno. Bo szept już tak nie pasował, gdy było tak jasno. - Moje rzeczy. Chcę je odzyskać, wszystkie - zażądała, zakładając za ucho jakiś jeden kosmyk, który wymsknął się jej z warkocza - który i tak był ciasno związany z tyłu w jej głowy, żeby się po prostu nie majtał. No wyglądała jakby się urwała z Matrixa. Czarny, obcisły kombinezon z długimi rękawami z jakiegoś miękkiego materiału. Przylegająca do niego - również czarna - taktyczna kamizelka z wieloma kieszeniami. Kabury na udach. I trochę niepasujący do tego rozsunięty częściowo suwak, dekolt ledwo chował się za kamizelką. I te długie ciemne pazury. Dziwka-komandos, wypisz wymaluj. |
|
| Domingo Salvador
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 20, 2023 5:24 pm | |
| Gdyby przyszła sześć godzin temu, nie byłby teraz tak żałośnie bezradny i słaby. Miałby jakieś szanse, żeby stawić czoło swojemu największemu koszmarowi. Cholera, nawet cztery godziny temu, kiedy mięsny golem rodem z najgorszego horroru jeszcze nie został animowany, a tchnienie nekromancji nie postawiło go do życia. Zasłonił oczy zdrową ręką – lewą. Ostre światło żyrandola raziło go w oczy, jeszcze dodatkowo odbijając skrzące drobiny w zawieszonych do niego drobnych kryształkach. Nigdy nie używał tego światła. Wolał nocną lampkę, której nikły, ciepły blask miękko przeganiał najgłębsze cienie z zakamarków sypialni. Podniósł się z pozycji leżącej do siadu. Syknął cicho, kiedy rana na brzuchu wyraźnie dała o sobie znać. Mógł albo leżeć na płasko, albo siedzieć wyprostowany jak struna. Nie chciał umierać na leżąco, to było jakieś takie mało godne. Kołdra w śliskiej, jedwabnej poszewce zsunęła się niebezpiecznie nisko, ukazując mięśnie ukształtowane w literę V, teraz po jednej stronie otulone bandażem. – Chyba niepotrzebnie. Skoro tu jesteś, to znaczy, że żaden inkwizytor nie przyjdzie – zauważył dziwnie spokojnie. Chyba wiedział, że tak będzie. Nie chciał o tym myśleć, ale wiedział, że którejś nocy po niego przyjdzie – groźna, gotowa do ataku i niebezpiecznie piękna. Nie wiedział tylko, że będzie miała na sobie ciasny kombinezon pozostawiający niewiele wyobraźni. Powinien był się domyślić, że będzie w kombinezonie rodem z Matriksa, tak przecież była ubrana przy ich pierwszym spotkaniu. Przez chwilę oglądał ją sobie z niekłamaną przyjemnością. Czy to był tylko syndrom sztokholmski czy już coś więcej? Nie wiedział. Przechylił się w bok, kołdra zsunęła się na lewe udo i tylko Boża opatrzność sprawiła, że to, co powinno być zakryte, wciąż zakryte było. Otworzył szufladę szafki nocnej w stylu Ludwika XIV. Pasowała do reszty wystroju: do ogromnego łoża z baldachimem, do purpurowej pościeli, do żyrandola z kryształkami, do sporej szafy w głębi pokoju. Lewą ręką wyciągnął pęk kluczy i znajomy, motylkowy nóż, położył wszystko na blacie. – Motor stoi w garażu. To ten budynek obok. Jestem pewien, że trafisz – powiedział lekko. Zupełnie jakby nie przyszła po niego sama śmierć ubrana w skrzypiącą skórą czerń. – Ten antymagiczny dysk oddałem znajomemu do sprawdzenia. Przykro mi, ale już go nie odzyskasz – kontynuował, kiedy wracał do poprzedniej pozycji z bardzo zbolałą miną. Tak kurewsko bolało. Gdyby nie wyczerpał całej swojej magii na walkę z nieumarłym koszmarem, którego sam powołał do życia, mógłby się uzdrowić. Albo chociaż uśmierzyć ból. Za późno. Przyszła o kilka godzin za późno. Oparł się plecami o ramę łóżka, odchylił głowę w tył i zamknął oczy, linia szczęki, szyi, jabłko Adama – wszystko to wyglądało zbyt harmonijnie w porównaniu z poszarzałą skórą i szramą na twarzy. Odpoczywał przez chwilę, oddychając ostrożnie. Uchylił powieki i spojrzał na nią, uśmiechnął się lekko. Światło już go tak nie raziło. – Zawsze myślałem, że po prostu wyrwiesz mi serce. Pasowałoby. Jakaś taka poetycka sprawiedliwość – powiedział z namysłem, a jego wzrok mimochodem prześlizgnął się po jej sylwetce. – Nie sądziłem, że będzie to jednak broń palna. |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 20, 2023 6:06 pm | |
| - Może przyszłam popatrzeć? - zasugerowała cichutko, prawie że obiecującym szeptem. Odsunęła się od włącznika światła i teraz przechodziła się po pokoju ze splecionymi za plecami dłońmi. Krążyła jak kobra, oglądając meble i przedmioty, podeszła nawet do okna i w końcu zdjęła okulary, by schować je do jednej z kieszonek w kamizelce. I tak nie widziała niczego, co działo się na zewnątrz, zamiast tego spojrzała na swoje odbicie w szybie i delikatnie poprawiła włosy oraz kamizelkę. Cecilia Clark, służebnica pańska i jego ostrze w ciemności, pokorny sługa samego Boga o naprawdę solidnej próżności. Przeniosła spojrzenie ze swojego odbicia na odbicie kapłana. Obserwowała, co robi, gdy pochylał się do szafki. - Chociaż wyglądasz, jakby już tu byli. Co Ci się stało? - zapytała bardzo neutralnym tonem. Jak najbardziej obojętnym, nawet nutki ciekawości, jakby pytała o to każdego człowieka na ulicy. Nie pytała. Po prostu była szczerze ciekawa - na pewno nic więcej, jej zainteresowanie tematem musiało z tego wynikać. Porzuciła oglądanie pokoju w odbiciu szyby i odwróciła się, żeby szybkim krokiem wrócić w okolice łóżka, w marszu położyła jeszcze dłoń na rączce pistoletu u swojego pasa. Wcale mu nie ufała, skąd miała wiedzieć, czy nie sięga po broń? To byłoby zrozumiałe. Też by tak zrobiła. Ale to nie była broń. To były kluczyki i jej nóż motylkowy, stary i z lekko odchodzącą już czarną farbą. Zdjęła dłoń z pistoletu i zwiesiła ją luźno przy ciele. Podeszła do szafki, kluczyk wrzuciła do kieszonki, a nożem po prostu zaczęła kręcić. Piękna popisówka, mistrzyni balisonga, była zadowolona. Na nowo mogła poczuć się sobą, mając w dłoniach to konkretne ostrze, które towarzyszyło jej już od tak wielu lat. Nóż jednak zatrzymał się jej nagle między palcami, złożony, a Cece otworzyła szeroko oczy i powoli przeniosła spojrzenie na Domingo. Jeśli wcześniej nie chciała go zadusić, to teraz na pewno. - Co? - zapytała, blednąc trochę. Zrobiło się jej autentycznie słabo w środku, jakby właśnie z niej spuszczono przynajmniej litr krwi. - Komu. Gdzie. - Te słowa nawet nie brzmiały już jak pytania. Czy mogło być gorzej? Jeszcze pal licho, jakby to po prostu sam rozkręcił. Zniszczył, zakopał, oddał duchom przodków jako ofiarę. To dało się naprawić. Ale wyciek technologii? Fakt, była bardziej zaawansowana od tej cywilnej, ale na pewno ktoś znający się na podobnych konstrukcjach byłby w stanie to rozgryźć i może stworzyć, chuj wie, coś na bazie neutralizatora bariery. Cece nie znała się na technologii do tego stopnia, ale wiedziała, że właśnie miała przejebane. Zaraz po tych dwóch słowach niemal się teleportowała - wkurwienie i niedowierzanie chyba jeszcze dodały jej siły - bo już po może sekundzie nie stała obok łóżka, a po prostu klęczała na materacu, okrakiem nad biednym czarownikiem, znowu złapała go za gardło - ale nie zaciskała, jeszcze przynajmniej, palców. Po prostu trzymała, żeby poczuł, że lada moment te szpony mogą się zaciskać. Pochyliła się nad nim, patrząc mu w twarz. - Musisz. To. Odzyskać. Rozumiesz? - tym razem jednak to było pytanie. Tylko że on wcale nie musiał tego odzyskiwać. Ona musiała. Pilnie. Nawet już nie powiedziała niczego na temat wyrwania mu serca. Nawet gdy podjęła decyzję, że przyjdzie tu tej nocy, to nie była pewna, czy go od razu zabije. Mówiła sobie, że idzie przede wszystkim odzyskać rzeczy, a później się zobaczy. A nikt nie powinien umierać w łóżku. Chyba że z racji zasłużonego wieku. Poza tym... jaka to niby byłaby satysfakcja, gdy najpewniej nie mógłby się nawet bronić? Tak to sobie przynajmniej tłumaczyła. |
|
| Domingo Salvador
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 20, 2023 6:34 pm | |
| Jeśli przyszła popatrzeć, to naprawdę nie było na co. Ani inkwizytora w okolicy, żeby z dreszczem satysfakcji patrzeć na zasłużoną śmierć oprawcy, ani nawet typowego dla Dominga uroku osobistego. Wyglądał trochę jak zwłoki. Zadbane i piękne, ale wciąż animowane przez kogoś i niezbyt pełne życia. Zaśmiał się mimowolnie i zaraz tego pożałował, łapiąc się za ranę na piersi. Śmiech urwał się z cichym jękiem. – Jeśli tak, to kiepski dzień sobie wybrałaś – stęknął bardziej niż powiedział. Spróbował usiąść wygodniej. Nie pomogło. Skrzywił się tylko bardziej na pytanie, które przecież musiało się pojawić. Ty mi się stałaś, chciał powiedzieć, ale to by było głupie. Tandetne. Niepotrzebne. A i tak milion razy mniej krępujące niż prawda. – Powiedzmy, że wymknęło mi się spod kontroli coś, co nie powinno – powiedział zatem oględnie. No i proszę. Powiedział prawdę, a jednocześnie nie zagłębił się w szczegół na tyle, by przyznać się do swojej kosmicznej wręcz głupoty. Kompletnie nie zwrócił uwagi na ten pełen nieufności marsz powrotny w stronę łóżka. Na to uważne położenie dłoni na gnacie. To znaczy, zwrócił uwagę, owszem, ale ani trochę się nie przejął. Gdy tylko ją zobaczył nad sobą, wciąż ubraną w ciemność i celującą w niego śmiercionośnym narzędziem, od razu pojął, że to koniec. Czuł mieszankę żalu, ulgi i strachu. Na pierwsze dwa nie mógł nic poradzić, ale strach udało mu się zepchnąć głęboko w podświadomość. Zamiast tego skupił się na tym, by te ostatnie chwile napełnić jakimś znaczeniem. Żeby się napatrzeć, póki było na co, bo w zaświatach pewnie nie ma takich widoków. Żadna nieskończenie piękna Walkiria nie mogłaby tam wywijać nożem z taką wprawą, z jaką robiła to Cecilia. I nagle była tuż przy nim. Nad nim. Na nim. Trzymała go za gardło, a on potrafił jedynie myśleć, że kiedy się złości, to wygląda jeszcze ładniej. Nie sądził, że to małe kłamstwo o dysku aż tak ją rozwścieczy. Urządzenie było bezpiecznie ukryte, czekało, żeby faktycznie trafić do fachowca od tego typu ustrojstw. I gdyby trafiło, Domingo za nic nie zdradziłby jego tożsamości. Tym bardziej, że i tak był już chodzącym trupem. Od momentu, kiedy duch w ciele zombie oskarżycielskim gestem wskazał go i wypowiedział jego imię. A odkrycie, jak przeciwdziałać temu całemu polu antymagicznemu, mogło uratować setki, jeśli nie tysiące nadnaturalnych żyć. – Nie – powiedział tylko krótko, patrząc jej w oczy. Uniósł lewą rękę i położył ją na mniejszej dłoni otaczającej jego gardło. Ścisnął odrobinę. – Śmiało – szepnął. |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 20, 2023 8:15 pm | |
| Prychnęła jakby ze złością. Czyli magia mu się stała. Głupia, idiotyczna nikomu niepotrzebna w tym świecie magia. Tylko czemu miałoby ją to złościć? Czy nie powinna zaśmiać się szyderczo, że wielka szkoda, że nie zabiło go, cokolwiek to było? Zawsze jeden nadprzyrodzony mniej. Jeden ticket odhaczony, można dopisać do statystyk. - No tak, odpierdalanie jakiejś maniany na kiju, która może rozpierdolić pół miasta, a później płacz. Źli Łowcy polują na nas, a my przecież nic nie robimy - warknęła gniewnie, ostatnie zdanie wypowiadając zmienionym ewidentnie przedrzeźniającym głosem. Czuła się oburzona. Do tego stopnia, że spomiędzy jej warg wydobyło się wzgardliwe "tsk". Miała ochotę nim potrząsnąć. Faktycznie przebić palcami delikatną skórę na gardle, może w rzeczywistości wyrwać mu tchawicę. Oczy błyszczały jej już nie tylko gniewem, a po prostu furią. I czymś, co można by określić mianem szczątkowego strachu. Bo wizja, że taka wieść dotarłaby dalej była przerażająca. Co by z nią zrobili, gdyby się dowiedzieli? Wolała chyba nie zgadywać. Zaciskała zęby z taką siłą, że to cud, że nie popękały. Przez kilka sekund nawet nie oddychała, patrzyła kompletnie nieruchomo. Ścięgna na jej szyi napięły się niczym stalowe liny. Spojrzała w dół, na dłoń, która docisnęła jej palce. Tak pięknie zachęcająco. Śmiało. Zacisnęła zęby jeszcze mocniej, aż wydały z siebie nieprzyjemny zgrzyt. - KURWA MAĆ - to nie był po prostu krzyk. To był ryk bestii i równocześnie wyprowadzony cios drugą ręką. W ścianę, tuż obok szyi, którą wciąż tak pięknie otulała palcami. Aż poczuła, jak przeskakują jej kostki w dłoni. Patrzyła cały czas w te granatowe oczy nie mrugając. A później zauważyła, że ich kolor jest dokładnie taki sam jak jej paznokci. Uwolniła w końcu gardło Domina, i pochyliła głowę, wolną dłonią zasłaniając oczy. Przeniosła ciężar ciała na opierającą się o ścianę rękę. Mimochodem pomyślała - ze złością - dlaczego musiała wybrać ten durny kolor. Kompletnie przecież o nim nie myślała, gdy przerzucała znudzona próbniki i ten konkretny wpadł jej w oko. Nie myślała przecież o nim prawie wcale. O Domingo, nie głupim granacie. Pokręciła głową, biorąc głęboki oddech. - Czy ty w ogóle rozumiesz, jakie to jest niebezpieczne? To nie są jebane zabawki. To rejestrowane urządzania, gdy tylko zgłoszę, że go nie mam, to je namierzą. Znajdą twojego przyjaciela, a na stole każdy zaczyna śpiewać. Znajdą i zabiją ciebie. A na końcu mnie - wycedziła, odsłaniając oczy. Blade policzki aż zarumieniły się jej ze złości. Nie była pewna wprawdzie, czy tak to działa. Nikt nigdy wcześniej jak idiota nie dał się tak podejść, by stracić pole. A przynajmniej Cecilia o tym nie słyszała. |
|
| Domingo Salvador
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 20, 2023 8:34 pm | |
| Przypatrywał jej się spokojnie. Patrzył, jak żyły i ścięgna na jej szyi się napinają. Jak najbłękitniejsze oczy na świecie roziskrzają się prawdziwą furią, a nozdrza rozszerzają się przy rozwścieczonym wdechu. Powinien się bać. Powinien się skulić i błagać o litość. Wić się pod tym wzrokiem ze strachu. A był po prostu zachwycony. – Nie przesadzaj, przecież nic nie poszło w miasto – rzucił zaczepnie. Co się stanie, jeśli jeszcze trochę ją podkurwi? – Właśnie dlatego to ja teraz leżę wymemłany, a nie postronni ludzie. Nigdy bym do tego nie dopuścił – dodał jeszcze trochę arogancko. Święcie w to wierzył. Choćby miał się zesrać na niebiesko, to by nie pozwolił, żeby jakikolwiek twór jego nekromancji szalał niespętany jego wolą. Domingo nie był zły. Po prostu miał specyficzne moce. Drgnął nieznacznie, kiedy wrzeszczała. W takim stanie jej jeszcze nie widział. Nawet podczas tych pierwszych, pełnych agresji dni uwięzienia nie wrzeszczała. Nie tak. Nie tak, jakby cały świat jej się zawalił. Nie waliła pięścią w ściany z taką mocą. Zabawne. Ten dysk był aż tak ważny? Ważniejszy niż jej własna wolność? Niż jej własne życie? Zaraz dostał odpowiedź. I poszarzał na twarzy jeszcze bardziej. Taki jego odpowiednik zblednięcia. – Ja pierdolę – powiedział ze złością. Teraz on był wściekły. Wolał, żeby wypełniał go gniew niż panika, która powoli zaczęła podchodzić mu do gardła. Mógł umrzeć, nie miał nic przeciwko. I tak już długo żył. Już i tak w pewien sposób pogodził się z myślą, że już nie zobaczy lazurowych brzegów Haiti. Ale trafić na stół, prawdopodobnie laboratoryjny? Albo inne tortury? Nie, na to się nie pisał. Gwałtownie pochylił się do przodu, ignorując iskrę bólu, jaka przeszyła cały pas w poprzek jego torsu, prawie mu pociemniało w oczach. Dopiero po chwili udało mu się zogniskować wzrok na twarzy, od której teraz dzieliły go milimetry. – W takim razie tego nie zgłaszaj. A mnie zabij od razu. Teraz. Przecież po to przyszłaś, czyż nie? – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Bo ja ci nie powiem, gdzie jest ten dysk. I nie pójdę na żaden stół, rozumiesz? Nie będę żadną żabą do wiwisekcji dla małych watykaniątek, możesz o tym zapomnieć – rzucił ze złością. Granatowe oczy lśniły od niekontrolowanych wyładowań magii, jakby ktoś podłączył mu do tęczówek mikroskopijne błyskawice.
|
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 20, 2023 8:51 pm | |
| - Co za różnica? - syknęła ze złością. Jakby nie miało większego znaczenia, czy monstrum zabiłoby tylko jego, czy faktycznie poszło siać spustoszenie w całym mieście i zabrałoby ze sobą znacznie więcej ofiar. Jakby obie te opcje położone na szalkach wagi ważyły dokładnie tyle samo. Cecilia w złości mówiła różne rzeczy. Najczęściej bezmyślnie, bez cienia zawahania, a często sam sens trafiał do niej znacznie później, gdy gwałtowne emocje opadały. A potrafiły znikać równie szybko, co się pojawiały. Gotowała się w środku i nie wiedziała, co znowu zrobić. Nie mogła przecież stracić tej jednej rzeczy. To było zbyt kluczowe w ich walce urządzenie, by mogło wpaść w niepowołane ręce. Po co w ogóle je zabierała? To była wściekłość i panika, kotłowały się jej w środku, aż sama nie wiedziała, która z tych emocji jest silniejsza. Domingo jej pomógł w wyborze. Dolał benzyny do ognia swoją własną złością. - Chuj ci do tego, po co tu przyszłam - wycedziła, zaciskając dłoń w pięść. Jeszcze bardziej niż wcześniej. Bo nawet w gniewie przecież by nie przyznała nawet sama przed sobą, zwłaszcza już na głos, że na dobrą sprawę wcale nie planowała nikogo zabijać tej nocy. - Przecież właśnie o to, kurwa, chodzi, żebyś nią nie został - znowu syk przez zaciśnięte zęby. Może powinna się przestraszyć tej prawdziwej magicznej burzy zamkniętej w tęczówkach. Ciemnogranatowe chmury i magiczne błyskawice. Ale bardziej teraz niż czegokolwiek bała się tego, co zrobiliby z nią inni Łowcy. |
|
| Domingo Salvador
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 20, 2023 9:09 pm | |
| – Zasadnicza – odparował natychmiast, ale nie wdawał się w szczegóły. Nie tłumaczył, że przecież co z tego, że jeden głupi nekromanta z własnej winy spadnie z rowerka, skoro miasto będzie bezpieczne. Zero ofiar. No, jedna. Dla Łowcy powinno to mieć znaczenie. Nie rozumiał, dlaczego nie ma. Ale przecież tacy byli Łowcy: bali się magii. Nie chcieli, żeby ktokolwiek jej używał. Był coraz bardziej zły. Ich gniew zdawał się wzajemnie podsycać. Złość jednego przechodziła na drugie i jeszcze wzrastała. A potem znowu i znowu. Gdyby Cece była facetem w garniturze, to teraz złapałby ją za krawat i szarpnął. Gdyby miała na sobie jakąkolwiek bluzkę, złapałby za jej gors i potrząsnął dziewczyną. Nie było za co złapać. Pieprzony kombinezon do sadomaso. – Jak to: chuj mi do tego – wywarczał zapytanie. Miała nie po kolei w głowie. Był u siebie, w swoim domu, w swojej ostoi. Tu, gdzie powinno być bezpiecznie. A w środku nocy odwiedzał go Łowca. Łowczyni. Jeden chuj. Wariatka. Chyba miał prawo wiedzieć, dlaczego tu była? To znaczy – pomijając zwrot jej własności. – No to już. Przecież chciałaś to zrobić. Ty dostaniesz swoją zemstę, a ja nie trafię na żaden stół – podjudzał ją. Sam nie wiedział, dlaczego to robi. Nie potrafił przestać. Wariat. Sięgnął w tył i złapał ją za nadgarstek tej ręki, na której opierała ciężar ciała. Szarpnął nią i przytrzymał gdzieś obok swojej twarzy. Drugą ręką jeszcze przytrzymał ją gdzieś w okolicy lędźwi, żeby na niego nie wpadła. To by kurewsko wręcz bolało. Już i tak bolało wystarczająco. – Na co czekasz?! – rzucił zajadle prosto w tę trójkątną twarz. |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 20, 2023 9:22 pm | |
| Trzęsły jej się ręce ze złości. Cała się praktycznie trzęsła, poraniła sobie też drugą dłoń paznokciami. Jeden jednak nie wytrzymał tego ucisku i zwyczajnie się złamał, ale nawet nie zauważyła. Jeszcze. Prawie straciła równowagę, gdy szarpnął jej ręką. To pewnie rozwścieczyłoby ją jeszcze bardziej, gdyby i tak pasek jej złości nie osiągnął zenitu. Nawet nie poczuła, że wpadłaby na Domingo, gdyby jej nie przytrzymał. Wyrwała mu swój nadgarstek i zaraz po tym zeszła z łóżka. Bez słowa. Sztywnymi napiętymi ruchami, które nijak nie przypominały jej zwyczajowego sposobu poruszania. Zatrzymała się na środku pokoju, odwróciła i wyciągnęła pistolet. Wycelowała i strzeliła. W piękny żyrandol przyozdobiony kryształkami. W żarówkę. Huk wystrzału powinien obudzić umarłych, iskry i szkiełka posypały się z sufitu. Wariatka. Niemniej huk z broni był chyba i tak znacznie cichy niż to, jak pierdolnęła drzwiami o framugę, gdy wychodziła. Znalazła garaż bez problemu, a w nim swój motocykl. Zatrzymała się tylko na chwilę - przed bramą, żeby ją po prostu rozpierdolić i móc wyjechać. Jednym śladem po niej został rozwalony żyrandol, pęknięte drewniane drzwi i złamany paznokieć w pościeli.
zt |
|
| Domingo Salvador
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 20, 2023 9:30 pm | |
| Patrzył za nią przez chwilę. A raczej patrzyłby, gdyby nie zgasiła mu światła permanentnie. I bardzo, kurwa, dobrze. Wyjebie ten cholerny żyrandol do śmieci, i tak go nie używał. Przechylił się w lewo i zapalił nocną lampkę, ciepłe światło rozgoniło egipskie ciemności. Przetarł twarz dłonią i wziął głęboki wdech. Co się właśnie odkurwiło? Huk trzaskających drzwi jeszcze długo unosił się echem w jego głowie, kiedy stwierdził, że ma dość i po prostu poszedł spać. Śnił mu się wielki, mięsny golem rozrywający miasto na strzępy. Tak dla odmiany.
[z/t] |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 27, 2023 12:27 pm | |
| Siedziała sobie w domu – to był wyjątkowo luźny i spokojny dzień, żadnej zmiany w pubie, nie wybierała się też na polowanie. Odpaliła jakiś amerykański stary sitcom i, klasyka, piła swoje drineczki. Wódka z wodą gazowaną, cytryną, miętą i ostatnio jeszcze zaczęła dodawać kilka kropel niebieskiego syropu barmańskiego. Faktycznie wyglądało jakoś tak dostojniej, niemal jak jakiejś wysokogatunkowej klasy koktajl w barze. Zignorowała znajome buczenie telefonu. Tego drugiego telefonu, w końcu miała wolny wieczór Umyła włosy, wysuszyła, kończyła malować paznokcie u stóp na kanapie, gdy telefon zabuczał ponownie. Podniosła go, czytniki sczytały obraz jej tęczówki i linie papilarne, zanim się odblokował. Powiadomienie z aplikacji, oczywiście. Włączyła – z ciekawości – żeby zobaczyć, kto i kogo wyhaczył. Najpierw rzucił się jej w oczy napis na samej górze „ZLECENIE PRZYJĘTE – USER 229864”. A potem szklanka, z której sączyła drinka przez słomkę, wypadła jej z dłoni i rozbiła się o podłogę. Ale Cecili już nie było nawet na kanapie.
Prowadzenie motocyklu po czterech szklankach wódki z wodą gazowaną nie należało do najłatwiejszych czy, tym bardziej, do rozsądnych. Ale nie miało większego znaczenia. W biegu się ubierała w jeden z tych swoich kombinezonów do sado-maso, w biegu zapinała szelki taktyczne i wrzucała rzeczy do kieszonek. Wszystko w biegu. Amunicja, broń, kilka innych rzeczy, które mogłyby się przydać. Dzwoniła w międzyczasie trzy razy, ale brak odopowiedzi był chyba najlepszą i najbardziej wymowną odpowiedzią. Inkwizytorzy działali szybko. Znacznie szybciej niż jakikolwiek Tropiciel, bo ilekroć zlecenie wskakiwało na serwer, znikało przeważnie w ciągu kilku godzin. Zostawiła motocykl przy rozkurwionej – może ładunkiem wybuchowym? – bramie i dalej już puściła się biegiem. Przede wszystkim tak było ciszej i tak na dobrą sprawę niewiele wolniej.
|
|
| Domingo Salvador
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 27, 2023 1:13 pm | |
| Marynarkę przewiesił przez oparcie fotela już kilka godzin temu, bo było mu najzwyczajniej w świecie niewygodnie, a przecież w biurze było na tyle ciepło, że bez problemu mógł siedzieć w koszuli i kamizelce. To był nudny dzień, spędzony na typowo papierkowej robocie, urozmaicany jedynie sporadycznymi wiadomościami od Cece, które niezmiennie wywoływały uśmiech na jego twarzy. Lubiła wysyłać mu zdjęcia swoich roślin, zwłaszcza paprotki Clarence. Czasem przewijało się jakieś selfie – zawsze je zapisywał w telefonie, choć nigdy by się do tego nie przyznał, a już zwłaszcza nie Cecilii – albo fota eleganckiego drinka. Domingo był przekonany, że fikuśny wygląd to tylko sprytna przykrywa dla wódki z wodą. Zdjął okulary i przetarł oczy dłonią. Powinien kupić sobie jakieś krople do oczu, siedzenie przed monitorem przez tyle godzin zdecydowanie mu nie służyło. Zerknął na zostawiony gdzieś w kącie biurka telefon i zmarszczył brwi. Od razu wziął go do ręki i z niezadowoleniem stwierdził, że się szmelc rozładował. To dlatego milczała od jakiegoś czasu. Tak, to musiało być to. Przecież nie mogła być aż tak zajęta. Podpiął urządzenie do ładowarki i włączył. Dzwoniła trzy razy. Nigdy do niego nie dzwoniła. Zaniepokoił się nie na żarty i oddzwonił, ale nie odbierała. Czy coś jej się stało? Może Watykan faktycznie dobrał jej się do tego seksownego tyłka za to, że zgubiła pole antymagiczne? Albo jakoś dowiedzieli się, że kryła przed nimi czarownika i teraz coś jej groziło...? Domingo nie miał pojęcia, jakie mogłyby być konsekwencje takiego czynu, ale wyobrażał sobie, że bezwzględna instytucja traktująca żywe istoty jak swoje zabawki mogła mieć kilka co najmniej niepokojących pomysłów. Wstał z krzesła i, chodząc po pokoju, próbował się do niej dodzwonić. Głośny huk i małe, lokalne trzęsienie ziemi skutecznie oderwały jego uwagę. Jakiś nieproszony gość właśnie wprosił się do posiadłości Dominga Salvadora, Króla Żywych Trupów. Odłożył ładujący się telefon na biurko i, jak przystało na nekromantę, rozejrzał się oczami swoich sług. Nie było ciekawie. Więcej. Było kurewsko nieciekawie. Pokoje w części mieszkalnej właśnie fachowo przeczesywał Łowca. Poczuł w gardle smak goryczy. Czy to Cece go nasłała...? Chciał kategorycznie powiedzieć "nie", ale... Mogłaby. Ich chwila szczerości na ławce nic nie znaczyła wobec lat indoktrynacji i, nie oszukujmy się, prania mózgu z rąk Watykanu. Chciał wierzyć, że go nie wydała, równie dobrze jakiś inny Nimrod mógł go podpierdolić do centrali, przecież nie było tak, że się jakoś specjalnie ukrywał, ludzie czasem otwarcie gadali, że ma nadprzyrodzone moce. Skoro jeden tropiciel mógł go znaleźć, to inni także. Ale jakaś cząstka jego umysłu, ta bardziej rozsądna, przekonywała, że to robota Cece. Odłożył rozważania na później. Później z nią porozmawia i dowie się, jaka była prawda. O ile jakieś później będzie, rzecz jasna. Bał się jak skurwysyn, ale nie poddawał się panice, nic by mu to nie dało. Wyjął z szuflady biurka rytualny sztylet i udał się na podwórze za posiadłością, nakazując swoim zombie zneutralizować intruza. Zombie nie miały szans w starciu z Łowcą, ale miały nad nim jedną znaczącą przewagę: nie czuły bólu i nawet jeśli się je rozczłonkowało, to każda część z osobna nadal próbowała wykonać rozkaz nekromanty. |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 27, 2023 2:00 pm | |
| #PRZEMOC
Cecilia nigdy nie była najsilniejszym Łowcą. Każdy nawet najgorszy w swoim fachu inkwizytor bez problemu mógłby rozłożyć ją na łopatki, gdyby tylko w walce chodziło o siłę. Miała inne zalety – świetne aktorstwo, cały pakiet kompetencji miękkich pozwalających jej na swobodny kontakt z innymi – włącznie z istotami nadprzyrodzonymi – ale nade wszystko była szybka. Swój brak tężyzny nadrabiała prędkością i refleksem. Dopadła do otwartych na oścież drzwi, wąska stróżka światła biegła po schodach wejściowych. Przytuliła się plecami do ściany zaraz przed nimi. Przede wszystkim, żeby uspokoić oddech i słuchać. Wbrew powszechnej opinii Łowcy nie mieli nadzwyczajnego wzroku czy słuchu, pod tym względem dorównywali zwykłym ludziom. Słyszała strzały. Dziwne odgłosy, które na myśl przywodziły filmy o zombie. W myślach, niczym mantrę, powtarzała jedno słowo: kurwa, kurwa, kurwa, kurwa. Rozbijane meble? Może wazy? Od zajebania miał tych idiotycznych antycznych wazonów. Zamknęła na chwilę oczy, opierając tył głowy o ścianę. Otworzyła je ponownie. Ładna noc. Tutaj nawet łuna bijąca od miasta nie przysłaniała gwiazd. Odetchnęła ostatni raz głęboko. Przez wszystkie bluzgi w jej głowie zabrzmiało jej pytanie: co ty właściwie robisz? Wolała nie odpowiadać na nie nawet sama przed sobą. Wyciągnęła ten swój śliczny czarny pistolet, przeładowała i schowała go z powrotem do kabury, ale tej już nie zapinała. Weszła do środka. - Jeśli mnie słyszysz, to go nie zabijaj – syknęła do jednego z zombie, który zmierzał zasadniczo w tę samą stronę, co i ona. W stronę strzałów i krzyków. Wiedziała przecież, że zombie w jakiś sposób mogą komunikować się ze swoim mistrzem, przecież Felix podpierdalał ją notorycznie ilekroć próbowała czegokolwiek. Przyśpieszyła kroku i zatrzymała się jeszcze, zanim weszła do kompletnie zdezelowanego pomieszczenia. Łowca – Cecilia znała go, dostatecznie by mówić mu „cześć”, gdy mijali się na korytarzu w filii czy w czasie spotkań lub innych okazji – walczył dzielnie. Musiała mu to przyznać. Był dobrym inkwizytorem. Świetnie radził sobie z nacierającymi na niego zombie, kilka nawet kompletnie już rozłożył. Było jej prawie przykro, gdy tak bez cienia zastanowienia wyciągnęła jednak broń i oddała strzał – w nogę. Nie chciała go zabić, chciała co najwyżej powalić na ziemię. Ale zombie nie miały równie ugodowych zamiarów. Inkwizytor krzyknął głośno, rozproszył się, a wtedy nieumarli słudzy mieli świetną okazję, żeby go rozszarpać. - KURWA, NIE – huknęła Cece i schowała szybko pistolet do kabury. Podbiegła do kłębowiska, pod którym znajdował się drugi łowca i zaczęła rozpychać zombie jedno po drugim. |
|
| Domingo Salvador
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 27, 2023 2:15 pm | |
| #GORE
Zombie były świetnymi służącymi, ale tylko pod jednym warunkiem: że miałeś wprawę w wydawaniu bardzo, bardzo precyzyjnych poleceń. Domingo miał wiele czasu, żeby się tej trudnej sztuki nauczyć. Do tego miały jeszcze jedną przydatną cechę – były ekstremalnie lojalne. Słuchały wyłącznie tej osoby, której wola je ożywiała. Taki chodzący trup, nawet jeśli był wyjątkowo świeży i wciąż jeszcze tliły się w nim resztki dawnej osobowości, był pod przymusem bezwzględnego wykonywania rozkazów swojego twórcy. I tylko jego. Felix nie podpierdalał Cece dlatego, że za życia był kablem i taki miał zwyczaj. Po prostu Domingo kazał mu meldować wszelkie odstępstwa od normy, kiedy się "opiekował" Łowczynią. Mało tego – Felix, tak jak większość zombie, które miały już swój wiek, nawet nie potrafił mówić. Po prostu przekazywał widziane obrazy i dźwięki bezpośrednio do głowy Salvadora. I tylko wtedy, kiedy mu to rozkazano. Zombie nawet nie spojrzało na Cecilię. Miało rozkaz do wykonania. Zneutralizować intruza, na którego teraz patrzę, powiedział do swoich sług nekromanta. Cece była bezpieczna. W każdym razie przed żywymi trupami, które kłębiły się wokół leżącego Łowcy. Silne ręce rozrywały mu kończyny, a silne szczęki o tępych zębach wyrywały uncje ciała. Te zombie, które zdążyły zjeść kawałek Łowcy, przez chwilę miały w oczach rozumniejsze spojrzenie, zanim ponownie stawało się tępe i niewidzące. Dźwięki, jakie temu wszystkiemu towarzyszyły, były okropne, dużo gorsze, niż przedstawiały to filmy czy gry. Dźwięk rozrywanego ciała brzmiał jak mokry trzask, a wrzaski Łowcy, początkowo głośne i pełne bólu, szybko stały się ochrypłe i cichły stopniowo, zajmowane przez równie ochrypłe jęki, a później już tylko bezbronne kwilenie, zagłuszane przez odgłosy przeżuwania. To był najgorszy rodzaj śmierci, jaki znał Domingo. I nie używał go lekko. Raptem parę razy w ciągu całego życia. – Co tu robisz? – usłyszała nagle głęboki głos za sobą. Król Żywych Trupów wreszcie pofatygował się osobiście, by sprawdzić, czy niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Prawdopodobnie było, mimo że na nogach wciąż mógł stać jeszcze jeden Łowca. I to od jej słów zależało, czy tak pozostanie.
Ostatnio zmieniony przez Domingo Salvador dnia Pią Paź 27, 2023 2:53 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 27, 2023 2:32 pm | |
| Nie wiedziała, co było gorsze. Wrzaski konającego rozrywanego żywcem Łowcy czy odgłosy rozrywanego mięsa, łamanych kości. Ilekroć udawało jej się odepchnąć jednego zombie i przechodziła do innego, poprzedni wracał na swoje miejsce. Tak jak wcześniej klęła w myślach, tak teraz po prostu je wrzeszczała. Klęła na Domingo, na zombie, na Łowcę. Na absolutnie wszystko, na co tylko się dało. Dopiero gdy wrzaski zaczęły milknąć, a ich miejsce zajęło charczenie konającego, Cece się odsunęła. Dyszała ciężko, zmęczona z idiotyczną syzyfową walką z zombie. Pochyliła się, opierając dłonie o uda. Krzyczeć też już przestała. Do dźwięku mielonego w zębach mięsa wyprostowała się i przejechała obiema dłońmi po twarzy i zatrzymała je na chwilę na oczach. Zaraz jednak przesunęła je dalej, by odgarnąć kilka kosmyków, które wysupłały się ze spiętych włosów w czasie walki, może jeszcze wcześniej w czasie biegu. Palce finalnie przesunęła jeszcze dalej i splotła je na karku. Była zła. Gniewna. Bardzo mocno wkurwiona. Tupała niecierpliwie jedną stopą, a potem usłyszała za plecami głos. Odwróciła się szybko, opuszczając równie szybko dłoni. - Której, kurwa, części NIE ZABIJAJ GO nie zrozumiałeś? – warknęła z miejsca. Wściekle. |
|
| Domingo Salvador
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 27, 2023 2:42 pm | |
| Stał na szczycie schodów i przez chwilę przypatrywał się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zdradziła czy nie? Jakże łatwo byłoby teraz się pozbyć kłopotu raz na zawsze. Choć nie patrzył na atak, jaki przeprowadziły zombie, to jednak stał tu już od dłuższej chwili i miał okazję przysłuchiwać się tym okropnym, okropnym dźwiękom, które budziły wspomnienia zemsty, jaką wywarł na swoim właścicielu. Czuł się pusty w środku, jak już dawno nie miał okazji. Znieczulony. Chyba był trochę w szoku, bo nie był przyzwyczajony do, no cóż, tak okropnej śmierci. Później pomodli się za duszę Łowcy do Papy Legby, by bezpiecznie przeprowadził go do nieba, ale teraz nie myślał o niczym. O wybaczenie się za to nie pomodli, bo nie sądził, by na nie zasługiwał. Zszedł powoli na dół, zerkając na makabryczny widok za plecami Cece. Zombie znieruchomiały w bezruchu tak idealnym, jak potrafili tylko nieumarli. Mokre odgłosy przeżuwania ustały. Salvador ponownie spojrzał na Cece. – Nie wiem, o czym mówisz. Jeśli próbowałaś do mnie coś powiedzieć przez zombie, to wiedz, że to tak nie działa – powiedział spokojnie. Przystanął kilka kroków od niej. – Zapytam jeszcze raz: co tu robisz? |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 27, 2023 2:48 pm | |
| - Co tu robisz, co tu robisz – powtórzyła po nim ze złością. Przedrzeźniając. – Teraz to już, do kurwy nędzy, nic! – odwróciła się do niego plecami, by podejść do wymemłanych rozerwanych zwłok. Pchnęła jeszcze jedno z zombie na swojej drodze, nim przykucnęła przy zmasakrowanych zwłokach. – Kurwa mać – syczała dalej ni to Domingo, ni na zombie. Grzebała przy trupie. Obmacywała te części, które jeszcze zostały, bo szukała jednej rzeczy. Jego telefonu. Tego ważniejszego, watykańskiego telefonu. |
|
| Domingo Salvador
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 27, 2023 2:52 pm | |
| Zombie były niedelikatne i mało precyzyjne w wykonywanej robocie, ale bardzo precyzyjne w przestrzeganiu poleceń. Salvador nie kazał im zniszczyć telefonu, więc tego nie zrobił, urządzenie mogło co najwyżej leżeć gdzieś w okolicy, rzucone mimochodem przy wyrywaniu którejś kończyny. Domingo obserwował, jak Cece ewidentnie czegoś szuka, nie miał jednak pojęcia czego. – To zapytam inaczej. Przyszłaś tu, żeby mu pomóc? – zapytał jeszcze niższym głosem, jakby był zły albo jej groził. |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 27, 2023 2:59 pm | |
| Znalazła dwie rzeczy, których szukała. Jedną z nich był płaski nieduży krążek, ale ten ledwo zauważalnym ruchem schowała w rękawie. Niczym magik, Domingo mógł nawet tego szybkiego ruchu nawet nie zauważyć. Później dostrzegła telefon obok zakrwawionych szczątków, które pewnie były ręką. Krew nadal parowała. Cece westchnęła ciężko, nawet się nie odwracając do Dominga. Wzięła telefon między palce i otrzepała dłonie z krwi. - Przyszłam, bo ktoś wystawił na twoje nieostrożne durne dupsko zlecenie – warknęła, odwracając się w końcu. Wściekła. Po czym cisnęła w Domingo tym trzymanym telefonem. Nie jakoś nawet mocno. Po prostu z wyrzutem. I ruszyła od razu w jego kierunku. – Gdybyś go NIE ZAJEBAŁ od razu, to moglibyśmy je zaznaczyć jako wykonane. Kurwa mać, czemu każdy chłop myśli albo chujem, albo wpierdolem, to jest nie do wytrzymania – dalej warczała, nie zatrzymując się jednak przed nim, tylko zwyczajnie go mijając, jeszcze gestykulując wściekle nad głową.
|
|
| Domingo Salvador
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 27, 2023 3:06 pm | |
| Niezręcznie złapał telefon praktycznie w ostatniej chwili, wpadł mu praktycznie na klatkę piersiową. Gdyby nie był w tym lekkim, pustym w środku stanie, może nawet by zabolało. Cece miała sporą krzepę, bez problemu podnosiła Domingo jakby nic nie ważył. Spojrzał na nią zaskoczony, a pustka, która go wcześniej ogarnęła, jakby zaczęła ustępować. Powoli, topornie, ale wycofywała się. Salvador już nie miał tak okrutnie obojętnego spojrzenia. – Nie wiedziałem – powiedział cicho i spojrzał na telefon. – W jaki sposób je odblokowujecie? – zapytał jeszcze, kiedy zaczął oglądać urządzenie na wszystkie strony. Puścił mimo uszu uwagę, że jest nieostrożny. Trochę był, trochę nie. Z jednej strony, nie krył się ze swoimi usługami voodoo, ale z drugiej – voodoo oficjalnie było religią chrześcijańską. Kościół zwykle nie wtryniał się w to, jak prowadzone były inne obrządki. Domingo widocznie musiał niechcący komuś bardzo mocno nadepnąć na odcisk. Nie wiedział tylko komu. |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 27, 2023 3:17 pm | |
| Zatrzymała się jeszcze. - Prędzej się zesrasz, niż go odblokujesz - wciąż bardzo zła. Dramatycznie wręcz. - Pełny skan biometryczny, linie papilarne, temperatura ciała. Konfigurowane indywidualnie przez techników w Watykanie. Żeby to gówno odblokować - wskazała rzeczone gówno zakrwawioną dłonią - potrzebujesz żywego właściciela. Wiedziałbyś to, gdybyś miał WŁĄCZONY JEBANY TELEFON. - znowu odpaliła się przeokrutnie. |
|
| Domingo Salvador
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 27, 2023 3:22 pm | |
| Słuchał jej warczenia piąte przez dziesiąte, skupiając się tylko na informacjach, które się liczyły. Myślał przez chwilę, ze wzrokiem wpatrzonym gdzieś w sufit, a potem zerknął na pobojowisko. Podszedł do zmasakrowanego ciała niechętnie, a kiedy już nad nim stanął, przełknął głośno ślinę. Wyciągnął rękę – zadrżała lekko, ale tylko przez chwilę – i teraz z kolei to on czegoś szukał. Przez chwilę grzebał w szczątkach, zanim znalazł jeden z palców. Spojrzał na Cece. – Świeże zombie mają normalną temperaturę ciała – powiedział ostrożnie. |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 27, 2023 3:32 pm | |
| Westchnęła ciężko. Była zła. A pod tą złością czaiło się coś dużo gorszego, coś czego Cecilia z reguły nie odczuwała. Jeśli już, to sporadycznie - to był strach. Zabójcze przerażenie popchnęło ją tak szybko w to miejsce, pędziła jakby świat po prostu stawał w ogniu. Zabójczy strach odchodził, zostawała po nim ulga - ta po części mieszała się już z gniewem, bo przecież można to było załatwić znacznie lepiej. - Nawet mnie nie wkurwiaj. Wierz mi lub nie, ale goście, którzy to gówno projektowali, dobrze wiedzą, że istnieją pierdolone zombie - pokręciła głową. Nie wiedziała, jakie były wszystkie zabezpieczenia. Prawdopodobnie tylko uczeni wiedzieli. Nie wierzyła jednak nawet przez sekundę, że ludzie zdolni produkować pola antymagiczne nie wpadliby na to, że trupy można postawić z powrotem na nogi. Chciało jej się palić. Plus był taki, że strasznie ją to wszystko otrzeźwiło. Chciała też coś rozjebać. Zamiast tego zawróciła i podeszła do Dominga. Nie zważając, że sama ma ręce utytłane we krwi Łowcy, położyła mu rękę na ramieniu. - Zostaw to. Teraz będą cię szukać dokładniej i jeśli ktoś znowu tu przyjedzie, to na pewno nie sam. Rozumiesz? - zapytała, chociaż trochę łagodniej. Minimalnie. |
|
| Domingo Salvador
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora Pią Paź 27, 2023 3:45 pm | |
| – Pozwolisz, że jednak spróbuję? – powiedział spokojnie, chociaż wcale nie czuł już spokoju. Nie mógł się poddać bez walki, chociaż po słowach Cece i w nim zalągł się obrzydliwy zarodek strachu. Musiał się przekonać na własne oczy, że plan z zombie nie wypali, bo jeśli nie wyczerpałby wszystkich możliwych opcji, to co by mu zostało? Ucieczka? Nie był gotowy, żeby wszystko zostawić za sobą. Swoich wiernych, życie, które tutaj sobie ułożył. Takie przenosiny wymagały przygotowań. Trzeba było postarać się o nowy paszport i nowe ID na inne nazwisko, sfabrykować całe dotychczasowe życie, numer ubezpieczenia. Nie, żeby kiedykolwiek potrzebował korzystać z usług służby zdrowia, ale z jakiegoś powodu jeśli nie widniałeś w systemie, to miałeś z tego tytułu wiele nieprzyjemności. Kiedyś było łatwiej pod tym względem. Łatwiej było zniknąć i zacząć od nowa na końcu świata. Teraz to wszystko trwało. Przynajmniej tak to sobie tłumaczył. Na pewno nie chodziło o to, że nie chciał zostawiać Cece. Wzdrygnął się lekko pod jej dotykiem. Jak na kogoś, kto miał sporo do czynienia z krwią i zwłokami, dość mocno nie lubił krwi. Odwrócił się w jej stronę. Skinął głową. – Domyślam się. Co w takim razie proponujesz? |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: Posiadłość Dominga Salvadora | |
| |
|
| |
| |
|