Musiał tam być - tak i Cece musiała. Dostała rozkaz. Gdyby się tam nie stawiła, co by się stało? Alexander z całą pewnością zaraz po powrocie złożyłby stosowny raport i ponownie załadował na serwer zlecenie. Tym jednak razem po Domingo nie przyszedłby jeden osamotniony inkwizytor. Skoro poradził sobie z jednym wcześniej, to jaki problem byłby, by poradził sobie z jednym ponownie?
Gdy ginął inkwizytor, tam Watykan zaczynał swój taniec.
Powiedziawszy to wszystko, poczuła się dziwnie pusta. Ten zajadły gniew przystygał stopniowo. Wypalał się niczym zapałka - równie szybko zapłonął, co i właśnie gasł.
- Dziękować mi? - spytała głucho. Jakże można było za to dziękować? Nawet ten kojący łagodny ton nie działał. Palce wplatające się we włosy, miękki dotyk na skórze głowy. - Bo zabiłam łowcę? - dodała jeszcze znacznie ciszej. Jakby to był sekret. Cóż, był. Tylko ich dwójka wiedziała. I Alexander.
Czy wobec tego aniołowie również wiedzieli?
Czy mogli przekazać tę informację Watykanowi?
Zrobiło się jej niedobrze na taką myśl, na taką ewentualność. Czy nie powinna zniknąć wobec tego? A może po prostu oddać się sprawiedliwości? Wziąć na swoje barki pełną odpowiedzialność za swoje czyny? Zabić Dominga i następnie pokutnie udać się do bazy? Pieszo do Watykanu, by tam na miejscu posypać głowę popiołem i wyznać wszystkie swoje winy przed zwierzchnikiem?
Odsunęła się od czarownika. Stanowczo. Szybko. Nawet na niego teraz nie patrząc.
- Muszę podjąć decyzje - stwierdziła głucho, pusto, jak echo. - Dla ciebie byłoby lepiej, gdybyś stąd wyjechał - dodała jeszcze, kierując się ku drzwiom. Boso. Pieszo. To nie miało większego znaczenia. Szybkim krokiem, pewnym, byleby jak najdalej.
Musiała faktycznie myśleć. Stanęła na rozdrożu i nie wiedziała, w którą stronę iść. Ta cząstka w niej, ta która należała do Watykanu, piekliła się, że powinna natychmiast wyznać swoje winy. Lecz tam było wiele innych Cecilii. Była butna Cece z Old Dreams, która buntowała się cała przed bezmyślnym posłuszeństwem. Była Katiuszka, która nie chciała rozstawać się ze swoim życiem, jak marne by ono nie było. Była tam Prudence, która z całego swego serca wierzyła, że zabicie kogoś w imię miłości było jedynym słusznym rozwiązaniem.
Wszystkie krzyczały, każda miała inne zdanie. A i sama Cece nie wiedziała, której powinna była posłuchać.
zt