|
Mieszkanie Dimy | |
Dimitri
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Czw Sty 04, 2024 11:38 pm | |
| Sam mocno ubolewał na faktem, że słońce serio. Nie pamiętał już, jak to jest wyjść wiosną do lasu i pozwalać, by ciepłe promienie słońca delikatnie łaskotały skórę, ale niejasno kojarzył, że chyba to lubił, kiedy był nastolatkiem. Lubił też obserwować rozwijające się w słońcu pąki kwiatów i po kilku godzinach szlajania się po borach wrócić na miejsce ich rozkwitu, by zauważyć, że w ciągu dnia poobracały się, jakby śledząc złote oko na niebie wzrokiem. Ubolewał też nad bardziej przyziemnymi aspektami bycia ograniczonym do nocy, ale te przecież były dość oczywiste. – Na oko jakieś sześćset lat. Dzidzia, chciałem ci oszczędzić telefon, to ty się uparłeś, żeby mi go pchać w mordę – powiedział cokolwiek cierpko, a potem zgrabnie wzruszył ramionami. – Nierozwagą to wykazałeś się ty, kiedy przyszedłeś w miejsce, w którym w latach siedemdziesiątych ponoć urzędował seryjny morderca. – Nadal nie poczuwał się do kupowania mu telefonu. I raczej nie było szansy, by to się zmieniło. – Poza tym dobrze wiem, że mówi się, że ten magazyn jest nawiedzony. Przychodzenie w takie miejsce samemu i o takiej porze to pchanie się w gips – stwierdził jeszcze na koniec. Później przewrócił oczami na te butne grożenie jego kotom. Miał nadzieję, że Franklin z tym gryzieniem tylko żartował, bo gdyby jednak nie, to nie zamierzał mu puszczać płazem takich rzeczy. Jeszcze zdążył się nieznacznie skrzywić, kiedy dostrzegł potępiający wzrok na twarzy białowłosego. Dima był doskonale świadom, że mieszkał w klitce w gównianej dzielnicy, ale przecież jeszcze do niedawna był po prostu cieciem na nocnej zmianie. A tak w szerszej skali, to do całkiem niedawna był ofiarą przemocy psychicznej, fizycznej, seksualnej i ekonomicznej. Tak naprawdę dopiero teraz uczył się funkcjonowania w świecie – z różnym skutkiem. Nie zamierzał jednak się tak na wstępie tłumaczyć, a opowieści o jego przeszłości to z pewnością nie był temat na niezobowiązującą pogawędkę z nowym podopiecznym. Takie rzeczy to dopiero pomiędzy trzecią a czwartą butelką wróżkowej krwi, bo jak skurwysynów nie lubił jako rasy, tak krew miały pyszną i mocno trzepiącą. Przetarł twarz dłońmi i niemal natychmiast przerwał gest, by spojrzeć na nie z lekką odrazą. Musiał się umyć. Cuchnął krwią, kurzem, myszami i cholera wiedziała, czym jeszcze. – Zmieniałem. Jest na ostatniej stronie w tym czerwonym notesie po prawej stronie – poinstruował Franklina. Notesu praktycznie nie dało się przegapić – mieszkanie Dimy było może małe i stare, ale panował w nim idealny porządek. Dimitri zsunął wreszcie ze stóp trampki, ułożył je równo pod wieszakiem, a następnie zaczął przetrząsać szafę. Szykował sobie rzeczy do kąpieli, zajęło mu to może z pół minuty. Potem przykucnął przed mniejszą szafką i zaczął w niej grzebać. – Spokojnie, przecież wymienimy się numerami – odparł cierpliwie. – Poza tym, dopóki nie osiągniesz wampirzej dorosłości, będę w stanie wyczuć nawet z dużej odległości, czy targają tobą silne emocje albo czy ogarnia cię szał krwi. Zamontujemy ci w telefonie szpiega, żebym w takim przypadku mógł pospieszyć ci z pomocą – mruknął pod nosem. Gdybyż tylko takie cuda techniki istniały w czasach, kiedy przemienił Alice. Ileż by to im kłopotów oszczędziło. Wyciągnął z szafki prostokątne pudełko wysokie na jakieś pięć centymetrów i odstawił na podłogę. Ani myślał dzielić się z Franklinem swoim potworem do łojenia rankedów, więc był już cztery parallelne światy przed nim. Do płaskiego pudełka zaraz dołączyło inne, znacznie grubsze i elegancko czarno-zielone. A do niego dołączyło jeszcze inne, już całkiem malutkie. Dimitri zamknął szafkę, podniósł wszystkie te pudełka i stanął przed białowłosym. – Dam ci mój stary sprzęt – powiedział dość neutralnie i podał mu wszystkie przedmioty. Przy czym w jego wykonaniu "stary" sprzęt był laptopem gejmingowym kupionym trzy lata wcześniej, prawie nieużywanymi Razerami Krakenami i bezprzewodową myszką z Logitecha. Też gejmerską, rzecz jasna. Mógł korzystać jedynie z bezprzewodowych myszy, bo Igracy namiętnie memlał wszystkie kable. Te, bez których nie dało się obejść, starannie powlekał gumowym peszelem. – Idę się umyć, śmierdzę. Otwórz kurierowi, jeśli przyjdzie, tylko pilnuj, żeby rudy nie spierdolił – poinstruował Franklina, kiedy zabierał z łóżka naręcze szmat. Rudy nie był tym, na którego chłopak wcześniej zasyczał. Zresztą, na niego nawet by to nie zadziałało. Dimitri kochał Igracego całym sercem, ale doskonale wiedział, że ten kot jest głupiutki jak but. Ruszył w stronę łazienki – Dimitri, nie Igracy – ale po kilku krokach się zatrzymał. – Aha, no tak. Nie zjedz kuriera. |
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pią Sty 05, 2024 12:17 am | |
| - Jakby... Właśnie dlatego tu przyszedłem? - powiedział, marszcząc brwi, jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą pod słońcem księżycem. W końcu musiał dbać o to, aby dostarczać nowe treści w sieci - nawet jeśli trudno było mu zarabiać na tym co tworzył, bo i mało kto chciał sponsorować podobne kanały i treści, mógł ze spokojem działać na zapleczu innych biznesów ze swoim doświadczeniem. I ciągnąc pieniądze stamtąd. Zresztą, miał wrażenie, że teraz musiał. - Wow. Nie spodziewałem się zmiany hasła... - przyznał, choć może też z doświadczenia, że im starsi byli ludzie, tym gorzej radzili sobie z technologią. A tutaj miał do czynienia... Z kimś kto jednak był starszy od przeciętnego człowieka. Zmarszczył jednak brwi na słowa o wampirzej dorosłości. - Dowód i pozwolenie na picie też dostanę wtedy? - rzucił, zaraz po tym odrywając się od urządzenia, wbijając wzrok w mężczyznę na słowa o szpiegu w telefonie. Chciał zapytać, że co gdyby go zapomniał zabrać ze sobą - albo co to za absurdalny pomysł o śledzeniu. Chciał się zacząć wykłócać, ale zacisnął wargi, irytując się faktem, że wiedział doskonale, że mógł potrzebować podobnej pomocy. Tym bardziej jeśli będzie chciał odwiedzić dom - a musiał to przecież zrobić. Powinien coś wymyśleć, pokazać się rodzicom, bo rano mogli się martwić, nawet jeśli zobaczą wysłaną im wiadomość, a jednocześnie bał się, że mógłby stracić kontrolę nad sobą przy nich. - Mam nadzieję, że masz legitne łącze i prąd tutaj, a nie na impulsy czy jak się tam te karty nazywały? - dopytał jeszcze, nie przypuszczając, aby spółdzielnie mieszkaniowe oferowały większości mieszkań w Northfield inne opcje płatności. W końcu takie skrzynki były... Bezpieczniejsze, kiedy ktoś nie uiszczał opłat. Dostając pudła, od razu przeszedł do ich rozpakowania, rozsiadając się na łóżku ze wszystkim, jakby dostał nie cudzy sprzęt, a zupełnie własny którego używał od lat. - Ujdzie.. mało używałeś? Powinien się nadać... - stwierdził, choć trudno było określić czy mówił do siebie, czy rzeczywiście oczekiwał odpowiedzi. - Ej.. czekaj, czy jeśli na to wpadłeś to zamawiasz tak czasem ludzi? - dopytał zaraz, chociaż początkowo sam o tym nie pomyślał. W przeciwieństwie do tego, że kiedy tylko drzwi od łazienki się zamknęły, Franklin zamiast skupić się na sprzęcie i tym, co miał zamiar zrobić, spróbował zejść z łóżka na tyle cicho, żeby nie zwrócić na siebie uwagi, a po tym już zacząć szperać po całym mieszkaniu. W końcu... Wciąż nie wiedział z kim do końca miał do czynienia. Nawet nie miał świadomości jak dużo wiedział o nim samym wampir. Chociaż sam również cały czas nasłuchiwał czy przypadkiem coś w pomieszczeniu obok nie przestało ciec. Nie obyło się również bez próby wpisywania Dimitriego z adresem w sieci. W końcu ślady zawsze były pozostawiane przez tych, którzy używali internetu. Franklin uznawał, że lepiej było dla niego wiedzieć więcej niż mniej na temat wampira. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pią Sty 05, 2024 1:09 am | |
| Zanim zdecydował się na odpowiedź, najpierw podrapał się w tył głowy. – Nie mów mi tylko, że jesteś jednym z tych oszołomów, co się bawią w łapanie duchów na taśmie – rzucił niepewnie. Z jednej strony, Franklin sprawiał wrażenie inteligentnego chłopaka, a tacy pogromcy duchów zwykle byli kompletnie odklejeni. I rzadko mieli rację. Z drugiej jednak... Dimitri przypomniał sobie zachwyt, jaki ogarnął białowłosego, kiedy usłyszał o facetach w czerni. Zerknął na niego. – Czemu nie? – zapytał ze zdziwieniem i wykonał w powietrzu okrężny ruch ręką, jakby wskazując całe pomieszczenie. – Spójrz tylko. Komputer to znaczna część mojego życia. – I tak rzeczywiście było. Z własnego wyboru, kierując się odkrytymi upodobaniami, poświęcał życiu w internecie cały wolny czas, kiedy nie pracował i nie polował. Co, w zasadzie, stanowiło raptem ułamek tego, ile by chciał móc poświęcić na granie w gry czy oglądanie filmów. Był z niego nerd jak się patrzy, tylko urodził się o jakieś sześćset lat za wcześnie. – Nie, tylko moje błogosławieństwo na dalszą wieczność życia – odmruknął pod nosem. Ale kwestia dowodu też była ważna. Prędzej czy później nadejdzie taki czas, że Dimitri będzie musiał wprowadzić Franklina także w tajniki zdobywania nowej tożsamości. Choć zanim którykolwiek z nich rzeczywiście będzie musiał zmienić miejsce zamieszkania, zapewne zdąży się ta wiedza choć trochę zdezaktualizować. Po kolejnym pytaniu – choć może raczej nie było to do końca pytanie, a bardziej stwierdzenie – przewrócił oczami. Za kogo ten gówniarz go miał? Za jakiegoś niedomagającego mentalnie dziadziusia? – Zdziwiłbyś się, ale nawet w Northfield podpinają światłowód, jeśli sypnie się hajsem. – Powiedział to z wyraźnie słyszalnym przekąsem. Dima nie był bogaty, nie był nawet średnio zamożny, ale nie szczędził pieniędzy ani na swoją pasję, ani na swoje koty. To były tak naprawdę jedyne rzeczy, dla których warto było żyć. Innych powodów jakoś specjalnie nie miał, po prostu egzystował... chyba bardziej z przyzwyczajenia. Z rozpędu. Kiedyś jeszcze próbował nadać jakiś sens swojemu życiu, odnaleźć znaczenie tego całego syfu, jaki mu się przydarzył, ale już dawno przestał go szukać. Im dłużej nad tym myślał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że takiego znaczenia po prostu nie ma. Niektórzy mówili, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Dima wiedział natomiast, że to tylko pierdolenie ludzi szukających jakiejś wyższej siły, która przejęłaby stery nad ich życiem. Franklin nie sprawiał wrażenia, jakby był zadowolony z odziedziczonego sprzętu. Nie sprawiał też wrażenia, jakby był niezadowolony. Wydawał się za to pochłonięty jakimiś własnymi sprawami. Dimitri wiedział już, że chłopak jest studentem, może miał do przygotowania jakąś pracę semestralną czy coś takiego? – Mhm – przytaknął na pytanie, które być może nawet nie było skierowane do niego, ale nie rozwijał tematu. Bo przecież nie był pewien, czy białowłosy przypadkiem nie zastanawiał się tylko na głos. Za to na wyraźnie zaadresowane do niego pytanie najpierw się uśmiechnął kącikiem ust. – Pizza to fantastyczne jedzenie na wynos. – Odpowiedział pół żartem i zniknął w drzwiach łazienki. Franklin miał sporo czasu na myszkowanie po rzeczach Dimitriego, bo wampir spędził na myciu się, a potem jeszcze suszeniu włosów małą wieczność. Ale, szczerze mówiąc, niewiele było tu rzeczy mówiących coś naprawdę ważnego. Dokumenty w portfelu wystawione były na Dimitriego Aleksiejewicza Prudnikowa, obywatela Wielkiej Brytanii, urodzonego w roku dwutysięcznym. Co było ewidentną bzdurą. Jedyne, co się zgadzało, to zdjęcie, imię i patronimik, ale co do tego Franklin nie mógł mieć przecież pewności. W jednej z szuflad znajdowała się drewniana szkatułka na zapisane cyrylicą listy, leżało tam również kilka bardzo starych zdjęć, chyba jeszcze z początków fotografii, przedstawiających Dimę i jakąś niską, ciemnowłosą kobietę w strojach z epoki. Fotografie wyglądały na autentyczne. Jeśli zaś chodzi o internet – jedynym śladem był profil wampira na Grindrze i strona internetowa z ziołowymi kosmetykami i podpięty do niej instagram, w całości zasypany całkiem udanymi zdjęciami produktów kosmetycznych. I to tyle. Po niecałej godzinie Dimitri wrócił do pokoju w czarnym dresie, świeży, pachnący i znacznie bardziej zadowolony z życia. Przynajmniej chwilowo, dopóki nie przypomniał sobie, że właściwie to dorobił się gówniarza do niańczenia, a jego warta zaczynała się teraz. Zerknął Franklinowi przez ramię, patrząc z zaciekawieniem na ekran laptopa. – Co robisz? – zapytał dość beztrosko, ale zaraz odrobinę spochmurniał. – Zresztą, nieważne. Siadaj, musimy pogadać.
|
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pią Sty 05, 2024 2:20 am | |
| - Mówisz, jakbym nie miał nosa do łapania na taśmę nadprzyrodzonych istot, to że się potknąłem.. dosłownie... - rzucił z westchnieniem, jakby żałował za tym, jaki materiał stracił. Bo trochę też ubolewał nad tym faktem... Przesunął wzrokiem na wampira, a po tym na jego komputer. - Menadżer haseł masz? Dla higieny korzystania z sieci? - rzucił jedynie. - W domu dopiero ja zmieniłem hasło do routera... Wybacz, mam inne doświadczenia jak starsi sobie radzą z technologią - stwierdził bez większego wzruszenia. W końcu w jego doświadczeniu im starszy ktoś był, tym bardziej zatwardziały w swoich przekonaniach i oddania do starych metod. - Nie wiem czy posiadanie jakiegokolwiek sprzętu w Northfield jest bezpieczne. Z telefonem bałbym się tutaj przychodzić i to takim za pięć dych z lombardu. Koty ci mieszkania bronią jak wychodzisz? - stwierdził, będąc niemalże od zawsze straszony tą dzielnicą, aby się tutaj nie zapuszczać. Cóż, może jego rodzice nie byli milionerami, ale nawet po jego wspomnieniach można było wywnioskować, że wiele mu nie brakowało. - Chcesz mi mówić, że łatwiej jest ci sypać hajsem tutaj niż przeprowadzić się do lepszej dzielnicy i mieć na dzień dobry? - dopytał, zaraz marszcząc brwi. - Dajesz łapówki, zamiast hipnotyzować..? - dopytał, mając jeszcze mnóstwo pytań, które dla niego wydawały się być absurdalne. W końcu nie wiedział wiele o działaniu wampirów czy czarodziejów - nie wiedział nawet, jak wiele innych stworzeń było realnych, a co dopiero po jakichkolwiek innych organizacjach... Przeglądał niezbyt interesujące go przedmioty - bardziej ciekawostki, które mówiły coś na temat wampira, ale listów wyglądających w jego oczach jak jedna linia z jednej litery, nie był nawet w stanie rozszyfrować i wątpił, aby przepuszczenie ich przez program tłumaczący teksty na zdjęciach, cokolwiek pomógł w tym zakresie. Zresztą, wątpił aby listy były czymś więcej niż sentymentalną wartością. Odnotował zainteresowania wampira, nie bardzo nimi przejęty, bardziej skupiając się na stronie. Złożył zamówienia dość prędko, nie myśląc raczej o sobie, a o swoich pracodawcach, których zajmował się kanałami. Jeśli kosmetyki mogły być tak dobre, jak się prezentowały, mogłaby to być reklama sama w sobie... - Wystawiam ci fakturę - stwierdził na pytanie, kiedy z laptopem już dawno przeniósł się na biurko. Zgarnął coś z twardą oprawą pod myszkę jako podkładkę, kiedy oparł ją na udzie - bo same nogi już dawno wylądowały na biurku. A rzeczywiście przeglądał stronę z kosmetykami, zastanawiając się, czego na niej brakowało. Nie wiedział do końca czy wampir prowadził ją od trzech miesięcy, czy trzech lat, ale jakoś wizja częstszych odwiedzin w tej dzielnicy niezbyt mu odpowiadała. - Mam kłopoty? Nic jeszcze nie zrobiłem - stwierdził dość prędko w defensywie, choć wyjątkowo poza przegrzebaniem mieszkania, rzeczywiście nie zrobił zbyt wiele. Ledwo zdążył zamówić kosmetyki dokładnie na siebie i na adres, pod którym teraz się znajdywali... Wyjątkowo jednak podniósł się do bardziej odpowiedniego siadu, odkładając myszkę na biurko i zamykając laptopa. Choć prędko dało się zauważyć, że w jego dłoniach znalazł się telefon, którym się bawił. Podniósł wzrok na wampira z niemym zapytaniem wymalowanym na twarzy. Nie był do końca pewny, o czym dokładnie musieli porozmawia - choć nie dlatego, że żadne ważne tematy do głowy mu nie przychodziły. Było wręcz przeciwnie, ale też nie czuł, aby chociaż jego studia czy miejsce do spania dotyczyły w jakikolwiek sposób Dimy. Nawet przez myśl nie przeszła mu opcja, że mógłby w końcu zostać na tym mieszkaniu przez jakiś czas razem ze starszym wampirem, wyjątkowo nie przez samą lokalizację, a też przez fakt że nie czuł, aby było to na niego miejsce. Cholera, na koty czy te rośliny nie było, a co dopiero na niego! Studia? Rodzina? Wszystko... Wydawało się być jego problemem. Właściwie to nawet jego własny głód wydawał się być jego problemem, bo przecież nie do końca dotyczył starszego wampira... - Muszę jeść, może mi odwalić przy krwi, mam nie wychodzić na słońce... Jeszcze o czymś nie wiem? - wymienił właściwie najważniejsze ogólniki, o których pamiętał. |
|
| Damien C. Allen
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pią Sty 05, 2024 4:04 pm | |
| Zapomniał ładowarki do pracy - to było kluczowe i najważniejsze wydarzenie dnia. Starał się ograniczać zużycie baterii, przestawił nawet tryb pracy urządzenia na ergonomiczny, ale na niewiele się to zdało. Nie mógł nie słuchać muzyki w pracy, jeśli tylko tego nie robił, musiał słuchać. A Damien nie lubił słuchać innych, zwłaszcza ludzi z pracy. Dlatego nie wiedział, czy Dima w ogóle zobaczył wiadomość. Czarownik założył, że z całą pewnością po obudzeniu nie tylko odczytał, ale i odpisał. Tylko nie było jak tego zweryfikować. Dlatego Allen wpadł do swojego mieszkania dosłownie na chwilę - złapał ładowarkę, na szybko nakarmił zwierzyniec domowy i poleciał na szybki spacer z psem, nim finalnie zabrał z mieszkania swój najważniejszy ostatnimi czasy artefakt: tablet. Spaceru przez Northfield też się nie obawiał, miał pod skórą coś gorszego i bardziej niebezpiecznego od bomby wodorowej. Poza tym dresiarnia nigdy go nie zaczepiała - na jego widok dresy miękły, kisły i miały ochotę co najwyżej odprowadzić go do domu. Dopóki się przynajmniej nie odzywał. Do samego mieszkania też nawet nie zapukał. Po prostu zamek w drzwiach magicznie przeskoczył, a i same wrota otworzyły się niesione prądem magii. Damien bez zastanowienia i rozglądania się - z nosem w tablecie - wszedł do środka, a drzwi zamknęły się za nim z cichym trzaskiem. Nawet zamki się zaryglowały. Wbił na kwadrat niczym do siebie, z mieczem i magią w dłoni. Tylko że miecz był zasadniczo tabletem, a magii w sumie jako tako nie było nawet widać. - Dobra, jedziemy z bajerą, bo mam jutro pierwszą zmianę i nie chcę chodzić nieprzytomny, to walimy tym spel... - uniósł wzrok znad ekranu, by zlokalizować Alucarda spojrzeniem i zdjął z głowy kaptur bluzy. Zlokalizował, ale to nie jego widok zamknął mu mordę w sekundę. Problemem było to, że Dimitri nie był tam sam, więc Damien zgłupiał. Boże, czy to był człowiek? Czy on właśnie otworzył sobie magią drzwi jak gdyby nigdy nic na oczach śmiertelnika? - Eeee... widziałeś moją wiadomość? - spytał na głos powoli, zerkając na drugiego gościa w mieszkaniu. Boże, czyżby jednak Dima nie zerkał na Discorda? I przyprowadził sobie randkę z Gridnera na kolację czy jakiegoś gościa z ulicy? A może to nawet nie był gość typu kolacja, a po prostu jakiś gość, z którym się Dima umawiał? Z drugiej strony nic nie wspominał. Niby nie musiał. Kurwa, powiedz, że to nie jest człowiek - rzucił od razu błagalnie poprzez wiązkę telepatyczną do Dimy, wciąż wodząc mało pewnym spojrzeniem od jego do drugiego. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pią Sty 05, 2024 9:19 pm | |
| Spojrzał na niego niepewnie. Czyli jednak był o s z o ł o m e m. Piękny pomiot mu się trafił, nie ma co. – Miałem nadzieję, że po prostu trafiłeś w złe miejsce w złym czasie i przypadkiem coś nagrałeś – powiedział nieco zszokowany. Za cholerę nie spodziewał się takiego rozwoju sytuacji. Czy gdyby wiedział, że Franklin jest jednym z tych nawiedzonych ludzi, którzy próbowali udowodnić istnienie nadprzyrodzonego świata, to by go po prostu uciszył na wieki? Być może. Nie wiedział i już nigdy miał się nie dowiedzieć. A przynajmniej taką miał nadzieję. – Oczywiście, że tak – odpowiedział oburzony. Może jeszcze zaraz zapyta, czy przypadkiem nie używa Avasta jak typowy dziad na Facebooku? Albo czy nie używa Chrome'a zamiast przeglądarki, która tak nie obciąża komputera? – Nie jestem starszym człowiekiem, ale z kłami. Jestem wampirem – dodał już poważniej. – Nigdy nawet nie byłem stuprocentowym człowiekiem. Dobrze się adaptuję do nowych technologii. – Westchnął. Niektórym wampirom w jego wieku już odbijało. Psychika kogoś, kto miał żyć osiemdziesiąt czy dziewięćdziesiąt lat często wysiadała przy dłuższych jednostkach czasu, ale Dimitri zaczynał życie jako półdemon. Jego umysł starzał się inaczej. Dima zamrugał kilka razy, a potem parsknął śmiechem. – Nie, nie pilnują. Ale nikt mnie tu nie rusza. Wystarczyło dać kilku miejscowym w pysk i mam spokój. Jak cię zobaczą ze mną, to też będziesz miał – powiedział wesoło i z odruchu przetarł oczy. Kiedy dużo i mocno się śmiał, łzawiły. Ach, właśnie, wampirze łzy. – A, póki pamiętam. Wampiry płaczą łzami wymieszanymi z krwią, więc jakby ci się zdarzyły łzawiące oczy, to nie panikuj, że coś jest nie tak. Przy ludziach pamiętaj, żeby od razu ocierać kąciki chusteczką czy coś. Dimitri przysiadł bokiem na łóżku, podwijając jedną nogę pod drugą. – Taniej wychodzi raz zapłacić za usługę i mieć po prostu niższy czynsz – mruknął po chwili milczenia. Franklin właśnie nadepnął mu na wyjątkowo bolesny odcisk. Wampir czuł się gorszy przez swoją sytuację życiową, ale jeśli nie był gotów kraść i wykorzystywać ludzi, a jakichś specjalnych talentów czy umiejętności nie posiadał – nie licząc grania w gry, ale zostanie streamerem z góry odpadało – to zostawały mu tylko prace dostępne nocą, a te z reguły były mało płatne i po prostu gówniane. Cud, że w ogóle się ogarnął z tymi kosmetykami, w końcu coś zaczynało brzęczeć w portfelu. – Jeśli mój biznes będzie szedł tak jak dotąd, to za miesiąc, góra dwa wypierdalam z Northfield w jakieś normalne miejsce. A co do hipnotyzowania... – uśmiechnął się nieznacznie. Nadchodziła kolejna lekcja. – Przy rzeczach długoterminowych lepiej nie bawić się w hipnozę. To zostawia niewytłumaczalny ślad w papierach i dokumentacji elektronicznej. To niebezpieczne. Chcesz ze sklepu coś, za co można zapłacić gotówką? Nie ma problemu. Ale w przypadku wszelkich umów lepiej sobie odpuścić. – Dimitri wiele miał takich lekcji na podorędziu, ale ponieważ miał pamięć dobrą, tylko krótką, istniało spore prawdopodobieństwo, że wszystkie mniej ważne będą się odbywały w taki właśnie sposób: bo coś mu się przypomniało a propos czegoś albo samo wyszło w praniu. Ewentualnie w wyniku ciekawości białowłosego. Przypomniało mu się też, że dawno nie sprawdzał, czy ktoś do niego nie pisał. A raczej, czy Damien do niego nie pisał – bo kto niby inny miałby to robić? Zerknął na leżący na biurku telefon. Był za daleko, nie chciało mu się po niego wstawać. Jeśli Lord Sandwich wołał go na jakieś mecze, to trudno, będzie musiał się obejść bez Alucarda. Zerknął na Franklina z niezrozumieniem wypisanym na twarzy. – Fakturę? Jaką znowu fakturę? – zapytał trochę podejrzliwie. Zaraz, czy on zamówił sobie jednak jakiś telefon i teraz oczekiwał, że Dimitri za niego zapłaci? No chyba nie. Rosjanin nie zamierzał być niczyim sugar daddym. Miał swojemu potomkowi pomagać, a nie go utrzymywać, zwłaszcza, że gówniarz na pewno miał jakieś możliwości czy to zarobku, czy po prostu bycia finansowanym przez rodzinę, przynajmniej tak wynikało z jego wspomnień. Dimitri szybko otrząsnął się jednak z myślenia o tym. Położył dłonie na kolanach i splótł palce. Teraz nadchodziła ta bardziej kłopotliwa część wyjaśnień i ustaleń. Wiedział, że Franklin będzie niezadowolony z ich części, a być może przerażony innymi. Chociaż... Jeśli sugerować się jego reakcją na facetów w czerni, to może przerażenie nie było wcale takie prawdopodobne. A powinno być. – Masz kłopoty od momentu kiedy uznałeś, że użycie wirtualnego asystenta w nawiedzonym magazynie to świetny pomysł – zauważył cierpko, trudno mu się było od tego komentarza powstrzymać. – Ale właśnie próbujemy te kłopoty zmniejszyć. Odłóż, proszę, telefon na chwilę – dodał jeszcze z westchnieniem. Utkwił w białowłosym poważne spojrzenie. Jego mina wyraźnie mówiła, że kaliber tego, co teraz powie, będzie co najmniej tak duży, jak przy kwestii słońca. Bo był – od niego również zależała kwestia życia i śmierci, a w przypadku Conventusu czasem i czegoś więcej. Starał się nie myśleć o tym, czego był świadkiem w przeszłości, kiedy jeden z wampirów z jego linii krwi podpadł Radzie. Twórcy horrorów mogliby się od tych pieprzonych sadystów uczyć kreatywności. – Nie możesz zwracać na siebie uwagi opinii publicznej. Z tego właśnie powodu musiałem cię albo zabić, albo przemienić – zaczął odrobinę markotnie. – Istnieją dwie organizacje, które pilnują, by nikt się nie dowiedział o świecie nadprzyrodzonym. Jedną z nich jest Watykan. Jeśli watykańscy Łowcy wezmą Cię kiedykolwiek na celownik, to módl się, żeby cię po prostu zabili, bo alternatywą jest zabranie do jakiegoś ich ośrodka. Z tego, co mi wiadomo, nikt stamtąd nie wrócił – tłumaczył spokojnie, z wielką powagą tak zawartą w głosie, jak i wypisaną na obliczu. Chciał, żeby Franklin zrozumiał, że to nie były przelewki. – A jednak Łowcy wciąż wymyślają i ulepszają coraz to nowe sposoby polowania na wszystkie nadprzyrodzone istoty. Wniosek, że prowadzą tam mało humanitarne badania na żywym materiale nasuwa się sam. – Przełknął ślinę. Gdy tłumaczył to wszystko Alice, realia były zupełnie inne. Wciąż jeszcze oficjalnie działała inkwizycja kościelna, zagrożenie było bardzo realne nawet dla zwykłych ludzi, którzy tylko byli trochę inni. Teraz, w tym nowym świecie, nie było niczego porównywalnego. Dima milczał przez chwilę. – Drugą organizacją jest rada stworzona z najpotężniejszych istot nadprzyrodzonych na całym świecie. Nazywa się Conventus – Dimitri ściszył głos, jakby bał się, że Rada go usłyszy i zwróci na niego swoje przedwieczne oczy. Nie było to zresztą wcale takie znowu dalekie od prawdy – jedną z osób w niej zasiadających była Królowa Powietrza i Ciemności. Jedną z jej mocy była możliwość podsłuchania w s z y s t k i e g o, co zostało powiedziane w ciemności. – Jeśli podpadniesz Conventusowi, to... w sumie też się módl, żeby cię po prostu zabili. A raczej i ciebie, i mnie, i całą twoją rodzinę, i wszystkich twoich znajomych. Przez chwilę patrzył na Franklina wyczekująco, przepatrując jego twarz w poszukiwaniu potwierdzenia, że waga tych rewelacji do niego dotarła, a potem skinął głową. – To teraz jeszcze sprawa organizacyjna. Wiem, że warunki na razie mam chujowe, ale będziesz musiał ze mną na jakiś czas zamieszkać – powiedział prawie że współczująco. – Nie możesz wrócić do rodziców, bo prędzej czy później byś ich po prostu zabił. Wiem, że nigdy byś tego nie wybaczył ani sobie, ani mnie. Z kolei na mieszkanie gdzieś samemu, beze mnie, też przez jakiś czas jeszcze nie będziesz goto... Dimitri przerwał w pół słowa, bo usłyszał zbliżające się kroki i poczuł znajomy zapach. Zmarszczył brwi. Zdawało mu się? Czyżby w sąsiedztwie wprowadził się jakiś czarownik? Specyficzny, słodki kwiatowy zapach zbliżał się, a zaraz potem drzwi po prostu się otworzyły i stanął w nich Damien, magią zatrzaskując je z powrotem. Dimitri był tak zaskoczony pojawieniem się przyjaciela, że przez chwilę po prostu siedział w kompletnym bezruchu, nawet nie oddychając, i tylko patrzył na Lorda Sandwicha. Nawet nie przyszło mu jeszcze do głowy, by profilaktycznie zakazać Franklinowi jedzenia gościa. Dimitri skrzywił się, gdy usłyszał komunikat w głowie, i nagle znów sprawiał wrażenie żywego. – Nie, to nie jest człowiek. To jest świeży wampir. – Powiedział odrobinę cierpko, bo przecież białowłosy nie byłby świeżym wampirem, gdyby nie ta cholerna kocia klątwa. – Przyłapał mnie na zmianie z kota w człowieka. Musiałem go przemienić. Wisisz mi alimenty na gówniaka. |
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pią Sty 05, 2024 10:07 pm | |
| - Sześćset lat to wciąż stary człowiek... nawet wampir... - stwierdził, w gruncie rzeczy musząc jeszcze wybadać grunt i dowiedzieć się, czego miał się spodziewać po Dimitrim. W końcu... nie wiedział o nim niemalże nic. Wszystko było dla niego zagadką - i po części chciał samemu się nieco obudować, w tym co mu pokazywał. Do momentu, w którym nie będą choć odrobinę na równi w informacjach, które na swój temat mieli - nawet jeśli Franklin już na starcie w tej kwestii przegrywał, nie mając nawet o tym pojęcia. - Te kremy i maści, czy co tam? Musisz lepsze opisy produktów przygotować... chociaż zdjęcia całkiem ładne. Postaraj się z zapakowaniem tych paczek to może jak podeślę dziewczynom z kilku kanałów, którym pomagam prowadzić profile, otworzą ci na jakiejś wizji i trochę napędzą klientów - powiedział, nie mając się nawet zamiaru kryć czy oszukiwać, że to nie on złożył spore zamówienie. Niech się postara, może mu jakkolwiek pomóc w zamian, że jednak... go nie zabił. A mógł. Ba, był całkiem przekonany, że w ten sposób się to wydarzy. Był pewny, że po prostu zgodził się w tamtej chwili na śmierć... co po części również było prawdą. - Chyba, że jesteś w stanie wytłumaczyć ten ślad w papierach... - stwierdził, zaraz się szeroko uśmiechając. Widać było, że był bardziej niż chętny do kombinowania i szukania luk - zresztą, szukania czegokolwiek, skoro nawet na duchy czaił się z aparatem. - Żart - odpowiedział na fakturę z westchnieniem. - Nie używałem... sam się włączył... nienawidzę tego asystenta...- wyburczał, niechętnie, jakby za karę zaraz wyciągając się do biurka na moment, żeby odłożyć telefon. Jeszcze zdążył wampirowi rzucić niezadowolone spojrzenie jakby chciał się zapytać czy był usatysfakcjonowany, że nie miał w rękach swojej zabawki. Słuchał starszego wampira, nawet jeśli jego postawa czy słowa były bliższe butnemu nastolatkowi - w końcu po części nie do końca wiedział, na co się zgodził, a po prostu chciał w niektórych kwestiach postawić na swoim. Nawet jeśli uświadamiał sobie jak trudne mogłyby być te sytuacje... Przynajmniej do pewnego stopnia zdawał sobie sprawę z tego, że mógł komuś wyrządzić krzywdę. I nie do końca ta myśl mu się podobała. Zwężone źrenice mogły być reakcją na słowa Dimitriego - jakby w ten sposób Franklin próbował okazać swoje nieme niezadowolenie na kwestie, które poruszał i to już od tej pierwszej. - Uwaga opinii publicznej..? Masz na myśli... jakbyś był chociażby streamerem, powiedzmy? Czy jakbyś zaczął biegać po nocy krzycząc, że jesteś wampirem? - dopytał, wyraźnie nieco bardziej zestresowany. W końcu... nie zamierzał zaprzestawać działania w sieci, które było po części jego hobby, ale i pomagało mu zbudować umiejętności, na których aktualnie zarabiał w dość wygodny sposób. Choć nieco bardziej uważnie zaczął słuchać na słowo organizacje. Widać było po nim wzrost zainteresowania. - Watykan i łowcy? Jak... inkwizycja? I cały temat palenia na stosie, albo wypraw na święte wojny i te inne? - zapytał, marszcząc brwi. Cóż... to nie było dalekie od jego wierzeń i przekonań. Może po prostu nie myślał, że sekretne organizacje starały się panować nad konkretnym zestawem... stworzeń. Bo skoro istnieli i magowie, co już wampir mu potwierdził, to co innego mogło istnieć? Fae, o które się oburzył? Syreny, zombie? Wilkołaki? Jego oczy na wspomnienie o Conventusie zwężały się, dość prędko wracając do normy. Jakby na moment się rozproszył, bez większego wytłumaczenia. Sam nawet tego nie dostrzegł w pierwszej chwili. - Czyli wampiry gnębią panowie w kieckach modlący się do ukrzyżowanego gościa i... inne istoty? - zapytał, chociaż widząc minę mężczyzny nieco się poprawił na krześle. Widział, że nie miał zamiaru odpuszczać... - Rozumiem, Łowcy nie mogą się dowiedzieć o mnie, a Conventus o tym, że coś odwalam, tak? Póki unikam jednych, i udaję grzecznego przed drugimi, jest okej..? - dopytał, jakby chciał potwierdzić, że rozumiał. Choć dość prędko się obruszył, a właściwie to miał zamiar - chociaż moment mu to zajęło, kiedy słowa na moment zaczęły mu uciekać. Jego źrenice zwężały się ostrzegawczo jakby szykował się do ataku - co przy poruszonym temacie wcale nie było dziwne. Chociaż to raczej jego organizm reagował na... Zapach? To było to? Nie było to jednak aż tak niekontrolowane jak przed pierwszym posiłkiem - ale wciąż ledwo był w stanie się skupić, wystawiony na zupełnie nowy zapach, którego nawet nie potrafił rozpoznać, a tym bardziej nazwać. Był inny, podobny do człowieka, ale bardziej słodki. Im zapach znajdywał się bliżej, tym coraz częściej jego źrenice zwężały się i powiększały na zmianę, jakby próbował wychwycić zupełnie nową woń, ale przede wszystkim zrozumieć, czym była. Wyrwał się z tego transu na moment, wbijając zdenerwowane spojrzenie w wampira. To jego słowa? A może ten zapach, który do siebie ciągnął? Który tak się wyróżniał? - Nie mogę zniknąć bez słowa. Muszę ich odwiedzić. Mam... teoretycznie plan. Po prostu muszę... Tak. I nie tutaj. Chyba śnisz. I tak muszę... zakupy. Ubrania i coś... - mówił, tracąc zupełnie koncentrację na tym, co mówił, ale i co słyszał. Obraz nieco mu się rozmazał, skupiając się na węchu. Słodki zapach, nowy i kuszący. Interesujący. Coś, czego jeszcze nie znał, a co go wołało - zupełnie jakby wszedł do piekarni pełnej świeżych ciasteczek i bułeczek, i nie mógł się powstrzymać przed zjedzeniem. Jego źrenice znów się rozszerzyły, bo słowa wampira, ale i cała sytuacja wydawała się być zupełnie... odrealniona przez moment. Wróciły do zwężenia, a po tym już wbiły się w jeden punkt. Wyczekiwał, jakby miał się zaraz rzucić - a kiedy tylko nowa i dziwna woń znalazła się w mieszkaniu, jego źrenice w sekundę rozszerzyły się pochłaniając prawie cały błękit w jego oczach, a sam Franklin był gotowy do skoku na gościa. Przesunął jeszcze wzrokiem na starszego mężczyznę, po tym znów na chłopaka który nagle zjawił się w mieszkaniu, tylko po to, aby w kolejnym momencie dało się dostrzec jak jasne włosy ruszyły się z krzesła. Choć wcale nie w kierunku nowej osoby, a Dimitriego. Nawet jeśli miałby mu wypominać przedziurawione ubrania, bo wgryzł się w materiał jego koszulki, Null zawsze mógł wyciągnąć argument brania odpowiedzialności za to co gryzł... Prędko też Franklin złapał go za dłoń, ciągnąć za nią, jakby wołał w tej chwili o pomoc - jakby chciał potwierdzić, że mieli problem i chciał, aby starszy wampir go rozwiązał. Choć z pewnością z perspektywy stania w drzwiach, wyglądać to mogło jakby Franklin wtulił się w przerażeniu. Wcale nie było to dalekie od prawdy - choć pierwszą opcją było wtulenie się nowymi kłami w ciało przybysza. A z pewnością z ubrań powinno być łatwiej mu wyciągnąć nowe nabytki niż ze skóry, co też zrobił po chwili, kiedy przywykł do zupełnie innego zapachu, który go wołał... - Inny... zapach? - zapytał, wciąż jeszcze oszołomiony, zaraz wciskając nos w starszego wampira, jakby chciał odwrócić uwagę swoich zmysłów i nakierować na coś znajomego. Choć nawet na moment nie puszczał się jego ramienia, samemu nie chcąc przypadkiem kogoś ugryźć. Za co już srogo wyklinał w myślach, widząc jak trudna mogła być sytuacja odwiedzin w domu rodzinnym. |
|
| Damien C. Allen
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pią Sty 05, 2024 10:44 pm | |
| Damien jak każdy czarownik pachniał przesłodko. Kwiaty, bez, agrest - prawdziwa Yennefer z Vengerbergu. Damien również - jak każdy prawdziwy czarownik - zdawał sobie z tego sprawę, ale jednocześnie nie do końca. Nie miał pojęcia, jak to działa na wampiry, w końcu nigdy żadnym nie był. Nie miał również wyczulonych nadmiernie zmysłów, więc wiedział o tym wszystkim tylko w teorii. Zamarł w miejscu z tym swoim tabletem w dłoniach, jakby miał go faktycznie uratować. Nie mógł. Nie zdążyłby nawet nacisnąć jednej literki na wyświetlanej klawiaturze, zanim wampir by do niego dopadł. Czarownik wpatrywał się w jasnowłosego wampira uważnie, magia instynktownie popłynęła żywiej w żyłach. Tak jak u zwykłych ludzie poczucie zagrożenia wyzwalało adrenalinę, tak u Damiena budziło się coś dużo gorszego: magia właśnie. Rozbłysła, podświetliła żyły w jego ciele na krótką chwilę, lekki błysk przebił się przez skórę, tworząc misterny wzór stworzony z krwioobiegu - tak pięknie jeszcze podkreślając, gdzie są tętnice - między palcami a tabletem błysnęło z cichym trzaskiem drobne wyładowanie. Ale wampir się na niego nie rzucił - nie spłynęła również żadna wizja rychłej śmierci - zamiast tego postanowił dopaść do boku Alucarda niczym przestraszone zwierzątko. -Aha, świeży wampir - powtórzył Damien. Pewnie. Spoko. - A jak bardzo świeży? - zapytał jeszcze kontrolnie. Z tego co pamiętał o wampirach, to im młodsze były, tym ciężej było im zachować kontrolę i tym bardziej były niebezpieczne dla otoczenia. Niemniej podświetlająca żyły i żyłki magia w jego krwi przygasła. Trochę. - Nikt ci nie kazał próbować zeżreć mnie na kolację - oznajmił więc Allen, przenosząc spojrzenie na starszego wampira. Na chwilę. - Ani polować jak sierota w miejscu, gdzie ktoś może cię zobaczyć. Trochę się wewnątrz oburzył na tę uwagę co do innego zapachu. Zmarszczył brwi i łypnął gniewnie na młodszego wampira. - Co inny zapach, co inny zapach - burknął. - Już jesteś rasistą? |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pią Sty 05, 2024 11:37 pm | |
| Nie skomentował, że niby człowiek, ale jednak nie do końca człowiek – musiałby przy tym zacząć tłumaczyć, że zanim został wampirem, był półdemonem. To by zaś niechybnie ściągnęło lawinę pytań o demony, przy czym wyszłoby, że demon demonowi nierówny i trzeba byłoby opowiedzieć jeszcze o upadłych aniołach, których przedstawicielką byłaby jego matka. Kolejna masa niepotrzebnych nikomu w tej chwili słów. I, całkiem możliwe, że wywołałby tym we Franklinie niezdrową ciekawość panią Berith, a tego zamierzał unikać. Podobnie jak przedstawiania matce swojego nowego pomiotu. Nadal nie wiedziała o Alice – ale ukryć ją było znacznie łatwiej, bo w czasie, kiedy była bezbronnym podlotkiem, Berith i Dimitri rzadko się widywali. W ogóle fakt, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy widział się z matką kilka razy stanowił jakiś totalny absurd i bił wszystkie rekordy. Zamrugał kilka razy. Białowłosy złapał go kompletnie z zaskoczenia. Czyli co, Dimitri się kąpał, a ten guglował go sobie? W sumie też by tak zrobił na jego miejscu. – Jasne – skinął głową, przyjmując tę krytykę. Nie miał pojęcia o prowadzeniu biznesu, zrobił oczywiście głęboki research, ale nie miał w temacie własnej firmy ani gruntownego wykształcenia, ani żadnego doświadczenia. Każda informacja była na wagę złota, a Franklin mówił z taką pewnością, jakby dokładnie wiedział, o czym mówi. Jeszcze te dziewczyny. Influencerki? Jeśli tak, to tym bardziej warto było się postarać. Uśmiechnął się. – Tak, jeśli jesteś, to często załatwia sprawę. Ale nie zawsze. Pamiętaj, że Łowcy są szkoleni we w s z y s t k i m. Może w odnajdywaniu takich cyfrowych śladów też. Chociaż głowy nie dam sobie za to uciąć. – Uśmiech zniknął. – Po prostu nie daj się nigdy złapać, okej? – To zabrzmiało już niebezpiecznie podobnie do troski i obawy. I Dimitri zdawał sobie z tego sprawę. No cóż. Szybko się przywiązywał i dbał o swoich bliskich. Jeśli wampirzy pomiot nie był kimś w zamierzeniu bliskim, to znaczy, że coś robiło się źle. Ponownie skinął głową. – Tak. Niestety, ale bycie streamerem nie wchodzi w grę. Wyobraź sobie, jaki byłby syf, gdyby za dziesięć lat od teraz znany streamer trzymał się dobrze. Za dwadzieścia trzymał się zadziwiająco dobrze. A za trzydzieści ludzie zaczęliby trąbić o tym ewenemencie. – Skrzywił się. – O ile ten streamer w ogóle dożyłby kolejnych trzydziestu lat. Conventus pewnie szybko by się pozbył delikwenta. – Dimitri zaraz jednak znów się odrobinę uśmiechnął. – Ale tak, o to drugie też chodzi. Chociaż tu już by prędzej zareagowali Łowcy. – Znów spoważniał. Zawsze był bardzo empatyczny. Szybka zmiana emocji z jednej w drugą to był jego popisowy numer. Dzięki niech będą pani neurotyczności... – I tak. Dokładnie jak inkwizycja. Tym właśnie byli, zanim kościół uznał, że czas zacząć działać w ukryciu. Ale z tym udawaniem przed Conventusem to nie radzę. Mają dużo magicznych sposobów na odkrywanie prawdy. Są trochę jak nadprzyrodzona policja. Tylko w dupie mają konwencję genewską – podsumował jeszcze odrobinę kąśliwie. Znaczenia kolejnych słów ze strony Franklina bardziej się domyślał, niż faktycznie je wyłuskał z tego, co zostało powiedziane. Chłopak strasznie się zdekoncentrował nowym zapachem i ciężko było go tu winić – czarnoksiężnicy pachnieli naprawdę apetycznie. A jak smakowali! I jeszcze można się było nimi najebać! Normalnie same plusy. Przynajmniej dopóty, dopóki któryś z nich nie walnął w ciebie klątwą. Syknął głośno przez zaciśnięte zęby, kiedy poczuł ostry ból na barku. Obrócił głowę w stronę kulącego się przy nim Franklina i dopiero teraz ze zgrozą uświadomił sobie, jak niewiele brakowało, by stała się jakaś tragedia. Drugi raz zdał sobie z zaskoczeniem sprawę, jak dobrze panował nad sobą białowłosy, przy czym teraz był zaskoczony nawet bardziej, bo zachować wstrzemięźliwość godzinę po przemianie w obliczu tak słodko pachnącej krwi, zwłaszcza kiedy jeszcze się podświetlała w czyichś żyłach, było prawie niemożliwe. Przykrył jego dłoń własną, jakby chcąc go odrobinę pocieszyć, uspokoić czy może pochwalić. Sam nie był pewny. – Nie jedz Damiena – powiedział do białowłosego na wszelki wypadek, ot, żeby nie kusić losu. – Jest czarnoksiężnikiem, dlatego tak słodko pachnie. – Dimitri wrócił spojrzeniem do przyjaciela. – Bardzo świeży. Ma tak z godzinę, może dwie – wyjaśnił z absolutnie nieczytelną miną. Pan perfekcyjnie obojętny. Z taką miną można było odczytywać komunikat o tym, że pociąg relacji Birmingham-Londyn wjechał właśnie na tor szesnasty przy peronie trzecim, podróżnych prosimy o uważanie przy wsiadaniu do pociągu. – Polowałem w nawiedzonym magazynie. Tam nigdy nikogo nie ma. Jak pech to pech. |
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sob Sty 06, 2024 11:59 am | |
| Słodki zapach wydał się być jeszcze słodszy, jeszcze bardziej wyrazisty - jeszcze bardziej dźwięczny, kiedy wbijał kły mocniej w wampira, próbując się zatrzymać w miejscu. Nawet jeśli to właśnie w Damiena wpatrywał się, jakby chciał go rozerwać, bo po części właśnie tak było. Wycofał się dopiero na słyszenie polecenia. Powoli, dużo ostrożniej, a choć zajęło mu to chwilę to tym razem trudno było wyczuć większe szarpnięcie, jakby Null uczuł się nieco bardziej delikatności w posługiwaniu kłami. Tym bardziej, że poczuł wyrzut, kiedy tylko jego wzrok padł na obraz, którego był powodem. Naturalnie mogło się to skończyć dużo gorzej - mógł wpaść w kompletny szał, albo mógł skończyć z podobną klątwą co Dima, choć w jego przypadku przemiany w kota mogłyby być aż za bardzo regularne. - Przepraszam.. - wyburknął cicho, jakby ktoś go zganił za ugryzienie kogokolwiek w pomieszczeniu. Chociaż to było akurat podyktowane jego własnymi odczuciami w tej kwestii. Złościł się sam na siebie, że... Sabotował próbę nie mieszkania z Dimą. Z drugiej strony, mógł zawsze uargumentować, że mógł się rzucić na Damiena - a tego nie zrobił. To, że musiał gdzieś ulokować kły to zupełnie inna kwestia, która prędko zeszła na bok, kiedy jego wzrok znów skierował się na nową istotę, która wyraźnie wiedziała doskonale o istnieniu wszystkich wampirów i tych innych. - Czekaj, więc... Czarnoksiężnik, tak? W sensie jak czarodzieje i ci inni? Macie jakieś szkoły typu wiesz, niewidzialne uniwersytety czy inne Hogwarty, czy to raczej... Tok domowy? Czy w ogóle to nie jest tak, że masz jakieś księgi zaklęć? Albo mana? Musisz ładować manę? Albo sloty na zaklęcia masz, że codziennie jakiś rytuał, czy spanie, czy coś? Tak jak w dnd? - zalał chłopaka pytaniami, nawet postępując krok w jego stronę, kiedy zaraz zawahał się. Powinien? Nie ugryzie go, raczej... Po chwili zdecydował się wycofać na krzesło. - Może... Zachowam odległość - rzucił, bo zapach wciąż był drażniąco kuszący, a jednak chciał usłyszeć odpowiedzi na swoje pytania, jakby zupełnie zapomniał już o kwestiach, o których mówił mu Dima. Chociaż na niego też spojrzał. - Każdy pachnie... Tak różnie? W sensie... Nie tylko jakoś personalnie, ale jest jakiś większy schemat? Typu nie wiem... Wilkołak? Wilkołaki też istnieją, tak? Będzie taki trącił mokrym psem czy coś? Albo... Syreny? - dodał znów, chociaż jego pytanie wzrok wskazywał również na pytanie o to czy syreny również były prawdziwe. - Będzie od nich czuć glony czy coś? A ci Łowcy? Ich się też da wyczuć, czy nie? - dodał znów nieco bardziej ożywiony w tym, co chciał wiedzieć, tym bardziej że kwestia dotycząca łowców wydawała mu się bardziej... Praktyczna. Tym bardziej skoro musiał na nich uważać. |
|
| Damien C. Allen
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sob Sty 06, 2024 3:46 pm | |
| Mało bezbarwnie mógł odnieść się do nazywania go czarnoksiężnikiem. Nie podobała mu się ta nazwa, sugerowała coś złowrogiego, paranie się podejrzanymi dziedzinami magii czy bycie po prostu klasycznym antagonistą w grze RPG. Żaden był z niego przecież złodupiec z wysokiej wieży na końcu świata czy wieża z okiem. - Magiem. W sumie medium. Albo jasnowidzem - poprawił Dimę. - Czarnoksiężnikiem to jest twoja stara. Aha, wampir tak młody, że jeszcze ciepły. Gniew został zastąpiony przez klasyczny biczfejs wyrażający jedno wielkie nic. Obojętność dla tego faktu tak wielka, że mógłby z nią siadać do stołu pokerowego - pozornie, oczywiście. Bo o co Damien poczuł, to był stres, a ten nakładał mu maskę jeszcze większego zobojętnienia. - Dwie godziny w wampirzej skórze to akurat, żeby się z innymi ludźmi spotykać - odpowiedział bezbarwnie. Doskonale. Nie zareagował na ten mały krok postawiony przez młodszego wampira - po prostu nie zobaczył przyszłości, która sugerowałaby, że się na niego rzuci. To ułatwiało znacząco struganie absolutnie nieustraszonego czarnoksiężnika. Znaczy, maga. Lawina pytań. Damien zamrugał kilka razy po tym natłoku. - Eeee... nie, uczy cię ktoś z rodziny. Albo sam się uczysz - odpowiedział na pierwsze. Nie zagłębiał się już, że można też sobie nauczyciela znaleźć. Małymi krokami. - To jak stamina bardziej, taka wiesz, jak do biegania. Jak za dużo biegasz, to się męczysz, jak za dużo czarujesz, to się wysrywasz z magii i tyle. I no, nie mam paska many czy coś, to się czuje po prostu. - Nie potrafił nauczać. Ani tłumaczyć. Zresztą, dla niego to były procesy równie naturalne, co oddychanie. Jak wytłumaczyć komuś, czym jest oddech i czemu służy w prosty sposób? Miał magię we krwi, używał jej czasami, w ogóle o niej nie myśląc, otaczała go na każdym kroku i krążyła w żyłach. - Ja tam piszę sobie zaklęcia na tablecie, ale w sumie normalni magowie to po prostu czarują to, co pomyślą. Do zapachów już się nie odnosił. Nie znał się na tym, był przecież tylko pyłem marnym, człowiekiem - o nieco unikatowych i specjalnych umiejętnościach i wiedzy kompletnie nieprzydatnej w życiu zwykłego człowieka. Bo i po co komuś wiedza o magii, gdy nie może jej nawet użyć? - Jak ty się w ogóle nazywasz? - spytał na sam koniec. Bo jednak może wypadałoby wiedzieć. - I tak, nie jedz Damiena, bo zmieni cię w ropuchę. Ta groźba nawet miała całkowite pokrycie w tym wypadku. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sob Sty 06, 2024 5:05 pm | |
| Zagryzł mocno zęby, gdy Franklin zaczął się wycofywać z ugryzienia. Robił to znacznie delikatniej niż tam, w magazynie, ale to wciąż po prostu bolało. Wampirze kły były ostre i długie, kiedy nie miało się wprawy w ich używaniu, można było narobić naprawdę wiele szkód. Nawet się jednak słowem nie odezwał na ten temat, bo gdyby był na miejscu białowłosego – rzecz jasna, zakładając, że nie rzuciłby się po prostu na Damiena – czułby się co najmniej zakłopotany, gdyby ktoś mu wytknął, jak bolesne jego ugryzienie było. Nawet nie zdążył otworzyć ust celem odpowiedzenia na wszystkie te nowe pytania swojego przychówku, bo Damien doskonale sobie z tym wszystkim poradził. I to znacznie lepiej, niż zrobiłby to Dimitri, który po prostu nie miał wystarczającej wiedzy. Sam umiał posługiwać się jednym rodzajem magii, ale nie miał pojęcia, czy jego sposób używania magii pokrywał się z tym dostępnym dla magów. Czarodziejów. Czy jak im tam. – Nie, moja stara jest demonem – wymamrotał tylko cicho, tak, że tylko uszy nieczłowieka mogłyby go faktycznie usłyszeć. Wyrwało mu się automatycznie. Zmrużył oczy. – Czekaj, jak to: na tablecie? Od kiedy? – zażądał odpowiedzi. Zamierzał złapać Franklina i powstrzymać go przed rzuceniem się na czarownika, ale... okazało się, że nie ma takiej potrzeby. Wampirzątko samo zrezygnowało nawet mniej niż wpół drogi. Dimitri znowu poczuł ukłucie dumy. Zaraz jednak zniknęło, kiedy Franklin znów zasypał ich kolejnym milionem pytań. – Tak, każdy rodzaj nieczłowieka pachnie inaczej. Zmiennokształtni po prostu śmierdzą, wilkołaki zwłaszcza – odpowiedział tak po prostu. – Wróżki pachną jak cukierki, syreny jak morze. Jak poczujesz ten zapach, to lepiej się nie zbliżaj ani do jednego, ani drugiego – dodał jeszcze surowo. Sięgnął dłonią do pogryzionego barku i powoli próbował rozmasować obolałe miejsce. Ostrożnie. Nie chciał zacząć krwawić mocniej. – Mieszanki innych gatunków z ludźmi pachną trochę jak te inne gatunki, od których pochodzą, ale znacznie słabiej. A – przypomniało mu się jeszcze. To było dość ważne, gdyby Franklinowi nadarzyła się okazja do skosztowania tych "innych gatunków". – Alkohol i narkotyki na nas nie działają, ale krew nieludzi ma na nas ten sam upajający efekt. – Przygryzł lekko dolną wargę. Trochę głupio mu było mówić o tym wszystkim tuż przed swoim kumplem, z którym raczej nie rozmawiali o takich rzeczach, ale przecież Franklin musiał się uczyć. Dużo i szybko, bo niedoinformowany młody wampir to martwy wampir. A przecież nie chciał, żeby jego drugi potomek skończył w trumnie. Albo zakołkowany. – Ale łowcy, niestety, pachną jak zwykli ludzie. Pachną i wyglądają, nie da się ich wyczuć.
|
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sob Sty 06, 2024 6:19 pm | |
| - Demonem? - od razu podjął, wbijając wzrok w wampira, jakby chciał dowiedzieć się w jaki sposób ta genetyka działała. - Jeszcze na nikogo niekontrolowanie się nie rzuciłem - dodał zaraz, przesuwając wzrok na Damiena, chociaż po chwili się zawahał, poprawiając.: - Na żadnego człowieka. W końcu Dima się nie liczył, tak? To... lepiej było rzucić się na niego niż na człowieka. - Czyli to po prostu... takie naturalne. Okej, jasne - rzucił, nie potrzebując dużo wyjaśnień - bo w końcu rozumiał, że jemu samemu byłoby trudno opisać to, w jaki sposób chociażby teraz się poruszał. To się po prostu działo - a jeśli dla maga rzucanie zaklęć i innych czarów było podobnie naturalnie, nie widział sensu w głębszych próbach ciągnięcia i dopytywania. Nawet jeśli w jego głowie pojawiało się jeszcze milion innych pytań, jak chociażby te o krew. Chociaż jednego nie mógł sobie odpuścić - choć i to zdążył już zadać drugi wampir. Jak działał ten tablet, to właśnie nim czarował? Tym razem już jednak zdecydował się postąpić dwa, a nawet trzy kroki. Wciąż nie stanął aż tak blisko Damiena - czując jak zapach go uderzał, jak zbierała mu się ślina... - Jak to działa? Jak aplikacja, że kodujesz własne czary? - zapytał, słysząc o pisaniu. - Możesz coś pokazać? To było... też to przed chwilą? Jak się zaświeciłeś..? Nie, czekaj, nie nie, jeśli to ma taki efekt to nie pokazuj lepiej - zaraz zmienił zdanie, samemu będąc w stanie oszacować, że mogłoby mu się być znacznie trudniej opanować. Powoli przyzwyczajał się do zapachu, ale gdyby zrobił się jeszcze bardziej intensywny - gdyby tętno Damiena znów przyśpieszyło... - Franklin - odpowiedział, zaraz obracając się do Dimy z wymalowanym na twarzy pytaniem, słysząc o zapachach i fakcie, że krew niektórych działała jak alkohol i narkotyki. Skoro został przeklęty, bo próbował zjeść... - Czy ty się próbowałeś nim naćpać z premedytacją? - zapytał, nie widząc innej opcji, skoro wampira nie ruszała w podobnym stopniu obecność maga co Nulla - potrafił nad sobą zapanować, ledwo była mowa o niekontrolowanym rzuceniu się przez sam zapach. A przynajmniej miał taką nadzieję, bo jeśli było inaczej to coraz bardziej zaczynał martwić się o samego siebie. W końcu... musiał w jakiś sposób polegać na wampirze. A co jeśli jest jakimś dziwnym rodzajem nadnaturalnego alkoholika czy innego narkomana? Mogłoby to wyjaśniać jego niechęć do fae - może miał z nimi zatarczki, albo wspominał jakieś konkretne... zatrucie krwiowe? Nie był pewny czy w ogóle coś takiego istniało. Chociaż zastanowiła go jeszcze jedna rzecz. - Czekaj, czekaj... nie kazałeś mi zawsze rzucać hipnozy przed pożywianiem się na kimś? Czy to próbowałeś go zjeść bez hipnozy, że jebnął w ciebie klątwą jak spróbowałeś to zrobić? - zapytał, choć po tym przyszła jeszcze inna myśl. Może Damien był odporny na hipnozę? Może tylko ludzie byli na to podatni? Sam od razu skierował wzrok na czarownika, znajdując się jeszcze bliżej, próbując zrobić tak jak wampir mu pokazał nie tak dawno - złapać z nim spojrzenie, skupić się... Choć jego skupienie nie było ani odrobinę dobre, czując tak intensywnie zapach, który cały czas wołał, nawet kiedy usilnie starał się go zignorować. Zostawiam wam do decyzji jak wychodzi próba hipnozy chyba, że chcemy sobie rzucić |
|
| Damien C. Allen
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sob Sty 06, 2024 10:31 pm | |
| - Ze dwa dni? Jakoś tak - powiedział z zamyśleniem, stukając palcami o brzeg trzymanego tabletu. - Spętałem ogara piekielnego. Śmieszna historia, ale to kiedy indziej może - skrzywił się z lekka, bo i uważał, że nie była to odpowiednia chwila, żeby jeszcze dolewać więcej oliwy do ognia. Chociaż po prostu śpieszyło mu się do faktycznego testowania możliwości nowego artefaktu, wcale nie brał pod uwagę, że ilość informacji może przytłoczyć kogoś, kto nie obracał się w magicznym świecie i takie nowinki jak istnienie magii, wampirów czy demonów to po prostu może być zbyt wiele. Damien patrzył czujnie cały czas, gdy Franklin się poruszył. Nie ufał jego instynktom za grosz. Przecież nawet Dimitri - wampir z solidnym bagażem doświadczenia - dał się ponieść głodowi. Niemniej magia w żyłach przestała przyświecać niczym świetliki, ślad po niej zniknął. Ożywił się za to na pytania: przecież z tego akurat był wyjątkowo dumny. I nie miał komu tego opowiadać, bo przecież babcia uważała to za obrzydliwą praktykę, Dimitri nie do końca rozumiał, a i jego nauczyciel robił oczy jak spodki od filiżanek na te rewelacje. - Musiałem go przebudować na początek, widzisz, musiałem trochę zmodyfikować podzespoły, dodałem tam trochę run, żeby mógł w ogóle konwertować magię, ale to drobiazg, robiłem tak cały czas z dyskami przenośnymi, bo na nich składuję nieokiełkę jako boosta - zaczął gadać. Nie, wręcz paplać. Szybko, z każdym zdaniem coraz mniej zrozumiale, bo zapominał używać bardziej znormalizowanego brytyjskiego akcentu, wychodziła na wierzch cała ta szkocka naleciałość. - Jak już mógł mielić magię, to musiałem zmodyfikować system, ale to linux, więc rozumiesz, dodać runy w oprogramowaniu i rejestrów, żeby się nie pogubił, jak będę je wplatał do kodu apki. - Odblokował tablet i po prostu odpalił aplikację. Nic nadzwyczajnego. Wyglądała niczym notatnik, tylko na górze znajdowały się nieopisane niczym suwaki - w liczbie trzech - ikonka naładowanej baterii oraz wielki napis w prawym dolnym rogu z napisem "START". - Tu, w polu tekstowym, wpisujesz parametry zaklęcia. Znaczy co ma robić, może być dowolnie, weźmy sobie... użytkownik... lewituje... - z tymi słowami stuknął w pole tekstowe i gdy wyskoczyła klawiatura, wpisał te dwa słowa. - Pięć centymetrów... nad podłogą. - Dopisał jeszcze po sekundzie zastanowienia. Przesunął jeden z suwaków. - Tu ustawiasz, ile mocy możesz zużyć. Następny suwak jest na trwanie zaklęcia, trzeci w sumie nie ma działania, ale chcę tam dodać możliwość regulowania, jaka ma być siła samego zaklęcia, w sensie jeśli wpiszę "zrób fireballa", to żeby bez podawania parametrów dokładnych, ustawiać sobie suwakiem, nie? - Ekscytacja dziecka. Jakby pokazywał matce nową zabawkę albo właśnie jechał na rowerze bez rąk pod samym domem i szpanował przed rodzicami. - Apki też nie napisałem w sumie, modyfikowałem kod z githuba. Ale no. Jak wpiszesz, to musisz jeszcze naładować mocą. Znaczy możesz też przed, ja ładowałem wcześniej, to teraz nie muszę. Widzisz? Tu masz wskaźnik, jak jest naładowany, muszę znaleźć jeszcze sposób, żeby naładować karty pamięci i je wsadzić do slotów w tablecie. Ale mniejsza. Start. - Nacisnął w końcu guzik po tym całym wywodzie. Nic się nie zaświeciło. Tylko zielony napis "START" zmienił się na czerwony "STOP", a sam Damien wraz z tą zmianą uniósł się faktycznie do góry niesiony niewidzialną magiczną platformą. Albo wiatrem. Albo po prostu zaczął ignorować prawa przyjętej w świecie fizyki. Krótka prezentacja, po której Damien wcisnął stop i opadł z powrotem na podłogę po trzech sekundach. - No, tak to działa. Mniej więcej. Duma aż ro rozpierała. Damien rzadko kiedy okazywał emocje, ale teraz nawet pozwolił sobie na wygięcie ust w czymś, co z pewnością miało przypominać uśmiech, ale wyglądało w jego wykonaniu po prostu złowrogo. - Eeee... rabowaliśmy bank krwi w sumie wtedy, ale to jeszcze dłuższa historia - odpowiedział ze zmieszaną miną i spojrzał na Dimę wciąż równie zmieszany. Parodia uśmiechu zniknęła równie szybko, co i się pojawiła. Z obcej perspektywy to była dosyć żenująca historia. - Może widziałeś w wiadomościach, że ktoś tam bombę podłożył. Za to wyczuł bardziej to spojrzenie Franklina niż zobaczył, bo wciąż patrzył bez wyrazu na Alucarda. Jakoś później o tym incydencie szczególnie nie rozmawiali. Przeniósł spojrzenie na młodszego wampira, zmarszczył brwi. - A tobie co? |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sob Sty 06, 2024 11:12 pm | |
| Miał taką minę, jakby chciał rzucić na głos jakimś soczystym kurwa, ale nie odezwał się ani słowem. Zamierzał udawać, że nazwanie swojej matki demonem było żartem. Czy coś. Mrugnął przeciągle, a potem jak gdyby nigdy nic utkwił spojrzenie w czarowniku, sam ciekaw jego odpowiedzi i owej prezentacji. Z tym, że wcale się nie spodziewał, że Damien aż tak się odpali z tym małym wykładem. Nie siedział w budowie urządzeń i kodowaniu tak mocno jak jego kumpel, ale z grubsza rozumiał, o czym tam nawijał. I kiedy czarownik zaczął unosić się kilka centymetrów nad podłogą, nawet jemu wyrwało się ciche, krótkie wow, no bo halo – jak fajne to było, że wpisywałeś komendę na tablecie, a dosłownie działa się magia?! Aż nawet zwlókł się w końcu z łóżka i podszedł, żeby też sobie na tę apkę do czarowania popatrzeć. Wyglądała mocno niepozornie, ale hej – miała działać, a nie wyglądać jak Candy Crush. – Fajne – przytaknął jeszcze na głos. – A jakbym ja coś wpisał do naładowanego tabletu, to też by zadziałało? Bo jeśli tak, to zaczynam się martwić – zakomunikował praktycznie od razu. Momentalnie stanęły mu przed oczami oddziały Łowców wyposażonych w takie w pełni funkcjonalne, naładowane tablety. Zamrugał kilka razy, kiedy usłyszał pytanie Franklina. Naćpać? Co...? Przez chwilę wgapiał się w niego, nie przymierzając, jak szpak w pizdę. A potem cały się wewnętrznie oburzył. – Pojebało cię? Czemu niby miałbym to robić? – zapytał z tym oburzeniem, wyraźnie słyszalnym i w jego głosie, i zauważalnym w mimice. Nawet nie próbował go ukrywać. – To był wypadek. Byłem wygłodzony, a w banku krwi było... no cóż. Po prostu za dużo krwi. Zamroczyło mnie i Damien jebnął we mnie klątwą. A, właśnie – przypomniał sobie powód przybycia gościa, zaraz też zwrócił na niego oczy. – Co chcia... – Dimitri przerwał wpół słowa, patrząc na stojącego przed Damienem białowłosego. Franklin wytrzeszczał na niego oczy jak Igracy, kiedy próbował się wysrać. – Co ty myślisz, że robisz? – zapytał z autentycznym zaciekawieniem. Bo pewne podejrzenie co do tego, co Franklin próbował zrobić, miał. Chyba nie bez powodu młody wampir wspomniał przed chwilą o hipnozie. |
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sob Sty 06, 2024 11:46 pm | |
| - Czyli runy są w stanie modyfikować... Okej, okej, ma sens - mówił, kiwając głową, bo choć nie rozumiał technicznej strony tego jak mogłoby to działać, zerkał na to co pokazywał mu Damien na tablecie i był w stanie zaakceptować samą koncepcję podobnego działania. W końcu nie różniło się to dużo wiele od gier czy innych filmów - odrobina wiary, odrobina akceptacji, że coś mogło działać, a cała reszta technikaliów mogła przychodzić z czasem. - Teoretycznie byłbyś w stanie tak przerobić każde urządzenie? Myślisz, że dodanie run na same karty pamięci umożliwiłoby ci ich ładowanie mocą? Czy raczej pierw musiałbyś znaleźć sposób... ładowania ich... Hmmm... są czasem doki, które mógłbyś chyba przerobić? Przynajmniej spróbować... - dodał, chociaż zaczął się nieco bardziej zastanawiać... - Masz jakieś zabezpieczenia tego? Kruczki, cokolwiek takiego? - dopytał, nie mając jednak podobnych zmartwień co starszy wampir - nie myślał o łowcach, nie zastanawiał się czy podobny tablet mógłby wyrządzić krzywdę jemu. Właściwie to był zwolennikiem, żeby pierwszemu atakować. A skoro łowcy byli bardziej oczywistym zagrożeniem, które mogło się napatoczyć... może warto było mieć podobną broń? - Upewniam się... wolę, żeby ktoś, kto jest moją ostatnią deską ratunku, jakby mi odwaliło, był jednak... trzeźwy - rzucił, marszcząc brwi. Chociaż nie spojrzał na Dimę - też dlatego, że po części przyznał mu, że musiał być na niego skazany. Przynajmniej tymczasowo, bo jak na silnie niezależnego wampirzego podlotka, starał się udowodnić, że nie potrzebował jego pomocy czy wyjaśnień i był w stanie sam wszystko ogarnąć. Nie, nie potrafił. Zastanowił się chwilę, zawahał, cały czas wpatrując w Damiena, choć widział, że nie przynosiło to skutków. Potrząsnął w końcu głową nagle. - Zapach, wybacz - skłamał prędko, zrzucając to na coś, co było wygodniejsze, prędko się odwracając do Dimy, choć zatrzymał się, widząc jego spojrzenie. Wiedział? Nie wiedział? Nie był pewny, ale widać było jak waha się przed przyznaniem. Miał zamiar go ganić? Nie miał przecież w planach próby zjedzenia Damiena, nawet gdyby jego próba się powiodła... - Co ty myślisz, że robię? - zapytał, jakby było to mniej podejrzaną opcją.
|
|
| Damien C. Allen
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Nie Sty 07, 2024 2:46 am | |
| Damien wzruszył ramionami. - Skąd mam wiedzieć? - odpowiedział prosto na pytanie zadane przez Dimę. Nikt wcześniej nie próbował używać tabletu, zwłaszcza że i tak nie bardzo było komu. Nie zastanawiał się również nad niebezpieczeństwami, jakie mogło nieść ze sobą jego odkrycie. Uważał to za wygodne, mniej ryzykowne niż magia nieokiełznana i w dodatku łatwiejsze w obsłudze. Fakt, zajmowało przy okazji więcej czasu, wymagało pamiętania o naładowaniu tabletu - a to też zajmowało kilka chwil - a w dodatku silniejsze zaklęcia miały podwyższony casting time, ale jednak prawdopodobnie nie dało się umrzeć, korzystając z tego. A już samo to stawiało tablet technomagiczny ponad magię nieokiełznaną. Nie myślał o Łowcach. Ani tym co mogłoby się stać, gdyby takie urządzenie trafiło w ich ręce. - Raczej tak. Tylko kwestia zrozumienia mechanizmu - podał w międzyczasie tablet Dimie, by ten sobie to na spokojnie obejrzał i spróbował, jeśli miałby ochotę. - Hm, to bardziej kwestia formatu? Karty pamięci są mniejsze niż dyski, więc nie wiem, jak by to miało działać do końca. Ale temat ogarnę. - Oczywiście, że ogranie, któżby inny, jeśli nie on właśnie? Z tego co się orientował, niektórzy magowie używali co najwyżej kamieni szlachetnych do przechowywania magii, a nie jakichś elektronicznych śmieci. - W jakim sensie zabezpieczenia? - Bo i nie zrozumiał. Tablet jak tablet, blokowany na hasło co najwyżej. Wciąż patrzył na Franklina lekko zmrużonymi oczami, wciąż lekko marszczył przy tym brwi. Nie cofnął się, nie zareagował jakkolwiek inaczej, bo przecież nie spłynęła na niego wizja przyszłości. Gdyby młody wampir miał rzucić mu się do gardła, to by to po prostu zobaczył chwilę wcześniej. Ale tak? Cisza i spokój, nie było się czego obawiać. - Ehe, zapach - powtórzył tylko lekko powątpiewająco. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Nie Sty 07, 2024 2:28 pm | |
| Niczego nie oczekiwał, a i tak był rozczarowany. Ale to było w sumie dość zrozumiałe, że Damien jeszcze nie wiedział takich rzeczy, skoro bujał się z tym tabletem dopiero od dwóch dni czy coś koło tego. Dimitri pokiwał tylko głową ze zrozumieniem, kiedy brał od kumpla urządzenie. Odszedł trochę na bok, przykucając przed jedną z pustych – bo wypełnionych jedynie ziemią – doniczek pod ścianą. Chciał najpierw przetestować, jak się zachowa tablet, kiedy Dima użyje mocy, na której się znał wręcz po mistrzowsku: magii ziemi. Wpisał w urządzenie odpowiednie parametry, nic skomplikowanego – ani nie potrzebował w domu wielkiego drzewa, ani nie zamierzał wysysać tabletu z całej naładowanej magii. Zastanowił się przez chwilę, czy wpisał wszystko tak, jak powinien, a potem kliknął wielki guzik START. Przez chwilę absolutnie nic się nie działo. Dopiero po kilkunastu (kilkudziesięciu?) sekundach ziemia w doniczce się poruszyła, najpierw nieznacznie, a później mocniej zafalowała. Przez skorupę czarnej gleby przebił się zielony kiełek, który zaczął wzrastać w niesamowicie szybkim tempie. Za szybkim. Za chwilę wypuszczony pęd zmienił się w solidną łodygę wysokości około półtora metra, od której zaczęły wyrastać liczne odnogi. Na ich końcach wyrosły najpierw zielone, szypułkowate zgrubienia, które rychło zaczęły rozwijać płatki i przybierać czerwonej barwy. Kiedy proces się zakończył, w doniczce stał dorodny, w pełni rozkwitnięty krzew różany. Dimitri podrapał się po głowie. – Eee... – zaczął lekko zmieszany. – Miał być tylko jeden kwiatek – wyjaśnił, odwracając się do Damiena, a potem wzruszył ramionami. – Jeszcze jeden test. Znowu coś wklepał, tym razem z jeszcze większym namysłem, i kiedy zatwierdził polecenie, zaczął wpatrywać się intensywnie w przestrzeń nad krzewem. Po chwili nad rośliną uformowała się maleńka chmurka, z której spadła mżawka – ledwie paręnaście kropel, nic więcej, i chmurka rozpłynęła się w powietrzu. Dimitri westchnął, wstał i podszedł do chłopaków, by oddać tablet. – Z magią, na której się znam, zadziałało aż za dobrze – zaczął podsumowanie eksperymentu. – Ale z tą, na której się nie znam, wyszło tak średnio, powiedziałbym. Wiesz co... – powiedział na koniec nieco zakłopotany, patrząc na przyjaciela intensywnie. – Musisz być z tym bardzo ostrożny. Wiesz, jak bardzo byśmy mieli przejebane, jakby Łowcy położyli na tym łapy...? To była kłopotliwa rzecz. Wspaniała, oczywiście, ale bardzo niebezpieczna, gdyby wpadła w niepowołane ręce. Dimitriemu robiło się niedobrze na myśl, że watykańscy mogliby położyć swoje łapy na takiej magicznej technologii. Zmrużył lekko oczy, gdy usłyszał najpierw wybieg z zapachem, a potem odpowiedź na swoje pytanie, która też była pytaniem. Przekrzywił trochę głowę. – Myślę, że próbowałeś zahipnotyzować mi kumpla – obwieścił po krótkim, bardzo znaczącym milczeniu. – To bardzo niegrzeczne hipnotyzować gości swojego mistrza. Poza tym nawet nie pokazywałem ci jeszcze, jak się to robi. |
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Nie Sty 07, 2024 2:49 pm | |
| - A przenośne dyski? - zaproponował, słysząc o problemie z formatem. Cóż, jeśli od razu same karty pamięci mogłyby nie zadziałać... - Albo chmura? Chociaż problem dostępu do sieci mógłby się pojawić... przypał byłby nagle nie być w stanie nie używać zaklęć przez coś takiego... - stwierdził, zaraz zerkając też co z tabletem poczynał wampir. A widząc, że i w jego rękach działał... - Ej, myślisz, że moglibyśmy ogarnąć coś takiego dla mnie? - zapytał, zwracając się do Damiena. - Kupno sprzętu nie byłoby problemem, a jednak dwa do testów byłyby sprawniejsze... więcej informacji, więcej zmiennych też, ale to by mogło się przydać na przyszłość też - rzucił, chociaż jakoś intuicyjnie mówił ciszej - jakby Dimitri miał go nie usłyszeć na tak małej przestrzeni, gdyby ściszył głos. To nie tak, że w końcu słyszał tak dobrze, a prawdopodobnie i lepiej, co on. Zresztą, przecież nie pytał o nic złego. Skoro nie rozumiał do końca jak to wszystko działało... i czy w ogóle sam byłby w stanie coś wyczarować? Powinien chyba, ale na pewno podobny tablet mógłby pomóc mu zapanować... Zerknął na różany kwiaty. Może nie do końca pomógłby zapanować, widząc że ktoś bardziej doświadczony z tym wszystkim sobie radził... różnie. Ale może była to jednak kwestia wieku wampira? Umiejętności dostosowania się zanikały z wiekiem podobno, może u wampirów było tak samo. - Tak, żeby ktokolwiek pierwszy nie był w stanie wrzucić zaklęcia. Chociaż nie wiem czy by na to wpadł... Znaczy, tak widząc. Chyba, że ci cali łowcy... czy fae są małe? Mogłyby robić za przenośne baterie dla łowców, gdyby dorwali się do czegoś takiego, skoro... no problem by się pojawiał z naładowaniem go? A oni nie potrafią w magię ani nic, nie? - rzucił pytająco, przesuwając wzrok między wampirem, a magiem. - Nie zjem cię, jeśli o to chodzi... znaczy, nie jestem tak głodny, żeby się rzucić... Więc nie musisz się martw... - zaczął, chociaż przerwał, marszcząc brwi, kiedy wbił wzrok w Dima. Oparł się o ścianę, zaraz krzyżując ręce na piersi. - Mistrza? Pierw dajesz słowa... naprawdę zerwałeś się z wieków średnich - stwierdził, nie mając też zamiaru dać się mu złapać... na kłamstwie? Choć to była kwestia jego dumy. Oczywiście, że gdyby spróbował to by mu wyszło! W innym wypadku... - Nie, nie próbowałem. Gdybym chciał to już byłby zahipnotyzowany, chyba że chcesz mi powiedzieć, że sam każesz mi robić coś, z czym wiesz że miałbym problemy? Kazałeś mi sam hipnotyzować ludzi przed żywieniem się na nich zawsze bez pokazania jak hipnotyzować? Bardzo odpowiedzialne - powiedział z odwagą i pewnością godną pożałowania jak na dwugodzinnego wampira. Chociaż przynajmniej dostał potwierdzenie, że w teorii powinien być w stanie zahipnotyzować też magów. Nad praktyką... popracuje później. |
|
| Damien C. Allen
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pon Sty 08, 2024 6:10 pm | |
| - Co? - rzucił, chociaż wcale nie oczekiwał żadnej odpowiedzi. Po prostu został wyrwany z rozmyśleń, więc odwrócił się do Dimy kompletnie nieprzytomnie, na szybko próbując ogarnąć, jaki kwiatek i o co chodzi. Krzak róży w doniczce, tablet w dłoniach starszego wampira, okej, dotarło. - A, tak, to jest nadal w fazie testów. Więc na pewno nie zawsze będzie działał idealnie - wzruszył ramionami. Dla niego najistotniejsze było to, że nic jak dotąd nie wybuchło i nie zrobiło - jeszcze - nikomu krzywdy. W tym jemu samemu. Skrzywił się za to na wzmiankę o Łowcach. - Nawet jakby to znaleźli, to rzuciliby ze dwa spelle i skończyłaby im się magia - stwierdził prosto. I pochylił się, żeby spojrzeć na aplikację. - Sam widzisz, lewitowałem chwilę, ty dwa spelle na kwiatki rzuciłeś i już się świeci na pomarańczowo. Zajebiście dużo magii to żre - teraz i jak na razie, dopóki nie znalazł sposobu na optymalizację oraz zwiększenie pojemności baterii. Chociaż teraz zaczął myśleć, że może i faktycznie dobrze byłoby wprowadzić jakieś zabezpieczenia. Żeby nie tylko Łowcy, ale i żadni mugole nie mogli dostać się do zawartości. To w końcu było niczym zostawiona na stole naładowana broń i to w dodatku odbezpieczona. Niby aplikacja nie miała idiotoodpornych napisów typu "TU WPISZ ZAKLĘCIE". - Gdzie do chmury magię? Ja tego nie zapisuje na fizycznych plikach, jakbyś podpiął po prostu taki naładowany dysk do kompa, to stałoby się jedno wielkie nic, tylko nie dałoby się tam plików wrzucać i wcale nie dlatego, że pamięć jest pełna - podrapał się po policzku z tymi słowami. Chociaż sama idea do niego przemawiała w jakiś sposób. Gdyby, czysto teoretycznie, dałoby się zsynchronizować przepływ magii z serwerem i korzystać zdalnie, to byłoby to zajebiste. Wrzucił ten pomysł do pudełka z napisem "do zastanowienia się". Przynajmniej na razie. Musiał najpierw skupić się na obecnym projekcie i go doszlifować. - Na razie nie, jak doszlifuję projekt, to w ogóle chciałbym to puścić w obieg. Za pozwoleniem Conventusa, oczywiście - odpowiedział na kwestię stworzenia podobnego urządzenia dla Franklina. Osobiście nie widział najmniejszych przeciwskazań. - Jeszcze ma za dużo błędów, ale spoko, wraz z rozwojem projektu, będę pamiętał o jednym dla Ciebie. Ot tak. Niemniej nie odzywał się już w kwestii hipnozy, mistrzów czy tego całego wampirzego stuffu. Po prostu przyglądał się im obu trochę zmieszany, trochę oburzony, trochę z niezrozumieniem. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pon Sty 08, 2024 9:18 pm | |
| Przez chwilę martwił się, że tak duży krzew różany i tak mała doniczka to wyjątkowo kiepskie połączenie, ale zaraz przyszło mu na myśl, że kwiaty będzie mógł wykorzystać do produkcji wody różanej, a sam krzew, no cóż, zawsze mógł posadzić przed budynkiem, i tak nie było tu więcej ziemi niż trzeba, bo przecież szkoda było pieniędzy na wybetonowanie całego placu. Pewnie właściciel będzie się czepiał, ale od czego była stara, dobra hipnoza? – Hm – rzucił Dimitri w zamyśleniu, patrząc intensywnie na biurko, a potem znów spojrzał na Damiena. – A gdybym ci dał tablet, to też byś mi go tak przerobił? Dwie osoby do testów to zawsze więcej informacji – zaproponował. Więcej się już nie wtrącał w tę technologiczną rozmowę między swoim kumplem a swoim pomiotem, ale za to słuchał uważnie. Nie wiedział, jak na taki wynalazek zapatrywałby się Conventus, ale osobiście nie był tak do tego optymistycznie nastawiony, jak Lord Sandwich. Jeśli Franklin miał Dimitriego za przestarzałego, nie nadążającego za technologią ramola, to i tak nawet się przy tym nie umywał do wapniaków z Conventusu. Naprawdę zerwałeś się z wieków średnich. Dima mrugnął przeciągle, a jego twarz wyrażała całe jedno wielkie nic. – Tak, a o co chodzi? – zapytał kompletnie bezbarwnie. Skrzyżował ramiona na piersi. – A konkretnie to z końcówki. Ale określenie "mistrz" jest rzeczywistą, historyczną nomenklaturą na stwórcę nowego wampira. A konkretniej na takiego stwórcę, który ma dość mocy, by swojego potomka utrzymać w ryzach i nie pozwolić mu zeżreć połowy miasta na jednym posiedzeniu. – Proszę bardzo, kolejna lekcja – tym razem wampirzej historii i kultury. – Ty z kolei, dopóki się nie usamodzielnisz, jesteś "wampirzym podlotkiem". Już myślał, że na tym lekcja się zakończy, ale nie. Kolejne słowa Franklina sprawiły, że gdyby był postacią z kreskówki – albo jakiegoś anime, które tak lubił oglądać – to na czole zaczęłaby mu pulsować żyłka w kształcie krzyżyka. – Tylko cię pouczyłem, co masz robić, kiedy sam pójdziesz na polowanie – zaczął zwodniczo spokojnie, ale spojrzenie miał co najmniej nieprzychylne. Cholerny gówniarz. – Zanim do tego dojdzie, nauczę cię hipnozy. Ale nie martw się, to jeszcze przez długi czas nie będzie ten etap – dokończył już po prostu zgryźliwie. |
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pon Sty 08, 2024 10:50 pm | |
| - Nie wiem, głośno myślę takie wiesz... myślenie życzeniowe. Do jakiejś pół godziny temu nie myślałem, że z tabletu da się strzelać zaklęciami, a jednak - wyjaśnił, nie będąc pewnym samemu jakby podobna chmura mogła działać - ale tak samo dwadzieścia lat temu nawet same komputery czy telefony nie były aż tak powszechne, aby bardziej dziwiło ich nieposiadanie jak dzisiaj. Od czegoś trzeba było zaczynać, też w tym magicznym świeci. Choć nawet Franklin prędko zaprotestował słysząc słowa Damiena... - Hej, hej, hej, stary, ich chcesz w to mieszać? To nie brzmi jak dobry plan... słuchaj, nad takimi rzeczami pracuj po cichu, póki nie masz pewności, że działają świetnie, a rządowym najwyżej sprzedaj wiesz... słabszą wersję. Tak na wszelki wypadek, jakbyś musiał tego użyć... no... przeciwko... - zawahał się, czując jak sam podobny temat był mu bliski i chętnie wylałby jeszcze więcej własnych myśli na ten temat, ale jednak były ważniejsze kwestie, bo wyraźnie ktoś myślał, że był lepszy od niego. I silniejszy. I w ogóle jakkolwiek miał nad nim kontrolę co było prawdą absolutną wcale nie było prawdą! W sekundzie znalazł się przed Dimą, zadzierając głowę do góry jakby chciał się z nim znaleźć na tym samym poziomie. Cholerny... musiał być od niego wyższy?! - Oho, mistrz mojego tyłka, bo jako człowieka nie byłbyś w stanie mnie kontrolować? Słabe zagranie - stwierdził, w rzeczywistości nie robiąc niczego innego niż wyładowując frustrację przez fakt, że nagle pierwszy raz w życiu dostawał nakazy i zakazy, i jeszcze to określenie potomka, podlotka. Kim myślał, że był?! Jego ojcem?! Jego ojciec leżał w sypialni, śpiąc przed pracą, tego był pewny! - Musisz się zdecydować, albo pouczasz mnie już teraz, co mam robić na samotnych polowaniach, albo uznajesz, że jeszcze długo nie będę w stanie sam chodzić na polowania - stwierdził, postępując krok do przodu, jakby grał w jakąś dziwną grę o to, kto miał wystraszyć drugiego i postawić na swoim. Chociaż prawdą było, że był przerażony w środku, wręcz od razu wycofując się o krok, kiedy dostrzegł najmniejszy ruch ze strony Dimy, jakby miał wciąż w pamięci wszystkie wydarzenia z opuszczonego magazynu. - Może ty po prostu szybko tego nie opanowałeś, bo byłeś słabym wampirem. Nie musisz się martwić, jestem na pewno lepszym uczniem niż ty - dodał już, siląc się na pewniejszy ton, choć kiedy raz się zawahał, trudno było mu powrócić w pełni do stanowczej postawy. |
|
| Damien C. Allen
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Wto Sty 09, 2024 9:45 am | |
| - Spoko, ale będziesz umiał się magicznie rozładować czy będziesz potrzebował dysków? – zapytał Damien wprost. Mimo wszystko miał w głowie i w pamięci, że Franklin jest młodym wampirem, młodziutką i kompletnie nieobeznaną z magią w jakiejkolwiek postaci, dlatego jemu prototypu zapewne by nie powierzył. Nie w tej formie, w jakiej znajdował się teraz, gdy nie był do końca stabilny i mógł – czysto teoretycznie – zrobić komuś krzywdę. Z Dimitrim z kolei ten problem nie istniał. Damien wierzył, że w razie czemu Alucardowi nic nie będzie, wykręci się jak kot ogonem w razie potencjalnych czy przypuszczalnych tarapatów i tyle. - A, w sumie no tak – wiedział o tym, pewnie, ale gdy wchodził w tematy techniczne, to mu ta świadomość delikatnie uciekała na bok. Minimalnie. Za to zdziwił się na tę wrogą reakcję odnośnie Conventusu. Przekrzywił głowę i wzruszył ramionami po raz kolejny. - Imo dużo gorzej byłoby przed nimi zatajać coś takiego – odpowiedział prosto. Conventus wszędzie miał swoje macki i każdego mógł obserwować w dowolnej chwili. Tak jak Damien Łowców szczególnie się nie bał – bo i nie miał z nimi do czynienia – tak już starych pierników z Rady już tak. Głównie za sprawą babci. – Poza tym, nie robię nic złego. Jestem zresztą zarejestrowany w rejestrze użytkowników magii nieokiełznanej, oni i tak o mnie wiedzą. Musiał być, tak jak i każdy inny mag posługujący się tą konkretną dziedziną magii. Damien jednak nie mieszał się już w dalsze wampirze kłótnie. Po prostu podszedł do Dimitriego i delikatnie wyciągnął mu tablet z dłoni ze słowami „no, ja tak tylko to wezmę”. Następnie rozsiadł się wygodnie na krześle przy biurko i zaczął ponownie stukać coś w tablecie, niekoniecznie słuchając czy patrząc.
|
|
| Dimitri
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Wto Sty 09, 2024 2:57 pm | |
| – Eee... – zaczął mądrze, drapiąc się po potylicy. – Raczej będę potrzebował, nigdy nie próbowałem takiego... rozładowania – dokończył odrobinę zakłopotany. Czy powinien był w ogóle próbować czegoś takiego? Nie był pewien, jak by to zadziałało w przypadku magii ziemi. Istniała spora szansa, że z takiego dysku po prostu zaczęłyby wyrastać kiełki. – Swoją drogą, nie wystarczyłby po prostu power bank? Wiesz, wtedy byłby dosłownie... power – zarzucił jeszcze tylko na poły żartem. Nie mówił nic więcej o Conventusie, bo naprawdę nie miał pojęcia, co było lepsze w tej sytuacji – powiedzieć Radzie o wszystkim, żeby kryć sobie dupę, czy wręcz przeciwnie, zataić całą sprawę tego nowego rodzaju magii, żeby przypadkiem się nie dopierdolili. Szanse były totalnie fifty na pół, a Dimitri nie miał jakiegoś specjalnego doświadczenia z tymi mitycznymi istotami. Podobnie jak nie miał do czynienia z rozwydrzonymi jedynakami w charakterze potomków. Te pyskówki były męczące i działały mu trochę na nerwy, tym bardziej, że rzeczywiście czuł się trochę winny tej całej sytuacji. Rzeczywiście Franklina nie powinno być w tamtym miejscu i czasie, ale to nie zmieniało faktu, że w kilka minut zmienił mu życie o sto osiemdziesiąt stopni. Poza tym chłopak nawet nie miał jeszcze czasu dobrze przyswoić sobie, że wszystko w jego egzystencji właśnie się zmieniło. – Ha. Ha. – Odpowiedział cierpko na tę pyskówkę z tyłkiem i mistrzem. Oczywiście, że mógłby kontrolować człowieka – ale musiałby na to poświęcić za dużo czasu, zwyczajnie mu się to nie kalkulowało. Tym bardziej, że dopóki w grę nie wchodziło jego własne życie – Franklin nie miał powodu trzymać gęby na kłódkę. Teraz widmo Conventusu i Łowców wisiało także nad jego głową, więc, o ile nie był idiotą, rzeczywiście musiał po prostu siedzieć cicho w temacie istot nadprzyrodzonych. Pokręcił głową nad tokiem rozumowania młodzika. – Twój argument jest inwalidą – rzucił mu od razu w odpowiedzi. – Zawsze najpierw przyswaja się teorię, a dopiero potem przechodzi się do praktyki. – Chciał powiedzieć jeszcze coś o tym, że może najwyraźniej ominął go w życiu koncept nauki, ale ugryzł się w język. Nie zamierzał dodawać więcej powodów do tego teenage angstu. Dimitri jednak nie ruszył się nawet na krok, może i gówniarz go irytował w tej chwili, ale to przecież nie był powód do rękoczynów czy innych aktów przemocy. Mógł znieść trochę pyskówek ze strony swojego nowego potomka – to było całkiem naturalne, że przepełniało go teraz wiele negatywnych emocji. Ale chłopak uderzał nisko, w dodatku nawet o tym nie wiedząc. Jego ostatnie słowa sprawiły, że Dima przez długą chwilę wyglądał tak, jakby mu ktoś przyłożył czymś wielkim i ciężkim w twarz, która miała teraz bardzo zbolały wyraz, a jego bicie serca kompletnie ustało na moment. Natychmiast ciągiem przypomniało mu się te czterysta lat bezsilności, które spędził u boku swojej mistrzyni, która celowo ograniczała jego moc i kontrolę nad samym sobą, cały czas prześmiewczo wmawiając mu, że nigdy nie będzie wystarczająco silny, by się od niej uwolnić. By panować nad swoim głodem i stanowić o samym sobie. By odejść i żyć własnym życiem, może samemu stworzyć kiedyś wampira, który stałby się jego towarzyszem kroczącym z nim przez wieczność. To wszystko było poza jego zasięgiem przez wieki, zanim zupełnym zbiegiem okoliczności nie odkrył, że jednak od bardzo dawna jest wampirzym mistrzem. Przed tym była tylko rozpacz, coraz bardziej bezsilna, bo nawet nie mógł wyjść na słońce – nie mógł sprzeciwić się jasnemu, wyraźnemu rozkazowi swojej pani i zakończyć tej nędznej egzystencji, którą chciała mu wmówić – i którą wmawiała mu z powodzeniem przez cały ten czas. Tak. Dimitri był słaby. Był słaby tak długo, że to go złamało. Całe sto lat próbował pozbierać te wszystkie pokruszone elementy samego siebie i poskładać je w całość. Nadal znajdował czasem małe fragmenty siebie. – Tego właśnie ci życzę – powiedział w końcu bardzo cicho, kiedy już się pozbierał, a jego serce znów zaczęło bić. Głos miał wyprany z jakiejkolwiek emocji – coś, czego nauczył się dawno, dawno temu i co bardzo przydawało mu się przez te koszmarne czterysta lat. – Usamodzielnij się jak najszybciej.
Ostatnio zmieniony przez Dimitri dnia Wto Sty 09, 2024 10:25 pm, w całości zmieniany 3 razy |
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Wto Sty 09, 2024 4:26 pm | |
| Świadomość zmian istniała - nawet jeśli trudniej było z ich akceptacją. O wszystkim musiał pomyśleć na nowo, stworzyć w kilka chwil jakąś bajeczkę. Szczególnie, dlaczego nie wróci do domu. W końcu ile mógłby kłamać na ten temat, że jest u znajomego? Dzień, góra dwa. Akademik? Wątpił, aby to była dobra wersja, jeśli nie był pewny jak będzie z jego studiami, skoro średnio powinien ryzykować nie dość, że wyjścia w ciągu dnia to jeszcze do takiego zbiorowiska ludzi. Zresztą kłamstwa ogółem miały krótkie nogi - o czym teoretycznie wiedział, ale wciąż nie potrafił tego przyjąć. - Teraz jesteś fanem wykładania teorii przed praktyką? Gdzie był mój wstęp do wampiryzmu przed przemianą? - od razu się odgryzł, nawet jeśli... wiedział przecież, że z dwóch danych mu opcji, ta była lepsza, bo był... żywy? W pewnym sensie. Czy wampiry mogły być żywe? Czy raczej były jakieś kategorie na umarłych i nieumarłych, i coś jeszcze? Powiedział się... czegoś. Nie był pewny jakiej reakcji, kiedy złość w nim buzowała, ale na pewno nie podobnej. Oczywiście, że chciał odgryźć się - oczywiście, że szukał jak uderzyć, żeby zabolało, ale nie spodziewał się nawet jak szybko i celnie mógłby uderzyć z... Wycofał się trochę, widać było, że był zmieszany. Jakby nie mógł zdecydować czy powinien przeprosić, czy dalej być zły, bo wszystko wciąż w nim buzowała. Cała złość szukała ujścia, ale go nie dostawała, blokowała się. Odwrócił wzrok, rozejrzał się jakby chciał znaleźć jakąś pomoc w siedzącym na łóżku Damienie, ale szybko zrezygnował, widząc że ten był zupełnie pochłonięty swoim sprzętem. Wrócił wzrokiem do Dimy. Nie miał pojęcia jakim był podlotkiem, ale teraz sam był zły kiedy tracił kontrolę, bo w końcu porównywał się do niego. Nawet jeśli był jedynym wampirem, którego znał to... samo zachowanie się jakby zapach maga w żaden sposób na niego nie działał, przecież to było coś, co wykraczało zupełnie poza jego umiejętności. Był zły, bo tego nie potrafił. Był zły, bo wszystko się wywróciło. Był zły, bo nie rozumiał nagle... wszystkiego. Był zły, bo musiał być zależny. - ...tak, tak zrobię - burknął bardziej niż powiedział, szukając innego punktu zaczepienia wzroku niż wampir. Mieszkanie nagle wydawało się jeszcze mniejsze niż rzeczywiście było. Nie było gdzie się schować, nawet gdyby chciał - gdzie zniknąć z zasięgu wzroku, czego czuł potrzebę, że powinien zrobić. Wyjść z mieszkania? Nie, nie ryzykowałby zapachami ludzi dookoła. Wyminął Dimę. - Nie zatajaj przed nimi tego tabletu, ale... nie mów im wprost. Nie ma chyba czegoś jak obowiązek spowiadania się, nie? Więc... no wiesz... po prostu zostaw to sobie... i pracuj nad tym... takim się nie ufa, po prostu - rzucił z przekonaniem, jakby chciał zupełnie zapomnieć o tak nagłym załamaniu wampira. Tym bardziej, że znalazł doskonały sposób, jak zejść mu z pola widzenia, przez co też sam rozgościł się w jego ubraniach, chcąc wziąć po prostu coś na przebranie. Ubrania również były na liście jego spraw do ogarnięcia. - Rejestry... ehhh. Naprawdę to brzmi gorzej od illuminatów... - stwierdził, wciąż czując coraz większą gulę zażenowania, która rosła mu w gardle. W końcu złapał za jakieś ubranie, dość prędko zamykając się w łazience, choć prysznic stanowczo był bardziej pretekstem dla niego, żeby zniknąć z zasięgu wzroku. |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy | |
| |
|
| |
Similar topics | |
|
| |
|