|
Mieszkanie Dimy | |
Berith
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pią Sty 19, 2024 11:57 pm | |
| Franklin miał rację, nie zdając sobie z tego sprawy. Berith była znacznie ponad zwykłą fizyczną przemoc, te delikatne i miękkie dłonie nie wyglądały na jakkolwiek stworzone na podobieństwo cierpkich rąk oprawcy. Jej skóra była nieskazitelna, nieoznaczona drobnymi czy większymi bliznami. Księżna zwykła wydawać rozkazy, które sprawiały, że świat spływał krwią. Lubiła wówczas stać z tyłu lub poetycznie na wysokim wzgórzu, patrzeć z góry na sprowadzony jej słowem terror i zniszczenie. Ostatnim razem, gdy ogarnęła ją furia i sięgnęła po wymierzenie sprawiedliwości własnymi rękami, Rzym stanął w ogniu. Całe milenia temu. Lecz cóż to znaczył taki okres czasu dla kogoś, kto trwał od zawsze i po wieczność miał istnieć nadal? - Pani Berith - przedstawiła się, zaciskając palce na dłoni wampirzego chłopca. Franklina. To nie był pewny uścisk dłoni, nosił w sobie znamiona kruchości i braku zahartowania. Mógł równie dobrze pęknąć, co stać się doskonałym i wyśmienitym orężem. Kiedyś, w przyszłości bliższej lub dalszej. Za dziesięć, a może i za to sto lat. Obserwowała Franklina, gdy poderwał się ze swojego fotela. Gdy rzucił się pędem do kuchni. - Poproszę - odparła, ponownie delikatnie unosząc swoją suknię, tym jednak razem, by dostojnie zająć miejsce na gejmingowym krześle. Jakże nienaturalnie tam wyglądała. W tych swoich królewskich koronkach, z tą dumną wyprostowaną postawą, z tymi krwiożerczymi rubinami świecącymi w jej biżuterii. - Czarną. Bez cukru i mleka - dodała jeszcze, zakładając wdzięcznie nogę na nogę. Nie rozparła się jednak wygodnie, siedziała sztywno wyprostowana z dłońmi złożonymi na kolanie. Nie rozglądała się też ciekawie po pomieszczeniu, jakby znała je już od dawna i przebywała w miejscu dobrze sobie znanym. - Zostałeś stworzony niedawno - oznajmiła. Bo i nie widziała go wcześniej tutaj. Ani jego, ani żadnego śladu obecności osób trzecich w tym mieszkaniu. - Dlaczego? Czyżby Dimitri postanowił wypełnić swoją pustą niewiele znaczącą egzystencję kimś innym? |
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sob Sty 20, 2024 12:15 am | |
| Słysząc imię, jakby znacznie się uspokoił. To nie była jego mistrzyni - to nie był nikt z nią związany? Tego drugiego nie był pewny, ale... miał dziwne wrażenie, że gdyby było inaczej, postać kobiety nie byłaby wyjęta niczym z poematu czy wierszu, wynoszącego kogoś na piedestał. Poruszała się z gracją, ale i nie można było dostrzec w niej zbędnych ruchów. Była jak wynaturzona postać w tym miejscu, gdzieś w Northfield, tym bardziej na krześle, które zazwyczaj zajmował Dima. Chociaż jak teraz zerknął na nią jeszcze... To podobieństwo tam było. Rzucało się... Dało się słyszeć jak krzątał się po kuchni myjąc kubek, a po tym zaparzając herbatę. Czarną, bez cukru czy mleka, choć te wcale nie były potrzebne przy dobrej jakości herbaty, którą miał w szafkach. W końcu skoro miał pić herbatę to chciał dla jej smaku... Zerknął jeszcze na moment na swój telefon, a po tym na siedzącą na krześle kobietę. Powinien się dopytać? Prawdopodobnie. Ale zamiast tego wysłał inną wiadomość, po tym już zostawiając telefon w kuchni, kierując się z powrotem do pokoju. Przysiadł na podłodze znów, podając pani Berith jeden ze swoich kubków, które przyniósł z domu. Ceramiczny, obły w kształcie i wygodnie leżący - z różowo-żółtą glazurą. Po tym sięgnął po ten swój, który wciąż leżał na ziemi, a w którym jego herbata była już letnia. Cóż, wciąż była smaczna... - Eee.. tak..? Trochę... to... jakoś początek stycznia... - rzucił cicho, nie będąc pewnym czy było to pytaniem, czy nie. Zmarszczył jednak brwi na jej kolejne pytanie. Upił nieco ze swojego kubka. - To... em... trochę... powiedzmy, że nagrałem go jak się przemieniał z kota w człowieka. I... no.. tak jakoś wyszło. Zaatakował mnie i... w sumie chciał mnie zabić, ale... no dał mi wybór... no i tak jestem? - powiedział, nie będąc pewnym, czy powinien mówić o tym wszystkim. Ale jeśli... ktoś czuł się tak swobodnie w tym mieszkaniu to znał Dimitriego dobrze? Może nawet lepiej niż dobrze? - Skąd znasz Dimitriego? - zaraz zapytał, zerkając na kobietę z dołu z zainteresowaniem, ale i... podziwem. Zapach był wciąż drażniący, ale jeśli ktokolwiek był zbliżony do opisów wszystkich eterycznych piękności z powieści, które czytał, niezależnie od epoki, to był pewny że mógł mieć przed sobą żywą inspirację do tych opisów. |
|
| Berith
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sob Sty 20, 2024 12:28 am | |
| Tak nie na miejscu, jak tylko było to możliwe. Postać z ponadczasowej powieści wyrwana z kart książki i osadzona w niepasującym i nieprzystającym jej miejscu. Ten iście królewski strój kontrastujący z nowoczesnym sprzętem komputerowym tuż obok niej, krwawe rubiny w ręcznie kutym białym złocie w skromnej kawalerce w obskurnej dzielnicy równie paskudnego miasta. Do tego abstrakcyjnego kompletu obły domowy kubek wpasowywał się równie karykaturalnie. Berith ujęła go niczym filiżankę z kruchej chińskiej porcelany, jakby stanowił doskonałe naczynie. Nie stanowił. Ale i nie miał znaczenia. Księżna była ciekawa. Nie na tyle, by zadawać tonę głupich pytań, lecz jednocześnie wystarczająco, by poświęcić Franklinowi ułamek swojego bezcennego czasu. Dimitri wszak swego czasu był jej ulubieńcem. Wiązała z nim wielką przyszłość, widziała go noszącego płaszcz zdobywcy, stojącego wiernie u jej boku. Miał tak wielki potencjał, po który nigdy nie odważył się sięgnąć. I był przecież do niej tak podobny. To podobieństwo popychało próżną Księżną do zatrzymywania go przy sobie. Był niczym śliczne zwierciadło, nosił w sobie jej nadobne cechy, był przyjemny dla jej oka. Upadła napiła się herbaty, nie zważając na jej temperaturę. Była demonem. Piekło było gorące i duszne, a i demony wyhodowały w sobie naturalną odporność przed ogniem i wysokimi temperaturami. Dlatego parujący napój nijak jej nie przeszkadzał, nie poparzył szkarłatnych warg. - Nie dziwi mnie, że nie potrafił Cię zabić - uznała. Bo był słaby. I zapewne nadal będzie zasłaniał się głupim i patetycznym miłosierdziem, współczuciem. Był maszyną do zabijania, która nie spełniała swojej roli. Ale tego Księżna już nie powiedziała. Nie sądziła, by to było konieczne. - Skazał cię za to na życie w ciemności w ciele drapieżnika. Zasmakowałeś już we krwi, słodki chłopcze? - spytała, opierając filiżankę o swoje udo. Uśmiechnęła się za to, gdy Franklin zadał jej pytanie. I po raz pierwszy miała na jedno odpowiedzieć. Piękny to był uśmiech, mimo że nie obejmował zimnych w swoim wyrazie oczu. Niby szczery, ale niewiele znaczący. Mógł być równie szyderczy, co serdeczny, co i rozbawiony. - To mój syn - oznajmiła uroczyście, nim ponownie uniosła kubek do ust. Przymknęła w tym samym czasie oczy, tylko spod rzęs obserwując wampirzego chłopca. |
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sob Sty 20, 2024 12:47 am | |
| - Nie jest za gorą... - urwał, marszcząc na moment brwi. Co Dimitri opowiadał mu o demonach? Nie pamiętał do końca, wszystkie informacje się zlewały - tym bardziej, kiedy opowiadał mu wszystko na raz, a on był wciąż przejęty chłonięciem całego świata w zupełnie inny sposób niż miał okazję przez ponad dwadzieścia lat. A jednak odruchy zmartwienia o innych, nawet jeśli miał do czynienia z demonem, wciąż się w nim znajdywały. Ale nie musiał czekać długo, żeby potwierdzić że kobiecie nic nie było. - O? A... tak. Muszę jeść codziennie, więc codziennie chodzimy na polowania, żebym nie stracił kontroli - wyjaśnił, nie mając do końca pewności czy i co miałby odpowiadać na skazywanie czy drapieżnika. Do tego drugiego... było mu całkiem daleko. A skazanie? Cóż, wywrócił całe jego życie do góry nogami i na lewą stronę. Wszystko nie było nawet na opak - było rozkradzione, roztrzaskane i podmienione, a on pośrodku tego wszystkiego. W pierwszej chwili milczał, wpatrując się w nią z niezrozumieniem, jakby nie dotarła do niego odpowiedź. W drugiej jego kubek został odłożony na podłogę, a on sam znalazł się u kolan kobiety, opierając o nie rękami, wyciągając zaraz z ogromnym zainteresowaniem i ekscytacją wymalowanymi na twarzy. I milionem pytań, które kotłowały mu się w głowie. - Taką.. mamą? Jesteś mamą Dimy? - zaraz dopytał, jakby do niego nie dotarło. - Kiedy się urodził? Jaki był? Ale... jest wampirem, tak? A jak... urodził się wampirem? Nie, chwila.. urodził się demonem? Demony mogą stać się wampirami? Jak to działa? Dlaczego mi nie wspominał? O nie... nie ma zdjęć jak był mały! Nie było wtedy fotografii, to nie fair! - oburzył się, marszcząc brwi, żeby zaraz po tym reflektować się na to, że jego dłonie znajdywały się na pięknej sukni, a on niemalże wchodził na panią Berith. - A... przepraszam... - wydukał cicho, wycofując się z powrotem na podłogę, choć wciąż był niemalże przytulony do jej uda, lekko i niepewnie opierając się na nim podbródkiem. Wpatrywał się w nią z fascynacją i żywym zainteresowaniem, wyraźnie chcąc się dowiedzieć o wszystkim i czekając niczym zniecierpliwiony szczeniak na więcej informacji. |
|
| Berith
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sob Sty 20, 2024 1:10 am | |
| Księżna może i nie zadawała zatrważającej liczby pytań, ale i tak wyręczył ją w tym Franklin. Zasypał ją całą lawiną pytań, chciał wiedzieć absolutnie wszystko i najpewniej od razu. Tu i teraz. Przybliżył się do Księżnej, usiadł wdzięcznie u jej stóp niczym złaknione czułości szczenię. Wpatrywał się w nią wielkimi jasnymi oczami. Odstawił swój kubek na podłogę, oparł się dłońmi o misterne koronki. A Księżna popijała herbatę, patrzyła na chłopca tylko spod rzęs. Gdy odsunęła już powoli kubek od ust, zatrzymała go na wysokości swojej piersi. Odpowiedziała na jedno pytanie. Zastanawiała się, jaka karta zachowania będzie odpowiednia. W jaki sposób zagrać na cintarze duszy chłopca, jak przeciągnąć to młode szczenię na swoją stronę barykady. Wolną dłonią więc sięgnęła do jego głowy. Przesunęła marmurowymi palcami po jasnych włosach Franklina. Tak czule, tak miękko. Jakby wcale nie ubodła ją taka poufałość. - Był w połowie demonem - oznajmiła że smutkiem. Wielkim i bezbrzeżnym niczym prawdziwy ocean. Nawet świecące piekielnymi ogonkami oczy przygasły. - Miał stać u mojej prawicy, jako mój słodki książę i następca, razem ze mną władać Piekłami... lecz nie potrafił unieść tego brzemienia na swoich barkach. Złamał się pod nim niczym świeca. Miał być moim mieczem i moją tarczą, a wybrał... to - z tym słowem Berith rozejrzała się teatralnie po pomieszczeniu. Dłonią, którą pogładziła włosy Franklina, zatoczyła drobne koło wskazujące to pomieszczenie. Żadnych koronek czy jedwabiu, złotych sygnetów znaczonych drogocennymi kamieniami. Kawalerka w obskurnej dzielnicy na końcu świata. Brak ambicji i stagnacja przez wieczność. - Nie szkodzi, chłopcze - oznajmiła i jeszcze raz przeczesała jasne włosy palcami. Patrzyła teraz na Franklina z góry. Uśmiechnęła się jeszcze raz. - Ty z pewnością masz większe ambicje. Czuję w Tobie wielki potencjał. Nie wspominała do czego. Franklin powinien widzieć w niej przyjaciela. Mógł zostać zarówno cennym w przyszłości sojusznikiem, co i równie cennym zakładnikiem. Z pewnością jednak był interesującą rozrywką, choćby i była bezcelowa. |
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sob Sty 20, 2024 9:25 am | |
| Wyczekiwał, starając się powstrzymać ekscytację - wpatrujący się z wyczekiwaniem, czując nawet w zachowaniu to podobieństwo. W końcu Dimitri w podobny sposób się zachował, wspominając mu o Alice... Pierw dał informację, tylko po to, żeby nieznośnie długo przedłużać dalsze! Wpatrywał się w nią, a kiedy tylko musnęła go dłoń, nadstawił się do dalszego głaskania. Oparł się o udo bardziej policzkiem, wpatrując w kobietę wyczekująco, chcąc usłyszeć bajkę... W połowie demonem? W połowie człowiekiem? A może czymś jeszcze innym niż człowiekiem? - Mieszkanie w Northfield... Też byłem całkiem załamany, wiedząc że przez sześćset lat... No to jest miejsce, do którego dotarł.. - rzucił, nawet jeśli patrzył na to łaskawszym okiem, im więcej wiedział. Nawet jeśli przywykał już do nazywania Northfield swoim domem. Ale wyłuskiwał informacje, które otrzymywał. Uważnie przyglądał się pani Berith, która mogłaby być równie dobrze marmurowym posągiem, gdyby zdecydowała się nie poruszać. Przesunął wzrokiem po jej włosach, po jej biżuterii... władać Piekłami. Spojrzał z upragnieniem za dłonią, która uciekła z jego głowy, choć wydawało się, że jest tak pochłonięty opowieścią. W rzeczywiści był łasy na czułości, których po przemianie miał niedosyt. - Och... Na pewno. Nie mam zamiaru mieszkać tutaj dłużej niż trzeba. Będziemy się wyprowadzać! Do domu... Tylko musimy znaleźć jakiś... - oznajmił zadowolony z siebie, choć zaraz wydawało się się, że był jeszcze bardziej dumny, kiedy zaczął dalej opowiadać: - I całkiem dobrze się kontroluję, w sensie... Nie tracę kontroli bezmyślnie atakując. A jak przy Dimie to gryzę jego... O, i wyszła mi hipnoza! Nie mam zamiaru spędzić przy nim czterystu lat, mam zamiar się usamodzielninić szybciej. Jak gdzieś będę to z własnego wyboru, a nie bo jestem pod kimś... - mówił chętnie, mając w świadomości w końcu, że mógł. Nie był pewny, dlaczego Dima nie wspominał o swojej mamie - w końcu w głowie Franklina rodzina była najważniejsza. Bliscy, rodzina, przyjaciele. - Czy jego zostanie wampirem to był jakiś bunt? - zapytał znów, wyraźnie czując się bardziej niż na miejscu przy pani Berith, przytulając się do jej nogi. W pełni nieświadomy, że zrobił już dwie z listy trzech wymienionych rzeczy przez Dimę, których próbował mu zakazać. |
|
| Berith
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pon Sty 22, 2024 2:32 pm | |
| Ktoś taki jak Berith, kto miał za sobą cały czas świata i nieskończenie go wiele jeszcze przed sobą, nigdy szczególnie się nie śpieszył. Mogła popijać swoją gorącą herbatę w sposób dystyngowany i damie przystający sposób, dosłownie ślimaczym ruchem dłoni przesuwać filiżankę do ust. Nie zerkała jednostkowo na świat, choćby chodziło o godziny. Dla niej liczyły się tysiące i całe dekady, czasami wieki. Może i Dimitri nabrał od niech tej cechy? A może przez swoją wiekowość nabawił się takiego gorzkiego cynizmu? - Prawda? – spytała Upadła, ponownie rzucając pobieżne spojrzenie po wnętrzu. Było schludne, spokojne, skromne. Żadnych zbytków, żadnych marmurów, niczego ekstrawaganckiego. Ludzkie szczenięcia, która miały tak mało czasu, potrafiły zagospodarować go znacznie lepiej i szybciej. – Miał wielkie możliwości. Gdyby zechciał, ten świat również by się przed nim kłaniał. Odrzucił to. Dla Berith nie istniały żadne traumy, przytłaczające emocje. Jej ludzkie odruchy wyparowały. Nie było jej żal, słysząc o tym, na co skazany został Dimitri. Uznała to za doskonałe hartowanie jego ducha, przyzwyczajenie do okrucieństwa i krwi. Chciała, by przepełniła go zemsta i wściekłość, tylko że to nigdy nie nastąpiło. Był jednym wielkim rozczarowaniem. Księżna uśmiechnęła się. Coś błysnęło w jej oczach, wściekła ognista iskra. - Chętnie Ci pomogę, chłopcze – oznajmiła ciepło. – W usamodzielnieniu się. Uniezależnieniu. Wielka szkoda, byś trafił w równie obskurne miejsce i marnował tak wiele lat – dodała jeszcze wciąż równie ciepło. Widząc tę łasość na czułości, ponownie pogładziła Franklina po włosach. Jak niesforne kociątko, które przypałętało się pod jej nogi. - Został wampirem, bo był słaby – skwitowała. Jakże inaczej to określić, jak nazwać? Zdradził ją wówczas tak dotkliwie… że niemal to poczuła. – Książę Piekieł zniewolony przez byle ziemską wampirzycę. – Księżna pokręciła powoli głową ze smutkiem. – Bał się bronić. Bał się zabić, mimo że miał ku temu dość siły, wolał się poddać… – zawiesiła krótką chwilę głos, szkarłatne oczy zaszkliły się, po marmurowym policzku spłynęła kryształowa kropla – czysta łza. Przymknęła oczy, jak gdyby wstyd jej było tej łzy. – Zawsze, przez wieczność byle egzystować, byle być. Choćby i najnędzniej. Cóż to za życie, Franklinie?
|
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pon Sty 22, 2024 2:56 pm | |
| Franklin sam był raczej kimś, kto szukałby własnej wygody niż władania nad światem czy czymkolwiek innym. Zresztą, był przecież bardzo podobny w tej kwestii do Dimitriego - łatwiej było poddać się kiedy ktoś atakował, łatwiej było nie zabijać, bo sama wizja go przerażała. Wciąż miał mieszane odczucia względem pożywiania się na obcych, ale jednocześnie wizja, w której miałby stracić kontrolę była czymś, do czego nie chciał doprowadzać... - Nie mam zamiaru marnować... To pierwsza rzecz, jaką robimy. Nawet nie do innego mieszkania, a do domu się przeprowadzimy. Będzie więcej miejsca na wszystko - pochwalił się znów, chętnie nastawiając głowę do kolejnej fali czułości. Oczywiście, że zawsze lgnął pierwszy do innych... Chociaż zaraz po tym wbił w nią uważne spojrzenie widząc, że miał dostać więcej informacji na temat wampira. Wyczekiwał ich niczym dziecko na dobranockę. Chciał wiedzieć, chciał... Zaraz nieco posmutniał sam, a pani Berith mogła poczuć jak Franklin bardziej mości się u jej nóg, starając się ją przytulić. Łatwo było zagrać na chłopcu, dla którego rodzina była długi czas na pierwszym miejscu w życiu - w końcu nawet w chwili zagrożenia myślał bardziej o ich bezpieczeństwu niż własnym. - Straszne... - stwierdził, marszcząc brwi lekko na jej słowa. Cóż, nie wyobrażał sobie tego jeszcze - wieczność, na którą się nieświadomie zgodził, była dla jego umysłu czystą abstrakcją. Podniósł na nią wzrok. - Boi się jej wciąż... Że go znajdzie- powiedział nie widząc za bardzo ryzyka w tym, aby wspomnieć o podobnej kwestii księżnej piekła. W końcu była mamą Dimitriego. Zaraz w krótkiej ekscytacji poderwał się bardziej, szeroko uśmiechając. Oparł ręce na udach demonicy, wpatrując się w nią z szerokim uśmiechem. - Jeśli pomożesz mi się uniezależnić to będę mógł się zająć jego mistrzynią, prawda? A wtedy nie będzie się już miał kogo bać... |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pon Sty 22, 2024 4:15 pm | |
| Wyszedł, bo musiał rozchodzić to wszystko, co mu się kłębiło tak w głowie, jak i w sercu, a czego nawet nie potrafił rozplątać – a już na pewno nie w maleńkim mieszkaniu, w którym wszystko pachniało nim, owszem, ale też w znacznej mierze sprawcą całego zamieszania: Franklinem. Przede wszystkim próbował rozchodzić złość na białowłosego i zażenowanie tym, co zostało napisane w imieniu Dimy, a czego n i g d y by nie napisał. Dimitri nigdy nie odzywał się pierwszy do tych, którzy go odrzucili. Był na to zbyt dumny. To nawet nie była kwestia strachu czy obawy, tylko właśnie tej cholernej dumy. Jego matka była pewna, że Dimitri niczego po niej nie odziedziczył poza charakterystycznymi rysami twarzy, ale to nie była prawda. Dima był zbyt dumny na robienie pewnych rzeczy. I nawet – a może właśnie: zwłaszcza – czterysta lat upokorzeń wcale tego nie zmieniło. Chodził po ulicach Northfield i najwyraźniej musiała go otaczać jakaś z daleka wyczuwalna aura nieobliczalności, bo nikt go nie zaczepiał, nawet kiedy nie był już na "swojej dzielni". Dresy uprzejmie milkły na chwilę, kiedy ich mijał, na świadomym poziomie pewnie nawet nie zdając sobie sprawy z tego, dlaczego wypadało przyciszyć trochę rozmowy. I dlaczego lepiej było nie patrzeć we wściekle zielone oczy. Dimitri żałował, że nie zabrał ze sobą słuchawek. Chodzenie po Northfield bez soundtracku odcinającego od innych dźwięków było dodatkowo frustrujące. Ale może też właśnie dlatego był w stanie się zorientować, że ktoś do niego napisał. Dimitri zamarł na chwilę. Trochę jak sarna złapana w światła nadjeżdżającego samochodu, bojąc się sprawdzić, co też Neil mu odpisał na te rewelacje wysłane przez Franklina. Przełknął głośno ślinę i wziął się w garść. Trzeba było zminimalizować szkody. Wyciągnął urządzenie z kieszeni, spodziewając się zobaczyć w tytule "od" imię Neila, a zamiast tego znalazł Franklina. W pierwszym odruchu chciał wiadomość zignorować, ale ostatecznie tego nie zrobił. I bardzo, kurwa, dobrze. Kiedy dotarło do niego, kim mógł być tajemniczy gość w ich domu, Dimitri ruszył sprintem w drogę powrotną. I musiał się pilnować jak diabli, żeby to był sprint w zakresie ludzkich możliwości.
* * *
O żadnych ciastkach nie mogło być mowy. Dimitri nie zatrzymywał się nigdzie po drodze, bo zżerał go niepokój i strach o Franklina. Nie wyczuwał żadnych silnych emocji od swojego podlotka, ale to absolutnie o niczym nie świadczyło. Berith mogła być naprawdę czarująca, kiedy tego chciała. Nawet jeśli właśnie wydawała swoim legionom rozkaz wymarszu na wojnę, robiła to z niesamowitym urokiem. Dima dosłownie wpadł do mieszkania, drzwi aż za nim huknęły, kiedy zatrzasnął je za sobą. Koty nie były zachwycone, ale wampir kompletnie o nich teraz nie myślał. Gdyby był człowiekiem, byłby teraz zdyszany, ale przecież krwiopijcy nie musieli nawet oddychać. Rozejrzał się po mieszkaniu, ale już na pierwszy rzut oka było widać, co nie pasuje do obrazka. Jego matka. Siedząca na fotelu gejmingowym. I głaszcząca białe włosy jego potomka. – Matko. – Powiedział pozornie ze spokojem, po czym podszedł do tej nietypowo usadowionej dwójki. Przyklęknął przed kobietą na jedno kolano, żeby trochę ją zmiękczyć i odwieść od zamiarów, jakiekolwiek by nie były. Bo w to, że były niecne, nie wątpił. |
|
| Berith
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sro Sty 24, 2024 9:55 pm | |
| Bał się. Dimitri bał się zwykłej wampirzycy, jak gdyby mogła być najgorszym, co mogłoby go spotkać. Oczy Berith ponownie błysnęły, szaleńcze piekielny ogniki zawirowały w wyzutych z uczuć ślepiach. Zastygły ogień poruszył się przez chwilę, rozżarzył, jakby ta informacja w jakiś sposób pobudziła go do życia. Albo przynajmniej przyniosła na skraj wstrętnego przepitego cynizmem umysłu okrutne pomysły. - Żeby to osiągnąć, będziesz potrzebował wielkiej potęgi, Franklinie - oznajmiła z powagą Księżna, teraz gładząc wampirzego chłopca po policzku. Przekrzywiła głowę, wpatrywała się w jego jasne oczy tak, jak gdyby chciała przeczytać jego myśli. - Jeśli zechcesz... pomogę Ci. Dam Ci tę potęgę, moc. Nauczę Cię tego, czego Dimitri nigdy by się ze strachu nie ośmielił - zniżała głos do miękkiego obiecującego szeptu, wciąż pieszcząc delikatnie Franklina po twarzy. - Nauczę cię, jak zabijać. Zawiesiła po tym głos. Pełen napięcia, pełen oczekiwania. Wykorzystać chwilę słabości dopiero formującego się pod młotem ostrza. Użyć swoich sztuczek, dosypać garstkę węgla, by ostrze stało się bardziej elastyczne w procesie chłodzenia.
Huk drzwi. Berith nawet nie drgnęła, nie podniosła wzroku. Wciąż patrzyła na Franklina, wciąż tak pięknie gładziła go po policzku z prawdziwą czułością. Dopiero gdy Dimitri dopadł do niej, gdy padł na jedno kolano tuż przed nią. Pokornie zgiął kark. Ale cuchnął strachem. Podejrzliwością. Upadła spojrzała na niego, dłoń gładząca policzek małego wampira przeniosła się teraz na jedną z jego dłoni opartą o jej udo. Delikatnie ułożyła na niej palce, równie delikatnie dokoła dłoni je zacisnęła. Jakby pokrzepiająco, wciąż z równą czułością. - Dimitri - oznajmiła głośno, poważnie. Jedno słowo na powitanie. - Jak się miewasz? - spytała. Z troską. Tak prawdziwą. Jak gdyby naprawdę przejmowała się jego losem. |
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sro Sty 24, 2024 10:37 pm | |
| Przymilił się do dłoni, niemalże od razu, przymykając nieco oczy, zadowolony z podobnych gestów. A skoro ktoś pozwalał mu się przytulać, nie mógł być przecież zły, prawda? Tak jak rodzina, tak jak przyjaciele... Podobne gesty nie były puste, nie w jego głowie. Pokazywały cudzą troskę i dobre intencje. Nawet w swoich słowach mama Dimitriego obiecywała przecież, że będzie mogła mu pomóc. Nawet jeśli była demonem... Starał się wciąż wyłapać ten ukryty gdzieś słodki zapach. Jakby na ułamek sekundy, jakby mógł go wyciągnąć spod całego smrodu. - Tak, chcę... - zawahał się na moment, marszcząc brwi, kiedy usłyszał o zabijaniu. Wyraźnie nie był przekonany do podobnej idei podobnie co jego mistrz - a może właśnie przez niego? Trudno było ocenić, nie wiedząc jak biernym był Franklin w sytuacjach zagrożenia. Nie stawiał się, nie podejmował walki, raczej martwiąc się cudzym losem niż swoim własnym. Raczej... Przesunął wzrok na Dimitriego, kiedy ten znalazł się w mieszkaniu, wręcz od razu się rozpromieniając na jego widok, jakby nie usłyszał przed chwilą propozycji nauczenia zabijania. Jeśli miałby się nad tym zastanawiać... z czasem zabije. Ta wizja wydawała mu się przerażająca, gdyby rzucił się na kogoś w szale, gdyby... - Jakie kupiłeś ciastka? - dopytał, niemalże będąc gotowym do podejścia do Dimitriego, wypomnieniu mu, żeby go nie zostawiał więcej, bo dopiero też teraz poczuł jak duży ciężar z niego spadł, kiedy z tyłu głowy czaiła się myśl, że przecież Dimitri nie musiał do niego wracać... Nie odsunął się od pani Berith tylko przez to, że ścisnęła łagodnie jego dłoń. Nieco zniżył się, kierując z policzkiem znów na jej kolana, przytulając się na powrót do jej policzka. Wydawał się być zadowolony, beztrosko nieświadomy, że mógł wkładać głowę w paszczę lwicy, a ta mogłaby się zatrzasnąć w każdej chwili. - Dlaczego klęczysz..? - dopytał, jakby dopiero teraz do niego dotarło, co pierwsze po wejściu zrobił Dimitri. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sro Sty 24, 2024 11:03 pm | |
| Nie byłby w stanie nikomu opisać, jak bardzo zmroził go widok jego własnej matki czule gładzącej po włosach Franklina. Jeśli ktokolwiek wiedział, jak niebezpieczna i manipulująca mogła być Berith, to był to właśnie Dimitri. Doskonale wiedział, jaka była upadła anielica, nijak to nie potrafiło jednak sprawić, że przestałby ją darzyć jakimś... uczuciem. Niesprecyzowanym i pełnym tęsknoty, z całą pewnością toksycznym uczuciem. Miał teraz jednak dość wyraźnie w głowie pewną świadomość. Jeśli Berith skrzywdzi jego potomka, nigdy jej tego nie wybaczy. Gdyby o tym usłyszała, zapewne tylko roześmiałaby się perliście. Albo obdarzyła go kompletnie obojętnym spojrzeniem i zapytała, jakie to ma niby dla niej znaczenie. Może nie miało żadnego. Ale Dimitri wiedział, że wówczas coś by w nim pękło i po prostu by ją zabił, choćby to miała być ostatnia rzecz w jego życiu. Tymczasem jednak wampir przywdział na twarz uprzejmą, pustą maskę, mimo że jego serce zdecydowanie biło szybciej niż zazwyczaj. – Fantastycznie. Interes kwitnie – odpowiedział grzecznie, kątem oka obserwując, jak upierścieniona dłoń przesuwa się na bladą dłoń Franklina. – A co u ciebie... matko? – odwzajemnił się pytaniem, mimo że kompletnie go to nie interesowało. Nie doceniał piekielnych intryg, które snuła Berith, bo tkanie sieci manipulacji zupełnie nie leżało w jego naturze. A wieści z piekła... Przecież nawet go nie dotyczyły. Zaraz jak tylko usłyszał pytanie o ciastka, spojrzał na białowłosego kompletnie nierozumiejącym spojrzeniem. Jakie znowu ciastka? Miał kupić jakieś ciastka? Na wszystkich przeklętych, po co? Mrugnął przeciągle, kiedy przypomniało mu się, że faktycznie, w smsie było coś o ciastkach. Może nawet zaśmiałby się z tego, gdyby nie lepkie odczucie niepokoju, które ściskało mu serce. Wcale nie było mu teraz do śmiechu. – Nie kupiłem ciastek – odpowiedział tym wypranym z emocji głosem. Chciał znów skierować swoje spojrzenie na Berith, ale wtedy padło kolejne pytanie, i tu już Dimitri nie był pewien, co powinien odpowiedzieć. Żeby moja matka cię nie zabiła brzmiało jakoś zbyt bezpośrednio i mogło tylko wkurzyć demonicę. Po chwili namysłu spojrzał w szkarłatne oczy kobiety i patrząc w nie, odpowiedział Franklinowi. – Bo w obecności Księżnej Piekieł należy uklęknąć – powiedział gładko, a potem położył własną dłoń na dłoni upadłej. – To wyraz szacunku. |
|
| Berith
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pon Sty 29, 2024 11:50 pm | |
| Interes kwitł. Tak jak i Księżna w tej sytuacji. Napawała się w milczeniu tym słodkim strachem, który kiełkował właśnie w sercu syna. Zapuszczał w nim korzenie niepokój, tak jak te jego nędzne kwiaty w doniczkach. Czego mogła chcieć? Od niego, od Franklina? Jak mogłaby zechcieć wykorzystać naiwnego chłopca, w swoich celach? A może nie miała żadnych? Nie, ta ostatnia myśl nigdy nie przeszłaby mu przez umysł, była zbyt nierealna. Berith na wszystko i zawsze patrzyła w perspektywie przyszłych zysków. Te czułe gesty wystosowane w stronę młodego wampira, ten łagodny wyraz twarzy. Wszystko było piękną maską, pod którą kryła się niepoznana i może nawet jeszcze niezaplanowana do końca intryga. - Kwitnie niczym kwiaty - oznajmiła Upadła, patrzyła przy tym Dimitriemu prosto w oczy. Delikatny uśmiech, ale w oczach tkwiła piekielna otchłań pełna płomieni. - Cieszy mnie Twoja rosnąca ambicja - dodała jeszcze, wciąż używając przy tym tego samego ciepłego i troskliwego tonu. Zapragnęła niemal, by Dimitri był wobec niej bezczelny. Podły. By nie okazywał szacunku. Wówczas mogłaby odegrać piękną scenę dla jednego aktora, monolog skrzywdzonej słowem matki. - Doskonale. Dziękuję, że pytasz. Pozyskałam niedawno nowe aktywa. Są bardzo obiecujące. Nie wdawała się w szczegóły. Żadna. Ani czy chodziło o politykę w kręgach Piekła, czy chodziło o ziemskie interesy czy w ogóle o niego samego. To mogło oznaczać równie dobrze wszystko, co i nic. Ciastka? Berith napiła się herbaty, a palce które spoczywały na dłoni Franklina, pogładziły delikatnie skórę. - Wielka szkoda - oznajmiła Księżna. Wielka szkoda z powodu braku ciastek. Oczywiście. - Do herbaty nic nie pasuje lepiej niż ludzkie herbatniki. Wciąż patrzyła na Dimitriego. Gdy położył dłoń na jej dłoni, gdy nagle przypominał sobie o etykiecie. Teraz padał przed nią na kolano, bo mogła zacisnąć szpony na czymś, na czym mu zależało. To nie był szacunek. To był strach. - Wybacz tę niezapowiedzianą wizytę. Wcale nie pobrzmiewała skruchą. Ani trochę. |
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Wto Sty 30, 2024 10:37 am | |
| - Ja kupię następnym razem! - zapowiedział się odnośnie ciastek z szerokim uśmiechem, jakby nie tylko miało to rzeczywiście ważne znaczenie, ale i miał być kolejny raz w kwestii wizyty pani Berith. Nie można było przecież winić Franklina, który był duszą towarzystwa. Możliwe, że cieszyła go sama wizja goszczenia kogoś... - Och... Przepraszam... Ja też powinienem? - zapytał, zupełnie ignorując fakt, że przecież przez większość wizyty mamy Dimitriego już i tak siedział u jej stóp, chętnie przyjmując nie tylko jej słowa, ale i czułe gesty. Już i tak zachowywał się jak grzeczny szczeniaczek. Zerkał na jedno, to na drugie, jakby rozumiał że coś miało miejsce, ale nie do końca był w stanie zrozumieć co... A chociażby ani Dimitri, ani pani Berith nie chcieli zagłębiać się we własne interesy, na ich nieszczęście, przy nogach Księżnej Piekieł znajdywał się wścibski i ciekawski podlotek. - Jakie aktywa? - zapytał, wpatrując się z czystym zainteresowaniem w kobietę, bo Dimitri wyraźnie nie wiedział jak podtrzymać rozmowę z własną matką, aby zapytać jak czuła się w pracy... - O, jak dasz mi znać to sam kupię ciastka następnym razem! I na pewno będą. Albo... Może coś upiekę? W sumie i tak mam czas, mogę się trochę poduczyć... - stwierdził, szukając zaraz po kieszeni telefonu, orientując się, że go zostawił... Gdzieś. W kuchni? Na łóżko? Rozejrzał się czy nie było go gdzieś na podłodze. - Chciałem, żebyś wpisała mi swój num... Korzystasz właściwie z telefonu? - zadał kolejne pytanie, bo w gruncie rzeczy... Nie byłoby to ponad demonicą? Korzystanie z podobnych urządzeń? - Byłoby łatwiej z telefonem, jak chcesz mnie uczyć... O, mogę ci pokazać jak działają komórki jak potrzebujesz - zaoferował się, nie zdradzając na głos, czego właściwie nauki otrzymał ofertę - choć trudno było określić czy celowo ugryzł się w język przy Dimitrim, czy jego uwaga została rozproszona. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Wto Sty 30, 2024 12:12 pm | |
| Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wystarczyło najmniejsze potknięcie, by tę względną równowagę trwającą w tej chwili zburzyć bezpowrotnie. Wystarczył jeden mały pretekst, by upadła anielica tak po prostu zmieniła jego potomka w kupkę popiołu, a on nie zdążyłby temu zapobiec, mimo że był tak blisko. Nie miał takiej mocy, która mogłaby powstrzymać jego matkę przed skrzywdzeniem Franklina. Mógł tylko grać w tę grę pozorów. Dimitri skinął głową uprzejmie, jakby w podziękowaniu za dobre słowo, którym matka pochwaliła jego ambicję. – To zasługa Franklina – powiedział bardzo poważnie, tylko odrobinę naginając prawdę. Ambicja wzrosła wcześniej, ale to potępiające spojrzenie białowłosego wędrujące po klaustrofobicznie małym mieszkaniu pchało go jeszcze bardziej do przodu. To ze względu na niego chciał rozwinąć maleńką firmę jeszcze bardziej, jeszcze szybciej – by zapewnić mu godne warunki. By dać mu namiastkę domu. – Nie wiem, co bym zrobił bez niego – kontynuował tę rozmowę z drugim dnem, dając Berith wyraźnie do zrozumienia, że jeśli tylko Franklinowi coś się stanie, ambicja natychmiast zniknie, tak, jakby jej nigdy w Dimitrim nie było. Położył dłoń na głowie Franklina i zmierzwił mu włosy, ale w ogóle przy tym na niego nie patrzył. – Nie wiedziałeś, że tak trzeba. Moja matka nie jest małostkowa, jestem pewien, że wybaczy ci to uchybienie w etykiecie – powiedział spokojnie, wpatrując się w szkarłatne tęczówki księżnej. Cały stężał w środku jeszcze bardziej, kiedy usłyszał o aktywach. Był pewien, że Berith miała na myśli jego pisklę. Wszystko w nim krzyczało, by ją teraz skrzywdzić, wypędzić, zranić – wszystko po to, by nie uważała ich za łatwy cel. Ale przecież tym właśnie byli. Franklin przez swoją łatwowierność, którą demonica bezczelnie wykorzystywała, a Dimitri przez hamujące go uczucia względem matki. – Ja też pozyskałem pewne aktywa – powiedział w końcu po chwili milczenia i zabrał w końcu rękę z dłoni kobiety. – Byłbym bardzo zły, gdyby ktoś mi je odebrał, mam nadzieję, że ty do swoich nie przywiązujesz się tak bardzo – dokończył gładko i objął Franklina w pasie, czego właściwie chyba nigdy wcześniej nie zrobił bez wyraźnego zaproszenia białowłosego do kontaktu fizycznego. Już samo to mogło budzić jego czujność. W końcu spojrzał na swojego podlotka, bo zaczynał pleść trzy po trzy. O ciastkach, o telefonie... Tak boleśnie nieświadom, że nie powinien robić żadnej z tych rzeczy. Zaczął wstawać z klęczek i pociągnął białowłosego ze sobą, jak najdalej od Berith i nie zważając na ewentualne protesty. – Nie będziecie się niczego razem uczyć. Żadne z was nie ma na to czasu – powiedział dobitnie. Nie wiedział, czego upadła chciała uczyć Franklina, ale wiedział, że nie było to nic dobrego. Chciał to wszystko stłumić w zalążku. – Ale na następną wizytę jak najbardziej możemy przygotować ciastka – dodał już nieco łagodniej, nawet uśmiechając się do matki, mimo że ten blady uśmiech nawet nie sięgnął oczu. – O ile dasz nam znać z wyprzedzeniem. Przecież wiesz, że my ich nie jadamy. |
|
| Berith
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pon Lut 12, 2024 10:16 am | |
| - Nie, słońce, jesteś młody. Młodości wybacza się wiele grzechów – odparła Księżna. Nie odniosła się do swojego domniemanego braku małostkowości. Bo to było kłamstwo. Nikt nie był tak małostkowy i pamiętliwy, co Księżna Berith. Za mniejsze uchybienia potrafiła mordować i skazywać na męki, jej małostkowe zemsty potrafiły ciągnąć się przez całe dekady czy wieki. Księżna nie była łaskawa, unosiła się pychą i pamiętała złe. Jakie aktywa? Na pytanie Franklina Upadła uśmiechnęła się lekko. Właśnie na nie patrzyła. Tak ślicznie skulone u jej stóp, tak przymilające się i szukające ciepłoty jej dotyku – cóż z tego, że ten dotyk mógłby go spopielić i zniszczyć? Jedna iskra skacząca między palcami, drobny płomień przeskakujący z dłoni na dłoń. - Pewnego dnia ci opowiem – oznajmiła tonem pełnym obietnicy. – Cóż mogłaby cię teraz obchodzić piekielna polityka? Niewiele z Piekłem akurat te konkretne miały wspólnego, lecz cóż za różnica? I tak jeszcze nie wiedziała, w jaki sposób mogłaby wykorzystać Franklina. Co z nim zrobić, jak zagrać jego figurą na planszy. Dimitri tylko niepotrzebnie się odsłonił, gdy tak objął małego jasnowłosego chłopca, gdy patrzył Berith w oczy w z taką mocą. Jakby już teraz jakaś część w nim chciała wymazać jej istnienie na popiół i piach. Skoro tak wiele znaczył dla Dimitriego, cóż więc Dimitri byłby gotów zrobić, aby go chronić? Księżna przekrzywiła lekko głowę, lecz już nie odpowiedziała. Nijak nie zareagowała również, gdy Dimitri postanowił odciągnąć wampirze szczenię od niej, łaskawie wypuściła spomiędzy palców jego dłoń. Patrzyła chwilę na tę scenę i napiła się herbaty po raz kolejny. I ostatni już. Kubek był pusty. Powietrze w pomieszczeniu znowu wypełniło się gryzącym smrodem siarki, a tuż u boku Berith pojawiła się wysoka smukła kobieta. Miała oliwkową cerę i bestialsko ogoloną na łyso głowę. Przyklęknęła na jedno kolano, unosząc nad głowę kaszmirową czerwoną poduszkę, na której leżały dwa drobne przedmioty. Telefon i mały woreczek z lśniącego czarnego jedwabiu. Księżna podniosła się ze swojego krzesła, pusty kubek odstawiła na biurko i finalnie podniosła oba przedmioty z poduszki. - Oczywiście, że potrafię się posługiwać telefonem. Niemniej tam gdzie bywam, zwykle nie ma zasięgu – oznajmiła i roześmiała się perliście, słodko. Dźwięk dzwonków i harfy anielskiej. Nie zważając na nic podeszła do nich obu i wyciągnęła odblokowany już telefon w stronę Franklina. – Zapisz swój numer, chłopcze. Z pewnością wspólnie znajdziemy dogodny dla nas obojga termin i czas. Woreczek zaś nadal trzymała w dłoni. Czekała grzecznie, patrząc z uśmiechem tylko na Franklina.
|
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sro Lut 14, 2024 10:58 pm | |
| Czuł, że coś było nie w porządku - ale nie potrafił wskazać, co dokładnie odbiegało od stanu, który powinien mieć miejsce. Co dokładnie się działo, dlaczego... Zmarszczył brwi, zaraz spoglądając pytająco na Dimitriego słysząc o tym, że to była jego zasługa. O czym on właściwie mówił? O ambicji..? Nie wspominał wcześniej sam, że chciał pracować nad biznesem? Nie do końca rozumiał.. Tym bardziej, że Dimitri nawet na niego nie patrzył. Nie rozumiał, nie był w stanie pojąć, co dokładnie w tej chwili miało miejsce. Może po prostu powinien się nie skupiać na tym, co tak bardzo wydawało mu się... nie być w porządku? Zachowanie zarówno mistrza, które odbiegało od standardowego - zupełnie jakby gdzieś było zagrożenie, jakby... - Piekielna polityka? Och... to... w sumie tak, to ma sens... - powiedział, na moment nawet przymykając oczy, jakby chciał udać się w drzemkę - a może za bardzo się po prostu rozluźnił? W końcu trudno było powiedzieć, aby cokolwiek mu w tej chwili zagrażało - nawet jeśli w rzeczywistości po prostu nie dostrzegał w jak ogromnym zagrożeniu się znajdywał. Poczuł pociągnięcie, nie stawiając oporu. Raczej spojrzał ponownie na Dimitriego z wymalowanym na twarzy pytaniem. Mówił dopiero co o aktywach, a teraz o tym, że nie mieli czasu, jakby... Zawahał się. Czy ta cała sytuacja, to całe... - Hej, ja nie jestem... - zawahał się, bo co jeśli to nie było o nim? O tych całych aktywach? Przesunął wzrokiem znów po starszym wampirze, który go trzymał przy sobie, a po tym z powrotem na jego matkę. Nie rozumiał zupełnie... Ale poczuł już po chwili nieprzyjemny smród zgniłych jaj, ale już po tym wbił spojrzenie w sylwetkę, która się ukazała. - Mam przecież czas... nawet więcej niż bym chciał. Tak trochę... wieczność? - powiedział, choć cicho z wyraźnym pytaniem w głosie - choć bardziej pytanie dotyczyło takiego, a nie innego zachowania starszego. W końcu, dlaczego on... A choć się nie wyrywał, to dłonie po telefon wyciągnął, żeby wpisać swój numer. Wciąż nie rozumiał o czym mówił Dimitri - w końcu miał więcej niż mnóstwo czasu, nawet jeśli tylko nocą. Pracował, to fakt, miał sporo kwestii potrzebujących zorganizowania na nowo, ale nie oznaczało to, że nie miał czasu. Wręcz przeciwnie! - Jasne... em... zostawiłem telefon w kuchni... Ale nawet jeśli mi wyślesz jakąś emotkę czy coś to zapiszę - powiedział, a po oddaniu telefonu ułożył jedną rękę na obejmującym go ramieniu, jakby miał wrażenie, że to Dimitri potrzebował w tej chwili uspokojenia i wsparcia. W końcu to nie on był w niebezpieczeństwie - przynajmniej Franklin nie czuł, aby miał być w podobnym. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pon Lut 19, 2024 7:39 pm | |
| Oboje doskonale wiedzieli, że zarzucania księżnej braku małostkowości było absolutnym kłamstwem, a jednak i tak to powiedział – cały czas niespokojny, obawiający się o swoje pisklę. Bojący się, że jego nieprzewidywalna matka mogłaby skrzywdzić Franklina nawet za małe potknięcie w etykiecie, mimo że dopiero co sama go głaskała i kusiła tak, jak tylko upadły anioł potrafił: tak, by ofiara nawet nie podejrzewała, że właśnie wpada w zastawione przez demona sidła. A Franklin wpadał po same uszy. Kompletnie nie wyłapał, że coś jest nie tak. Zarówno Dimitri, jak i białowłosy byli boleśnie wręcz świadomi, jak wiele czasu miał teraz Franklin, a jednak chłopak się z tym nadmiarem czasu tak po prostu sprzedał, wbrew słowom Dimy. Wampir poczuł ściskanie w sercu. Chłopak nie miał pojęcia o polityce nieśmiertelnych czy przekazywaniu sobie bez słów ostrzeżeń, co z jednej strony było bardzo krzepiące, bo oznaczało, że po prostu nie potrzebował w swoim życiu tej umiejętności, którą jego mistrz szkolił przez kilka wieków. A z drugiej – było to wręcz tragikomiczne w tej sytuacji. Patrzył jakby gdzieś spoza własnego ciała na to, jak Berith przywołuje sługusa ze swoim telefonem i na to, jak Franklin beztrosko wpisuje jej swój numer telefonu. Był bezradny. Kompletnie bezsilny. Po raz kolejny. Mimowolnie zacisnął dłonie – lewą, wolną w pięść, a prawą mocniej na boku chłopaka. Nie mógł tak po prostu powiedzieć swojemu potomkowi, by tego nie robił, bo nie chciał ryzykować, że otwarcie obrazi swoją matkę. Dimitri mógłby znieść karę, ale obawiał się, że tym razem kara dotyczyłaby białowłosego, a tego już by nie zniósł. Przeklęta Berith. Po stokroć przeklęta! W swoim spanikowanym umyśle doszedł tylko do jednego wniosku: kiedy tylko upadła się stąd wyniesie, będzie musiał Franklinowi wszystko dobitnie wyjaśnić. I zabronić kontaktowania się z Berith. Nawet jeśli białowłosy się za to śmiertelnie obrazi. – A propos piekielnej polityki – powiedział w końcu wypranym z emocji głosem. – Nie musisz już wracać? |
|
| Berith
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Wto Lut 27, 2024 11:12 am | |
| Księżna patrzyła, jak Franklin wpisuje swój numer do jej telefonu. Zerknęła przy tym szybko na Dimę, posłała swojemu wampirzemu potomkowi spojrzenie wypełnione jadowitym tryumfem. Gdy Franklin wyciągnął do niej dłoń, by oddać jej telefon, wsunęła mu w dłoń aksamitny woreczek, gdy zabrała już urządzenie. W woreczku znajdowało się kilka okrągłych zimnych... kamyków? Szklanych kulek? - Jeśli nie odpowiem technologią, rozbij jedną z nich i wymów moje imię - powiedziała cichym szeptem. Nie zdradzała już niczego więcej, niczego więcej nie dodawała. Zamiast tego odwróciła się już tyłem do ich dwójki i postąpiła kilka wolnych i drobnych kroków, w międzyczasie faktycznie wysyłając krótką wiadomość na wpisany numer. Po tym odłożyła telefon na poduszkę w dłoniach służebnego demona. Odwróciła się szybko, srebrzyste loki niczym w zwolnionym filmie zafalowały lekko w powietrzu. - Ja też mam całą wieczność tego świata, synu - odparła Berith na to bezpardonowe wyproszenie. Zimna iskra przeskoczyła w jej oczach, uśmiech nabrał ostrzejszego wyrazu. - Mam nadzieję, że pamiętasz jeszcze moje nauki. Że pamiętasz, czym jest prawdziwa polityka. Czy pamiętasz, słodki chłopcze, co znaczą drobne morderstwa? Czy pamiętasz, jak się snuje intrygi, jak się chroni to co najcenniejsze podstępem i kłamstwem? Czy pamiętasz, że twoja matka jest równie bezwzględna, co i stara? Po tych słowach uniosła wolną już dłoń, przymknęła oczy. Dłoń wykonała miękki gest pożegnania, powietrze przeszył smród siarki. A Berith - tak jak i jej klęczący sługa - rozwiali się w kłębach czarnego dymu. I jedynym świadectwem jej obecności był pusty kubek i woreczek pełen czarnych kryształowych kulek w dłoni Franklina.
zt - Berith |
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Wto Lut 27, 2024 1:59 pm | |
| Czuł, że coś było nie tak - ale nie rozumiał w najmniejszym stopniu, co dokładnie. Cóż, kwestia informacji o tym, że mama Dimitriego żyła... Z łatwością zrzucił na jego brak pamięci do tego, o czym opowiadał. A Franklinowi nawet nie przeszło przez myśl, żeby zapytać o coś takiego. Nie rozumiał jednak w najmniejszym stopniu, dlaczego jego mistrz był... Tak spięty? Nagle zachowywał się zupełnie inaczej? Dlaczego kłamał? Dlaczego... Zetknął w stronę czerwonowłosego czując jak ten go przyciągnął, ale nie na długo, bo zaraz zamiast telefonu w jego dłoni znalazł się nowy interesujący przedmiot. Franklin wręcz od razu otworzył woreczek, przyglądając się kulkom, a w jego głowie oprócz oczywistego pytania co to i jak działa pojawiły się też i inne. Czy były w stanie przywołać kogoś innego z piekła? Dowolną duszę, albo demona? Czy to służyło tylko do kontaktu, do sygnalizowania..? Nie zadał jednak żadnego pytania, ani też nie zareagował na dźwięk powiadomienia o dostaniu wiadomości na telefon, który jasno znajdywał się w kuchni. Przynajmniej można było wywnioskować to po tym, skąd dotarł dźwięk. A chwilę później już zostali sami. Franklin się nie wyrywał, wciąż będąc przekonanym, że to Dimitri potrzebował w tej chwili się przytulić - choć miał coraz większe podejrzenie, że to była po prostu próba odciągnięcia go od Berith, której powodu nie rozumiał... Nic dziwnego, że wpatrywał się pytająco w wampira, nie odzywając się jednak, jakby chcąc dać mu samemu szansę na wytłumaczenie... Się? W końcu nawet nie do końca wiedział, o co zapytać. A raczej wiedział, ale tych pytań roiło się zbyt dużo. Czego się bał? Bał się? Własnej matki? Dlaczego by miał? Nie wydawała się być... Nie, nie był pewny czy nie wydawałaby się zrobić krzywdy, ale na pewno nie wydawała się chcieć wyrządzić takowej tu i teraz. Może nieco bardziej z początku... Choć jakby przeczuwając, że nowa magiczna zabawka może zostać mu odebrana, zamknął woreczek ze szklanymi koralikami, czy czymkolwiek były kulki w środku, chowając go do kieszeni spodni. Zupełnie jakby to miało zapobiec odebrania. - Więc..? - rzucił cicho, wciąż ani się nie odsuwając, ani nie wyrywając. Chociaż było po nim widać, że jeśli Dimitri sam nie zacznie tłumaczyć, zostanie zalany pytaniami. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Wto Lut 27, 2024 6:43 pm | |
| Wiedział – przynajmniej mniej więcej – co właśnie Berith podarowała Franklinowi. Jemu nigdy nie podarowała czegoś tak ważnego. Dla niej był plamą na honorze, którą zostawiła do zmazania ojcu – w ten czy inny sposób, co, rzecz jasna, wcale się nie udało. A potem na setki lat przestał dla niej istnieć, kiedy został wampirem. Co gorsza – słabym, niepotrafiącym się usamodzielnić wampirem skazanym na wieczność jako zabawka swojej mistrzyni. Jakże inaczej mogłoby wyglądać jego życie, gdyby posiadał choć jedną taką kulkę – i gdyby jego matka rzeczywiście przybyła na wezwanie. Czuł gorycz i złość, których nijak nie mógł teraz z siebie wyrzucić, z obawy, że nieobliczalna, dumna księżna Piekieł skrzywdzi jego własnego potomka. Znów był zasadniczo bezsilny. I to go złościło chyba najbardziej. Z tego wszystkiego nie zauważył nawet, że mocniej zaciska ramię wokół białowłosego – zwłaszcza po ostatnim komentarzu Berith, który zmroził go na chwilę. Oczywiście, że pamiętał jej nauki. Tym bardziej, że jego stwórczyni praktykowała dokładnie tę samą politykę, tylko jeszcze bardziej bezlitosną, bo w przeciwieństwie do upadłej anielicy jeszcze się nie znudziła własnym okrucieństwem. Stał w idealnym bezruchu, nie oddychając, i wpatrywał się w przestrzeń przed sobą, w miejsce, w którym przed chwilą zniknęła jego matka w oparach dymu i siarki, ale zupełnie jakby widział w tym miejscu coś innego. Trwał tak przez niewyobrażalnie długi moment i zdawać by się mogło, że byłby w stanie tak tkwić i cały dzień, nawet tego nie zauważając. Dopiero ciche pytanie z ust Franklina przywołało go do tu i teraz. Powoli zaczerpnął tchu i mrugnął, jak woskowa figura nagle nabierająca życia, i spojrzał w dół, na swojego podlotka. – Więc właśnie poznałeś moją matkę – stwierdził na początek rzecz oczywistą. Przestał obejmować białowłosego i odwrócił się do niego tyłem, zmierzając do komputera, jakby nie było w tej chwili nic ważniejszego, niż sprawdzenie powiadomień na discordzie. – Jest niebezpieczna. I na pewno będzie chciała cię użyć do kontrolowania mnie. Nie daj się zwieść tej milutkiej otoczce, jaką ci dzisiaj pokazała. – Dimitri obejrzał się przez ramię. Miał bardzo smutną minę. – Zabraniam ci się z nią kontaktować – rzucił rozkazem. Widać było, że nie robi tego dla własnego widzimisię, ale cóż z tego, skoro i tak to zrobił?
|
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Wto Lut 27, 2024 8:39 pm | |
| Franklin z kolei niczego nie rozumiał, zupełnie. Rozumiał gdzieś tam w głowie, że nie każdy miał dobre relacje z rodzicami - nawet jeśli sytuacja księżnej Berith i Dimitriego w niczym nawet się nie zbliżała do tych ludzkich, do sytuacji niektórych znajomych chłopaka. A jednak ta myśl nie do końca w nim świtała, jak źle mogłoby być, gdyby w jakiś sposób uraził demonicę, zanim Dimitri jeszcze się znalazł w tym miejscu. Nie docierało do niego jak poważna była sytuacja. Może nieco bardziej docierało, widząc jak wampir się wyłączył - jak był nieobecny, jak... - Serio? Nie domyśliłbym się... - rzucił, marszcząc brwi na pierwsze słowa, obserwując jak ten po prostu wracał do komputera. Chociaż miał utrudnione zadanie, kiedy białowłosy zajął fotel przed nim, jakby chcąc go powstrzymać przed zajęciem się w pełni komputerem. Niczym niesforny kot domagający się uwagi, ale jednocześnie zdenerwowany na właściciela, bo w końcu usłyszał ten cholerny rozkaz. Dlaczego? Teraz? Reprymenda na co ma, a na co nie ma uważać? - Nie zrobiłeś tego właśnie... Cofnij to! - zażądał zaraz, nawet jeśli nawet nie zastanawiał się za bardzo nad tym po co miałby się kontaktować z Berith. Możliwe, że samo istnienie podobnego rozkazu go denerwowało. - Co myślisz, że to da? Weszła jak do siebie, pewnie nie pierwszy raz skoro wie gdzie mieszkasz i pytała od razu o ciebie. Skoro jest taka niebezpieczna to co, myślisz że zabronienie mi się kontaktowania z nią wystarczy? Że jak się ona do mnie odezwie, a ja nie będę mógł to to będzie bezpieczne, no tak, tym bardziej że wyraźnie wie, gdzie ty mieszkasz, więc w razie czego adres i tak zna. Ale luz, ignorowanie stanu faktycznego doskonale działa na rozwiązywanie problemów - żachnął się, wypluwając wszystko niemalże w potoku słów. Był zły, możliwe że nawet bardziej niż powinien, jednocześnie zupełnie ignorując fakt, że właśnie przyganiał Dimitriemu jak kocioł garncowi w kwestii wygodnego ignorowania kwestii, którymi nie chciał się w danej chwili zajmować. Czy on sam tego nie robił, starając się nie myśleć o tym jak wywróciło się jego życie? |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Pon Mar 04, 2024 11:57 pm | |
| Był zbyt poruszony tym, co się mogło stać, kiedy go nie było, by wracać do tak nieistotnych kwestii, jak wtrącanie się w jego życie prywatne czy żeby się obrażać za jakiekolwiek oskarżenia pod jego własnym adresem. Automatycznie sprawdził na komputerze, czy Damien do niego nie pisał, a potem odwrócił się i zaczął nerwowo chodzić po mieszkaniu. Zwłaszcza w takich sytuacjach było tu strasznie mało miejsca. – Nie cofnę – powiedział stanowczo. Zwykle dało się z nim negocjować, ale tym razem w jego głosie pojawiła się jakaś twarda, stalowa nuta, świadcząca o tym, że wampir zdania nie zmieni. – Kiedy moja matka się do ciebie odezwie, możesz jej odpisać, bo rzeczywiście, zignorowanie jej to proszenie się o kłopoty. Ale sam z siebie masz się z nią nie kontaktować. W oczach świata nadprzyrodzonego jesteś mniej niż noworodkiem – kontynuował trochę łagodniej, wciąż i wciąż przemierzając tę niewielką przestrzeń w pokoju. – A ona jest stara. Starsza niż świat. Jest przebiegła. Jest... – zawahał się na chwilę i aż nawet przystanął. Spojrzał wprost w niebieskie oczy Franklina. Tak czyste, tak niewinne. Tak... naiwne. – Ona jest po prostu zła. Rozumiesz? Ona nie jest jakimś tam demonem. Ona jest upadłym aniołem. Rozumiesz, co to znaczy? – dopytywał. I kiedy tak dopytywał, podchodził bliżej białowłosego, aż w końcu przykucnął przed siedzącym na fotelu podlotkiem, zaciskając kurczowo palce na poręczach mebla. – To znaczy, że nawet miłosierny Bóg jej nie chciał, że po prostu wykopał ją z Nieba. Bez wahania użyje ciebie do jakichkolwiek celów, jakie uzna za stosowne.
|
|
| Null.
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Sro Mar 06, 2024 6:39 pm | |
| Wpatrywał się w niego uparcie, jakby to spojrzenie miało w jakiś sposób zmusić wampira do cofnięcia zakazu. Oczywiście, że był wściekły i obrażony, i nie miał zamiaru zostawiać tej kwestii samej sobie. - A jeśli coś się stanie? Zresztą, nie pouczaj mnie o kłopotach, skoro to stanowczo twoje znajomości mogą bardziej zagrozić, i to szczególnie te o których mi nie mówisz. Więc cofnij to, bo to w niczym nie pomoże! - powiedział znów, sięgając zaraz po woreczek, który demonica za sobą zostawiła, choć wcale nie zbliżał ręki do starszego z nim, jakby w obawie że Dimitri mógłby spróbować zabrać mu... nowy nabytek. Bo sam Franklin nawet do końca nie wiedział, czym to dokładnie było. Chociaż rozumiał, że mogło być przydatne. - Kto jest większym zagrożeniem? Twoja mistrzyni, jeśli się pojawi czy twoja matka? Bo jak rozumiem, dostałem właśnie coś, co w razie pojawienia się starej wiedźmy, mogłoby mi pomóc. I znaleźć się na miejscu szybciej od ciebie - powiedział, potrząsając woreczkiem, choć wyraźnie wychodził jego natura szukania praktycznych rozwiązań, nawet jeśli nie rozważał, że za podobną pomoc cena mogła być czymś, czego sobie nie wyobrażał. I może to była kwestia, której sobie nie wyobrażał. To, że matka mogłaby być zła - to, że ktoś kto momentami pachniał tak słodko, i przecież ktoś kto był miły, mógłby być zły w abstrakcyjny dla niego sposób. Nie zły, bo kopnął psa - zły, bo jednym ruchem spopielił psa żywcem. Zły, okrutny? Bezwzględny? Mimo ogromnej wyobraźni i dozy zawierzania na słowo, to do niego nie docierało. - Wiem czym są upadłe anioły - powiedział marszcząc brwi, widząc jak Dimitri uspokoił się w kwestii chodzenia po mieszkaniu, zbliżając się do niego zamiast tego. - Sprzeciwiły się bogu, zostały wykopane z nieba, wielkie mi halo - powiedział, może też przez fakt, że akurat wiara w wielu aspektach kłóciła się chociażby z jego wierzeniami w nadnaturalne istoty. Nie miał do końca ani chwili, ani impulsu, aby zastanowić się nad własnymi poglądami na całą kwestię boga czy innych aspektów religijnych, poza faktem że zawsze podważał jego istnienie - lub po prostu zgadzał się z tym, że gdzieś tam sobie istnieje, ale nie ingeruje w nic. - Powiedziałbym, że nie pierwsza i nie ostatnia losowa decyzja tego miłosiernego boga. I jaki jest twój plan na to, żeby mnie do niczego nie użyła? Chować tutaj pod łóżkiem i udawać, że mnie nie ma czy co dokładnie? - powiedział znów, niemalże całym się pusząc ze złości. Było widać po nim, że nie miał zamiaru odpuszczać. - Och, czekaj, nie wyszło. Zresztą, gdyby chciała mi coś zrobić, a skoro mówisz, że jest tak potężna to chyba by już coś mi zrobiła? |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy Wto Mar 12, 2024 10:48 pm | |
| Otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale zaraz je zamknął i tylko pokręcił głową. Franklin nie rozumiał. Nie rozumiał, że pewnych rzeczy nie mówi się od razu i hurtem, żeby nie przytłoczyć kogoś, kto i tak miał nadmiar przytłaczających bodźców na głowie. Już nie mówiąc o tym, że gdyby mógł białowłosemu pokazać zdjęcia tych całych zagrażających znajomości, to zrobiłby to bez chwili wahania – ale przecież takie zdjęcia nie istniały. A w każdym razie Dimitri nie był w ich posiadaniu. A co komu po opisie, choćby i najbardziej szczegółowym? Czerwonowłosy już pouczył Franklina, że ma uważać na nieznane mu wampiry i najlepiej w ogóle z nimi nie rozmawiać i to w zasadzie tyle. Po kolejnych słowach białowłosego wpatrywał się w niego nie mrugając i dopiero po długiej, bardzo długiej chwili wybuchnął gorzkim śmiechem, który pod koniec brzmiał tak, jakby mógł się zamienić w równie nagły wybuch płaczu. Nie zamienił się. – Moja matka nikomu nie pomoże, a już zwłaszcza mnie i mojemu potomstwu – powiedział w końcu z goryczą. – Przez czterysta lat mojej niewoli nawet nie kiwnęła palcem, żeby choć odrobinę mi pomóc z moją mistrzynią. To ponoć kształtuje charakter czy coś takiego. Jeśli mam wybierać, to chyba już wolę swoją mistrzynię. Z nią przynajmniej wiadomo, czego się spodziewać. Jest okrutna i bezlitosna, ale przynajmniej nie pozuje na kogoś innego. Kogoś, kto w kluczowej chwili wbije ci nóż w plecy. Po tym wybuchu wylewności zamknął oczy i skupił się na oddechu. Czuł, że serce bije mu mocno, znacznie mocniej, niż powinno. Niemal dławił się tym powolnym, ale silnym pulsem. Zrobił parę wolnych kroków w tył i oklapł na łóżko, po czym znów spojrzał na Franklina. – Żebyś wiedział, że wielkie – odparł ciszej. Spokojniej. – Nawet dla mnie to abstrakcja, a co dopiero dla ciebie. Ale wiedz, że to jest wielkie halo. Nie sądzę, żeby była to losowa decyzja. – Westchnął. Urodził się w innych czasach. Dla niego wiara w srogi gniew boży była codziennością, bo ludzie, wokół których się wychował, żarliwie w to wierzyli. Poza tym od samego początku nie musiał wierzyć w jego istnienie – on o nim wiedział. – Mówiłem ci już, że będzie cię chciała wykorzystać przeciwko mnie – dodał ze znużeniem. – To nie znaczy, że tak po prostu użyje na tobie przemocy. Będzie tobą manipulowała. Już zresztą zaczęła. |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: Mieszkanie Dimy | |
| |
|
| |
Similar topics | |
|
| |
|