Mieszkanie Savy
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next
Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyWto Sty 02, 2024 5:25 am

Paradoksalnie, to, co teraz przeżywał ponownie, sprawiało, że marzył o tym, żeby ktoś go z tego piekła wybudził. Czekał na swojego wybawiciela, choć ten miał nigdy nie nadejść. Jednooki uspokoił się na chwilę, a twarz na moment rozluźniła się i wydawać się mogło, że nie dręczyły go koszmary. Nieświadomy tego, że był obserwowany przez parę uważnych, ciemnych oczu, spał dalej. Czekał na kolejne zejście do innego poziomu piekła swojej podświadomości.
- Przepraszam... Przepraszam, że go nie powstrzymałem. Ja pierdole. Zabił się. - Kolejny, nagły potok słów wyszedł z jego ust. Potem wampir poruszył się niespokojnie na kanapie.
Dotyk.
Mroczne sceny urwały się znienacka, a dotyk odpędził ciężki sen, w jakim dotychczas trwał. Oczywiście od razu poderwał głowę zupełnie zaskoczony, a potem napotkał właśnie tę parę ciemnych oczu, które się w niego wpatrywały. Zastygł w pozycji półleżącej z nietęgą miną na twarzy.
- Rose...? - Wymamrotał zaspanym tonem i przejechał dłonią po głowie, wprawiając włosy w jeszcze większy nieład. Rozejrzał się po otoczeniu. Wyrwanie go ze snu było dla niego czymś tak nietypowym, że nie wiedział, w jakiej linii czasowej się znalazł. - Czy ty mnie właśnie... Dotknęłaś w policzek? - Spytała ostrożnie, jakby niedowierzając trochę w to, co się stało. Znaczy, wydawało mu się to dość nietypowe zachowanie - siedzieć przed kimś i macać po twarzy, i to jeszcze po ciemku. O tyle dobrze, że widział w ciemnościach i nie uznał w pierwszym odruchu Różę za jakąś postać rodem The Ring.
Sava zamrugał intensywnie i podniósł się do pozycji siedzącej.
- Co się dzieje? - Spytał łagodnie, pocierając twarz jedną dłonią, próbując odgonić senność. Nie chciał jej prawić morałów - jeszcze - jak bardzo nierozsądne było go ruszać, kiedy był pogrążony we śnie. Zamiast tego, doszedł do wniosku, że to, co zrobiła kobieta, musiało mieć solidny motyw.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyWto Sty 02, 2024 8:13 am

    Cierpienie było nieodłącznym elementem egzystencji Rose. Bramy piekieł otwierają się jednak dopiero wtedy, kiedy cierpi się tak straszliwie, że nie ma się siły na nic; nawet na zakończenie tego samodzielnie. Samobójstwo nie jest naturalne, to wręcz przeciwieństwo natury. Naturalna jest chęć życia. Ale nienaturalnie jest czuć rozdzierający ból w piersi tak bardzo, że aż chce się umrzeć. Jak człowiek może osiągnąć ten stan? Jak to możliwe, poznać swoją przeszłość, w której jeszcze miało się nadzieję, a potem, jak gdyby nigdy nic, uporządkować bieżące sprawy i zaprosić do swojego serca panią śmierć? Otóż to bardzo proste. Wystarczyło dotrzeć na skraj lasku, lekko potknąć się na skarpie, noga za nogą, zejść ze ścieżki i wejść do wody. Bagna. Bajora.
    Już w chwili narodzin czuła ból wszędzie, na każdym kroku, w każdej części ciała, komórce, tkance. Niekochana przez matkę, której przeszkadzała w pieprzeniu się po kątach z byle kim, byle jak. Porzucona przez ojca, dla którego morze i ryby były jedyną rodziną i istotną sprawą. Zawiedziona przez przyjaciół, którzy, zachęcając do zażycia narkotyków, odebrali ostatnie człowiecze odruchy, zdolność czucia czegoś więcej, niźli głód następnej dawki i poniżenia. Złapana w sidła mężczyzny, dla którego istotna była jedynie od szyi w dół. Przekazana w ręce Polly, wybawczyni i kata w jednym.
    Od lat szukała powodu, dla którego warto było żyć. Emily? Cóż, była jej dzieckiem. Serce matki zawsze będzie ciągnąć do tego, co znajdowało się przez tak długi czas pod nim. Tym mocniej, jeśli te szczególne momenty w życiu potomka zostały przez nie przegapione, bo mózg wybrał trucie organizmu narkotykami. Sęk w tym, że w swoim pokrętnym rozumowaniu wiedziała, iż wyjawienie tajemnicy, na którą umówiła się z Anthonym, to niewyobrażalna krzywda dla tak czystej istoty. Matka, która wcale nie umarła. Matka, która nie była koleżanką ojca. Matka dziwka i człowiek najgorszego, najobrzydliwszego sortu. Nie miała prawa niszczyć jej swoim egoizmem i wyobrażeniem o tym, jak m o g ł o b y być. Anthony nie był złym ojcem, ba, był lepszym, niż mogłaby przypuszczać. Chciała ją tylko widywać i mogłaby, ale wybrała własną przyjemność. To, co było szybkie, pewne: Savę. Naprawdę była podobna i do ojca, i do matki – zlepek najgorszych cech, jakie w sobie mieli.
    Lepsze jutro? Ah, tak, lubiła wmawiać sobie, że jakieś przed nią jest, choć każdy dzień wyglądał dokładnie tak samo, jak poprzedni. Być może, nim przeszła przez drzwi sypialni, zatrzymała się na moment, by pomyśleć, ale wątpliwe. Teraz nie miała już niczego, poza pustym bólem, co chwycił ją za gardło i dusił uparcie, poza żalem, co przypominał to, co zostało utracone. Nie miała nic, poza myślami usilnie kierującymi w jedną stronę. Nie miała, w zasadzie, nic – nadziei, wiary, bezpieczeństwa, sensu, celu, zrozumienia siebie i innych, dobrej woli, myśli. Nic, nic nie ma. A najbardziej nie było w niej zdrowego myślenia. Szaleństwo, amok, odrealnienie, wyobcowanie – owszem.
    Szum informacyjny: przeszłość, niebezpieczeństwo z powodu jakichś ludzi, niebezpieczeństwo z jego powodu i jeszcze – na domiar złego – to wciąż niegasnące pod żebrami, pulsujące boleśnie uczucie, że bardzo chciała wierzyć tym paskudnym gierkom manipulacyjnym. Tym słowom ze szpitala, u Rodneya, pocałunkom, przytuleniom, czasowi, który spędzili. Momentom, w których rozważała, czy go kocha. Chwilach, w których zrozumiała, że go kocha. Nie za coś, a pomimo wszystko, choć tak bardzo próbowała się wtedy przekonać, iż to niemożliwe. Właśnie, słowo klucz, go, nie tego, kto leżał nakryty jej niezrównoważonym spojrzeniem, rozszerzonymi w opętaniu źrenicami, pustymi jak zaniedbane ogrody bez śladu kwiatów. Sava był osobą, z którą chciała pozostać przy życiu. Ten, kto go naśladował natomiast tym, z którym chciała umrzeć. Dzięki któremu chciała umrzeć. Jedno jednak było w nim prawdziwe – to oko mordercy, opływające w niewidocznej krwi. Czuła to wtedy, w pokoju, gdy dowiedziała się, że nie jest tym, za kogo się podaje. Wtedy była zrozpaczona, że mógłby zrobić jej krzywdę. A teraz? Teraz, cóż, czuła ulgę, że właśnie ją wybrał na obiekt jakiejś dziwnej, kto wie, obsesji. Ulgę, że nie jest zgodny z jej wyobrażeniem, a – wtedy – największym koszmarem. Teraz natomiast obietnicą spokojnego, wiecznego snu i braku cierpienia.
    — Wiem, kim jesteś… A raczej: kim nie jesteś— powiedziała z posągową miną. Podniosła się na rękach i dodała równie chłodnym niczym marmur tonem: — Nie ma potrzeby, żebyś dłużej udawał.
    Ciało należało do Rose, ale w środku… Było coś obcego. Martwego? Chyba. Ruszyła spokojnie do aneksu, sprawnie otwierając każdą z szafek. Szukała czegoś szczególnego, aż znalazła – nóż, który po krótkim przewracaniu przyborów kuchennych i akompaniamencie brzdęków pochwyciła w obie dłonie. Ostrze otrzymała w zaciśniętej dłoni, kierując je przezornie w swoją stronę. Na jej twarzy nie było nic, może ledwie szczypta ulgi, że jeszcze chwila i nadejdzie koniec.
    Znów zawisła nad nim. Wyciągnęła rękę, sugestywnie zawieszając rękojeść na wysokości jego oka. Początkowo nie mówiła nic. Milczała, wwiercając się bezdennym spojrzeniem w jego twarz. Patrzyła, może, na niego, ale wyglądało, jakby przebiła go na wskroś. Żadnego zawahania, drżącej ręki, ni ruszającej się rytmicznie powieki. Kompletne zero. Null. Tylko zgoda na własny, nieuchronny los. Śmierć – byle szybka i bezbolesna. Samobójstwo, podobnie jak porzucenie Emily, było przyznaniem się do porażki. Cała energia, całe uczucie, wszelkie pragnienia i ambicje, jakie miała, zostały poronione.
    — Mówiłeś, że zrobisz wszystko, żebym była bezpieczna — zacytowała. — A możesz dla mnie zrobić to?
    Była sama. Sama tutaj i sama na świecie. Sama w sercu i sam w głowie. Sama w szaleństwie. Sama w pokoju pełnym ludzi. Sama przy nim. Nie chciała wrócić do Mole. Nie świadomości, że nigdy więcej nie zobaczy Emily. Nie chciała być sama. Nigdy nie chciała być sama. Tak cholernie tego nienawidziła. Nienawidziła, że nie miała z kim porozmawiać, nienawidziła tego, że nie miała do kogo zadzwonić, nienawidziła, że nie było nikogo, kto potrzymałby za rękę, przytulił mocno, powiedział, że wszystko będzie w porządku. Nienawidziła świata, który to uniemożliwiał. Nienawidziła tego, że nie miała nikogo, z kim mogłaby dzielić nadzieje i marzenia, nienawidziła tego, że przestała mieć nadzieje i marzenia, nienawidziła, że organizm wciąż krzyczał o kolejny oddech. Nienawidziła tego, że pokochała kogoś, kto nie istniał. Nienawidziła myśli, że mógłby odmówić. Nienawidziła tego, że mógłby chcieć przedłużać jej cierpienie. Ostateczny etap szaleństwa i zrezygnowania: całkowity spokój, cisza i prośba o przebicie tętnicy.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyWto Sty 02, 2024 1:01 pm

Rose patrzyła się na niego z nienaturalnie obojętną miną. Im dłużej się wpatrywał w jej oczy, tym bardziej dochodził do wniosku, że coś było ewidentnie nie tak. Spojrzenie miała na pozór obojętne, choć gdy wpatrywał się głębiej, dostrzegał czający się obłęd. Puls miała przyspieszony, ale nie wyczuwał, żeby się bała. Nie do końca. Z początku myślał, że lunatykowała, dlatego w międzyczasie sięgnął po telefon, żeby sprawdzić godzinę i okazało się, że nie wieczór jeszcze nie nadszedł. To dlatego czuł się tak mocno zaspany i nie mógł do końca się wybudzić.
Słowa, jakie wydobyły się z ust czarnowłosej, były tak zimne, że niemal poczuł dreszcz na swoim ciele. Co gorsza, jak to ujęła, wiedziała, kim nie jest. To uderzyło w niego w taki sposób, że wywołało tę naturalną reakcję - stres. Spiął się w sobie, patrząc, jak odchodzi w stronę kuchni. Opanował się dopiero wtedy, kiedy dostrzegł, że wyciągnęła nóż. Otworzył szerzej oko i obserwował, jakby sparaliżowany, to co robiła. Może jednak rzeczywiście lunatykowała... Zachowywała się tak dziwnie. A może to skutek "wypadku" i całej tej amnezji?
Choć powinien był od razu zareagować na widok Rose biorącej do ręki nóż - nie zrobił tego. Sytuacja zwyczajnie go przerosła swoją nietypowością, a w dodatku, teraz zastanawiał się, co takiego kobieta o nim, jak już zdążyła zadeklarować, wiedziała. Patrzył, jak zbliża się i wystawia nóż obrócony rękojeścią w jego stronę. Spojrzał na nią pytająco, a gdy sobie tak pomilczeli, spoglądając sobie w oczy, Sava podniósł w końcu rękę i chwycił nóż. Lunatykuje, jak nic, doszedł do wniosku i westchnął. Na chwilę opuścił wzrok, żeby przyjrzeć się ostrzu, ale uniósł głowę z powrotem, kiedy czarnowłosa raczyła się odezwać.
- W porządku... Ale później, dobrze? - Odpowiedział w końcu beztroskim tonem i wstał, kierując się z powrotem do kuchni. Jak gdyby nigdy nic poszedł odłożyć ostrze do jednej z szuflad. - Teraz wszystkie noże idą spać. Ja i ty też. - Dodał i skierował się w stronę Rose. Położył dłoń na jej ramieniu.
- Jak się już obudzisz, to sobie pogadamy o tym, kim jestem, albo, nie jestem, jak to ujęłaś. O ile będziesz to pamiętać. - Dodał rozbawionym tonem, będąc absolutnie przekonanym, że tak, Rose lunatykowała i mówiła przez sen. Nie było żadnej innej opcji. Tylko teraz będzie musiał zrobić coś z niebezpiecznymi narzędziami w domu. Nie żeby wcześniej o tym nie pomyślał - nie chciał też przesadzać w drugą stronę. Tylko teraz, skoro wychodziło na to, że Rose mogła podświadomie i we śnie szukać sposobów na skrzywdzenie siebie, to musiał coś zrobić. I szczerze teraz wątpił, iż zaśnie z powrotem z tą świadomością.
- Chodź. Kładź się na łóżko. - Mruknął zaspany, zakładając dłonie na jej ramionach. Przystanął przed nią i złożył jej urocze buzi w czoło na dobranoc, jakby byli w związku. Kiedy był zaspany, myślał mniej, a za to częściej ulegał pewnym impulsom.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyWto Sty 02, 2024 10:49 pm

    Tak wiele się traci, gdy traci się przede wszystkim siebie. Nie tylko dumę, wstyd, strach, ale i nadzieję, zdolność patrzenia na świat trzeźwo. Ogrom cierpień i pogubienia, traum i przeszłości, wyparł wrodzony i potężny instynkt samozachowawczy Rose. Kiedy te wszystkie brutalności, zło, następowały po sobie w odstępach czasowych – jakoś sobie radziła, może tylko z ledwie widocznymi zawirowaniami i wybrakowanym na zdrowiu umyśle, ale wcześniej, nim straciła pamięć, udawało jej się naśladować ludzi, którzy nie szorowali twarzą po betonie. Teraz, jednak gdy wszystko wstąpiło w nią jak jakiś demon, raz a porządnie, popadła w stan, który kwalifikował ją do zamknięcia w pokoju bez klamek. W każdej sekundzie tworzyły się kolejne wersje O’Brien: jedna siedziała i słuchała, druga uderzała głową o jakiś mebel, trzecia pluła jej w twarz, czwarta otwierała okno, by skoczyć.
    Zawsze zakłada się, że aberracja jest ponura i pełna goryczy, ale tak naprawdę przenika ona człowieka do głębi, jeśli tylko zechce on się w niej wytarzać. Tak porządnie. I to właśnie zrobiła. Nic już ją nie obchodziło. Nie musiała myśleć o przeszłości. Przyszłość także była najmniej ważną i istotną rzeczą. Liczył się tylko szybki koniec, a Sava, który krył w sobie coś, czego niegdyś się trwożyła, był idealnym pomocnikiem w zbrodni. Może i był n i e w i n n y m mordercą, który chodził z uśmiechem i zwodził ofiarę tak długo, aż dojrzał w swej myśli, ale liczyła, że przystanie na jej prośbę. Tacy są najbardziej okrutni. Tak jej się wydawało.
    Nie trzeba być nawet szalonym, żeby zrobić coś takiego – przynieść nóż i poprosić o skrócenie cierpień. Po prostu wystarczy doprawić życie doznaniami o potężnej mocy i być zdeterminowanym, żeby to osiągnąć. Śmierć. A jeśli pojawia się jeszcze opcja ułatwienia tegoż czynu, bez brudzenia sobie rąk… Cóż, sprawa z góry wygrana. Przegrana? W zależności jak na to spojrzeć.
    Oplotła go nieobecnym wzrokiem. Co on pieprzył? A… Może nóż był za mało ostry? Rzeczywiście, w tych okolicznościach, niemalże całkowitej ciemni, mogła przypadkiem złapać za jakiś nienaostrzony. Im dłużej nad tym myślała, tym ta teoria wydawała się prawdopodobna. Przymknęła blade powieki poznaczone niebieskimi pajęczynkami żył, gdy ręka Savy powędrowała na jej ramię. Przyjemny ciężar przyszłej błogości. Jeśli wolał zrobić to własnoręcznie… Ah, nawet lepiej. Jeszcze nie zdążyła wymyśleć ostatniego życzenia przed przejściem na drugą stronę. Podczas duszenia miałaby sporo czasu, a i tak oczyma wyobraźni widziała już, jak przesuwa nań palcami i ściska szyję.
    Tyle że nie. Otworzyła oczy. Wydawała się słyszeć słowa, które wypowiadał, ale jakaś niewidoczna bariera odbijała je od uszu kobiety. Była zbyt skupiona na racjonalizowaniu tego, że zaraz umrze. Nieważne, że był dla niej cały czas dobry. Ważne, że to, co pomyślała, gdy pokazał dowód, pasowało do wymyślonego scenariusza. Wiedza sprzed wypadku, w trakcie wypadku, po wypadku. Wszystko się zmieszało. Jeden wielki, pieprzony, zaprzeczający sobie w każdym centymetrze paradoks. Nieokrzesane uczucie, w którym pragnienie śmierci i pchanie się w objęcia „złego” wydawało się normalne jak rozmowa o pogodzie.
    — Zrób to — powtórzyła jak w transie, dalej widząc to, co chciała widzieć. Ludzie z zasady są pierdolnięci. Czasem lepiej nie wiedzieć jak bardzo. Odobescu niestety wybrał opcję sprawdzenia tego na własnej skórze. Ale, koniec końców, nie można było spodziewać się spójności po kimś, kto latami ćpał, chlał, dawał dupy i popadał w coraz większe odrealnienie. To, że O'Brien jest niestabilna, wiadome było już przy pierwszym spotkaniu. A im dalej w las, tym więcej drzew.
Chodź. Kładź się na łóżko.
    Pocałunek. Co to, kurwa, miało być.
    Czy sprawiła to klątwa, przebudzenie w nowym, obcym świecie, czy obłęd nadszedł wcześniej — w oczach Rose zamieszkała najczystsza w swej postaci anomalia. Odsunęła się nagle. Na tyle tylko, by nie krępować ruchów. Uniosła rękę, zawisła nią w powietrzu, sekunda i znajdzie się przy jego twarzy. Ani ze złością, ani z nienawiścią. Z chęcią sprowokowania do pośpieszenia tego, czego od niego oczekiwała. Tego, czego nigdy by nie zrobił. W głowie Róży sprawy miały się jednak kompletnie inaczej. Proś chorego psychicznie człowieka, by zachowywał się normalnie i logicznie. Powodzenia, szukaj wiatru w polu.


Ostatnio zmieniony przez Rose O'Brien dnia Sro Sty 03, 2024 12:00 am, w całości zmieniany 1 raz

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyWto Sty 02, 2024 11:52 pm

Ponaglenie do popełnienia czynu przez czarnowłosą Sava po prostu zbył. Dla niego Rose była ogarnięta snem, być może nieprzyjemnym, ale przecież lunatyków nie powinno się budzić. Bełkot pozostawał niczym innym, jak bełkotem. To nietypowe zachowanie Różyczki nie dało się podpasować pod nic innego. Dodatkowo na nim samym odbijała się senność i przez to odbierał inaczej rzeczywistość. W głowie miał jedna myśl - położyć ją z powrotem spać i przy okazji odciągnąć ją od noży.
Gdyby miał tylko świadomość tego, że zachowanie Rose było spowodowane tym, że sobie wszystko przypomniała. Że pamiętała, kim był dla niej i że na czym stanęło ich ostatnie spotkanie. Że wiedziała już, kim była ona sama i znała każdy szczegół swojej przeszłości. Gdyby powiedziała mu głośno, że uważa go za złego, niebezpiecznego człowieka... Zapewne byłaby to kolejna szpila w serce. Niemniej, nie zaprzeczyłby. Przyznałby jej rację.
Tak więc beztroski i jedną nogą we śnie, przytknął usta do jej czoła, składając delikatny pocałunek. Niewerbalne życzenie miłego snu dla Róży. Tylko że ta odsunęła się nagle, wbijając w niego swoje obłąkane spojrzenie. Wzdrygnął się zaskoczony jej postawą. Złapał ją z powrotem za ramiona i otworzył usta, żeby coś powiedzieć. Zresztą, uśmiech, jaki wkradł się na jego usta, wyraźnie wskazywał, że był rozczulony tym, że czarnowłosa była ogarnięta stanem dziwnego somnambulizmu. Taka nieświadoma, pogrążona we śnie, nieświadoma swoich czynów i słów...
Tylko, że nie. Zamrugał, kiedy dłoń Rose obiła się o jego twarz z charakterystycznym plasknięciem. Przechylił głowę, uważnie spoglądając jej w oczy. Plaskacz zadziałał nieco pobudzająco na jednookiego. I od razu wyczuł, że było nie tak. W jednej chwili zwątpił w teorię o tym, że kobieta lunatykowała.
- Rose, co się dzieje? - Spytał ostrożnie, łapiąc ją za dłoń, która wcześniej odważyła się go uderzyć. Nie wiedział nawet, jak miał na to zareagować. Zakładał, że nie była za bardzo świadoma tego, co robiła, mimo że nic nie wskazywało na to, że lunatykowała. Stała, patrzyła się na niego, uderzyła go... Wyglądała na przytomną. Sam nie wiedział, co myśleć.
- ...Możesz mi powiedzieć, dlaczego to zrobiłaś? - Wypowiedział kolejne pytanie, nie odwracając wzroku od jej oczu. Ręce złapały za jej nadgarstki, co by uniemożliwić jej podjęcia się kolejnych ciosów. Nie chciał być bity, z oczywistych powodów - nikt tego nie chciał. A, że przeszłość miał, jaką miał, nie chciał tego jeszcze bardziej. - Ty nie śpisz, prawda? Myślałem, że lunatykujesz, ale ty nie... Nie lunatykujesz, prawda?

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptySro Sty 03, 2024 1:05 am

    Rzeczywiście, stan, w którym znajdowała się O’Brien, można by przyrównać do lunatykowania. Tyle że brakowało snu, a wszystko działo się na jawie. Połowicznej, jakby pozbawionej myśli, wybrakowanej w logice i uzasadnieniu czynów, ale jawie. Jawie przepełnionej do cna szaleństwem i obłąkaniem. Nie stała z boku, nie oglądała własnego ciała z nieboskłonu. Nie, nie. Działała jednak jak zaprogramowany, pozbawiony własnej woli robot, wykonujący każdy impuls w określonej z góry kolejności, głównie te splątane i pozbawione sensu. Nóż, uderzenie, śmierć. Była zagubionym pomiędzy dniem a nocą, księżycem, który zamienił się ze słońcem porami dnia i rankiem upatrywał nadziei na wieczną ciemność.
    Istniała między jej wyobrażeniem „Savy”, człowieka o nieciekawej przeszłości, a nią samą dziwna symbioza. Przechodzili pewnie przez ten sam test, z takimi samymi odpowiedziami i takimi samymi pytaniami. Niezależnie od wydarzeń, Rose założyła, iż ta uknuta w głowie wersja jest prawdziwa. Nie wątpiła w to. Tamta, która mamiła słówkami i pocałunkami, była przecież urealnieniem słów „długiego cierpienia i głodu”. Musiała tylko… Sprawić, by skrócił swój plan zbrodni. Zwieńczył ją szybko i zdecydowanie. Skoro słowa prośby nie działały, musiała obudzić w nim te pragnienie morderstwa. Bo przecież je miał. Był złym człowiekiem, który uciekał od czegoś tak bardzo, że nie potrafił dobrze podrobić dokumentów. Musiał już to zrobić – odebrać komuś życie. Czemu wzbraniał się przed kolejnym? Oh, słodyczy szaleństwa.
    Popatrzyła mętnie na unieruchomioną w nadgarstku rękę. Zaraz jednak wróciła pustym spojrzeniem do Odobescu.
    — Nie wiem, jak masz na imię, ale obiecałeś, że zabłądzimy — powiedziała chłodno, cytując tym samym jego słowa (jeszcze ze spotkania u Rodneya) i nadając im kompletnie inne znaczenie. Chciała pokazać, gdzie ma zadać cios. Nie uciekała. Spodziewała się, że jej nie opuści do śmierci. Naprawdę myślała o nim jak o potencjalnym mordercy. — Chcę zabłądzić i już nie wrócić.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptySro Sty 03, 2024 1:46 am

Uderzenie było otrzeźwiające, ale dopiero po tym, co powiedziała, zrozumiał, co kryło się w jej oczach. Iloma rodzajami spojrzenia został już przez nią obdarzony? I ile z nich było tymi pozytywnymi? Chyba na placach u jednej dłoni zliczyć. Niemniej tęsknił za tym jednym, który sprawiał, że nie czuł się tak paskudnie ze sobą. Który sprawiał, że zapominał o tym, kim był.
Wyprostował się, kiedy zrozumiał, że nawiązywała do jego słów z domku Rodneya. Pamiętała. Pytanie, jak dużo pamiętała? Miał ogromny mętlik w głowie. Raz, że dopiero teraz oprzytomniał, dwa, oprzytomniony został w nienajlepszy sposób. Był kruchy w środku, a i tak pozwalał Róży na bycie jej emocjonalnym, osobistym workiem treningowym. Nieważne, że uderzenie mogło być słabe, bo była kobietą, a on niekwestionowalnie silniejszym wampirem. Sam fakt, że w jej głowie pojawiła się taka idea była dalece niepokojąca. Przemoc fizyczna miała to do siebie, że bolała mocno psychicznie.
Milczał, najwyraźniej analizując dogłębnie to, co powiedziała. Nie wiem, jak masz na imię... W końcu zaświtało. Nawiązywała do dokumentu, który jej pokazał.
- Przestań. - Mruknął w końcu, a na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Nieznacznie drżenie mięśni w okolicach ust wskazywało na zdenerwowanie, a błysk w oku sugerował smutek. - Źle mnie wtedy zrozumiałaś. Sava to jest moje imię. Zawsze byłem tą samą osobą... - Szedł w zaparte, dalej trzymając ją za nadgarstki. Powoli miał dosyć wszystkiego. Tego, że stała przed nim żywa, ale taka martwa w środku. Że nie potrafiła na niego spojrzeć tak samo, jak kiedyś, zanim zepsuł wszystko próbą wytłumaczenia, kim był. Nagle poczuł przytłoczenie wszystkim. Miał dość udawania, że wszystko było w najlepszym porządku. Miał dość tego, że Rose cały czas próbowała sobie wyjaśniać wszystko w swój pokręcony sposób. Najgorsze, że stany, jakie przechodziła, nijak pomagały w obecnej sytuacji. Mole ją szukało, szukało prawdopodobnie i jego. A on nadstawiał za nią policzek przed cudzymi ludźmi, i, mało tego, obrywał w ten sam policzek od niej samej.
- Patrz. - Powiedział nagle, odchodząc w kierunku zasłony. Załapał ją, najpierw niepewnie. Odwrócił tylko głowę na chwilę, żeby zerknąć zza ramienia i upewnić się, że czarnowłosa spoglądała w jego kierunku. - To ci chciałem wtedy wytłumaczyć. - Dodał i odchylił zasłonę, wystawiając na światło dzienne odkrytą rękę. Drugą niemal od razu zasłonił oko, bojąc się oślepienia, jakie zawsze wzbudzało w nim nawet taka odrobina oświetlenia.
Skóra od razu zaczęła się spalać, tworząc poszerzające się pozbawione naskórka ogniska. Później proces przechodził głębiej, dotykając kolejnych tkanek. Słychać było nieprzyjemne dla ucha skwierczenie, a wkrótce pokój wypełnił smród palącej się skóry. Sava z kolei chował twarz w dłoni i zaciskał zęby, żeby zdusić w sobie jakikolwiek jęk, czy cokolwiek, co mogłoby wskazywać na to, że czuł ból.
W końcu zabrał rękę, i zasłonił okno.
- Patrz. To nie wszystko. - Oznajmił, nie spoglądając już więcej w jej stronę, bojąc się tego, co zobaczy. Ruszył w stronę włącznika sztucznego światła i pokazał rękę Róży. Rany, które przed chwilą powstały, zaczęły goić się wizualnie szybko i bynajmniej nie wyglądało to normalnie. Tak szybka regeneracja uszkodzonych tkanek nie mogła istnieć, ale Róża właśnie była tego świadkiem. Tkanki zrastały się, żeby za jakiś czas zniknąć, nie pozostawiając po sobie żadnej blizny. - To nie jest normalne. - Oznajmił cicho, w końcu biorąc się na odwagę, żeby na nią spojrzeć.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptySro Sty 03, 2024 2:59 am

    Patrzył na nią, a ona patrzyła na niego. Jak myśliwy w oczy sarny, kiedy celuje lufą broni. Oboje dobrze wiedzą, że ten palec na spuście za chwilę na niego naciśnie, ale trwają w nieruchomym, niewidocznym tańcu pomiędzy śmiercią a życiem. Sęk w tym, że już nie do końca było wiadomo, kto był kim. Rose ofiarą? Po części, choć nie mniej, niż Sava. O’Brien drapieżnikiem? Również, choć nie mniej, niż Odobescu. Te dwie energie, ktoś mógłby powiedzieć: niezdolne do wzajemnego przenikania się, właśnie to robiły. Nie równoważyły się, a dosłownie – mieszały. Biel i czerń złączyła się niczym kochankowie, zostawiając po sobie jedynie okrąg szarości. Ni jasność, ni ciemność. Materia o dziwnej masie.
    Los tak potwornie z niej drwił. Oto jakiś czas temu mężczyzna stojący naprzeciw obiecał śmierć. Długą i bolesną. Wtedy tego nie rozumiała, nie rozumiała prawdziwego znaczenia słów. Dopiero później, gdy przedstawił dokument, dał do zrozumienia, odkryła, połączyła kropki – jak kazał –, dobywając myśli, iż powód, dla którego uciekał się do tanich sztuczek, był taki, a nie inny. To było jedyne logiczne wyjaśnienia. Teraz jednak odwoływał przyrzeczenie, kiedy dostrzegł, że ona jej pragnie, choć w krótkiej i przyjemnej formie. Więc o to chodziło – życie jak przekorny gówniarz, tkało wydarzenia dokładnie tak, by działo się wszystko to, czego nie chciała. Wcześniej, teraz. Poprzednio wiedziała przynajmniej, w co wierzy i o co walczy. Teraz wiedziała kim była, a wiedza ta niczego nie upraszczała. Zwykle tak bywa, że ludzie usiłujący za wszelką cenę uczynić to, co uznają za konieczne, sprawiają wrażenie obłąkanych albo nawiedzonych. W pewien sposób, jakby nie patrzeć, trącała szaleństwem. Te puste oczy, rozszerzone źrenice, wryta obojętność na twarzy, nieludzki spokój. Wszystko powstało z chaosu, wszystko stało się chaosem.
    — Nie — zaprzeczyła półszeptem, kręcąc powoli głową na boki. Przecież doskonale wiedziała, co miał na myśli, mówiąc to, co powiedział. Żarty to dobra pokrywa. Tylko kiedyś trzeba pod nią zajrzeć. Znalazła wybawienie w tych słowach, w tym stworzonym, niepoukładanym, zaprzeczającym sensowi, scenariuszu. — Ja już wszystko rozumiem… Możemy sobie pomóc, prawda? — Brnęła w pokrętną logikę. Brnęła tak bardzo, że gotowa była choćby zburzyć zasady rządzące światem i nagiąć je na własne potrzeby. (Co, oczywiście, robiła) Nie zachowywała się logicznie. Nie miała powodu, gdy cały mózg wypełniała żądza „zabłądzenia” w ramiona kostuchy i „nie wrócenia”. Nigdy nie pragnęła w życiu niczego mocniej niż, jak teraz, zniknięcia. Śmierć wydawała się łaskawa. Łaskawsza nawet niż życie wieczne. Miała jednak nadzieję, że człowiek rzeczywiście popada w nicość – nie zaś trafia do nieba, co z przyczyn oczywistych jej nie groziło, czy piekła, to akurat prawdopodobne. Nie chciała już cierpieć. Chciała spokoju. Płynięcia na spokojnych wodach, niesienia na falach, oczu wetchniętych w błękitny nieboskłon i te chmury, co wyglądały jak baranki. Płynąć i płynąć. On jeden, jedyny, mógł to zrobić. Tak to sobie wymyśliła. Tak go widziała. Pragnęła, by był tym, kim chciała, by był. By dopasował się do stworzonej dla niego roli – kompletnie niepasującej, ale przecież… I wielką stopę można wcisnąć w dziecięcy pantofelek, jeśli się postarać.
    Kiedy odszedł, powiodła za nim beznamiętnym wzrokiem. W jedno z nich wdarło się rozczarowanie. Ledwie szczypta. Patrzyła, jak odchyla zasłonę i wystawia rękę na słońce. Nie drgnęła jej powieka. Jak słup soli. Jak szmaciana lalka – trwała w tej samej pozycji, w której ją zostawił. Jeśli potrzebował przedstawienia, cóż, wytrzyma i to. Poprosi znów, gdy skończy.
    Zmrużyła oczy, widząc niewyraźnie topiącą się skórę. Omam? Tak wyglądało. Przekręciła łeb w prawo, a wtedy w nozdrza wbił się paskudny zapach. Czuła go już kiedyś. Ah, tak… Wtedy, gdy płonął dom. Gdy plecy piekły tak potwornie. Niemożliwy do pomylenia z czymś innym, niemożliwy do zapomnienia, zamknięty w bliznach smród obumierającej tkanki. W głowie Róży szalał chaos, ciągnący się od momentu wstania. W ciele dominował bezruch i lód. Stała jak wryta, jakby przed szybą, nienamacalną, lecz mocną zaporą, patrząc, jak wszystkie wydarzenia toczą się, toczą w bezszelestnej próżni, bledną, znikają. Albinos? Kiedyś czytała, że ich skóra szybciej łapie gorące, buchające promienie słoneczne. Ale nie aż tak. Poza tym nie miał w wyglądzie niczego, co wskazywałoby na bielactwo; ni śnieżnych włosów na ciele, ni fiołkowych, rozbieganych na boki oczu. Ta sklepiająca się skóra, którą pokazał… Do tej chwili żyła w świecie, gdzie nie ma magii, ludzie rodzą się, żyją i umierają, a wampiry, wróżki i inne nadprzyrodzone zjawiska są wymysłem, dzięki któremu można oderwać się od szarej rzeczywistości. Więc to wszystko było wizją? Kolejną, równie zwodniczą do tych, które miewała w szpitalu.
    Wytrzymała jego spojrzenie tylko chwilę. Zaraz spuściła oczy i cofnęła się do kanapy. Usiadła na niej, zakrywając oczy dłońmi, kciuki wciskając w uszy. Nie bała się. W tak ogromnym wypłukaniu z emocji zaprzeczaniu logice, zaprzeczaniu wszystkiemu, co czuła lub nie czuła, światu i jego wyrokom, ostał się jedynie szok sklejający usta i kończyny. Nawet nie wiedziała co zrobić. Może to tylko sen. Może rzeczywiście, lunatykowała. Albo…
    Tak, to wszystko jej się jedynie śniło, pragnienie śmierci również. Wszystko kłamstwo, fałsz. Może leży w śpiączce od dziesięciu lat? Emily, Anthony, Polly… Sava. Nie, oni nie istnieli. To sen w agonii. Nierealne, niespełnione życie. Wymysł. Może kara od samego szatana? Może jej dusza właśnie wpadła do czyśćca. Nic nie było realne. Ona nie była realna. To było nierealne.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptySro Sty 03, 2024 11:02 am

Nie reagował na kolejne słowa Rose, które jedynie świadczyły o tym, jak bardzo brnęła w jakąś swoją uknutą o nim teorię. Do niego jeszcze nie docierało, za kogo go miała w głowie i że nie bez powodu podała mu nóż. To i tak było bez znaczenia na ten moment, bo w jednookim narodziła się impulsywna idea. Musiał jej wyjaśnić, chociaż po części, to, co chciał wyjaśnić już wtedy, a nie mógł ze względu na okoliczności.
Nawet jeśli sklepiające się w zastraszająco szybkim tempie rany miały sprawić, że czarnowłosa nie będzie chciała mieć z nim nic wspólnego, trudno. Stał przed nią, zachowując pewną odległość, i patrzył na nią, czasem zerkając na dół, żeby doglądać ran. Wyraz twarzy Rose zmieniał się. Już nie było tej obojętności, której chciał się tak bardzo pozbyć. Zamiast tego pojawił się szok.
Przyłożył dłoń do głowy i przetarł czoło, jakby dopiero teraz do niego dotarło to, co właśnie zrobił. Uciekł wzrokiem na chwilę, ale wrócił na Rose, kiedy kątem oka dostrzegł, że po prostu opadła na kanapę i schowała twarz w dłoniach.
- Rose... - Zaczął bardzo cicho i zerwał się w jej stronę. Przykucnął przed nią. - Pamiętasz, jak powiedziałem, że chciałbym ci powiedzieć coś jeszcze, ale boję się, że się ode mnie odwrócisz? To jest właśnie to. Dlatego zawsze widzisz mnie tylko w nocy, kiedy nie ma już słońca. - Mówił dalej, oczekując z jej strony jakiejkolwiek reakcji. - Najgorsze jest w tym wszystkim to, że nawet nie powiedziałem ci wszystkiego, a już patrzysz na mnie, jakbym był potworem. Powiedz, Rose. Jestem nim? Spójrz na mnie i mi to powiedz. - Zażądał, choć miękkim tonem. Nie widząc żadnej konkretnej reakcji z jej strony, po prostu wstał, odpychając się rękami od jej kolan. Skierował się do kuchni, skąd wcześniej był wyciągnięty nóż. Sytuacja się powtórzyła, bo tym razem to on sięgnął po ostrze. Nie podchodził z nim do kobiety, resztkami rozsądku dochodząc, że to rzeczywiście mogłoby ją przestraszyć.
- Patrz. - Powiedział jeszcze raz, wyciągając rękę. Drugą przyłożył ostrze i przejechał nim po skórze, a w miejscu powstała głęboka rana. Gęsta krew zaczęła kapać na podłogę. Złapał za pierwszą szmatkę z brzegu i przyłożył do nacięcia, żeby zredukować możliwości na ubrudzenie wszystkiego dookoła. Zaraz odłożył materiał, wrzucając go do zlewu. Wolną dłonią zacisnął palce wokół zranionej ręki - a raczej poniżej rany - żeby zahamować krwawienie. Podszedł tak bliżej do niej, żeby mogła oglądać, jak zranienie nienaturalnie szybko zasklepiało się.
- Chciałaś wiedzieć... - Odezwał się nagle beznamiętnie, urywając sentencję, którą miał na końcu języka. Jego wzrok nagle nie mówił nic. Z każdym kolejnym wnioskiem w głowie, zmieniała się jego reakcja na rzeczywistość. Mózg włączał wszystkie procesy obronne, jakie Sava zdążył się wyuczyć przez wszystkie sytuacje, które przeżył. Wyglądało to tak, jakby ktoś siedział w jego głowie i klikał każdy guzik po kolei, żeby sprawdzić, co przycisk robi. Cóż, odpowiedź jest prosta - nic dobrego. - ...To mówię. Jestem... A raczej, nie jestem człowiekiem. Przestałem nim być jakieś niecałe dwadzieścia lat temu. Gdybym nie pokazał ci tego, co potrafi moje ciało, założyłabyś, że jestem pierdolnięty. A tak, przynajmniej wiesz, że nie. Tylko, czy to coś zmienia w postrzeganiu mnie przez ciebie? - Parsknął nagle, gładząc miejsce, gdzie rana już się zasklepiła i opuścił rękę. Pytanie retoryczne. Odsunął się w tył jeszcze bardziej, chociaż nawet nie stał blisko niej. Po prostu uznał, że Rose znowu będzie się go bać tak samo, jak wtedy u Rodneya.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptySro Sty 03, 2024 12:19 pm

    Nie docierała do niej rzeczywistość. Nawet ten, zdaje się, sen czy koszmar rozmijały się w drodze do świadomości. Nie wiedziała, jak właściwie miałaby nazwać to, co wydarzyło się na jej własnych oczach. Jego skóra się spaliła. Potem zasklepiła. A teraz nie było po tym nawet śladu. Przecież mogłaby przysiąc, że widziała oparzenie, dotkliwe i najpewniej bolesne… Wiele myśli przechodziło przez jej, obolałą z nadmiaru insynuacji, głowę. Każda kolejna była jeszcze bardziej pokręcona od poprzedniej – utracenie zmysłów, opętanie, schizofreniczne wizje, eksperymenty rządowe. To, że takie abominacje natury miałyby istnieć samoczynnie… Nie. Nigdy nie wierzyła w takie sprawy. Najbliższa było jakieś religijne wytłumaczenie – diabeł, piekielny pomiot. Może, gdyby okoliczności były inne, uznałaby go i za anioła, albo, kto wie, mesjasza. Z jakiegoś jednak powodu, dość oczywistego, odrzuciła teorię, że byłby czymś choćby na pozór dobrym. A może… To wszystko ten oszalały umysł. Już wcześniej ogarnęło ją całkowite rozłączenie ze stabilnością w rozumowaniu. A wyglądało na to, że będzie tylko gorzej. Niby człowiek, jak karaluch, zniesie wszystko. Ale Róża i bez wiedzy o istotach nadprzyrodzonych była bliska popełnienia samobójstwa jego rękoma. Cóż, przynajmniej w całym tym szoku na moment o zapomniała. Brawo Sava udało ci się. Order uśmiechu dostarczy gołąb pocztowy. Pięć dni roboczych.
    To nie był strach, tylko niemożliwe do opisania zwątpienie w całe jestestwo. Większe niż kiedykolwiek, większe, niż przed chwilą – a i tak było ogromne. Przytknięte palcami uszy przyniosły ulgę, choć kontrastowały znacząco z coraz szybszym pulsem. O’Bren bujała się do przodu, do tyłu, do przodu… Do tyłu. Prawie jak dziecko w kołysce albo bezpiecznym łonie matki. Tyle że nie była Edypem, by móc do niego powrócić. Była w mieszkaniu… czegoś. Z dala od jakiejkolwiek pomocy. Krzyczeć? Głupota. Okolica wyglądała na taką, gdzie mężowie profilaktycznie uderzają łbami swoich żon o kaloryfery. Nikt by nie zareagował. Zresztą, nawet nie myślała o tym, by uciekać albo alarmować. Cały jej umysł się zresetował. Wyłączył i nie chciał włączyć. Stracenie instynktu samozachowawczego nastąpiło już w momencie darowania mu noża, naiwne było w niej szukać jakichkolwiek odruchów typowych w takich sytuacjach. Gdyby nie stan, w jakim się znajdowała, gdyby powiedział to wtedy – u Rodenya, z całą pewnością rzuciłaby się drzwiami i choćby miała je staranować, uniknęłaby dłuższego przebywania w jego towarzystwie. A tak… Tak, była biernym obserwatorem.
    Z przerwą, a no właśnie, na odlepienie dłoni od twarzy, gdy poczuła silny i zdecydowany dotyk na nagich kolanach. W momencie, w którym Sava dobył ostrza, a parę sekund później zatopił je w tkance, odruchowo odwróciła głowę, wydając z siebie urwany jęk. I mogłaby tak całą wieczność, siedzieć odwrócona, ale śmierć wciąż wzbudzała w niej emocje. Zawsze była wrażliwa na krzywdy. Cudze, nie własne. Z ogromnym trudem powróciła wzrokiem na jego sylwetkę, spodziewając się, że oto upadł na ziemię. Trupem.
    Otóż nie. Stał jakby ta rana na ręce była co najwyżej draśnięciem. Nie była. Dźwięk rozbijającej się kaskadowo o podłogę juchy tylko to potwierdził. Było jej tyle, jakby go kto wypatroszył. Rose natychmiast zasłoniła ręką usta, jak gdyby instynktownie przeczuwała, że za lada moment będą targać nią konwulsje. I rzeczywiście, ściśnięty żołądek przywołał odruchy, zduszone jednak przez brak treści, która mogłaby powrócić na świat. Gardłowe dźwięki przełykanej pośpiesznie śliny wstąpiły w całe pomieszczenie. Raz po razie powstrzymywała organizm przed wlaniem w usta kwasu.
    Uciekła oczyma, gdy tylko się zbliżył. Cofnęła na kanapie, aż napotkała plecami oparcie. Może i w popkulturze opisywali wampiry, ale nigdy nie interesowała się tym tematem na tyle, by połączyć dostępną ludzkości wiedzę z tym, co przed chwilą ujrzała. Było jej niedobrze, duszno, kolejne oddechy tylko pogarszały sprawę. Róża naciągała skórę na nadgarstkach już chyba setki razy podczas całego tego spektaklu. I nic, kurwa, się nie zmieniało. Sen, koszmar, wizja nie mijała. Liczba palców była zgodna.
    Tylko, czy to coś zmienia w postrzeganiu mnie przez ciebie?
    — Czym ty… jesteś? — wydukała drżącymi wargami. Czym. Nie kim. Czym. Jak zwierzę, potwór albo coś szalenie obcego, czego umysł kobiety nie był w stanie pojąć. Wizja Róży zaczęła się rozmazywać. Przez czarne plamy mrugała z coraz większą nerwówką. Czy się bała? Właśnie zaczęła. Poziom przerażenia wystrzelił w kosmos. Pisała się na śmierć z ręki człowieka, nie wyrok boski, nie na pochwycenie przez jakieś diabelskie stworzenie na widły. Naprawdę, wersja z mordercą była lepsza.
    O! Witamy panią panikę, która samym swoim towarzystwem odejmuje mowę i władczość nad ciałem – proszę przysiąść się do stołu, oczywiście… Może być tuż obok szaleństwa, obłąkania. Ah tak, tam pod stołem leży rozsądek. Chyba odpadł w przedbiegach całej maskarady. Wie pani, jak jest.


Ostatnio zmieniony przez Rose O'Brien dnia Sro Sty 03, 2024 9:05 pm, w całości zmieniany 1 raz

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptySro Sty 03, 2024 1:45 pm

Milczenie z jej strony było wymowne. Jeszcze bardziej wymowne były odruchy wymiotne i ścisk żołądka, które ledwo potrafiła pohamować. Naturalne reakcje ludzkie, z jakimi też musiał się mierzyć, nawet bardzo często. Sam nie potrafił przyswoić do końca faktu, że został przemieniony i brutalnie pozbawiony swojego człowieczeństwa. Zmuszony do żywienia się krwią, co tylko pogłębiało obrzydzenie do samego siebie. To, że przy innych istotach nie czuł żadnej powściągliwości i potrafił mówić o swoim wampiryzmie, było jedynie maską. Bycia wampirem nienawidził z całego serca.
Sava trwał, egzystował, czerpał z niezasłużonej i przypadkowej wolności, kiedy psychol, który go przemienił, zginął z rąk łowcy. Nagle, po latach innego rodzaju piekła, okazało się, że nie wiedział, co miał ze sobą zrobić. Utracone człowieczeństwo, odzyskana wolność... Pragnienie śmierci oddaliło się w dziwny sposób, jakby to miała być dawna cząstka jego osobowości, która zniknęła naturalnie po przemianie. Jednakże panika wzrastająca w oczach Rose mogła mocno sugerować mu, że najwyższy czas podjąć decyzję, którą odwlekał od dawna, a o której namiętnie myślał po nocach, kiedy siedział zamknięty sam ze sobą.
Pytanie z jej ust było... Gorsze niż zasugerowanie wprost, że był potworem. Strach, drżące usta, szybki puls, przełykanie śliny w próbie powstrzymania konwulsji żołądka, odwracanie wzroku. Wszystko, co dotychczas zbudował na nie mówieniu prawdy, waliło się na jego oczach. Kobieta, którą pokochał, już nigdy nie spojrzy na niego w ten sam sposób, jak wtedy u Rodneya. Albo wtedy w pracowni. Niesprawiedliwy osąd - to za słabe stwierdzenie. Jednocześnie, absolutnie nietrafne, bo nazwanie go "czymś", było strzałem w dziesiątkę. Powinien się z tym pogodzić. Powinien jej przytaknąć. A jednak, w tym przypadku, nie potrafił się zgodzić, że nie miał w sobie człowieka. Czuł, chciał kochać i być kochanym, choć - co prawda - nie potrafił nigdy tego jasno zakomunikować.
- Są różne historie o tych istotach. Ostatnio, u Rodneya, nawet o nich rozmawialiśmy. Żyją w nocy, bo muszą unikać słońca. Ich rany goją się szybko. Są długowieczne, a może raczej, nieśmiertelne. Żywią się krwią, żeby dalej żyć. - Wymienił bez żadnego wyrazu. Zasugerował dużo i tylko połączenie dwóch szarych komórek pomogłoby Rose w odgadnięciu, o kogo mu chodziło. - Połącz kropki. - Dodał, czując, jak emocjonalna martwica wypełnia jego ciało. Bo przecież, w jej oczach nagle stał się kimś gorszym od tego, co ją tak w Mole sponiewierał. Wróć. Nie kimś, tylko czymś.
Stał, w pewnej odległości i obserwował, jak popadała w jeszcze większy obłęd. Kiedy tylko usłyszał nierówny rytm serca i wychwycił dziwne zachowanie, zerwał się do przodu. Złapał ją, zanim zdążyła runąć na podłogę. Przytrzymał ją za ramiona, a potem jedną rękę wsunął pod nogi, drugą położył na plecach na wysokości łopatek i podniósł czarnowłosą. Znowu niósł ją nieprzytomną. Przypomniał sobie mimowolnie widok obitej jej twarzy, kiedy zastał ją w Mole w paskudnym stanie. Ścisnął ją mocniej w ramionach, tak, jakby nigdy miał jej nie wypuścić. Serce mu drżało w wyniku całej tej sytuacji. Nie chciał jej stracić, ale domyślał się, że to wszystko zwiastowało koniec.
Zaniósł ją do sypialni i położył w łóżku. Tak jak wtedy, kiedy zgarnął ją z monopolowego naćpaną, podstawił jej coś pod nogi, że były lekko uniesione ku górze. Akcja serca zdawała się normować, więc pozostało mu tylko czekać, aż Rose się ocknie. Wstał z łóżka i usiadł przy biurku, włączając laptopa. Nie mógł jednak skupić się na niczym innym, niż na rozmyślaniu o tym, co właśnie odjebał. Jak bardzo wszystko poszło nie po jego myśli. Miał ją zatrzymać w domu, miał zapewnić jej bezpieczeństwo, a zamiast tego, obciążył ją taką tajemnicą, którą mógł zatrzymać do siebie. Zastanawiał się, co teraz... I nic mu nie przychodziło do głowy. Może rzeczywiście będzie musiał ją uwięzić u siebie? A może po prostu powinien się poddać, zrozumieć, że Rose będzie chciała żyć własnym życiem i podejmować swoje decyzje, które, nawet jeśli nie będą najmądrzejsze, to wciąż będą jej decyzjami? Pozwolić jej na powolne dążenie do samozniszczenia, a samemu po prostu odejść, zrealizować tak długo odwlekany w czasie plan? W końcu, jego zniknięcie z tego świata może mieć pozytywny wpływ. Na niego samego, na nią, na wszystkich wokół. Był jedynie czymś. Paskudą. Potworem.
Schował twarz w dłoniach.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyCzw Sty 04, 2024 12:20 am

    Obraz ostrza włażącego i przebijającego się przez skórę, a następnie skapującej wartkim strumieniem posoki został odtworzony w głowie O’Brien z dwadzieścia dziewięć razy. Może trzydzieści. Około trzydziestu. Chyba. Mózg przejął tę informację i przekazał dalej, gdzie nastąpiło skojarzenie. Rozeszło się ono tak prędko i szeroko, że aż naczynia krwionośne rozszerzyły się w mięśniach. Krew dosłownie spłynęła z mózgu, żeby je wypełnić. Straciła przytomność. Zwiotczała szyja zaprzestała podtrzymywania głowy. Gotowa byłaby uderzyć czołem o panele, ale szybkość wampira i sprawna reakcja uchroniły ją przed ogromnym guzem. W niebezpieczeństwie nie powinno się tracić łączności ze świadomością, ale organizm Rose jebało jej zdanie. Ot tak, po prostu. Obwieściło to z pełną krawędziowością i zdało na łaskę lub niełaskę istnienia, które jeszcze chwilę temu pozostawało poza jej świadomością. Wampira. Wampiro-demona. Nie wiadomo. Mógł być czymkolwiek.
    Wrażliwość na słońce tak ogromna, że winien spłonąć niczym źle odmierzone ciasto na naleśniki, nieśmiertelność, dokładnie ta, którą mają co niektóre trolle na forach dyskusyjnych, aż w końcu krew, najpewniej nie ich własna, a jakichś niewiniątek. Po tym zestawieniu nie było już nawet czego łączyć. Wyjaśnienie samo wsunęło się w umysł Róży, którego bynajmniej nie zniosła tego z posągowym wyrazem twarzy. Kwestia przygotowania. Na śmierć była, a przynajmniej tak jej się wydawało, na dowiedzenie się, że te filmowe kreatury istnieją – niekoniecznie. Do wszystkiego dochodził też wgrany w podświadomość bunt. Trzydzieści parę lat żyła w przeświadczeniu, iż to wytwór czyjejś płonnej wyobraźni. A oto, nagle i niespodziewanie, okazuje się, że nie. Wampiry istnieją. Istnieją i widziała na własne oczy. Nie jak pił krew, ale założyła, że skoro pozostałe elementy się zgadzają, to ten również.
    Wybudziła się po paru, może parunastu, minutach. Podniosła gwałtownie ciało i rozejrzała się po pomieszczeniu z widoczną konsternacją i zagubieniem. Następnie potarła oczy, chcąc wyostrzyć obraz siedzącego przy komputerze… Savy, wampira, mordercy, pomiotu szatana, potwora, złego człowieka, ah… kucharza, kelnera, mechanika, lekarza, porywacza. Osoby, a przynajmniej jej części, do której żywiła uczucie. Silne i niezwykłe, bo przebijające nań wszystko powyższe, a wciąż tak… Wypierane.
    Utknęła na nim mętnym, powracającym do sprawności, spojrzeniem.
    — C…Co teraz… ze mną będzie? — zapytała drżącym obawą głosem. Zupełnie tak, jakby jeszcze chwilę temu nie chciała, żeby ją zabił. A teraz, kiedy rzeczywiście mógł to zrobić, zmieniła zdanie. Otóż – nie. Natomiast szok przysłonił to pragnienie. Logikę też.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyCzw Sty 04, 2024 1:12 am

Przez ten cały czas, nie ściągał dłoni z twarzy. Trwał tak, zaciskając palce na skalpie. Cała sytuacja odtwarzała się w jego głowie już któryś raz z rzędu. Pod wpływem wniosków, do jakich dochodził, mimowolnie kręcił głową w zaprzeczeniu. Potem powoli nadchodziło wyparcie. I zaraz schodziło, żeby mogła przyjść inna w kolejce reakcja. Oko zaszkliło się pod wpływem zebranych emocji. Obraz przerażonej Rose to było coś strasznego, rozdzierającego serce. Pal licho, kiedy przypominał sobie wykrzywione w niesmak twarze wszystkich, których wcześniej spotkał. Jakoś zawsze łatwo przyjąć było mu rolę brzydkiego, odrażającego podczłowieka.
Ale czarnowłosa to kompletnie inna bajka. To z nią się całował. To ona najwyraźniej stwierdziła, że był jakkolwiek wart tych pocałunków i wspólnie spędzonych chwil. Zakochał się w niej bezpowrotnie - on, wampir, czyli potwór, w dodatku z pięćdziesiątką na karku. Niby taki dorosły i trochę lat za sobą, a jednak serce miał nastolatka. Niby wcześniej obiecał sobie, że nie będzie już więcej wchodzić w bliższe kontakty z ludźmi, ale jednak to zrobił. Serce nie sługa, to absolutny fakt. Może i nawet lepiej, bo jeśli istniała jakakolwiek wizja na ich wspólną przyszłość, była ona bardzo mroczna. A jedną z nich było czyhające potencjalne bycia zeżartym od środka.
Wzdrygnął się, kiedy usłyszał jej głos, a potem wyprostował się na krześle i rozsunął palce tak, żeby mógł ją dostrzec, wciąż po części zasłonięty.
- Czego ode mnie oczekujesz? - Spytał cicho i w końcu opuścił dłonie. Zmęczenie, jak i targające go emocje wyraźnie odznaczyły się na jego twarzy. - Tamtego dnia poszedłem do Mole. I zastałem cię w pokoju brutalnie pobitą. Kość udową miałaś roztrzaskaną w drobny mak. A twojej opuchniętej twarzy nigdy nie zapomnę. Nie było żadnego wypadku. Skoro jednak myślisz, że jestem czymś gorszym, niż człowiek, który ci to zrobił... Nie mogę cię tu trzymać wbrew twojej woli. Skoro myślisz, że w Mole przywitają cię z otwartymi ramionami i będą traktować lepiej niż tutaj, nie mogę cię tu zatrzymać. - Rzekł bardzo cicho, wplatając dłoń we włosy. Łokciem oparł się o biurko, a wzrokiem uciekł od jej przerażonej miny.
- Wtedy, u Rodneya... Mówiąc, że mogę ci zrobić krzywdę... Miałem na myśli brak kontroli... Przez krew... - Wydusił z trudem. - Ale w życiu bym ci nie zrobił tego, co zrobił ci ten potwór. Przecież, kurwa, znamy się już trochę czasu... Czy kiedykolwiek ci coś zrobiłem? - Wyszeptał, a dłoń z powrotem zakryła oko, chcąc zatuszować pewną niewielką zbrodnię, jakiej dopuściły się emocje. Zamilkł, zaciskając usta w cienką linię. Musiał stłumić to, co w nim wzrastało, żeby nie pokazać słabości. Był przecież dużym chłopcem.
- Wolałbym, żebyś została. Jeśli nie dla mnie, bo się mnie brzydzisz, to pomyśl o Maxie. On też... Pomógł ci wtedy i może mieć przez to kłopoty. - Kontynuował, kiedy się nieco uspokoił, ale dalej nie był w stanie spojrzeć w stronę Rose. Nawet nie zastanawiał się nad tym, co mówił. Nie do końca. Nie wiedział, ile czarnowłosa sobie przypomniała. Tak samo, bladego pojęcia nie miał, czy w ogóle pamiętała to, co się stało z nią wtedy w Mole. Po prostu, słowa zaczęły same z niego wypływać. Nie miał nic do stracenia. Ten rodzaj spojrzenia w jej oczach wyraźnie mu to zasugerował. Ba, było to bardziej, niż pewne, że został skreślony. Bała się go, brzydziła, nienawidziła. Możliwe, że darzyła go wszystkimi najgorszymi uczuciami. - No i, przede wszystkim, dopiero co niektórzy widzieli cię zmasakrowaną w Mole, a teraz chodzisz, jakby nic ci się nie stało. Więc... Po prostu cię proszę. Zostań, na razie. Po tym, co ci powiedziałem, nie możesz beztrosko paradować po mieście. I nie mów nikomu... O mnie. - Dodał, a dłonią sunął ku górze, żeby przeczesać włosy i wprawić je w jeszcze większy nieład. W końcu opuścił ramię i odważył się spojrzeć na Rose.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyCzw Sty 04, 2024 2:26 am

    „Co teraz ze mną będzie?” ukrywało szereg pytań — zjesz mnie, prześwięcisz, strącisz do piekła? Właściwie… Co robiły wampiry poza piciem krwi i z jak ogromnym zagrożeniem stawała do pojedynku, a jeśli tak, to czy było większe niż to, co czekało na zewnątrz? Ciężko było jej ocenić. Popkultura, którą znała, była uboga w informacje na temat istot nadprzyrodzonych. Prędzej uwierzyłaby w kosmitów, niż ludzi, którzy muszą żywić się juchą. Tymczasem nie udowodniono jeszcze istnienia zielonogłowych stworów, a pijawek – już tak, bowiem „dokonała” tego własnoręcznie. Najstraszniejsze było jednak to, że nawet nie mogła temu w żaden sposób zaprzeczyć: zwalić na rząd, szum informacyjny, teorie spiskowe. W oczach Róży na dobre zagościły obrazy dowodzące tego, iż doświadczone jakiś czas temu przeżycia były prawdziwe. Zdawała sobie sprawę, że znacząco odbiega od zdrowia w kwestii psychiki, ale… Ale tego była po prostu pewna.
    Potem gdy Sava zaczął mówić, zrobiło się jeszcze gorzej. Strach wymieszał się z wdzięcznością, drgające z trwogi usta z tymi, które puchły od pocałunków i składały prośbę o powtórkę, miłość z nienawiścią, a radość zastępowana była przez paniczną chęć ucieczki z całej tej sytuacji. Tyle że nie było dokąd. Jeśli dobrze myślała, minęło parę dni. Polly na pewno zdążyła uznać, że uciekła. Zresztą, nawet gdyby ją przyjęła… Przyszłość nie mogła różnić się od tego, czego tak nienawidziła w przeszłości. Obce ręce, obce języki, obce członki, przemoc, narkotyki. Wszystko, co najgorsze. Jedynym powodem, dla którego tak kurczowo trzymała się spódnicy burdel matki, był fakt, iż gwarantowała odzyskanie kontaktów z Emily. Sęk w tym, że i ta opcja zniknęła bezpowrotnie. Co więcej – może i dobrze się stało. Oczywiście, na ten moment myślała zupełnie inaczej i serce rozdzierało jej się w piersi. Kto wie: mówią, iż czas leczy rany. Pojawianie się w życiu dziewczynki mogło przynieść więcej przykrości, niż pożytku; nie była w złych rękach, a Rose, cóż, nawet teraz, ze świadomością jak bardzo ją kocha, pewnie nie byłaby najlepszym wzorcem matki. Tak chyba miało być. Wszystko złożyło się w całość. Pokręconą, trudną w przełknięciu, smutną całość, którą odbierała wymęczonymi zmysłami.
    Odobescu miał jednak rację – cały ten czas, gdy się spotkali, był tylko i aż wytchnieniem od trudów codzienności. Nigdy nie sprawił jej kłopotu. Znaczy – tak, sprawił, ale teraz, znając wyjaśnienie tych dziwnych zachowań, mogła spojrzeć na to inaczej. Nie było już miejsca na domysły. On się bał. Tak, jak bała się i ona. Oboje się bali – samych siebie, nawzajem, wszystkiego, co było na tym świecie. Byli niewolnikami, choć z kompletnie różnych powodów. I jasne, Sava-wampir był przerażający. Ale… Tyle czasu był po prostu S a v ą. Nadal mogło tak być. Chyba. Mogli żyć jak dawniej, a nawet lepiej, bo razem. Zresztą, nawet nie było nad czym się zastanawiać – zgodnie z jego słowami, po prostu, nie miała wyboru. Musiała zaufać ślepej intuicji. Tej samej, która zawsze zaprowadzała ją w ślepy zaułek. Może tak będzie i tym razem – tyle że już naprawdę nic nie miała do stracenia. W obłąkaniu nawet tak niespójne myślenie było uzasadnione.
    Skrzywiła się w ni grymasie, ni płaczu i potrząsnęła głową, chcąc strzepać z siebie te myśli. Kurwa, one były jak rzep. Nie chciały odpuścić. Raz po razie przywoływały ciepłe obrazy; czytanie książki, muzykę, którą dla niej przyniósł, pocałunki, przytulenia, to, że ją uratował. Może od śmierci, może jedynie od kalectwa. Może przed samą sobą, gdyż doskonale wiedziała, kim jest klient Evy, a mimo to zdecydowała się oszczędzić jej cierpienia i wziąć cały ten ciężar na własne barki. Czyniła to wtedy świadomie. Wbiła metaforyczny nóż w trzewia i kręciła nim niby wskazówki zegara. Robiła tak przecież całe życie – umęczała się w imię… Czego? Taki rodzaj cierpienia nigdy nie będzie mieć uzasadnienia. Rzeczywistość nie była kolorowa. Nie wszystko dało się naprawić. Nie wszystko odpokutować. Może, choć to jedynie przypuszczenie, musiała pogodzić się z faktem, że życie nie będzie normalne. Może nigdy nie było. Może musiała złapać resztki „normalności”, ułożyć ją na nowo. Z nim. Uciec od przeszłości, przekreślić ją raz na zawsze, żyć choćby i w zamknięciu.
    Bo przecież… Gdyby miała wybór, nigdy nie odważyłaby się na bycie nawet z normalnym Savą. Teraz, jednak kiedy koleje losu same zadecydowały… Cóż, w tym wszystkim był dla niej dobry. Pomijając tajemnice, które w tym momencie przestały być tajemnicami. Pomijając szereg nieprzyjemnych doznań, wynikających jedynie z powyższego. Pomijając nawet jej własne, trącające idiotyzmem i niestabilnością zachowania, które mu serwowała. Znosił to wszystko. Sam. Był bardziej samotny niż ona. A to dopiero przykre.
    Cały czas monologu milczała, a jej źrenice rozszerzały się i kurczyły. Trzęsła się cała. Mało tego, miała nawet wrażenie, że jest o krok od kolejnego omdlenia. Ono jednak nie nadchodziło. Zawieszony na nim wzrok świdrował tylko mocniej i mocniej. Nawet gdy chciała uciec, wetknąć go gdzieś w kąt, może nawet samej się w nim schować… Tęczówki, jak zamrożone, nie poruszyły się nawet o milimetr. Nerwowo przymykała powieki, raz szybciej, raz wolniej – jakby nadawała sygnały MORSem.
    Skończył. Nawet wtedy się nie odezwała. Trwało to pięć, może dziesięć minut, gdy z na wpół rozwartymi ustami i ciałem uniesionym w tułowiu próbowała przetworzyć wszystko, co powiedział. Wyglądała jak statua pieprzonej rozpaczy i strachu. Wszystkie wymienione w głowie Savy reakcje były widoczne na jej twarzy: i strach, i obrzydzenie, i nienawiść. Ale było też coś jeszcze. Coś, czemu pomogła patowa sytuacja. Coś, co zrozumiała w szpitalu i od tamtego momentu nie potrafiła z siebie wyrzucić. Impuls. Impus silny niczym wybuch Supernovej. Niemożliwy do zignorowania. Nie potrafiła patrzeć, jak cierpi. Odwrócić wzroku i uciec przed konsekwencjami tego, co oswoiła – również. On też nie mógł już uciec.
    Zeszła niezgrabnie z łóżka. Chwiejnym, wątpliwym krokiem dotarła do zwieszonej sylwetki Savy. Niepewnie wyciągnęła ramiona w kierunku jego głowy. Trwało to ledwie parę sekund, ale odczuwanie było na poziomie wieczności. Przyciągnęła go do siebie. Cholera, nie mogła inaczej. Zakochanie to gorzej niż szaleństwo. A jeśli występuje i jedno, i drugie, to w ogóle klękajcie narody. Tym bardziej, jeżeli naczyniem jest prostytutka-ćpunka z wykolejonym życiorysem.
    — Nic z tego nie rozumiem... Jestem... Jestem skołowana i przerażona.... Wiem, co widziałam... A mimo to... Nie potrafię tego przyjąć do świadomości. Mam tyle pytań... Ale tylko na jedno znam odpowiedź… — urwała, gdy serce zaczęło łomotać w piersiach tak, że wyrwało część zdania. Oddychała ciężko i łamanie, trzęsła się. Czy się bała? Oczywiście, kurwa, że tak. Ale jak miałaby tego nie robić, gdy ten, kogo trzymała w ramionach, był zwyczajnym potworem. Potworem, którego kochała. To uczucie było silniejsze niż strach, silniejsze niż rozum. Silniejsze niż cokolwiek, co miała wpisane na twarzy. Prawda zwyciężyła nad fałszem. I nawet ta najgorsza, najmroczniejsza, była lepsza niż kłamstwo. Miał rację. Wszelkie monstra i ich potworności bledną przy tym, czego jest w stanie dopuścić się człowiek. Przecież… Mogli udawać, że ten cały wampiryzm to choroba, prawda? Nieuleczalna. Przecież każda choroba ma swoje przywary, a mimo to jest się razem. Miłość trwa w zdrowiu, pomimo chorób i przeciwności, prawda? Może to jakoś ułożą… Może Róża kiedyś pojmie to świadomie i będzie w tym trwać nawet wtedy, gdy odzyska rezon i logiczne myślenie. Kto wie. — Widziałam... wiele potworów. Ty... Z nich wszystkich... Jesteś najmniej potworny.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyCzw Sty 04, 2024 12:28 pm

Słowa same pchały się na zewnątrz. Właściwie, gdyby mógł, to wykrzyczałby to wszystko. Zupełnie, jak dziecko. I teraz, gdy już wypowiedział znaczną część tego, co leżało mu na sercu, miał ochotę po prostu uciec. Właśnie tak, jak dziecko. Przyjść, nakrzyczeć, tupnąć nogą, obrócić się i wybiec. Szczególnie, że kiedy utkwił wzrok w Rose, ta dalej patrzyła się w niego z tym samym obrzydzeniem i strachem, co przed chwilą. Nic nie wskazywało na to, że sytuacja się polepszy. Patrzył na nią krótko, bo nie mógł znieść tego spojrzenia. Odwrócił głowę, kiedy mózg zaczął podsuwać obrazy z przeszłości, kiedy to matka darzyła go takimi samymi emocjami. Historia lubiła się powtarzać. Gdyby się zastanowić nad tym głębiej, może nie bez powodu Rose przyciągnęła wampira.
- Powiedz coś... - Odezwał bardzo cicho, nie mogąc znieść tej ciszy, jaka między nimi nastała. Rose po prostu siedziała na łóżku sparaliżowana, z otwartymi ustami i wyglądała, jakby zobaczyła ducha, ale... Czysto teoretycznie, nie można było jej za to winić. To coś, co widziała przed sobą, nie było człowiekiem.
Jednak Rose nie uchyliła się nad jego prośbą. Jeszcze. Zamiast tego wstała, a Sava spoglądał na nią niepewnie. Zaczęła iść w jego kierunku. Kiedy stanęła tuż przy nim, jakby odruchowo odchylił się w przeciwną stronę. Przecież się go bała, dlaczego miałaby więc podchodzić...? Przełknął głośno ślinę. Otworzył szerzej oko, kiedy dostrzegł, jak kobieta wyciąga ręce w jego stronę i... Po prostu ujęła jego głowę, żeby w prostym geście przyciągnąć do siebie. Zamrugał intensywnie, ale nie ruszał się w ciężkim osłupieniu. Chcąc, nie chcąc, utopił część twarzy na wysokości jej mostka i po prostu... Patrzył w dół, jakby miał coś wyczytać z podłogi. Znowu poczuł się obserwatorem swojego własnego życia. Nie wiedział, co zrobić i jak zareagować. W końcu, do jego ucha doleciały niepewne, przerażone słowa czarnowłosej.
Widziałam... wiele potworów. Ty... Z nich wszystkich... Jesteś najmniej potworny. Milczał jeszcze przez dłuższą chwilę, ani też dalej nie odwzajemniał jej objęcia. Już sam się po prostu w tym wszystkim gubił. Bała się go, widział to po niej, słyszał przyspieszone bicie jej serca. Z drugiej zaś strony, podeszła, żeby się przytulić. Gdyby się zastanowił poważniej nad całą tą sytuacją, doszedłby do wniosku, że na każdym kroku odwalały się takie fikołki i wszystko drastycznie zmieniało przebieg wydarzeń. Nie nadążał.
- Ja już nie rozumiem nic. - Powiedział bardzo cicho. - Nie zniosę więcej tego, w jaki sposób na mnie patrzysz. Ja wiem, że to, co ci powiedziałem, zmienia wszystko. Nie masz powodu, żeby się mnie bać... Niektórych sytuacji można po prostu uniknąć. Na przykład, kiedy nie jesteś... Za blisko... - Dodał, ale wcale nie odsuwał się ani jej nie odpychał, mimo iż właśnie zasugerował, że właśnie tak byłoby lepiej dla nich obu. - Kiedy nie jesteś za blisko, nic złego się nie wydarzy. - Dokończył, wciąż niepewnie i cicho, tępo wpatrując się w podłogę. Nie chciał na nią patrzeć. Ta bliskość zapewniła mu częściową ucieczkę od jej przerażonego spojrzenia. Bardzo chciałby jej powiedzieć, że chciałby, aby to, co wydarzyło się u Rodneya, wróciło. I trwało dalej, między nimi. Ale teraz... Jak Rose byłaby w stanie całować usta, które regularnie musiały żywić się krwią?

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyCzw Sty 04, 2024 1:12 pm

    Rose stała nieruchomo. Inaczej – ruchomo, bo patykowate nogi kobiety uginały się pod naporem strachu, który zdawał się tylko i wyłącznie rosnąć. Serce obijało się o żebra niczym pieprzony dzwon kościelny. Przełykała ślinę, raz na jakiś czas, jakby ta pompująca się adrenalina wywoływała ślinotok. Mimo to, po prostu nie chciała odchodzić. Teraz. Może później też. Chociaż to drugie nie było pewne, bowiem aktualny stan, w jakim znajdowała się Róża, wybaczał naprawdę wiele. Już po samym zachowaniu u Rodneya można było dojść do wniosku, że w innych okolicznościach najpewniej przebiłaby głową ścianę, byleby tylko wydostać się z patowej sytuacji. Ale w tym szaleństwie była metoda. Szaleństwie z trwogi, szaleństwie z uczuć. Kiedy człowiek traci zdrowy rozum, bynajmniej nie czyni rzeczy logicznych. Dzieje się wręcz odwrotnie – popada w ciąg zaprzeczających sobie czynów. Płacze, śmieje się, płacze… I tak w kółko. To właśnie robiła – mętniała, milczała, zamykała usta paniką, a zaraz stała przed nim, przy nim, z matczyną czułością przesuwając palcami po skalpie. Ciepło znów kontrastowało z chłodem. Podobnie zresztą słodycz z goryczą.
    — W porządku… Nie... Nie będę patrzeć — stwierdziła, a jej głos nie przybrał żadnej konkretnej nuty. A matka mówiła, by nie drażnić lwów w zoo. Znaczy – czyjaś na pewno. Jej własna prędzej by umarła, niż wydała swoje pieniądze na zabranie jej do ogrodu zoologicznego. Radość dziecka, małej Rose, była na bardzo odległym miejscu w hierarchii spraw ważnych i ważniejszych. Nic zatem dziwnego, że nawet to trefne, wampirze, źródło miłości uznała za coś, nad czym warto się pochylić. A może było inaczej. Nigdy przed nikim nie otworzyła serca i myśl, że popełniła w tej materii błąd, potworny, nie pozwalał odpuścić? Cóż, opcji było wiele. Na ten moment     Rose zmieniała zdanie częściej niż skarpetki. Choć, koniec końców, naiwnym byłoby oczekiwać czegoś innego. Straciła wszystko, a teraz przyszło jej mierzyć się ze świadomością, że mężczyzna, do którego żywi uczucie, to jakiś pieprzony wampir. Całe szczęście w tym, że ciasny umysł skutecznie chronił kobietę przed jakąkolwiek światłą myślą. Głupota ma swoje plusy.
    Westchnęła z ciężkością, wyrzucając z siebie nie tylko powietrze, ale wciąż trawiący ją stres. Naturalnie, nie w całości, bo to niemożliwe, ale część, ledwie szczyptę, szczyptunię. Racjonalizowanie nieracjonalnej rzeczywistości, fikołki logiczne, odbijanie się od myśli, że Sava był demonem, wysłannikiem szatana, jakąś zjawą, aż do stwierdzenia, że wampiryzm da się wyleczyć. Wypierała każdą myśl. Zamieniała, miksowała. Tak właśnie działa psychika człowieka: w odpowiednim momencie prasuje zwoje mózgowe. Poza tym, tak; owszem, Rose mogłaby tworzyć filmy z żółtymi napisami i być bohaterką jakiegoś ruchu foliarzy. Umysł miała równie nietknięty normalnością, co tamci. Tylko wariaci są coś warci, nie?
    — Złego… Sava… Ja… Ja… nie mam już nic — powiedziała, łapiąc za podbródek mężczyzny i ciągnąc palcami w górę. Cóż, lepsze zaszklone gałki oczne niż zapłakane. Odbijał się w nich potężny strach, zamroczony górą innych problemów. Wróżki, wampiry. Może to jakiś żart. Sztuczka. Wszystko można było wyjaśnić. Jakoś. Taką miała nadzieję. — Nic… prócz ciebie… Nie wiem… Wtedy, u Rodneya… Nie zrobiłeś mi krzywdy, prawda? Może… da się to cofnąć… Twoją chorobę?

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyCzw Sty 04, 2024 7:13 pm

Teraz jego wewnętrzne dziecko bało się opuścić schronienia, jakie Rose dała mu w swoich objęciach. Schronienie, o ironio, przed nią samą, a raczej jej spojrzeniem. Szczerość kosztowała go sporo. Prawda zawsze była ciężka, ale chyba najtrudniej przyznać mu było otwarcie, przed samym sobą, co mu siedziało w głowie. Nie potrafił już filtrować odpowiednio tego, co wychodziło z jego ust. Rose mogła się przestraszyć i odsunąć od niego, kiedy przypomniał o istniejącym ryzyku, jakie wiązało się z byciem "za blisko". Ale czarnowłosa nie odsunęła się, zamiast tego, westchnęła głęboko.
W końcu sięgnęła do jego podbródka. Najpierw zareagował z delikatnym oporem, ale uległ jej dotykowi. Wlepił w nią spojrzenie. Zaszklone oko zdradzało, że zwyczajnie bał się tego wszystkiego. A szczególnie odrzucenia z jej strony. Tak to działało, kiedy zaczynało na kimś zależeć. Niemniej jej ton, reakcja i mimika, póki co, nie mówiła, że bała się go dalej - a bynajmniej nie w takim stopniu, jak jeszcze kilka minut temu. Inaczej nie podeszłaby przecież, nie przytuliła, nie mówiłaby do niego. Wysłuchał jej do końca i wspomnieniami wrócił do tego, co stało się u Rodneya.
- Na to nie ma lekarstwa. - Odparł po chwili namysłu i wyswobodził się z jej objęć. Gdyby nie okoliczności, może nawet by się zaśmiał, jak bardzo określenie "choroby" pasowało na wampiryzm. Dla niego właśnie niczym innym to nie było, jak uciążliwą klątwą albo właśnie chorobą. I to w dodatku taką, która pozbawiała go absolutnie z człowieczeństwa. - U Rodneya dwa razy niewiele brakowało, żebym cię... Ci coś zrobił. - Poprawił szybko, chcąc jaśniej nakreślić sytuację, w której wtedy się znalazła. Jak bardzo blisko była zagrożenia. Tylko, że tak jawne mówienie o gryzieniu było bardziej niż wstydliwe. - Najgorsze w tym wszystkim jest to, że chcę cię mieć blisko, zawsze... - Dodał, łapiąc ją za nadgarstek, sugestywnie nakłaniając ją, by usiadła mu na kolanach. - ... Ale rozsądek podpowiada, żeby trzymać się od ciebie z daleka. - Dokończył szeptem tuż przy jej uchu, kiedy objął ją ramionami. Nosem przetarł po skórze policzka czarnowłosej. Jej zapach go uspokajał, ale nie posuwał się dalej, bo bicie serca uderzało mu do uszu. Dalej się bała i miał to na uwadze, choć ta była mocno rozproszona w jego obecnym stanie. - Każde nasze zbliżenie może skończyć się źle, ale nie chcę robić nic wbrew twojej woli. - Dodał jeszcze, schodząc ustami niżej i musnął ją w szyję.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyCzw Sty 04, 2024 11:25 pm

    — Można… złagodzić objawy? — zapytała, siląc się na odszukanie szczypty nadziei.
    To, że odpowiedź była oczywista dla wampira to jedno. Dla Rose nie była. Musiała odkryć zasady całkiem nowego świata. A to nigdy nie jest proste, zawsze trzeba zabłądzić na ścieżkach rozumowania. Wroga trzeba poznać. Na ten moment bała się samej nazwy w a m p i r, aniżeli rzeczywistych konsekwencji.
    — Ale nie zrobiłeś — zauważyła, całkiem zresztą słusznie. Wtedy się powstrzymał. Teraz też mógł. Dwa do dwóch. Proste jak zabrać dziecku lizaka. Tyle że nie. Ale wolała przylgnąć do tego rozwiązania, niźli tego, że rzeczywiście trzymała w ramionach tykającą bombę. Wampira, który… No właśnie – co? Tak wiele pytań. Nieułożonych, chaotycznych, wypowiadanych raz z trwogą, innym razem ze smutkiem, trzecim zaś z niepewnością. — Czy… to jest jak na filmach? Twoje… oko… To przez to? Umrę… jeśli to się stanie? Co się… stanie, jeśli… Tego nie powstrzymasz?
    Uległa pokusie. Z gracją, a to dziwne w przypadku Rose, zajęła miejsce na kolanach Odobescu – prawym bokiem opadła na tors, głowę przewiesiła przez obojczyk, a wolną (lewą dłoń) zatrzymała na splocie słonecznym mężczyzny. Bicie jego serca, nawet ledwie wyczuwalne, epizodyczne, sprawiało, że czuła się spokojniej. To uczucie musiało rodzić się w człowieku już wtedy, kiedy jeszcze znajdował się w łonie matki i pierwszy dźwięk, jaki poznaje, a kojarzy mu się z bezpieczeństwem, to właśnie rytm pracującego organu rodzicielki. Przymknęła oczy w nadziei, że na moment zatrzyma tym samym czas. Że już nie pojawią się kolejne, coraz dziwniejsze i trudniejsze w przetrawieniu rewelacje, wywracające wszystko, co dotychczas wiedziała, do góry nogami. Tych przewrotów było za dużo.
    — Mój… mój rozsądek… podpowiada, że to się nie dzieje naprawdę — powiedziała z beznadzieją. I, cóż, nie kłamała – tylko dzięki wżerającej się w podświadomość idei, jakoby wszystko to, co właśnie się działo, wcale nie miało miejsca w rzeczywistości, jeszcze nie uciekła. „Chorobę” Savy zdążyła rozłożyć na czynniki pierwsze i obrócić w każdą stronę, a nawet wyrobić jak bryłę gliny pod własne potrzeby. Ciężko bowiem było jej przyjąć, że świat wcale nie był pozbawiony… Magii? Klątw? Właściwe, nie wiadomo czego: rodzili się tacy czy mutowali, kto i jak. Mroczny przemarsz orszaku pytań zataczał piąte koło pod czaszką kobiety. Niemniej, żadna moc, żadne zaklęcia nie miało szans z płonnym, znanym ludziom od początku dziejów, uczuciem. Miłość była bowiem silniejsza niż nienawiść, dominowała nad każdą emocją i to właśnie na jej kanwie budowano, niszczono, wnoszono, burzono. Była wszystkim. Jedyną pewnością w morzu niepewności, na którym dryfowała. Jedyną myślą, którą, kiedy złapała, ciasno ściskaną w obu dłoniach.
    Przesunęła lewą dłonią do policzka mężczyzny. Była ciepła, uspokajająca. Bezwstydnie czerpała z dotyku jego skóry niczym sukkub; wysysała resztki spokoju i wchłaniała we własne ciało. Zawsze tak na nią działał. Kiedy po raz pierwszy złapali się za ręce, w kościele, miała ochotę nigdy więcej jej nie puścić. I teraz, zupełnie jak wtedy, też nie zamierzała. Różnica była jednak taka, że zaciśnięte na nadgarstkach kajdany przeszłości opadły z hukiem na podłogę i pozwoliły, by w ten jeden moment największej potrzeby, swobodnie i „beztrosko” pozwalać sobie na podobne czyny.
    — Zbliżenie? …Woli? — powtórzyła niepewnie, gładząc lico Savy. Zaraz jednak palce, te nośniki małych ogników gorąca, odlepiły się od skóry mężczyzny w reakcji na niespodziewaną pieszczotę. To był ten moment, tak. Wiedzieli, że ten romantyczny świat, który sobie, szaleni, budowali, wali się w gruzy, i chyba szukali schronienia w mrocznej warowni pożądania. Ścisnęła wargi, chcąc powstrzymać wędrujący gardłem mimowolny jęk. Co, całe szczęście, w porę wygłuszyło oznaki widocznego i słyszalnego pragnienia „więcej”. No tak, ludzie to jednak zwierzęta – płoną państwa, upadają rządy, cierpią głód, dowiadują się o istnieniu wampirów, a i tak organizm dąży do prokreacji i pochodnych. Zabawne. Mroczne, ale zabawne.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyPią Sty 05, 2024 12:54 am

- Objawy...? - Powtórzył, lekko marszcząc brwi. - Nie. To jak... Taki rodzaj choroby autoimmunologicznej, na którą nie ma lekarstwa. - Wyjaśnił na swój pokrętny sposób. Pytała się, zaczęła do niego rozmawiać. Mimo, że w pewnym sensie dalej czuł zmieszanie i targały nim duże emocje, zadawanie mu pytań okazało się nie być takie głupie... Przynajmniej odwracało go to od tych paskudnych myśli.
- Tak, to przez to. - Przyznał od razu. Spiął się i zacisnął ręce mocniej - ale dalej nie za mocno - na czarnowłosej, kiedy zadała pytanie o swoją śmierć. Całe szczęście, że nie mogła już widzieć jego miny. Jego usta wykrzywiły się nieznacznie w grymas, co świadczyło o tym, że nie był to łatwy temat. - To działa tak, jak w filmach. Nie wszystko, ale te najbardziej stereotypowe cechy już tak. Żeby funkcjonować, potrzebuję krwi. - Urwał, wtulając się w nią jeszcze bardziej, jakby bał się, że ucieknie przez to, co właśnie powiedział. Ba, nie wykluczał, że tak mogłoby się stać. Kto chciałby usłyszeć kiedykolwiek, że w każdej chwili może skończyć jako deser? - ...Istnieje ryzyko, że mogę pozbawić cię takiej ilości krwi, że... Że stracisz przytomność albo... Sama wiesz. Małe, ale istnieje. Bardzo trudno nad tym zapanować. - Wyjaśnił bez owijania w bawełnę. Tutaj nie było "miłość przezwycięży wszystko". Nie było romantycznej śmierci z rąk (ust?) swojego wampirzego partnera. Znaczy, to drugie prędzej. Natomiast, nie chciał, żeby ciemnooka łudziła się, że Sava był w stanie kontrolować się w stu procentach. Jasne - miał na to jakiś wpływ. Przy napadach psychozy często doprowadzał się do zagłodzenia. Jakiś jego próg był w stanie przetrzymać. Niemniej, bliskość z istotą żywą, człowiekiem, tak jak teraz, to prawdziwe wzywanie.
W jednej chwili dostaje z liścia, w drugiej zostaje przytulony. Już i bez tego był wystarczająco zgubiony. Rozsądek... Mówił o rozsądku, ale serce nim się nie kierowało. Dopiero co powiedział, że powinien się trzymać z daleka i że zbliżenia są niebezpieczne, ale przyciągnął ją, by usiadła mu na kolanach i przytulał, jakby wcale nie rozmawiali o potencjalnej śmierci.
- Domyślam się, że trudno to zrozumieć. - Przyznał cicho i przymknął oko w reakcji na dotyk na jego policzku. Rose nie wycofywała się, jeszcze. Dlatego właśnie pozwolił sobie na tę niewinną pieszczotę, jakim był pocałunek w szyję. Szum krwi znowu wwiercał mu się w uszy. Ustami czuł ten nieznaczny ruch skóry, który powstawał pod wpływem pulsującej tętnicy. Pachniała słodko, ale bardziej niż krew, żądał po prostu bliskości. Rose pachniała po prostu sobą. Ten zapach kojarzył mu się z nią i dobrymi chwilami. Nie tylko on był dla niej ostoją i ucieczką od trosk. Ona dla niego również.
- Dobrze słyszałaś. - Powiedział półszeptem, składając kolejny pocałunek. Bliskość i spokój, jaki ze sobą teraz niosła ciemnooka, przyćmiła złe myśli. - A co robiliśmy u Rodneya? - Spytał nagle, pozwalając sobie na delikatny uśmiech i znowu - pocałunek. Szedł coraz wyżej. - O takim zbliżeniu mówię. Takim, jak teraz. - Mruknął i jedną rękę położył na udzie Róży, chcąc ją przycisnąć do siebie jeszcze bardziej. - ...Każde takie zbliżenie może skończyć się tym, że mogę ci się wgryźć w szyję, a nie chcę robić nic wbrew twojej woli. - Wyjaśnił bez najmniejszych skrupułów, wyraźnie pochłonięty pieszczotami skóry czarnowłosej. Mówił jedno, robił drugie. A właściwie, to nie wiedział w ogóle, co robił. Stracił zdolność do logicznego myślenia, podobnie jak Rose.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyPią Sty 05, 2024 1:39 am

    Przełknęła ślinę, a wszystkie mięśnie, jakie miała, spięły się w tym samym momencie. Krew. Potrzebował krwi, żeby funkcjonować. Krew to pokarm dla podobnych mu istot. Stereotypowo, przynajmniej. Jeśli Rose zostanie – całkiem możliwe, że stanie się zwierzęciem, byle kawałkiem mięsa. Jeśli odejdzie – też, ale z rąk obcych ludzi. Ani jedno, ani drugie, nie napawało ją optymizmem. Może warto było wrócić do tematu samobójstwa? Nie chciała być Syzyfem toczącym całe życie głaz pod górę. Niemniej, prawda była następująca – powrót do ‘Mole to wyrok, jeśli nie śmierci fizycznej, to przynajmniej tą duszy, a pozostanie w tym miejscu, to ryzyko. R y z y k o. Pewnie i niepewne zarazem. Szybki wyrok czy codzienna myśl, czy to już dziś. Pytanie dnia. Bardzo istotne.
    — A… można zapobiec? — znów wystosowała pytanie, które miało za zadanie uporządkować wiedzę.
    Życie O’Brien nie miało już żadnego celu, a życie bez nikogo u boku już tym bardziej trącało bezsensem. Nie miała ani pracy, ani „rodziny”, ani czegokolwiek innego. Wszystko zaczęło się i skończyło w ‘Mole. A Odobescu, cóż, był teraz jednym czynnym źródłem. I jeśli rzeczywiście miała stać się jej krzywda, to wolała, by była zadana jego ręką. Sam przecież mówił, że ktoś jej szuka i raczej nie po to, by rozłożyć czerwony dywan, po którym wróci do Hangover. I tak istnienie wampirów ją przerażało. Sęk w tym, że nie bardziej, niźli potwory z zewnątrz. Wszędzie była pieprzona hierarchia – również w zagrożeniach. Oszalały i wyjałowiony umysł kobiety mówił, że to ryzyko, bycia na jego łasce, nie jest większe, niż wyjście i powrót na „stare śmieci”. Przynajmniej teraz, dziś, dopóki sprawa nie ucichnie. Siedzieli na beczce prochu i powoli zdawali sobie z tego sprawę. Ona zdawała sobie sprawę.
    Róża oddychała z ciężkością. Raz, że z podniecenia, nad czym bynajmniej nie mogła zapanować. Ot, ludzki organizm plujący na wszystko, gdy pojawi się to specyficzne uczucie w podbrzuszu. Dwa, ze zwyczajnego pokręconego strachu, który znowu do niej wrócił. Sava, bazując na tym, co mówił, był niebezpieczny, fakt. Ale właśnie tego pragnęła – śmierci, zniknięcia. Przecież to właśnie jemu podała nóż z prośbą o oszczędzenie dalszego wstydu, a gdy zignorował błaganie – uderzyła go z wściekłości. Skrzywiła się, choć wyraz jej twarzy nie był widoczny, to mocniej zaciśnięte palce prawej ręki wskazywały, że coś ją ruszyło. Mimo to – nie przeprosiła. Jeszcze.
    — Czy to… boli? Jak… bardzo? Czy wtedy ja… ja też? — W głowie miała wiele kwestii, ale nie potrafiła ich wyłapać, kiedy mężczyzna raz po razie wytrącał ją z toku myślenia to pocałunkami, to ręką na udzie. Dotąd zgarbiony kręgosłup wyprostował się nagle, chociaż pozycja głowy nie zmieniła się ni milimetr. Obiecała nie patrzeć – więc nie patrzyła. Ta przysięga służyła nie tylko jemu, ale jej również. Głupio byłoby się przyznać, że to, co robił, działało zupełnie inaczej, niż powinno, biorąc pod uwagę jej wiek i profesję. Powinna była się wycofać. Ludzie mają jednak przewrotną naturę: im bardziej czegoś mieć nie może, tym mocniej tego pożądają. I o ile z pożądaniem łatwo wygrać. O wiele trudniej jest wygrać walkę z własnym sercem. To wszystko było tak cholernie skomplikowane i poplątane. Przymknęła oczy i opadła z ciężkością. Czuła się tak, jakby przebiegła maraton. Morfeusz rozpaczliwie nawoływał do udania się w jego ramiona.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyPią Sty 05, 2024 2:17 am

Sava cierpliwie pokręcił przecząco głową. Zapewne, gdyby był bardziej trzeźwy na umyśle, jakoś by sobie zażartował, ale dalej nie było tutaj miejsca na dowcipy.
- ...Nie. No chyba, że chcesz mnie zabić. - Stwierdził z nieadekwatną beznamiętnością. Jakby się tak zastanowić, to śmierć przecież stanowiła rozwiązanie na wszystko. Rose mogłaby go tak zapobiegawczo, po prostu, zabić. Wtedy nie stanowiłby żadnego problemu. Był wampir, nie ma wampira. I w sumie mógłby to być nawet śmieszny żart, ale - nie, nie był. Taką ewentualną sytuację brał jako opcję "zapobiegawczą".
Ta sytuacja, jaka między nimi powstała, była absurdalna i pokręcona. Ona siedziała mu na kolanach w pogrążona w strachu i wiedziona ciekawością i, może, jakimiś śladowymi uczuciami wobec Savy, ale tego Savy, który nie był wampirem. Natomiast on mówił jej otwarcie, że jeśli dojdzie do bliskości, istnieje ryzyko, że może ją zabić. Dlatego przyciągnął ją do siebie na kolana i zaczął całować po szyi, tłumacząc, że takie właśnie sytuacje są najbardziej ryzykowne. Sensu brak. Albo i jedno i drugie było tak nieudolne w rozumowaniu, że musieli sobie pewne rzeczy tłumaczyć na przykładzie, zupełnie jak dziecku.
- Boli. - Odpowiedział, kontynuując to, co zaczął już od kilku minut. Nie zamierzał przestawać, słysząc i czując jej reakcje na pocałunki. Serce czarnowłosej wariowało. Podobnie zresztą jak i jego, mimo że zdecydowanie wolniejsze. - To jest właśnie to cierpienie, które mogę ci obiecać. Ono na pewno będzie, jeśli nie przestanę. - Mruknął, odgarniając włosy na bok i całując ją za uchem. Dłoń, która przed chwilą przyciskała ją za uda, powędrowała ku górze, żeby sięgnąć jej policzka. - Nie. Nie zostaniesz kimś takim, jak ja, jeśli cię ugryzę. - Odchylił się, wymuszając na kobiecie, by wyprostowała się z powrotem. Wtedy właśnie przyciągnął twarz ciemnookiej do siebie. - Rose, przypomniałaś sobie wszystko? - Spytał, kiedy ich usta dzielił milimetr. Na razie nie posuwał się dalej. Teraz mogła przynajmniej widzieć, że jego oko wcale nie uległo zmianie koloru. Sava stłumił w sobie tę żądzę krwi, ale Rose niekoniecznie musiała się tego domyślać. On sam nie skupiał się nad tym za bardzo, zresztą... Jego myśli błądziły wokół czegoś innego.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyPią Sty 05, 2024 3:51 am

Wampir otworzył oko, kiedy usłyszał jej odpowiedź. Jakaś nieprzyjemna myśl znowu zasiała swoje ziarno w głowie. Zdusił to, póki co, korzystając z bliskości.
- ...Co masz na myśli? - Nie pohamował się przed zadaniem pytania, kiedy wyczuł, że kryło się za tym jakieś drugie dno. A może przesadzał? To wcale nie tak, że jak najbardziej miała prawo się bać, oddawać się niepewności i dawać sprzeczne sygnały. Właśnie się dowiedziała, że mężczyzna, którego darzyła uczuciem, jest stworzeniem żywiącym się krwią. Łudził się, że kobieta teraz będzie szczęśliwie oddawać się pocałunkom, będąc w jego ramionach?
Kiedy dostrzegł tę reakcję na próbę przyciągnięcia jej twarzy, zastygł. Ich usta niemal złączyły się, gdyby tylko ruszyć się dosłownie o milimetr. Sava jednak nie robił nic. Sam oddychał ciężko, kiedy ziarno zasiane na początku wykiełkowało szybko i nagle. Dotarło do niego wszystko. To co się działo jeszcze pół godziny temu, piętnaście minut temu, to co się dzieje teraz i przy okazji przeanalizował, co może dziać się później. Róża pachniała cudownie i może jej ciepło wpływało na niego kojąco. Może miała ciarki na ciele i zaczerwienioną twarz. Ciało jedno, a umysł drugie.
- Wiedziałem. Brzydzisz się mną. - Stwierdził i odchylił się od niej. Przecież mówił, że nie może znieść tego rodzaju spojrzenia, jakim go obdarzała odkąd odzyskała pamięć. Zdecydowała się nie patrzeć w ogóle. Zastygła na jego kolanach, poddając się całej sytuacji, jakby nie miała wyjścia. Jakby Sava rzeczywiście był tylko... Opcją. Mniejszym złem.
- Co ja w ogóle sobie myślałem... - Parsknął śmiechem przez łzy. Dlaczego w ogóle się łudził, że mogłoby być inaczej. Myślał, że Rose rzuci mu się w ramiona po tym, co usłyszała? Zrozumiał, co się właśnie stało. Dlaczego czarnowłosa zachowywała się tak, a nie inaczej - wzbudzał w niej litość. Otworzył szerzej oko, kiedy w jego głowie dochodziło efektu kuli bilardowych. Jeden precyzyjny strzał, bile wpadają do łuz. Wpadły myśli maniakalne, mania prześladowcza, epizod głębokiej depresji...
Nie strącał Rose z kolan, ale jego postawa, niezależnie od tego, co robiła czy mówiła, była taka sama. On po prostu obrócił głowę w bok i wpatrywał się uparcie w ścianę. Brwi były ściągnięte do siebie, a usta zaciśnięte w wąską linię. Nie powinien był być na nią zły. Ale był.
- Muszę... Pomyśleć. Nad wszystkim. Ty chyba też. Po prostu, przemyślmy rzeczy na spokojnie. - Zaproponował w końcu po dłuższej chwili. Chciał brzmieć spokojnie, ale wcale tak nie było. Natomiast w głowie destruktywne myśli były rozpędzone tak, że przypominały ten meteor sprzed kilkadziesiąt milionów lat, który doprowadził do zagłady dinozaurów. Nic, tylko czekać, aż pierdolnie. Bo przecież w tej sytuacji, po takim wyznaniu nie było nawet mowy o zachowaniu spokoju. Nie wiedział nawet, jak Róża rzeczywiście przyjmie to, gdy już opadną emocje.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyPią Sty 05, 2024 7:29 am

    — Czy tu… Czy tam… Czeka mnie… ten sam los — odparła zgodnie z prawdą, chociaż nie przewidziała, że tym niedokończonym, krótkim zdaniem podkłada ogień w umysł Savy. Tak, jakby nie miał tam nic poza drewnem. Nie był opcją, był wyborem. Może błędnym, ale jednak – wyborem. Wyborem pomimo zagrożenia, pomimo tego, kim, nie – czym był. Niemniej, chwila moment i wszystko wybuchnie. Na razie, jeszcze cisza. Jeszcze… Parę sekund, minut, w których Róża będzie próbować ukryć własne zakłopotanie i nieczyste myśli, paraliżujące ją jak nastolatkę pożądanie, z którym kompletnie nie wiedziała co zrobić. Dotychczas to jej pożądano, ona, cóż, nigdy. Sava był pierwszym mężczyzną, któremu chciała oddać swoje serce i właśnie z tego powodu, nieświadomie, wysyłała sprzeczne sygnały. Bo, to prawda, zachowywała się tak, jakby była zmuszona do przyjmowania pieszczot. Było wręcz odwrotnie. Tylko… Nie potrafiła tego pokazać. Była za bardzo zajęta próbą nadążenia za reakcjami własnego ciała i uspokajaniem bijącego szaleńczo serca. Cóż, było niemożliwe, by przyjąć ze stabilnością informację o tym, że osoba, którą kochasz, to wampir.
    Brzydzisz się mną. Pauza. Co ja w ogóle sobie myślałem..
    — C-co? ...To nie… nie tak… — wydukała, choć chciała powiedzieć znacznie więcej. Sęk w tym, że w stresie, ogólnym rozpadzie emocjonalnym, nerwach – to cięższe niźli wygląda. Tym bardziej, jeśli sytuacja rozwija się tak szybko i nie ma możliwości, by wyjaśnić. Odlepiła twarz od ramienia Savy i wróciła spojrzeniem na jego twarz. Tyle że teraz to on nie patrzył. Kompletnie nie rozumiała tej nagłej zmiany frontu. Czy to już ten wampiryzm? Czy… powinna się bać? Czy w czasie głodu ulega jakiemuś szaleństwu, które objawia się właśnie w ten sposób?
    Kiwnęła niemrawo głową w geście zgody i zsunęła się z miejsca, które dotychczas zajmowała. Nie było to łatwe, ale – niestety – konieczne i słuszne. Dlatego nie sprzeciwiła się „rozkazowi” i chwiejnym krokiem skierowała się do framugi drzwi, zatrzymując się przy nich na ledwie moment. Wdech, wydech. Powiedz coś mądrego, wymusiła na sobie w myślach. Nieważne, że dukała jak jąkający się pięciolatek, że przytłaczała ją ilość myśli pędzących w umyśle i nie potrafiła złożyć logicznie brzmiącego zdania, który oddawałby to, co naprawdę sądzi o całej tej sytuacji. Nieważne, że wyjdzie jeszcze gorzej, bo w połowie ściśnie jej się boleśnie gardło, nie pozwalając na dokończenie. Nieważne.
    — Nie brzydzę się… Tobą… Ja cię… — ucięła, nim było za późno i zacisnęła ciasno usta, choć tego akurat nie mógł dostrzec. Raz, że sam tkwił spojrzeniem w zupełnie innym kierunku, a dwa – ona sama nie miała wystarczająco odwagi, by odwrócić głowę. Widok salonu z aneksem był lepszą opcją niż jego widocznie rozgoryczona mimika. Był, zdaje się, rozczarowany. Rozczarowany właśnie nią. Tym, co robiła albo czego nie robiła. Nienawidziła tego uczucia – bycia czyimś zawodem. Czuła się tak nieomal całe życie i, cóż, powiedzieć, że to nieprzyjemne, to jak nie powiedzieć nic.
    Nim cokolwiek innego zdążyło się wydarzyć… Zniknęła w pomieszczeniu, w którym nie dręczyłaby go swoim towarzystwem: w łazience. Bezpieczna przystań od zawsze na zawsze. Przekręciła zamek, którego zębatki strzeliły donośnie. Później osunęła się po ścianie na chłodne kafelki i podciągnęła kolana niemal przed samą twarz, którą – notabene – na nich ułożyła. Wzrok spowiła ciemność, słuch zaś głucha cisza przerywana kropelkami rytmicznie spadającymi z kranu. Ten rytuał, chowania się w tej sekcji mieszkania, praktykowała zresztą od wczesnego dzieciństwa. Zwykle pomagało ułożyć myśli. Może teraz też się uda. Żal przeszłości, trwoga przyszłości, strach przed wampirzą stroną Savy, niepewność własnego umysłu, szereg wątpliwości, czyhające cierpliwie zło, pożądanie, które wciąż w niej buchało. Wszystko się mieszało i tworzyło paskudną mieszankę. Zupełnie jak niepoukładane księgi w obcych językach, których nie potrafiła odczytać, przez co narastała w niej frustracja. Od czego zacząć, co ułożyć pierwsze? Nie wiedziała. Jego reakcja, odrzucenie – znaczy się, wprowadziło jeszcze większy zamęt w już i tak wystarczająco chaotycznej personie Róży.
    Po czasie, podobnie jak niegdyś, zasnęła w absolutnie niewygodnej pozycji z zaschniętymi na policzkach łzami.

Sava
Sava
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyPią Sty 05, 2024 12:21 pm

Kolejne słowa kobiety jedynie potwierdzały to, co zrodziło się w głowie. Wtedy nie odpowiedział już nic, ale kiedy przyszło do próby złączenia ust, jej reakcja posłużyła za zapalnik. Wyczuł ten nieznaczny ruch głową w przeciwną stronę niż chciał ją przyciągnąć. Tak samo to, że na niego nie patrzyła. A jeszcze wcześniej - mimo że nie opierała się pocałunkom, bierność wobec nich również o czymś świadczyła. Zachowywała się, jak ofiara w szponach bestii. W pewnym sensie tak było. Teraz Rose została uświadomiona o jego mrocznej tajemnicy i, prawdopodobnie, już nie będzie stanowić dla niego tej przystani od trosk. W końcu wcześniej zapominał, kim był. A teraz?
Uszyty w głowie scenariusz był już nie do zdarcia. Na nic tłumaczenia czarnowłosej - nawet gdyby nie ograniczały się do marnej próby zaprzeczenia temu, co powiedział, i tak by jej nie posłuchał. Sygnał był dla niego jasny. Może rzeczywiście przerósł ją fakt, że usta, które ją chciały pocałować, musiały często zatapiać się w krwi innych istot. Tak czy siak, siedział z usilnie odwróconą głową i parskał śmiechem w reakcji na własną naiwność i głupotę. Na jej słowa pokręcił jedynie głową w zaprzeczeniu, chcąc dać jej wyraźnie znać, że tłumaczenia nie miały najmniejszego sensu.
- Nie potrzebuję litości. - Odpowiedział w reakcji na jej ucięte słowa, nie zastanawiając się głębiej nad tym, jak zdanie mogło brzmieć dokończone. Dla niego było to całkiem oczywiste, ale jednak nie potrafił zaufać temu niewypowiedzianemu słowu. Zrozumiał, jaką taktykę przyjęła. Tak niektóre mądrzejsze ofiary próbowały mamić swoich porywaczy. Rose zapewne czuła się w wielkim niebezpieczeństwie i postanowiła przybrać jakąś dziwną rolę, żeby uciszyć czujność jednookiego i móc uciec przy najbliższej okazji. Nawet jeśli otwarcie jej powiedział, że w każdej chwili może wyjść. Nawet jeśli nic nie zamierzał jej zrobić. A litość - szczera lub nie - była dla niego najgorsza do zniesienia. Poprawił się na krześle, kiedy czarnowłosa w końcu zeszła z kolan. Obrócił się całym ciałem w stronę biurka, żeby znowu schować twarz w dłoniach.
Nasłuchiwał, jak kobieta opuszcza pomieszczenie, a później zamyka się w łazience. Usłyszał ten charakterystyczny klik zamka. Mając świadomość, że został sam, w końcu pozwolił sobie na upust emocjom. One musiały wyjść, prędzej czy później. Jeśli nie w postaci samookaleczenia to chociażby jako łzy. Był zagubiony, jak dziecko we mgle. Kiedy otrzymywał złudną nadzieję na lepsze, trwa ona na tyle krótko, że nawet nie zdążą się nacieszyć. Najgorsze, że za każdym razem wierzył tym złudzeniom. Albo po prostu chciał wierzyć.
Łkał, cicho. Starał się, żeby Rose nic nie słyszała. Może to trwało kilka minut, może kilkanaście. Przynajmniej do momentu, aż emocje nieco zelżały, a myśli nie stały się bardziej klarowne. Tak czy siak, pozostawał problem Rose, którą uświadomił o swoim wampiryzmie. Nie wiedział, co miał z tym faktem zrobić.
Podniósł się z krzesła i skierował do łazienki, kiedy dotarło do niego, że kobieta się w niej zamknęła, a za zamkniętymi drzwiami... Mogły się dziać różne rzeczy. Całe szczęście, nie wyczuwał zapachu krwi. Stanął przy drzwiach, ale nie pukał. Kiedy do jego uszu doleciał regularny oddech Rose, doszedł do wniosku, że nie będzie jej przeszkadzać. Cała ta sytuacja wyniknęła teraz przez niego. Wyraźnie dał jej do zrozumienia, że potrzebował samotności. Ona zapewne też. Po prostu odbił się od ściany i skierował do sypialni. Usiadł przy biurku, sięgając po laptopa i po prostu zagłębił się w pracę.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 EmptyPią Sty 05, 2024 11:42 pm

    Przez całą bożą noc i połowę następnego dnia, Sava pilnował jej z bezpiecznej odległości, jakby była jakąś pierzoną, potencjalną samobójczynią (trochę tak). Sęk w tym, że chyba sam pragnął umrzeć. Co gorsza, podejrzewał pewno, że ona jest w identycznym położeniu – że mimo chęci odebrania sobie życia czuje się w obowiązku utrzymać przy życiu jego. Niezły bajzel mieli z tym wzajemnym przywiązaniem. Choć, fakt, ciężko, żeby było inaczej, kiedy ilość niepokojących tematów i okoliczności zdawała się jedynie zwiększać. Wampiryzm, niebezpieczeństwo, ‘Mole, Polly i… I to, że nawet rozmawiając, wciąż nie potrafili się zrozumieć. Oboje mieli swoje wady, pewne przeżycia, które raz na zawsze definiowały zachowania. Nie w sposób było się tego wyzbyć – łączenia przeszłych wydarzeń z tym, co działo się aktualnie. Wyciągali pochopne wnioski, dawali dojść do głosu spętanemu traumami rozumowi i dziwili się, że zamiast ognia był popiół. Cóż, łatwiej o osąd z zewnątrz. Łatwo powiedzieć, że to nielogiczne, niespójne, kiedy patrzyło się trzeźwo. Rose i Sava, może na ten moment nie przetaczali narkotyków w krew, ale wydawali się śnięci. Bardziej zresztą niż po alkoholu czy substancjach.
    Kiedy mężczyzna wyszedł, uprzednio informując ją o tym, co było niezbędne, by nie kłapała dziobem zbyt żarliwie, wstała. Wstała i o dziwo, nie zdecydowała się na badanie każdego kąta w poszukiwaniu sekretów i tajemnic. Z natury nie była wścibska, a strach przed tym, że mógłby się dowiedzieć (może dzięki wampiryzmowi) tylko potęgował niechęć do myszkowania. Co więc robiła pod jego nieobecność? Przez pierwszą godzinę siedziała pod drzwiami i niespokojnie nasłuchiwała dźwięków z klatki. Drugą zaś wpatrywała się w sufit, jakby wyświetlali na nim co najmniej najciekawszy film świata. Trzecią spędziła z głową pod wodą – oczywiście nie całe, bite trzy, ale znaczącą część. Czwartą dokarmiała mózg nikotyną – przez okno. Zużyła prawie całą paczkę, nie szczędząc sobie autodestrukcji pod postacią wyrywanej niemalże skórze wokoło paznokci. W mieszkaniu zdążył osiąść zapach spalanego tytoniu mimo wszelkich starań, by tak się nie stało. Aż w końcu… piąta. Zgłodniała. Myślenie bywało wyczerpujące. Układanie całego tego pierdolnika w głowie tym bardziej. Wytypowała odpowiednie składniki z lodówki, uruchomiła w sobie gen robienia czegoś z niczego i, jak gdyby nigdy nic – zaczęła gotować. Mieszanie szpatułką potrafi odprężyć. Raz w prawo, raz w lewo. Zero impulsów, żadnych emocji. Tylko te prymitywne ruchy, bezmyślne, pochłaniające, dające bezpieczne schronienie przed własnym umysłem.


Ostatnio zmieniony przez Rose O'Brien dnia Sob Sty 06, 2024 2:30 am, w całości zmieniany 2 razy

Sponsored content
Mieszkanie Savy - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Mieszkanie Savy   Mieszkanie Savy - Page 4 Empty


 
Mieszkanie Savy
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 10Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next
 Similar topics
-
» Messenger Savy
» Telefon Savy
» Mieszkanie Ce
» Mieszkanie Lori
» Mieszkanie Dimy

Skocz do: