Alex
| Temat: AAA Pią Maj 10, 2024 7:16 pm | |
| ─╤╦︻ Λlexander░&░Λrmin︻╦╤─ ─╤╦︻ Λluclair︻╦╤─ 一═デ︻ zмιєηησкѕzłαтηу, ѕz¢zυя ︻デ═一 •~ ҉─╦̵̵̿╤︻ PΛЯIƧ, ok. 1345 Я. ︻╦̵̵̿╤─ ҉~• ▄︻デʐǟȶʀʊɖռɨɛռɨɛ:═══━一Λlexander jest zatrudniony na stanowisku chirurga w miejskim szpitalu. Dodatkowo pracuje – tutaj już charytatywnie i po godzinach swojej normalnej pracy – w bezpłatnej lecznicy, w której pełni rolę zarówno chirurga jak i ortopedy czy internisty. Ponadto wieczorami czy nocami przyjmuje w swoim domu pacjentów nieco innego sortu – takich, którzy zdają sobie sprawę z istnienia magicznego świata oraz istoty nadprzyrodzone, które przecież również mogą ulegać chorobom czy wypadkom. Λrmin nie pracuje. Armin cieszy się życiem, czasem kogoś zamorduje na zlecenie. ▄︻デաʏɢʟąɖ:═══━一Λlexander - Dosyć wysoki – 187 wzrostu – budowa ciała raczej prosta. Prosty nos, czarne włosy, jasna cera, brązowe oczy, nic niezwykłego. Zwinne dłonie z długimi palcami, ładna płytka paznokcia. Brak kawałka lewego ucha – drobny wypadek przy pracy. Λrmin – pomijając fakt, że może wyglądać w danej chwili tak jak tylko zechce, tak przeważnie formuje swoje ciało na idealną kopię Alexa z jedną drobną różnicą: oczy przeprawia sobie diabelnie czerwone, bo może. ▄︻デʊʍɨɛʝęȶռօśƈɨ:═══━一Λlexander - medycyna – wiedza zarówno z zakresy interny jak i chirurgii czy ortopedii (miał dosyć sporo czasu na naukę); - sztuka – Alexander lubi rysować, rzeźbić, malować. Jeśli tylko ma to na czas, to chętnie sięga po narzędzia, by realizować tę drobną małą pasję. Wiele lat na doskonalenie rzemiosła, jeszcze więcej na bazgranie ludziom esów floresów na receptach czy bandażach; - szycie – umiejętność zasadniczo wymuszona przez wybór profesji, potrafi zacerować nawet mikroskopijną dziurkę w czymkolwiek (musi, w końcu jest chirurgiem, a nie zawsze posiłkuje się przy leczeniu magią, nie zawsze też zresztą może to robić); - szewc – nauczył się sztuki robienia i naprawiania butów jako hołd złożony swojemu dziedzictwu. Jego ojciec był szewcem, robił i naprawiał buty, więc Alex czasami się do tego zabiera tylko i wyłącznie dlatego, że to pomaga mu pamiętać o swojej rodzinie. A ledwo już ich pamięta po tylu latach; - magiczne sztuczki – znaczy może nie magiczne, co oszukańcze. Sztuczki karciane, wyciąganie gołębi czy królików z kapelusza, znikające monety czy długopisy. Zręczne ręce, co więcej można powiedzieć? - ziołolecznictwo – ziółka, preparaty, maści na bóle i inne tego typu rzeczy. Domowe sposoby na choroby, a jakże; - zna pięć języków – francuski (jego ojczysty, najpiękniejszy na świecie), angielski, włoski, rosyjski i niemiecki (te dwa ostatnie za sprawą Armina); - oprócz języków współczesnych posługuje się również tymi nieco bardziej zapomnianymi (jak choćby celtycki czy pismo klinowe), jakoś trzeba było czytać te wszystkie stare księgi z rytuałami i je rozumieć. Choćby i częściowo;
Λrmin - bicie po mordach – absolutny miks stylów walki ulicznych z legitnymi sztukami walki. Armin rozumie przy okazji, co się dzieje, zna mechaniki i potrafi po prostu się tłuc jak wariat. Na podstawie ruchów mięśni, spojrzeń czy przenoszenia ciężaru ciała jest w stanie mniej więcej przewidzieć, co zrobi czy co planuje zrobić przeciwnik. Nie tylko przy pomocy pięści, ale również z wykorzystaniem chociażby noża czy kija, a dla zabawy to i nunchaku. - strzelanie – ach, broń palna, ach zapach prochy… Odkąd na rynku pojawił się proch i broń palna, tak Armin dostał absolutnego pierdolca na jej punkcie. Lubi, jara się, śledzi nowinki. Mógłby zamieszkać na strzelnicy, gdyby ktokolwiek mu na to pozwolił. Super zabawa. Przy okazji ma naprawdę dobrego cela, no i wysoką znajomość broni. - prawo jazdy – na wszystko zasadniczo. Gość jest wiecznie pobudzony i wiecznie mu mało, musi pozostawać w wiecznym ruchu. Zrobił prawo jazdy na samochód, na ciężarówkę, motor, służył przez jakiś czas w niemieckiej armii, byleby pojeździć czołgiem, ma też licencję pilota oraz patent żeglarski. - jazda na nartach, łyżwach, rolkach, rowerze, deskorolce – zasadniczo na każdej jednej głupiej pierdole, nawet konno. Niezmordowaną żądzę mordu trzeba jakoś zabijać, niekoniecznie tylko zabijając. ▄︻デֆłǟɮօśƈɨ:═══━一Λlexander - niechęć do przemocy – on naprawdę jej nie lubi; - nikłe umiejętności bojowe – zaskoczony sam w ciemnej alejce mógłby co najwyżej jebnąć fleszem, zmienić się w szczura i uciekać; - Armin i jego autodestruktywność – jest w końcu wszystkim tym, czym Alex nie jest w tym i pragnieniem śmierci, nie tylko wszystkich istot żywych, ale i jego samego; - emocje – te destruktywne takie jak strach czy wściekłość mogłyby podzielić jeszcze bardziej jego dusze albo, o zgrozo, pozwolić Arminowi na działania bez możliwości kontroli. To się już zdarzyło w przeszłości i wcale nie było takie fajne.
Λrmin - autodestrukcja – wieczne dążenie do zniszczenia, śmierci, walki, ucieczki. Przejawia bardzo wiele cech autodestruktywnych oraz wzorców zachowania – sięga po używki, samookaleczenia, popełnia samobójstwa. Bo tak; - gniew – pod wpływem gniewu działa jeszcze głupiej niż normalnie; - impulsywność, infantylność – robi to, co mu się podoba i nikomu do tego nic. Tylko Alex jest w stanie go powstrzymywać przed działaniem (a i tak za pomocą zamknięcia go w samym sobie). Nie interesują go zasady moralne, etyka, przepisy, regulaminy; - używki – wielka słabość do używek maści wszelkiej. Od alkoholu po hazard.
▂▃▅▇█▓▒░MAGIA I MOCE░▒▓█▇▅▃▂ Λlexander- Magia Rytualna – poziom mistrzowski
- Magia światła – poziom zaawansowany
- Przysięga Hipokratesa – moc niosąca ukojenie, uzdrowienie. Przy jej pomocy może wyleczyć każdą chorobę, każde fizyczne schorzenie. Może wyleczyć chorobę czy ranę natychmiastowo lub decydować o szybkości procesu. Za każdym jednak razem Alex musi liczyć się z tym, że uzdrawiająca magia dotknie i jego samego – przed zniszczeniem choroby lub zasklepieniem rany, on sam poczuje fantomowy ból lub objawy choroby (ból niemal natychmiastowo, objawy choroby zaś mogą pojawić się nawet kilka godzin po zabiegu i dodatkowo przez kilka godzin się utrzymywać). Nie sprawi, że odcięta kończyna odrośnie lub nieboszczyk wstanie z martwych. Może pomóc tak długo, jak nieszczęśnik żyje. Limity: powierzchowne rany, lekkie choroby/bóle - 2 posty przerwy; rany przechodzące przez skórę właściwą/niegroźne choroby - 3 posty przerwy; złamania/obrażenia wewnętrzne/ciężkie choroby - 4 posty przerwy; śmiertelne rany/choroby (dopóki delikwent żyje) - raz na sesję fabularną
- Reparo – moc naprawiająca, rekonstruująca. Alex potrafi naprawić oraz odnowić swoim magicznym dotykiem dosłownie wszystko. Zepsuty silnik, zawalony dom, porwana kartka papieru. Tak długo, jak jest w stanie dotknąć przynajmniej fragmentu danej rzeczy, tak długo jest w stanie ją naprawić i przywrócić do świetności. Limity: po użyciu na małych obiektach 2 posty przerwy, przy naprawie budynków/większych obiektów 5 postów przerwy
- W zdrowym ciele dwa duchy – magia podsycona strachem rozszczepiła duszę Alexa na dwoje. Nie jest w stanie samodzielnie jej naprawić, nie jest pewien, czy to w ogóle możliwe. Pewnej feralnej nocy – w czasie dosyć traumatycznych dla niego wydarzeń – marzył o ratunku. Chciał zostać ocalonym tak bardzo, tak dramatycznie, był tak przerażony… że magia wysłuchała jego błagań i wyciągnęła z samych głębin jego samego wszystko, co mogłoby go ocalić. Magia wyodrębniła część jego duszy i nadała jej kształt, nadała jej charakter. Magia wyciosała prawdziwego obrońcę, kogoś zdolnego zabijać, niszczyć, kogoś kto nie czuje strachu i wahania – Armina. Alexander dzieli swoje ciało z drugą częścią siebie, obaj zdają się mieć własne osobowości, lecz łączy ich znacznie więcej niż tylko powłoka. Alex ma częściową władzę nad Arminem, to on decyduje, czy pozwolić mu przejąć kontrolę, to do niego ciało należy. Niemniej Armin jest tuż obok cały czas, Alex widuje jego iluzoryczną formę cielesną – której nie widzi zresztą nikt inny – nawiązuje z nim rozmowy lub ignoruje. Ponadto Alexander posiadł wiedzę, która pozwala mu wypchnąć Armina ze swojego ciała w cielesną powłokę na tak długo, dopóki ciało nie ulegnie zniszczeniu lub dopóki Alex nie przywoła go z powrotem do siebie. Proces ten jednak jest okupiony krwią i wymaga rytuału (który wymaga ciała oraz ciężarnej kobiety bliskiej rozwiązania, ale nie zagłębiajmy się tutaj w bestialskie szczegóły). Gdy Armin opuszcza ciało Alexa po dokonaniu rytuału, stają się czasowo dwoma oddzielnymi bytami – nie mają ze sobą telepatycznej więzi, jakby nic ich nie łączyło. Dopiero po ponownym połączeniu Alexander dostaje dostęp do wszystkich wspomnień Armina, jak gdyby były jego własnymi – niemniej nie działa to w obie strony, Alex może co najwyżej podzielić się swoimi doświadczeniami czy wspomnieniami. Limity: przebywanie poza ciałem w przypadku Armina jest nielimitowane, dopóki ciało nie zostanie zniszczone. Alex może przywołać go ponownie do ich ciała, wówczas ciało obumiera. Jeśli ciało zginie, Armin samoistnie wraca do Alexa, wówczas konieczne jest fabularne przeprowadzenie rytuału, by Armin miał własne ciało.Λrmin- Magia nieokiełznana – poziom mistrzowski
- Tik Tak Tik Tak – możliwość zatrzymania biegu czasu. Metafizyczne przejście do struktury i wymiaru, w którym czas nie płynie. Zatrzymaniu ulega wszystko i wszyscy – chyba że Armin zadecyduje inaczej, wówczas może wciągnąć ze sobą do pozaczasowej strefy kogoś innego – w tym czasie Armin może swobodnie się poruszać, przemieszczać rzeczy czy ludzi. Limity: poza walką do nieofensywnych czy defensywnych działań bez limitu. W czasie walki: 1 post używania (1 akcja defensywna/ofensywna), 6 postów przerwy.
- Twój najgorszy koszmar – po rzuceniu tego czaru najpierw ogarnia cię mrok. Mrok, strach, niepewność, pustka nieprzebyta i obrzydliwa. A po chwili znajdujesz się w swoim koszmarze, twoim własnym horrorze – razem z Arminem. Magia wyłuskuje największy i najbardziej nawet skrywany lęk, który manifestuje przed swoją ofiarą. Niemniej nie ma w tym nic materialnego, to po prostu iluzja – czasami może mieć wymiar fizyczny (obiekty można dotknąć, mają strukturę), lecz koszmar nie jest w stanie wyrządzić nikomu fizycznej krzywdy. Armin również go widzi, lecz może się w nim pojawiać albo nie. Jest Panem tego koszmaru. Limity: koszmar trwa trzy posty. Limit użycia: raz na postać w sesji
- Transformacja – możliwość przeobrażenia się w dowolną osobę, zwierzę czy istotę. Czasowo, im bardziej wymagająca przemiana, tym i krótszy czas możliwy do pozostania w takiej formie. Nie ogranicza go tkanka jego własnego ciała, na potrzeby przemiany może zwiększyć jej masę nawet i dziesięciokrotnie czy ile potrzeba. Limity: zmiany kosmetyczne - bez limitu; zmiana całkowita wyglądu - raz na sesję, trwale (z możliwością powrotu do pierwotnej postaci); zmiana w bestię/inną istotę - do pięciu postów trwania przemiany (w zależności od wielkości istoty), 10 postów przerwy między zmianami▄︻デɦɨֆȶօʀɨǟ:═══━一Umrę? – to była jedna myśl, pojedyncza i prawdopodobnie jedna z ostatnich trzeźwych. Gorączka trawiła jego ciało od wielu już godzin… a może dni? Tygodni? Jak wiele czasu minęło? Alex pamiętał, że najpierw zachorował ojciec. Papa pomagał wynosić sąsiadów z domu, czasami zbierał trupy z ulicy – gdy zachorował, zanieśli go do szopy przy domu, doglądała go matka ze starszym bratem. Jemu zabroniono tam wchodzić, patrzył tylko przez szpary między deskami. Później i mateńka zaczęła kasłać, najpierw lekko, delikatnie. Później już krwią. Alexander jak przez mgłę pamiętał, jak próbował ją obudzić jeszcze kilka dni temu, jak szarpał ją za ramię, ale matula oddychała tylko rzężąc, z kącika ust spływała jej krew, pot lał się z czoła. Całe życie zmieniło się w koszmar, wydarzenia zlały się w jeden ciąg przerażenia i żałoby. Nawet nie wiedział, kiedy umarł tatko – starszy brat zabrał go na wózku z szopy i wywiózł. W domu cuchnęło śmiercią, słodką zgnilizną i krwią. Alex nie wiedział, co robić, jak pomóc matce. Wszystkim zajmował się starszy brat, ale i on zaczął kasłać przy matuli. Obaj zaczęli. Koszmarny omam nie miał końca. Nadal trwał. Alex patrzył zamglonymi oczami na zastygły profil starszego brata na podłodze. Miał na wpół przymknięte oczy, na drewnianej podłodze przy jego ustach zastygła plama z krwi i piany. Dalej, na długiej wyścielonej słomą ławie, leżała matula. Oczy zapadły się pod jej powiekami, woskowa skóra naciągnęła na czaszce do granic, słoma pod jej ciałem cuchnęła niewyobrażalnie. Gnicie. Rozkład. Smród. Alex nie miał już siły. Chciał, żeby koszmar nareszcie się skończył, pragnął przebudzić się z tego snu. Znaleźć znowu w domu – prawdziwym domu pachnącym chlebem i skórą, nie tej cuchnącej trupem ruderze – pójść z ojcem do warsztatu przy domu albo z bratem nad Sekwanę, by łowić ryby. Pomóc matce i przynieść wiadro wody z miejskiej studni. Tak bardzo wszystko bolało, ledwo był już w stanie oddychać. Ciałem wstrząsały dreszcze, mimo że leżał pod grubą skórą. W domu pełnym trupów pojawił się jednak ruch. Tłusty szczur przelazł przez szparę w ścianie, stanął na dwóch łapkach i węszył przez chwilę w powietrzu. Alex patrzył na niego i zląkł się na moment, zamarł jeszcze bardziej w swoim bezruchu, starał się nawet nie oddychać. Gryzoń wspiął się na nogę leżącego na podłodze trupa, przeszedł dostojnie po jego kręgosłupie, usiadł na barku. A potem Alex zakasłał cicho. Szczur odwrócił się w jego stronę szybko, świdrował czarnymi jak krople tuszu oczami. Zgrabnie wspiął się na drewnianą ramę łóżka. - Nie zjadaj mnie – szept przerywany kaszlem, błagalny i cichy jak ostatnie tchnienie wiatru. Z pewnością jedno z ostatnich. A potem szczur wbił zęby w ramię Alexa. Raz, drugi i trzeci.
Moment przemiany został zakryty przez rdzawoczerwony całun. Alex czuł, że umiera, czuł ciemność, zimno w kończynach, czuł bijące coraz słabiej serce. Czas zwinął się w niewyraźny zmięty zwitek kartki papieru, stał się niczym istotnym. Był tylko wieczny ból, rozrywane i szarpane spazmami komórki ciała, gardło zbyt słabe na wrzask, usta zbyt spierzchnięte by wołać o pomoc. Czy tak wygląda śmierć? Matula zamknęła po prostu oczy. Armin – jego starszy brat – szedł w jego stronę ospałym krokiem, nim zachwiał się i upadł z krwawą pianą na ustach, by nigdy już nie wstać. Czy ich ostatnia chwila ciągnęła się równie w bolesną nieskończoność? Czy śmierć nie powinna być łatwa? Szybka? Nie winna nieść ukojenia w cierpieniu?
Obudził go smród. Przejmujący, obrzydliwy, drapiący tak paskudnie w nozdrza, jak tylko było to możliwe. Zbierało go na wymioty od tego odoru. Wyczuwał w nim… tak wiele. Rozkładające się ciało, drewno, pot, krew, kał, słoma, zapach wygarbowanej skóry, moczu, delikatną nutę pieczonego chleba i ryb. Cała paleta zapachów, tak sprzeczna ze sobą, tak bardzo niepojęta i wyraźna jak nic, co mógłby czuć do tej pory. I dźwięki… cała paleta, płynący z oddali stukot kół na bruku, charczenie, uderzenia serca, przepływający przez krtań oddech, szum krwi, śpiew ptaków, stukot kopyt i szmer liści, ujadanie psa… Spróbował otworzyć oczy. Znajdował się w przyciemnionym pomieszczeniu, tak głośnym i pełnym zapachów. Niemniej nie czuł bólu. Po raz pierwszy od dawna już, od całej wieczności, nie wstrząsał jego ciałem dreszcz. Poruszył się delikatnie, chrzęst materaca wypchanego słomą brzmiał niczym łamanie kości. Czemu słyszał wszystko tak wyraźnie? Alexander obrócił powoli głowę w lewo, wzdłuż ściany były ustawione naprędce łóżka, leżeli w nich ludzie. Chłopiec podniósł się powoli na sienniku, siedział na nim przez chwilę, rozglądając się powoli. Rozpraszały go dźwięki. Rozpraszały go zapachy. Teraz, gdy otworzył oczy, rozpraszały go również detale. Widział muchę łażącą po odkrytym dużym palcu – zczarniałym – mężczyzny, który leżał na drugim końcu sali. Widział drobinki kurzu unoszące się w powietrzu, mógłby policzyć włosy w nosie i brwiach staruszka, który był naprzeciwko. Postawił powoli stopy na podłodze. Gdzie był? Co się stało? Przed oczami stanął mu obraz matuli gnijącej na materacu, obraz brata leżącego nieruchomo na podłodze.
Co dalej? Alex zadawał sobie to pytanie od tygodni. Włóczył się po opustoszałym mieście, zza okien zerkały czasem na niego przerażone oczy, w zaułkach umierający prosili go o łyka wody. W lecznicy powiedziano mu, że musi odejść, by zrobić miejsce dla chorych. Nie mieli miejsca dla zdrowego jak ryba dzieciaka – choć i tak cyrulik zatrzymał go dłużej niż wypadało, próbując odkryć sekret jego uzdrowienia. Spuszczał mu krew i wstrzykiwał ją innym chorym, badał. Na nic to było wszystko. Alexander ozdrowiał – prawdziwy cud bożej łaski! Ale on sam nie widział tego jako cud. Matula, papa, Armin… wszyscy jego bliscy odeszli. Cóż miał uczynić dalej? Gdy wrócił do domu, ten był już pusty. Zabrano i spalono trupy, został po nich tylko smród i rdzawa plama na podłodze. Ojciec miał przy domu swój malutki warsztat, w którym robił buty. Ale to przecież Armina przyuczał do zawodu, nie jego. On miał iść przyuczać się do kowala, który zgodził się go wziąć. Tylko i że on już umarł, w jego kuźni tańczyły duchy – tańczyły zresztą w całym Paryżu. Szlajał się więc po zaułkach, żebrał, kradł, jeśli się dało. A potem nadeszła pełnia, a z nią pierwsza przemiana w szczura.
Która to była pełnia? Trzecia pełnia od pierwszej przemiany? Może czwarta? Wciąż był przerażony zmianami, które zaszły w jego ciele, wciąż się ich bał i nie rozumiał. Nie wiedział, czemu może przemienić się w zwierzę, czemu właśnie w szczura – nosiciela plagi – czemu pełnią? Czy miał z tym związek ten tłusty szczur, który pogryzł go przed śmiercią? Czy dlatego nie umarł? Czy dlatego słyszał najcichsze szmery, widział w nocy niemal tak dobrze jak w dzień, to dlatego miał tak doskonały węch? Coś się w nim zmieniło, ale Alex nie potrafił tego nazwać, brakowało mu słów, określeń. Przerażały go. Żałował, że nie dołączył do matuli i papy w niebieskim Niebie, że nie dane było mu ich spotkać w niebiosach, nie mógł dołączyć do swojej rodziny i został skazany na tułaczkę po zimnym wymarłym świecie. Ale tej pełni coś się zmieniło, coś się stało. Ledwo światło księżyca wymusiło na nim przemianę, ledwo opanował swoje zwierzęce instynkty w szczurzym ciele, gdy opadło na niego drewniane wiadro. Przykryło od góry bez możliwości ucieczki, choć próbował. Walczył zajadle. Pod spód wsunęła się cienka blacha, która prawie ucięła mu jedną łapkę, a potem świat wewnątrz wiadra zawirował, a Alex został poniesiony w jego wnętrzu w nieznane.
- Nie jest łatwe złapać zwierzołaka – oznajmił Mężczyzna. – Kluczycie ciemnością i chowacie się w cieniu – dodał jeszcze, maczając pióro w kałamarzu na obszernym stole. Przed nim leżała oprawiona skórą księga, w której notował. Skrobanie pióra doprowadzało Alexa do histerii, w postaci zwierzęcej i tak wyostrzony słuch był jeszcze ostrzejszy. – Ale mam cię. Przydasz mi się, niech tylko księżyc zejdzie z nieba. Dawno już żem pragnął wejść w posiadanie takiego jak ty, od wielu księżyców szukałem. Widać Bóg nagradza wytrwałych w swoich poszukiwaniach. Alex nie odpowiedział. Nawet gdyby był w stanie, cóż miałby powiedzieć? Był przecież nadal tylko chłopcem. Patrzył czarnymi oczami przestraszonego zwierzęcia, kuląc się wewnątrz klatki, na Mężczyznę. Ten ubrany był niczym zakonnik, w długą burą szatę. Ale na palcach miał pierścienie ze świecącymi kamykami, opasany był też srebrnym sznurem, na stopach miał prawdziwe dobre buty – o tym Alex wiedział, przecież jego ojciec je robił – ale zdobione i strojne. Twarz miał dziwną, gładką i bladą, piękną niczym wyciosaną w kamieniu. Twarz piękniejsza niż jakakolwiek inna, jaką Alex kiedykolwiek by widział, jakby każdy jej element był odrębnie ciosany przez doskonałego artystę. I zapach… Mężczyzna pachniał niczym ukwiecona łąka. Niczym bukiet, niczym personifikacja wiosny, która właśnie zeszła na ziemię.
- Przynieś słój z sadzą, chłopcze – oznajmił Sebastien, niedbale wskazując regał pełen szklanych i drewnianych pojemników, szkatułek. – Szybko – zganił go jeszcze ostrym tonem. To był ton Smagnięcia. To był ton, który przejeżdżał po skórze niczym srebrny nóż, palił i niósł ze sobą groźbę oraz widmo bólu. Usłużnie więc pokonał dystans dzielący go od regału, złapał odpowiedni słój i jeszcze szybciej znalazł się przed czarownikiem, by zgiąć się w ukłonie i wyciągnąć naczynie przed siebie na wyprostowanych rękach. - Tak, mistrzu Sebastienie – powiedział cicho. Sebastien lubił być nazywany mistrzem, lubił pokłony. Zwłaszcza gdy był w TYM nastroju – wzburzony, zniecierpliwiony i zniechęcony kolejną porażką. Zwykle i tak bywał humorzasty, zmienny niczym wiosenna pogoda i przewrotny jak kot, ale w takich warunkach. Wobec tego Alex przezornie nie podnosił głowy, trwał w ukłonie, tej pozycji uniżonego sługi. Wcale nie chciał zapracować czy zasłużyć na gniew Sebastiena, przesadna duma czy nagła arogancja nie były tego warte. Mistrz wściekał się z błahszych powodów, czasem dla kaprysów zsyłał na niego magiczne klątwy czy poddawał torturom czy eksperymentom – chociaż teraz znacznie rzadziej. Po tylu latach niewoli i służby został czymś trochę więcej niż obiektem i niewolnikiem, lecz nadal pozostawał czymś poniżej człowieka. Musiał uważać i znać swoje miejsce. Tak było dobrze. Tak było bezpiecznie.
- O tak, doskonale, TAK! – roześmiał się Mistrz. Loch jeszcze przed chwilą wypełniały jego modły, pod którymi przebijały się stłumione krzyki, błagania. Teraz panowała już cisza. Nic przełamywało sceny tryumfu człowieka nad materią. A Sebastien właśnie zatryumfował nad samą śmiercią. Jego dawne ciało – tak alabastrowe i dziwne – leżało teraz porzucone na podłodze niczym kukła, a on właśnie powstał w nowej powłoce. Innej, zupełnie odmiennej, należącej do dawniej do kogoś innego. Krew spływała mu z nowej twarzy, ale to nie mogłoby mu przeszkadzać. To przecież była część rytuału, a i krew przecież nie należała do niego. - Mistrzu? – spytał cicho Alex. Stał do tej pory na swoim miejscu, jak sądził, widza. Chociaż i tak nie potrafił oderwać wzroku od twarzy martwej kobiety, która zwisała tuż ponad kamiennym stołem, na którym wciąż zasiadywał jego mistrz. Jej twarz zastygła w wyrazie przerażenia, skute nadgarstki i kostki związane były ze sobą grubym sznurem, z jej rozciętego brzucha wciąż skapywała gęsta krew, resztki łożyska, delikatnie kołysała się resztka pępowiny. - Działa na ludzkim ciele, to oczywiste, ale nieśmiertelne ciało będzie mocniejsze, wzmocnione. Gdy posiądę tę moc i potęgę nic już mnie nie zatrzyma - mamrotał do siebie Sebastien, zeskakując lekko z kamiennego stołu. Na chwilę tylko podniósł wzrok, rzucił zniesmaczone spojrzenie kołyszącemu się trupowi i niedbale machnął dłonią. Łańcuchy rozprysły się niczym krople deszczu, a ciało uderzyło z obrzydliwym plaśnięciem o kamienny blat, by zaraz zsunąć się leniwie na podłogę, przesunięte niczym niechciana zabawka w kąt. Alex nie potrafił oderwać od niej wzroku. Odprowadził ją przerażonym spojrzeniem, w uszach wciąż wibrował mu jej wrzask, jej błagania. By nie zabijali jej syna. By pozwolili mu żyć. By wycięli go z jej łona, skoro musieli, niechby wzięli jej życie, ale jemu pozwolili na rozkosz życia. Rozpacz, desperacja, błaganie. Wszystko to na nic. Wszystko po nic. - Czas na ostateczną próbę - oznajmił Sebastien. Pstryknął palcami. Drzwi do komnaty otworzyły się ze zgrzytem, metr nad ziemią unosiła się inna kobieta. Brzemienna. Jej twarz zastygła we śnie, oddychała głęboko, na jej nagim ciele i sękatym brzuchu wymalowano wzory - sadzą wymieszaną z krwią. Sunęła w swoim śnie ku kamiennemu ołtarzowi, uniosła się nad nim i zajęła miejsce tej pierwszej. Żywa. Lecz wciąż pogrążona w magicznej śpiączce. Ale Sebastien nie miał już więcej trupów. Sprowadził tylko jedno ciało tej nocy, by zabawić się w praktykę i sprawdzić słuszność lat swoich badań. Całe dziesięciolecia poszukiwań i nauki dla tej jednej chwili. Czarownik podszedł do Alexa. Miękki uśmiech zdobił alabastrową twarz, twarz niczym wyrzeźbioną na podobieństwo anioła, a w dłoni trzymał srebrne ostrze. - Dobrze mi służyłeś, chłopcze. Posłużysz po raz ostatni - cofnął dłoń z nożem, by wziąć krótki zamach. Alex otworzył szerzej oczy, zamarł, ponownie stanął twarzą w twarz ze swoją śmiercią. Zrozumiał, o czym mówił czarodziej. Nieśmiertelne ciało, lepsze niż ciało człowieka, o wyostrzonych zmysłach, regenerujące się znacznie lepiej, odporniejsze i szybsze. JEGO ciało. Miał posłużyć po raz ostatni, tym razem już jako naczynie. Wszystkie te myśli przemknęły przez głowę w sekundę. Może dwie? Przerażenie, sprzeciw. Ostrze zatrzymało się jednak o palec od jego klatki piersiowej. Falujące przy każdym ruchu włosy Sebastiena również nagle zawisły niezdolne do ruchu, cały świat się zatrzymał. Nie musisz tak umierać - usłyszał szept tuż za swoimi plecami. Cichy, tonem tak znajomym jakby był jego własnym. Poczuł dłoń, która zaciska się na jego ramieniu, poczuł ciepły oddech na swoim uchu. - Pozwól mi. Shhh. Obraz się rozmył. Oczy zalała mu fala białego światła, jakby słońce spadło mu głowę. A potem klęczał na kamiennej posadzce tuż obok kamiennego ołtarza, ręce miał oblepione krwią. Gruba kropla krwi skapnęła mu na dłoń, gorąca i gęsta. Alex podniósł powoli wzrok, drżąc na całym ciele. Wrzasnął, na kolanach próbował odsunąć się jak najdalej, ręce jednak ślizgały się na kamiennej podłodze, cała była mokra - od krwi. Patrzył na puste oczodoły swojego mistrza, zwisał głową w dół w miejscu, w którym wcześniej podwieszona był ciężarna kobieta. Wyłupiono mu oczy, wyszarpano język. Piękne włosy, które lśniącymi kaskadami spływały mu z ramion niczym płynne złoto leżały oblepione krwią na ołtarzu, ścięte. Wyrwane paznokcie, odsłonięte żebra. A zza ołtarza ktoś wyszedł. Lekkim niemal radosnym krokiem, boso. On sam. Patrzył na samego siebie, który zbliżył się do zmasakrowanej twarzy z zadowolonym uśmiechem. - Czym jesteś - ledwo udało mu się wydusić z siebie te słowa, dławił się własnym przerażeniem. Wciskał plecy do ściany, nadal jeszcze próbował się cofnąć, mimo że nie było już dokąd. On sam spojrzał na siebie. Ale jego oczy były inne, połyskiwały głęboką rubinową czerwienią niczym krew. - Ja? Jestem twoim strachem - szepnęła postać. To coś. Ten ktoś. Zaraz zniknął i pojawił się ponownie, tym jednak razem tuż przed Alexem. Przykucnął tuż przed nim. - Jestem twoją nienawiścią i żądzą. Twoim największym i ostatecznym obrońcą.
- Pamiętasz ten rytuał? - Alex nie odwrócił się, słysząc to pytanie. Nie oderwał nawet wzroku od książki, tylko na chwilę zatrzymał wzrok na czytanym słowie. Głos jednak nie dawał za wygraną. - Ciekawe, czy zadziałałby na nas. Mógłbym mieć własne ciało, a ty mógłbyś mieć swój pierdolony święty spokój. - Nie będziemy zabijać dzieci - odparł w końcu ostro. Zamknął finalnie książkę stanowczo i spojrzał na swoje odbicie. Niemal odbicie. Postać spacerowała z rękami złożonymi za plecami w jedną i drugą stronę po pomieszczeniu, gapiąc się w sufit. - Chcę mieć własne ciało. Mam dosyć bycia zamkniętym - oznajmił ostro Armin. Armin... jego strach, jego nienawiść, jego żądze. Jego ostateczny obrońca i as w rękawie, coś wypaczonego przez magię i świat. - Nie będziemy zabijać dzieci - powtórzył Alex, mocniej, bardziej stanowczo. - Ile dzieci jeszcze możesz ocalić w czasie swojego życia, co? Zabicie jednego czy dwóch... to aż tak dużo? - Armin zawiesił głos, teatralnie rozłożył ręce. - Jeśli nie spróbujesz, pewnego dnia możesz potrzebować mojej pomocy. Świat to okropne miejsce, a tacy jak ty giną bardzo łatwo. A wtedy może ja powiem, że nie będę zabijał? - cóż za obrzydliwy uśmiech. Niósł ze sobą całą słodycz tego świata, jak i całą kpinę. - Ty też wtedy umrzesz. - Tak. Ale co z tego? ▄︻デƈɨęӄǟwօֆȶӄɨ:═══━一- został przemieniony w zmiennokształtnego w wieku sześciu lat, jego cała rodzina zmarła na Czarną Śmierć – on zresztą też niemal na nią umarł. Został przemieniony przez bezimiennego zmiennokształtnego, który najwyraźniej uznał, że przemiana nie doszła do skutku. Alex nie wie, kto go przemienił ani dlaczego; - Alex wcale nie chce pozbyć się Armina ze swojego ciała i spod swojej władzy – dlatego też zapewnia mu środki oraz rytuał, by ten mógł dowolnie się wyszumieć, a w razie potrzeby przybyć mu z pomocą. Jest ostateczną i najpotężniejszą bronią, jaką Alex mógłby sobie wymarzyć, a trochę głupio pozbywać się arsenału, bo jest z lekka upierdliwy; - Alex raptem cztery razy w ciągu swojego życia pozwolił sobie na zatopienie się w gniewie czy strachu do tego stopnia, by Armin przejął nad nim kontrolę. Alexander nie wie i nie pamięta tego, co się wówczas działo, a z pewnością działa się wówczas prawdziwa rzeźnia. Dlatego właśnie stara się bardzo kontrolować strach oraz gniew, by nie doprowadzić do podobnej sytuacji ponownie; - obaj dosyć chętnie współpracują czy pomagają Conventusowi, Alex był również zapraszany do Rady, ale bardzo taktownie odmówił. Nie lubi aż tak polityki i po prostu nie miał na to czasu, - wyczulone zmysły naprawdę mogą przeszkadzać, - Alex początkowo nie rozumiał, czym jest Armin i wziął go za swojego obrońcę, więc jego podświadomość nadała mu imię po jego starszym bracie. Armin wcale nie przypomina jego starszego brata, w żadnym stopniu; - Armin służył w SS w czasie IIWŚ. Bo to było przecież takie zabawne. |
|