|
Chata w lesie | |
Deus Ex Machina
| Temat: Chata w lesie Wto Gru 05, 2023 1:42 am | |
| Jednopiętrowy, spory budynek utrzymany w tradycyjnym wiejskim klimacie. Podstawowym budulcem są cęgła i drewno. Niezależnie jednak od rodzaju materiału – nie został poddany przesadnym obróbkom. Właściciel, Rodney Evans, wydaje się bowiem nierozerwalnie związany z naturą, a wyznawane przez niego zasady całkowicie wykluczają potrzebę modyfikacji. Ceglane ściany wszystkie, bezwzględnie, pozostawione zostały w naturalnym kolorze, ażeby jeszcze skuteczniej wzmocnić naturalny charakter zabudowania. Okna stanowią proste otwory, zamykane najczęściej drewnianymi okiennicami. Weranda, wybudowana za budynkiem, jest nieodłącznym elementem życia codziennego. Z uwagi na to, że wnętrze domu jest bardzo minimalistyczne, to właśnie tam odbywają się wszelkie aktywności; jest ona miejscem spotkań, kontemplacji, spożywania posiłków, a często również pracownią artystyczną na świeżym powietrzu. W odróżnieniu od pozostałych elementów jest bogato zdobiona wyrytymi w elewacji wzorami. Całość otaczają przeszklenia. W obszar dobudówki „włożono” również nieckę basenu, którego woda w chłodniejszych porach roku jest podgrzewana przez pompę. Naturalnie, jak basen to i sauna. W dodatku fińska. Liczba pomieszczeń jest ograniczona do niezbędnego minimum – części sypialnianej, gościnnej, twórczej oraz jadalnianej razy dwa. Każdy z pokojów ma sielski klimat, próżno szukać pięknego wyposażenia czy złotych ozdobników, ale obrazów, rzeźb i innych dzieł ludzkich rąk z pewnością nie brakuje. Podobnie jak dom, tak i meble wykonane są z surowego drewna, nagiętego pod aktualne potrzeby. Wszelkie wspomniane wcześniej normy nie obowiązują jednak ogrodu, który stanowi niejako wizytówkę: piękne rośliny, krzewy i młode drzewka obecne są w każdym zakątku, cieszą oczy wielobarwnymi darami natury i niosą aromat owoców, które uprawiane są z dzikim zamiłowaniem. Z tego też powodu po całym terenie niesie się mocny, owocowo-kwiatowy zapach. Poza ogrodami ciężko uświadczyć tu innych, ciekawych punktów. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Chata w lesie Wto Gru 05, 2023 11:32 pm | |
|
Ostatnio zmieniony przez Rose O'Brien dnia Nie Sty 28, 2024 11:46 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
| Sava
| Temat: Re: Chata w lesie Sro Gru 06, 2023 12:15 am | |
| - Aha... - Skwitował krótko na wieść, że Noah był niesłyszący. O to mu, między innymi, chodziło. Z powodu pewnej ignorancji był w stanie zdobyć się na określenie milczącego mężczyzny niemową. - Taki kierowca to skarb. Przynajmniej nie da się go rozproszyć rozmową. - Skomentował lekko i zaśmiał się na wyobrażenie, jak to taki człowiek musiałby użyć języka migowego podczas jazdy samochodem. Potem, jak gdyby nigdy nic, machnął szoferowi ręką do lusterka, uśmiechając się dość niewinnie. W końcu i tak nie słyszał, co powiedział. Taki mały diabełek z niego wyszedł. Kątem oka spojrzał na Rose, która dała się ponieść muzyce. Jazz, no tak. Widząc ją taką tryskającą entuzjazmem nie miał serca, żeby robić przytyków, co do jej gustu muzycznego. Jedno musiał przyznać - od teraz, gdy zobaczył ją delikatnie wystukującą rytm nogą, jazz będzie się kojarzyć właśnie z nią. I to była jedyna pozytywna cecha tej muzyki, na tyle mocna, że przyćmiewała wszystkie jej minusy. Różyczka rozkwitała. Znowu. Wysiadł z samochodu, gdy już byli na miejscu. Dawno nie zawitał na obrzeżach miasta. Zapomniał, jak to jest znaleźć się wśród natury. Ten specyficzny i uspokajający zapach lasu przywodził pewne wspomnienia. Te pozytywne, akurat. Ruszył za Rose, a delikatny uśmiech sam malował mu się na twarzy. Nie kontrolował tego. Dawał się ponosić chwili. Na tyle, że nie brał pod uwagę tego, gdzie zmierzali. Zobaczywszy starca stojącego w progu drzwi, dotarło do niego, że czarnowłosa nakłoniła go do odwiedzenia Rodneya. Tego się nie spodziewał. Powaga zastąpiła uśmiech. Tak miał już z odruchu w reakcji na nieznajomych mu ludzi. Artysta na pewno go kojarzył z tej dość nieprzyjemnej sytuacji z Hangover Mole. Widać to było w jego oczach, kiedy w nie się wpatrywał, nie zwracając większej uwagi na to, co robiła i mówiła Róża. Obserwowali się nawzajem. Sava próbował rozczytać starca, podejmując się tego dziwnego "samczego" pojedynku i spoglądając na niego nieufnie. Zapewne Rodney rozpoznał w nim prawdziwe "ja". Stał przed nim bezdomny, nieufny kundel, który potrafił ugryźć rękę, kiedy ta została wyciągnięta w jego stronę w geście pogłaskania. Zraniony przez życie. Może to wampirzy instynkt Savy, ale takie odniósł wrażenie. Tak widział swoje odbicie w jego oczach. W końcu starzec wyciągnął dłoń, a jednooki bez słowa ją uścisnął. Ostrożnie, bo przecież nie chciał staremu artyście połamać istotnego narzędzia do pracy. W tej napiętej atmosferze nie zwrócił zbytnio uwagi na chłód ręki starca. Zacisnął usta w cienką linię, nie mówiąc nic. Jedynie skinął głową i wszedł do środka. Jednooki był zbyt zdezorientowany, że zapomniał się kulturalnie przywitać słownie, ale bynajmniej nie zamierzał tego rozpamiętywać. Poszedł w stronę, w którą zniknęła czarnowłosa, ale kobieta najwyraźniej była za bardzo zajęta odnalezieniem Niny. Wampir zdjął kurtkę, bluzę i buty, dokładając wszystko na odpowiednie miejsca w przedsionku. Potem skierował się do salonu, czy po prostu pomieszczenia, które służyło do goszczenia. - Rodney. - Zaczął i odchrząknął. - Pan Rodney. Ile ma pan lat? - Spytał, rozglądając się po pomieszczeniu. Właściwie, przyglądał się wszystkiemu po drodze. Nie siadał nigdzie, stał na razie na środku, zawieszając uważne spojrzenie na starcu. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Chata w lesie Sro Gru 06, 2023 1:36 am | |
| Rodney był, w tym całym wampirycznym chłodzie i wgranej od przemiany brutalności, specyficznym stworzeniem pełnym przeciwieństw. Ciepły, ale zimny. Łowcą, ale i ofiarą. Człowiekiem uprzejmym, acz mocno zaznaczającym swoją obecność. Rzeczywiście, może nie przywitał Savy oklaskami i fanfarami, nie rozłożył czerwonego dywanu, ale zaprosił go do s w o j e g o domu. Głównym motywem była Rose, rzecz jasna. Wciąż jednak – nim przybyli, był już najprawdopodobniej świadom tego, co Odobescu ukrywa przed ciemnowłosą kobietą. On również to robił. Ukrywał się. Stali się powiernikami wzajemnych tajemnic. Gdy wypuścił go z uścisku, rzucił jedynie informacyjnie, iż zajmie się rozpalaniem w kominku, a pieczę nad nimi przejmie Nina. Następnie zniknął z pola widzenia, niewerbalnie wyrażając zgodę na pełną swobodę. Pozwolił zatem, by Odobescu odkrywał tajemnice ceglanej chaty, zaglądał w każdy kąt i schowek. Jaki miał w tym cel? Kto wie… Tymczasem w jadalni, w której centrum znajdował się jedynie ogromny, dębowy stół i oszklona gablota, kręciła się Róża z dłońmi zajętymi kieliszkami. W całym tym uniesieniu, radości z możliwości spędzenia czasu w obecności trzech ważnych i bliskich jej sercu osób, jak wynikało z rozemocjonowania i nieznikającego uśmiechu, zapomniała, że Sava pozostał w tyle. Najprawdopodobniej jednak ufała Rodney’owi na tyle, iż pozwoliła mu w spokoju, po męsku, załatwić sprawy z ‘Mole. Tak, by początkowy niesmak, rozpoczętej między mężczyznami relacji, zniknął i odszedł w zapomnienie. — Bo ja wiem? — odparła zaskoczona, zupełnie nieświadoma natury tego pytania i odłożyła szkło. Obróciła się przodem do Savy, rękoma opierając o blat stołu. Zamyśliła się na moment. Rzeczywiście, Rod kiedyś mówił, ile ma lat, ale jakoś ciężko było jej sobie to teraz przypomnieć. Przewertowała księgę wspomnień, dmuchnęła w zebrany na nich kurz i, odnajdując odpowiedź, powiedziała spokojnie: — Sześćdziesiąt… Sześćdziesiąt coś… Czemu pytasz? — No tak. Nic dziwnego, że chciała poznać źródło ciekawości Odobescu. Teraz wiele spraw nabrało znaczenia. Przede wszystkim to, iż Rose nigdy nie drążyła tematu zimnych dłoni mężczyzny. Najwidoczniej Rodney zdążył ją do tego przyzwyczaić i przez lata, być może, wtłoczył w nią zrozumienie dla trapiących ich oznak wampiryzmu. Nie był głupim gościem, zdecydowanie. — Udało mi się? — wypaliła, kompletnie niewinnie, zaplatając zadziornie ręce na wysokości biustu. Gdyby tylko wiedziała, kim był tak naprawdę Sava i Rodney oraz że wcale tak wiele ich nie dzieli… Pewnie nie byłoby jej tak do śmiechu. Ale nie wiedziała. Na jej twarzy nie widniał nawet cień zwątpienia we własne bezpieczeństwo. Wręcz przeciwnie. Tej nocy była kompletnie inna niż w jakąkolwiek, którą spędzili razem. Na te parę godzin zapomniała o rzeczywistości, która uderzy w nią rankiem.
Ostatnio zmieniony przez Rose O'Brien dnia Sro Gru 06, 2023 10:41 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
| Sava
| Temat: Re: Chata w lesie Sro Gru 06, 2023 2:12 am | |
| Od kilku minut, albo i więcej, usta Savy ściskały się w cienką linię. Nie wiedział, co miał o tym myśleć. Zastanawiał się, dlaczego wcześniej tego nie dostrzegł. Wtedy w Hangover Mole. Być może było to przez narkotyki i silne wzburzenie emocjonalne, kto wie. Niedobrze, jeśli umykały mu takie ważne fakty, jak te, że wokół czarnowłosej były inne wampiry. Jednooki nie poczuł żadnej ulgi w związku ze spotkaniem kogoś, kto podzielał tę samą naturę. Nie wiedział, kim był Rodney. Jakim wampirem był. Choć otaczał Rose pewną troską i zdecydowanie wprowadzał w jej życiu wiele dobrego, to i tak... - Co robisz? - Wymsknęło mu się, kiedy zobaczył, jak dzierżyła w rękach szkło. Zauważył, że czarnowłosa czuła się w tym miejscu bardzo komfortowo, zatem starzec musiał gościć ją już wiele razy. Ale czy to uspokajało Savę? Nie. - Chyba często tu bywasz, nie? - Podzielił się swoją dywagacją, rozglądając się jeszcze po pomieszczeniu. Powolnym krokiem szedł wokół stołu, żeby ostatecznie stanąć przy szklanej gablocie. - Nie wiem. Tak o. - Odparł beznamiętnie i wzruszył ramionami. - Ile się znacie? - Zadał kolejne pytanie. Nie chciał, żeby kobieta poczuła się, jak na przesłuchaniu, jednak nie potrafił się powstrzymać przed wypytaniem o osobę starca. Świadomość, że przebywał w mieszkaniu innego wampira z równie wyczulonymi zmysłami słuchu, co on, mocno go krępowała. Tyle wątpliwości. A było tak pięknie. Przez chwilę zapomniał, że sam był potworem. Paskudną pijawką. Zmrużył oko, odwracając wzrok od Rose. Jednak ożywił się nieco na pytanie czarnowłosej i spojrzał na nią z powrotem. - Mhmm, udało ci się. Nie spodziewałem się, że zaprowadzisz mnie do muzeum i będziemy podziwiać eksponaty przeszłości. - Powiedział z krzywym uśmiechem na twarzy. Oczywiście, z eksponatem miał na myśli Rodneya. Zapewne miał więcej niż sześćdziesiąt lat. Rozglądając się po chatce można było dojść do wniosku, że umiłowanie do tradycji i dawniejszych czasów aż krzyczało z obecnego wystroju. Podszedł do czarnowłosej, która stała i wpatrywała się w niego nieco wyzywająco. - ...Ale mówiłaś, że będziemy pływać. - Zauważył, przypominając sobie główny cel ich podróży. Nie widział, żeby w pobliżu chaty był jakiś basen, staw, czy jezioro. Cokolwiek. Nie, żeby myślał, że będą pływać na zewnątrz w zimę... Jedynie, dobudówka, ale ta wyglądała niepozornie. Tak czy siak, wyszedłby z tego pomieszczenia czym prędzej, byleby szansa bycia podsłuchiwanym przez Roda zmniejszyła się do absolutnego minimum. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Chata w lesie Sro Gru 06, 2023 2:51 am | |
| Picie wina z gabloty Rodney’a było niepisaną tradycją. Pierwszym krokiem po przekroczeniu progu. Bynajmniej z powodu wrodzonego alkoholizmu (chociaż też). Po prostu starzec podróżował sporo po świecie, zwożąc do chaty coraz to ciekawsze odmiany sfermentowanych winogron. Grzechem byłoby z tego nie korzystać, skoro gospodarz zawsze je oferował. — Wyciągam kieliszki, a Nina poszła po wino — Oczywista oczywistość. Naiwnym byłoby oczekiwać, że wpuścił ich do domu tylko po to, by umożliwić „pływanie”. W świecie artysty istniała jeszcze kurtuazja, jakieś obyczaje, które dla Savy, najwyraźniej, nie były tak oczywiste. Ciężko się temu dziwić, bo i Rose, dopóki nie zaczęła być tu zapraszana, savoir-vivre uznawała za jakąś włoską markę. Wychodzi na to, że nawet kundla można nauczyć sztuczek. — Jeśli często to raz na pół roku, to tak — to mówiąc, odłożyła pierwsze dwa kieliszki, by zaraz na powrót wspiąć się na palce przy gablocie i ściągnąć kolejne. Piękne, delikatne, zdobione kryształami szkło. Chyba jedyny luksusowy element tego domu. — Długo. Był moim pierwszym klientem — westchnęła. Pierwszym i mógłby ostatnim. Nie każdy bowiem wykazywał się podobnymi, ludzkimi odruchami co starzec. Pozostali szukali w Róży kochanki, podczas gdy Rodney znalazł w niej muzę. Zresztą, jakby tak się przyjrzeć obrazom przybitym do ścian, niektóre postacie miały wspólne elementy z ciemnowłosą. Albo to już paranoja. — Przestań… Przecież tu jest tak ładnie… Nie podoba ci się? — w głos O’Brien wdała się nuta rozżalenia. Zależało jej, by i Sava poczuł się w tym miejscu równie swobodnie, co ona. Z jakiegoś jednak powodu wydawał się spięty, co w swoim małym rozumie przyporządkowała do natłoku nowych osób. Prawdziwy powód był poza jej zasięgiem. I słusznie. Jeszcze by zeszła na zawał. Opuściła uniesione wcześniej z ekscytacji ramiona i wbiła naznaczone porcją zawodu spojrzenie w podłogę. Cóż, może to był zły pomysł. Może niepotrzebnie. Wciąż jednak… Nie miała wyboru. Szlajanie się po mieście to jak prosić się o kłopoty, a pozostanie w Atelier to znowu nuda. Nie chciała go nudzić. — Gdzie się podziała cierpliwość, o której mi mówiłeś? — wytknęła, nawiązując do rozmowy w Noire. Czasem najwyraźniej znaczyło rzadziej niż częściej. — Aż tak ci się śpieszy do wspólnej kąpieli? — Piłka w grze. Znowu. Znowu to robiła. Tym swoim kokieteryjnym głosem, który nie zdradzał ani zainteresowania, ani jego braku. Ot, był. Zachęcał, kusił i nęcił. W tym samym momencie, do pomieszczenia wpełzło niepostrzeżenie dziewczę o jasnej, brzoskwiniowej skórze bez choćby najmniejszej skazy, z oczyma w formie trzech okręgów o różnym natężeniu szarości i kręconych, wściekle rudych puklach niemal ukrywających dziecięcą buzię. — O wilku mowa! Poznaj Ninę... Nino, to Sava, mój… przyjaciel — zaczęła, kątem oka dostrzegłszy dziewczynę, którą najwyraźniej dobrze znała, gdyż wypowiadając jej imię, uczyniła to z głęboką słodyczą. — Zajmuje się domem Rodney’a. Rudzielec ukłonił się nieśmiało. Słodki, pudrowo-kwiatowy zapach, który ze sobą przyniosła, nie wynikał tylko z rozłożonych w wiklinowych koszach owoców. Mógł być jednak z nimi pomylony. Tak, tego jeszcze brakowało. — Woli pan czerwone czy białe? — zagadnęła, wyraźnie speszona obecnością kogoś obcego. Głos miała młody i dźwięczny, aparycję również; jak dzieciątko, które ledwo otarło mleko spod nosa. I tak też się zachowywała.
Ostatnio zmieniony przez Rose O'Brien dnia Sro Gru 06, 2023 10:15 pm, w całości zmieniany 2 razy |
|
| Sava
| Temat: Re: Chata w lesie Sro Gru 06, 2023 4:02 am | |
| Skinął powoli głową na wieść o winie. Cóż, dobre i to, nawet jeśli i tak nie zadziała na wampira. - Więc sporo, w perspektywie czasu. - Podsumował jej słowa. Spiął się w reakcji na jej pytanie. Udawanie, szczególnie teraz, szło mu słabo. Niby umiał kłamać z wyjątkową lekkością, a teraz było to jednak wyzwanie. Szczególnie, kiedy utkwił swoje spojrzenie w jej oczach, w których jarzyła się iskra zawodu. O nie. - Nie, nie. Podoba mi się. - Pokręcił głową. - To tylko... Wiesz, nie jestem duszą towarzystwa. Nie przywykłem do odwiedzin. - Dodał i odwrócił wzrok. Z jakiegoś powodu przypomniał mu się znowu wypad do kościoła. Jak Rose cieszyła się z samego początku, a potem, zupełnie nagle, jej nastrój drastycznie się pogorszył. Teoretycznie, sobie też mógłby zarzucić nieudany wybór miejsca na randkę. Zaraz spojrzał na nią z powrotem, tym razem czując, że musi dodać coś więcej od siebie, szczególnie teraz, gdy czarnowłosa nie kryła wątpliwości w zachowaniu. - Ale, ej, co to za mina? - Podszedł do kobiety odruchowo, wiedziony obawą, że mogły ją ogarnąć złe myśli. Potrzeba dotyku wyniknęła sama z siebie i nawet się nad nią nie zastanawiał. Dopiero gdy odgarnął jej włosy za ucho, dotarło do niego, co zrobił. Koniec końców nie wycofał się, tylko uśmiechnął się nieznacznie. - Na pewno cieszę się, że jestem tu z tobą. - Dodał nieco ciszej, jakby obawiał się własnych słów. Nie, że ich żałował. I nie to, że mógł to ktoś - Rodney - usłyszeć. Bał się, że czarnowłosa znowu mu ucieknie. Prędzej czy później. Opuścił rękę wzdłuż ciała i prychnął w odpowiedzi na to subtelne docinki z jej strony. - Nie wiem, chyba została w samochodzie. - Odpowiedział lekko i machnął ręką. Odsunął się od czarnowłosej o krok, ponownie kierując swoją uwagę na otoczenia, ale Rose postanowiła znowu bawić się w tę grę. Zerknął na nią kątem oka. - A co jeśli tak? - Spytał zaniżonym głosem. Czekałby na kolejne prowokacyjne teksty z jej strony, ale ktoś wkroczył do pomieszczenia. Kolejny charakterystyczny zapach doleciał do jego nosa. Wróżka. Posłał nadprzyrodzonej zdezorientowane spojrzenie. - Hej. - Mruknął niepewnie i nieufnie, jak to na dzikusa żyjącego bez towarzystwa przystało. Sytuacja, w której się znajdował, pochłaniała go na tyle, że nie zwrócił szczególnej uwagi, jak nazwała go czarnowłosa. Dopiero po chwili. Wtedy zerknął na Rose w nieodgadniony sposób. Może był zaskoczony. Może uradowany. Może nie wiedział, co miał o tym myśleć. I w ogóle, po co to analizował? - Niech będzie białe. - Odpowiedział beznamiętnie, przyglądając się Ninie. Gdyby nie to, że była tu Rose, ba, gdyby nie to, że ona sama go tutaj przyprowadziła, już dawno by się stąd ewakuował. Stężenie nadnaturalnych w jednym domu wzrastało w zbyt drastycznym tempie. Chciał coś powiedzieć, ale ugryzł się w język, dochodząc do wniosku, że byłoby to obraźliwe i absolutnie nie na miejscu. Nie wróżyłby sobie dobrej przyszłości, gdyby podzielił się swoją uwagą o młodym wyglądzie wróżki i preferencjami podstarzałego wampira. - Ile ona ma lat? - Wyszeptał w kierunku Rose, korzystając z okazji, kiedy dziewczę się na moment oddaliło. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Chata w lesie Sro Gru 06, 2023 10:32 pm | |
| Ciemnowłosa, w przeciwieństwie do Savy, nie przywiązywała uwagi do mijającego czasu. Długo czy niedługo. Przestała zwracać na to uwagę. Może w jego kalendarzu istniało kolejnych tysiąc dni, trzy tysiące miesięcy albo dziesięć stuleci, które warto było zapamiętać; mógł się w nich zanurzyć, taplać do woli, pozwolić, by przesypywały się przez palce podobne piaskowi, marnować. Ale nie Rose, dla niej istotne było tylko to, co „dziś”. W najlepszym wypadku „jutro”. Żyła chwilą. Na tyle zresztą niepewną, że obawiała się cokolwiek planować, notować i zapamiętywać. Czas płynął nieubłagalnie, więc nauczyła się płynąć razem z nim. Wzruszyła ramionami. „Sporo” to nic. Chwile szczęścia z Savą miały być niczym trzask migawki: delikatne i skazane na przemijanie jak motyl trzepoczący rozpaczliwie skrzydłami podczas wzmagającego się wiatru. Nawet piękne słowa nie były w stanie powstrzymać tego, co niechybne. Tego, że zniknie; zawiedziony nią lub, po prostu, zeżarty przez starość. Ta myśl zakradła się w umysł Rose niezwykle cicho i niepostrzeżenie, owinęła wokół chuderlawego ciała i zacisnęła tak mocno, że jej puls zamarł, choć krew płynęła, zdaje się, szybciej. Zostawiła po sobie przeświadczenie o odniesionej porażce, wyssała światło. O’Brien nie znajdowała powodu, żeby się przed tym bronić, przed głosem, który powtarzał, że nie jest wystarczająca dobra, że n i g d y nie będzie wystarczająco dobra. Ale kiedy chłodne palce mężczyzny przeciągnęły kosmyk czarnych włosów wokół ucha, kończąc ruch na szyi, straciła rezon w ciemni. W duszy Róży rozbłysnęło szalone światło strzelające z nieprawdopodobnie jaskrawą wiązką, jakby właśnie połknęła biały, oślepiający reflektor. — Ja… Ja też się cieszę — skwitowała nieśmiało, podnosząc powoli głowę. Podniosła opadłe powieki i spojrzała prosto w błękitną tęczówkę mężczyzny. Przez sekundę mogło się wydawać, że go pilnuje, jak zwierzę, które przypadkiem natknęło się na inne w lesie i musi ocenić, czy ma do czynienia z przyjacielem, czy z wrogiem. Strach popychał ludzi do różnych irracjonalnych czynów. To samo zresztą zauroczenie. Cholera, zaczęło robić się niebezpiecznie grząsko. Uśmiechnęła się figlarnie. Co jeśli tak?. Nic. Będzie stracona. Całkowicie, bo nie powinna tego robić. Nie powinna czerpać przyjemności z tego, co było tak złe. Jak dźgnięta w bok, odbiła się energicznie od drewnianego stołu, gdy rudowłosa dziewczyna pojawiła się w kącie jej oka. Stanęła prosto, niemal żołniersko, poprawiając zmięte ubranie z widocznym na policzkach zaczerwienieniem. Może miała je wcześniej, te rumieńce. Może dopiero się pojawiły. Nieistotne. Wybrnęła z sytuacji dość zręcznie. A przynajmniej tak jej się wydawało. Kiedy nastąpiło wstępne wymienienie uprzejmości między Niną, a Savą, kobieta wydawała się bacznie temu przyglądać. Rzeczywiście, nie był duszą towarzystwa. Wierzyła jednak, że urok i wesołość małolatki zadziała na jednookiego tak, jak niegdyś zadziałało na nią. Miała coś w sobie. Nie tylko wróżkowego. Po prostu. — Zapomniałam o korkociągu… — powiedziała, kładąc na blat dwie butelki wina: czerwone oraz białe i dodała: — Zaraz wrócę! — Momentalnie zniknęła z obszaru jadalni. Pewnie mieli jakąś piwnicę, w której to trzymali trunki. — Dobry wybór… Też wolę białe — podsumowała Rose, odsuwając, a potem siadając na jednym z krzeseł. Znów. Noga na nogę. Chwyciła stopkę kielicha i przysunęła go bliżej siebie, obracając w palcach. Zobaczyła swoje odbicie. Zupełnie inne niż te z ‘Mole. Coś się zmieniało. I byłaby gotowa podziwiać ten dziwny obraz choćby i do powrotu Niny, ale pojawiło się kolejne pytanie. — Chyba nie myślisz, że oni…? — wyszeptała ewidentnie rozbawiona tym, co wydawało jej się, sugerował Odobescu. — Na Boga, Sava, nie. W żadnym wypadku — I tym razem nie mogła się powstrzymać. Po prostu śmiała się, ledwie mogąc złapać oddech. A gdy w końcu zdołała, ten histeryczny chichot opanować, wyjaśniła mężczyźnie obecność młódki w domu Rodneya. — Nina studiuje architekturę, a to kosztuje. Zwłaszcza, jak jest się emigrantem. A że Rod, odkąd pamiętam, sporo podróżuje, dom stał pusty i nikt się nim nie zajmował. A przynajmniej dopóki jej nie zatrudnił. Nie ma w tym drugiego dna. |
|
| Sava
| Temat: Re: Chata w lesie Sro Gru 06, 2023 11:20 pm | |
| Strach w Savie wzrastał wraz z jej przyspieszonym biciem serca. Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy. Miał ochotę ochotę uciec i trwać przy niej jednocześnie. Był to pierwszy raz, kiedy zobaczył zmieszanie na jej twarzy. Dotychczas kobieta czerpała przyjemność z rzucania zaczepnych tekstów i gestów, które, być może, były wyuczone przez jej zawód. Teraz stała przed nim po prostu kobieta. Ładna, czerpiąca z życia, ile się tylko da. Im więcej myśli przelatywało wampirowi przez głowę, tym coraz bardziej przypominały one porywisty nurt rzeki. Tyle tego było, że sam nie mógł stwierdzić, co się dzieje. W pewnym momencie traciły one sens. Odsunął się, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Gdyby był człowiekiem, zapewne drżałyby mu teraz ręce, a serce biłoby tak, że czułby je aż przy krtani. Nawet gdy odwrócił na chwilę spojrzenie, dając sobie okazję do uspokojenia myśli, wciąż miał przed oczami widok Rose z uroczymi rumieńcami na twarzy. I to dało mu znowu do zrozumienia coś, co go przerażało. Całe szczęście, że do pomieszczenia wkroczyła Nina. Wybór wina nie był przypadkowy. Czerwień źle mu się skojarzyła. W typowy dla wampira sposób. Chciał odciągać od tego myśli na wszelki możliwy sposób. W sensie, nie bezpośrednio od krwi, tylko od faktu, że nie był człowiekiem. - Nie gustuję. - Rzekł. - Ale z dwojga złego, białe lepsze. - Dodał i odruchowo przysiadł przy stole, kiedy zrobiła to Rose. Było to nietypowe dla niego, że teraz siedział u kogoś nieznajomego. W dodatku, mieli wypić wino, a patrząc na osobę Rodneya, zapewne nie będzie to tani alkohol. Dziwne, żeby osoba, która w przeszłości poniewierała się najtańszym świństwem w myśl, żeby kopnęło jak najszybciej, teraz degustowała wino. - No nie wiem, wiesz... - Wzruszył ramionami. - Ludzie wchodzą w różne dziwne układy. A ten wcale nie byłby taki dziwny. Znaczy, no... Może nie tyle, że nie dziwny, co wcale nie taki rzadki. Szczególnie, że jest studentką. - Podzielił się swoimi uwagami bez żadnego pohamowania. Zresztą, Różyczka była rozbawiona jego słowami, a to chyba było najważniejsze. - Dobra, na pewno znasz ich, więc uwierzę ci na słowo. - Dodał, wycofując się ze swoich podejrzeń. Uśmiech sam mu wskakiwał na twarz, kiedy widział ją taką rozbawioną. Szczerze rozbawioną. Jakby żadne troski nie istniały. Choć wiedział, że była to kwestia czasu, kiedy wszystko wróci na swój tor. Jednak odpychał te myśli. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Chata w lesie Czw Gru 07, 2023 12:37 am | |
| Żyć. To takie naturalne, a jednocześnie dziwne uczucie. W młodości myślała, że „życie” to coś wiecznego, nieprzerywalnego do tego stopnia, iż nawet rzucane pod nogi kłody będą do przeskoczenia. Potem zaś przyszła dorosłość. A ona dalej, jak dziecko, szukała się po omacku powodu, który nada sensu i pozwoli kontynuować to, co inni nazwaliby udręką. Starała się przy tym nie narzekać ani nie marudzić. Codziennie zakładała patetyczny uśmiech, który doskonale maskował ukryte wewnątrz troski i zmartwienia. Jednak im dłużej żyła, tym wyraźniej widziała beznadziejność sytuacji. Mówili, że trzeba czekać na „lepsze czasy”. Tylko kiedy, do cholery, się one pojawią? Jasne, cierpliwość jest bardzo ważna. Tylko problem w tym, że słowo „cierpliwość” zbyt łatwo pomylić z „cierpieniem”. A i sama Rose pozbawiona była jego genu. Miała natomiast potrójną zdolność do zamartwiania się. Sava, najwyraźniej uważał (jako cierpliwy czasem), że „dobre czasy” są w zasięgu ręki. Jednak ona sama miała poważne wątpliwości. Kiedy patrzyła na niego, czuła, jakby stawała się bogatsza o wszystkie jego obolałości, o jego nienazwane cierpienia. Bała się, że przez to nigdy mu nie uwierzy. Ale on ani razu się nie zawahał. Był obok, trwał, powtarzając, że władcza ręka Polly może zniknąć, a Anthony, cóż, odpuści. I to w tym wszystkim było najgorsze. Wierzył w cuda. Jeśli Rose też miała wpaść w tę pułapkę, to na pewno nie na trzeźwo. Wino. Nalejcie jej wina. — Z dwojga złego? — powtórzyła. — Nie ma złego wina… No, może oprócz tych tanich, zrobionych z owoców, które nawet nie widziały słońca. — Tak, kieliszek dobrego wina zawsze był rozwiązaniem, jeśli nie było się pewnym, gdzie leży problem. A akurat teraz, dziwnym trafem, Róża nie mogła pojąć, dlaczego obecność Savy tak bardzo ją rozprasza. Powoli traciła rozum. Głupiała, kiedy to niezrozumiałe uczucie wypełniało ją po brzegi i miała wrażenie, że lada chwila się przeleje. Skoro jednak coś musiało wypłynąć, niechaj będzie to alkohol, a nie myśli, które starała się zamknąć w klatce rozmowy o wszystkim i niczym. — Co ma do tego bycie studentką? — zapytała skonsternowana, a następnie ściągnęła brwi i zmarszczyła czoło. Kompletnie nie rozumiała nacisku na ten szczególny czas w życiu młodego człowieka. Tym bardziej że osoby, które studiowały, zawsze wydawały jej się niezwykle rozważne i zorganizowane w życiu. Fakt, jedynym punktem zaczepienia była Nina, ale wciąż. Oni wszyscy musieli mieć jakieś pokłady inteligencji wystarczające do tego, by nie pchać się w tak brudne interesy. W oczach Rose prostytucja czy nawet układy semi-seksualne to coś, co upodlało. A po co się poniżać, jeśli świat stoi otworem? — Znam. Zresztą, Nina, podobnie jak Rodney, gustuje w kobietach — to mówiąc, mrugnęła okiem, dając mu do zrozumienia, że na własnej skórze przekonała się o preferencjach dziewczyny. Może dosłownie. A może nie. — A ty... Studiowałeś? Wydajesz się sporo o tym wiedzieć. — zaczęła, przechylając głowę z zaciekawieniem. — Tak teraz myślę, że naprawdę mało o tobie wiem Sava. |
|
| Sava
| Temat: Re: Chata w lesie Czw Gru 07, 2023 1:44 am | |
| Najpierw było tylko pragnienie towarzystwa drugiej osoby. Nieistotne, że okazała się nią Rose, wtedy, gdy po prostu do niego dosiadła się w Hangover Mole, wcześniej zauważając niejawną transakcję między nim a dilerem. Tak zrodziła się znajomość do poćpania i pogadania o bzdurach. Już wtedy Rose nie pytała. Tak jakby jej nie przeszkadzało to, że rozmawiała z pokaleczonym, jednookim kundlem. Potem zalążek ekscytacji, kiedy go zaczęła kokietować. Zdusił to wtedy w sobie, uznając, że kobieta zwyczajnie robiła sobie z niego żarty. W odwecie zabrał ją do kościoła - jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało. Później pojawiła się prawdziwa troska o jej życie, kiedy zobaczył ją naćpaną w sklepie. Mając ją w domu u siebie zrozumiał, że nie chciał, żeby historia znowu się powtórzyła. Doszedł do wniosku, że jej życie nie było mu obojętne. Ale od momentu w Hangover Mole, kiedy Rose pękła na jego oczach, przyszły przerażające myśli. Różyczka była piękna w nowej fryzurze. Piękna, kiedy się uśmiechała. Piękna, kiedy robiła, czy mówiła absurdalne rzeczy. A przede wszystkim - poczuł, że ona zwyczajnie zasługuje na coś więcej. Jeśli jego życie nie miało sensu i miałby kiedykolwiek odejść, to chciałby go nadać jej życiu. Dziwne poczucie celu. Sava nigdy nie miał celu. Każdego wieczoru budził się zawiedziony tym, że wciąż trwał. Trwał, bo życiem ciężko to było nazwać. Jego myśli zaczęły coraz częściej krążyć wokół jej osoby. Zastanawiał się każdej nocy, co zrobić, żeby odjąć jej trosk. Na tym świecie żyło o wiele więcej potworów, które nie zasługiwały na godne życie. Rose do nich nie należała. - To... - Zaczął, a kącik ust drgnął mu na moment ku górze. - Są w końcu złe wina, czy nie? Czy może to zdanie ma jakiś głębszy sens, którego nie rozumiem? - Spytał z krzywym uśmiechem. Wino zrobione z owoców, które nigdy nie widziały słońca miałyby być niedobre? Odwrócił wzrok, rozmyślając nad tym tekstem, ale nic mu nie przychodziło do myśli. Najwyraźniej nie tylko czarnowłosa była rozproszona. - Wszyscy chcą studiować teraz, a to kosztuje. Wiele młodych kobiet lubi iść na skróty i szuka sponsorów. Albo wiele innych opcji, które skupiają się na sprzedaży swojego ciała w taki, czy inny sposób. - Odpowiedział i machnął ręką. Widać, bardzo swobodnie się wypowiadał. Zupełnie tak, jakby dobrze siedział w temacie. Jak to na bawidamka przystało. - A. - Odmruknął krótko na informację o preferencjach seksualnych wróżki, którą pierwszy raz zobaczył na oczy. Niemniej, chyba nie to było istotne w tej informacji. A przynajmniej do takiego wniosku doszedł po tym, jak czarnowłosa puściła mu oczko. Przechylił głowę w delikatnym zainteresowaniu, ale nie odezwał się nic więcej. - Ja? - Spytał z nieukrywanym zdziwieniem. Patrzył na nią, a potem na chwilę odwrócił wzrok. To otwarte stwierdzenie z jej strony sprawiło, że poczuł się speszony. Nic dziwnego, że Rose odnosiła takie wrażenie. Sava rzeczywiście niewiele o sobie mówił. Problem w tym, że nie miał do zaoferowania nic poza wielką księgą gorzkich i przykrych historii. Tych, ludzie zwykli nie słuchać. Wszyscy byli przejęci własnymi troskami. - Weź. - Parsknął krótkim śmiechem i odchylił się do tyłu, żeby oprzeć się o oparcie krzesła. - Na pewno nie wiesz o mnie tak mało. W sumie to wiesz o mnie więcej niż ktokolwiek. - Dodał całkiem szczerze. Tylko, że o każdym myślał w ten sposób. Każdy po kolei znał po trochę z jego życia. W pewnym sensie, każdy znał go bardziej niż ktokolwiek. Taki paradoks. - Cóż... Nie, nie studiowałem. - Wrócił do tematu i przejechał po podbródku dłonią. - Właściwie to zostałem wyrzucony ze szkoły jeszcze w wieku szesnastu lat. - Zaśmiał się znowu. Po głowie chodziło mu sporo odpowiedzi. Błądził przez chwilę wzrokiem gdzieś na boki, a potem spojrzał na Rose z powrotem. - W sumie, nie wiem nawet... Tak myślę, że jednak moje życie nie jest interesujące i nie ma nawet o czym mówić. - Dodał i westchnął cicho. Nieznacznie. - Ale, jak tak się zastanawiam, to sam nie wiem o tobie za dużo. Poza tym, że lubiłaś tańczyć, jak byłaś mała i że lubisz wodę. A, no i lubisz jazz. - Znowu zaśmiał się krótko. To było dziwne - poznawanie drugiego człowieka. Nigdy do tego nie dopuszczał. Nie jawnie, nie otwarcie. A teraz miał ochotę spytać się Rose o najbardziej pierdołowatą pierdołę na świecie. Choćby taką, jaki kolor był jej ulubionym. - Ale nie mam nic przeciwko, żebyśmy się poznali bardziej. - Dodał po krótkiej przerwie, odrobinę poważniejąc. Jednak kąciki jego ust dalej chyliły się mimowolnie ku górze. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Chata w lesie Czw Gru 07, 2023 3:37 am | |
| Niegdyś tańczyła pod dyktando zegarmistrza czasu purpurowego, a życie mijało nieubłaganie, kiedy marzyła o lepszych czasach i lepszych miejscach. Takich, w które mogłaby uciec z plikiem gotówki; jak ojciec, pewnego dnia wyjść na łódkę, że niby powędkować, i nie wrócić już nigdy więcej. Albo, ot, zamieszkałaby w jakiejś hipisowskiej komunie, siałaby i zbierała marchew, a potem, nocami szydełkowała ubrania. Wszystko to jednak nie nadeszło. Pewnego dnia, który przyszedł aż nazbyt wcześnie, obudziła się, spojrzała w lustro i zobaczyła, że jest już stara, pomarszczona i wciąż pracuje dla innych, na ich, a nie własną modłę. Jedyne wspomnienia, jakie miała w walizce to te dotyczące ciężkiej pracy własnym ciałem (dosłownie) i cierpień. Możliwości przeminęły, nie zostawiając nic po sobie. Nic, oprócz goryczy, która, jak ten cień złośliwy, zawsze była obok, prowadziła za rękę szereg uzależnień: narkotyki, alkohol… I choć to pierwsze, zdaje się, za sprawą Polly przymusowo odcięła od łańcucha, tak to drugie, cóż. Alkohol, w kontrze do heroiny, wydawał się lepszym wyborem. Bo przecież „już nie biorę”, a skoro nie biorę, to mogę i muszę pić. Błędne koło, po którego obszarze biegała jak wściekły chomik. Na tym właśnie filarze stał jej problem z trunkami. Gdy działo się coś złego, piła, by zapomnieć. Kiedy działo się coś dobrego, piła, by to uczcić. A jeśli nie działo się nic szczególnego, piła po to, by coś się wydarzyło. I zawsze wtedy, nie było od tej reguły wyjątku, procenty sprawiły, że jeszcze bardziej niż zwykle uciekła w marzenia o prawdziwej, wielkiej, zmieniającej życie miłości, której zawsze niemal świadomie szukała w niewłaściwym miejscu, jakby się bała, że naprawdę ją spotka. — Bo widzisz, są wina i wina. Oba trunki nazywane tak samo. Tyle że po jednych robi się ciepło i przyjemnie, a po tych drugich w najlepszym wypadku boli głowa — wyjaśniła, gestykulując z pasją, jakby była co najmniej włoską sommelierką z rodziny o pokoleniowej tradycji przekazywania tegoż zaszczytnego zawodu. Ale nie. Była kurwą. Kurwą z gustem. Kurwą lubiącą dobry alkohol, ze szczególnym i zaszczytnym umiłowaniem do Argentum Bonum z winnicy Crú Castel Ringberg. Rocznik 2015. „Beyond The Clouds” otwierało drzwi do złożonej rozkoszy nutami wirującego szafranu, słodkiego miodu akacjowego i ledwie wyczuwalną ziemistością dryblującą na początku i końcu języka. Wszystko to harmonijnie złączone za pośrednictwem sześcioletniej albo dłużej, drzemki. — Sam zobaczysz, gdy Nina już wróci. Wzrok Rose, w chwili, gdy mężczyzna wykładał o tendencjach trzpiotek do wdawania się w dziwaczne, patologiczne relacje, naznaczył głęboki, acz skrzętnie ukrywany smutek i żal wobec porządku świata. W swoich życiowych rozważaniach zwykle trzymała się tezy, że prostytucja jest najgorszym możliwym rozwiązaniem. Rzeczywiście, rzadko kiedy ją wygłaszała, ale w tym opadłym uśmiechu przywdzianym przy okazji opowieści o winie widniała jasna deklaracja prawdziwych poglądów. W umysł Róży wdała się obawa. I o Ninę. I o Emily, która przecież w przyszłości również dorośnie, stanie na rozdrożu i… Bóg jeden wie co wybierze. Mogła różnić się sposobem prowadzenia od innych matek, ale tak jak one, była przejętą tą samą nadzieją: że jej dziecko, odnajdzie szczęście. — Rozumiem. To przykre, że muszą się do tego posuwać — skwitowała lakonicznie, bo powiedzenie czegokolwiek więcej, wiązało się z ogromnym ryzykiem spowodowania lawiny. W momencie niemile widzianej zadumy, kątem oka dostrzegła stary zegar przybity do ściany. Był zwyczajny. Trochę niekształtny. Wydawało jej się, że przez lata wielokrotnie zmieniał kolor. Niegdyś był biały. Przez chwilę czarny. Raz nawet szary. Dziś, po prostu, w odcieniu surowego kasztanu. Zmrużyła oczy i dostrzegła nieruchome wskazówki, tkwiące nieporadnie na samym szczycie tarczy. Szkoda, że był to jedynie niedziałający mechanizm, a nie jakaś magiczna moc, która powstrzymałaby upływ czasu. Naprawdę nie chciała wracać do ‘Mole. Chciała… Ah, lepiej nie mówić, co chciała. Marzenia, jeśli wypowiadać je na głos, stawały się pewnym zobowiązaniem, na które najwyraźniej wciąż nie była gotowa. Powróciwszy wzrokiem na lico mężczyzny, przytaknęła głową w odpowiedzi i podparła się splecionymi pod brodą palcami. — Wcale się tak nie czuję — poza w jakiej zastygła, sugerowała, że chce go poznać. Uszami, sercem i duszą. Całą sobą. Bardziej niż kiedykolwiek. Nigdy nie była dobrym słuchaczem, fakt. To wina tego, że do tej pory nie spotkała nikogo, kogo warto byłoby słuchać. Poza Niną Simone i innymi, jazz’owymi wokalistami. Ale to sprawa oczywista. — Wyrzucony? Za co? — dopytała żywo, rozwierając rozmarzone dotąd powieki, chociaż nie oczekiwała natychmiastowej odpowiedzi. Wręcz przeciwnie. Póki Niny i Rodney’a nie było w zasięgu wzroku, mogli pozwolić sobie na leniwe dotykanie wnętrza własnych umysłów. To jak seks. Tyle że bez cielesności. Nawet lepiej. — Interesuje mnie twoje nieinteresujące życie i chcę, żebyś mówił… Potem pytaj o co chcesz, będę jak otwarta księga. Słowo harcerza — wraz z ostatnim słowem zasalutowała z szerokim uśmiechem wycelowanym prosto w serce i nogą radośnie wystukującą nieodgadniony rytm. Znała to coś, co kryło się w jego uśmiechu, aż za dobrze. To samotność wobec nigdy nieopowiedzianych historii i nieznanych i zakazanych pragnień. Pora przestać milczeć. Kosa na kamień. Młyn na wodę. — Powiedz mi wszystko, od początku. — Pauza. Zabrzmiało zbyt poważnie. — Koniecznie zacznij od ulubionego dinozaura |
|
| Sava
| Temat: Re: Chata w lesie Czw Gru 07, 2023 1:21 pm | |
| - W najlepszym. - Podkreślił, czując potrzebę wtrącenia swoich doświadczeń. - W alkoholu nie chodzi o to, żeby się najebać? - Spytał i zaśmiał się, odsuwając resztki elokwencji gdzieś w otchłań. Gdyby był znowu człowiekiem, wróciłby do swojej tradycji upijania się najtańszym winem, żeby w wieku pięćdziesięciu lat umrzeć na chorobę wątroby. Nie posunąłby się do degustacji drogiego wina tylko po to, żeby poczuć mrowienie w palcach. - Swoją drogą, nie podejrzewałem, że jesteś taką koneserką win. - Zauważył, zawieszając na niej spojrzenie na dłużej. Nigdy by się nie podejrzewał, żeby próbować drogie wina. Teraz, chyba, mieli do tego odpowiednią okazję. Jednak wolał się nie zastanawiać, jaka jest wartość tego, co będą pić. - Mhm. - Przytaknął jej i powoli skinął głową. Spojrzenie, jakim ją obdarzył tym razem, było bardzo wymowne, jakby chciał powiedzieć coś więcej. Niemniej Rose dała mu już wcześniej znak, żeby nie poruszać tych tematów. W ogóle, ta noc nie była po to, żeby się smucić. Czuł, że gdyby tylko zadał jakieś niewygodne pytanie, nawet w formie żartu, atmosfera poszłaby się pierdolić. Poza kobiety wyraźnie wskazywała na to, że będzie zadawać pytania. Czuł związaną z tym dziwną ekscytację. Musiał tylko uważać, żeby nie zboczyć z toru i nie powiedzieć czegoś, co zrujnowałoby nastrój. Przez to wszystko zapomniał, że znajdował się w domu innego wampira. - Eee... - Zaczął zmieszany. - No powiedzmy, że nie byłem grzecznym chłopcem. - Dodał i parsknął. Czując na sobie wzrok czarnowłosej, wiedział, że nie było odwrotu i musiał powiedzieć coś więcej. - Handlowałem. - Powiedział krótko i wzruszył ramionami. Problem z handlem narkotykami był dość popularny. Bynajmniej nie chodziło tutaj o jakieś wielkie przewinienie, po prostu, Sava wtedy to typowy, problematyczny nastolatek z patologicznej rodziny. W kategorii największych przestępstw w jego kartotece, to akurat należało do tych najlżejszych. Miał wrażenie, że i również Rose nie wydawała się być szczególnie zaskoczona taką odpowiedzią. - No dobra. - Przystał na ten układ z uśmiechem na twarzy. - Eee... - Zmrużył powiekę, próbując sobie przypomnieć te beztroskie chwile za dzieciaka. O dziwo, było kilka takich. Rzeczywiście, posiadał jakiś atlas dinozuarów. - Tyranozaur? Chyba tak się nazywa. - Odpowiedział po krótkiej chwili zastanowienia. Tyranozaur, chyba najczęstszy ulubieniec małych dzieci. Nie tylko chłopców, jak na to wskazywało. Rose najwyraźniej też wykazywała zainteresowanie dużymi gadami. - W sumie, jak teraz myślę, w pewnym sensie były to ciekawe czasy. Bez dostępu do neta. Każda książka czy komiks były na wagę złota. Na przykład, bardzo lubiłem komiksy z Kaczora Donalda. Miałem może ze dwa o superbohaterach, ale nieszczególnie mi ta tematyka leżała. - Powiedział otwarcie. Superbohaterowie to była zbyt duża bajka nawet jak na dziesięcioletniego Savę. Skrycie marzył, żeby ktoś go uratował, ale nie pozwalał tym fantazjom zajść za daleko. Kiedy nie miało się oparcia w rodzicach, trzeba było być rodzicem dla samego siebie. - Nie miałem na to kasy, więc zdarzało mi się coś podbierać z pobliskiego kiosku. - Dodał nieco ciszej, odwracając na chwilę wzrok, żeby znowu za chwilę zawiesić go na czarnowłosej. - A ty? Lubiłaś coś jeszcze, czy dinozaury zajmowały całe twoje serce? |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Chata w lesie Pią Gru 08, 2023 1:20 am | |
| Spojrzała na niego pobłażliwie. Nieważne co, byle sponiewierało. No tak. Zwykle podobnie podchodziła do tematyki alkoholu. Koniec końców, w ‘Mole najbardziej wysublimowanym trunkiem było tanie whisky z colą, nałogowo spożywane przez nią niemalże każdej nocy. Upodlić się i zapomnieć, gorzkość i niesmak polać tym samym, choć w płynnej formie – to było w jej stylu. Niemniej, jeśli rozchodziło się o picie w dobrym towarzystwie, za darmo, wtedy stan nadmiernego upojenia mógł tylko przeszkadzać. — Chodzi — przyznała z rozbrajającą szczerością i zaczepnym uśmiechem. — Sęk w tym, że czasami nie o splątanie języka, a rzecz zupełnie odwrotną. — Dlatego w chwilach ważnych i ważniejszych wybierała wino, które w odpowiednim momencie dawało znak, by zaprzestać konsumpcji. Tych drogich, które wkrótce spoczną w ich gardłach, grzech było nadużywać. Lepiej się nimi skąpo karmić, powoli i z czułością. Pozwolić, by zbawienna moc procentów łaskotała w język i zmuszała do rozwiązłości. Duchowej. Cielesnej. W zależności od humoru i kaprysu. Nie za dużo. Nie za mało. W sam raz. — A jestem? — zapytała niepewnie. Może i miał rację, ale Rose kompletnie nie zwróciła uwagi na własną, nieskrępowaną pasję w opowiadaniu o tematach, które jeszcze niedawno wydawały się kompletnie obce. Wszystko, co wiedziała na temat win, przekazał jej Rodney. To, jakie jest wybitne, jakie średnie, a które najlepiej wylać do zlewu. Jak smakować i rozkładać na czynniki pierwsze. Który zapach jest pożądany, a który to wynik siarki. Stała zatem w sporej odległości od „koneserki”, była co najwyżej zalążkiem tego słowa. Kompletnie nie poczuwała się do epitetu, jakim ją określił. — Czemu mnie to nie dziwi? — skwitowała bezmyślnie, wypuszczając zaległe w płucach powietrze. Sama nigdy nie imała się podobnym biznesom. Zaś w szkole… W szkole bywała. I to rzadziej niż częściej. Ciężko było jej nawiązywać relacje z rówieśnikami, bo ich świat całkowicie różnił się od tego, w którym wzrastała. Dopiero kiedy zaczęła ćpać, sytuacja nieco się unormowała i znalazła siłę na rozmowy o pogodzie, nowej szmince czy innych szmatkach. Ktoś taki jak Róża, zahukany i zacietrzewiony we własnych problemach, potrzebował odrobiny luzu i śmiałości. Odwaga, której dodawały specyfiki, była zatem zbawienna. — Handlowałeś i brałeś, czy tylko handlowałeś? — dopytała. Od Maxa usłyszała kiedyś, że jak się dealuje, to nie można być uzależnionym. Inaczej łatwo o sprowadzenie na siebie kłopotów. Stąd to pytanie. — Tyranozaur, tak, ten z maluczkimi, dyndającymi rączkami. Uroczy i krwiożerczy… Klaasyk — powiedziała przeciągle. Bynajmniej nie z zawodem, bo nie było nic złego w lubieniu tego, co inni, acz nie mogła ukryć, iż poniekąd spodziewała się podobnej odpowiedzi. — Osobiście wolę rząd Zauropodów. Potulne giganty. Wiesz, te z długimi szyjami i… No, tak. Dinozaury są ciekawe. — podsumowała, wpierw wystrzelając wiązką zaangażowania, by zaraz znów przygasnąć i (nie)zręcznie zakończyć wypowiedź. Chciała zachować zdrowy umiar między mówieniem, a słuchaniem tego, co mówi Odobescu. Tylko jak, kiedy te kreatury siedziały jej w głowie od dzieciństwa, a nigdy nie miała okazji, by pochwalić się leksykalną wiedzą na ich temat? Pokusa była ogromna, niemniej, tym razem nie uległa tej prymitywnej, dziecięcej emocji. Całe szczęście. Wraz z rozwojem rozmowy, coraz mocniej czuła się tak, jakby stała pod drzwiami obcego mieszkania z palcem niepewnie uniesionym w stronę dzwonka. Musiała dokonać wyboru – odejść lub zadzwonić. Ta decyzja mogła okazać się ważniejsza, niż jej się wydawało. Zdawała sobie z tego sprawę, dlatego wahała się, a jednak zadzwoniła. Sava, który stał za podwojami, też musiał podjąć decyzję – otworzyć albo udać, że w domu obecny jest jedynie puchaty kot o szaroburej maści. Wahał się i bał, ale w końcu nacisnął na klamkę. Tak. Wspólnie zdecydowali się na otworzenie serc. To najpewniej miał na myśli artysta w swym zaleceniu względem ciemnowłosej. — To prawda. Czas płynął inaczej... Wolniej. Wszystko było jeszcze takie nowe i nieodkryte — przymknęła oczy, odpływając w odległe czasy beztroskiego poznawania rzeczywistości. Zabaw, w których próżno było szukać głębokiego sensu, choć wymagały jedynie dwóch kamyczków lub kawałka drewna i czegoś, co wygasło wraz z dorastaniem; szczerej niewinnej fantazji, niezachwianej jeszcze przez nieoszczędzającego nikogo ani niczego świat, który powstrzymywał się na te parę lat od nałożenia obowiązków i świadomości otoczenia. Wtedy jeszcze wolno im było widzieć, słyszeć, śmiać się, dziwić i marzyć. — Kto nigdy nie zwinął czegoś z lady, niech pierwszy rzuci kamieniem — stwierdziła, rozłożywszy bezradnie ręce, bo sama nie była bez winy. W ostatecznym rozrachunku, to, co Sava zrobił w kościele, potwierdzało, że był co najwyżej grzeszny. Gdyby nie poznała go w okolicznościach, które łagodziły obyczaje, pewnie trzymałaby się z daleka. Aparycję miał typa spod ciemnej gwiazdy. Rozbierał wzrokiem i okradał z pensji. Lepiej było unikać i nie drażnić. Albo przeciwnie: dać się rozebrać i okraść, nie z pensji, ale resztek rozsądku. Łobuz kocha najbardziej, jak śpiewał Piękny Dawid. Oczywiście, był dziwny i widocznie niestabilny, ale miał dobre serce. Tak przynajmniej podpowiadał jej umysł, nieświadomy pewnych wydarzeń i okoliczności, które miały miejsce. Gdyby jednak miała taką wiedzę, cóż, wątpliwe, że wciąż patrzyłaby na niego w ten sam sposób. Zapewne zdawał sobie z tego sprawę, dlatego ostrożnie ważył słowa. Był do niej, wbrew pozorom, całkiem podobny. Oboje bali się swoich sekretów i tego, że ktoś mógłby je poznać. Różniła ich jednak kara za te „przewinienia”. — Może i lubiłam, ale wciąż nie powiedziałeś mi o wszystkim — zauważyła trzeźwo. — Na przykład co było potem, jak już przestałeś czytać komiksy z Kaczorem Donaldem. — I zrobiło się poważnie. Celowo, coraz śmielej, zmuszała go do obnażania tajemnic. Musiała istnieć równowaga we wszechświecie. Wiedział o Polly, Anthonym i Emily. O wszystkich tych emocjach, które miały pozostać ukryte. Oczywiście, nie liczyła, że wyspowiada się jak przy konfesjonale. Nie była głupia, by oczekiwać od psa zniesienia jajka, ot, po prostu, dobrze byłoby mieć punkt zaczepienia. Chciała przecież powiedzieć, że ma dość gierek i udawania, że jej na nim nie zależy, ale do tego trzeba solidnych argumentów. |
|
| Sava
| Temat: Re: Chata w lesie Pią Gru 08, 2023 2:07 am | |
| Zmrużył oko, kiedy w jego głowie malowały się coraz dokładniejszy obraz Rose. Skinął lekko głową w delikatnym przytaknięciu jej słowom. Nie to, że uważał ją wcześniej za niezbyt rozgarniętą, ale, z jakiegoś powodu, okazała się być lepszym mówcą. Wychodziło więc na to, że czarnowłosa była również zmarnowanym potencjałem, zupełnie jak on sam. To tylko go utwierdzało w tym, że zasługiwała na więcej od życia, mimo popełnionych błędów. Na pewno nie było ich w jej życiu więcej, niż on miał swoje. - Nie wiem. Opowiadasz o alkoholu z innej perspektywy. Na pewno opowiadasz o winie lepiej niż ja bym to zrobił.- Odpowiedział z krzywym uśmiechem na twarzy. On nie widział różnicy. Tani, drogi alkohol. Cokolwiek. Każdy robił to samo - poniewierał. I zawsze w ten sam sposób działał, zachowując swój paradoks. Plątał język, choć go rozwiązywał. Zaniósł się śmiechem w reakcji na jej stwierdzenie. Zdawał sobie sprawę, jak wyglądał. Chociaż, gdyby wiedział, że Rose postrzegała jego rysy twarzy jako skrzyżowanie zakazanej mordy z pluszowym misiem, może i by było jeszcze bardziej zabawnie. Tak czy siak, rzeczywiście, jakby tylko na niego spojrzeć, wiedziało się, z kim miało się do czynienia. - Na początku był tylko handel. - Odpowiedział szczerze, chwilowo błądząc wzrokiem po otoczeniu. - Później było inaczej. - Dodał, zerkając na Rose z powrotem. Wiedział, że kobieta zadawała mu pytania, żeby go poznać, ale to konkretnie miało na celu sprawdzenie... Czegoś. Może chciała ocenić, jak bardzo kiedyś był głupi. - Nigdy nie lubiłem roślinożernych. - Odpowiedział szczerze. Nawet przez moment nie przemknęło mu przez myśl, że rozmowa o dinozaurach byłaby dziecinna, chociaż zapewne wielu dorosłych by tak stwierdziło. Dostrzegł natomiast, że czarnowłosa speszyła się, zanim zdążyła wyczerpać swoje pokłady wiedzy na temat wymarłych gadów. To, z kolei, przyprawiło go lekki uśmiech. - Dinozaury są dookoła nas. Na przykład, gołębie. Dumni potomkowie wielkich gadów. Albo wrony. Czasami, jak widzę ptaki, zastanawiam się, co odjebała ewolucja. - Zaśmiał się krótko. - Ale, tak, dinozaury były... Są ciekawe. - Poprawił się, przypominając sobie swoją fascynację gadami. Może ona wcale nie wymarła w nim tak do końca. Teraz, jak był już dorosły, zgorzkniały i zimny - dosłownie i w przenośni - niemalże nic go nie cieszyło. Jednak kiedy siedział tutaj z nią, i to na trzeźwo, o dziwo, bawił się dobrze. - Mhm. - Mruknął w potwierdzeniu i jakoś tak naturalnie sam odleciał myślami w dawne czasy. Przypomniał sobie te lepsze chwile z dzieciństwa. Fascynacja roślinami. Owadami. Ślimakami. Z zamyślenia wyrwało go żartobliwe oznajmienie czarnowłosej, na które się zaśmiał. Też nie podejrzewał, żeby Rose była święta. Sama przyznała, że jej kartoteka nie jest czysta. Po tym, co powiedziała w Mole, wiedział już dość sporo. - Na pewno chcesz wiedzieć? - Spytał, zachowując poważną minę. Bo przecież zrobiło się poważnie. Jej ton wskazywał na to, że nie chciała się dowiedzieć tylko tego, że czytał Kaczora Donalda, jak był dzieciakiem. Kusiło go, by zapytać, dlaczego chciała wiedzieć. - A co jeśli uciekniesz, tak jak wtedy? - Spytał, nie odrywając od niej wzroku. To, że miał koszmary, to tylko kropla w morzu. A to wystarczyło, by uciekła. Nie uważał, że nie miała do tego prawa, w końcu Sava przez sen mógł jej zrobić krzywdę. Ale nie zrobił, więc... Nie ma tematu, prawda? Ale im dłużej o tym myślał, tym bardziej jego tłumaczenie swojego zachowania nie miało sensu. Niemniej, nie miał wpływu na to, co robił przez sen. Jednooki jeszcze raz obejrzał się po pomieszczeniu. Niezależnie od odpowiedzi czarnowłosej, zaczął się zastanawiać, co mógłby powiedzieć o sobie. Co działo się, kiedy już przestał czytać Kaczora Donalda. W końcu odbił się plecami od oparcia krzesła, żeby się nachylić w stronę Rose i spojrzał na nią posępnie. Zupełnie jakby tym jednym pytaniem wybudziła tę prawdziwą, martwą część wampira, która dotychczas drzemała, kiedy tylko znajdował się przy kobiecie. - Jednego dnia czytałem Kaczora Donalda. A drugiego przyczyniłem się do śmierci człowieka. Miałem wtedy trzynaście lat. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Chata w lesie Pią Gru 08, 2023 3:45 am | |
| Usta Rose drgnęły rześko, kiedy „komplement” wpadł w trybiki machiny umysłu. Coś jednak robiła dobrze. — Może dlatego niektórzy płacą mi za samą rozmowę. — Wzruszyła ramionami. Rzeczywiście, przez te wszystkie lata nabawiła się talentu do prowadzenia dialogów, kwiecistej mowy i górowania w dyskusji. Taka naleciałość związana z fachem panny negocjowanego afektu, której ciężko było się wyzbyć. Rose koszmarnie nie lubiła słuchać tego, co klienci mają do powiedzenia. Odbyła setki rozmów z ludźmi, którzy zasługiwali na uduszenie. Wielu z nich nie potrafiło utrzymać uwagi, bo pragnienie przespania się z nią zawsze pozostawało silniejsze. Z tego też powodu nieopatrznie intonowała odpowiednie słowa, gestykulowała żywo i choćby była zmęczona, krzesała z siebie energię. Każda minuta poprawnie przeprowadzonego (nie)monologu, to sześćdziesiąt sekund mniej cielesnego cierpienia. Ale Sava. On… Był inny. Tak czuła, bo w jego towarzystwie płynęła z prądem własnych emocji, nie wymuszała w sobie żadnych teatralnych ruchów, chciała słuchać. Mówić. Cholera. Najlepiej wszystko na raz. Była sobą. Otworzyła się. Otworzyła serce. Chyba. Mruknęła, potwierdzając przyjęcie informacji. Później było inaczej. Później już nie handlował, ale ćpał czy jednak ćpał i jednocześnie handlował? Miała trudność w wytypowaniu prawidłowej odpowiedzi. Niemniej, w duchu stwierdziła, że najprawdopodobniejszą odpowiedzią jest ta pierwsza. Koniec końców zaopatrywał się u Maxa i Bóg jeden wie gdzie jeszcze, zszedł na wątpliwą ścieżkę żartu i rozpoczął karierę komika, w tak napiętym grafiku raczej nie znalazłby miejsca na prowadzenie obwoźnego straganu z używkami wszelakimi. I tego postanowiła się trzymać. Nastrój, prowadzonej przez nich rozmowy, zmienił się diametralnie. Dotychczas beztroska i spontaniczna, teraz przybrała na ciężkości niczym rozlana żywica. Przełknęła głośno ślinę, gdy Sava pytaniem zapowiedział informację, której najwidoczniej nie przewidziała. W nocnych rozmowach wyjawiało się tajemnice, których nie zdradziłoby się za dnia. Trudno. Powiedziała „a”, powie i „b”. Cisza przed burzą. — Nie ucieknę — zadeklarowała pewnie. Nawet nie przeszło jej przez myśl, że wyciągnie, dosłownie, trupa z szafy. Spodziewała się czegoś zupełnie innego, mniej drastycznego. Domyślała się, to oczywiste, że życie Odobescu nie było usłane różami (wink-wink), ale tego, co nastąpiło, cóż, wolałaby nie usłyszeć. Przyczyniłem się do śmierci człowieka. Te słowa rozbiły się po głowie Róży podobne echu. — Ż-żartujesz, prawda?— wydukała, choć to, jak się zachowywał, nie dawało pola do złudzeń. Świdrujący wzrok mężczyzny i napięcie, przez które słyszała własny, rozdygotany puls spowodowały, że złapała za kant stołu i zacisnęła na nim palce. Parokrotnie, nerwowo, otworzyła i zamknęła powieki. Nie, to niemożliwe, pomyślała. Przyczyniłem. Czyli nie byłem sprawcą, co najwyżej współsprawcą. Może wziął samochód ojca, z głupoty i naiwności potrącił przechodnia. Może ten „człowiek” go napadł, a on się tylko bronił. Miała tak wiele gotowych wytłumaczeń znoszących chaos, który zapanował w jej umyśle. Zamarła, wcześniej cofając barki. Jakby chciała uciec. Wzrok miała pełen niepewności, strachu, czegoś, co ciężko określić. Zupełnie jak wtedy. Treść żołądka podeszła jej do gardła. Na domiar złego, do pomieszczenia, znowu, wpełzła Nina, z uśmiechem i dumą wymalowaną na młodej twarzy. — W końcu go znalazłam! — oznajmiła triumfalnie, podchodząc bliżej stołu. Jeszcze nie zorientowała się w tym, co właśnie miało miejsce. Ale zrobi to. Co wtedy? |
|
| Sava
| Temat: Re: Chata w lesie Pią Gru 08, 2023 4:18 am | |
| Nie wierzył, że nie ucieknie. Zwłaszcza, gdy to, co sunęło mu się na język, miało być aż taką dużą bombą dla Rose. Jednocześnie to dziwne, jak bardzo dla Savy to nadmienione wydarzenie nie było takie najgorsze pod względem przestępstw. A jednocześnie najgorsze dla niego samego, bo zmieniło absolutnie wszystko. W dodatku łączyło się z kilkoma innymi wydarzeniami, które musiałby opowiedzieć, żeby stanowiły spójną całość. Wtedy byłoby wiadome, skąd utracone oko. Wiadome byłoby, kto umarł. Wiadome byłoby, w jaki sposób został skrzywdzony. A tego bardzo, bardzo nie chciał. Stało się. Powiedział to. Tak jakby podświadomie chciał odrzucić ją od siebie. Nie było sensu obracać tego w żart, mimo że żałował, widząc jej minę. Na pytanie, jakie wymsknęło się Różyczce, pokręcił przecząco głową. Czuł jej przyspieszone bicie serca. Znowu. Kobieta się go bała. A jednak, jest tak jak wtedy w mieszkaniu. Chciałby wyjaśnić więcej. Ale czy cokolwiek tłumaczyłoby to, czego dokonał? Czy nie pogrążyłby się bardziej? Nie mógł powiedzieć nic więcej. Nawet, gdyby mógł, to by i tak nie mógł. Sava opuścił wzrok w dół, uciekając od jej oczu. Zawiesił wzrok na stole, zastanawiając się nad rozsądnym wyjściem z sytuacji. Jednakże jedyne rozsądne wyjście to takie, które prowadziło na zewnątrz. Jak najdalej stąd. Uciec, wycofać się... To w stylu nie tylko Rose, ale również i Savy. Coraz więcej podobieństw się pojawiało między nimi. Cisza, jaka zapadła między nimi, trwała, w jego odczuciu, nieskończoność. W końcu podniósł na nią wzrok z powrotem i otworzył usta. Nie wypowiedział nic od razu, wahając się i kalkulując trzeźwo, co powiedzieć. - To był przy- Wzdrygnął i urwał przy tym swoje próby wyjaśnienia, kiedy do pomieszczenia wkroczyła Nina. Spojrzał na wróżkę, która wkrótce zrozumiała, że coś bardzo gęstego zawisło między nimi w powietrzu. Sava zrozumiał, że nie miał nawet szans na żadne wyjaśnienia. Nie byli sam na sam. Czarnowłosa zaprosiła go do swojego świata. Miał okazję, by pokazać się z tej lepszej strony. Jednak z każdym kolejnym spotkaniem wyobrażenie Róży o Savie drastycznie się zmieniało. Znowu widział ten strach w jej oczach. Swoje odbicie, w jej tęczówkach, jakby patrzyła na potwora. Tego nie mógł znieść najbardziej. Odruchowo ścisnął jedną z dłoni w pięść, chcąc dać lekki upust wzbierającym się emocjom, i zaraz rozluźnił uścisk. Rose go znienawidziła. Zresztą, w jednookim nigdy nie było niczego, co można było polubić. Nie mógł jej winić. Nikt nie byłby w stanie znieść tego, co nosił ze sobą. Jego problemy to jego brzemię. Łatwo było mu słuchać innych, ale inni mieli trudność w wysłuchaniu jego. - Pójdę już. - Obwieścił nagle i po prostu wstał. Czuł, że musiał zejść jej z oczu. Odejść stąd jak najdalej. Nie zbliżać się, bo był dla niej realnym zagrożeniem. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Chata w lesie Pią Gru 08, 2023 3:45 pm | |
| Spadła z wysokości, wymachując rękoma i próbując złapać coś, czego nie było, bo spokój ustąpił pod naporem tego, co usłyszała. To uczucie, gdy skryte w ciemnościach tajemnice Savy zostały oświetlone i nagle, na złożoną przez nią prośbę, wypełzły z czeluści. Wypowiedziane przez niego słowa, czyny, gesty i zachowania stały się jaśniejsze. Miała już, jak jej się wydawało, ostatni, tłumaczący wszystko fragment. Przeklinała swoją naiwność za to, że nie wiedziała tego, co powinno być tak oczywiste. Te jego koszmary… Nic nie było bardziej przerażające niż stanięcie naprzeciw prawdy całkowicie odartej ze złudzeń. Wśród całej tej mieszanki emocji była jednak nadzieja. Nadzieja, że jeszcze da się to jakoś wyjaśnić. Że nie wszystko stracone. — D-dobrze, idź przodem — powiedziała po chwili, gdy szlifujący dźwięk odsuwanego krzesła i czynionych przez niego kroków, wytrącił ją z letargu czarnych myśli. Niech idzie. Niech idzie, skoro taka jego wola. Ale nim to nastąpi, powie wszystko, co dotyczyło udziału w śmierci nieznanego jej człowieka. Jeśli miała widzieć w nim podłego mordercę, to chciała być pewna, iż naprawdę był „podły”. Ludzie, koniec końców, popełniali błędy. Wiedziała o tym najlepiej; wielokrotnie robiła złe rzeczy kierowana dobrymi pobudkami i dobre rzeczy ze złych pobudek. — Zaraz wrócimy. Idziemy zapalić — rzuciła, w pośpiechu wstając z krzesła. Sava nie palił. Rose już tak. Wymówka. Potrzebowała tej wymówki, bo oczy Niny, wciąż uwieszone na jej twarzy, zdawały się nagląco pytać o powód tak nagłej zmiany w ich zachowaniu. Oczywiście, rudowłosa nie wiedziała, co było tego powodem, ale jako istota przepełniona empatią, była pewna, że nic dobrego. — O-okej? — odparła niepewnie. I dodała, gdy Róża nasunęła płaszcz na ciało i skierowała się ku drzwiom: — …Przygotuję stół! O’Brien nie potrafiła odpuścić. Strach i niepewność mieszały się zaciekle, a przez jej głowę galopowało stado pytań, które pozostawały bez odpowiedzi. Chwyciła za klamkę, licząc, że za drzwiami zdoła jeszcze dostrzec sylwetkę mężczyzny i powstrzymać go przed zniknięciem. Nie tak to miało się skończyć. Nie teraz. — Poczekaj! — zawołała rozpaczliwie i, namierzywszy jego postać, zrobiła parę gorączkowych kroków do przodu. Ręce Róży trzęsły się z przejęcia, ale nawet to nie jej powstrzymało przed stanięciem naprzeciw Savy i gwałtownym chwyceniu za materiał jego kurtki. Za wszarz, jak nieposłuszne dziecko. Tak długo uważała, by nie dopuścić, aby wezbrane w niej uczucia wypłynęły na zewnątrz, że nie spostrzegła momentu, w którym całą siłą, jaką miała, zatrzymywała Odobescu przed odejściem. — Jak… Jak to się stało? — wydusiła, oddychając głośno i nerwowo. Nie wiedziała jaka historia kryła się za wydarzeniem, które wspomniał. Jednego jednak była pewna. Tego, że kiedy, tak jak teraz, patrzy w błękitną tęczówkę, nie potrafi widzieć nic więcej, niż oczy (oko, ofkors) człowieka, któremu oddała serce. Okłamywanie samej siebie nie miało sensu. Ale unikanie otwartego i głośnego przyznania się przez Rose, że nie wie co zrobi, kiedy to, co powie mężczyzna, nie znajdzie się w marginesie błędu, już tak. Dlatego odsunęła się i wypuściła go z uścisku, robiąc tym samym ledwie widoczną przerwę między nimi. |
|
| Sava
| Temat: Re: Chata w lesie Pią Gru 08, 2023 4:18 pm | |
| Maniery. Miał je teraz gdzieś, o ile kiedykolwiek, gdziekolwiek się znajdowały w tej jego zabrudzonej spaczoną rzeczywistością głowie. Zaczął kierować się bez słowa w stronę drzwi, nie odzywając się do Niny, do Rose, do Rodneya. Z twarzy wyglądał na spokojnego. Może jedynie trochę zawiedzionego. Zaś w środku wszystko się w nim gotowało. Kiedy ubrał na siebie wszystko, po prostu złapał za klamkę i wyszedł. Nie odwrócił się na krzyk czarnowłosej. Dopiero gdy poczuł, że coś pociągnęło go za materiał kurtki, przystanął. Obrócił się i spojrzał na nią nienaturalnie obojętnym wzrokiem. Jak to się stało. - Miałem sąsiada. - Zaczął bez krzty zawahania. Nagle poczuł, że nie miał nic już do stracenia, bo jej wzrok, jakim go obdarzyła przy stole, zasugerował, że właśnie stracił wszystko. - W domu się nie przelewało. Przychodził czasem, za każdym razem pijany. Było zawsze tak samo. Pił z matką w kuchni, za drzwiami, które nigdy się nie domykały do końca. Na sam koniec padały słowa, po których następowała cisza, przerywana szelestem pieniędzy wyciąganych z portfela. I zabierał mnie do siebie. - Zastopował, nie odrywając od niej spojrzenia. Sposób, w jaki patrzył, wiele sugerował. Wolał nie mówić tego na głos, co kryło się po "zabierał mnie do siebie". - Trwało to jakiś czas. Tamtego dnia, po wszystkim, chciał mi zrobić herbatę. Nastawił czajnik na wodę. Kiedy wrócił, ledwo trzymał się na nogach. Po prostu zasnął. Kiedy przechodziłem przedsionkiem, zauważyłem, że palnik nie jarzył się ogniem, a w powietrzu unosił się charakterystyczny dla gazu zapach. Wyszedłem. A on się zatruł. I zmarł. - Dokończył, z każdym słowem przyciszając trochę ton. Ilość emocji, jaka w nim się zebrała, była niewyobrażająco duża. Patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem, tym razem nie umiejąc powiedzieć, co Rose myślała. Nie mógł jej tym razem rozczytać. Zmrużył oko i odwrócił wzrok. - ...Życzyłem mu śmierci. Z całych sił. Całym sercem. Nie żałuję. Mówię to, w razie gdybyś miała jakiekolwiek wątpliwości, z jakim człowiekiem masz do czynienia. - Uśmiechnął się gorzko. Taki właśnie był. Paskudny. Już jej przecież powiedział, że nawet ładny wygląd nie pomoże, jeśli w głowie ma się najebane. Dlaczego z taką łatwością postanowił zburzyć wyobrażenie Rose o nim? Mógł dalej to ciągnąć. Udawać, że wszystko było w nim w porządku. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Chata w lesie Pią Gru 08, 2023 7:53 pm | |
| Odkopywanie tragicznej przeszłości na pierwszym, opływającym w radości i błogości, spotkaniu może i nie było najlepszym pomysłem. Skąd mogła wiedzieć, że rozmowa potoczy się w taki, a nie inny sposób, a „ciężka” przeszłość Savy będzie zbyt, cóż, ciężka. Prawda, po tym, jak się zachowywał, co robił i jak robił,mogła domyślić się pewnych spraw i znaleźć schemat, który przecież doskonale znała. Ale wpierw musiałaby się nad tym zastanowić, spojrzeć szerzej i głębiej. To trudne zadanie, jeśli jest się – jak Rose – zbyt skupionym na zacieraniu śladów własnej traumy. A ona, ta paskudna kreatura, była niczym słoik z wodą w wyciągniętej ręce: każde zdarzenie dolewało do niego kilka kropel, aż do przelania. Tylko tym razem to Odobescu trzymał za szkło. Role się odwróciły. Kiedy mówił, nie odrywała od niego wzroku, którego wyraz przerażenia, szoku i żalu wzrastał wraz z każdym wypowiedzianym przez jednookiego słowem. W oku mężczyzny dostrzegła własną, wygiętą w grymasie twarz. Nigdy przedtem nie czuła do siebie takiego wstrętu. Te wszystkie myśli, to, co ukradkiem wydostało się z jej źrenic w domu… Wstyd, którego doznała, przeszył każdy zakamarek umysłu Róży. Próbowała uspokoić oszołomione ciało, pędzący puls i serce, które chciało wyrwać się z piersi. Na próżno. Łatwiej byłoby jej przyjąć wersję, iż Sava – rzeczywiście – zadał kończący cios w akcie samoobrony albo alkoholowego upojenia, niż że padł ofiarą tak potwornej zbrodni, której smak znała aż za dobrze. Istniała jednak kluczowa różnica między doświadczeniami. Rose, podczas tych wydarzeń, dorosła. Miała jakiś wybór. Mogła się bronić, znaleźć wytłumaczenie, pomoc i, jeśli takie byłoby jej życzenie, sprawiedliwość. On nie. Każde przestępstwo przeciw życiu i zdrowiu zostawiało ślad. Ale ta najbrutalniejsza ingerencja w człowieka, naruszająca jego prywatność i wolność, sprowadzająca do kawałka ciepłego mięsa, w który ktoś może wepchnąć swojego kutasa, to było jak wypalanie znamienia. Takiego, które nigdy nie zblednie. W tym momencie zrozumiała, dlaczego mężczyzna unikał tematu swojej przeszłości. Kiedy stał się dorosły, wmówił sobie, że to już go nie dotyczy, że wszystko ma już za sobą i nie ma o czym gadać. Nie spostrzegł najwyraźniej, że gdy się zamykał, tak naprawdę skazywał się niekończące cierpienie. Tak, jak ona, chciał, by świadomość doznanych krzywd została trwale zapomniana, wchłonięta przez unoszący się popiół, którego pył pokryłby na zawsze rany i błędy. Robili więc wszystko, byle nie udało się jej wskrzesić, by kolejne dni tylko zatapiały niewyraźne wspomnienia coraz głębiej w otchłani. Drżały jej ręce, drżały wargi, łzy płynęły samoczynnie, jakby nie zdawała sobie sprawy, że pojawiły się w kąciku oka. Znienawidziła samą siebie, bo pozwoliła, by doświadczył, po raz kolejny, oceniającego wzroku. Stała się kolejnym powodem, przez który uważał, że zrobił coś złego. Choć było kompletnie inaczej. — Przepraszam… — Ucięła, choć ten zwrot miał swoje niewypowiedziane rozwinięcie. Przepraszam. Za to, że w ciebie zwątpiłam. Za to, że byłeś z tym sam. Za to, że czułeś się winny wobec swojego oprawcy. Za to, że nikt nigdy nie uświadomił ci, że jesteś ofiarą, a nie katem. Za to, że twój umysł zamarł wraz z tamtym wydarzeniem i nigdy nie miałeś szansy dorosnąć. Za to, że byłeś małym chłopcem wciśniętym w ciało dorosłego mężczyzny. Za to, że zrzucono odpowiedzialność za czyny losu, na twoje dziecięce barki. — To, co się stało, to nie twoja wina — wyszeptała, łapiąc obiema dłońmi odwróconą głowę Savy i delikatnie, acz zdecydowanie, nakierowała go na swoje ramię. Z matczyną czułością zatopiła chłodne od mrozu palce we włosach mężczyzny, jednocześnie przyciskając jego twarz do wciąż ciepłej, pulsującej szyi, oblepionej duszącym z tej odległości zapachem perfum. Trwała tak chwilę, aż powoli przesunęła ręce na łopatki Odobescu. Objęła go. Wystarczająco mocno, żeby wiedział, że jest obok. I nigdzie się nie wybiera. — ...Rozumiesz? To dziwne. Ludzie często nieświadomie wybierają towarzystwo tych, którzy uruchomią ich ból. W ten sposób mają szansę, żeby go zobaczyć, przyjąć i uleczyć. Jak doskonałe lustro, „przyjaciel” pozwala zobaczyć ukryte, niedokończone i niezałatwione sprawy. |
|
| Sava
| Temat: Re: Chata w lesie Pią Gru 08, 2023 9:22 pm | |
| Czy to, co malowało się jej na twarzy, to był smutek? Litość? Pogarda? Nie mógł do końca określić. Nawet łzy, które wzbierały się w jej oczach nie były tak oczywiste. Żałował, że w ogóle to powiedział. Czuł się tak, jakby to ktoś obcy przemawiał przez jego usta. W momencie, kiedy przeszłość zaczęła z niego wychodzić, przestał mieć nad sobą kontrolę. Nigdy tego nie powiedział na głos. A odkąd przeżył to, co przeżył, nie płakał nad tym już więcej. Ostatnim razem, kiedy wył rozpaczliwie, był po pierwszej nieudanej próbie samobójczej. Później umierał. Powoli, po trochu. Mówić o swoich słabościach nie było łatwe. Mówić o tym, dla niego jako facet, to przyznanie się po części do tego, że została mu odebrana męskość. Problem tak trudny na wielu płaszczyznach, że jak zdał sobie sprawę z tego, że powiedział to akurat czarnowłosej, żałował ze zdwojoną siłą. Przepraszam. - Nie masz za co. - Odpowiedział tym samym wypranym z emocji głosem. Odpowiedź była szczera. Przecież... Nic nie zrobiła. Niby chciała wiedzieć o nim trochę więcej, ale rzeczywiście, nie musiała się spodziewać tego, że Sava rzuci czymś aż takiego kalibru. Usilnie nie patrzył jej w oczy od momentu, kiedy skończył. Jednak dotyk w głowę go sparaliżował. Oddał się temu uczuciu i za chwilę był wtulony w czarnowłosą. Jej słodki zapach był taki silny, a szum pulsującej krwi tak głośny, że na sekundę zapomniał o tym, co jeszcze przed chwilą powiedział. Przymknął oko, oddając się mieszającemu wampiryzmowi, który kusił do skosztowania jej krwi z ludzkim uczuciem pragnienia bliskości. Ostatecznie, nie wiedział nawet, czego posłuchać. Skończyło się na tym, że przycisnął twarz do boku jej szyi, żeby chłonąć przyjemne ciepło, jakie z niej biło. Ręce nieśmiało zacisnęły się na jej talii, delikatnie przysuwając do siebie. Nie odpowiedział nic, pochłonięty walką, by nie skrzywdzić Różyczki. Nawet pożywienie się wcześniej nie niwelowało drapieżnych zapędów. Nie bez powodu lis, który wpadał do kurnika, zabijał więcej kur niż byłby w stanie zjeść. Amok i poczucie, żeby zabijać na zapas były silniejsze. Odchylił głowę i wyprostował się, żeby spojrzeć jej w oczy. Nie kontrolował niektórych rzeczy, które wynikały z wampiryzmu. Jego tęczówka oka nie była błękitna, a czerwona i nie miał o tym świadomości. O tyle dobrze, że na dworze panował mrok, ale z tej odległości czarnowłosa mogła zobaczyć tę dziwną anomalię. Jedno było pewne - ciepło i zapach, jakie biły od kobiety, mocno mu zawróciły w głowie. - Jest coś jeszcze. - Odezwał się przyciszonym głosem i przełknął głośno ślinę. Uniósł swoją prawą rękę, żeby dłonią sięgnąć do jej polika. Kciukiem subtelnie przejechał po jej dolnej wardze. Nie mógł się powstrzymać przed podziwianiem jej piękna. - Chciałbym ci powiedzieć kiedyś coś jeszcze, ale obawiam się, że zmienisz o mnie zdanie już bezpowrotnie. - Dodał, nie rozwijając nic więcej. Zwyczajnie się bał. Tak samo bał się, że teraz straci balans między pokazywaniem czarnowłosej, że mu się podoba, a wampirycznym zauroczeniem do jej krwi. Po kilku chwilach gładzenia jej po policzku, nachylił się, żeby zmniejszyć dystans między ich ustami. Zatrzymał się, kiedy w jego głowie zrodziły się kolejne wątpliwości. W końcu, im bliżej niej był, tym zapach stawał się silniejszy, a instynkty trudniejsze do opanowania. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Chata w lesie Sob Gru 09, 2023 12:03 am | |
| Demony przeszłości, pełnej tajemnic i nieciekawych sekretów, lubiły powroty. Wstawały z długoletniego snu, wypoczęte i pełne energii, by zastukać do pamięci. Siedziały przez te wszystkie lata cicho. I to tylko dlatego, że kochały mocne, nieoczekiwane wejścia. Najlepiej bez ostrzeżenia. Przepraszała, bo zdawała sobie sprawę, jak paskudną lawinę wywołała. Przepraszała, bo w tym wszystkim było coś, co na pewnym poziomie należało również do niej. Dla osób takich jak oni, nienawidzenie siebie było wręcz naturalne. Rose całą sobą czuła, że Sava wzrastał w przekonaniu, że nie można go kochać. To najpewniej jedyne wytłumaczenie, jakie odnajdywał wobec krzywdy, którą mu wyrządzono i na którą pozwolono. To, co mu się przytrafiło, nauczyło go żyć w taki, a nie inny sposób. Zaprzeczał, ignorował i odrzucał duże fragmenty rzeczywistości. Zapominał o maltretowaniu, tłumił gniew i rozpacz, zagłuszał zmysły. To bardzo ludzki odruch. Udawać, że wszystko toczy się normalnym trybem. Może w ten sposób mózg broni się przed nadmiarem stresu. — Już dobrze… — powiedziała cicho, tonem pełnym troski i ciepła, gdy głowa Odobescu jeszcze mocniej utknęła między jej barkiem a szyją. Zaczęła wędrować palcami po jego karku, wywołując tym samym małe, kojące impulsy, kolistymi ruchami drażniła skórę i nawijała kosmyki włosów na palec. Robiła, po prawdzie, to, czego nie potrafiła jego matka. Była. Obok. Z sercem bijącym jak dzwon. Dla niego. Drgnęła ledwie wyczuwalnie, gdy ujął ją ponad biodrami. Co do zasady, zwykle czuła się niepewnie wobec takiego dotyku. Doświadczana przez nią, przeszła i teraźniejsza, bliskość malowała się w formie dręczącego, wewnętrznego dyskomfortu. To coś, czego naprawdę ciężko się pozbyć. Nawet, wtedy gdy robił to on. Nie klient. Nie ktoś, kto oczekiwał zapłaty za narkotyki i inne dobra, niekoniecznie w formie banknotów. Ciało Róży bombardowane było teraz płynącymi z trzewi sygnałami o niebezpieczeństwie. O tym, że znów stanie się przedmiotem. Że zaraz rzuci ją na trawę, opadnie, jak ten śnieg, który począł spadać z nieboskłonu. Ale nie. Nie zrobił tego. Podniósł głowę, a ona, w następstwie tego czynu, powiodła zaszklonym wzrokiem za jego twarzą. Bała się, że to, co na niej ujrzy, nie będzie ulgą, a raczej… Żalem. Nie. Obrzydzeniem. Jakby nie patrzeć, ramiona, w których trwał, nie należały tylko do niego. Nie koiły tylko jego potrzeb. Chciała, żeby tak było. Ale rzeczywistość bywała rozczarowująca. Dlatego, wpierw wodziła po ustach Savy, potem po nosie, aż w końcu, wraz z pierwszym zdaniem, które wypowiedział, zatrzymała się na oku. Coś się zmieniło. Była nieomal pewna, że miał błękitną tęczówkę. Teraz zaś… Była ciemniejsza. Brązowa? Nie. Chyba… Straciła rezon, gdy chłód, niesiony przez jego palec, musnął ją najpierw po policzkach, aż w końcu po wardze. Przyjemne. Jakby składał obietnicę. Może to tylko złudna, obsesyjna teoria, o jaką nigdy się nie podejrzewała. Może symptom choroby? Czuła się tak, jakby zaraz mieli przekroczyć granicę i spaść, wiedząc doskonale, jaki będzie finał tego lotu. — Na wszystko… Przyjdzie czas — odpowiedziała niemal automatycznie, powracając do próby określenia koloru, jakie przybrało jego oko. To, w odróżnieniu od poddawania się zniewalającemu dotykowi, pozwalało zbuntować się przeciw żądzom, które zawładnęły jej wygiętym w aprobacie ciałem. Nie mogła mu tego zrobić. Nie, kiedy jeszcze chwilę temu opowiadał o swojej krzywdzie. Co z tego, że własnoręcznie wprowadzał w niej zamęt. Cholera. Przestała oddychać, kiedy Odobescu nachylił się, gotów do dzielenia powietrza. A stąd już tylko krok do dzielenia czegoś innego. — Sava, coś jest nie tak... Z twoim okiem… — wymamrotała, chcąc odwrócić jego uwagę. Była przekonana, że wcale nie był to piwny odcień, a coś na wzór amarantu. Nie była jednak pewna tego, czy to wynik jakiejś anomalii związanej z posiadaniem tylko jednego oka, jej rozproszonych zmysłów czy... Czegoś innego. — Zamierzacie marznąć? — zawtórował donośnie męski głos, dobiegający z okolic drzwi. Rodney. — Stół jest gotowy, chodźcie. |
|
| Sava
| Temat: Re: Chata w lesie Sob Gru 09, 2023 1:00 am | |
| Kontakt fizyczny był dla nich obu trudny. Dotyk we włosy, w jego przypadku, również wzbudzał lawinę nieprzyjemnych wspomnień. Teraz, gdy już powiedział Róży to, co ciążyło na nim przez tyle lat, zapewne stało się dla niej jasne, skąd w nim ta oziębłość. Przede wszystkim, gdyby powiedział innym, wiedzieliby, dlaczego reagował na niespodziewany kontakt fizyczny w taki, a nie inny sposób. Dlaczego wykręcił Neilowi rękę, kiedy znienacka go złapał w parku. Dlaczego, gdy kochał się z Dimitrim, jego dłoń wpleciona we włosy wzbudziła w nim wątpliwości. Dlaczego "przyjacielskie" poklepanie go po ramieniu przez Ambrożego wywołało w nim oburzenie. Zapewne stąd to zrozumienie wobec tego, czym zajmowała się Róża. Jednooki też miał tę nieprzyjemność zakosztowania świata, w którym sprzedawał ciało. Choć to dalej były inne okoliczności. Czarnowłosa mogłaby również spoglądać teraz na niego z obrzydzeniem. Ale tego nie robiła. Już nie. Patrzyła ze zrozumieniem. Nie każdy byłby w stanie udźwignąć cudzego bagażu. Szczególnie takiego ciężkiego. Z początku, nie zauważył, żeby Rose przyglądała się ze szczególną uwagą jego tęczówce. Naturalnie założył, że kiedy ich spojrzenia się spotkały, po prostu powstała między nimi pewna nić. W normalnych okolicznościach, jednooki nie posunąłby się do takiego subtelnego dotyku. Utkwiłby dłużej w jej ramionach, ale... Nie mógł. Przez cholerny wampiryzm. Nie chciał jej krzywdzić i myśli szybko odwróciły się od złych wspomnień. Uwagę skupił na jej ustach. Napięcie w nim narastało i coraz trudniej było się mu opierać. - Mhm. - Mruknął krótko na jej słowa. Dalej ujmował jej polik w dłoń, nie przestawał gładzić. Zbliżał się ustami do jej warg. Zastygł, kiedy usłyszał uwagę o oku. Odsunął się od niej jak oparzony. Panika ponownie zaczęła wzrastać w nim od środka. Jego reakcja wyraźnie wskazywała na to, że zdawał sobie sprawę z istniejącego "problemu". Sava wiedział, że zmiana koloru tęczówki zwykle równała się byciu blisko utraty kontroli nad sobą. Odwrócił głowę w bok, usilnie zaczepiając wzrok na pobliskim lesie. Profilem ustawił się tak, że widziała z wierzchu zakryte opaską oko, a drugie naturalnie kryło się za linią nosa. Przełknął głośno ślinę, nie wiedząc co powiedzieć. Dla pewności jeszcze sięgnął po telefon i w odbiciu wygaszonego wyświetlacza rzucił okiem na siebie. Zaraz schował urządzenie z powrotem do kieszeni. - To nic. Coś wpadło mi do oka i jest... Przekrwione. - Tyle na poczekaniu wymyślił. Gdyby ktoś mu tak powiedział, na pewno by nie przyjął takiego wytłumaczenia. Dla zwykłego, nieświadomego człowieka mogło być to naprawdę dziwne zjawisko. Całe szczęście, Rodney postanowił zajrzeć na zewnątrz, najwyraźniej zmartwiony czarnowłosą. No tak. Miał ku temu powód, skoro wiedział, że Sava jest wampirem. Jednooki natomiast przymknął oko, próbując się uspokoić. Teraz, gdy stał znowu w pewnej odległości od kobiety, trzeźwość umysłu powoli wracała. Przyłożył dłoń do czoła i rozmasował skórę palcami. Potem westchnął. - O'Brien, idź. Muszę... Zaczerpnąć trochę powietrza. Ale wrócę, jeśli chcesz. - Odezwał się, nie zmieniając pozycji, jakiej przyjął, odkąd Rose zwróciła uwagę na jego oko. Nie zamierzał jej zostawiać. A przynajmniej nie chciał. Obiecał jej, że spędzi z nią całą noc. Nie ucieknie, jak tchórz. Nie z własnej woli, skoro - zdawać się mogło - O'Brien nie żywiła już do niego takiej odrazy. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Chata w lesie Sob Gru 09, 2023 2:35 am | |
| Jedno spojrzenie wystarczyło, by rozpalił w niej krew, a co o dopiero kombinacja wzbogacona o subtelny, idylliczny dotyk. Nie potrafiła przyrównać go do żadnego, którego kiedykolwiek doświadczyła. Paradoksalnie, to było dla niej nowe. Czułość. Szczera i czysta, bynajmniej nie wynikająca z zaspokajania zwierzęcych żądz. Była prostytutką z wieloletnim doświadczeniem w sprzedawaniu własnego ciała. Takie sprawy powinny być naturalne jak kichnięcie. Ale nie były. Tak właśnie na nią działał. Onieśmielał. Malował karminowe ślady na policzkach. Nie mogła zebrać myśli. Jego twarz była coraz bliżej. Ich usta prawie się zetknęły. Stała jak zamrożona, rozdarta pomiędzy tym, czego chciało ciało, a czego pragnął umysł. Odobescu był jak deszcz po długiej suszy, ona zaś jak wysuszona i pożądająca wody ziemia, jak drzewo, które budzi się z zimowego snu, puszczając pierwsze wiosenne pączki. Długie rozmowy, chwile, gdy śmiali się razem, to było prawdziwe. Jego trauma, cierpienie, doświadczenia i wszystko, czego jeszcze nie powiedział: też. Ale ten niedokonany pocałunek, to tylko marzenie. Wytwór, który podpowiadała jej wyobraźnia. Na pewno tego nie chciał. Jak mógłby? Nikt przecież nie lubił pić ze szklanki, której używało pół miasta do przepłukania ust. Dlatego tak nagle odsunął swoje ciało, gdy tylko odzyskał świadomość, a demony przeszłości znów schowały się w swoich klatkach bez kłódek. Brzydził się. Przeczuwała, że tak właśnie może się stać. Jeśli dusza Róży miała wbić się pod niebiosa, by zaraz runąć na ziemię, wolała oszczędzić sobie zawodu i w porę wybić ich z tego niepokojącego rytmu. Zakazanego ciągu zdarzeń. Tak dla niego, jak i dla niej. — Może? Nie wiem… — stwierdziła obojętnie i złączyła usta w linie. Obawę związaną z barwą tęczówki Savy, której zmiany w kolorycie i tak nie byłaby w stanie rozgryźć bez oświetlenia, zastąpił niesmak. Nie mogła go winić, wiedziała, kim jest. Mimo to poczuła się w jakiś sposób oszukana przez los. Głupie i naiwne. Cóż począć. Dobrze, że się odwrócił, przynajmniej nie musiał oglądać tego, najpewniej bawiącego go, zdziwienia wymalowanego na jej twarzy. Głos Rodneya był jak lekarstwo. Dobiegł z kojącą barwą, wyrwał z objęć wstydu. — W porządku — rzuciła, obracając się napięcie, po czym dodała, nieco niepewnie: — Chcę. —Nie obracała się za siebie, gdy przekroczyła próg drzwi. Koniec końców, „zaczerpnięcie powietrza” mogło wynikać tak z rozjuszenia drażniących tematów, jak i tego, do czego go wepchnęły. A właściwie w co. Dobrze. Miał w sobie przyzwoitość. Albo chociaż nie kłamał. Rodney, jako podobny gatunkiem, dostrzegł powód nagłego zerwania ciągłości w czynach. Rozumiał to, dlatego nie powiedział nic. Słowa były zbędne. Znał jednak remedium na trapiące go objawy wampirycznych problemów. Dlatego, zamknął drzwi i, wyprzedzając Różę, udał się do jadalni. — Dla niego czerwone — wyszeptał do ucha Niny. I, jak gdyby nigdy nic, usiadł na końcu stołu, oczekując gości. Podczas gdy rudowłosa, obeznana z tym, co znajdowało się w środku butelki, rozlała alkohol. Odpowiednio: białe dla siebie i O’Brien, a dla Rodneya i Savy czerwone. Do tego ostatniego dodała odrobiny magii w celach zakamuflowania niepokojącej gęstości. Krew. Róża, będąc już w środku, odwiesiła, tym razem, płaszcz na wieszak i wciąż utkwiona w rozważaniach przez dłuższą chwilę wpatrywała się tępo w metalowy zaczep. Potrząsnęła głową, chcąc zrzucić z siebie nieproszone myśli i weszła do jadalni. Momentalnie dostrzegła niepoprawnie rozlane trunki, na co zresztą zwróciła głośno, ale wciąż uprzejmie, uwagę. Nie to, że wątpiła w umiejętności „pani domu” Niny, ale… — Prawdziwi mężczyźni piją wytrawne, ptaszyno — skwitował mężczyzna w podeszłym wieku, całkowicie podważając jakiekolwiek dalsze rozważania ciemnowłosej. Wiedział, iż Rose nie cierpi czerwonego wina, a już zwłaszcza wytrawnego, nie obawiał się zatem o nakrycie na tym słusznym kłamstwie. Zresztą, Nina w swym czary-mary była na tyle dobra, że nie pozwoliłaby, by człowiek odkrył tajemnice istot, które były mu obce. Po co się narażać. |
|
| Sava
| Temat: Re: Chata w lesie Sob Gru 09, 2023 3:40 am | |
| W całej tej plątaninie myśli w głowie i obaw, dostrzegł ten zawód w oczach O'Brien. Nie śmiał jednak patrzeć na nią, kiedy miał świadomość tego, że ta gorsza natura dobijała się do drzwi. Jeszcze chwila... Jeszcze moment... Chęci do złożenia pocałunku na jej ustach szybko przerodziłyby się we wgryzienie w jej szyję. A faktu, że ją skrzywdził, nie mógłby znieść. Znał ten obojętny ton. Pojawiał się zawsze, kiedy coś było nie tak. Może zanotowała, że zmiana koloru oka to coś tak charakterystycznego i dziwnego, że ją to przeraziło. Wolał nie drążyć tego tematu. Kiedyś może byłby w stanie jej to wytłumaczyć. Obawiał się jej reakcji. Przede wszystkim, na drodze do wyjaśnienia stałby racjonalizm, który nie pozwalałby jej w to uwierzyć. A żeby udowodnić rzeczywisty stan rzeczy, musiałby pokazać więcej atypowych cech. Pokręcił nieznacznie głową, odpędzając te myśli. Spojrzał na nią dopiero, gdy odwróciła się do niego plecami. Zza jej ramienia dostrzegł Rodneya, który wyglądał z progu. Przez chwilę ich spojrzenia się spotkały. Zapewne zauważył tę zmianę w Savie i zaraz znikł. Zastanawiał się, co starszy wampir myślał. Na pewno nie bez powodu postanowił do nich zajrzeć. Obawiał się o Rose. Obawiał się, że jednooki stanowił dla niej pewne zagrożenie. I słusznie. Nie wiedział jednak, że Rodney zniknął, żeby przygotować dla niego specjalny trunek. Sava stał dłuższą chwilę na zewnątrz. Myśli wciąż nieustannie płynęły w jego głowie. Jednak, cokolwiek nie wymyślił, nie potrafił znaleźć żadnego rozwiązania na problemy, które się rodziły. O tyle dobrze, że rzeczywiście w pewnym momencie drzemiący w nim wampir się uspokoił. Kiedy uznał, że to odpowiedni czas, podszedł do drzwi domu. Zapukał niepewnie, ale nie czekał i po prostu wszedł. Do jego nosa dotarł charakterystyczny zapach. Od razu poczuł ścisk żołądka. To jakiś żart. Ściągnął kurtkę, buty i ponownie skierował się tam, gdzie wcześniej przebywali, czyli do jadalni. Słodki, a jednocześnie mdlący zapach kusił i sprawiał, że miał ochotę stąd odejść. Ale znowu miałby się wycofać? Nie był głodny. Nie wiedział, co miała znaczyć ta "aluzja" Rodneya. I bynajmniej nie odebrał tego jako próby pomocy. Spojrzał więc na starszego wampira mocno zdezorientowany, nieufny i... Podejrzliwy. I nieco wrogo. Skierował się do stołu. Krew uderzała mocniej, aż przymrużył oko pod wpływem drażniącego zapachu. Miał pić ją tak po prostu? Przy Rose? Nawet jeśli były odprawione czary mary, było to dla niego mocno niekomfortowe. Wypicie jakiejkolwiek ilości krwi nie wypędziłoby w nim natury drapieżnika. Kolor oka był wynikiem bliskości z istotą, człowiekiem. Z nią. Krew była kolejnym zapalnikiem. Próbował z tym walczyć i modlić się w duchu, by ta anomalia znowu nie wystąpiła, choć nie miał na to dużego wpływu. Jeśli Rodney sugerował się chęcią niesienia pomocy na wampirze troski, mocno tym zaszkodził. W końcu usiadł, na przeciwko starszego wampira i zerkał na niego od czasu do czasu, jakby chcąc wyczytać cokolwiek z jego osoby. Jakie miał zamiary? Co chciał tym osiągnąć? Sava nerwowo zaciskał dłonie w pięści i rozluźniał. Najwyraźniej szukał fizycznych bodźców, żeby odwrócić swoją uwagę od myśli. I, o dziwo, działało. Być może sytuacja z zewnątrz wynikała z bliskości z Rose. Przecież wampir zadbał o to wcześniej, żeby zaspokoić głód. I, najwyraźniej, wampiryczna natura została uśpiona wystarczająco na tyle, aby nie rzucać się łapczywie na nalaną ciecz w lampce. Sytuacja mogła się drastycznie zmienić w, co najmniej, nieprzyjemną, gdyby Sava wyzwolił w sobie drzemiącą bestię i, cóż, problem z brakiem kultury byłyby tutaj najmniejszy. Kiedy przyszedł czas, jak już wszyscy siedzieli przy stole, jednooki wyciągnął rękę w stronę lampki, ujął ją w dłoń w ten ordynarny, odbiegający od przyjętych norm sposób i upił odrobinę. Problem w tym, że przy okazji, do pomieszczenia weszła piąta osoba. Tylko, że... Nikt poza Savą jej nie widział. Jego matka. Stała w progu, żeby zaraz zacząć swój dialog w rumuńskim języku. Wampir odwrócił od niej wzrok, usilnie ignorując jej słowa. - Dobre wino. - Zaczął, przypominając sobie, że przecież ludzie cenili small talk. Wypadało coś powiedzieć, szczególnie w sytuacji, kiedy było się gościem. - Jednak wolę białe. - Zaznaczył. Niegrzecznie. Zawiesił wzrok na Rodneyu. W końcu, starszy mężczyzna sam zaczął tę grę. Cokolwiek miała ona znaczyć. Sarkastyczna i apatyczna natura Savy miała to do siebie, że - uwaga - zrażała do siebie ludzi. Dotychczas myślał o Rodneyu, jak o kimś, kto na pewno chciał pomóc Rose, a zatem, był jej przyjacielem. Jak to się mawia, przyjaciel mojego przyjaciela jest moim przyjacielem. Jednak wychodziło na to, że starszy najwyraźniej... Czuł dziwną rywalizację o Rose? O to chodziło? Nie wiedział. Takie miał domysły. Może chciał go sprowokować, sprawić, żeby Sava stał się dla Rose odrażający. |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: Chata w lesie | |
| |
|
| |
Similar topics | |
|
| |
|