|
Hangover Mole | |
Sava
| Temat: Re: Hangover Mole Sob Lis 11, 2023 10:21 pm | |
| - Oczywiście, że nie. - Odparł od razu. - Dorabiam jako copywriter. - Doprecyzował i skrzywił się nieznacznie. Dorabiam też dziwnymi zleceniami od nadprzyrodzonych, dodał w myślach, przywołując ostatnie wydarzenia i dziwne znajomości, jakie ostatnio zawarł. W pewnym sensie było to dla niego w porządku - mieć pieniądze, ale nie mieć ich za dużo. Bo co miałby z nimi zrobić? Poza praca był kompletnie nudnym wampirem bez ambicji i pasji. W dodatku mierzącym się z nawracającymi epizodami psychoz, z którymi radził sobie w dziwny sposób i lepiej było się o tym nawet nie chwalić. - Nie palę. - Odmruknął na gest kobiety. Ciężko było palić, kiedy miało się wyostrzone zmysły. Posmak papierosa był paskudny. Ostatnio zrobił jeden wyjątek. Raz na jakiś czas nie szkodziło, ale teraz nie był na to odpowiedni moment. Mdliło go na samą myśl. Odpowiedź Rose była bardzo wymowna. Uniósł tylko brwi i kiwnął głową. - Pewnie. - Przytaknął jej bez absolutnie żadnego przekonania. Nie chciał jej prawić morałów. On sam nie raz rozmawiał z takimi, co bardzo lubili to robić. Próbowali doszukiwać się w Savie czegoś więcej niż bycie marnym komikiem dającym występy w ruderze dla pijanych ludzi z, tak zwanego, marginesu. Zachowanie i ton czarnowłosej przykuł uwagę jednookiego na nieco dłużej. Nie było w tym nic dziwnego, że wyczuwał, iż z tych słów wydobywała się prośba o dostrzeżenie tego kłamstwa. Dobrze mi samej. Dobrze to znał. I nic nie powiedział. - No. - Przyznał bez ogródek. - Mógłbym. Tylko dla jednego, bogatego faceta. Albo kobiety. - Przyznał i uśmiechnął się głupkowato. Kłamał, znowu. Być może byłby do tego zdolny, ale przecież w rzeczywistości nie chciał się wzbogacić ani prowadzić wygodnego życia i mieć wszystko pod dostatkiem. Najlepiej było mu tak. Na prawie samym dnie. Wszystko było znajome. - Ale jakoś mi się nie poszczęściło. Nie jestem urodziwy. - Dodał, ale uśmiech nie znikał z jego twarzy. To był raczej fakt i po co miałby się smucić? Ich rozmowę przerwało dobijanie się do drzwi. Kobieta wstała i otworzyła je, a potem zmizerniała. Wampir to dostrzegł, ale na prośbę czarnowłosej skinął tylko głową. - Po prostu już pójdę. Jakbyś coś potrzebowała, to do mnie napisz. - Wstał i wyszedł z jej pokoju, mijając po drodze paskudnego typa. Współczuł jej. Ale wiedział, że ona nie chciała współczucia. On też by nie chciał. Jednak na wszelki wypadek przyjrzał się typowi, który wkrótce po nim wkroczył do środka jej pokoju. A potem poszedł do baru zapytać się o dane jegomościa, żeby potem z czystym sumieniem opuścić Hangover Mole.
zt. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Hangover Mole Nie Lis 12, 2023 12:08 am | |
|
Ostatnio zmieniony przez Rose O'Brien dnia Nie Sty 28, 2024 11:43 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
| Sava
| Temat: Re: Hangover Mole Sob Lis 25, 2023 12:06 pm | |
| Ostatnie tygodnie popychały go ku nieuniknionemu upadkowi. Wpadł w stan, w którym uważał, że cały świat odwrócił się przeciwko niemu. Co z tego, że na własne życzenie pchał się w kłopoty. Do całego bagażu doszedł jeszcze seks z Dimitrim i byłoby nawet w porządku, gdyby nie to, że z jakiegoś powodu okazał mężczyźnie, że mógłby się zaangażować w głębszą relację. Otóż, nie mógłby. Sava nie potrafił znieść tego, z jaką fascynacją i nadzieją patrzył na niego Dimitri. Nowo poznany wampir przypominał psa, a psy za bardzo się przywiązywały. Za szybko, za bardzo. I z tym wiązało się sporo odpowiedzialności, której czarnowłosy nie był w stanie stawić czoła. Mimo, że dostał od niego numer, nie odezwał się do niego. Jeszcze. Musiał wszystko sobie przemyśleć, ale to przychodziło mu z trudem. Zwyczajnie nie wiedział, czego chciał. Za to uparcie rozmyślał o Rose. Nie potrafił znieść tego, że jednego wieczoru rozmawiają o wspólnym wyjściu z Mole, a drugiego kobieta znowu się dystansuje. Co z tego, że miała konkretny powód. Przecież przeprosił za swoje zachowanie. Nie był świadomy tego, co zrobił. Pierwszy raz od dawna pokusił się o inicjatywę z własnej strony. Napisał do niej. Wysłał jej zwykłe "przepraszam", ale nie spotkało się ono z odzewem. I to tylko bardziej wznieciło w nim uczucie rozgoryczenia. Czarnowłosa miała tak więcej nie robić. Zignorowanie bolało, szczególnie, kiedy w końcu stawało się po tej drugiej stronie barykady i było się stroną ignorowaną. Jego comfort-zone został mocno naruszony. Przecież to on był tym, który ignorował. W momencie, gdy sobie uświadomił, w jakim znalazł się położeniu, po prostu wstał i z impetem zaczął zrzucać książki z regałów. Tak jakby chaos wokół miał odwrócić uwagę od tego w głowie. Przelew od Polly nie pomagał. Poczucie, że został odnaleziony przez obcą osobę tylko go rozjuszyło. Nie bez powodu nie podał Rose numeru konta. A potem wyszedł z domu. Rzadko sięgał po amfetaminę. Z tego właśnie powodu nie posiadał jej w domu, dlatego udał się do mieszkania jednego ze swoich kontaktów i kupił gram tego konkretnie narkotyku. Wrócił z tym do domu, żeby perfidnie wciągnąć tę sporą ilość narkotyku. Jedna działka po drugiej, aż się skończyło. Rzadko celował w pobudzające dragi, więc kiedy poczuł pierwszą falę działania narkotyku, wiedział, że musiał znowu, czym prędzej opuścić mieszkanie.
Wkroczył do Hangover Mole. Wzrokiem od razu przeskoczył po klienteli i jego oku od razu rzuciła się znajoma twarz. Rose wyglądała inaczej. W dodatku siedziała z kimś przy stole i kokieteryjnie rozmawiała. Sava wysnuł od razu wniosek, że zabawiała klienta. Może frajer był bogaty, dlatego się aż tak odstawiła. Zastanawiały go tylko te ścięte włosy. Słyszał, podobno, że kobiety ścinają włosy, kiedy mają do tego słuszny powód. Mimo, że podejrzewał, że Rose była teraz w pracy, usta czarnowłosego zacisnęły się w cienką linię. Podobnie zaciskał zęby, co odznaczało się charakterystycznymi wgłębieniami przy żuchwie po dwóch stronach. W tym stanie, ten tik nie ustępował. Szczęka najchętniej latałaby mu na boki. Wampir podszedł do baru i zamówił jakiegoś gównianego drinka z wódką. Wziął go i szybko skierował się do stolika, przy którym przesiadywała Róża. - Można? - Spytał nonszalancko, po czym bez czekania na odpowiedź, po prostu usiadł na kanapie, na której siedziała czarnowłosa. Popił jeszcze szybko drinka, a jego wzrok utkwił na mężczyźnie siedzącym naprzeciwko. Nie myślał o ewentualnych konsekwencjach. W sensie, konsekwencjach dla Rose za to, że właśnie przyszedł jej przeszkadzać w pracy. Sava był teraz bogiem i chciał się dowiedzieć, dlaczego znowu został zignorowany. - Widzę, że ci się powodzi, co? - Spytał Róży, a potem znowu przeniósł swoje zainteresowanie na nieznajomego. - Powiedz, kasiasty jesteś? Bo szukam sponsora. - Powiedział z nonszalanckim uśmiechem na twarzy, bawiąc się szklanką w dłoni. Sava był bogiem, pozbawionym potrzeby zachowania jakichkolwiek norm społecznych. Ale główną jego motywacją w tym momencie była złośliwość. Ignorowanie go miało swoją cenę i Rose musiała to wiedzieć. Jednooki nie dałby o sobie zapomnieć. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Hangover Mole Nie Lis 26, 2023 1:00 am | |
| Cholera, nikt z własnej woli nie pisze się na coś takiego. Gdyby nie sytuacja z Anthonym i tym, co wciąż ich łączyło, najpewniej nigdy nie trafiłaby pod opiekę Pani P. Ot, zatrudniłaby się jako kelnerka w byle spelunie i wiodła skromne życie od pierwszego do pierwszego. Zresztą, niewiele potrzebowała do szczęścia; ciepły kąt i chleb z masłem. Może jej los wyglądałby inaczej, jeśli nie wzrastała w tak ogromnej potrzebie kochania i bycia kochaną, gdyby nie powołała do swojego brudnego świata tak bezinteresownego i czystego uczucia, a potem nie spieprzyła sprawy, może wtedy… Wypełzła ze starej kamienicy, dławiąc się, dusząc i kaszląc jak dogorywające zwierzę. Powód, dla którego przekroczyła „bezpieczną” dawkę heroiny, wrócił. Dopóki istniał iskrzący punkt na horyzoncie, coś, co – wydawać by się mogło – przy odpowiedniej dawce starań mogła odzyskać, potrafiła zdusić sumienie i żal w sobie. Ale kiedy go zabrakło. Wtedy to właśnie pucołowata, szersza niż dłuższa, starucha ze zmarszczkami na każdym centymetrze ciała i gorylem przy boku stała tuż za drzwiami. Polly była nie tylko zwierzchniczką, ale i powierniczką każdej porażki „swoich” dziewczyn. Oczywiście, jak każdy zły człowiek, czekała, aż ofiara stanie się całkowicie bezradna i straci równowagę, osiągnie punkt krytyczny. Wtedy łatwiej o posłuszeństwo i dobre warunki aneksu do zawartej wcześniej umowy. Bo ktoś, kto jest martwy w środku, zgodzi się na wszystko, gdyż nie ma już nic do stracenia. W swoim dziwacznym podejściu do sprawowania rządów nad dziwkami wplatała „matczyną” troskę; gdy upadały, a wszystkie robiły to, co najmniej parokrotnie, zawsze była pierwszą osobą, która je podnosiła i dawała „nową nadzieję”. To budowało więź; mocną i silną. Taką, z której ciężko się uwolnić. O ile w ogóle istniała taka możliwość. Jak dobry pasterz, wiedziała, gdzie znaleźć zagubione owieczki. Jeśli musiała szukać, bo wyczucie czasu miała wręcz nieludzkie. Właśnie dlatego nazywano ją naprzemiennie Polly, staruchą i diabelskim komornikiem. Zawsze doprowadzała do spłaty pożyczek, trzymając puste sylwetki przy życiu tak długo, aż nie otrzymała ostatniej raty. A później? Później było jej wszystko jedno; mogły zdychać, zaćpać się, zniknąć. Były cyfrą. Nic nieznaczącym punktem na liście dłużników. Na razie, Róża była jej potrzebna. I tylko to sprawiło, że zamiast wepchnąć ją pod pędzący pociąg, ściągnęła za koszulkę z torów.
Dzień mijał po dniu. Wszystko wróciło do normy. Zwykła, szara codzienność; spełnianie żądań klientów i Polly. Głupawe uśmiechy, fałszywy, czuły dotyk, rozmowy, drinki z palemką, sen. Powtórz. Tak to wyglądało. Rose miała nową motywację do „życia”. To, co obiecała starucha, pozwoliło jej wykrzesać resztki energii, wrócić do względnej stabilności i zachowywać się tak, jakby wydarzenia w mieszkaniu Savy nigdy nie miały miejsca. Zapłaciła za to, co prawda, srogo, ale nie cierpiała żalu do swojej przełożonej. Robiła to dla jej dobra. Bo jako jedyna o nie dbała. A przynajmniej to wpoiła w chłonny umysł O’Brien; swojej zabawki i ulubienicy. Róża była więc, na powrót, ładną, zadbaną, wygadaną i radosną kurwą. Z tym wyjątkiem, że nie wyglądała już jak panna negocjowanego afektu. Przynajmniej na moment, w którym zastał ją Sava, prezentowała zupełnie inaczej, niż kiedykolwiek na którymkolwiek z ich spotkań; staranny makijaż, ułożone, acz skrócone włosy i nowe, idealnie skrojone ubrania. Nawet woń perfum, która unosiła się w jej pobliżu, była zupełnie inny. Mocniejsza, ciekawsza dla zmysłów. Eteryczna i kusząca wręcz. Zarówno ona, jak i starszy mężczyzna, kontrastowali z wnętrzem ‘Mole, wybijając się na tle wszechobecnego brudu, syfu i innych potworności. Wydawali się szczerze do siebie uśmiechać i dyskutować o czymś w zażyły, acz spokojny, sposób. Jakby znali się cholernie długo. Bo znali. Rodney był pierwszym klientem, jakiego przyprowadziła do niej Polly. „To wyjątkowy człowiek” – powiedziała wtedy. I Rose, nawet jeśli by chciała, nie mogła temu zaprzeczyć. Przez te wszystkie lata nigdy nie znalazł się w jej pokoju, zamiast tego, przychodził obładowany podarunkami i jedyne czego oczekiwał w zamian, to szczerej rozmowy, za którą potrafił zapłacić naprawdę sporo. Oczywiście, jak każdy mężczyzna, niekiedy ulegał pokusie pozbawionego pożądania dotyku, niemniej, dbał o to, by w tym wszystkim znalazło się miejsce na poszanowanie komfortu O’Brien. Jeśli tylko spostrzegł zawahanie, niechęć, natychmiast się wycofywał. A to miła odskocznia od zwierzęcego popędu i brutalności, jaką wykazywali się wszyscy inni. Dlatego przy nim jednym była najbliższą prawdzie wersją siebie. W innych okolicznościach być może powiedzieliby, że są przyjaciółmi. Cóż. It is what it is. Podczas przerwy w wymianie zdań, uniosła kieliszek z winem. Potem, kolistymi ruchami wprawiła ciecz w ruch i przechyliła szkło do ust. Przymknęła oczy, chcąc skupić się na doznaniach, jakie niósł za sobą ten rodzaj alkoholu. Sądząc po obecnej na stole butelce: nie należał do najtańszych. A więc prezent, co dodatkowo potwierdzała leżąca obok niej czerwona wstążka. Degustację przerwał dopiero głos. Nie byle jaki. Poznała go od razu. Momentalnie otworzyła powieki i odłożyła to, co miała w dłoniach. Nim jednak zdążyła jakkolwiek zareagować, Sava, w stanie mocno negocjowanym, siedział tuż obok. Poruszyła się niepewnie, chcąc zwiększyć dzielący ich dystans i przełknęła głośno ślinę, nie siląc się nawet na próbę zatrzymania tego, co miało nastąpić. Atmosfera zgęstniała, a sprawy nie poprawiał fakt, że wszystko obserwował Rod. Spokojny, wydaje się, nieprzejęty zamieszaniem. Uniósł jedynie pytająco krzaczastą brew; wpierw patrząc na Rose, a następnie na kogoś, kto był mu kompletnie obcy i obojętny. Zacisnęła szczękę. Powodzi się. Co on kurwa wygadywał. I w jakim celu. Chciał ją ośmieszyć? Poniżyć? Niechże i to robi. Ale innym razem, nie w obecności klienta. Język stanął jej kołkiem w gardle, a ręce – jak zawsze – zaczęły drgać w rytmicznym, szaleńczym tempie. Nie miała pomysłu na wybrnięcie z tej sytuacji. Bała się, że jakakolwiek próba przemówienia Odobescu do rozumu skończy się zupełnie inaczej, niż powinna. Przez myśli przechodziły jej różne scenariusze, każdy z nich – równie kiepski co poprzedni. Wcisnęła paznokcie w uda, chcąc choćby w ten sposób pobudzić się do reakcji. Na nic to. Nie powiedziała nic, jedynie spuściła ulegle głowę, nie mogąc pojąć, dlaczego zjawił się akurat teraz i bez przejęcia wbijał w nią szpile. Zupełnie inną postawę przyjął Rodney. Propozycję Savy zwieńczył pobłażliwym, rozbawionym uśmiechem. — Muszę Pana zawieść, niestety gustuję w kobietach — odparł beznamiętnie i dodał, zdecydowanie cieplejszym tonem: — Dokończymy innym razem Cynthio. — Bez zbędnej zwłoki wstał z zajmowanego miejsca i, nim zrobił krok ku wyjściu, skinął pożegnalnie głową w kierunku „nieznajomego”. — Do widzenia — Deeskalacja problemu. Rodney miał coś, czego brakowało wielu mężczyznom: klasę. Wiedział, że jego udział w konflikcie między dwójką ludzi, o tak widocznym napięciu, jest co najmniej niepotrzebny. A i dyskusja z naćpanym chłystkiem to coś, co nijak go nie urządzało. Zresztą, on jak on, ale Rose wydawała się każdą częścią swojego ciała wręcz błagać, by opuścił ‘Mole możliwie najkrótszą drogą. Spostrzegł, że się boi, ale jak w wielu innych, trapiących ją sprawach, niewiele mógł zdziałać. Znał ją na tyle, by wiedzieć, że woli zostać z problemem sama. I tak, krótko rzecz ujmując, było. — Możemy porozmawiać… — wyszeptała, kierując na Odobescu błagalny wzrok. — …na osobności? — Nie wiedziała, czego chciał, ale czuła, że nie przyszedł na koleżeńskie, radosne pogawędki o tęczy i małych, kichających kotkach. Musiała jak najszybciej zawlec go w jakieś ustronne miejsce. Ściany miały przecież uszy. Zwłaszcza w Hangover. A Polly, cóż, nie byłaby BARDZO zadowolona, widząc „Cynthię” z mężczyzną, który stał w sprzeczności do interesów, jakie prowadziła. |
|
| Sava
| Temat: Re: Hangover Mole Nie Lis 26, 2023 1:53 am | |
| Bierność obcego mężczyzny była mu jak najbardziej na rękę, chociaż nie tego się spodziewał. Sava obserwował go uważnie, w końcu jego już i tak wyostrzone przez wampiryzm zmysły zostały podbite przez narkotyk. Po krótkiej kalkulacji doszedł do wniosku, że mężczyzna na pewno był klientem. No bo przecież co innego mogłaby robić kurwa z zawodu, jak nie zabawiać mężczyznę za pieniądze? Nieważne, że ten akurat się wyróżniał. Klienci bywali różni. - No nic. Szkoda. - Podsumował krótko i przechylił do końca drinka wódki, wypijając go do dna za jednym razem. Kiedy tak siedział, nie spoglądał na Rose, dopóki gość się nie ulotnił. Wtedy przyniósł na nią wzrok i na sekundę jego rozgoryczenie przeszedł na dalszy tor. Różyczka wyglądała inaczej. Ładniej. Rozkwitająco. Makijaż podkreślał jej twarz, z kolei ubranie kobiece walory. Pachniała cudownie. Przyjemna woń unosiła się z pulsującej szyi. Jej głos wyrwał go z tego oczarowania. Przechylił delikatnie głowę i uśmiechnął się lekko. - Przecież on sobie już poszedł. - Odezwał się i odstawił szklankę na stół. Ramię zarzucił na oparcie kanapy, odwracając się lekko tułowiem w jej stronę. - Tutaj też możemy rozmawiać na osobności. Nikt nas nie słyszy. - Dodał, czując niezwykłą satysfakcję z tego, że wprawiał Różyczkę w coraz większy dyskomfort swoją osobą. Może i Rose rozkwitała, ale nie zmieniało faktu, że go zignorowała. - Zacznę może od tego, że dostałem przelew na konto, o który się nie prosiłem. Cenię w sobie prywatność i mam w dupie jakąś tam Polly, matkę wszystkich kurew z Hangover Mole. - Powiedział lekko, nawet nie starając się mówić ciszej. - Przyznam, że to dość nietypowa praktyka. Matki kurew nie zwykły do szperania i szukania informacji o znajomościach swoich podopiecznych. Nie bez powodu. - Dodał i odwrócił na moment wzrok, stukając o szklankę. Bujał też nogą, czując niepohamowaną chęć robienia coś ciałem bez ustanku. Mimo takiego stanu Sava wyrażał się jasno, jedynie może trochę szybciej, niż normalnie. Czuł, jak myśli szybko, acz płynnie przepływały mu przez głowę. Wampir nie chciał rozgłosu. Robił wszystko, by uniknąć bycia zauważonym, czy rozpoznanym. Sytuacja, w której dostaje jakiś przelew, była mocno wzbudzająca jego podejrzenia. Polly nie wiedziała, że Sava to nie zwykły śmiertelnik. W dodatku teraz nafurany siedział w jej knajpie i postanowił z niej szydzić na głos. Ale przecież jednooki był bogiem, mógł wszystko. Cokolwiek by nie zrobiła, jakichkolwiek wielkich, napakowanych byków za sobą by nie miała - wszyscy nie mieli z nim najmniejszych szans. Pacyfizm po amfie poszedł się jebać. - Druga sprawa, Różyczko...- Zaczął, robiąc nacisk na ostatnie słowo. - ...Pisałem do ciebie. - Dodał i spojrzał na nią z powrotem, żeby przyjrzeć się uważnie jej twarzy i emocjom, jakie się wkradały. Przecież po to przyszedł. Nie, bo jakaś zjebana Polly. Tylko po to, żeby wyrazić swoje rozżalenie w związku z sytuacją u niego w mieszkaniu. Przeprosił ją, a ona się zamknęła w sobie, mimo że poprzedniego wieczoru czarnowłosa proponowała wspólne wypady. To go, z dziwnego, niepojętego przez niego powodu, dobiło. Męska duma cierpiała. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Hangover Mole Nie Lis 26, 2023 1:02 pm | |
| Odsuwała się, centymetr po centymetrze, aż w końcu zabrakło jej miejsca. Adrenalina zaczęła przemykać sprintem po ciele O’Brien; miała szybszy, rwany oddech, jakby nie chciała, by słyszał, jak bardzo ją rozjuszył. Raz na jakiś czas wgryzała się w policzki i jeszcze mocniej dociskała paznokcie do ud. Bała się go bardziej, niż wtedy, bo teraz miał szaleństwo w oczach. Żadna z cech, które niegdyś mu przypisała, nie istniała w napierającej sylwetce Savy. Był obcy. Naćpany czymś, co z pewnością nie miało nazwy „heroina”. A więc niebezpieczny. Prychnęła nerwowo. Oczywiście, że słyszy. A przynajmniej widzi – pracownik za barem raz na jakiś czas zerkał w ich kierunku; co prawda, ze zwykłej ciekawości, bo jeszcze nie zrobili nic, co wzbudziłoby jakiekolwiek podejrzenia. Ale skąd pewność, że informacja o obecności Savy nie przedostanie się bocznymi kanałami wprost do Polly? Warunki umowy, jaką zawarła z „matką”, były dość jasne. Coś za coś. Rose nie była gotowa ryzykować utraty szansy na rzecz kogoś, kto najwidoczniej czerpał potworną satysfakcję ze wpędzania ją w kłopoty i emocje, których nie potrafiła unieść. Swoimi czynami udowadniał, iż to, że wyszła z jego mieszkania, było najlepszą możliwą decyzją. Szkoda, że ostatecznie — Przestań — wyjęczała cicho i zacisnęła oczy, gotowe w każdej chwili napełnić się łzami. Ranił ją. Ranił naprawdę dotkliwie. Kurwa. Doskonale wiedziała, kim jest, ale kiedy mówił o tym w taki dosadny i jadowity sposób, nie mogła ukryć rozczarowania. Żałowała każdego momentu, w którym pozwoliła sobie na swobodność w jego towarzystwie. Nie był wart nawet krzty. Cóż. Popełniła wiele błędów, ale to zawierzenie mu w ciepłe, utkane z fałszu, słowa, stało na podium. Przełknęła ślinę, gdy stukot szkła zawtórował w jej uszach. Sava wygrywał palcami niepokojący rytm, a napięcie, jak tężejąca żywica, osiągnęło szczyt. Jedyne, o czym potrafiła teraz myśleć to, by odszedł i nigdy więcej nie wrócił. Żył swoim życiem jak dotychczas. I na to samo pozwolił jej. Dlaczego tak drastycznie zmienił front? Dlaczego, mimo tego, co zrobił, tego, co deklarował, postanowił tak z niej drwić. — Chodźmy do pokoju, proszę — powtórzyła, kładąc swoją trzęsącą się dłoń nieco powyżej kolana mężczyzny. Nie było to najmądrzejsze, biorąc pod uwagę jego stan, ale nawet jeśli sprowokuje go to do nagłego ulżeniu trawiącej złości – niech tak będzie. Nie pierwszy raz będzie spuchnięta i zakrwawiona. Przywykła. Jeden cios w tą czy tamtą nie robił już ogromnej różnicy. A fakt, że przynajmniej istniała szansa, iż się uspokoi, iż uzna to za wystarczającą zapłatę, iż da jej spokój, był bardziej niż wystarczający. |
|
| Sava
| Temat: Re: Hangover Mole Nie Lis 26, 2023 2:17 pm | |
| Zmarszczył brwi, kiedy Rose zaczęła się odsuwać. Rozejrzał się po otoczeniu, wyłapując wzrok pracownika przy barze, który z zaciekawieniem spoglądał w ich stronę. Znowu się poczuł, jak wtedy w mieszkaniu. Wypełniła go tak duża gorycz, że niemal poczuł ją fizycznie w swoich ustach. Przyspieszone bicie serca Rose i niespokojny szum krwi w jej żyłach nie pomagał. - ...Dlaczego się mnie boisz? - Spytał nagle z dużym żalem w głosie, ignorując jej prośbę o to, żeby przestał. Bo nawet nie rozumiał, co miał przestać. Mówić o tym, że się źle czuł? Przez myśl mu nie przeszło, że Rose mogła poczuć się urażona jego słowami. Polly była matką kurew, ale Rose nie była w jego oczach kurwą, nawet jeśli to jej zawód. Tylko Sava połapywał się w swojej pokrętnej logice. Tym bardziej nie rozumiał, skąd w Różyczce taka postawa obronna. Dlaczego był stawiany w roli bezwzględnego oprawcy? Do teraz rozpamiętywał to zajście w mieszkaniu, gdzie przez sen złapał czarnowłosą. To tylko odruch bezwarunkowy, za który zresztą przeprosił. Dopiero gdy Rose położyła dłoń na jego kolanie, nieco się otrząsnął. Rzucił jej zdezorientowane spojrzenie, widząc drżenie jej ręki. Zaraz zacisnął usta w cienką linię i westchnął. - Dobra. - Mruknął krótko i wstał. Poczekał, aż kobieta wyjdzie z miejsca przy stoliku i skieruje się pierwsza do jej pokoju. Jeszcze raz zerknął w stronę baru, szukając pracownika, który łypał w ich stronę ciekawskim okiem i zaraz poszedł za czarnowłosą. Zamknął za nimi drzwi, kiedy znaleźli się w środku. Zawiesił na niej nieodgadniony wzrok, próbując wykrzesać z siebie cokolwiek. Nieprzemyślane słowa same sunęły mu się na język, kiedy siedzieli w miejscu publicznym, ale teraz...? Teraz nie wiedział, od czego zacząć. - ...Czemu dostałem od niej przelew? - Wycedził przez zęby, próbując wrócić do tego, co już zaczął wcześniej. Tak było łatwiej. Znaczy, tylko trochę, bo teraz cisza w pokoju nie sprzyjała jego buzującym w środku emocjom. Dlatego Sava skrzyżował ręce na klatce piersiowej i odwrócił głowę w bok, żeby nie musieć patrzeć na wystraszoną Rose. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Hangover Mole Nie Lis 26, 2023 9:17 pm | |
| „Dlaczego”. Dobre pytanie. Powodów mogło być klika. W tym jednak momencie chodziło o trącające agresją zachowanie, to, jak wulgarnie się wypowiadał i, chcąc nie chcąc, wchodzenie z brudnymi butami w strefę komfortu Rose. Miała w sobie dużo wyrozumiałości i na wiele spraw potrafiła przymknąć oko. Niemniej, robienie burd w miejscu pracy, zaczepianie klientów i celowa (bądź nie) próba ubliżenia i zawstydzenia nie należały do tego zacnego grona. Strach wzmagał się na sile, gdy tylko przez myśli O’Brien przelatywała plątanina doznań z tamtego dnia. Polly, Sava, a właściwie to, jak mocno ją pociągnął. Nie mogła wyrzucić tego z pamięci. Na deser podano lęk przed ponownym złamaniem zasad „matki”. Inaczej – złamanie było sprawą co najwyżej prostą, konsekwencje już nie. Była w miejscu, gdzie poznała ich smak. Nie chciała tam wrócić. Milczała. Czasami cisza była dotkliwsza niż jasna, klarowna odpowiedź. Układała się w zdanie: nawet nie wiem, od czego zacząć. Wszystkie mięśnie w ciele Rose napięły się gwałtownie, a ona sama poczuła, jak żrące ciepło zalewa ją bez litości, pulsując ostatecznie na szczycie kości policzkowych. Nie potrafiła ukryć tego, co nią targało. Przy klientach – owszem. Ale kiedy tylko wychodziła z roli, oh. Wtedy pojawiał się zupełnie inny świat. Odetchnęła z ulgą, słysząc zgodę ze strony Odobescu. Jednakże serce Róży nie zaprzestało swojego szaleńczego koncertu orkiestrowego. Zdawać by się mogło, że tempo werbli zmaleje, ale nie, stało się wręcz przeciwnie. Z problemami było jak z hydrą. Załatwisz jeden – pojawiają się dwa następne. Dlatego musieli zniknąć z „radaru” barmana. Był nowy, fakt, ale nie chciała sprawdzać, czy Polly już oblepiła go swoimi mackami. Gdy tylko minęła bar z winem w prawej dłoni, a stawiała kroki śpiesznie, wyciągnęła plik gotówki, którą zostawił po sobie Rodney, na dębowym blacie. Rzuciła krótkie „dla ciebie” i skierowała się wprost do pokoju. Tak właśnie załatwiało się interesy w ‘Mole. W pokoju Róży było… inaczej. Odmalowane ściany wciąż wyglądały brzydko, ale przynajmniej nie były brudne, strzykawki, niegdyś porozrzucane po stoliku, zniknęły z pola widzenia, układ mebli też się zmienił. Co więcej, na oknach wisiały pasma żółtawych lampeczek, a w rogu pokoju, na komodzie, tliło się kadzidło, pozbawiając pomieszczenie jego naturalnego „zapachu”. Przytulnie, nie ma co. Prawie szło zapomnieć, że to tylko kantorek z łazienką, w którym niegdyś zażywali. — Bo zapłaciłeś za taksówkę, a ja poprosiłam, żeby ci za nią oddała — odpowiedziała ledwie słyszalnie i zaczęła krzątać się po pokoju. Musiała czymś zająć ręce. Przynajmniej na moment uspokoić skołatane nerwy i samą siebie. Gdy odnalazła zgubę, odłożyła wino na komodę i usiadła na kanapie. Zaciągnęła się odpalonym chwilę wcześniej papierosem. Raz, drugi, trzeci. Jakby brała udział w jakimś pieprzonym wyścigu. Poruszała nerwowo palcami stóp, kompletnie nie mogąc pojąć, dlaczego tak głupia i trywialna sprawa kosztowała ją tyle nerwów. — To był powód? Tego, jak potraktowałeś mnie przy Rodneyu? Jeśli Polly się dowie... — wydukała, pociągając nosem. Miała dość. Serdecznie dość tego chaosu, który za każdym razem przyprowadzał ze sobą. Było już tak dobrze. A miało być tylko lepiej. Aż nie postanowił zabawić się jej kosztem. Przygryzła palec, poruszając się niespokojnie to w przód, to w tył. |
|
| Sava
| Temat: Re: Hangover Mole Nie Lis 26, 2023 9:42 pm | |
| - Nie podawałem ci konta bankowego nie bez powodu. - Prychnął. - Nie potrzebuję żadnej kasy, nie tej nieproszonej. - Dodał jeszcze mniej przyjemnym tonem. Wiele było rzeczy na tym świecie, które irytowały czarnowłosego, ale najbardziej była to nieproszona pomoc. Każdy, kto mu pomógł, oczekiwał wdzięczności. Szybko okazywało się, że tej wdzięczności nie ma. To jak ratowanie ulicznego, porzuconego kundla. Pogłaszczesz raz, ale przy kolejnym nagle dziabnie i nawet nie wiesz, dlaczego. Stał przed drzwiami i nie ruszał się, obserwując, jak kobieta chodziła nerwowo po pokoju. Sava przytknął dłoń do czoła, jakby chcąc przy tym pomóc sobie w racjonalnym myśleniu. Jeszcze, żeby to było możliwe po takiej ilości fety. Non stop zaciskał zęby i niespokojnie skakał wzrokiem od punktu do punktu, ale na niczym konkretnym go nie zawieszał. - Nie. - Odparł chłodnym tonem, całkowicie ignorując wzmiankę o Polly. Miał totalnie gdzieś, że istniała sobie jakaś kobieta i że Rose żywiła do niej jakieś dziwne, patologiczne uczucia. - To nie jest powód. Zignorowałaś mnie. Doszedłem do wniosku, że jednak jako ktoś, kto ratuje ci dupsko i się tobą zajmuje, zasługuje chyba na wyjaśnienie, dlaczego? - Rozwinął swoje żale, gestykulując przy tym żywiołowo, przykładając rękę najpierw do siebie, a potem wskazując w jej stronę. - I żeby nie było, nie oczekuję wdzięczności. Chcę wiedzieć, co się stało, że znowu znikasz, jak po akcji w kościele. - Dodał i sam zrobił kilka kroków po pomieszczeniu. Czuł inny zapach unoszący się w pokoju. Dopiero teraz, jak wyrzucił z siebie część trującego go jadu zwrócił uwagę, że trochę się tutaj zmieniło. Odmalowane ściany, przemeblowanie... Zmrużył oko, wertując wzrokiem wszystko po kolei. Wszystko wyglądało tak, jakby czarnowłosa miała wiele zmienić w swoim życiu. Ścięte włosy, przemeblowanie... - Odpowiedz, proszę, dlaczego się mnie boisz. - Odezwał się nagle, gdyż wcześniej nie otrzymał odpowiedzi. Ta myśl trawiła go od środka. Serce Rose dalej biło szybko. Żadne jego słowa nie potrafiły tego zmienić, ale przecież nie przyszedł tutaj, żeby ją uspokajać. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Hangover Mole Pon Lis 27, 2023 2:54 am | |
| Nie zamierzała się tłumaczyć. Oddała, bo nie lubiła być dłużna, co wielokrotnie podkreślała. Nie było w tym żadnego drugiego dna, które usilnie próbował jej wmówić. Zresztą, niewiele ponad trzydzieści funtów to żadne miliony. Ciężko to nawet nazwać jałmużną. Nie potrafiła zrozumieć, czemu akurat to ubodło go tak mocno. Handel wymienny: zapłacił za taksówkę, oddała dokładnie tę samą kwotę. I na tym można było zakończyć temat. Choć tak naprawdę w tym wszystkim pieniądze były jedynie puntem na liście „do zrobienia”. Chciała i musiała pozbyć się wszelkich spraw związanych z Savą. Z tym, co w niej zasiał. Z tym, co podlewała, nie wiedząc, że zamiast pięknego kwiatu wyrośnie chwast. Cholernie trudny do wyplenienia. Zielsko, które, nawet jeśli wyrwać z korzeniami, odrastało na nowo. Zerkała na niego ukradkiem, bo to pozwalało w porę zarejestrować zmiany w mimice czy ruchach mężczyzny. Nasłuchiwała również kroków zza drzwi. Tak, by na wypadek wizyty Polly, móc gdzieś go ukryć. Zwykle starucha miała ‘Mole w głębokim poważaniu, o ile nie działo się nic spektakularnego, ale ostatnio bywała w przybytku… częściej. Nawet jeśli pozostawali w ciszy, z dala od „oczu”, wciąż istniało ryzyko, że nakryje ją na łamaniu zasad. Mimo to nie potrafiła kazać mu wyjść. Może ze strachu, może przez to, że naćpany wyglądał na nieobliczalnego, a może… Może coś w środku Róży chciało, by został. Ta kolejka górska emocji potrafiła być naprawdę uzależniająca; pachniała jak „dom”. Jak coś, co mózg Rose uznawał za normalne i potrzebne do funkcjonowania. Raniona – uciekała, spokojna – uciekała. Mózg kobiety nie umiał funkcjonować w stabilności (a przynajmniej względnej). Dlatego, nieważne jak bardzo byłaby tych procesów świadoma, raz za razem pakowała się w toksyczne relacje. Koło życia. Była jak bita żona, która, choć chce uciec od męża, a niekiedy nawet to robi, to wraca w nadziei, że tym razem będzie inaczej, że naprawi, że zrobi, że bez niego to nic. I choćby nie wiem co, znajdzie powód, by cały ten cyrk powtórzyć. Jak miała mu to wszystko wyjaśnić? Jak miała wyjaśnić całą tę mieszankę powodów, uczuć, wstydu, strachu i nienawiści do samej siebie? Jak streścić coś tak potwornego na parę słów, żeby przypadkiem nie utknęły w połowie gardła. Znów rozbierał ją do naga. Zmuszał do obnażania wszystkich tajemnic. Czuła, jak pętla zaciska się na jej szyi. Jakby wszystko miało się rozpaść. Była jedynie nic niewartą figurką z porcelany, którą palcem przesuwał niebezpiecznie blisko krawędzi. Powiedzieć – źle. Nie powiedzieć – jeszcze gorzej. Biła się w ciszy z własnymi myślami, gdy Sava naciskał kolejne przyciski. Te, które zbliżały ich niebezpiecznie do wybuchu i wylania się całej, maskowanej sztucznymi dodatkami, goryczy, którą w sobie miała. Gdyby wciąż brała heroinę, zamiast metadonu, najpewniej pękłaby już po pierwszym pytaniu. — Znikłam, bo w każdej z tych sytuacji miałam ku temu powód — zaczęła wymijająco, wciąż bardzo zachowawczo i ulegle. — Od kiedy moje bycie lub nie-bycie stało się dla ciebie tak istotne, skoro nie chodzi o wdzięczność? — Znów to robiła. Pytanie na pytanie. Chroniła się przed powiedzeniem prawdy. Jeśli chciał uzyskać odpowiedź – musiał dać coś w zamian. Niespecjalnie oczekiwała, że zaraz wyłoży jej listę argumentów i powodów, ba, założyła nawet, że speszy go to na tyle, by przestał drążyć. — Nie boję się ciebie. Boję się tego, że Sava, w którym… — urwała, wprowadzając korektę w tym, co podsuwał język. — znalazłam oparcie, nigdy nie istniał. |
|
| Sava
| Temat: Re: Hangover Mole Pon Lis 27, 2023 11:24 am | |
| Skrzywił usta w niesmak. No tak, Rose zawsze miała powód, żeby znikać. Nie miało to znaczenia, że najpierw przyzwyczajała do swojej obecności, żeby potem potraktować, jak śmiecia. Sava poczuł się oszukany. Wyciągnął do niej pomocną dłoń, z której czarnowłosa skorzystała, a potem, zupełnie znienacka, ją porzuciła. Bez słowa. Miała do tego prawo, ale on też miał prawo, żeby wiedzieć, dlaczego. Ghosting to najgorsza forma urywania relacji. Sava nie wiedział nawet, jak skomentować jej słowa. Całe szczęście - lub nie - Rose zadała zaraz pytanie, które mimochodem skłoniło go do refleksji. Właśnie, od kiedy, Sava? Od kiedy jej bycie, czy nie-bycie miało jakiekolwiek znaczenie? Rose była wspaniałym towarzystwem do ćpania, czasem do pogadania. Może to rozmowy to sprawiły. Może to moment, kiedy czarnowłosa kokieteryjnie nachyliła się nad nim, gdy siedział w samochodzie. Może to dotyk jej ciepłej dłoni podczas wędrówki w kościele to zapoczątkował. Wampir zmarszczył brwi, szukając odpowiedniej odpowiedzi na to pytanie. - Bo mi na tobie zależy. - Słowa ledwo przecisnęły mu się przez gardło. Powiedział to ostrożnie i przyciszonym tonem, jakby sam się bał tego, co mówił. I tak było. Sava bał się jakiegokolwiek zaangażowania w relacjach. Tym bardziej, jeśli chodziło tutaj o relację z człowiekiem. Chciał powiedzieć coś więcej. Stał z otwartymi ustami, ale wahał się. Nawet amfetamina nie działała na niego na tyle, żeby zmusić go do dalszej wylewności. Gdyby jednak mógł mówić, zapewne dodałby, że polubił ich rozmowy. I że generalnie polubił jej towarzystwo. - Hm? - Mruknął i ponownie zmarszczył brwi. Sava w końcu ruszył się z miejsca. Zbliżał się do Rose powolnym krokiem. Jej serce, choć i tak wariujące w klatce piersiowej, przyspieszyło ponownie na jego widok. Gdyby tylko wiedział, że czarnowłosa motywowała się czymś innym. Gdyby wiedział, że zauroczyła się w kimś takim, jak on... Może połączyłby kropki i uwierzył jej na słowo. Że Róża bała się nie Savy, tylko tego, że jej wyobrażenie o nim nigdy nie istniało. - Nie mam pojęcia, o czym mówisz. - Skomentował pełnym goryczy tonem. Domyślał się tylko, że piła do tej sytuacji w mieszkaniu. To był jedyny punkt, o który mógł się oprzeć. - Myślałaś, że facet, z którym ćpasz, żeby zapomnieć o problemach ma poukładane w głowie? Że nie nosi ze sobą bagażu przeszłości? Zawsze tak robisz, Rose? Kiedy okazuje się, że ktoś też nie jest idealny to po prostu... Znikasz? - Zasypał ją lawiną pytań. Nie zamierzał ją teraz ranić, ale ciężko było, kiedy samemu miało się to poczucie bycia zranionym. Chciał wyjaśnień. A może jasnego sygnału, żeby się pierdolił. - Poza tym... Kłamiesz. Boisz się mnie. - Dodał zaraz i usiadł obok czarnowłosej. Jego zmysłu słuchu nie dało się oszukać. Spoglądał na nią z dziwnym błyskiem w oku. Przez dłuższą chwilę zawiesił wzrok na pulsującej szyi czarnowłosej. Z tej odległości krew szumiała kusząco. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Hangover Mole Wto Lis 28, 2023 12:39 am | |
| Wszystko rozegrało się tak szybko. Zawsze dawała złapać się w pułapkę pozornego spokoju, jaki ogarniał jej umysł, kiedy rozpoczynała nowy etap z myślą, że to koniec bitwy. Zatapiała się w szarą codzienność; seks na telefon, pieniądze brudniejsze niż dłonie pożądliwych, zdegenerowanych klientów i przeświadczenie, że to kwestia czasu, nim zdoła wszystko ułożyć. Cisza była taka szydercza. Składasz broń i nagle okazuje się, że to dopiero początek wojny. Istniało tak wiele spraw, których nie potrafiła zakończyć, rozwiązać czy choćby pojąć rozumiem. Zdaje się, wszyscy obecni w życiu Rose ludzie, mieli względem niej jakieś wymogi i oczekiwania; naciskali, przyciskali, szczuli, osaczali. Czuła się jak wątpliwej jakości dyrygent nieumiejący ułożyć ze zdezorganizowanych dźwięków jednej, spójnej i harmonijnej melodii o spokojnym rytmie. Symfonia Chaosu No.3. Anthony byłby w tej orkiestrze donośną, dramatyczną trąbką, wybijającą ponad wszystko inne, niemożliwą do zignorowania podczas koncertu. Polly zaś niepozornym, subtelnym i zmyślnym w manipulacjach nutami fletem, jednak jeśli pozwolić mu grać samotną melodię, weżre się w każdy zakątek umysłu bez litości. Aż w końcu… Sava. Skrzypce: melancholijne, otulające tajemniczym ciepłem, pełne spektrum emocji przejmującej, acz niejednoznacznej głębi. Naprawdę chciała uciec z tej patowej sytuacji. Tylko dokąd i co miałoby to zmienić? Najgorsze było jednak to, że rozregulowane instrumenty, brak linii melodycznej i niemożność zapanowania nad indywiduum każdego z nich trącało o muzyczną katastrofę, za którą Rose, jako „kierujący” batutą, musiała płacić. Wsparła dłońmi nabrzmiałą i ciężką od natłoku myśli głowę, a kruczoczarne kosmyki włosów opadły na jej twarz i zakryły to, co się na niej malowało. W jej oczach migały sprzeczne emocje, a mimika zmieniała się jak różnokolorowe, symetryczne figury w kalejdoskopie. Dotarło do niej, jak daleko sięgały błędy, które popełniała, w jak niekontrolowany i idiotyczny sposób nakładała na siebie kolejne zależności, sprzeczne z poprzednimi, licząc, że „jakoś to będzie”. Ale nie było. Polly przeczyła motywom Savy, Sava przeczył motywom Polly i Anothonego, Anthony przeczył motywom Rose, Rose przeczyła motywom Savy. Powtórz. Nie istniało dobre rozwiązanie. To jak pociągać za spust podczas gry w „rosyjską ruletkę” i myśleć, że te 16,(6)% to całkiem spora szansa na uniknięcie śmierci; tyle że zamiast jednego naboju, było sześć. I nikt, poza O’Brien, nie brał udziału w zabawie. — Słyszysz, jak to irracjonalnie brzmi? Zależy ci na kurwie — wytknęła drwiąco, podnosząc się tylko po to, by zgasić papierosa o blat stolika. Wgniotła go zaciekle i wróciła do poprzedniej pozy. Wszystko w niej krzyczało, ale słowa nie potrafiły wydostać się na powierzchnię. To, co powiedział, stało się echem, które z każdym powtórzeniem było coraz bardziej nieznośne. Musiała znaleźć jakiś argument sprzeciwu. Powstrzymać to wszystko. Ale uczucie, które się w niej obudziło i rozpierało jej pierś aż do bólu, nie szło za tokiem tych myśli, lecz podążało swoją własną drogą; parło prosto naprzód jak ten ogromny koń przed saniami. Wydawało się, że cała otaczająca ją rzeczywistość zaczyna się rozmywać. Nie były to łzy płynące spokojnie, ale gwałtowne i niepohamowane strumienie, wpadające do rozwartych, żarłocznie pochłaniających powietrze, ust. Początkowo próbowała się powstrzymać, złapać za zatoki i unieruchomić potok. Nawet ta, zdawać by się mogło, niezawodna metoda okazała się niewystarczająca. Sava znalazł się tuż obok. Próbowała schować się przed jego przenikliwym spojrzeniem, zmaleć, stać się niewidoczna. A wtedy przeszył ją potworny ścisk, gdzieś w górnej okolicy żołądka albo w mięśniach brzucha i promieniował stamtąd na klatkę piersiową, czoło oraz uda, paraliżując całe ciało. Serce dalej waliło wściekle, a ręce trzęsły się niemiłosiernie, wprawiając ją w takie drgania jakby była co najwyżej maluczką, drewnianą i prymitywną łajbą, która utknęła na morzu podczas sztormu. Po raz pierwszy w życiu telepała się tak dramatycznie, choć tym razem nie z powodu alkoholu czy narkotyków. — Nic nie rozumiesz. To, co myślę, nie ma żadnego znaczenia… To nic nie zmienia — jej głos zamarł, a potem znów wybuchł, pełen wściekłości. Uniosła rękę, patrząc na nią jak na narzędzie wyrażenia frustracji i, wypowiadając ostatnią część zdania, z zamachem uderzyła w stół, co i tak niewiele zmieniło. Drewno zadrżało, ale świat wokół pozostał taki sam. Poczuła impuls przebiegający przez jej palce, ale to nie zatrzymało burzy emocji, która właśnie się rozpoczęła. Skierowała na niego zmarniałą twarz, a zapuchnięte od łez oczy były jak zwierciadło dokonującego się w świadomości Róży pożaru; odbijały jedynie zniszczenie i pożogę. — Wszystko, co robię… Co zrobiłam, to błąd. Chciałabym tylko odzyskać coś, co straciłam. Ale za każdym razem tracę jeszcze więcej. — W głosie jej było coś więcej niż tylko złość; tęsknota, bolesne pragnienie naprawienia popełnionych błędów, żal za utraconym czasem i świadomość tego, że nieważne co zrobi, on, koniec końców, odejdzie. Nie wierzyła mu w nic, co mówił. W żadne czułe słowo. Jakby w każdym z nich upatrywała ukrytych, egoistycznych motywacji. To nie był zwykły brak zaufania, a głęboko zakorzeniony strach, który wynikał z wcześniejszych doświadczeń, z ran, które jej zadano. Wstała nagle. Wzburzona, nawet nie spostrzegła, kiedy zaczęła chaotycznie poruszać się po pomieszczeniu, zrzucając kolejne elementy, które się w nim znajdowały. Z trudem tłumiła łzy, gdy wzrok błądził między punktami, próbując uchwycić cokolwiek stałego. Przestała myśleć trzeźwo. Wściekłość doskonale zablokowała obawę przed Polly. — Myślisz, że znikam, bo chcę, bo traktuję cię jak jakąś kurwa przygodę?! Że to tylko mój kaprys?! — Dłońmi wymachiwała w powietrzu, jakby chciała odepchnąć niewidzialne zło, a jej serce pulsowało donośnie od tego niewytłumaczonego, może nielogicznego dla mężczyzny, gniewu, który próbowała skierować na kogokolwiek, tylko nie na siebie. — Tak! Znikam, bo kocham być posuwana dzień i noc! Nie mogę żyć bez bycia szmaconą na każdym kroku! — kontynuowała z coraz większą pasją, nie zwracając na niego kompletnie uwagi. — Nie masz pojęcia... Nie masz pojęcia, co to znaczy codziennie wstawać i widzieć, że musisz zrezygnować z jedynych chwil, w których jesteś szczęśliwy, żeby zobaczyć swoje dziecko! A ty chcesz mi wmówić, że znikam, bo nie jesteś idealny?! Nagle zatrzymała się, patrząc na zniszczenie, które sama wywołała. Jej ramiona osunęły się bezradnie wzdłuż ciała, a łzy jeszcze mocniej niż wcześniej zaczęły spływać po policzkach, wymazując na chwilę szaleństwo ze spojrzenia. Zawahała się. — Sava, ja… — urwała, zasłaniając usta. |
|
| Sava
| Temat: Re: Hangover Mole Wto Lis 28, 2023 1:24 am | |
| Irracjonalne? A co nie było w jego życiu irracjonalne? Sava normalnie odpowiedziałby jakimś kąśliwym żartem, ale nie byli podczas normalnej rozmowy towarzyskiej tylko kłótni. - Nie brzmi. - Syknął niskim tonem. Na więcej nie było go stać. Drwiny strasznie go denerwowały, a że robiła to Rose, to uczucie się potęgowało. Przyglądał się jej, siedząc tuż obok. Przez chwilę zapomniał, dlaczego się tutaj znalazł, wpatrując się w szyję. Dopiero jej nagły szloch wyrwał go z tego stanu. Zamrugał zaskoczony. - Ej, Różyczko... - Wyrwało mu się, sięgając ręką w stronę jej ramienia. Chciał dokończyć swoją myśl, ale czarnowłosa się odezwała. Sava bardzo chciał rozumieć, co mówiła, ale... Zdawało się to być skrótami myślowymi nawiązującymi do czegoś, o czym najwyraźniej nie wiedział. Ponownie chciał coś powiedzieć, ale wzdrygnął się, słysząc uderzenie w stół. Róża pękła, a on za wiele nie mógł zrobić. Może nawet nie chciał. Spojrzenie, jakie biło z jej opuchniętych od łez oczu napełniło go nie tylko żalem, ale dziwnym poczuciem jedności, bo on, w przeciwieństwie do kobiety, wiedział praktycznie od początku, że ich obu łączyła przykra historia za plecami. Chciał ująć jej zapłakaną twarz w dłonie, ale - ponownie - Rose odsunęła się od niego. Wstała, dając się ponieść furii. Usiłował ją uspokoić, co jakiś czas wypowiadając jej imię i chcąc zwrócić jej uwagę na siebie, ale słowa były sumiennie przerywane przez agresywny monolog Różyczki. W pewnym momencie wstał i zaczął podążać jej śladem, obchodząc rzeczy, które wcześniej rozrzuciła, żeby ją tylko dogonić. - Wcale tak nie myślę. - Odezwał się, przedzierając się przez jej wzburzone słowa. Złapał ją za ramię i zmusił ją, żeby odwróciła się w jego stronę. - Przestań... - Syknął, nie wiedząc nawet, jak zareagować na te ironiczne teksty o byciu posuwaną. Położył dłonie na obu jej ramionach. Zanim znowu cokolwiek powiedział, Rose wyjawiła coś niepokojącego. Sava zmrużył oko, wpatrując jej się w ciemne, zaszklone od płaczu tęczówki. Uniósł ręce. Obie, chłodne dłonie ujęły morką twarz czarnowłosej. Wampir nachylił się lekko w jej stronę, chcąc w jej oczach dojrzeć jeszcze więcej. Odruchowo i delikatnie zablokował jej dłoń, która chciała zasłonić usta. - Spokojnie. - Powiedział łagodnym tonem, choć błysk w jego oku nie wskazywał na to, żeby był spokojny. - Porozmawiajmy, dobrze? - Zaproponował i kciukami nieznacznie przetarł łzy, które dalej spływały po jej policzkach. Zapominał się z tym nadmiernym kontaktem fizycznym w styczności człowieka, ale teraz nawet o tym nie myślał. Rose płakała. Musiał przecież zrobić coś, żeby już więcej nie musiała. - Powiedz mi, o co chodzi z dzieckiem. Powiedz mi wszystko od początku. - Powiedział otwarcie, świdrując ją wzrokiem. Chciał wiedzieć wszystko. A przynajmniej "wszystko", czyli wystarczająco dużo. Mimo wszystko, nie odsuwał się od niej, ani nie odciągał rąk od niej. Te dalej otulały jej twarz i nie przejmował się, że czarnowłosej mógł przeszkadzać ich chłód. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Hangover Mole Wto Lis 28, 2023 3:38 am | |
| Kiedy tylko pociągnął ją za bark, w pierwszym, naturalnym odruchu chciała zrzucić jego dłonie. Poderwała więc głowę, traktując go wyraźnym wzburzeniem, widocznym tak w oczach, jak i na twarzy. Wstrząsnęła jednocześnie ramionami, ale cóż, w kontrze do męskiej sylwetki opór Rose znaczył tyle, co nic. Nieproszony dotyk, tym bardziej, jeśli była tak rozjuszona, zawsze przypominał o trawiących ją lękach. Nie, żeby nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś podobnego – było wręcz przeciwnie. Wszystkie mięśnie napięły się w gotowości do odepchnięcia mężczyzny, ale kiedy tylko uniosła ręce, zdała sobie sprawę, że wcale nie chce go odtrącać. Chłód palców, ułożonych na rozpalonych od wściekłości policzkach, przyniósł jej nieoczekiwaną ulgę. Poczuła, jak wewnętrzny opór przed bliskością został zastąpiony przez potworny wstyd. W jego oczach Savy nie potrafiła dostrzec nic więcej niż odbicie własnej, utraconej dumy. Tak długo starała się zachować przed nim pozór niezależności. I wszystko to na nic. Była bezsilna, zarówno wobec siebie samej, jak i sytuacji, w której się znalazła. W głowie krążyły jej setki, jak nie tysiące niemożliwych do opanowania myśli. Oddychała szybko, głośno. Tak, jakby na jadowity monolog, przepełniony żalem i pieprzonym smutkiem, zużyła całą energię, którą oszczędzała, gdy skrywała się za fasadą obojętności. Wargi Rose drgnęły ledwie widocznie, gdy czule przetarł ścieżkę utworzoną przez łzy i resztki tuszu. Te bolesne, zbyt długo zamykane w klatce, emocje w końcu znalazły swe ujście. Żałowała, że stało się to w tak… Niekontrolowany sposób. Gdyby nie dała się ponieść frustracji, a tematy, po których się poruszał, nie przypominały cienkiej warstwy lodu, może zdołałaby uniknąć rozdrapywania i tak już zaropiałych ran. Zapadła krótka chwila ciszy. Uniosła wzrok. Czuła, że cały jej świat, ten mur, który przed nim zbudowała, właśnie runął z impetem. Zrobiła krok do przodu i schowała twarz na wysokości mostka Savy. Paradoksalnie, im bardziej go od siebie odpychała, tym bardziej potrzebowała, by był blisko. Podniosła drżące dłonie, lokując je w okolicy łopatek mężczyzny i ścisnęła mocno materiał koszulki. Ciepło, wynikające ze zrozumienia, a nie erotycznego napięcia… Nie mogła sobie nawet przypomnieć, kiedy ostatni raz doświadczyła czegoś podobnego. To nie było zwykłe przytulenie, a pragnienie znalezienia schronienia przed tym wszystkim, czego tak bardzo się bała. Może to właśnie w tym tkwił cały; żeby czasem odpuścić, pozwolić, by sprawy, na które i tak nie ma się wpływu, toczyły się swoim torem. I tak było za późno, żeby powstrzymać tok wydarzeń. Oderwała w końcu głowę, ale zamiast na niego popatrzeć, skierowała oczy gdzieś w bok, unikając jego spojrzenia. Po chwili wahania, jakby z nieśmiałością, zdjęła z niego dłonie i wycofała się w kierunku wciąż pościelonego łóżka. Wciąż milczała, wypełniając pokój niewypowiedzianym znaczeniem tego, co się właśnie wydarzyło. — Nawet nie wiem, od czego zacząć... — zaczęła, próbując opanować oddech i serce, które chyba torowało sobie drogę przez splot społeczny. Nie mogła opowiedzieć tego wszystkiego, nie teraz, nie w ten sposób. Nawet jeśli by próbowała, najpewniej zadławiłaby się ilością słów, potrzebnych do opisania całego tego bałaganu. — Emily, moja córka… Ma dziesięć lat… Jest... wyjątkowa. Inteligentna, ciekawa świata. Zupełnie niepodobna do mnie... — W łamiącym się głosie Róży wybrzmiewał niesamowity ból. Jakby samo mówienie o czymś tak osobistym, paliło ją w przełyk. Chwyciła mocno krawędź łóżka, szukając oparcia w drewnianej ramie. — Ten mężczyzna w czerwonej koszulce, o którego pytałeś… To nie był mój klient. On… Wściekł się, jak cię tu zobaczył i… — Mglistym wzrokiem utkwiła gdzieś w pustej przestrzeni pogrążonego w nieładzie pokoju. Nie zdołała dokończyć. Zamiast tego, w panicznym odruchu, zaczęła nabierać zdecydowanie za szybko i zdecydowanie za mało powietrza. Oczy zasnuły jej łzami, a z ust wydobył się przyciszony dźwięk. Oplotła się ramionami w bezsilnej próbie zapanowania nad samą sobą. |
|
| Sava
| Temat: Re: Hangover Mole Wto Lis 28, 2023 11:44 am | |
| Jednooki jej nie oceniał. Emocje kobiety, jako jedyne go nie odrzucały. Obserwował wachlarz emocji na jej twarzy, kiedy się obróciła w jego stronę. Widział tę wewnętrzną walkę ze sobą w jej oczach. Przełknął głośno ślinę, jakby sam miał wątpliwości, czy ten gest, jakim ją obdarzył, był w ogóle na miejscu. O tyle dobrze, że Rose wyglądała na uspokojoną. Przynajmniej na tyle, że kobieta po prostu się do niego przytuliła. Wampir poczuł dziwne ciepło w klatce piersiowej - ale nie dlatego, że poczuł ciepło człowieka, tylko było to uczucie, które zrodziło się od środka. Szybko zrozumiał, że jeśli kobieta była tak blisko, wypadałoby udać jedną z ludzkich funkcji, jaką było oddychanie, którego normalnie nie potrzebował. Powietrze służyło tylko do mówienia. Teraz, gdy kobieta znajdowała się tak blisko, musiał wejść w rolę. Miał tylko nadzieję, że nie słyszała jego słabego bicia serca. Wszystkie te obawy były tak silne, że przykryły pozytywne odczucia w związku z tą bliskością. Mimo to, Sava objął ją, zamknął w swoich ramionach i przymknął oczy, opierając delikatnie podbródek o jej głowę. Trwali tak dłuższą chwilę, dopóki czarnowłosa nie poczuła potrzeby odsunięcia się. Obserwował, jak odchodzi w stronę łóżka. Wampir ostrożnie poszedł za nią i usiadł na jego krawędzi, słuchając z pozoru spokojnie - a przynajmniej do momentu, kiedy został wspomniany facet w czerwonej koszuli. Wtedy ponownie w jego oku zapaliło się nieodgadnione światełko. - Rose. - Zaczął spokojnie i westchnął, widząc, że kobieta ponownie była trawiona przez płacz. Przyjęła pozycję prawie że embrionalną, więc nie chciał na razie jej ruszać, chociaż zdecydowanie lepiej by było, gdyby mógł ją ponownie przytulić. - To on cię wtedy tak urządził? - Dopytywał, na jego usta cisnęło się więcej pytań, ale tym razem kobieta zdawała się nie panować nad emocjami i zaczęła przeraźliwie szlochać. Tym razem nie mógł się powstrzymać, po prostu złapał ją za przedramię. - Chodź do mnie. - Powiedział, rozplatając jej skrzyżowane na kolanach przedramienia i poprowadził ją ku sobie, żeby ją objąć. - Powiedz tylko, czy on cię bije? Zastrasza? Szantażuje? - Spytał cicho, opierając policzek o jej głowę. Przymknął nawet oko, czując przyjemny zapach perfum Rose. - I rozumiem, że on jest ojcem Emily? - Dodał, przejeżdżając dłonią po jej boku w odruchu, żeby tylko się uspokoiła i nie płakała. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Hangover Mole Sro Lis 29, 2023 12:16 am | |
| Uczucie bezradności i wegetacji towarzyszyło jej tak długo, że zdążyła wpleść je w swoje jestestwo. Przyzwyczaiła się do najstraszniejszych tortur i nauczyła, całkiem zresztą szybko, przyjmować je z dumą. Choć ciężko mówić o jakiejkolwiek dumie w sytuacji, gdy stała się porcelanową lalką z bezmyślnym wyrazem twarzy i nawet wtedy, gdy ciskali nią o podłogę, zdawała się pozostawać niewzruszona. Martwa. Stworzona tylko do tego, by zadowalać swoich właścicieli. To właśnie próbowała robić przez cały ten czas. Dogadzać, nadskakiwać i podskakiwać, kiedy tylko Polly lub Anthony wyrazili taką chęć. Naiwnie wierzyła, że karty losu w końcu się odwrócą, a jej życie wróci na właściwe tory. Nie potrafiła wyznaczyć daty, w której to wszystko się zaczęło. Może od początku takie było, a jej zaślepiony marzeniem o odzyskaniu córki umysł nie potrafił tego dostrzec? Te i inne pytania zawsze pozostawały bez odpowiedzi, będąc synonimem „kim jestem?”. Nigdy nie było prawidłowego rozwiązania zagadki, zawsze pojawiało się jakieś „ale”, będące niczym pokryta rdzą kłódka na starej bramie, ledwie utrzymująca pręty. To nie duchy i inne fantastyczne monstra były straszne. Straszne zaś było to, że to wszystko wcale jej się nie śniło. Ilekroć wbijała paznokcie w skórę, tylekroć wciąż widziała to samo; bezkres porażek sunących raz za razem niczym mroczny przemarsz żałobników. Brakowało tylko trumny. Najważniejszym pytaniem było jednak to, jak głęboko kopie się grób. Całkiem możliwe, że gdyby zrobili to zbyt płytko, Polly zapomniałby o tym, że trupy nie mają duszy i odkopała jej kości, wymagając, by wróciła do swoich obowiązków. Zaryzykowałaby stwierdzenie, że to groteska, ale całkiem realna i możliwa. Łatwo mówić, że wystarczy robić to, co słuszne, i unikać tego, co naganne, ale w sytuacji podbramkowej człowiek uświadamia sobie, że nic nie jest czarne lub białe. Są jedynie odcienie szarości. Czyżby to był jakiś test? Jeśli tak, jego wynik mówił, że traci zdrowe zmysły. To jedna z tych sytuacji, w których człowiek, mimo dojrzałości i jasno sprecyzowanych poglądów, nagle, pod wpływem chwili, stawia na szali całe swoje życie, by zrobić coś, co może go pogrążyć. Sava wzbudzał w niej emocje, o których istnieniu nie miała pojęcia. I gdyby mogła, wolałaby pozostać w tej niewiedzy. Dlatego tak długo unikała niektórych jego pytań i broniła się przed myślą, że mógłby poznać to, co tak zawzięcie pielęgnowała w swoim umyśle. Niestety przez wzburzenie wyrwała się z metalowych kajdan na okaleczonych nadgarstkach. A z każdym zdaniem, które wypowiadała, czuła, jak ciężar ukrywanych sekretów maleje. Wiedziała, że kiedyś to nastąpi, ale głęboko wierzyła, że będzie to „później” niż „wcześniej”. Zaskakujące, że wystarczyła jedynie odrobina czułości, by otworzyć zamek strzegący wrót jej duszy. Dotąd nie wierzyła, by istniał ktoś, kto posiadał do niego klucz. Mimo wszystko, przez tę krótką chwilę, zapragnęła, by było to możliwe, by był jedyną osobą na świecie, której nie mogła okłamać. To tak, jakby wrzucił do jej wnętrza rozpalone fajerwerki i czekał, aż zaczną kolejno wybuchać. Wystarczyło, by wbił się w nią tymi ciemnymi oczami, a jej serce na powrót zaczęło pompować krew z prędkością szkap wyścigowych wprost do mózgu. Było jej wstyd, że pozbawiła się złudnej kontroli; pozwoliła opleść się pobłażliwym wzrokiem, tracąc głowę w imię chwilowej przyjemności, wiary, że czeka ją jeszcze coś dobrego. Oddychała ciężko, nie potrafiąc zapanować nad szlochem, a naprężona żuchwa potęgowała wrażenie, jakoby była wychudzona. Wydawać by się mogło, że gotowa była skruszyć szkliwo, gdy Sava począł coraz śmielej wchodzić do jej umysłu i równie szybko przeszukiwać każdą szufladę wspomnień, marzeń, a w końcu uczuć. Penetrował wnętrze i zaczytywał się w księgach prawd, których nie potrafiła wypowiedzieć na głos. Mógłby rozedrzeć jej odzienie, a wciąż nie czułaby się tak obnażona, jak teraz; pozbawił ją skóry, mięśni i wszystkich innych tkanek, które ma ludzki organizm. To dziwna rzecz, bo każdy jakieś miał. Tajemnice. Albo się ich strzegło, albo ktoś strzegł je przed nami. Posługujemy się nimi albo ktoś posługuje się nimi przeciwko nam. To właśnie ta świadomość utracenia złudnie stabilnego podłoża i narastającego ryzyka nakrycia przez Polly, przerażała ją najbardziej, zmuszając do robienia rzeczy, które w najlepszym przypadku zostałyby nazwane „irracjonalnymi” i „niemożliwymi do zrozumienia”. Czy tak właśnie o niej myślał? Jak o tonącym, który chwyta każdą gałąź zwisającą znad nieboskłonu, w nadziei, że przeżyje. Mówią, że człowiek wraz z wiekiem staje się mądrzejszy. Z perspektywy czasu widzi błędy, wie, kiedy powinien zachować się inaczej i zrobić coś „lepiej”. Sama już nie potrafiła określić, od kogo tak naprawdę chce uciec, ale z trudem przyznała, że nie chciała, by odszedł, by płomień ciepła, który ją ogrzewał, zniknął. Nie była jednak (jeszcze) ryzykantką, zatrzymała tę dygresję w gardle i opadła bezradnie w ramiona, których ścisk był bezpieczną opcją w chaosie, który ją trawił. Mimo tego, że pragnęła, by został, by powolny stukot jego serca nie opuszczał jej uszu, by nie musiała być nigdy więcej sama, by i on nie musiał być sam, by mogli być w tej samotności razem, bo porażki zawsze chodzą w parze, wiedziała, że to kwestia czasu, nim ją odtrąci, bo była jedynie gwałtowną uciechą. Chyba właśnie to miał na myśli Shakespeare w „Romeo i Julia”. Wciąż pamiętała słowa, które przeczytała w książce, mając niewiele ponad dziesięć lat. „Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny; Są one na kształt prochu zatlonego, Co wystrzeliwszy gaśnie. Miód jest słodki, lecz słodycz jego graniczy z ckliwością i zabytkiem smaku zabija apetyt…” Zaskakujące, że ten archetyp uczucia wciąż się powtarzał. William był albo mądry gościem, albo kosmitą z wielką, szpiczastą głową, który poznał i zapisał to, czego nikt nigdy nie ośmieliłby się wypowiedzieć na głos. — Już nie — Głos miała drżący, gdy, wstrzymując się od płaczu, próbowała odpowiedzieć na jego pytania. Nie potrafiła podnieść głowy, bo bała się, że dostrzeże w jej oczach największą zbrodnię, jaką popełniła. W umyśle Rose zakotwiczył się obraz przeszłości. Dom, płomienie, dym i ten przeraźliwy płacz Emily. Gdyby tylko mogła cofnąć czas… W porę rozstać się z Anthonym i nie ulec myśli, że z tej relacji, dzięki dziecku, będzie jeszcze płynąć szczęście. Gdyby wtedy nie zasnęła, budząc się dopiero wtedy, gdy ogniste języki przetarły po całym, utkwionym w narkotycznym stanie, ciele. Mówią, że czas leczy rany, ale to nieprawda. Skleja je, owszem, wypełnia martwą tkanką, potem brzydkim strupem, który z czasem odpada, ale zostawia blizny, podobne ciężkiemu pokrowcowi. Może, jeśli nie popełniłaby tylu błędów, dziś byłaby w innym miejscu. Z Emily. Bez wyroku. Bez Polly i jej władzy, bez Anthonego i jego rozkazu do zerwania relacji Savą. Kolejne pytanie potwierdziła lekkim, napełnionym goryczą, kiwnięciem głowy, bo słowa utknęły jej w gardle. Nie potrafiła już określić, czy myśli, które owładnęły jej umysł, są bezzasadne, czy, rzeczywiście, właśnie teraz, pochłania ją żądza wydania donośnego rozkazu, gdy wewnętrzny demon podsuwał litery układające się w paskudny zwrot. „Wynoś się”. Poczuła, jak cała jej dusza rozrywa się pod naporem rytmicznych, przeczących sobie impulsów. Yin i yang. Dobro i zło. Ciepło i zimno. Nic już nie było oczywiste i proste. Całe jej ciało się naprężyło, a dreszcze, które przebiegły po bliznach na plecach, były przeraźliwie przytłaczające. Mimo to trwała w zawieszeniu. — Nie zostawiaj mnie — wyszlochała w końcu, przerażona tym, że Sava wciąż nie zniknął z jej życia i tym, że mógłby to zrobić. Była nadzwyczajną w świecie hipokrytką. Właśnie tak się czuła: pieprzony antonim i hektolitry niepewności. |
|
| Sava
| Temat: Re: Hangover Mole Sro Lis 29, 2023 11:22 am | |
| Wampir w tym wszystkim zapomniał o całej złości, jaka go wypełniała, jeszcze zanim tutaj przyszedł. Nie zwracał też uwagi na to, że nie dostał wyjaśnienia, dlaczego Rose postanowiła się do niego nie odzywać. "Już nie" było bardzo zdawkową odpowiedzią i mogło znaczyć naprawdę wiele. Sava, jako ktoś, kto namiętnie lubił czytać między wierszami, sam dopowiadał sobie dalszy ciąg tych słów. Już nie, ale później znowu może. Paranoja. A może nie? Już nie, ale wcześniej to robił. Gdyby dowiedział się cokolwiek o przeszłości Rose, gdyby znał tę jedną szczególną historię, która być może zadecydowała o tym, w jakim miejscu się teraz znalazła... Nie mu byłoby to oceniać. Ścisnął delikatnie Rose w ramionach. Dalej opierał policzek o jej głowę. - On ma Emily? - Spytał prawie szeptem. - Ma do niej prawa? - Sprecyzował swoje pytanie. Zastanawiał się, w jakim dokładniej położeniu znajdowała się czarnowłosa. Zakładał, że właśnie tak było - ojciec opiekował się córką i szantażował Rose. Zabawiał się tym, w jakim położeniu znalazła się kobieta. Uprzykrzał jej życie, wykorzystując do tego swoje dziecko. Sava chciał mieć tylko pewność, czy wyobrażenie o tym mężczyźnie, jakie się powoli kształtowało w jego głowie, było prawdziwe. Czuł, jak delikatne ciało Różyczki znowu się spięło. Nie miał pojęcia, jakie myśli teraz przesiadywały w jej głowie. W końcu słowa, jakie wyszły z jej ust, wprawiły jego serce w ponowny ścisk. Nie śmiał nawet pomyśleć, że Róża miała taki mętlik, że chciałaby go teraz wyprosić z mieszkania. Naiwnie zaufał jej słowom. - Nigdzie się nie wybieram. - Odpowiedział w końcu i pokusił się o drobny gest, jakim było odgarnięcie jej włosów z zapłakanej twarzy. Zrobił to zupełnie odruchowo. Nie wiedział, że główną obawą Rose było to, że Sava mógłby zniknąć. Tylko, że on rzeczywiście nie zamierzał jej opuszczać. Przynajmniej dopóki znowu nie zostanie potraktowany jak bezużyteczna zabawka. - Przyszedłem do ciebie, bo... Się martwiłem. Bo właśnie nie chcę cię zostawić. - Dodał łagodniej. Ani przez moment nie powiedział Rose, żeby przestała płakać. Płacz był potrzebny. I oczywiście, sam był w tej kwestii największym hipokrytą. Niemniej, nie oceniał czarnowłosej za jej słabości. - Powiedz jeszcze tylko, jak się nazywa ten facet. I co ja mam do tego wszystkiego? - Spytał niemalże szeptem, a w jego oku znowu błysnęło światełko. Nie pominął tego ważnego dialogu. Ojciec Emily najwyraźniej był zniesmaczony faktem, że Rose spotkała się z wampirem. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Hangover Mole Sro Lis 29, 2023 11:14 pm | |
| — To wszystko moja wina… To... Stało się tak szybko… Ten pożar… Ja… Ja prawie ją zabiłam — dukała prędko, bo jeśli zatrzymałaby się, choć na moment, wstyd i bezdech nie pozwoliłyby jej dokończyć. Ścisnęła mocno oczy, a usta spięła w grymasie. Chciała jedynie okryć się woalem utkanym z lodu. Poczuć, jak tysiąc igieł przewierca skórę. Śnić i otwierać usta, żeby krzyczeć, choć niemy byłby ów krzyk. Czekać samotnie w ciemności, gdzie jedyny dźwięk niesie pulsująca wciąż w żyłach krew. Czekać i czekać. Czekać na szansę naprawienia tego największego z największych błędów. Potrzebowała tylko odrobiny lekkości; nabierać powietrze z pewnością, że po piątym kroku od rozpoczęcia spaceru jest głaz wielki, a przy dziesiątym mija się stare drzewo o enigmatycznym, fantastycznym kształcie. Rzecz w tym, że droga, którą podążała, obrzucona była cierniami, by podobni jej przedstawiciele gatunku, wpadali w nie i okaleczonymi stopami nie byli w stanie zawrócić i skorygować nieprawidłowe wybory. Łudziła się, że otulający ją mężczyzna opatrzy rany, zaspokoi głód i tęsknotę za tymi pięknymi krajobrazami, z których świadomie zrezygnowała, że był tam i widział przyrodę dziką, wodospady kaskadowe i ciepły zachód słońca, a teraz o nich opowie, naklei plaster na serce i złapie za rękę tego, który kłuje je zaciekle w szale tak morderczym, że gdyby mógł, uczyniłby to w każdym równoległym świecie. — Martwiłeś o mnie? — powtórzyła cicho, tonem napełnionym nieudawanym zdumieniem, szokiem wręcz. To musiało być bardzo miłe, wiedzieć, że jest ktoś, kto na nią czeka. Ale tak naprawdę. Sercem, oczami i umysłem. Wszystkimi zmysłami, jakie posiada. Nie po to, by zranić cierpkimi słowami, ale by czułym wzrokiem pogładzić po policzku, naciągnąć suchą skórę tuż obok ust i unieść ją ku górze. Te uczucia były skomplikowaną sprawą. Potężną i zwodniczą, fascynującą i sprzeczną. Całe spektrum. Chciała go poznać. Poznać siebie. Czuć i dać się poczuć. Być bliżej. Otworzyć się i zamknąć go w środku. Teraz rozumiała, dlaczego ludzie chcą czasem zabić swoich kochanków, chcą pożreć swoich kochanków, czasem wdychać prochy swoich martwych kochanków. Rozumiała, że jest to jedyny sposób, by posiąść drugiego człowieka, raz na zawsze zalepić tę broczącą krwią i ropą ranę. „Nigdzie się nie wybieram”. Odsunęła się od torsu mężczyzny i uniosła głowę na zaledwie parę sekund. Utknęła wzrokiem w jego oczach, gdy odklejał pokryte łzami kosmyki. Szukała w nich odpowiedzi na pytania, które wciąż kołowały się w jej głowie. Prawdę powiedziawszy, dopiero teraz zauważyła, że miał ciekawe rysy twarzy. Sava wyglądał jak skrzyżowanie seryjnego zabójcy i pluszowego misia. Niepodobny do nikogo. Wyjątkowy. Schowała twarz, chcąc uniknąć posądzenia o nadmierne lustrowanie. — Jeszcze — stwierdziła cierpko, przekonana co do swoich racji. Dawno zrozumiała ulotną naturę emocji: nie były nieujarzmionymi mustangami z Ameryki Północnej, które przy odrobinie cierpliwości można stłumić i oswoić. Były jak niektóre owoce. Dojrzewały z czasem, a kiedy nadchodził właściwy moment, wtedy, dokładnie tak, należało się w nie wgryźć. Jeśli jednak zostawić je, nie skonsumować, sczernieją i staną się bezużyteczne. Rose nie miała wyboru, a przynajmniej tak jej się wydawało. Musiała pozwolić, by pokryły się pleśnią, wysuszyły na słońcu, a w końcu rozpadły. — Nie — odpowiedziała, niemal automatycznie. Nie chciała wplatać go w swoje problemy. Tym bardziej takie, które mogły urosnąć. — Nie wiem... — Podświadomie wbiła palce pomiędzy żebra Savy, jakby dźgnięciem chciała odwieść go od dalszych pytań. Przecież wiedziała „co” Sava miał do tego. Odpowiedź była wpisana w jej puls i spuchniętą od rozdrażnionych krwinek szyję. Wtedy, gdy przyszedł A., nieopatrznie przywitała go uśmiechem i dobrym nastrojem. Nie, tak jak zwykle, rozdrażnieniem, obrzydzeniem, ani też rozpaczliwą próbą ukrycia, że ten, kto znajdował się w pokoju, jeszcze przed sekundą spluwał na twarz z rozkazem do czynienia nierządu. I to wystarczyło. Wystarczyło, że oczy Rose przestały przypominać komnatę tortur albo pierdolone miejsce zbrodni. Anthony pragnął, by działy się jej potworne rzeczy. Takich, których nikt nie skomentuje. Nie na głos. Nigdy. Miała przypominać więźnia, zdanego na łaskę lub nie-łaskę i żyć jak karaluch. Błagać żałośnie, by w końcu ją zdeptał. Tamtego dnia stracił nad nią władzę absolutną. A nie lubił się dzielić. Nie zamierzał się dzielić. Tym bardziej z innym mężczyzną. — Nie mogę cię w to mieszać — stwierdziła bez przekonania, niemal zmuszając się do wypowiedzenia tych słów. Najpewniej odzyskała cząstkę rozsądku i… Strachu przed „matką”. — Nie mogę ryzykować, że ktoś to zauważy. Sava… Nie chcę tego... Nie dam rady — Miał ten rodzaj sylwetki, w której chciała się schować i wierzyć, że uchroni ją przed każdym złem podobny tarczy. Ale nie był przedmiotem. Miał uczucia, pragnienia, smutki i lęki, których barwy wciąż nie znała. Nie mogła dłużej z niego „korzystać”. Łatwo rzucać porównaniami, bo ludzie wykazują wiele podobieństw do różnorakich obiektów, lecz z niewyjaśnionego powodu, akurat dla niego, nie potrafiła znaleźć odpowiedniej nazwy. Uczucia miały ten przykry rozkwitania, jak kwiaty, jeśli się je podlewało. Gdyby mogła wybierać, wolałaby czuć jego zapach. Jego oddech na szyi. Jego ramiona otulające. Po prostu czuć. On i nic więcej. Nawet przez chwilę przeszło jej to wyobrażenie przez głowę. Stłumiła je prędko, krzywiąc się widocznie. I znów, zmarszczyła brwi, a na jej czole uwypukliły się zmarszczki. Czemu o tym myślę? — zganiła się za te niemoralne obrazy. Zakasłała dwa razy, jakby chcąc jeszcze, na dobitkę, wykrztusić ze swojego wnętrza egoistyczne potrzeby. Zdaje się, kompletnie nie na miejscu w obecnej sytuacji. |
|
| Sava
| Temat: Re: Hangover Mole Czw Lis 30, 2023 12:16 am | |
| Słuchał tych słów, które z trudem i chaosem wypowiadała czarnowłosa. Mrużył przy tym delikatnie oko, próbując zrozumieć. Blizny na plecach, mężczyzna w czerwonej koszuli, Emily, Rose i utrata Emily... I powód. Powód, dlaczego ją straciła. Twarz Savy zmieniła wyraz ze spokojnej na grymas żalu. To po prostu... Było przykre. Rose na szczęście nie zauważyła tego grymasu, kiedy wciąż była trawiona przez silne emocje. Sava próbował cały czas dawać jej do zrozumienia, że przy niej trwał. Co jakiś czas ściskał ją odrobinę mocniej, przesuwał dłonią po jej boku. Nie skomentował jej opowieści. Nie miało to sensu, zważywszy na stan kobiety. Zamiast tego mruknął jej ciche "no już, spokojnie", przytykając usta do jej głowy, nad uchem. - Tak. - Przyznał od razu, zakładając, że Rose dopytała o to z dozą niedowierzania. - O ciebie. - Dodał, a Rose odsunęła się, żeby spojrzeć na niego załzawionymi oczami. Sava również spoglądał jej w ciemne tęczówki, jakby chciał coś wyczytać. Teraz dotarło do niego, że Rose, którą miał teraz w ramionach, a Rose sprzed kilkunastu minut to dwie różne osoby. Ta obecna nie bała się go już więcej. Mógł nawet stwierdzić, że... Chciała mieć go blisko? Otworzył szerzej oko, nieznacznie, kiedy dotarło do niego, że sam lubił jej bliskość, mimo niezbyt przyjemnych okoliczności. Kobieta odwróciła w pewnym momencie wzrok. - Nie, nie "jeszcze". - Odparł twardo. Jednak nie zamierzał wchodzić z nią w głębszą dyskusję. Sava był jak chwast. Słuszne określenie. Nie dawał się łatwo wyplewić z czyjegoś życia. Spiął się delikatnie w odpowiedzi na ten zacisk ze strony czarnowłosej. Przymknął oko, słysząc kolejną wymijającą odpowiedź. No tak, wszystko wraca powoli do normy. Westchnął, choć nie wypuszczał jej z objęć. Nie mogła go w to mieszać... I doszła do takiego wniosku akurat teraz, kiedy tyle słów już zdążyła wypowiedzieć? Sava postanowił tego nie komentować. - Przyszedłem tutaj. I już to pewnie zauważyli. Co teraz? - Zapytał, błądząc wzrokiem po ścianie. Nie wiedział już, do czego czarnowłosa dokładniej piła - do Polly, czy do ojca swojej córki. Nie wiedział dobrze, jaką on sam miał w tym wszystkim rolę, ale starał się zrozumieć. Powoli. Po kolei. I tak samo powoli zjechał ustami niżej, aż do jej ucha. - Nie chcę, żebyś znowu zniknęła. Chcę ci pomóc. Mogę więcej, niż ci się wydaje. - Wyszeptał. Wampiry miały to do siebie, że przyjemnie pachniały dla ludzi. Z natury miało to służyć w łatwiejszym uwodzeniu i polowaniu. Nic dziwnego, że Rose chciała czuć Savę, chociaż jednooki kompletnie zapomniał o tym dość istotnym fakcie. Jednak na pewno nie potrafił zapomnieć o tym, że Rose też pachniała równie dobrze i kusząco, i to nie tylko jak dla wampira. Bo dla niego, jako dawnego człowieka, też. Szczególnie teraz, kiedy mógł po prostu wdychać zapach jej włosów, wymieszany z wonią wciąż unoszących się perfum. Wszystko to w połączeniu, dodając do tego fetę, sprawiało, że Sava był przekonany, że zrobiłby dla niej wszystko. - Jak często on tutaj przychodzi? - Spytał szeptem, odgarniając kolejne kosmyki jej włosów, nawet jeśli te już nie były chaotycznie poprzyklejane do mokrej twarzy. Przeczesywał ją po prostu, głaskał. Z troską i czule. - W jakie dni? |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Hangover Mole Czw Lis 30, 2023 2:29 am | |
| Czemu nie mogła uwierzyć, że to, co czyni, jest dobre, że ta rozmowa to nie występek przeciw niepisanemu prawu, że to wcale nie tak, iż jej oprawcy posiadali magiczne moce, które pozwalały prześwietlić wnętrze zamkniętego pomieszczenia. Popadała w paranoję. Tak. Teraz była przekonana, iż dawno straciła jedność z otaczającą ją ponurą, acz prawdziwą rzeczywistością. Nadinterpretowała wszystkie sygnały, dopatrywała się nieistniejących połączeń, znaków. Dla Polly i Anthon’ego i tak była tylko gumą do żucia uczepioną podeszwy: nie chcieli jej, deptali, próbując odlepić. Zrodziła w sobie myśl, że i Sava, ten sam, który pieścił teraz wszystkie jej zmysły, zakurzone i pożółkłe przez lata pragnienia, to wytwór podobny abstrakcji. Obłęd powodowany przez próbę otulenia traumatycznych doświadczeń miodową powłoką jego słów. Cyklofrenia. Wciąż odbijała się od jednego do drugiego brzegu, gubiąc się we własnych myślach. Nie. Nie w myślach. W gęstwinach tych śmiałych zapewnień mężczyzny. Cisza. Zawsze miała z nią problem. Zwłaszcza wtedy, kiedy nie wynikała z jej własnej potrzeby utrzymania jakichś tajemnic, a, dziwo, sprawy wręcz odwrotnej. To, co się z nią działo, przestało być „sekretem”. Takim, którego była jedynym powiernikiem. Nie wiedziała, jak należałoby nazwać łączącą ich relacje, ale było to z pewnością coś dużo ważniejszego niż przypadkowa znajomość. Nie miłość. Nie coś, co wynikało z pożądania. Może niepoprawna, niemożliwa do zdefiniowana, przyjaźń. Jedność w udręce, dwóch, zupełnie różnych puzzli, które jednak w wyżłobieniu na konturze znalazły możliwość połączenia. Sava wydawał się inny. Ot, po prostu przyjmował słowa i sprawy takie, jakimi są. Nie chciał, by były opakowane w papier z uroczym wzorem, właściwie mogło nie być go tam wcale. Liczyło się to, co w pudełku. To, co ukryte i, zdawać by się mogło, niedostępne. Jak dziecko w Gwiazdkę niedbale rozdzierał tekturę, bynajmniej nie martwiąc się o jej stan, zatrzymując się, dopiero gdy przedarł się do środka. Rose była jak ten prezent – wymarzony, obiecany. Aż wtem, nagle, okazywało się, że wcale nim nie jest. To coś zastępczego, kupionego po kosztach byle mieściło się w granicy błędu. Z daleka widać, że tania chińszczyzna, melodia jakaś zakrzywiona, guziki nie działają, a aspekt wizualny, cóż, pozostawia wiele do życzenia. Czy więc, jak ten chłopiec pięcioletni, uśmiecha się krzywo i zapewnia, że tego właśnie chciał, tylko po to, by nie urazić uczuć zabawki? Znów ukuła ją myśl, że tak naprawdę niewiele o nim wie, a ryzykuje całe swoje dotychczasowe życie. Psie – jednak – życie. Nie wiedziała nawet, czy ma łaskotki, jak długie są jego palce u stóp, jakie miewał marzenia jako dziecko, które z gwiazd lubi, jakie kształty widzi w chmurach, który dinozaur wydawał mu się najciekawszy, czego naprawdę się boi i jakie wspomnienia są dla niego najcenniejsze. Jedyne informacje, jakie posiadała, to te, które niemal z niego wydarła. Podczas gdy on… On zdawał się bezpardonowo penetrować każdy fragment poszarpanej duszy Rose. Jej oczy, ah, te krucze oczy, schowały się pod powiekami. Chciała zatrzymać czas. Zemrzeć pod pocałunkiem złożonym przez świst ciepłego powietrza na uszach zdobionych nadmierną, ktoś mógłby powiedzieć, ilością metalu. Drgnęła i wyprostowała nagle plecy, jak kwiat, który rozkwita w pełnym, letnim słońcu, wyciągając łodygę w kierunku życiodajnych promieni. Musiała na zawsze zapamiętać tę chwilę. Do końca życia. Musiała pamiętać, że spokój istniał, bo przecież nie czułaby go, gdyby było inaczej. Był. Tam, gdzieś pomiędzy jego bezinteresownymi, tak samo obciążonymi traumami i lękami, ramionami. — Przestań… — odparła, ulegle podążając policzkiem za subtelnym chłodem. Poniekąd przewidywała, co może się wydarzyć, jeśli odpowie. Albo przynajmniej co Sava chciałby zrobić z tymi informacjami. Dlatego, chcąc ochłodzić jego narkotyczny, bądź co bądź, zapał do rozwiązywania problemów w najgorszy możliwy sposób, dodała: — Nawet o tym nie myśl. Doświadczała doprawdy skomplikowanych uczuć, które nachodziły na siebie raz za razem. Łamała zasady, a zalewający ją niepokój wstrząsał ledwie przywróconą równowagą. Czuła się źle z myślą, iż ten moment, ledwie minuty, może paręnaście, stawia na szalce z odzyskaniem kontaktu z córką. Coś w tyle głowy szeptało, że już tego nie zatrzyma, że nabrała tyle kredytów na utrzymanie pozornej obojętności, że i na prośbę o chwilówkę dostanie odmowę. Była tylko człowiekiem. Zlepkiem błędów, pchających impulsów i niemożliwych do opanowania, zapisanych w testamencie przez Ewę, grzechów. — Po prostu bądź. Nie musisz robić nic więcej — To była prośba, złożona całkiem trzeźwo, bo niesiona szczerym, pozbawionym złudzeń spojrzeniem. Pewne odwołanie do jego, jak to odebrała, obietnic. Nie potrzebowała wiele. Nie chciała zresztą stać się kolejnym elementem w jego nieuporządkowanym bagażu. To byłoby niesprawiedliwe i okrutne. Zwłaszcza że ciągle czuła, iż jest mu coś dłużna. — A ja… Nie zniknę. — korekta. — Postaram się nie zniknąć — urwała, jak gdyby utykając w rozważaniu, czy istnieje świat, w którym mogłaby pogodzić obecność Savy z tym, co działo się w jej życiu. Nie była pewna. Ogólnie rzecz ujmując, straciła jakąkolwiek wiarę co do wszystkich spraw, które dotychczas widziała jako prostolinijne i niemożliwe do zmiany. Jakby tym jednym spotkaniem, a może zlepkiem tych wielu godzin ćpania i rozmów, siłą poszerzył pole widzenia Rose. — Nie wiem… Muszę to ułożyć, nim Polly zdąży ściąć mi szyję jak indykowi na Dzień Dziękczynienia. — Wyrzuciła z siebie powietrze, gdy obróciła głowę, lokując ją na ramieniu Savy. Było w tym coś poetyckiego. Pozwoliła, by stał się jej oparciem. Widocznie ochłonęła. A przynajmniej znacząco zrzuciła z tonu. — Popatrz. Mamy tak samo nieuporządkowany bagaż — powiedziała, trafnie diagnozując nieporządek w pomieszczeniach, które nazywali domem, i ten, który mieli w duszy. Ten, z którego obecnością wydawała się pogodzić i oswoić myśl, że nie ma możliwości uniknięcia tego, co musi się wydarzyć. |
|
| Sava
| Temat: Re: Hangover Mole Czw Lis 30, 2023 12:53 pm | |
| To wszystko było nietypowym zjawiskiem. Przecież on sam niewiele wiedział o Rose. A to też nie tak, że tylko on coś o niej wiedział. Czarnowłosa była u niego w mieszkaniu, które podsumowała "nieuporządkowanym bagażem". Widziała też go w stanie sennych koszmarów i przypłaciła za to nieprzyjemną sytuacją, za którą do teraz mu głupio. Dowiedziała się, tak po prostu, że on nie był idealny, choć w życiu mu wcześniej nie przyszłoby do głowy, że czarnowłosa zdążyła sobie wytworzyć kompletnie inny obraz jego osoby. Sava na razie wiedział tyle, co właśnie przeciskało się z trudem przez jej gardło. I tyle, co wcześniej mówiły jej oczy i jak wielokrotnie przeczyły zapewnieniom, że wszystko w porządku. Nie chciał teraz, by Rose zamknęła się w sobie, chociaż przeczuwał, że to może nadejść - jak zawsze po ich spotkaniach. Trochę rozumiał tę ucieczkę ze wstydu, kiedy wypowiedziało się za dużo. To była kolejna wspólna między nimi. Jednooki unikał mówienia o sobie. Nie chciał. Po tym, co powiedziała Róża, nie potrafiłby jeszcze bardziej, nie chcąc jej obarczać swoimi problemami, gdyż miała swoje zmartwienia. To, co przeżył w swoim marnym życiu, było jego własnym krzyżem. Jedyne, co pozostało mu zrobić, to uważnie słuchać i przy niej być. Szeptać jej do ucha i zapewniać, że nigdzie nie pójdzie. - Nic nie myślę. - Odpowiedział, uchylając na chwilę powiekę. Może był zaćpany i w emocjach - kto by nie był, gdyby miał w ramionach Różę, którą ktoś tak traktuje - ale miał świadomość tego, że facet w czerwonej koszuli był ojcem jej córki. A Polly, nieważne, czy była mopsem, czy jakimś wilczurem, wciąż stanowiła jakąś tam cząstkę życia Rose. Robiąc cokolwiek z rzeczy, które przyszły mu do głowy, mocno zaingerowałby i zburzył świat czarnowłosej. Zapewne od razu by go znienawidziła. - Po prostu mogę sprawić, żeby był dla ciebie milszy. Bez mordobicia. Z Polly zresztą tak samo, kimkolwiek ona jest. - Dodał i przymknął ponownie oko, znowu skupiając się na zapachu jej włosów. Rose nie zdawała sobie sprawy, że jednooki mógł rzeczywiście wpłynąć na kogo chciał, używając swojego wampiryzmu. Nie korzystał z tego często, właściwie prawie w ogóle, ale ciemnooka była wystarczającym zapalnikiem, żeby to zrobić. Nawet jeśli i tak nie zgodzi się na tę dość niewiele mówiącą propozycję, będzie chcieć spróbować zrobić coś na własną rękę. Wbrew jej woli, ale subtelnie, by nie dowiedziała się, że w ogóle jakkolwiek zaingerował. Chociaż najchętniej obiłby mordę typowi w czerwonej koszuli. - Mhmmm. - Mruknął przeciągle i bez żadnego przekonania jednocześnie. Na pewno tego nie zostawi na jej prośbę. Nie wierzył, że nie musiał robić nic więcej. Na kolejne zapewnienia Sava kiwnął nieznacznie głową. W to też jej nie wierzył. Wiedział, że prędzej czy później ona go odrzuci. Dlatego nie odniósł się do tego w żaden sposób. Poczuł, jak żal zaczął powoli rozlewać się w jego klatce piersiowej. - Polly... - Powtórzył za nią niemrawo, przypominając sobie, że przecież ta kobieta miała czelność wyszukania danych na jego temat. Z nią prędzej czy później też będzie musiał porozmawiać. Nie zdążył nic więcej powiedzieć na temat alfonsy, czując, że czarnowłosa zmieniła swoje ułożenie i teraz opierała się o jego ramię. Uśmiechnął się w odpowiedzi na jej słowa. Ciekawe, bo wracając myślami do tamtego wydarzenia w mieszkaniu, przypomniał sobie, że wtedy chciał odbić piłeczkę i zapytać o jej nieuporządkowany bagaż. - Jakoś mnie to nie dziwi. Od samego początku wyglądałaś, jakbyś miała niezły burdel w głowie. - Wydał z siebie stłumione parsknięcie. Czarnowłosej skutecznie się udało odwieść myśli Savy od ojca Emily i go nieco uspokoić. Zamiast zdenerwowanego jednookiego, pojawił się tragiczny komik, który nie omieszkał skorzystać z okazji na żart, którego obiektem stała się właśnie ona. Rose już nie płakała, więc chociaż mógł ją wprawić w lepszy humor. Nie chciał na razie drążyć tematu faceta. Ani Polly. Po prostu był, według prośby Różyczki. Obawiał się, że i tak zaraz się to skończy, dlatego przytknął polik i westchnął cicho. - Wiesz... Ślicznie ci w tych włosach. - Powiedział nagle, spoglądając w przestrzeń przed sobą. Palnął to bez namysłu, a gdy zrozumiał, że właśnie powiedział jakiś nieudolny i nie w jego stylu komplement, przełknął głośno ślinę. Na język sunęły mu się inne żarty, żeby zakryć to, co wyrwało mu się z ust, ale one byłyby kompletnie nie na miejscu. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Hangover Mole Pią Gru 01, 2023 1:28 am | |
| Spojrzała na niego z beznadzieją zaklętą w ciemnych tęczówkach. Tkwiło w niej przekonanie, że kłopoty z Anthonym czy Polly są jak nieprzenikniona skała, zbyt solidna, by dać się zruszyć zwykłym staraniom czy obietnicom. To byłaby zresztą wielka naiwność, by wierzyć, że ot, właśnie teraz, Sava, podobny kropli zacznie drążyć w skale problemów, że wystarczy, by jak ten strumień spłynął nań głaz, ażeby skruszał. Może gdyby to wszystko nie przypominało turni marmurowej, niemożliwej do rozłupania… Chciała mu wierzyć. Wbrew rozsądkowi, wbrew temu, czego doświadczyła, wbrew odgórnemu porządkowi, wbrew ciemni zakutej w sercu, wbrew osowiałości i wbrew prawdzie. Bo to, że Emily nie było w jej życiu, to nie tylko wynik jakichś przeszkód wynikających z działań osób trzecich. To boska kara, paskudne znamię na jej ciele, za te potworne Ego, jakie w sobie niosła. — Jasne… — westchnęła. — Nie chcę by Anthony był milszy… Chcę widzieć jak Emily dorasta, a w tym nie możesz mi pomóc. Bo to moje brzemię, nie twoje — Przez chwilę w jej głosie dało się usłyszeć nutę zawodu, a może nawet żalu wobec własnych, dokonanych w przeszłości, czynów. Fakt, dzieci brały się głównie z pożądania, czasem przynosił je pech czy wpadka. W przypadku Róży, poczęcie było poprzedzone nieludzką myślą, iż dziecię będzie dawcą miłości, której pragnęła tak bardzo, że gotowa była je w tym celu poświęcić. Jak przedmiot. Zużyć i wyrzucić. Stworzyć z byle czego, w byle jaki sposób. Nawet z kimś, kto na partnera nie nadawał się wcale. A na ojca? Na ojca już w szczególności. Postanowiła wtedy, gdy patrzyła jak zlepek komórek podskakuje radośnie na monitorze, że w ogóle nie będzie potomka kochać. Okazało się jednak, iż matczyna miłość, bezinteresowna i czysta, przyszła nagle na świat wraz z Em. i od razu była dorosła, dojrzała i wielka, pochłaniająca. Tyle wystarczyło. Poczuła, jak gorzki smak zbiera się w gardle. To ciężar, którego wtedy nie uniosła. Jej największa, osobista porażka. Bo dla dziecka nie istniało nic bardziej przerażającego niż matka, która tą matką wcale nie chce być. To śmieszne, że rzeczy zupełnie oczywiste, rzec można – naturalne – odkrywa się, gdy jest już za późno. A Rose była naprawdę opieszała w staniu się najważniejszą figurą w życiu córki. Dlatego nigdy nie śmiała pragnąć odzyskania „praw”, by Emily nazwała ją tak, jak dziecko nazywać powinno swego stwórcę. Nie. Chciała stać z boku, obserwować, widzieć jak kwitnie. W żadnym jednak wypadku obciążać świadomością, że jej matka była zwykłą kurwą, która w narkotycznym uniesieniu o mało nie puściła jej z dymem. Rose była obrazą dla człowieczeństwa. Człowiekiem złym i egoistycznym. Postacią, której, choć można współczuć, to najchętniej ukręciłoby się łeb, gdyby okoliczności sprzyjały. O’Brien była tego świadoma. Choć nie myślała o tym nazbyt często. Nie chciała być ratowana. To jak ułaskawiać potwora za potworności, których dokonał. Cykl musiał być zachowany. Zbrodnia i kara. A potem katharsis. Powstanie z popiołu tego, co po niej pozostanie. Róża z kolcami – piękna i zwodnicza. Mruknął. A wtedy zrozumiała. On się dowie. Albo wiedział od początku. O tym czarcim pomiocie. Może sam go w sobie miał? Dlatego, odnajdując zrozumienie, trwał przy jej boku, był blisko, czuł ten toksyczny impuls, nieregularny rytm jej serca. Wpadł na podobnego sobie i uznał, że, w rzeczy samej, naprawdę porażki chodzą parami. Musiał jednak wiedzieć, że jeżeli chciał mieć ją obok, to nie uniknie zgody na taką Różę, jaką ukształtowała przeszłość. Także tamta, w której jeszcze go nie było. — …Nie jest złym człowiekiem — dokończyła bez zająknięcia. W niegodziwych czynach wcale nie stała tak daleko od niej. Nawet jeśli Polly trącała o dyktatorkę i, w pierwszym odczuciu, o osobę szorstką i władczą, to sporo jej zawdzięczała. Jako jedyna trafnie zdiagnozowała demona, którego nosiła w sobie kobieta. Może nie zawsze było O’Brien, może i cierpiała, ale… Tak naprawdę chroniła Rose przed Savą. A bardziej prawdopodobne, że Savę przed Rose. Taka niespodzianka. — Nawet nie próbuję zaprzeczyć — odparła bezradnie. Przyjaźń to, w końcu, kwestia wyboru, prawda? Spotykasz obcego dotąd człowieka przypadkiem albo zrządzeniem losu. Rozmawiacie krótko, a on budzi sympatię, jest miły, interesuje się tym, co masz do powiedzenia, może nawet macie wspólne zainteresowania, tematy. Rodzi się pewna niewidzialna nić porozumienia – widzicie się ponownie. Raz, drugi, trzeci. Niby tylko zrządzeniem losu, pchani niewidzialną ręką stwórcy wszechświata. Ale w końcu zaczynasz zauważać, że lubisz jego towarzystwo. To, jak mówił o tobie, jak mówił o sobie i w ogóle, kiedy mówił. Zostajecie więc przyjaciółmi. Umysł w połowie panuje nad sytuacją. Może trochę więcej niż w połowie. Ta relacja była rozsądna, oparta o zdrową kalkulację. Bilans zysków i strat. Wszystko dało się jeszcze logicznie wytłumaczyć. Tego potrzebowali. Ale miłość, następująca po zauroczeniu, jest inna, prawda? Jak świat światem nikt nie rozgryzł zasad logiki rządzącej miłością, bo tej logik w niej tyle, co kot napłakał. Uczucie, które powinno w zasadzie uzdrawiać, okazywało się często najbardziej bolesnym ze wszystkich. Bo miłość przychodziła nieproszona. I rozgaszczała się jak u siebie. Dezorientowała hormony. Obniżała odporność na ból. Osłabiała zdrowy rozsądek i przyprawiała o szalone pragnienia. Zmiękczała. A co najgorsze, bolała, jeśli nie zdążyło się jej okiełznać. A tego nie. — Co? — powiedziała, dopiero po paru niezręcznych sekundach, zdezorientowanym tonem. Przekręciła tułów w jego stronę. Te słowa zabrzmiały tak, jak nie powinny. Skrzywiła się. Całe to spotkanie było nie takie, jak powinno. Ale kiedy w każdym punkcie, w którym stykały się ich ciała, czuła jego ciepło, kiedy był… Nie chciała tego przerywać. Najwidoczniej wciąż była grzesznikiem – niegotowym na pokutę. Niegotowym nawet na litość. Ze ściśniętym gardłem położyła prawą dłoń na torsie Savy. Dudniący, epizodyczny, łomot serca pod czarnym kaftanem odbijał się echem pod żebrami. Nie uznawała tego za dziwactwo, w końcu z wiedzą, nie tylko medyczną, była na bakier. Zaraz powtórzyła czynność na własnym ciele. Znowu to samo. Furczało, choć zdecydowanie szybciej. Więc jednak je mieli. Serce. To nie pomyłka. — Powinieneś iść — Wcale nie chciała, by szedł, co zresztą dało się wyczuć, ale to musiało nastąpić. Prędzej czy później. Była konsekwentna w niekonsekwencji wobec konsekwencji. Może tak miało być. |
|
| Sava
| Temat: Re: Hangover Mole Pią Gru 01, 2023 2:29 am | |
| Przeanalizował słowa kobiety, zanim odpowiedział. Musiał chwilę się zastanowić, czy ponownie uszanować prośbę Rose, czy jednak spróbować działać po swojemu. Zawsze istniało ryzyko, że mógłby przedobrzyć. Zagłaskać kota na śmierć. Raczej nikt nie lubił, kiedy ktoś nieproszony wchodził w butach do jego życia. Dodatkowo, patrząc na burzliwość charakteru i niestabilność emocjonalną czarnowłosej, ta mogłaby "uciec" od niego na stałe. - Niech ci będzie. - Mruknął sceptycznie. Jej ponowne zniknięcie zdawało się być równie złe, co nieingerencja w jej życie. Zaczynał rozumieć, że nie wyciągnął od Rose wystarczająco dużo informacji, żeby cokolwiek z nimi zrobić. Na ten moment, nawet gdyby zdecydował się jej pomóc, nic by z tego nie wyszło. Jednak marny z niego manipulant. Nie wiedział, co kryło się za słowami "jeszcze nie", kiedy zapytał, czy ojciec jej córki ją bił, czy szantażował. Które z tych wymienionych było prawdziwe? Wszystkie? Tylko jedno? Już czuł wyrzuty sumienia, że nie mógł zdziałać więcej. - Ale jak znowu zobaczę, że masz obitą twarz... Beknie za to i Polly i on. - Dodał po krótszej chwili namysłu. Najwyraźniej narkotyczny zapał nie do końca został ostudzony. Jego głos był nonszalancki, choć uśmiechnął się delikatnie, jakby rozmarzony, na myśl o potencjalnej rozróbie. Cóż, skoro nie wiedział, kto rzeczywiście był prawidłowym celem... Celem zostanie każdy. Najlepsza taktyka. Skoro Rose ujawniła już tak istotną historię swojego życia, Sava nie zamierzał jej odtrącać. Rzeczywiście, miał sporo na sumieniu. Jednak wierzył, że przypadek czarnowłosej był z tych, co "urodzili się dobrzy, ale świat ich wykreował na złych. Nieważne, jakie grzechy ze sobą miała. Tolerancja wampira była wysoka. Rumuńskie slumsy dały mocno w kość. Widział sporo. Doświadczył sporo. Miał swój udział... W wielu rzeczach. Można by rzec, akcjach. Nie widział też w kobiecie niechcianego prezentu. Rose była... Różą. Pierwszym kolorem w jego szarym i miałkim życiu. I, jak wszystko w przyrodzie, potrzebowało odpowiednich warunków, żeby żyć i żeby przetrwać. Róże czasem kłuły. Czasem też więdły, kiedy nie miały odpowiedniej ilości wody. Czasem, choć tutaj regularnie, hibernowały w okresie zimowym. Warto było czekać do wiosny, żeby móc ujrzeć piękną czerwień kwiatu. To właśnie jest Rose. - Jasne. - Teraz on odmruknął równie nieentuzjastycznie. - Wybacz, ale nie klei mi się alfons i dobry człowiek w jednym zdaniu. Nie uważasz, że to dziwne? - Spytał retorycznie mężczyzna, któremu zależało na dziwce. Mimo wszystko, bycie alfonsem równało się z tym, że Polly na pewno miała swoje na sumieniu. - A po drugie, może dla ciebie jest. Sam ocenię. - Dodał jeszcze beznamiętnym tonem. Miłość to niebezpieczna magia. Wampir nie miał okazji jej doświadczyć, poza tą jedną, jedyną i martwą od kilkudziesięciu lat. Nie został obdarzony tą matczyną, ani ojcowską. Kochał tylko przyjaciela. Później tylko wszedł w związek raz, z kobietą, ale to była tak nieudana relacja, że puścił to w niepamięć. I bynajmniej nie nazwałby tego miłością. Sava chciał być kochany. Ten mały chłopiec, ukryty gdzieś w środku, uporczywie jej szukał. Bo on sam, tak po prostu, nie potrafił kochać. A miłość polegała na wzajemności. Chyba. Tak przynajmniej zapamiętał z kreskówek. Na jego drodze stanęło kilka osób i wszystkie odrzucił - z trudem, zwyczajnie bojąc się samotności, w której ciągle tkwił i nie potrafił się jej wyzbyć. Z Rose było inaczej. Jednooki zrozumiał, kiedy dostrzegł jej łzy. Wiedział, że chciałby ją widzieć rozbawioną częściej niż smutną. Niestety, chyba czar prysnął po wypowiedzeniu ostatnich słów. Cisza, która zapadła, pożerała Savę od środka. Poczuł dziwny ścisk w żołądku. Zawiesił wzrok na twarzy Rose, kiedy ta w końcu odsunęła się od niego, żeby obdarzyć go zdezorientowanym spojrzeniem. - No... - Zaczął i urwał, opuszczając głowę w dół, żeby zerknąć na jej dłoń, która teraz dotykała jego tors. Serce, jak na wampira, wariowało jak oszalałe. Przeniósł pytający wzrok w ciemne oczy kobiety, widząc kątem oka, że powtórzyła ten gest na sobie. Niesiony dziwną myślą położył dłoń na jej ramieniu. Teraz, gdy się skupił, znów je słyszał - bicie jej serca. Jak wariowało. Nieznacznie nachylił się w jej stronę. Dlaczego czuł takie napięcie? Nie wiedział już, czy chciał ją ugryźć, czy... - Co? - Mruknął i zamrugał kilka razy, a zmętnienie w oczach szybko zniknęło. Przełknął głośno ślinę i zmarszczył delikatnie brwi, kiedy sens tych słów w końcu do niego dotarł. - Masz rację. - Przyznał, próbując stłumić w sobie narastające uczucie paniki. On naprawdę myślał o tym, żeby ją ugryźć. Co on sobie wyobrażał? Że będzie miał od tak relację ze zwykłym człowiekiem i będą sobie prowadzili sielankowe życie? Niedorzeczne. Setki myśli przewijały się przez jego głowę. Oczami wyobraźni widział miliony konsekwencji, jakie wiązałyby się z potencjalną utratą kontroli nad sobą. Od utraty znajomości po Conventus. Jednooki po prostu wstał. A raczej zerwał się, odsuwając wcześniej od siebie Rose. Jego zachowanie było sprzeczne z tym, w jaki sposób przebiegała dotychczas ich rozmowa. Wparował tu wielce oburzony, sytuacja rozwinęła się w płacz kobiety, a kończy się na tym, że chce stąd uciec jak oparzony. - Do zobaczenia, Różo. - Rzucił przez ramię, kiedy zatrzymał się w progu. I wyszedł.
zt. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Hangover Mole Sob Gru 02, 2023 10:58 pm | |
| Z jakiegoś powodu coś w środku podpowiadało jej, że Sava tak łatwo nie odpuści. I, być może, nawet by ją to ucieszyło. Gdyby nie fakt, że jakąkolwiek ingerencją w cały ten misz-masz mógłby jeszcze bardziej skomplikować, i tak już trudną, sytuację. Zjeść ciastko i mieć ciastko. Nie da się. To po prostu niemożliwe. Nieważne jak bardzo był pewny swoich umiejętności i perswazji. — Mówiłam już, daj spokój — podkreśliła. Obita twarz… To było najmniejsze zmartwienie Róży. Sińce w końcu samoczynnie znikają. Przyjęłaby i sto ciosów, jeśli byłby to gwarant pozbycia się dręczących ją problemów. Niestety. W ostatecznym rozrachunku wychodziło na to, że musiała poradzić sobie sama. Znaleźć rozwiązanie na to, by pogodzić kontrolę Polly, wymagania Anthonego i Savę, który odbierał jej zdrowy rozsądek. Ostatnie wydawało się najcięższym zadaniem. Długo nie potrafiła pojąć, jak ważną częścią jej życia się stał. Stał się taki... bliski. A teraz po prostu musiał zniknąć. Stać się niedostępny, co było chyba jeszcze gorsze. — Świat nie jest czarnobiały— stwierdziła beznamiętnie w odpowiedzi. Życie Rose polegało, w głównej mierze, na szukaniu tej jednej osoby, która zrozumie jej historię. Zwykle okazywało się jednak, iż wybierała najgorszą możliwą opcję. Ludzie, na których się otwierała, prędzej czy później odnosili się do niej ze współczuciem, obojętnością albo wręcz antypatią. Dlatego przestała szukać. Aż w końcu pojawiła się ona, Polly, która wybaczała nawet najgorsze grzechy, dając poczucie względnej stabilności. Tyle wystarczyło, by Rose pozwoliła na przypięcie łańcucha do obroży. Nie sądziła, że dotyk, który złożyła na splocie słonecznym, wywoła w nim… Niechęć? Niepewność? Obrzydzenie? Nawet nie przeszło jej to przez myśl, iż te symboliczne, delikatne, małoznaczące ułożenie dłoni może skończyć się taką reakcją. Poczuła się podle. Pozwoliła sobie na nazbyt wiele. Ból w ślepiach, który usilnie próbował ukryć, zabijał ją z tropu, ale wiedziała, że jeśli będzie naciskać, tylko pogorszy sytuację. — Przepr… — zaczęła, ledwie słyszalnie, wyciągając dłoń w kierunku ciała „ewakuującego” się mężczyzny. Odruch warunkowy. Tylko dlaczego. Przecież niemalże nakazała mu zwrócenie się ku wyjściu. W dodatku przekroczyła jego granice. Znowu stawała się niespójna, rozbita. A może nigdy nie przestała taka być, więc powtarzała kłamstwo, jak mantrę, licząc, że za sto pięćdziesiątym dziewiątym razem stanie się prawdą? — Do zobaczenia. — Tak musiało się stać. A jednak po części chciała, żeby tu został. Nawet więcej niż tylko „części”. Niemądre, łatwowierne serce Rose zwykle pragnęło tego, czego nie mogło mieć. Życie jest trudne. Bywa jeszcze trudniejsze, kiedy jest się durniem. I kurwą. I narkomanką. I…
z/t |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Hangover Mole Sro Gru 20, 2023 12:11 am | |
| Czegokolwiek by teraz nie powiedział czy zrobił – reakcja Róży nie uległaby zmianie. Bała się i przedłożenie „bardzo” wydawało się w tym przypadku niewystarczające. Tym bardziej że pomiędzy „Nie chciałbym”, a „nie zrobiłbym”, występowała delikatna, acz znacząca różnica. Miała wrażenie, że od pewnego momentu nie słyszy już nic prócz własnego rozszalałego pulsu. Adrenalina wtłaczała się w jej ciało raz za razem, przygotowując na ewentualną walkę o przetrwanie, a szalejący rozkosznie strach tańczył tango po kręgosłupie. Więc to jednak była prawda; prawdziwe podłe przerażenie nie pochodziło od wykrzywionych ponuro potworów, lecz od niewinnie, mniej lub bardziej, wyglądających ludzi pokroju Savy. Serce podeszło jej do gardła, a on… Wyszedł. Tak po prostu. Zostawił z pytaniami, strachem, niedopowiedzeniami i wciąż palącym w gardło uczuciem, którym wydawała się przestrzelić. Nie mogła sobie przypomnieć, co nastąpiło po tym, jak Odobescu opuścił dom Evansa, chociaż pamiętała, to prawda, że w chwilę po nim zjawił się Rodney, milcząco zawisł nad nią i pokręcił z żalem głową. Może nawet otarł łzy i obiecał, że jakoś to będzie, ale tego już nie była tak pewna. W każdym razie wszystko skończyło się tak, jak miało się skończyć – porażką. ‘Mole, w całej swojej potwornej atmosferze, nie wydawało się już takie złe. Może i było siedliskiem tragedii, cierpienia, sponiewierania i zeszmacenia, może i naznaczało ją dotkliwie, wypaczało, zmieniało, ale niczym nie mogło jej zaskoczyć. Było czymś znanym, prawie solidnym. Nie bała się Hangover, nawet kiedy wracała. Cierpiała, ale się nie bała. Strach miał swoje źródło w tym, co nieznane. Dźwięk zawieszonego nad drzwiami dzwoneczka obwieścił nadejście tego, kogo wysoki jak dąb chłop wyczekiwał. Umówili się na dobicie targu. Stałe zlecenie, stały koszt i równie stały rytuał. — Kogo moje oczy widzą! — powitał go radośnie Max, przerywając rzut w połowie. Tak właśnie powinien wyglądać prawdziwy customer service u dealera: klient nasz pan, nawet wtedy, gdy rozgrywa się bardzo dobrze idącą partię w rzutki. Zbył ruchem dłoni kręcącą się wokół niego atrakcyjną małolatkę i natychmiast wyszedł naprzeciw Savie, następnie męskim uściskiem dłoni podał to, co było podstawą ich znajomości. Biznes załatwiony, teraz formalności, bo choć „Hangover Mole” było speluną, do której zaglądali jedynie wykolejeńcy i pasjonaci najgorszego alkoholu w mieście, to wciąż należało zachować ostrożność i nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. Jednoznacznym skinieniem głową zaprosił go do wspólnej konsumpcji. Koniec końców, dobrze ścięty brunet nie był takim znowu najgorszym kompanem do wypicia paru drinków. Baron narkotykowy o lekkim duchy i jeszcze lżejszej gadce, szczególnie szczodry wobec stałej klienteli. Dlatego dobrze było mieć z nim jakąś relację, wtedy szansa na coś „ekstra” diametralnie wzrastała. — Lej wódeczki, byle zimnej i gęstej! — zawołał do barmana, podsuwając używany wcześniej kieliszek. Potem, dość trzeźwo, kiwnął podbródkiem na siedzącego już obok Odobescu. — Dla ciebie? — Aż ciężko uwierzyć, że nigdy nic nie brał, bo uśmiech zdawał się nigdy nie schodzić z jego twarzy. A wyglądał niepozornie – ani nabity byczek, ani też chuchro. Ot, chłop jakich wielu: luźnie spodnie, byle t-shirt, zero tatuaży czy znaków szczególnych. Dealer wprost idealny, bo nie rzucał się w oczy. — Powiem ci jedno, stary… — zaczął, unosząc kieliszek w akcie niemego „na zdrowie”. I kiedy „przyjaciel” uczynił to samo, przechylił zawartość do ust, kończąc spektakl z gardłowym przyznaniem trunkowi orderu najwyższej klasy sponiewierania. Otarł dłonią to, co ulało się kącikami i ponownie podsunął kieliszek, opierając się łokciem o bar. — Najlepszym lekarstwem na jakieś tam fiksacje i boleści jest zimna wódka. Ciepła też pomaga, ale mniej. W szczególnie ciężkich sytuacjach najlepiej łączyć ją z piwem. …A w ogóle, to jak się miewasz w tym smutnym jak pizda mieście? — zagaił, obracając, ponownie napełnione, szkło w rękach. Poczekał, to oczywiste, aż Sava opowie o tym, co się zmieniło, albo nie, w jego życiu, by ponowić cykl upodlenia – to znaczy: wznieść toast. Wychylił się nagle za bar, wzrokiem sięgając korytarza, z którego coś huknęło. Machnął jednak ręką, bo dla niego ów „huk” brzmiał kompletnie niewinnie. Wrócił do rozmówcy z propozycją kontynuacji tego, co zostało przerwane. — To na drugą nóżkę — zachęcił. O’Brien czuła się jak martwa. Dzień za dniem płynął, a ona nie miała w sobie nic oprócz paraliżującej obojętności. Podarowany i opłacony przez Rodney’a „urlop” pomógł zebrać się w całość, ale jedynie na chwilę. Nie mógł trwać wiecznie. Kiedyś musiała wrócić i robić to, do czego została namaszczona. Jej ciało zostało tyle razy zbrukane, tyle razy narażone na ból i poniżenie, że dla własnego bezpieczeństwa wyparła się łez. W środku czuła już tylko pustkę i stratę. Pustkę i po raz pierwszy też przerażenie, że z tą pustką w sercu nie da rady dłużej wytrzymać. Ujrzała wielką posturę, która nieraz śniła jej się po nocach. Spod rękawów koszulki wystawały najróżniejsze tatuaże, niemożliwe do pomylenia z czymkolwiek innym. Dobrze pamiętała te ciemne jak smoła włosy oraz najgorszy istniejący uśmieszek. Znów znalazła się w jego towarzystwie, choć po ostatnim razie Polly obiecała, że nigdy więcej go nie wpisze. Najwyraźniej wystarczył rok, by złamała swoje przyrzeczenie. Zaczęło się od wyzwisk, lekkich popchnięć, a skończyło na wyciągnięciu za włosy i uderzeniach w losowe miejsca. Błagalnie, jak zawsze, chciała ponowić prośbę, jednak zdążyła spojrzeć tylko w rozszalałe ze złości oczy oprawcy, gdy nagle poczuła piekący ból policzka. Dłoń klienta po chwili odlepiła się od twarzy Róży, pozostawiając na niej czerwony ślad. Odruchowo złapała to miejsce i zastygła w bezruchu, przepraszając za nieposłuszeństwo chyba setki razy w tę minutę, gdy nieomal na nim zawisła, prosząc, by był łagodniejszy. Na nic to. Uśmiechał się tylko szerzej. I szerzej. I szerzej… Aż w końcu, najwyraźniej znudzony tym samym zestawem jęków bólu, złapał za drobną szyję i cisnął nią w stojącą przy drzwiach komodę. Jak byle lalką. Byle czym.
Ostatnio zmieniony przez Rose O'Brien dnia Sro Gru 20, 2023 1:30 am, w całości zmieniany 1 raz |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: Hangover Mole | |
| |
|
| |
| |
|