|
Przychodnia | |
Sava
| Temat: Re: Przychodnia Czw Gru 28, 2023 3:32 am | |
| Popłynął ze swoim poczuciem humoru za daleko, zapominając, że Rose przecież musiała mierzyć się z dość sporym problemem, jakim była utrata pamięci. Czasami ciężko było mu utrzymać język za zębami. Szczególnie, że czuł się przy "nowej" Rose, jak przy "starej". - Ej, spokojnie. Ja tylko żartuję. - Powiedział, unosząc ręce do góry, kiedy warknęła w jego stronę bardziej nerwowo. To był jasny sygnał, żeby spasować. Odpuścić. Tak więc zrobił, w myślach karcąc się za swoje zachowanie. Przysłuchiwał się uważnie rozmowie. Słyszał również słowa recepcjonistki w słuchawce, z oczywistych względów - był wampirem. Z każdą minutą rozmowy mina Rose rzedła coraz bardziej. Widać, naprawdę wierzyła w swoją wersję wydarzeń. A jednooki milczał i czekał na rozwinięcie sytuacji. Teraz na pewno nie było mu do śmiechu. Negatywne emocje na jej twarzy udzielały się jemu. Rozumiał, że czuła się bezradna i bezsilna. Telefon nagle poleciał w kąt, roztrzaskując się po podłogę. Odbił się jeszcze ze dwa razy, kończąc długim ślizgnięciem aż pod ścianę. Sava zamrugał, patrząc się na wyrzucone urządzenie. Brew nieznacznie drgnęła. Na twarzy malowała się konsternacja i dziwny ból. Nie spojrzał na nią, kiedy się odezwała. Otworzył usta, ale zaraz zacisnął je w cienką linię. Całe szczęście, że Róża nie była sobą. Bo nie była. Ale i tak... - ...Bawię? - Powtórzył za nią z ledwo widocznym grymasem na twarzy. Jakieś silne i negatywne uczucie pojawiło się w pod żebrami i rozrastało do takich rozmiarów, jakby ciało miało zaraz eksplodować. Zamknął oczy. Próbował opanować myśli. Kiedy już był gotowy, otworzył powieki i wstał z miejsca. Ale nie dlatego, żeby wyjść. Jeszcze nie. Po prostu podszedł do urządzenia i zebrał je z podłogi. Obok telefonu leżał jego element - ten na zatrzask, który dawał dojście do baterii. Sama bateria też spoczywała obok. Włożył ją do środka, zatrzasnął tył obudowy i obrócił urządzenie wyświetlaczem do siebie. Powstało kilka pęknięć na szybce. Skierował się z powrotem na miejsce, gdzie znajdowało się krzesło, ale nie siadał. Położył tylko telefon na szafce, obok spoczywającej na niej książce i słuchawkach. - Masz rację. To nie jest śmieszne. - Powiedział spokojnie, choć nie potrafił ukryć tej dziwnej nuty żalu w głosie. - Może Yvonne ci wytłumaczy, jak z niego korzystać. Działa dalej. Słuchawki są na szafce obok telefonu. - Dodał i po prostu skierował się do wyjścia. - Jakbyś czegoś potrzebowała, zawsze możesz do mnie napisać. Mój numer jest w kontaktach. Do jutra. - Rzucił na odchodne i wyszedł. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Przychodnia Czw Gru 28, 2023 4:23 am | |
|
Ostatnio zmieniony przez Rose O'Brien dnia Nie Sty 28, 2024 11:45 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
| Sava
| Temat: Re: Przychodnia Czw Gru 28, 2023 4:50 am | |
| Chociaż cały czas sobie powtarzał, że Rose była niestabilna emocjonalnie przez utratę pamięci, nie mógł pozbyć się tego niesmaku po ostatniej wizycie. Wrócił z nim do domu, robił z nim zlecenia, poszedł z nim spać a później obudził się - uwaga - dalej z niesmakiem. Życie miało gorzki smak. Mając już pięćdziesiąt lat dobrze o tym wiedział. Łatwiej znosiło się rzeczywistość, kiedy nie miało się nikogo, na kim zależało. Wcześniej mógł powoli doprowadzać się do destrukcji, a teraz? Czuł przywiązanie do Rose. Tak duże, że mimo parszywych emocji, nie potrafił po prostu się zaćpać. Zamiast tego, brał tyle zleceń, żeby nie musiał myśleć. Skupić się na pracy. I zarobić przy okazji więcej pieniędzy. W końcu relacja z Neilem była na tyle burzliwa, że obecnie znowu do siebie milczeli. Wątpił zresztą, że zmiennokształtny coś będzie dla niego mieć. Z tego powodu Sava czuł się zdany na siebie. Dzisiaj nie było już prezentów. No, bynajmniej nie że złośliwości. Limit szczerych chęci u jednookiego został wyczerpany. Podobnie, jak jego siły. Sporo siedział nad zleceniami i trochę się to odbiło na jego "zdrowiu". Ba, czuł się nawet gorzej niż jakby wstał na następny dzień po namiętnej nocy z heroiną. Co praca robi z czło... Wampirem. Wysłuchał Yvonne z obojętnością na twarzy. Przynajmniej na początku, bo jak usłyszał, że Rose cały dzień słucha muzyki, poczuł ulgę. Znowu, jak dnia poprzedniego, wypuścił powietrze nosem w delikatnym rozbawieniu. - Czyli jednak przekonała się do telefonu. - Skwitował bardziej sam do siebie. - A, właśnie... Wczoraj Rose zaczęła mówić jakieś dziwne rzeczy... Była przekonana, że pracuje jako sprzątaczka w motelu. Czy to jest normalne? - Spytał, przypominając sobie, że miał spytać o to na poprzedniej wizycie, ale przez to, w jakiej atmosferze się ona zakończyła, kompletnie wyleciało mu z głowy. Uzyskawszy odpowiedź na pytanie wszedł do środka. Wszedł do pokoju, gdzie znajdowała się Rose. Tak samo, jak poprzedniego dnia, stał najpierw w progu, spoglądając niepewnie i nie ruszył się, aż kobieta nie wyhaczyła go spojrzeniem. Nawet jeśli trwało to dość długo, bo czarnowłosa była zajęta słuchaniem muzyki, więc, chcąc nie chcąc, mogła nawet nie usłyszeć, że wszedł. Na pewno nie chciał jej wystraszyć swoim nagłym pojawieniem się przy łóżku. - To znowu ja. - Oznajmił beznamiętnie, zawieszając wzrok na telefonie, który spoczywał na łóżku. - Jak się czujesz? - Spytał, klasycznie zaczynając od samopoczucia. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Przychodnia Czw Gru 28, 2023 9:14 pm | |
| Niby było to teoretycznie niemożliwe, ale oto idealna, wszechwiedząca Yvonne nie znała odpowiedzi na pytanie, które jej zadał. Inaczej: nie była jej pewna. — Tak. Połączenia neuronowe w jej mózgu zostały zerwane i próbuje je „złączyć” na nowo. Trochę jak dziecko podczas zabawy sorterem; wkłada wspomnienia tam, gdzie pasują. A że trójkąt wejdzie w otwór na kwadrat… W każdym razie, we wszystkim będzie ziarno prawdy, ale obudowane fałszem. Najważniejsze, żebyś unikał sugestii, bo one będą gruntować te urojone wspomnienia — wyjaśniła Yvonne, odszukując w pamięci długo nieużywaną wiedzę. Psychologia była jej piętą achillesową, rozumiała ją na poziomie dosłownym, ale niczego więcej. Z tak marnym zestawem emocji, jakie miała w sobie blondynka, to i tak cud, że jeszcze nikogo nie zamordowała; można więc przymknąć oko na pewne braki. Każdy, w tym i Rose, ma piosenki, które przypominają o szczęśliwych momentach lub chwilach smutku, o dawnej, pierwszej i słodkogorzkiej miłości, o jakimś szalonym życiowym zakręcie, o udanej lub nie imprezie. Są takie, przy których kąciki ust same wędrują ku górze, ale i takie, które szklą oczy i nieomal „piorą” brud, który zebrał się w umyśle. Te drugie mają przykry zwyczaj wracania w najmniej oczekiwanych momentach; dobijają się i głośno krzyczą, jakby od tego zależało ich przetrwanie. Muzyka była bowiem jak morze; można się w niej utopić, do ostatniego tchu pamiętać ból utraconego istnienia, a można – i to właśnie się stało – odnaleźć spokój, utkwić w momencie zadumy i znaleźć coś, czego istnienie było głęboko ukryte. Jazz był tym lepszy, że działał jak w pół pozytywny wstrząs, wyrywał z bagna nudnych godzin nieruchomego leżenia na szpitalnym łóżku, pozwalał w końcu coś poczuć. Coś innego niż tylko niepewność i wściekłość. I've got life, I've got my freedom I've got life I've got the life And I'm going to keep it I've got the life… Piosenka przestała grać i w ten jeden, krótki moment między przełączeniem jednej na drugą (z automatu), poczuła uderzenie nieomal szóstego zmysłu. Coś, jakby tkwił na niej obcy wzrok, nieznane oczy. Chwyciła za kabel słuchawek i wyszarpała słuchawki z uszu. To był najszybszy sposób, by sprawdzić, czy przeczucie było słuszne. Gdyby chciała wyjąć je z gracją, cóż, to wymagałoby zdecydowanie więcej czasu. Dobrze, że Yvonne, chociaż pomogła je włożyć w kanał słuchowy. Inaczej nigdy by sobie nie poradziła. Uniosła się, wspierając o wcześniej ułożone na oczach dłonie i spojrzała w kierunku drzwi. Z n o w u on. Może rzeczywiście była dla niego ważna? Może… Nie tylko ważna. Koniec końców to uczucie, którego nigdy nie nazwali i pewnie nie nazwą, poznaje się właśnie po tym, że jest się na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie, w pełnej gotowości, by przejść przez wszystko, co negatywne, bo to znaczyło, że na koniec dnia nadal będzie się z tą osobą. — Bywało lepiej — stwierdziła beznamiętnie, wzruszając wcześniej ramionami. Samopoczucie musiało poczekać. Były ważniejsze sprawy, które chciała poruszyć. — Wiesz… Przepraszam za wczoraj. Odwróciła głowę. Było jej wstyd. Po takich „doznaniach” ciężko zresztą było nie robić różnych dziwnych rzeczy, a i tak żałowała. Nawet bardziej niż zażenowaniem z powodu „zniszczenia” prezentu, targało nią poczucie, że w jakiś sposób go zraniła. Może ten uraz na „ego” nie był taki zły; pozwalał za pomocą dręczącego sumienia zrozumieć, że popełniło się błąd. A diagnoza pozwala na leczenie. Albo chociaż zaleczenie. Nie była pewna, jak mocno wbiła ostrze w jego tors. — Tego jest po prostu za dużo i… Czuję, jakbym tonęła, dosłownie, to bardzo podobne uczucie — stwierdziła z przekonaniem, co do wagi tych słów. Bo, rzeczywiście, pamiętała moment topienia się w dziwnie spokojnym jeziorze i ten głośny akompaniament plusków i wrzasków jakichś dzieci. Wtedy też – chyba – była dzieckiem, ale takim, które pełnym przerażenia spojrzeniem spostrzegło, że to, co na powierzchni, jest coraz mniej wyraźne. |
|
| Sava
| Temat: Re: Przychodnia Czw Gru 28, 2023 9:40 pm | |
| Wyjaśnienie Yvonne było wystarczające. Sava, wbrew pozorom i tego, jak wyglądał, potrafił łączyć kropki. - Rozumiem. - Mruknął. Chyba, dodał w myślach. Bo o ile rozumiał, że mózg Rose błądzi i próbuje przypominać wydarzenia z życia w pokraczny sposób, tak obawiał się "unikania sugestii". Nawet jeśli był wampirem, nie był cudotwórcą. Popełniał błędy. Może zrobi coś, co uzna za słuszne, a okaże się tragiczne w skutkach. Życie to ciągłe dokonywanie wyborów. Poczekał chwilę, kiedy zaalarmowana Rose przeniosła na niego uwagę. Cieszył się, wewnętrznie, że czarnowłosa postanowiła skorzystać z dobrodziejstwa technologii. Nawet jeśli to był jakiś stary, używany telefon. - Nie przepraszaj. To tylko telefon. - Odpowiedział od razu i machnął ręką. Minę miał raczej obojętną - nie wskazywała na to, czy był zły, zawiedziony, smutny. Z drugiej strony nie tryskał dzisiaj dobrym humorem. Sytuacja z poprzedniego wieczoru rzeczywiście musiała go jakoś dotknąć. Nie miał serca z kamienia. Niestety. - Mam tylko nadzieję, że muzyka pomogła ci zabić czas. Albo chociaż przyniosła ukojenie. - Dodał, nieznacznie poprawiając się na krześle i wbił wzrok w Rose, mimo że ta akurat postanowiła uparcie nie spoglądać w jego stronę. Odchyliła głowę i tak trwała. Być może było jej wstyd. Może rzeczywiście żałowała tego wybuchu złości, a może żałowała, że wcale nie czuje się głupio. - Zdaję sobie sprawę z tego, że to dla ciebie trudne. - Rzekł w końcu, kiedy jej wysłuchał. - Jestem tu po to, żebyś nie utonęła. - Dodał ciszej i nieco bardziej wylewnie, nachylając się w stronę łóżka. Impulsywnie wyciągnął prawą rękę w stronę Rose z myślą, żeby złapać ją za nadgarstek, ale powstrzymał się. Zamiast tego, dłoń położył na pościeli, udając, jakby właśnie to zamierzał zrobić. Spoglądał na nią łagodnie. - Próbowałem znaleźć twój telefon, ale... - Urwał i pokręcił głową. - Nie znalazłem. Przepraszam. - Dokończył i oparł się z powrotem o oparcie, zabierając przy tym rękę. Pragnął móc ją dotykać, ale nie mógł tego zrobić. Wciąż był dla niej obcy, widział to w jej oczach. Westchnął cicho i odwrócił głowę, spoglądając na szafkę, na której dalej leżała książka. - Czytałaś coś? - Spytał ze zwykłej ciekawości. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Przychodnia Czw Gru 28, 2023 10:24 pm | |
| Niby Yvonne mówiła, że przeprosiny załatwią sprawę, ale to nieprawda. Sava wcale nie wyglądał na kogoś, kogo ten krótki zwrot — być może wcześniej przez nią wyświechtany i pozbawiony tego mistycznego, głębokiego znaczenia, bo używała go nadmiernie — jakkolwiek ruszał. Może po prostu potrzebował czasu? Albo, bo i tę wersję rozważyła, ponad słowa cenił czyny. Sęk w tym, że niespecjalnie wiedziała, co mogłoby poprawić mu nastrój. Byli na siebie skazani, więc ostatecznie wolała przebywać w towarzystwie tej pogodnej, żartującej wersji. Negatywnych i bliskich pesymizmowi emocji miała i tak już wystarczająco. Przytaknęła. Rzeczywiście, choć nie mogła sobie przypomnieć, by słuchała tego, co zostało wgrane w pamięć telefonu, to znała tekst jakby na wylot. Kiedy była sama, nawet siliła się na cichy duet z artystami. A bardziej niż na śpiewaniu, nęcił ją dźwięk fortepianu, dziwnie bliski sercu. Żebyś nie utonęła. Tak… To był ten zagubiony fragment porannej wizji; rozwarte wargi i wydostający się z nich niemy krzyk nawołujący konkretnej osoby, która jednak nie nadeszła. Doprawdy paskudne uczucie prawdziwie utraconej nadziei na zachowanie życia. Teraz jednak rzecz polegała chyba na tym, by uwierzyć, że ta ręka wyciągająca z wody istniała, że mogła zaistnieć, jeśli oddzielić traumatyczne doświadczenie i zacząć od nowa. Nie wiedziała, czy warto, ale… Usta O’Brien złączyły się w ambiwalentny uśmiech. Początkowa ulga zastąpiona została przez niemożliwy do ukrycia zawód. Nie Savą, rzecz jasna, a faktem, że nie tylko wspomnienia były ciężkie do odszukania, ale również telefon. Podczas rozmowy z Yvonne, ciemnowłosa doszła do wniosku, że mógłby znacząco przyśpieszyć proces przywracania utraconej pamięci. O ile, warte odnotowania, trzymała na nim zdjęcia czy inne wskazówki, a przecież mogło być wręcz odwrotnie. — Nie szkodzi — powiedziała jakby pocieszająco. Rose nie chciała, by się za to winił. W obecnej sytuacji, cóż, nie była w pozycji, by czegokolwiek od niego oczekiwać. Sam fakt, że w ogóle próbował, był zastanawiający. Gdyby była na jego miejscu – nie poświęciłaby nawet minuty, by starać się dla kogoś, kto ciągle gryzł rękę, która go karmiła. Czwarty dzień był doprawdy obfity w przemyślenia, muzyka miała w tym swój spory udział. Róża pokręciła głową. — Bałam się, że jak wyjmę słuchawki, to już ich nie włożę. Moje palce bardziej przypominają bochenki chleba, niż coś użytecznego… — westchnęła z bezradnością. — Możesz mi poczytać, jeśli… Jeśli chcesz — zwróciła się twarzą w jego kierunku, mając nadzieję, że jeśli nie słowami, to tym błagalnym spojrzeniem zachęci go do sięgnięcia po książkę, która przywoływała ciepłe uczucia; obce i nieodgadnione, kompletnie pozbawione sensu, ale ciepłe. To, że czytane sprawiało jej trudność też dołożyło cegiełkę do prośby, ale to wolała zachować dla siebie. |
|
| Sava
| Temat: Re: Przychodnia Czw Gru 28, 2023 11:05 pm | |
| Przeprosiny. Ciekawa sprawa. Tak, jakby jedno słowo miało być plasterkiem na zadane rany. Tylko, że Sava nawet nie myślał o tej sytuacji, jak o czymś bardzo poważnym. I powiedział, całkiem szczerze zresztą, że "nie przepraszaj", bo po prostu nie było za co. Słowa te znaczyły nic innego, jak to, że wybacza. Jednak nie wszyscy mieli taki pokrętny tok myślenia, jak jednooki. Więc i tym razem trwał w błogiej nieświadomości, że Rose uznała swoje przeprosiny za odrzucone. Wampir oczywiście dostrzegł zawód malujący się na jej twarzy. Nic nie mógł na to poradzić. Musiał ją okłamać, na razie. Nie chciał, żeby dostała na twarz brutalnością swojej rzeczywistości. Nie chciał, żeby próbowała skontaktować się z Polly. Nie chciał, żeby tam wracała. Nie mogła. Dziewczyny w Mole dla tej kobiety znaczyły nic więcej niż zysk. A i tak nie były traktowane należycie, nawet jak na przedmioty do robienia pieniędzy. Co to było, że alfonska dopuszczała możliwość pobicia swoich "podopiecznych" do nieprzytomności albo do inwalidztwa? Uśmiechnął się nieznacznie, kiedy Rose nazwała palce bochenkami chleba. Błagalne spojrzenie jej pięknych oczu było czymś zbędnym, jeśli chciała, żeby spełnił tę skromną zachciankę. Na pewno było niezbędnym dla niego - serce przyspieszyło rytm, ciepło rozchodziło się po klatce piersiowej... - Pewnie, poczytam. - Odpowiedział, kiedy już otrząsnął się z tego wpatrywania się w nią, jak w obrazek - czego nie był nawet z początku świadomy. Czuł się nieco speszony, dlatego od razu sięgnął po książkę, znowu otwierając na którejś ze stron. Zaczął czytać kolejny list. A potem kolejny i kolejny. Ostatni z nich trafił do niego najbardziej, choć duszy romantyka nie miał za grosz. - Nie przestrasz się, proszę, gdy poczujesz moje wargi na szyi. Nie chciałem całować, to tylko bezradna miłość. Przypomniał sobie od razu sytuację u Rodneya, kiedy następnego wieczoru, zaczęli znów się całować. Jak muskał ją ustami po szyi. Jak składali sobie te nieme i werbalne obietnice. Te pierwsze o czułości, drugie o wspólnym cierpieniu. Zamilkł i spojrzał na nią znad tekstu z nieodgadnionymi iskierkami w oczach. Czytanie Franza Kaffki rzeczywiście lepiej ujmowało uczucia, jakie żywił do Rose. - Rodney Evans. - Powiedział nagle, co mogło wywołać pewną konsternację u kobiety. - Byliśmy u niego, raz. To twój znajomy, zdaje się. Kojarzysz coś? - Spytał, na razie ostrożnie i z nadzieją. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Przychodnia Pią Gru 29, 2023 12:24 am | |
| Myśl o ponownym, długim zatopieniu w gładkim głosie Savy była zbyt nęcąca. Gdzieś w tyle głowy Rose może i kłębiła się obawa, że jej odmówi, bo przecież nic nie stało na przeszkodzie – mógł to zrobić i nawet nie miałaby innego niż tylko kolejna prośba argumentu – ale miała nadzieję, że ta cała „bliskość”, o której mówił, spowoduje, że jednak ulegnie namowie. Dlatego, jak plaster przy wymianie kaniuli, prośbę trzeba było złożyć szybko i bez zbędnego drobienia się. Ból będzie tylko chwilowy, a odpowiedź przyniesie ulgę. Tak właśnie o tym myślała. Mimo stanu, w jakim się znajdowała, wciąż była sobą – ulegającą impulsom, niepowściągliwą i łasą na miłe doznania kobietą. — Dziękuję — powiedziała z ulgą w głosie, gdy po dłuższej chwili usłyszała to, co manifestowała, czyli zgodę. Co głos to głos. Litery były nieme i pozbawione wyrazu; nawet tak naszpikowane uczuciami i poetyckimi opisami. Jeśli czytałaby sama – nie zrozumiałaby treści. Teraz, jednak gdy Franz i Milena, za pośrednictwem ust Odobescu donosili o tych wszystkich wspaniałych emocjach i czynach… Gdy on, autor tej książki, nazywał łączącą go z Mileną relację prosto i dosadnie, sama zapragnęła taką mieć. Właśnie to, bo miłość łącząca obojga bohaterów wydawała rozwiązywać wszystkie problemy na świecie: głód, biedę, a kto wie, może i brak wspomnień też. Mała wiele warstw, ale każda z nich, nawet ta gorzka, smakowała znakomicie. — To ładna książka. Podoba mi się… Bardzo — podsumowała, gdy skończył, a zawieszony na niej wzrok wskazywał, że mężczyzna oczekuje recenzji. Albo chociaż reakcji. To drugie, summa summarum, miała utkwione w łagodnym, spokojnym spojrzeniu napełnionym jakby inspiracją; pragnieniem ułożonym w marzycielskim uśmiechu. — Ciekawe jak to jest: czuć tę bezradną miłość… Kochałeś kogoś Sava? To takie uczucie, jak opisał Franz? Nowa Rose miewała dokładnie te same, światłe przebłyski, co „stara”. Ba, już kiedyś zadała podobne pytanie z tym samym, uroczym bezwstydem, nieobeznaniem we własnych i cudzych emocjach. Tak było. Nie inaczej. Róża, prostytutka, która miłość znała tylko z definicji, którą mogła sobie wyobrażać, a i tak nie uwierzyłaby, że coś takiego występuje, istniała. Teraz jednak nie miała blokady założonej przez matkę, a zamiast zamkniętej na klucz bramy były szeroko rozłożone skrzydła. Błogość zniknęła, a zamiast niej pojawiło się zmieszanie. Rodney Evans – to imię i nazwisko brzmiało bardziej niż obco. Zatrzymanie się i głębsze wniknięcie we własne myśli było niezbędne. — Sama nie wiem — westchnęła, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu. Coś dzwoniło, ale kościoła jakby brak. Po dłuższej chwili powróciła oczyma na twarz Savy i powiedziała: — Kojarzy mi się z zapachem farby, pędzlami… To jakiś artysta, chyba… Ale nie mam pojęcia, skąd go znam i nie pamiętam, żebym u niego była. |
|
| Sava
| Temat: Re: Przychodnia Pią Gru 29, 2023 1:02 am | |
| Nie starał się nawet szukać na siłę argumentów, żeby nie poczytać Różyczce. Może ciekawość treści listów wzrosła w nim do takiego stopnia, że sięgnął po nią bez żadnych oporów. Poza tym, to było nawet miłe, robić coś dla kogoś. Tak, jakby uczył się życia na nowo - ludzie czytali sobie książki... No, może dawniej było to bardziej popularne. Nie żeby w tych czasach żył, tylko po prostu takie wnioski wysnuwał. Jemu samemu czytanie książki dla kogoś kojarzyło się bardziej z czytaniem dziecku bajki na dobranoc. Dalej było to miłe doznanie. Coś innego niż ćpanie i ciągła ucieczka od rzeczywistości. Skinął głową w potwierdzeniu, że owszem, jest to ładna książka. Może jednak jest romantykiem, ale życie skutecznie obdarło go z umiejętności nazywania uczuć słowami. Refleksje na temat treści listów zostały przerwane przez pytanie Rose. Było ono bardzo bezpośrednie. Niemal od razu poczuł dziwne ukłucie. Kochać? - Kochałem. - Odpowiedział cicho, wbijając wzrok w podłogę. - Tak. To, między innymi, takie uczucie, jak opisał Franz. Tylko, że ta opisana przez Franza jest czysta i niewinna. Moja jest... Słodko-gorzka. Widać, miłość miłości nierówna. Zależy, kto kocha. I zależy, kogo się kocha. - Wyjaśnił, odpływając myślami na chwilę daleko. Pozwolił wewnętrznym dywagacjom wyjść na wierzch. Zaraz potrząsnął głową nieznacznie i wrócił wzrokiem na twarz Różyczki. Savie, z jakiegoś powodu, łatwiej było o wylewność przy "nowej" Rose. Pewnie dlatego, że uważała go za obcego. Na chwilę obecną nie znała go, ani go nie oceniała. Zapewne nie pamiętała takiego istotnego faktu, że ćpał. Że ćpali w sumie razem i że od ćpania się wszystko zaczęło. - A ty, Rose? Jak ci się wydaje, jaka jest miłość? - Spytał, nie odwracając od niej wzroku. Wiedział, że nie pamiętała za wiele na chwilę obecną, ale zastanawiał się, jakie miała wyobrażenia i poglądy... Nigdy o tym w sumie nawet nie rozmawiali. Naprawdę łudził się, że kobieta przypomni sobie cokolwiek o Rodneyu. A najbardziej łudził się, że jak już odblokuje jedno wspomnienie, nastąpi reakcja, w której przypomni sobie wszystko po kolei. Że naprowadzi to ją na osobę jednookiego. Ale nie. - Wydaje mi się, że jesteście dość blisko. - Kontynuował dalej. - Wspominałaś, że byłaś u niego wiele razy i że znacie się przynajmniej od lat. Zapraszał cię do domu. Rzeczywiście, jest artystą. Przypominasz mu jego żonę. Gość mieszka razem z Niną. - Urwał na chwilę i powiódł wzrokiem po ścianach, zastanawiając się, co jeszcze powiedzieć. - Raz mnie do niego zabrałaś. Ale najpierw zaprowadziłaś mnie do jego pracowni artystycznej, bo dał ci do niej klucz. A w środku namalowaliśmy absolutne bazgroły, aż wstyd komuś pokazywać. - Tu parsknął śmiechem. - Jeśli Rodney to zobaczył, na pewno się załamał. - Dodał z uśmiechem. - A potem poszliśmy właśnie do niego. Zabrałaś mnie tam po to, żebyśmy mogli popływać. - Znowu urwał, kiedy głowa podsuwała coraz to kolejne obrazy, które jeszcze przed chwilą wydawały się być odległe. Co z tego, że wydarzyły się one stosunkowo niedawno, skoro Sava zdołał zrobić wszystko, żeby zapomnieć. Porzucić szczęście. Pozytywne emocje były zbędne komuś takiemu, jak on. Niestety, przy Rose o tym zapominał. Za to przypominał sobie, jak to jest. W sensie, żyć. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Przychodnia Pią Gru 29, 2023 3:01 am | |
| Róża uważnie wysłuchała tego, co Sava miał do powiedzenia. — Kto to był? — zapytała bezrefleksyjnie, kompletnie nie zdając sobie sprawy, że udzielnie odpowiedzi mogło być… Ciężkie. „Amnezja” wydarła nie tylko wspomnienia, ale również poczucie tego, co należy, a czego nie. Nie miała prawa wiedzieć, że Sava, ten mężczyzna, który wydawał się jedyną stabilnością, jaka występowała w jej aktualnym życiu, po prawdzie był strzępkiem traum i trosk tak potwornych, że kiedy zdradził jedną z nich – nieomal nie skończyli jako „byli” przyjaciele. Role się odwróciły i to Róża stała się ofiarą pytania, które, choć z pozoru wyglądało na proste, okazało się bardzo skomplikowane. Nie miała bowiem żadnych doświadczeń, źródeł, z których mogłaby czerpać inspirację, by opowiedzieć, czym jest „miłość”. Była wszystkim i niczym, a cały wiedza, jaką posiadała na temat tego uczucia, opierała się o „Listy do Mileny”. Zastanawiała się bardzo długo, co chwila ruszając głową to w jedną stronę, to w drugą, jakby ostrożnie ważyła myśli i ich rozległe, często przeciwne sobie wyobrażenia. — Ciężko powiedzieć, bo kiedy się nad tym zastanawiam, nic nie przychodzi mi do głowy. Nic, czego sama bym doświadczyła… Ale myślę, że gdy się kogoś kocha, chce się być tak blisko, jak to tylko możliwe. — Rzeczywiście, jeśli przełożyć słowa Kafki dosłownie, przemielić przez otulony lekami mózg, tak właśnie brzmiała definicja miłości. Miłości, która opiera się jedynie na dotyku i niczym więcej. A stąd już niebezpiecznie blisko do połączenia pocałunku, który złożyła w jego dłoni, z miłością. Nieważne czy nią była, czy nie. Na razie, nie skompresowała tych dwóch wątków w jeden, ale pojawienie się ryzykownego pytania: „Czy ja cię kochałam?”, stało się naprawdę realne. Wspomnienia były zasnute mgłą, a wydarzenia, które przywoływał Sava, pojawiały się w wyobraźni, przyjmując postać niewyraźnych i kolorowych obrazów, różnej maści zapachów i dźwięków. Wszystko w strzępkach, jakby wątki, o których mówił, trwały zaledwie parę sekund; jakby oglądała film, ale z wyciętymi w odpowiednich miejscach scenami. Przypomniała sobie, że kiedy rozmawiali, ona i ten Rodney, miała o wiele gładsze ręce. Musiała zatem być naprawdę młoda, gdy spotkali się po raz pierwszy. Ale… wtedy nie zaprosił jej do siebie. Nie, na pewno nie. To stało się dopiero po tym, jak opowiedział jej swojej żonie, która umarła w podobnym do niej wieku. W ogóle długo wtedy rozmawiali; o winie, o muzyce, o… Wszystkim. Treść rozmowy była niejasna poza obszarem tematów, po których się poruszali. Potem wyszedł, ale wrócił następnego dnia. To musiało być u schyłku miesiąca, bo wyraźnie widziała odrywaną kartę z kalendarza. W każdym razie chciała ją zobaczyć, tę żonę. Najlepiej na zdjęciach, przecież nie mogła mu uwierzyć tak po prostu. Rodney powiedział, że fotografie ma w swoim domu i jeśli chce, to może ją tam zabrać. Z jakiegoś powodu się zgodziła. Wtedy, w prymitywnej z zewnątrz chatce, poznała tę licealistkę… Możliwe, że miała na imię Nina. Tak! Na pewno miała na imię Nina, bo Evans użył tego słowa, gdy mówił, że to właśnie przy urządzaniu jej pokoju zdjęcia gdzieś się zgubiły. Może ona je zgubiła? Nie była pewna. Chyba koniec końców się nie znalazły i w ramach zadośćuczynienia obiecał dorywczą pracę. Widywali się w bardzo brzydkim barze, ale nie mogła sobie przypomnieć, w jakim dokładnie. Natomiast jego pracownia była doprawdy malusieńka, choć ładnie urządzona. Ciężko byłoby do niej trafić, gdyby nie ten szofer, który ją tam dowiózł. Właśnie! On… On miał na imię Noah. Milczał całą drogę. Zastanawiała się wtedy, czy jej nie lubi. Była tam jeszcze parę razy, pozowała i kiedyś, rzeczywiście Rodney dał jej klucze. Podróż autem z Savą też pamiętała, cel jednak pozostawał nieznany. — Tak, masz rację, znam go długo… Pamiętam wszystko, o czym mówisz. To, że gdzieś jechaliśmy także… Nie przypominam sobie, żebyśmy byli w jego pracowni czy w jego domu razem, chociaż… Dał mi klucz. Pęk kluczy. Było ich strasznie dużo — odezwała się niepewnie.— To chyba wydarzyło się w podobnym czasie? Nie wiem… To strasznie skomplikowane. Nie to, że ci nie wierzę, ale… |
|
| Sava
| Temat: Re: Przychodnia Pią Gru 29, 2023 3:41 am | |
| Jednooki wypuścił z ust jakiś nieokreślony dźwięk, mający zasugerować, że było to coś, o czym ciężko było mu rozmawiać. Zawiesił się na chwilę, wpatrując uparcie w ścianę, która znajdowała się za czarnowłosą. - Przyjaciel. - Mruknął. - I nigdy mu o tym nie powiedziałem. - Odpowiedział szczerze, ale dość nieszczegółowo. - Później wszedłem w związek z kobietą i nie była to łatwa miłość. W sumie, chyba jej nie kochałem. Może po prostu chciałem być kochany. A teraz... - Urwał i otworzył szerzej oko. Zawsze, kiedy przychodziło mu nazwać obecne uczucia po imieniu, czuł blokadę. Przywiązanie, darzenie kogoś sympatią - to wszystko zawsze źle się kończyło. Ich obecna relacja miała kilka scenariuszy w jego głowie, ale każdy z nich kończył się tragicznie. - Tamto wszystko to i tak przeszłość. - Zmienił nagle temat i wzruszył ramieniem. I tak powiedział za dużo, a dodatkowo wyszedł na osobę, która żyła przeszłością. Co, oczywiście, było prawdą. - Bo tak jest... A przynajmniej też mi się tak wydaje. - Powiedział, wpatrując się w nią znowu nieodgadnionym spojrzeniem. Miała rację. Inaczej nie przychodziłby do niej tutaj codziennie. Kiedy opowiadał, znowu łudził się, że kobieta sobie coś przypomni. Obserwując jej twarz uważniej był w stanie stwierdzić, że myślała nad czymś intensywnie. Dopiero gdy postanowiła się podzielić przemyśleniami, okazało się, że rzeczywiście - coś zaskoczyło w jej głowie. Na jego twarz ponownie wpłynął uśmiech. - Ale...? - Pociągnął ją za język, kiedy urwała w pewnym momencie. Była pochłonięta wątpliwościami. - Tak, w podobnym czasie. Najpierw pisaliśmy do siebie, bo byłaś u Rodneya. Malował cię po ciele, nie wiem, co to za dziwna sztuka, ale nie oczekuję od artysty bycia normalnym. W każdym razie, wysłałaś mi zdjęcie tego, co tam na tobie namalował. W pewnym momencie napisałaś mi, że Rodney spytał się, kim dla ciebie jestem... - Urwał, orientując się, co mogły zwiastować te szczegóły, które właśnie opowiadał. Tragedię. Smsy. Telefon. Pokazać jej wiadomości. Wiadomości, w których wspomniana była Polly i Hangover Mole, a bardzo tego nie chciał. - ...I dał ci potem te klucze, i powiedział, żebyś otworzyła nimi swoje serce. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Przychodnia Pią Gru 29, 2023 5:10 am | |
| Rose zawsze miała prosty umysł. Teraz kiedy pozbawiony był jakichkolwiek hamulców, struktura następujących po sobie wniosków trywializowała się jeszcze mocniej. Może, wbrew pozorom, o to właśnie chodziło w życiu – jeśli chciało się je czerpać garściami, należało porzucić wszelkie okowy, zasady, wszystko, co trapiło i powstrzymywało, pozwolić również, by i ciało, i myśli płynęły wolno ze strumieniem, nie zaś walczyły z prądem, a wątpliwości odprawić z kwitkiem. Może świat był w rzeczy samej niesłychanie prosty, tylko ludzie, z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, czy motywu, komplikowali go na siłę? O’Brien pozwoliła, by swobodnie się wypowiedział. Nie przerywała mu, chociaż miała naprawdę wiele pytań; zatrzymała je w sobie tylko i wyłącznie dlatego, że całe ciało mężczyzny wysyłało sygnały, które podświadomie brała za przykaz do zaprzestania dalszego dopytywania. Zamiast tego, zaczęła błądzić we własnym rozumie; bardzo intensywnie przypominać sobie, co dotychczas powiedział Odobescu: łączyć, dzielić, przetwarzać, mieszać. A to nie zwiastowało nic dobrego. Miał słuszność, mówiąc jej niegdyś, żeby lepiej nie myślała. Oj, gdyby teraz tylko wiedział jakie monstrum zaprzeczające logice właśnie powołała do życia. Przyjaciel, któremu nie powiedział, kobieta, której nie kochał, ale był z nią w związku. Niełatwa miłość. Pośrodku tego jeszcze ona – „ważna”, „bliska”, ale „przyjaciółka”, z którą się „spotykał”, której potrzebował. Potrzebował, bo chciał być kochany? Słodko-gorzkie uczucie – jego definicja miłości – oblało każdą tkankę w ciele kobiety. Jeszcze leciutko, ledwie wyczuwalnie. Rozpacz i cierpienie potrzebowały czasu. — Wiesz, wychodzi na to, że miłość to też i kochać, i pozwolić się kochać. Może w tym rzecz… Że nie spróbowałeś zrobić obu na raz — stwierdziła z niezrozumiałą j e s z c z e nutą smutku. Zaraz zamrugała nerwowo, a jej serce zaczęło bić szybciej, i szybciej, i szybciej... „Tamto wszystko to przeszłość”, powiedział. „Bez pamięci to trochę tak, jakby zacząć od nowa, nie?”, to również padło z jego ust. Przełknęła ślinę. Jeszcze jakby złych omenów tego, co nieuchronne było za mało: pocałunek w dłoń, a przecież miłość, to chcieć być blisko. Wciąż tu przychodził, choć była dla niego okropna, te picie w barze, po którym straciła pamięć. Bo tak jest... A przynajmniej też mi się tak wydaje. Starała się nadążać za konwersacją, choć te wnioski, które nasuwały się w rozum były coraz dotkliwsze, coraz mocniej… Raniące. Nie, to nie mogło być tak. Coś musiało jej się poplątać. Spojrzała na niego, ale ledwie na moment, bo zachłysnęła się dramatycznymi konkluzjami do tego stopnia, że już nie była w stanie nawet utrzymać kontaktu wzrokowego. Co, jeśli…? Nie, skądże. To na pewno pomyłka. Rose – pobudka. Wracamy do momentu błogości, to tylko natrętne, absolutnie pozbawione sensu refleksje. Ah, tak. Wspomnienia, to ważniejszy temat. Trzeba go wepchnąć w miejsce poprzedniego, uciec w coś angażującego. Rodney, historia i szczegóły tej znajomości. Mamy to. Pracownia, w której ponoć byli razem z Savą, pracownia, w której ten starszy mężczyzna, którego twarz była teraz bardzo wyraźna, przesuwał pędzlem po jej ciele. To również. Zdjęcia. Wysłała mu jakieś zdjęcia – telefon. Pytanie Evansa. Klucze i auto. Jego dom. Jego dom z nim. Wspólne pływanie. Traciła rezon, wręcz łączność z tym, co mówił. Przeszłość, wizje, miłość, ta cholerna kobieta, o której wspomniał. Nie potrafiła się skupić. Czuła się tak, jakby była paleniskiem, które jednooki sukcesywnie podlewał informacjami podobnymi do benzyny i liczył, że nie wybuchnie. Otwórz serce – ale na co? Może tym, o czym mówił „wieloletni” znajomy, była prawda o relacji, która ich łączyła. Ją i Savę. Fakt, że choć go kochała, to nie otrzymała niczego w zamian. Może… Może wtedy, w domu artysty to zrozumiała. Jaki byłby inny powód, żeby zapraszać Odobescu do Evansa, jeśli nie byli razem. Mogli się przecież spotkać gdziekolwiek. Pewnie stąd ten bar. Poszli się napić, a po drinkach rozwiązała swój język i wszystko mu wygarnęła. Tak, to (nie)miało sens. Wszystko łączyło się w całość. Wyszła zapalić, poślizgnęła się i wtedy zrozumiał, że jest dla niego ważna. Bez pamięci to trochę tak, jakby zacząć od nowa… To chciał zrobić, bo jej potrzebował, by być kochanym. Moment kulminacyjny właśnie nastąpił. Tragedia, która jednak zawędrowała w kompletnie innym kierunku, niż się spodziewał. Wydawało się, że gorzej być nie może — proszę, oto Rose, cała na biało, w świetle szpitalnych jarzeniówek, z paskudnie smutnymi, nieomal płaczącymi, oczyma wbitymi jak ostrze, prosto w jego twarz, rozlewa gorycz i drżącym głosem mówi: — Czy ja byłam tą kobietą, której chyba nie kochałeś? |
|
| Sava
| Temat: Re: Przychodnia Pią Gru 29, 2023 12:32 pm | |
| Zmiana mimiki twarzy kobiety mogłaby być alarmująca dla kogoś bardziej spostrzegawczego niż Sava. Ten myślał, że Rose po prostu może w taki sposób zaczęła sympatyzować, łączyć się w bólu z tym, co jej opowiadał. Rzeczywiście, nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie monstrum zostało powołane do życia. - Miłość nie jest prosta. - Wzruszył ramionami. Za długo się rozwodzić nad tego typu porażkami. Zawody sercowe... Czarnowłosa miała rację, przynajmniej z tą pierwszą jego miłością, że nie próbował obu na raz. Jednak tam nie było co próbować. Przypadek beznadziejnej, młodzieńczej miłości platonicznej do kumpla. A, że wychował się w środowisku, w jakim się wychował, nigdy nie nikomu wtedy nie powiedział, że darzył szczególnym uczuciem drugiego mężczyznę. Dlatego zamilkł już na ten temat. I tak już Rose zdawała się być zdołowana przez zaczęty temat. Opowiadając więcej szczegółów o Rodneyu i o tym, dlaczego tam u niego wylądowali, znowu miał nadzieję, że czarnowłosa sobie coś przypomni. Coś więcej niż jakiś surowy fakt, że pan Evans to artysta. Opuszczona głowa i ogólna postawa Rose dalej nie była wystarczająco alarmująca. Dlatego wyjawiał każdy kolejny szczegół bez większego pohamowania, nie licząc oczywiście małej wpadki, jaką wykonał po drodze, gdzie napomniał o smsach. Wszystko szło gładko, dopóki nie usłyszał pytania, które aż przyprawiło go o ścisk w żołądku. Spojrzał zszokowany na jej zaszklone, bliskie płaczu oczy. Zdawać się mogło, że przecież rozmawiali o Rodneyu, a kobieta po prostu dalej nawiązywała do tego, co mówił poprzednio. - C-co...? - Wydukał zupełnie zbity z tropy, a potem zmarszczył brwi, kiedy mniej więcej zrozumiał, do jakiego tematu nawiązywała. - Czekaj, co to w ogóle za wniosek... Pytałaś w kontekście przeszłości. - Wytłumaczył spokojnie, nie wiedząc, co miał zrobić z faktem, że mu się zaraz Rose rozpłacze. - Kobieta, którą miałem na myśli, to stare dzieje. Ty... My... To coś innego. My jesteśmy teraz, tylko po prostu nigdy nie nazwaliśmy otwarcie, co nas łączy. - Próbował dalej, ale miał wrażenie, że tylko pogarszał sytuację. Klasyczny przypadek mężczyzny, który chciał dobrze, ale i tak pokręcona logika kobiety robiła wszystko, żeby zrujnować plany. Znowu wyciągnął rękę w jej stronę, tym razem śmielej i pozwolił sobie rzeczywiście sięgnąć jej nadgarstka. Chciałby powiedzieć to na głos. Chciałby powiedzieć o wszystkich trawiących go obawach, które hamowały go przed nazwaniem tego, co wobec niej czuł. Wolał jednak pokazywać niż mówić. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Przychodnia Pią Gru 29, 2023 8:11 pm | |
| Róża była prawdziwą ofiarą głupoty i zapomnienia. Taką doprawdy godną pożałowania. Nie musiała się nawet przesadnie starać, by obrać najgorszą z możliwych dróg rozumowania. Wszystko przychodziło samo: łatwo i prosto. Połączyć niepołączalne – bułka z masłem. Zaprzeczyć sobie i jemu dziesięć razy – obowiązkowy punkt każdej ich rozmowy. Wymieszać fakty z kłamstwem – specjalność szefa kuchni. Obrócić kota ogonem, zgubić godność i ideały, a na sam koniec uknuć najczarniejszy scenariusz – o panie, a można inaczej? We wszystkim, zdaje się, namiętnie szukała możliwości zadania sobie bólu. Zupełnie tak, jakby była uzależniona od smutku i rozpaczy, jakby nawet teraz, pozbawiona wspomnień, ciągnęła nie w kierunku płatków, a kolców. W duszy wypowiedziała kilka losowych, mało urokliwych słów. Coś pomiędzy kurwa, a cholera. Przekleństwa uspokajały, a przynajmniej dawały złudzenie, że tą wzbierającą wściekłość i żal da się jakoś rozproszyć dzięki prostackiemu językowi. Typowa sytuacja – wydawało jej się, że wiedziała, co czai się w jego umyśle. Nieważne, że to niemożliwe. — Przedwczoraj, wczoraj… To też przeszłość, a bez pamięci to trochę tak, jakby zacząć od nowa, oddzielić grubą linią teraźniejszość i to, co minęło, prawda? — wyrzuciła, wplatając w zdanie słowa Savy. Rose czepiła się własnych myśli tak uparcie, że gotowa była po dążyć do ich urealnienia choćby tylko po to, by mieć w końcu jakąkolwiek jasność co do łączącej ich relacji, powodu, dla którego trwał przy niej, dla którego ukrywał tak wiele spraw. Nie rozumiała tego, nie widziała innego uzasadnienia. A dzięki temu coraz wyraźniej zdawała sobie sprawę, że to, co wywnioskowała, było prawdziwe. Bo jak mogłoby nie być? Wszystko przecież tak ładnie się łączyło. W tak ładnie opakowany, paskudny prezent, którego nigdy nie chciałaby dostać. Ale on był – podpisany jakby jej imieniem. I niby liczba błędów, które przypadają na jedną osobę, powinna być ograniczona, ale ciemnowłosa zdawała się mieć niewyczerpane zasoby wyżej wymienionego. Pomyłka ciągnęła za pomyłką. Nawet poraniona, pokaleczona, wyprowadzona z błędu i uświadomiona, że idzie złą drogą, brnęła dalej. — Coś innego… Co to znaczy? …Wiem, kim dla ciebie jestem, teraz pragnę dowiedzieć się, kim ty byłeś dla mnie. Muszę wiedzieć. — Usta Rose drżały, ale zacisnęła je mocno i zamrugała, by pozbyć się łez. — Chcę zobaczyć wiadomości, które wymienialiśmy między sobą. |
|
| Sava
| Temat: Re: Przychodnia Pią Gru 29, 2023 9:02 pm | |
| Usiłował się tłumaczyć, ale, cóż, wtrącone przez Róże słowa podsycało w nim tylko te gorsze emocje. Dlatego zamilkł na chwilę, żeby uraczyć ją jeszcze bardziej skonfundowanym spojrzeniem, jakby nie dowierzał w to, co słyszał. Nie potrafił zrozumieć tego, co mówiła i do czego teraz nawiązywała. Jasne, zacząć od początku, miał na myśli, że chcąc, nie chcąc, Róża musiała zmierzyć się z nową rzeczywistością, żeby odszukać dawną siebie. Bynajmniej nie chodziło mu o relację. Dokończył to, co miał powiedzieć, ale czuł niesmak i niedosyt z własnych wypowiedzianych słów. - Kompletnie nie rozumiem, o co ci teraz chodzi. - Obwieścił, kiedy na jego twarz spłynęła nagła obojętność, a w oko błysnęło zrezygnowaniem. Dlaczego, kiedy wychodził z uczuciami, jak na tacy, musiało mu się obrywać, żeby zamknął się z powrotem? I przede wszystkim, co to była za reakcja z jej strony? Tak, jakby pamiętała... Miała mu za złe za coś, czego nawet nie pamiętała... A może pamiętała? Zamilkł na chwilę, przechylając głowę i lustrując ją uważnie. - Nie wiem, jaką sobie ideę teraz dorobiłaś w głowie, ale łapanie mnie za słowa nic nie da. Tamto tyczyło się tylko i wyłącznie sytuacji, w której się znalazłaś. Zaczęłaś od nowa, czyli bez wspomnień, co jest samo w sobie trudne. Nie odnosiłem się do nas. - Wyjaśnił ciszej z lekkim grymasem na twarzy, który oznaczał mieszankę smutku, złości, niemocy i zaskoczenia w związku z tą nagłą eskalacją emocji z jej strony. Jednak coś go tknęło, żeby jeszcze nie cofać od niej ręki. Trzymał ją dalej, jakby ta nieznaczna bliskość miała ją uspokoić i odwrócić uwagę od tych absurdalnych myśli. - Sam z chęcią się dowiem, kim dla ciebie byłem. - Odparł gorzko. - Nigdy tego nie powiedziałaś. - Dodał jeszcze, zabierając w końcu rękę. O ile rozumiał, że Rose znajdowała się w takim położeniu, a nie innym i było jej ciężko, tak miał swoje limity. Pięćdziesiątka na karku, a on nadstawiał się dla niej, jak emocjonalny worek treningowy. - Nie zobaczysz. Nie pokażę ci. Nie, dopóki się nie uspokoisz. - Oznajmił stanowczo i beznamiętnie, próbując odsunąć złośliwe słowa, jakie nasuwało mu na język. Łzy czarnowłosej nie pomagały. Bynajmniej nie w próbie zadziałania Savie na emocjach, nawet jeśli były one szczere. - Słuchaj, Rose. - Zaczął, podnosząc dłoń w geście uspokojenia. - Chcę ci pomóc, więc daj sobie pomóc. Cały czas mnie odpychasz. Porozmawiajmy. Powiedz mi, co ci siedzi w głowie. O czym myślisz. Bo... Sam się gubię w tym, co mówisz. Nie wiem, skąd ten nagły wybuch u ciebie. I dlaczego płaczesz? |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Przychodnia Sob Gru 30, 2023 12:50 am | |
| Róża całym swoim umysłem próbowała sprawić, by rozbuchane myśli straciły na mocy, ale kiedy tylko Sava zaczynał mówić, pojawiały się coraz większe potwory i monstra, nad którymi nie mogła zapanować. Wątki mieszały się ze sobą, a domysły tylko podsycały ogień, który i tak sięgał niemal samego nieba. Nie było na to ratunku. Znaczy… Był. Rozmowa, szczera i otwarta, bez wybuchów. Ale ta kompletnie im nie wychodziła. Ciężko bowiem prowadzić dyskusję z kimś, w tym przypadku Różą, kto zaprzecza prawdzie i kiwa spolegliwie głową, gdy widzi fałsz. Z drugiej jednak strony, oczekiwać, by w całej tej gęstwinie odnalazła równowagę, której nie miała nawet bez utraty wspomnień? Naiwne. Co niby miała mu powiedzieć: Hej, obcy wciąż mężczyzno, zamiast otwarcie przyznać, co kolebie mi się w głowie, wolę tworzyć nierealne scenariusze, żeby sama się zranić, zanim to wszystko zrani mnie? Jak to wyjaśnić i to jeszcze słowami; bez pokazywania bezbronności, słabości i tego, że jest w pełni od niego zależna, bo ma głowę pustą jak bęben pralki. Jeszcze to cholerne przeświadczenie, że chociaż Sava nie robi jej krzywdy, to musi się na wszelkie sposoby chronić. To było jak rozwiązywanie sznurówek, które ktoś złośliwy splątał na supły. Nic nie było pewne, a każda dygresja, i reakcja Odobescu na nie, rodziła coraz trudniejsze do rozwikłania zagadki. Up and down. Bez wytchnienia. Jak łódka na sztormie; emocje targały nią to w lewo, to w prawo. Od spokoju, do płaczu. Totalny chaos, rosnący jeszcze szybciej, gdy przenikliwy chłód dłoni Savy nagle zniknął. Nie czuła go wcześniej, nie dostrzegła, że chwycił za nadgarstek. Kiedy zniknął… Tak, ludzie naprawdę mieli tendencję do zauważania istoty rzeczy dopiero wtedy, gdy ją tracili. — Jestem spokojna — oznajmiła nieomal natychmiast, choć nic, co zawieszone było na jej twarzy, nie wskazywało na to, że jest stabilna emocjonalnie. Epizodyczne kropelki łez, niepodobne strumieniowi, choć zasnuwające wizję równie mocno, dotarły do linii żuchwy Rose i dopiero wtedy zrozumiała, co miał na myśli, mówiąc, że płacze. Przetarła je panicznie dłonią, bo brzmiał tak, jakby powinna się ich wstydzić. W jej umyśle, jak podczas Nowego Roku, szalały wybuchy – małe i duże fajerwerki o wielu kolorach, huk tak niemiłosierny, że zasłonięcie uszu w niczym by nie pomogło. Może się z n o w u pomyliła; na całej linii, w każdym słowie, w każdym fragmencie historii, którą ułożyła? Może całe jej życie takie było; nic, tylko pomyłki. A jeśli tak, to poddanie się procesowi cenzury, ukazanie absolutnie wszystkiego, nie wydawało się najgorszą z opcji. Cóż innego jej pozostało. Oddychała ciężko, jakby ta cała rozmowa była maratonem, a ona miernym krótkodystansowcem. — Nie odpycham cię, tylko wszystko się jest tak poplątane, że już sama nie wiem, w co wierzyć. Są obrazy w mojej głowie… Wyraźne i jaskrawe, z dźwiękami i zapachami, tak, jakbym naprawdę je przeżyła. Nie wiem, czy są prawdziwe. Wiem tylko, że część pokrywa się z tym, co mówisz, a część… Nie. Próbuję to jakoś ułożyć, znaleźć sens, ale kiedy… Kiedy to robię, jest tylko gorzej. Tak jakby w moim życiu nigdy nie działo się nic dobrego.… — zaczęła, wpierw szybko, jakby ją goniono, ale w miarę posuwania się w monologu, mówiła z coraz większą ciężkością. Odwróciła w międzyczasie głowę, jakby obojętny wzrok Savy ją onieśmielał. Może czuła się głupio? Na pewno. — I boję się, że tak było, że moja przeszłość jest niczym innym, niż porażką, że ja nią jestem… Byłam. Złapała oddech, zacisnęła palce na pościeli i natychmiast kontynuowała chaotyczną „przemowę”, nie pozostawiając miejsca na żadne wtrącenie: — Gdy się kogoś kocha, chce się być tak blisko, jak to tylko możliwe — zacytowała własne słowa, całkowicie oderwane od poprzedniego wątku. — A ja… Pocałowałam cię w rękę. Pamiętam to dokładnie. Wtedy nie miałam wątpliwości, że chcę to zrobić. Nie wiem, czy cię kochałam, ale jeśli tak, to dlaczego o tym nie powiedziałam? Co za paradoks: niegdyś prostytutka, teraz trzydziestoletnia kobieta bez pamięci z mentalnością płochliwej trzynastolatki. Czy jej słowa miały sens? Nie. To coś bardziej na kształt czytania zdań z losowych stron książki. Niby wszystko kręciło się wokół tego samego tematu, ale zrozumieć chronologię… Z pewnością uknuła w głowie wiele najgorszych scenariuszy, ale nie była gotowa na cierpienie, które przyniesie prawda. Sęk w tym, że chyba nie istniał w świat, w którym mogła się na nią przygotować. — Nic o sobie nie wiem, a chciałabym być pewna, że w moim życiu była chociaż jedna dobra rzecz. Nie mam nikogo poza tobą, nie mam dokąd iść, moja praca to nie wiadomo co, ale coś złego… Czemu to musi być tak skomplikowane? |
|
| Sava
| Temat: Re: Przychodnia Sob Gru 30, 2023 1:42 am | |
| Jednooki nie zmienił swojego wyrazu twarzy, kiedy Rose jasno stwierdziła, że jest spokojna, bo widać było, że nie. Zwrócenie na to uwagi podsyciłoby tylko negatywne odczucia i doprowadziłoby do większej eskalacji. Dlatego Sava grzecznie przemilczał tę kwestię. Rose zamilkła na moment. Uznał to za dobry omen. Wyglądała tak, jakby się uspokoiła, mimo że oddychała ciężko. Czekał cierpliwie, aż coś powie, nie odwracając od niej spojrzenia. Kiedy w końcu zaczęła mówić, słuchał jej w milczeniu. Absolutnie rozumiał jej obawy, empatyzował z nimi. Domyślał się, że to musiało być ciężkie, choć sam nigdy nie przeżył podobnego doświadczenia. Utrata pamięci brzmiała bardzo poważnie i sam na jej miejscu czułby się, jak zagubione we mgle dziecko. Chciał otworzyć usta, żeby coś powiedzieć, ale Róża kontynuowała, tym razem przypominając sytuację, jak całowała jego dłoń. Odwrócił wzrok, mimo że kobieta i tak zdążyła odwrócić od niego głowę w - chyba - zawstydzeniu. Dotrwał do końca jej monologu, pozwalając jej na swobodne wygadanie się. - Niektórych rzeczy nie trzeba mówić. - Powiedział nieco ciszej, ale spokojnie, czując przyspieszenie własnego serca. - ...To u Rodneya się pocałowaliśmy. - Dodał, błądząc wzrokiem po ścianie. Zamilkł na chwilę. Gdyby Rose przypomniała sobie o nim, zapewne bez wahania pocałowałby ją bez wahania właśnie teraz. - Musisz mi po prostu zaufać, proszę. - Odezwał się w końcu. - Yvonne mówiła, że ze wspomnieniami będzie się tak dziać. Twój mózg w pokrętny sposób będzie próbować wypełniać luki pomiędzy wydarzeniami fałszywymi obrazami. Wiem, że to musi być okropne uczucie - nie być pewnym swoich własnych wspomnień, ale to stan przejściowy. Przebrniemy przez to. - Podniósł się z krzesła i przysiadł na łóżku. Jedna pozytywna rzecz w życiu Rose? Nic mu nie przychodziło do głowy. Szczerze mówiąc, wyglądała na taką samą porażkę, co on sam. Z rzeczy niematerialnych... Emily. Ale o niej nie mógł wspomnieć i chyba to było najbardziej obciążające go psychicznie. Nie powiedzieć jej, że miała córkę brzmiało jak czyste bestialstwo. Niemniej, oczami wyobraźni widział jej reakcje. Najpierw szczęście i chęć zobaczenia jej już teraz, natychmiast. A później rozczarowanie. Głębokie. To jak ze szczytu góry skoczenie w dół na główkę, tylko że na dole nawet nie ma wody. Chciał ją stopniowo przygotować. - Chodź do mnie. - Mruknął cicho, wystawiając rękę w zapraszającym geście. Nie chciał jej zmuszać do przytulenia się na siłę, choć pragnął ją jakoś pocieszyć. - W mojej przeszłości też nie ma ani jednej pozytywnej rzeczy. To nie znaczy, że takie po prostu nie nadejdą. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Przychodnia Sob Gru 30, 2023 3:20 am | |
| Niektórych rzeczy nie trzeba mówić – prawda – ale dobrze byłoby być pewnym, że w ogóle jest o czym milczeć, a co do tego nie miała jednoznaczniej odpowiedzi. Podobnie jak fałszywe wspomnienia, tak i chęć złożenia pocałunku w jego dłoni mogła wynikać z jakiś złudnych procesów mózgu. Mogłaby przysiąc, że to było czyste, targające sercem jak nic innego, uczucie, ale przecież dokładnie to samo wywoływała w niej wizja pracy w motelu. I choć bardzo chciała, by w jej przeszłym życiu występowała „miłość” – ta, która rozwiązuje problemy świata – to… Cóż, pustka. Przynajmniej w głowie. Wieść o pocałunku u Rodney’a, przyjęła z równie ambiwalentnym, nieco krzywym, uśmiechem, który nastąpił po rozchylonych w zdziwieniu ustach. Kiedyś może i oblałaby się wstydem, bo to, czego dokonali u artysty, było zakazane i (o ironio) nieczyste. Ale… Nie pamiętała tego, tych pożądliwych, pełnych pasji obietnic. Niemniej, nie mogła, i nie chciała, powstrzymać wdzierającej się w umysł wizji bliskości jak z „Listów do Mileny”; ust ciasno sklejonych z jej ustami, uśmiechu, który rozwiewałby smutek, wybaczenia, gdy znów potknie się o własne nogi i zidiociały rozum, bezinteresownej pomocy nawet wtedy, kiedy będzie ją odrzucać. — Wszystko, co wiem o sobie, o nas, to tylko twoje słowa. Nie mam żadnej pewności, że mnie nie okłamujesz — zaczęła z rezygnacją, po czym zamilkła, rachując słuszność wywlekania liter z umysłu i przeciskania je przez gardło. Już po chwili, przeświadczona o tym, że niewiele ma do stracenia, dodała: — Ale chciałabym… Chciałabym ci zaufać, tylko to nie takie proste, kiedy nie powinnam ufać nawet samej sobie. Powinna natomiast ufać własnemu sercu, bo kiedy lustrowała go kątem oka i widziała, jak na nią patrzył, wydawało się, że naprawdę nie jest mu obojętna, że w tym jednym, błękitnym oku utkwiła podwójna dawka troski i czegoś, co bardziej rozumni określiliby zauroczeniem, a może nawet miłością. W każdym razie, by odnaleźć spokój, a przy tym zwiększyć szansę na odnalezienie zagubionych fragmentów przeszłości, musiała się przemóc; odłożyć na bok dręczące wątpliwości i postarać się zapomnieć, gdzie je schowała. Może nie dziś, nie jutro, ale powoli, z czasem, może z nim. Chodź do mnie Nieśmiało odwróciła twarz w jego stronę i spojrzała z przerażeniem, ale i pewną… Ciekawością, kto wie, nawet ulgą. Poznawali się od nowa, spotkali się po raz pierwszy, a wszystko było zupełnie nowe, choć już raz doświadczone. Było w tym coś magicznego. Wiedziała, że nie powinna się na to zgadzać i podchodzić zbyt blisko, bo zawsze łatwiej obserwować sytuację z pewnego dystansu. Wiedziała o tym, a jednak uległa. I ten dotyk wystarczył, żeby narodził się w niej zupełnie inny rodzaj niepokoju. Ten wywodzący się z bliskości dwóch ciał, z których przynajmniej jedno tęskniło za czymś, o czym wolało nawet nie marzyć. — Tak myślisz? — wymamrotała, chcąc zabić niezręczną ciszę przerywaną sugestywnym dźwiękiem kardiomonitora. W chwilach ostatecznego lęku człowiek gotów jest kochać każdego, kto jest obok. Ktokolwiek to jest. I to było w tym wszystkim przykre: chciała mu wierzyć, żeby nie być sama, a nie dlatego, że podzielała uczucie, które niegdyś ich złączyło. Jednak z całą pewnością stał się jej bliższy niż ktoś obcy, ale bardziej obcy niż ktoś naprawdę bliski. |
|
| Sava
| Temat: Re: Przychodnia Sob Gru 30, 2023 3:55 am | |
| Rose cały czas sprawiała wrażenie, jakby siedziała w niej ta "stara" jej wersja. Z jednej strony popłakała się w obliczu przykrych wizji o tym, że ich relacja z dawniej nie została szczególnie nazwana. Z drugiej strony, informację o wspólnym pocałunku przyjęła dość... Obojętnie. Co, z kolei, objawiło się ponownym ukłuciem w klatce piersiowej. Słodko-gorzka miłość, w tym przypadku, dosłownie. Raz tak, raz inaczej. Koniec końców, wzruszył nieznacznie ramieniem. - Nie tylko moje słowa. Twoje czyny też. - Zauważył, odwracając wzrok i westchnął cicho. Subtelnie (a może nie) nawiązał do jej własnych słów. Dopiero co przed chwilą powiedziała o całowaniu jego dłoni. Pozostawił to bez dalszego komentarza, nawet jeśli czarnowłosa mogła początkowo nie skojarzyć, do czego chciał nawiązać. W takim wypadku zostawiłby ją samą, żeby połączyła kropki. Trochę go poniosła fantazja. Z jakiegoś powodu stwierdził, że przytulenie będzie najlepszą formą pocieszenia. Zdziwiło go, że Rose jednak przystała na tę propozycję. Kiedy się zbliżyła, objął ją ramieniem i przycisnął polik głowę, i przymknął oko. - Tak. - Odmruknął w odpowiedzi. Nie przeszkadzała mu ta cisza, choć może powinna była. Tak czy siak, znowu czuł jej zapach. I puls. To drugie uderzyło w niego ze zdwojoną siłą. Dotychczas ignorował dźwięk płynącej krwi w jej żyłach, zważywszy na to, że cały czas działał sprzęt medyczny, rozmawiali i generalnie wampir był pochłonięty czymś innym. - Muszę iść. - Mruknął nagle i rozluźnił objęcie, po czym zszedł z łóżka. Całe szczęście, że nie znajdował się tak blisko szyi, jak wtedy. Żądza, choć dalej silna, była łatwiejsza do opanowania, szczególnie, gdy się już odsunął. - Do jutra. - Rzucił niemrawo na odchodne.
Zanim całkowicie opuścił przybytek, znalazł jeszcze Yvonne w swoim gabinecie. - Yvonne. - Zaczął. - Kiedy mogę zabrać Rose? To, co ci dałem, to nawet nie jest wystarczające za twoje usługi, a domyślam się, że wolontariatu nie prowadzisz. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Przychodnia Sob Gru 30, 2023 5:19 am | |
| Czyny, powtórzyła w głowie i spojrzała na niego wzrokiem nietkniętym błyskotliwym intelektem. Nie była świadoma, co naprawdę mógł mieć na myśli, bo z góry założyła, iż Sava odnosi się do części „o niej”, nie zaś „nas”, bo zgodnie z tym, co sugerował, żadnych „nich” nie było. Ale, tak, płacz, bijące szybko serce, wściekłość, żal, rozterki, wątpliwości i wszystkie inne ości sporo o niej mówiły. Dziewicze wciąż pachnące nowością emocje, których zrozumienie zajmie jej najpewniej jeszcze jakiś czas. Dojście do wniosku, że nawiązywał do „nas” również. Wtedy, kto wie, może rzeczywiście połączy kropki. A odnośnie tego: już kiedyś nakazał jej to zrobić. Tuż po tym, jak niemal wyłożył karty dotyczące wampirze natury na stół. Od bycia w domu Rodneya do „wypadku” minęło kilka… dni, tygodni. Może, nim straciła pamięć, zrobiła dokładnie to, do czego wtedy ją zachęcał? Szanse były nikłe, ale były. W każdym razie podświadomość Rose uznała, że ważniejsze, niż myślenie, jest spełnianie podstawowych potrzeb człowieka. W środku niej mieszkało małe dziecko, wewnętrzny, krzyczący o bliskość brzdąc, które doskonale wiedziało, dlaczego tak szybko zgodziła się na przytulenie. Wiedzę tę jednak pozostawiło dla siebie. Wyparło logikę i sens, zasypało nadzieje mężczyzny. Cóż, bywa i tak. Oczekiwania stoją niebezpiecznie blisko zawodu. Oczekiwanie od rozlazłej intelektualnie prostytutki bez pamięci jeszcze bliżej. Zelżała i zachłysnęła się tym przyjemnym uczuciem błogiej lekkości. Raniona mężczyzny, w ogóle – ludzi, miały tę niezrozumiałą moc przynoszenia nie tylko ulgi, ale również swoistego podłączenia się do ich energii. To właśnie zrobiła, egoistycznie chłonęła, jak bateryjka, troskę i czułość, jaka płynęła z tego uścisku. Znów poczuła się bezpiecznie, kiedy każdy oddech wypełniony był zapachem „domu”. Jego zapachem. Cholera, on tak cudownie pachniał. Nie mogła przypasować tych nut do niczego, co znalazła w odmętach umysłu. Żadne kwiaty, pianka do golenia, morze, nic. Nie dało się tego opisać. W pierwszym momencie, za bardzo pochłonięta powyższymi rozważaniami, nie poczuła nerwowego poruszenia Savy. Zaraz, jednak gdy zrobił to bardziej zdecydowanie i odlepił się od jej ciała – odchyliła się w głębokim niezrozumieniu tego, co właśnie się wydarzyło. Parokrotnie zamrugała oczyma, próbując dostrzec w jego twarzy, co spowodowało tak nieoczekiwaną zmianę. Przytulił ją. I nagle… „Muszę iść”, tak po prostu? Chciała wyciągnąć rękę i powstrzymać go przed odejściem. Poprosić, by poczekał, ale to działo się zbyt szybko. Odszedł, zostawiając ją w cholernej niepewności, wtrącił na cienką linę przewieszoną między wysokimi budynkami i niemo nakazał się po nich przejść. Może go zawiodła? Na pewno nie pierwszy raz, tylko… Jeśli dzięki temu, co się stało, zrozumiał, że nie ma dla niej ratunku, jeśli widząc, jak wszystkie próby zawiodły, uznał mechanizm za popsuty, znaczyłoby to, że już nie wróci. A jednak tak jak poprzednio, użył zwrotu „do jutra”. Opadła ramionami w dręczącą szorstkość pościeli. Płuca zamieniły się w sita i wydawało jej się, że nie może nabrać wystarczająco powietrza. Wnętrzności zamarzły jakby na kamień. Masz kogoś przez jakiś czas, a potem w jednej chwili już nie masz. Cierpkość rozlała się po języku i wargach, wciskając na nie ledwie słyszalne „zrobiłam coś nie tak?”. Yvonne, znajdująca się w laboratorium, obróciła się na krześle i ułożyła ręce na podłokietnikach. Wyglądała jak prezes jakiegoś znamienitego banku, a nie królowa przybytku dla wykolejeńców i przestępców. — Ani na usługi, ani na leki. Na botoks? Może... — odparła bezpardonowo i przekręciła głowę na bok, stabilizując ją zgiętą w łokciu ręką wspierającą podbródek. Dłuższą chwilę wpatrywała się w jego umęczoną twarz beznamiętnym, acz uważnym spojrzeniem. — Działam zgodnie z zasadą: „co łaska”. W końcu wstała i jak gdyby nigdy nic, ruszyła w kierunku lodówki, tej samej, z której jakiś czas temu pobierała torbę z krwią i uczyniła to samo, co poprzednio – wyjęła pakunek i podała go Odobescu. Zmiany w mimice nie stwierdzono. Tak samo zresztą, gdy podawała mu wyniki – zarówno jego, jak i Rose. Oboje, o dziwo, wolni od chorób przenoszonych drogą płciową. — Jak dla mnie, to choćby i dziś. O ile będziesz w stanie nad nią zapanować... A przede wszystkim nad sobą. — Nie było to pytanie, ale nie było też stwierdzenie. Ot, najpewniej nawiązanie do widocznych oznak głodu. Człowiek i wampir w jednym domu – niebezpieczna gra. Było jej obojętne życie obcej kobiety, ale wolała nie mieć na rękach krwi bogu ducha winnej prostytutki. Po prostu bogu ducha winnych ludzi, właśnie po to pracowała tu, a nie jako prawica ojca. |
|
| Sava
| Temat: Re: Przychodnia Sob Gru 30, 2023 2:13 pm | |
| Skinął głową ledwo zauważalnie. Na uczciwej pracy nie będzie w stanie zarobić tyle, żeby rzeczywiście pokryć koszty. Jedna sytuacja, a ilość ludzi, którym wisiał przysługę, urosła w szybkim tempie. Dodatkowo, jeszcze nie stało się nic, co zwiastowałoby, iż Polly zorientowała się o wydarzeniu w Mole. Podejrzewał, że to jedynie cisza przed burzą i, najprawdopodobniej, będzie potrzebować więcej pomocy i... Pieniędzy. Odwrócił się z zamiarem wyjścia, ale dostrzegł, że blondyna podniosła się z krzesła. Odruchowo pochwycił pakunek, który otrzymał od Yvonne. Zawiesił na nim dłużej wzrok, słuchając tego, co powiedziała. Brwi nieznacznie ściągnęły się do siebie. - W takim razie zabieram ją jutro. - Odpowiedział beznamiętnie i przyłożył słomkę do ust, żeby szybko pozbyć się zawartości. Tym razem smak paskudnie zimnej krwi rozlał się po gardle i poczuł ścisk żołądka. Nie był głodny, a to sprawiało, że przyswajanie takiego trunku było wyzwaniem. Po wypiciu zasłonił usta, jakby chcąc zahamować nadchodzący bełt. Nie dał po sobie poznać, że uczucie wzburzonej treści żołądka miało zaraz opuścić obecną lokalizację. Całe szczęście, stłumił to w sobie, ale zapewne i tak wzbudził w Yvonne ostrożność. W końcu, wampir zastygł w miejscu z przytkniętą dłonią do ust i nie ruszał się przez kilka chwil. - Dzięki. - Mruknął, kiedy się opanował uczucie i wyrzucił pakunek do śmietnika. - Jutro po nią przychodzę. - Obwieścił jeszcze raz i po prostu wyszedł.
***
Myślał. Dużo myślał. Yvonne jako jedyna była świadoma jego prawdziwej natury i zdawała sobie z niebezpieczeństwa, jakim było wzięcie pod dach człowieka. Rozsądek podpowiadał, żeby tego nie robić, ale serce podpowiadało, że przecież... Nieważne, z jak długimi zębami potwór w nim siedział, na pewno nigdy nie wpadnie na to, żeby tak skatować Rose. Brak kontroli z głodu to jedno, a czerpanie przyjemności z wyrządzania krzywdy słabszym to kompletnie inna bajka. Niektórzy nie musieli być wampirami czy demonami, żeby być prawdziwymi potworami. A jednak, dalej był to problem. Ryzyko, że jednooki może stracić nad sobą kontrolę i zrobić jej krzywdę. Mocna, słaba, bez znaczenia. Ale krzywda. Tylko, że co miał zrobić? Pójść i powiedzieć "Rose, jesteś prostytutką. Mieszkasz w Mole i musisz zabawiać obrzydliwych, niemytych staruchów za psie pieniądze, a okazjonalnie musisz dać się pobić do nieprzytomności jakimś zwyrodnialcom"? No, nie. Absolutnie nie. Już rzeczywiście wolał wybrać mniejsze zło i padło na niego. On był tym mniejszym złem. Stanął przed przytułkiem. Nawet nie czekał na Yvonne zbyt długo, bo ta - jak zwykle - wyszła od razu na przywitanie. Wysłuchał tego, co miała do powiedzenia, a następnie skierował się do środka. Tym razem wszedł do pokoju, gdzie znajdowała się Róża, bez dłuższego oczekiwania. Uśmiechnął się delikatnie, kiedy w końcu na niego spojrzała. Wydawała się być nieco przygnębiona. Podejrzewał, czym mogło to być wywołane. - Hej. - Przywitał się najpierw. - Przepraszam, że wczoraj tak po prostu poszedłem. - Powiedział łagodnie, bez większych, szczegółowych wyjaśnień swojego zachowania. - Dzisiaj zabieram cię do siebie. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Przychodnia Sob Gru 30, 2023 9:06 pm | |
| — Wierzę, że wiesz, co robisz — powiedziała z nieodgadnionym, niejasnym tonem Yvonne. Przełknęła ślinę i kontynuowała, zdecydowanie ciszej. — Max mówił, że ludzie, do których należy Rose, zaczęli węszyć. Nie wiem nic więcej, ale lepiej nie afiszujcie się na mieście. To nie zabawa. I rzeczywiście, nie wiedziała nic ponad to, co meksykanin przekazał w rozmowie. Zresztą, było to całkiem logiczne rozwiązanie, biorąc pod uwagę fakt, że nie wyglądała na osobę, która chciała angażować się w sprawy swoich pacjentów bardziej, niż to konieczne. Była człowiekiem, słabym istnieniem, którego można łatwo zabić, jeśli będzie wiedział za dużo. A ona mimo wszystko chciała żyć i nieść pomoc. Śmierć szybko zakończyłaby istnienie tego miejsca. Od samego poranka, niemal co chwilę, Rose bezradnie spoglądała na zamknięte drzwi. Oprócz Yvonne, która rankiem uzupełniła witaminową bombę, kroplówkę znaczy się, nikt więcej nie przyszedł. Wciąż nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Sava tak nagle wyszedł i zostawił ją z tym wszystkim samą. W głowie roztrząsała wiele scenariuszy, które jednak nie prowadziły w żadnym konkretnym kierunku. Wszystkie były… Nieciekawe, ponure, skąpane w szarościach rzeczywistości, nadal obcej i wyglądającej na pozbawioną kolorów. Niepewność wzrastała wprost proporcjonalnie do godzin od momentu, w którym widziała go po raz ostatni. W południe O’Brien odważyła się przepytać Yvonne, ale ta zbyła ją „nadmiarem pracy” i „brakiem czasu na pogawędki”. Była taka od początku – niema na dyskusje obejmujące coś innego, niźli tylko to, co potrzebne do osiągnięcia przez Różę stanu względnej stabilności. Prawdopodobnie ten schemat postępowania wynikał z profesji, jaką pełniła, ale i tak miała blondynce za złe, że jako jedyny człowiek, który nie miał żadnego interesu w zwodzeniu jej, karmiła ją paskudną w smaku ciszą i obojętnością. Więc jednak Sava nie kłamał, nie pomylił się, gdy obwieścił rychłe spotkanie „jutro”. A „jutro” było dziś. Podniosła głowę, by odnaleźć go sennym, bo niedawno skończyła drzemać, wzrokiem. Odobescu uśmiechał się tak, jakby to, co wczoraj się wydarzyło, wcale nie miało miejsca. A może uśmiechał się, bo zobaczenie jej w stanie absolutnej wątpliwości wobec samej siebie, świata i jego, sprawiało mu niezwykłą satysfakcję albo… Wrócił, żeby nabrać sił i dopiero wtedy odejść na dobre? Okrutna zagadka. Nie mogła go rozgryźć. Ani dziś, ani wczoraj, ani wtedy, gdy jeszcze pamiętała, kim był. Po prawdzie, w tamtym czasie było to nawet trudniejsze. — C-co? — zaczęła z wyraźnie malującym się na twarzy szokiem. Zatrzymała się na chwilę, by złapać oddech, przymknąć rozwarte wargi i ściągnąć brwi w wyrazie absolutnego, choć jeszcze spokojnego, buntu. — Nie rozumiem… Nic mi nie wyjaśnisz, ale mam z tobą iść? |
|
| Sava
| Temat: Re: Przychodnia Sob Gru 30, 2023 11:04 pm | |
| Nie wiedział. Cóż, dopiero później, jak już leżał w łóżku, przetworzył to jeszcze raz. Skoro jednak Max mówił, że ludzie, do których "należy" Rose zaczęli węszyć, ta opcja była jedyną właściwą. Dlatego tym razem przyjechał samochodem, żeby móc czarnowłosą tak po prostu zawieść pod dom, zamiast panoszyć się po mieście. Wpatrywał się w ten szok malujący się na twarzy Rose, a z każdą sekundą jego uśmiech nieco zrzedł. Przekrzywił głowę w bok. - Wyjaśnić? Ale co? - Mruknął skonfundowany, błądząc na chwilę wzrokiem gdzieś po boku. Zanim kobieta zdążyła odpowiedzieć, otworzył jeszcze raz usta. - Jasne, wyjaśnię. Tylko... Po prostu mogę to zrobić, jak już będziemy u mnie, prawda? - Zaproponował łagodnie, kiedy się zorientował, że w sumie ta... Propozycja mogła być aż zanadto niespodziewana dla czarnowłosej. Niemniej, po tym, co powiedziała Yvonne, zależało mu jeszcze bardziej na tym, żeby zabrać Różę do domu. Tylko, że nie spodziewał się, że miał nadejść jakikolwiek bunt. W końcu ostrzegał ją, że nie miała dokąd się dostać. Oczekiwał, że skoro rozmawiał z trzydziestoparoletnią kobietą, to będzie się ona zachowywać na tyle lat, ile miała i że nie będzie musiał jej ciągnąć na siłę. |
|
| Rose O'Brien
| Temat: Re: Przychodnia Sob Gru 30, 2023 11:52 pm | |
| Jak to – co? Przecież to oczywiste. Znikł bez powodu, jakby się obraził, jakby zrobiła coś złego, a teraz wraca i obwieszcza, że właśnie ruszają do „domu”? Absolutnie nie była przygotowana na coś podobnego. Co więcej, nie miała przy sobie żadnych rzeczy osobistych, jedynie to, co sam przyniósł – książkę, słuchawki, telefon. W strony „Listów do Mileny” ciężko byłoby się ubrać, a nawet w tak wielkiej konsternacji, w jakiej się znajdowała, wyjście stąd w szpitalnej koszuli wydawało jej się co najmniej dziwne. A pytań i wątpliwości coraz więcej; wczoraj, gdy koniec końców się uspokoiła, spełniając warunek pozwalający zobaczyć ich dawne konwersacje, nie spełnił swojej obietnicy. Jak miałaby mu uwierzyć, że zrobi to teraz? — To dlaczego tak nagle wyszedłeś… Dlaczego zabierasz mnie akurat teraz… Wszystko? — zaplątała się, gestykulując przy tym wolnymi od bandaży, bo wybite palce wymagały jedynie kilkudniowego usztywnienia po mało miłym nastawieniu stawu na miejsce, rękoma. — Czemu nie możesz tego wyjaśnić tu, w tym miejscu? Bunt, który wszczęła, nie wyglądał jednak na taki, który wynikał z przeciwstawiania się pójściu do jego mieszkania, był natomiast wyrazem głębokiej niezgody na pozostawienie jej bez informacji o powodzie całego tego… pośpiechu? Co prawda, Yvonne wspominała, że wkrótce opuści placówkę, ale Rose nie spodziewała się, że nastąpi to tak szybko. Akurat dziś. |
|
| Sava
| Temat: Re: Przychodnia Nie Gru 31, 2023 12:14 am | |
| Dlaczego tak nagle wyszedł... W całej tej próbie opanowania się zapomniał, że zachował się co najmniej dziwnie. Zapomniał, że to było coś trudnego do wyjaśnienia. Zapomniał, że ostatnim razem, jak próbował, czarnowłosa przeraziła się go, bo wysnuła wnioski, że był jakąś recydywą, która musiała opuścić swój kraj pod fałszywym imieniem i nazwiskiem. - Przepraszam. - Powiedział w odpowiedzi na pierwsze pytanie, nie wiedząc, co miałby powiedzieć więcej. - To akurat wyjaśnię ci... Kiedyś. - Dodał lakonicznie w kwestii swojego wyjścia, odwracając wzrok. Czuł na sobie jej spojrzenie i z każdą minutą zaczynał utwierdzać się w tym, że czarnowłosa nie odpuści mu tak od razu. - W porządku, ale to nie jest dobre miejsce na wyjaśnienie ci wszystkiego. - Rzekł w końcu po dłuższym zastanowieniu. W końcu odważył się spojrzeć jej w oczy. Na jego twarzy nie było już uśmiechu, tylko śmiertelna powaga. - Szuka cię ktoś niebezpieczny. Tyczy się to tego, czym się zajmowałaś, po części. Przy mnie będziesz bezpieczna. Ale wolę wyjaśnić ci to w aucie. - Wyjaśnił, znowu dość ogólnikowo, ale lepiej na razie nie chciał. Westchnął cicho i podniósł się z krzesła. - Przepraszam, że wyskoczyłem z tym tak znienacka. Przyniosę ci coś z auta na przebranie. - Oznajmił, kierując się do wyjścia, żeby zniknąć na jakąś chwilę i wrócić z ubraniami. Po drodze zaczepił też Yvonne, żeby poodpinała Rose ze wszystkich "kabli". Co do ubrań, które dzierżył przy sobie - nie były to jego własne, zdążył przejść się do jakiegoś pierwszego, lepszego sklepu i kupić jej coś na oko. Rozmiarowo jednak nieco na nią za duże (ale starał się). Tak czy siak, rzucił jej ciuchy bezceremonialnie, czekając, aż lekarka uwinie się z robotą. |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: Przychodnia | |
| |
|
| |
| |
|