Przychodnia
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptyWto Gru 26, 2023 6:25 am

"Nie jestem małostkowa"


Ostatnio zmieniony przez Rose O'Brien dnia Nie Sty 28, 2024 11:45 pm, w całości zmieniany 1 raz

Sava
Sava
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptyWto Gru 26, 2023 2:23 pm

Gdyby posunąłby się do jawnego kłamstwa i wmówiłby jej, że ich relacja jest czymś klarownym i ma swoją nazwę, poczułby się wyjątkowo parszywie. Owszem, podświadomie chciał i myślał o wspólnej przyszłości, ale przekucie tych fantazji w rzeczywistość było po prostu niemożliwe. Jeśli kiedykolwiek będą razem, na pewno nie jest im pisane szczęśliwe życie. Długie, tak. Dla jednej ze strony. Bo to wampir będzie skazany na widok starzejącej się Rose. O ile wcześniej ona nie ulotni się po odkryciu prawdy. Dodatkowo, ich relacja nie była jasna jeszcze sprzed utraty pamięci przez kobietę. Czułby się źle z tym kłamstwem i tą próbą oszukania siebie. Oszukać medyczkę, to co innego. To drobne kłamstewko na potrzeby większej szczerości. A gdyby wmówił Róży, że byli dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciele? Prędzej czy później by sobie wszystko przypomniała. Albo wcześniej odkryłaby, że to kłamstwo, po zadaniu pewnych pytań. Bo przecież nie mieszkali razem, a on nie wiedział praktycznie nic o jej życiu prywatnym.
Nawet jeśli Rose odsunęła się od niego, Sava nie odciągał ręki. Kontakt fizyczny przybrał tylko inną formę, bo teraz po prostu jego dłoń spoczywała na przedramieniu czarnowłosej, nie chcąc być nachalny z dotykiem. Gładził skórę kobiety, przesuwając rękę w dół i do góry.
- Nie. - Odparł, ale nie na prośbę o zawołanie lekarki, choć tak by się mogło wydawać. - Nie zostawię cię. Nie chcę. - Sprecyzował twardo, a w barwie jego głosu zakradła się nuta goryczy. Znowu sobie przypomniał, co naprawdę się z nią stało. Jeszcze kilka godzin wcześniej widział ją w tak opłakanym stanie, że oceniając z samego jej wyglądu można było już kopać dla niej grób i szykować trumnę. Że takiego bestialstwa dopuścił się jakiś potwór w ludzkiej skórze.
Troglodyta nie żyje. Ale, jakim potworem musi być Sava, skoro skatował go zanim jeszcze odkrył, że kobieta, którą doprowadził do takiego paskudnego stanu, to była Róża? Pod wpływem tej myśli Sava spojrzał na swoje dłonie z czającym się przerażeniem w oczach, choć powtarzał sobie, że dobrze się stało.
- Różyczko... - Zaczął znowu miękko, kiedy już pozbierał myśli po intensywnej burzy, jaka zadziała się w jego głowie przez jakąś dłuższą chwilę. - Teraz będziemy się potrzebować. Ja będę ciebie potrzebować. - Mówiąc to z egoistycznych pobudek. Ponieważ chciał, żeby Róża go nie odtrącała. Tak czy siak, na razie nie wstawał i nigdzie nie szedł. Stan Rose nie wymagał konsultacji z Yvonne. Już nie wspominając o tym, że sytuacja przypominała mu coś, co już przeżył w przeszłości. Nie chciał powtórzyć błędu z zostawieniem samej sobie osoby z psychiką w strzępkach.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptyWto Gru 26, 2023 3:59 pm

    Co się stało? Jak do tego doszło, że proste pytanie nie mogły znaleźć równie prostej odpowiedzi? Emocje Róży wahały się bezustannie, jakby je kto kręcił na jakiejś pieprzonej karuzeli. Wątpliwości, smutek, wściekłość. I bis. Nie była już pewna, co czuje, a właściwie — co powinna czuć. Każde kolejne zagadki i niedopowiedzenia tylko pogłębiły tę fatalną w skutkach frustrację. Sava nie dawał żadnych wskazówek, żadnej możliwości, by mogła choćby objąć rozumem to, co mówił. Używał pięknych słów, tylko jak zawsze – kwieciste zdania miały za zadanie skryć brak konkretnej treści. Oczekiwać czegoś więcej, to jak prosić się o rozczarowanie. Stary numer z rękawicą. Tkwiła w trudnym położeniu i już nie wiedziała, dokąd iść, a jednocześnie musiała przecież „coś” zrobić. Cokolwiek. Nie dawało jej to spokoju: utracona, być może rodzina, on zamiast męża czy bliskich, praca, której nie mogła sobie przypomnieć. Wszystko, co utraciła i być może nigdy nie odzyska. Tego nie dało się wyłączyć jak wentylatora, niemożliwe też było skierowanie podmuchu w bok.
    „Nowa” wersja ciemnowłosej, nawet pozbawiona dostępu do dawnych wspomnień, nie różniła się tak bardzo od „starej”; wciąż podążała tymi samymi, utartymi schematami. Pewnych nawyków nie da się oduczyć nawet po utracie łączności z tym, co je zapoczątkowało. Odruch bezwarunkowo-wybiórczy. Niegdyś przynajmniej nie zadawała tylu pytań; zamykała oczy, pozwalając, by słowa mężczyzny płynęły w mglistych falach umysłu, jak prywatny i osobisty ocean. Unosiła się na jego głosie, oddechu, delikatnych drganiach i pękających bąbelkach powietrza. W ten sposób przetrwali. Przynajmniej do pewnego momentu, bo i ten świat w końcu zniknął za najczarniejszą smołą ciemności, rozdzielając to, co powinno zostać rozdzielone.
    Teraz może i nie uginała się pod ciężarem własnych pytań, nie wycofywała się, ale strach, że nie stanie na wysokości zadania i nie uniesie odpowiedzi w stylu „tak, jesteś bezrobotną, bezdomną sierotą bez grama sukcesu w życiu” wciąż był obecny. Tylko jak powstrzymać te ciągoty do autodestrukcji, gdy wątpliwości były niemalże wszędzie, jak powietrze? To, zdaje się, ból, na jaki czekała przez całe życie. Te z ostatnich kilku godzin, warto zaznaczyć. Ból serca w najczystszej postaci, który pozwoli rozciąć klatkę piersiową na kształt „Y”, a późnej obejrzeć organ z każdej strony. Przecież nie istniał gorszy scenariusz niż to, co zdążyła uknuć w głowie. Nie, wcale, ani trochę, troszeńkę.
    Podczas tej rozmowy pojęła na powrót, że ludziom, nie należy wierzyć, a ufać to już tym bardziej, bo to zdradzieckie kreatury, gotowe pastwić się nad słabszymi, gdy tylko nadarzy się okazja. Właśnie tak widziała to, co robił. Przypominało tortury na duszy i umyśle. Pojęła też, jakkolwiek brzmi to rozczarowująco, że to nieuchronne, a życie tak czy tak będzie przeprowadzać na niej ponure testy. Czy odzyska pamięć, czy nie.
    — Może spotykaliśmy się kiedyś od czasu do czasu, chodziliśmy do kina, do łóżka, ale… Na pewno nic mnie z tobą nie łączy — powiedziała ze spokojem, bez wyrazu, wciąż nie odwracając głowy. Jasne, coś ją zakuło pod żebrami, gdy to mówiła, ale było to na tyle obce uczucie, którego zdaje się kiedyś była choćby z lekka świadoma, że stłumiła wewnętrze wyrzuty. Niech Sava, przyjaciel, dla którego jest bardzo bliska, ale nie na tyle, by pozwolił, ażeby sama oceniła tę bliskość, znajdzie sobie nową towarzyszkę miernej podróży, na której będzie mógł polegać, która w ciszy i spokoju ułoży kostkę Rubika, nie trapiąc go dodatkowymi pytaniami.
    Niesamowite, w jakim stopniu wspomnienia składają się na człowieka. Bez nich, rzeczywiście, Odobescu stanowił dla niej jedynie przeszkodę na drodze ku odzyskaniu wspomnień. Rose nie była zdolna do wyciągania wniosków, analizowania błędów i nauki, bo ta cała wiedza, płynąca z lat doświadczeń, przepadła bezpowrotnie. Albo i powrotnie. To się okaże. W każdym razie, poprzednie życie nie miało na ten moment znaczenia. Byłoby punktem, a nie linią. Jak budować przyszłość lub choćby „dziś”, bez solidnych fundamentów ze wspomnień?
    — Wynoś się — wycedziła przez zaciśnięte zęby, kuląc ciało w kącie łóżka. Pewnie w normalnych okolicznościach zaczęłaby rzucać poduszkami, ale czyn ten przewyższał możliwości wątłego ciała. Kroplówka tocząca się do żyły coraz mocniej dawała się we znaki.
    Ta myśl, by kazać mu odejść, dojrzewała długo, ale w smaku była niezwykle paskudna. Dla niego rzecz jasna. Bo Róża, cóż, naiwnym byłoby oczekiwać, że spojrzy na to szerzej. To raczej niemożliwe, by ot tak zawierzyła mu w to, co przedstawiał, skoro nie wiedział o niej nic, a przynajmniej tak wywnioskowała. Może tylko coś ukrywał, i pewnie tak było, ale to nie poprawiało sytuacji. Otworzyć się na kogoś, kto zamyka każde drzwi. No – nie. Mimo wszystko w środku złościła ją myśl, że mogłaby całkowicie o nim zapomnieć, gdy tylko posłusznie opuści pomieszczenie; jego słodki zapach, dotyk chłodnych placów, miękki głos, to przynosiło ukojenie.

Sava
Sava
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptyWto Gru 26, 2023 4:35 pm

Rzeczywiście, "nowa" Róża nie różniła się od tej "starej". Wciąż kłuła, jak na różę przystało. Robiła to samo, nie wiedząc dokładniej, kim dla niej był, robiła to samo, kiedy wiedziała. Czyli, podświadomie, wiedziała. Gorzkość i ból mieszały się z poczuciem ulgi, kiedy usłyszał jej słowa. Uśmiechnął się, choć tego nie widziała, zwyczajnie zajęta tuszowaniem swoich łez i krzywiącej się w grymas miny.
- Nie, żadne z tych. - Odpowiedział, jeszcze w miarę spokojnie, choć zagryzał poliki od wewnętrznej strony ust. Odwracał uwagę od bólu psychicznego, który rozrastał się w głowie. - Znaczy, spotykaliśmy się, ale nie sypialiśmy ze sobą. Do kina też nie chodziliśmy. Za to, wychodzi na to, że lubiliśmy chodzić na randki w nietypowe miejsca. - Wyjaśnił ciszej i cofnął wreszcie rękę, która gładziła przedramię czarnowłosej.
Odrzucenie przyprawiało go o najgorszy ból, jaki istniał. Jednakże, w związku z tym, że nie zaznał w życiu nic innego, ciągle podświadomie go szukał. Może dlatego nie potrafił przywiązać się do nikogo zdrowego. Żadnej zdrowej relacji. Sporo osób tak otwarcie rozpościerało ręce w zapraszającym geście, jakby byli odgórnie gotowi przyjąć go do siebie z całym tym zestawem spierdolonych cech i przykrej przeszłości. Rose była dla niego idealna. Śmiała się z nim, żeby zaraz rzucić coś w nerwach. Przytulała, żeby zaraz wyswobodzić się z jego ramion. A on akceptował taki stan rzeczy. Czerpiąc garściami z każdej lepszej chwili, bo wiedział, że następna okazja może nie nadejść. Dreszczyk emocji burzliwej relacji. Najwyraźniej był niedojrzałym emocjonalnie nastolatkiem, mimo pięćdziesiątki na karku.
- W porządku. - Odpowiedział gorzko. Coś podpowiadało mu, żeby nie iść. Nie tym razem. A logiczne myślenie znowu się ewakuowało w momencie, kiedy zaczął czuć rozdzierający w środku żal. Może powinien był wyjść. To jasne, że czarnowłosa potrzebowała teraz czasu na pozbieranie wszystkiego do kupy, nawet jeśli nie dowiedziała się niczego konkretnego. Tak czy siak, miała do przyswojenia fakt, iż - prawdopodobnie - nie miała żadnej rodziny. Na to wychodziło, skoro Sava stwierdził, że nie miała u kogo się zatrzymać. - Jeśli chcesz, żebym wyszedł, musisz się zgodzić, żebym przywiązał twoją rękę do łóżka, jak wcześniej. - Powiedział, wpatrując się w nią w oczekiwaniu na reakcję. Yvonne nie przywiązywała jej bez powodu. Sava nie zamierzał ignorować tego faktu. Jak i również tego, że miał przy sobie strzykawkę z jakimś środkiem uspokajającym w razie "w".

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptyWto Gru 26, 2023 6:01 pm

    Róża wzruszyła obojętnie ramionami.
    Nietypowe miejsca. Może i tak było, ale „lubili” to pojęcie względne, mógł mówić tylko za siebie. Nie pamiętała ani spotykania się, ani żadnych lokacji, w których z nim była. O ile była. Przyjaciele, spotykać się, randki. Więc jednak niezobowiązująca znajomość, która, jak wynikało z jego obecności, była jedyną, jaką nawiązała w życiu. Trochę to przykre. Być tak samotnym, że aż szuka się byle jakiego towarzystwa. Z drugiej strony… Kiedy tak trwał obok, oplatał ciepłym chłodem, czuła, jakby było w tym coś więcej. A może to tylko złudzenie pustego umysłu, który stara się ułożyć rozsypane puzzle.
    Tak czy siak: miała zostać sama, rozczarowana, jak to zawsze bywa, gdy oczekiwania zetkną się z rzeczywistością. Urzeczywistnienie, poczucie natury świata, wiązało się z mętnością; nie dość wyrazistą, ale zdecydowanie pozbawioną wielkości i czystości. Gdyby tylko można było ściąć z człowieka, jak z drzewa, złe wspomnienia, zeskrobać cały ból, wszelkie rozczarowania, jak martwą tkankę; poobcinać błędy, głupie decyzje, pomyłki, prześwietlić myśli, a przy tym nie trafiać z deszczu pod rynnę… Tak, to byłoby piękne. Niemożliwe do zrealizowania, ale piękne.
    Po postawionym przez Savę warunku nastąpiła cisza. Długa, zdaje się, bo na te parę minut pokój przestał wypełniać się czymś innym, niż dźwięk bijącego serca. Powoli. Osiemdziesiąt uderzeń na minutę. W normie.
    — Nie… Bo to boli — wymamrotała spokojnie i trzeźwo, choć z charakterystyczną dla nadchodzącego wybuchu nutą.
    Chwilę po tym, z niewiadomego jeszcze powodu, zaczęła przyglądać się swoim palcom. Tak, jakby szukała na nich czegoś… Czegoś, co, zdaje się, widziała jedynie oczyma wyobraźni. Początkowo czyniła to ze spokojem, tak cicho, że Odobescu mógł w ogóle nie zwrócić uwagi na dziwaczne, niezrozumiałe ruchy: dotknęła każdy opuszek, ostrożnie badając reakcje na bodźce, potem poruszała nimi, jakby wygrywając słyszaną tylko w głowie melodię, aż w końcu zaczęła wyłamywać każdy z palców z nadmierną „czułością” i oddaniem.
    Szybciej, szybciej, szybciej. Serce wybijało już ponad sto uderzeń na minutę. Sto dwadzieścia? Sto ileś. Między zielonymi liniami „życia” przestała istnieć przerwa, uderzenia następowały po sobie; raz za razem. Pik, pik, pik, pik. Róża skuliła się jeszcze mocniej, niemal w pozycję embrionalną, ściskając materiał ubrania w miejscu tego istotnego organu.
    — Boli… Tak bardzo bolą mnie palce. Bolą… Bolą i nie chcą przestać. Boli, jakby były połamane, ale nie są, boli… Przepraszam, boli… — lamentowała drżąco, powtarzając to jedno zdanie jak nakręcona niewidoczną mocą katarynka. Chyba naprawdę zamiast ust miała piszczałki, a struny głosowe, jak korby, wprowadzały w ruch mechanizm rozdzielający zdecydowanie za mało powietrza. Wspomnienia powoli się budziły, a przez to w głowie Róży zaczynało się mieszać jak w jakimś żeliwnym kotle czarownicy. Buzowało, wybuchało, kolor miało ni zielony, ni brązowy. Breja, po prostu.
    Przypomniał jej się ten okrutny dźwięk kruszonych kości, kiedy wykręciły się nieludzko i przerażająco na boki, jakby rosły zamiast w przód, to do prawej. Zasłoniła uszy, trzęsąc się przy tym, jakby ją kto wrzucił do przerębli, ale to w niczym nie pomogło. Ten paskudny dźwięk nie znikał, choćby wetknęła palec głębiej i przebiła błonę bębenkową. Próbowała, to prawda, ale kanał był zbyt wąski. Jeszcze ten spadający na głowę fortepian albo pianino, uderzające w plecy klawisze… Czuła ten ból, ale nic takiego się nie działo.

Sava
Sava
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptyWto Gru 26, 2023 6:47 pm

Milczała. Dlaczego miał nadzieję, że cokolwiek sobie przypomni, jeśli rzuci bardzo ogólnikowo nietypowych miejscach ich spotkań? A przecież nie mógł powiedzieć prawdy. Że byli znajomymi od ćpania. Nie chciał mówić jej, że była prostytutką i ćpunką. Że on niewiele różnił się od niej. Że kompasy moralne ich obojga były pokrętne i zdecydowanie popsute. Póki trwał w tym wszystkim bez potrzeby nazywania rzeczy po imieniu, łatwo było mu żyć w takiej rzeczywistości. Dopiero teraz, kiedy zastanawiał się nad tym, jak wytłumaczyć jej dotychczasowe życie, nabierał tych niechcianych autorefleksji. Wiedział bardzo dobrze, że to, jak się oboje prowadzili, było po prostu złe. Destrukcyjne. Nieszczęśliwe. Jedyne lekko posypane nadzieją na lepsze. Jak takie ciasto, tylko że zakalec, którego ktoś posypał na koniec cukrem pudrem z nadzieją, że zatuszuje to jego surowy i gorzki smak.
Sava westchnął ciężko w odpowiedzi na to, co zakomunikowała Rose. Milczał, ale wiedział, że i tak będzie musiał to zrobić. Odwrócił wzrok, błądząc przez chwilę po posadzce. Nie zwrócił uwagi na to, co robiła czarnowłosa. Dopiero, gdy usłyszał coraz szybsze pikanie, spojrzał na kobietę, która...
- Boże, Rose! - Wycedził i wstał, żeby sięgnąć jej rąk, chcąc natychmiast przerwać te masochistyczne zapędy. Uniemożliwił jej skulenie się, a przynajmniej, nie pozwolił jej na obrócenie się w przeciwną stronę. Zamiast tego, pociągnął ją lekko ku siebie, żeby leżała twarzą w jego stronę. - Spójrz na mnie. - Powiedział, puszczając jej bełkot mimo uszu. W momencie, kiedy zaczęła się ranić, było dla niego jasne, że z głową Rose zadziało się coś niedobrego. Może impuls, ale coś podpowiadało mu, że będzie to jednak właściwy ruch... Dlatego, kiedy kobieta napotkała jego oko, Sava sięgnął po coś, po co sięgał naprawdę rzadko - hipnozę.
- Wszystko będzie dobrze. Nic ci się nie dzieje. Nic cię nie boli. - Mówił do niej, zamykając umysł Rose w swoim własnym. Skupiając jej wzrok na tej jednej, błękitnej tęczówce. Cały ten widok po bokach zanikł, nie stanowiąc żadnego znaczenia dla czarnowłosej. - Nikt cię nie skrzywdzi. Nie bój się. - Kontynuował swój dialog, jak mantrę. Mówił nisko, cicho i kojąco. - Spróbuj zasnąć. - Powoli zbliżał swoją twarz do jej, aż wreszcie przerwał kontakt wzrokowy, kiedy dzieliły ich centymetry. Oparł podbródek o kant łóżka, a usta przytknął do jej czoła. Delikatnie wyswobodził ręce czarnowłosej, nie chcąc sprawić jej większego bólu na wybitych palcach. Musnął czule skórę na jej głowie, tak na dobranoc. - Śpij i nie myśl. Jutro do ciebie wrócę. - Dodał szeptem, przejeżdżając jeszcze dłonią po jej wciąż mokrym od łez poliku, a potem odsunął się.
Westchnął jeszcze raz, zaciskając szczękę. Rzadko kiedy posuwał się do grzebania w ludzkich umysłach. Uważał to za najtańszą i jedną z paskudniejszych sztuczek, jakich można się dopuścić. Ingerencja w czyjąś wolę to dla niego coś paskudnego... Ale kiedy zobaczył ją popadającą w histerię, chciał ulżyć jej cierpieniom. Uspokoić i położyć do snu. Dlatego, kiedy widział ją już oddaną w objęcia Morfeusza, wstał. Nie czuł się źle z tym, co zrobił.
Wstał z zamiarem opuszczenia pomieszczenia i odnalezienia Yvonne, całe szczęście, ta właśnie otworzyła drzwi, zapewne zaalarmowana stanem Rose.
- Już jest lepiej. - Poinformował ją z obojętnością w głosie, dalej czując gorycz po tej rozmowie z czarnowłosą. - Ale zdążyła sobie coś zrobić. - Dodał, wskazując na jej ręce, które leżały luźno ułożone przed jej twarzą.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptyWto Gru 26, 2023 7:58 pm

    Rose wpadła w panikę, której nie w sposób było już zatrzymać. Nie szukała nawet ratunku, rozproszenia czy ramienia, w które mogłaby wbić zęby, by ulżyć targającej ją bezsilności wobec tych strasznych obrazów. To trochę tak, jakby w umyśle miała przełącznik, który został wciśnięty niematerialną ręką wspomnień z wydarzeń w ‘Mole; okrutnych, rozdzierających na pół i ją, i jego. W sumie ciekawa sprawa, nie ma co, móc wyłączyć głowę i skupić się jedynie na bólu, smutku, beznadziei, nadmiarze emocji, zamknąć na wszystko, co ponadto, obok tego i za tym. Nie myśleć już ani trochę o rodzinie, która po prawdzie nie istniała, o jakimś tam mężu czy dzieciach, o Savie, który nazywał się przyjacielem. To przestawało mieć znaczenie – był tylko krzyk, wybijające szybki rytm serce i ta jedna, prosta myśl. Parząca w język, ale przynajmniej niesplątana; pewna.
    — Nie, proszę tylko nie palce! Nie moje palce! — darła się jak opętana, wyrywając jednocześnie spod uścisku, jak dzikie zwierzę, jakby nie Odobescu ją trzymał, a ktoś zupełnie inny, kto te wspomniane palce wyłamywał.
    Powietrze przeszył wrzask, ten wyjątkowo chwytający za serce ton przesiąknięty do cna przerażeniem. To, czego doświadczyła, przeżywała jeszcze raz z całym „dobrodziejstwem” inwentarza. Wszystko się waliło, a ból nie był już tylko urojony, a realny. Choć w tym szale wcale nie zauważyła znaczącej różnicy. Nie zauważyła również, że sama kaleczyła palce. Koszmar, ale na jawie. Wystarczyło, by demon w wyobraźni rozprysnął się po całym umyśle z maksymalną szybkością — ujadał wściekle jak pies i powtarzał coś, co słyszeć mogła tylko ona. Ten głos był dla niej prawdziwy, gdzieś w pomieszczeniu czaił się potwór, bo O'Brien błądziła wzrokiem, poszukując jego sylwetki. Był już tylko strach, gdzieś w brzuchu, pełznący jak najbardziej obrzydliwy pasożyt przez całe jej rozpalone i pocące się ciało, skakał po organach, nagle i niespodziewanie. Ten uczucie przysłoniło inne, rozprzestrzeniało się coraz bardziej, niczym mgła albo dym, aż wypełniło ją całkowicie. Nie mogła złapać oddechu, dusiła się śliną, pluła śliną, wygryzała skórę w policzkach, wymachiwała rękoma, głową, każdą dosłownie kończyną, aż wzrokiem natrafiła na Savę. Nie, nie Savę. To był on, to monstrum o dręczycielskich oczach ukryte w cieniu, prezentujące zakrzywione szpony i ostre zęby. Bała się uciec oczyma. Bała się, że podejdzie.
    Wszystko będzie dobrze. Nic ci się nie dzieje. Nic cię nie boli.
    — …Nie, proszę… Już nie będę… Obiecuję… Już nie… N… — mruczała ostatkiem — jeszcze — świadomości.
    Słodki Jezu, niebiosa i wszystkie zastępy anielskie. Spłynęła po niej wartka i nieoczekiwana fala spokoju, nagle pomieszczenie rozbłysnęło jasnym, ale kojącym światłem. Łóżko zmieniło się w najpiękniejszą, najbezpieczniejszą łódkę umieszczona na przejrzystej wodzie, czystej jak łza, w nienaturalnie błękitnym odcieniu. To, że zamiast jeziora były kafle, a mózg modyfikował obraz pod dyktando wampira, to już sprawa drugorzędna.
    Całe jej ciało zrobiło się niezwykle ciężkie i senne. Oddech się uspokajał, powieki opadały z ciężkością, zasypiała pod wpływem magicznej kołysanki z przymkniętymi mocno oczami. Zupełnie tak, jakby nie był to wynik hipnozy, a liczenia owiec. Szkockich owiec, które zamiast dać się policzyć, wesoło brykały po łące pełnej wielokolorowych kwiatów. Skakały i płoszyły pasikoniki. Setki, nie… Tysiące pasikoników! Zielonych i olbrzymich. Takich, jakich nie widziała nawet w dzieciństwie, kiedy insekty nie umierały od oprysków.
    Do pomieszczenia wdarła się Yvonne z przeraźliwymi zasinieniami pod oczyma i przekrwionymi do granic możliwości gałkami ocznymi. Cóż, była człowiekiem. Tylko i aż.
    — Zajmę się tym — powiedziała i natychmiast, nie zważając na to, co mówił jednooki, ruszyła ku pacjentce.
    Zrobiła wszystko, jak należy, by stan się nie powtórzył, by palce zostały dobrze usztywnione i nie groziły sprawności. Kolejna wizyta Domingo byłaby jak uderzenie jaszczurką w twarz. Totalne poniżenie. Oczywiście, gdyby coś takiego się wydarzyło, nie miałaby wyboru, ale i tak wolała unikać przyznawania mu racji, że ludzka medycyna może się tylko schować przy magii.
    — Niedługo się rozjaśni, idź do domu i się prześpij — poleciła i wyciągnęła rękę po strzykawkę, którą wcześniej mu podarowała. Na tyle zresztą sugestywnie, że nie pozostawiła wątpliwości, o co jej chodzi; nie użył jej specyfiku tam, gdzie powinien. Istniało ryzyko, że zrobi to na sobie. A leki to cenna rzecz; zwłaszcza te z czarnego rynku. Były po to, by ratować, a nie zapewniać doznania ćpunom.

Sava
Sava
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptyWto Gru 26, 2023 9:26 pm

Rose próbowała się wyszarpać z uścisku, ale na nic to. Mroczne, nie tak dawne wspomnienia z ludzkim demonem aka Troglodytą, wypływały podświadomie na wierzch. Mimo że śmieć nie żył, ubił go własnymi rękami, to wciąż istniał w umyśle Rose i próbował ją zniszczyć od środka. A Sava robił, co mógł. Przyjmował każdą zmianę nastroju czy nagłe napady z jej strony ze względnym zachowaniem zimnej krwi. Nie było mu łatwo słyszeć ten bełkot, te błagalne prośby, które zapewne wykrzykiwała wtedy.
Czarnowłosa w końcu zaczęła się uspokajać wraz z działaniem użytej hipnozy. Kiedy zasnęła, sam poczuł wyjątkowe zmęczenie. Spojrzał w stronę Yvonne, której twarz również zdradzała wyczerpanie. Sava wyciągnął strzykawkę jeszcze zanim się o nią upomniała. Podał dopiero, gdy wyciągnęła dłoń w jego kierunku. I tylko dlatego, że to wyglądało, jak naturalna reakcja blondyny na wyciągnięty przedmiot, jednooki nawet nie pomyślał, co krążyło po głowie Yvonne. Ale gdyby, jakimś cudem, się domyślił, nawet by się nie obraził.
- Przyjdę jutro. - Obwieścił na odchodne i opuścił przybytek.

*

Następnego wieczoru, Sava postanowił działać. Zgodnie z tym, co powiedziała mu Yvonne - wszystko mogło pomóc Rose odzyskać pamięć. Jego pierwszorzędnym problemem powinno było być to, że poprzedniej nocy zabił człowieka. Zamiast tego udał się do Lombardu. Jak na prawdziwego łowcę okazji przystało, zdobył jakiś stary telefon, ale z tych, co już były na dotyk. A potem udał się do sklepu, żeby kupić książkę o tytule, jaką widział w dłoniach O'Brien, kiedy nocowali w domu Rodneya. Z oczywistych powodów nie poszedł do Mole, żeby poszukać jej w pokoju Rose. Dodatkowo, na lepsze pomysły go nie było stać. Ale przynajmniej miał sporo szczerych chęci. Nawet, jeśli sprzedawczyni łypała na niego zdziwiona, że ktoś z takim wyglądem zaczytywał się w "Listach do Mileny" autorstwa Franza Kafki - było to warte szans na odzyskanie pamięci ze strony czarnowłosej. Nie wiedział ostatecznie, czy lubiła w ogóle czytać, ale raz, że przebywała teraz w miejscu, gdzie korzystanie z wszelkich form rozrywki było mocno ograniczające, dwa, widział ją czytającą, a to chyba jakiś znak, prawda?
Kiedy wrócił do domu z nowym nabytkiem, przysiadł do laptopa i zaczął przekopywać jakieś jazzowe kawałki. Katorga, ale przynajmniej nie zmuszał się do słuchania dubstepu. Czego się nie robi dla...
Etta James. Przywołał sobie obraz Rose, która, jak zahipnotyzowana, wsłuchiwała się w muzykę jazzową, kiedy weszli do samochodu Noah. Jak śpiewała wraz z wokalistką, która miała ciężki i zarazem lekki głos o brawie charakterystycznej dla ciemnoskórych. Na listę, którą tworzył, wciągnął również jakieś absolutnie randomowe tytuły i wokalistów. Nie miał ochoty ich przysłuchiwać do końca, więc brał, jak leciało - Gary B.B. Coleman, James Brown, Sunny Ozuna i Gene Chandler. Robił "research" godny młodszego pokolenia generation Z, czyli szybko i na pół gwizdka. Bo, koniec końców, nie wiedział, jaki czarnowłosa miała gust. Będzie musiała się zadowolić czymkolwiek. Pocieszające było natomiast to, że trafi przynajmniej z Ettą James.
Przy okazji, myślał dużo. Brał pod uwagę wiele możliwości. Już wcześniej, kiedy spacerował ulicą, zastanawiał się, czy nie jest już śledzony. Jednakże, jego czujny wampirzy instynkt nic mu takiego nie podpowiadał. Najbardziej musiał uważać wtedy, kiedy był w drodze do przybytku Yv. Ale, wszystko wskazywało na to, że nic alarmującego się nie działo. Na razie.
Będąc już na miejscu, przywitał Yvonne plikiem gotówki. Co prawda, była kontaktem Maxa i to tylko ze względu na niego blondyna pomagała jednookiemu, ale nie lubił być dłużny. Bez słowa podarował jej okrągłego tysiaka.
- Jak z nią dzisiaj jest? - Spytał od razu, bez zbędnych powitań, bez zbędnej gadki szmatki, ani słów wyjaśnień na temat gotówki. Niemniej, liczył, że Yvonne przyjmie ją bez skrupułów. Nie miała powodów, żeby tego nie robić - praca medyka to praca niewdzięczna. Szczególnie, że miała z Rose niemałe problemy.
Po zamienieniu kilku zdań, ruszył dalej, do środka, dzierżąc w jednej dłoni papierową siatkę. Stanął w przejściu, kiedy otworzył drzwi, chcąc się upewnić, że była w ogóle gotowa, żeby widzieć się z nim ponownie. Dopiero po chwili wahania ruszył na środek pokoju. Bez słowa usiadł na krześle, patrząc się na jej twarz, a potem przeniósł wzrok na palce, które zostały odpowiednio usztywnione.
- Hej. - Odezwał się w końcu, kierując spojrzenie w jej oczy. Torebkę postawił na podłodze, przy nodze. - Jak się czujesz?

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptyWto Gru 26, 2023 10:30 pm

    Yvonne wyszła mu na przywitanie. Tak, to było typowe i możliwe do przewidzenia – miała oczy i uszy rozsiane po całym przybytku, a dzięki nowoczesnej technologii i cudownemu, dobrze zaplanowanemu systemowi połączeń, również dostęp do informacji z każdego miejsca w szpitalu. Sprytne, a już na pewno rozsądne, biorąc pod uwagę ryzyko, z jakim musiała się codziennie mierzyć. Dosłownie – codziennie. Każdy pacjent, który trafiał do jej prywatnej praktyki lekarskiej, był obciążony mniejszą lub większą skazą. Nie tylko na ciele, to oczywiste, ale również w kartotece. Problemy lubią przyciągać to, co do nich podobne. Zamknięty obieg.
    „Mysz” przyjęła podarunek bez zbędnych przepychanek. Pieniądze zawsze się przydają, tym bardziej że usługi lekarskie prowadziła pro bono, cenę zwykle okraszając zgrabnym zwrotem „co łaska”. Botoks za coś trzeba w końcu zrobić, a to nie są tanie rzeczy. W każdym razie minę miała nietęgą. Obojętną, ale dało się dostrzec, że blondynka nie jest w najlepszym humorze. Może za mało spała albo, ot, po prostu Sava nie przypadł jej do gustu. Kto wie. W porównaniu do Rose i jej oczywistych reakcji Yvonne była jak zamknięta, stara i zakurzona księga. Pewnie miała w sobie cząstkę socjopatki, ale takiej, która przekuła zwadę w zaletę.
    — Lepiej. Urządza sobie pyskówki. Aha, miała parę przebłysków, ale na razie, nie jest do nich przekonana. Pamięta już dni tygodnia, miesiące, moje imię, numer telefonu, i parę innych spraw. To dobry znak. Badania w normie, jest tylko osłabiona i ma anemię. Po wyjściu powinieneś kupić jej jakiś jarmuż i wpychać w usta, a potem załatwić psychologa — powiedziała, zatrzymując się na moment, nim, patrząc sugestywnie na drugą rękę, dodała: — Albo egzorcystę.
    W jej głosie nie zabrzmiał żaden wyrzut, dowcip. Nic. To, co powiedziała, ostatnie słowo, brzmiało miałko i beznamiętnie. Szrama na policzku i ręce była dokładnie w tym samym miejscu, co poprzednio, chociaż widocznie pokryta jakimś mazidłem; najpewniej przyśpieszającym gojenie ran. Yvonne wyglądała zresztą na osobę, która swoją wizualność traktuje z najwyższym szacunkiem. Nawet kiedy spała dwie godziny, a zamiast na łóżku poległa nad notatkami, znajdywała moment, by nałożyć staranny makijaż i ułożyć włosy. Zawsze schludna i elegancka jak wyjęta z kartonu porcelanowa lalka. Pasowała tym samym do świata, którego pragnął Max – czystego i uporządkowanego.
    Upewniwszy się, że Odobescu nie ma żadnych dodatkowych pytań (a jeśli miał, to odpowiedziała na każde z nich) – poszła do laboratorium, wcześniej zapowiadając, iż za jakiś czas przyniesie wyniki dodatkowych badań. Nie nakreśliła jakich, ale nie widziała sensu, by wykładać wskaźniki, z których Sava, summa summarum, i tak nic by nie zrozumiał.
    W sali, do której wszedł, wciąż była Róża. (Szok) Nie ruszyła się nawet o milimetr. Ot, jedyna zmiana, jakiej dokonała względem poprzedniego dnia, to przyjęta pozycja – teraz siedziała, plecami dociśnięta do dużej i miękkiej poduszki z puchem, opartej o uniesiony zagłówek. Krócej: wpółleżąco. W rękach trzymała coś, co wyglądało jak książka. Napis na obwolucie rozwiał wątpliwości – jednak wykreślanka.
    — To znowu ty — rzuciła obojętnie, chociaż dało się wyczuć w tym lekki wyrzut.
    Ciemnowłosa nie podniosła wzroku znad widocznie ciekawszej „zabawki”, zamiast tego przesuwała oczyma od lewej do prawej, z góry do dołu, ewidentnie czegoś szukając. Mrużyła powieki, otwierała je szerzej, ręką cały czas wisząc nad kartką, jakby szykowała się do wykreślenia kolejnego słowa.
    Przez parę minut, góra pięć, ignorowała obecność – również pytanie – Savy. Najwyraźniej jednak nie mogąc znaleźć tego ostatniego, potrzebnego do finiszu słowa, położyła książkę na okryte kołdrą uda, a długopis wetknęła w szparę. Skończyła pokaz niesłychanie wielkiej nieporadności zamknięciem tomiku. Głośnym, należy dodać. Może złośliwym? Wszystko było możliwe.
    — Nie czuję — mruknęła, nie jak obrażony pięciolatek, którym była wczoraj, bardziej jak nastolatka, która przyłapała rodziców na czynach lubieżnych. — Ale poczuję, jak powiesz mi, dlaczego skłamałeś… Yvonne mi wszystko powiedziała, gdy powtarzałyśmy to, co już pamiętam.

Sava
Sava
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptyWto Gru 26, 2023 11:01 pm

Wysłuchał informacje na temat stanu Rose ze spokojem. I przyjął to tylko ze skinięciem głową. To, że Yvonne nie wyglądała na zadowoloną, było widoczne już na wejściu. Domyślał się, że niańczenie kogokolwiek mogło być uciążliwe, ale miał nadzieję, że gotówka da jej poczucie, że nie jest organizacją charytatywną. Na wzmiankę o egzorcyście nie mógł się powstrzymać i wypuścił cicho powietrze, co znaczyło tylko tyle, że to go rozbawiło. Zastanawiał się, co mogło kryć się za stwierdzeniem, że Rose pamięta "parę innych spraw". Odpowiedź dopiero miała nadejść.
Sava nie miał więcej pytań. Po prostu skierował się do środka, żeby już wkrótce znaleźć się w pomieszczeniu, gdzie Rose oddawało się najwyższej formie rozrywki - wykreślankom, jak się przyjrzał, kiedy już siedział na krześle.
To znowu ty. Jednooki uniósł brwi w zaskoczeniu na ten chłód, ale, jako że był chwastem, nie dało się go tak łatwo pozbyć. Nie oczekiwał fanfar, ale też nie spodziewał się, iż zostanie w ten sposób przywitany.
- No, ja. - Mruknął beznamiętnie, wbijając w nią wzrok. A Rose milczała. Nie odpowiadała na pytanie. Jego prawa noga zaczęła bujać się pod wpływem niecierpliwości. Bo jako, że był cierpliwy tylko czasem, to w tej chwili ewidentnie nie był.
W końcu przyszedł czas, że kobieta zamknęła książkę i łaskawie skierowała swoją uwagę na niego. Sava, dotychczas siedział oparty plecami o oparcie, ale na pytanie uśmiechnął się delikatnie i nachylił, opierając łokcie o kolana, a podbródek o splecione dłonie.
- Skłamałem? Niby gdzie? - Spytał, pogodny w nieodgadniony sposób. Zastanawiał się, o co mogło chodzić czarnowłosej. - A, właśnie... - Przypomniał sobie, nie czekając nawet na odpowiedź ze strony Rose. Sięgnął ręką po papierową torbę i wyciągnął z niej książkę zatytułowaną "Listy do Mileny. Potem podarował ją kobiecie. - To dla ciebie. Czytałaś to ostatnio, jak się widzieliśmy. Chyba to lubiłaś. - Dodał i wrócił do tej samej pozycji siedzącej, co przed chwilą.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptyWto Gru 26, 2023 11:33 pm

    — Ty mi powiedz — odparła przekornie. Albo coś wiedziała, albo w tym światłym, otumanionym umyśle sądziła, że jest w stanie go podpuścić, a przynajmniej uzyskać jakieś dodatkowe informacje, których poprzedniej nocy nie ujawnił. Obie opcje równie możliwe.
Poprawiła się na łóżku i powiodła wzrokiem za dłonią mężczyzny ni w strachu, ni zainteresowaniu. Na taką przynajmniej próbowała pozować, a to, że nieudolnie, było odrębną sprawą. Niestety, oczy zawsze ją zdradzały; cholerne zwierciadła duszy.
    — Dziękuję? — powiedziała, sięgając niepewnie po książkę.
    Tak samo, jak wtedy, u Rodneya, otworzyła ją na losowej stronie, przeczytała parę słów i przewertowała szybko kartki w poszukiwaniu… Sama nie wiedziała czego. Może jakiejś odpowiedzi, podpowiedzi, czegokolwiek, co naprowadziłoby myśli na inny, niż poirytowanie, tor. Malutkie literki, którymi zapisany był tekst, absolutnie nie pomagały. Odniosła nieodparte wrażenie, że czytanie stanowi dla niej wyzwanie, ale uznała, że to z pewnością wynik podłączonej do żyły kroplówki. Nie wiedziała z czym, ale każda wymówka była lepsza, niż przyznanie się przed samą sobą, iż najprawdopodobniej w przeszłości nie była pilnym i zdolnym uczniem. Podarunek, swoją drogą, nie wyglądał na książkę. Raczej zbiór listów między dwojgiem ludzi.
    — Chcesz powiedzieć, że lubiłam czytać czyjeś listy? …To trochę dziwne — podsumowała z rozbawioną miną i ściągniętymi brwiami.
    Zamknęła tom i dokładnie obejrzała obwolutę – najpierw z jednej, potem z drugiej strony. Front był brzydki, pudrowo różowy z jednym tylko elementem, a mianowicie wielgachną literą „K”, która trącała megalomanią. Wzruszyła ramionami, ale dla pewności złapała palcami, co zajęło jej chwilę, za twardą oprawę, wywróciła grzbietem do wierzchu i potrzepała luźno zwisającymi kartkami w nadziei, że coś z niej wypadnie. Ale nie. Była… Zawiedziona.
    — Poczytaj mi, proszę — zwróciła się do niego na wpół rozkazem, choć głos miała ciepły, taki, jak dziecko, które prosi ojca czy matkę o jeszcze jedną bajkę. Natychmiast wysunęła obwiniętą z każdej strony dłoń i podała Odobescu książkę. Najwyraźniej „nowa” Rose nie przyjmowała do wiadomości, że przyjaciel mógł odmówić. W ogóle przybrała trzpiotowatego charakteru, co było na swój sposób urocze, na pewno mocno kontraktujące z tym, czym niegdyś się odznaczała; smutkiem, lękiem, przerażeniem i ciągłą potrzebą przepraszania. — Sava — dodała ciszej, gruntując w umyśle to, jak miał na imię.

Sava
Sava
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptySro Gru 27, 2023 12:19 am

Sava wybuchł śmiechem. W rozbawieniu ale również w triumfie. Cóż, sztuczka z jej strony nie była najbardziej błyskotliwa.
- Nie mam sobie nic do zarzucenia. Ale gdybym miał coś na sumieniu, to jest to wyjątkowo nieudolna próba, Rose. - Powiedział w końcu i pokręcił z dezaprobatą głową. Powołanie się na Yvonne, która rzekomo miałaby "wszystko powiedzieć" było niesamowicie komiczne, zważywszy na to, że to ona przezornie uświadamiała go o stanie psychicznym Rose. Jakoś ciężko mu sobie wyobrazić sytuację, w której blondynka, zaraz po jego wyjściu, wparowuje i zaczyna bombardować czarnowłosą w stanie histerii informacjami na temat jej życia. Chyba, że chciała, żeby kobieta wybiła sobie coś jeszcze oprócz palców.
Uśmiech nie znikał na razie z jego twarzy. Skinął delikatnie głową, jako nieme "proszę", jakby zachowanie kultury przychodziło Savie z trudnością. Obserwował, jak kobieta łapie za książkę niepewnie, a potem przegląda strony.
- Jesteś dziwna. Wszystkiego można się po tobie spodziewać. - Odparł bez namysłu, a potem odchrząknął, łapiąc się na zbyt dużym napływem szczerości. Rose była sobą, nawet z utratą pamięci. Urocza i niewinna, próbująca podpuszczać w dziecinny sposób. Uwielbiał te momenty z nią, kiedy oboje mogli się śmiać razem. I trochę poczuł się tak, jak właśnie w takich sytuacjach. Zapędził się ze swoim poczuciem humoru. Dla czarnowłosej on wciąż był obcy i nie mogła uznać, że właśnie ją obrażał. - Poza tym, nie wiem. Czytanie pomoże ci zabić czas. - Dodał i machnął przy tym ręką, jakby chciał przykryć tym poprzednie słowa i odwrócić od nich uwagę O'Brien.
Z podziwem patrzył, jak Rose ogląda uważnie książkę. Z każdej strony. Nawet otworzyła i wywróciła do góry nogami, jakby coś miało z niej wypaść, a jej mina mówiła wiele. No cóż, nie był dobry w prezenty. Ani w pocieszanie. Ale się starał.
- Nie, Rose. To jest do czytania. Do niczego innego nie służy. - Obwieścił jej głupkowatym tonem, celowo traktując jak dziecko. Niemniej, poczucie humoru mu dopisywało. Jakby wczorajsza akcja nigdy się nie wydarzyła. To, co jakiś czas przychodziło, w postaci natrętnych myśli, ale odsuwał to na bok. Czuł, że konsekwencje jego działań przyjdą za jakiś czas. Ale na pewno przyjdą.
Wtem Rose wyciągnęła książkę w jego stronę i kazała mu czytać. Przechylił głowę, ale ujął ją w dłoń i otworzył na losowej kartce. Wertując słowa, uniósł wzrok znad lektury, kiedy usłyszał swoje imię. Róża dzisiaj nie kłuła. Na razie. Uśmiechnął się wrócił wzrokiem na tekst. Zajęło mu chwilę, gdyż, z jakieś powodu, utożsamiał się z pierwszym fragmentem, jaki mu się napatoczył. A kolejnym był tym, który wypowiedziała do niego Róża u Rodneya.
"Trochę się zbłąkałem, ale to nie szkodzi, bo Pani być może poszła razem ze mną i teraz zbłądziliśmy oboje."
Przewrócił kartkę na następną. Zaczął czytać, zgodnie z prośbą czarnowłosej. Przeszedł tak przez trzy listy. To na szczęście szło mu zgrabnie. Musiał mieć opanowaną dykcję i łatwość w czytaniu na głos.
- Jestem zmęczony, nie wiem nic i chciałbym tylko złożyć mą twarz na Twoich kolanach, czuć Twoją rękę na mojej głowie i trwać tak przez całą wieczność. - Rzekł na głos ostatnie wersy listu. Cisza. Spojrzał znad książki na Rose. - Fajne. - Skwitował krótko i wzruszając przy tym ramieniem. - Wiesz, mam coś jeszcze dla ciebie. - Powiedział nagle odstawiając książkę, tym samym alarmując przynajmniej krótką przerwę od tego czytania. Wyciągnął zakupiony wcześniej telefon i słuchawki do niego - te akurat miał w domu. - Załatwiłem ci kartę. Mój numer masz już na nim zapisany. No i masz na nim piosenki. Lubiłaś jazz. Bardzo.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptySro Gru 27, 2023 1:38 am

    Nie była uradowana, to pewne, wyglądała zresztą tak, jakby jej kto ukradł ostatniego, ukochanego lizaka o malinowym smaku i wymachiwał przed nosem. Zdołała tylko wyjąknąć kilka bladych, niezrozumiałych prychnięć i oddać się na wpół przerwanej gratulacji, po czym, ze zwieszoną i obróconą teatralnie głową, udała, że wcale nie złapał jej za rękę, nie przyłapał na kłamstwie.
    Odwróciła głowę na wprost, tak, by móc widzieć go kątem oka i łypać nim zaciekle. Ostrzegawczo. Może i tę bitwę przegrała, ale wojny na pewno nie. Nie z nim. Zdała sobie sprawę, to ważne, że sprytnie zalewał ją potokiem najróżnorodniejszych wątków i odstręczał od tego, co powinno ją interesować najbardziej. Przeszłość. Z dotychczasowych rozmów wywnioskowała tylko tyle, że była pieprzonym samotnikiem, bez rodziny i pracy, a więc i domu, człowiekiem kompletnie pozbawionym ambicji, a do tego skazanym na jednookiego miłośnika zagadek, który, choć nie sypiał z nią, to zabierał na wymyślne randki. Ale nie byli razem: no świetnie. Gdyby miała świadomość istnienia sekt, choćby mormońskich, pewnie poczęłaby go o to oskarżać. Nie miała, więc pozostało tylko brodzić w tym mętnym bajorze niepewności i liczyć, że pojawi się coś czystego i pewnego. Rose miała w każdym razie ogromną nadzieję, że Sava zapamiętał ten surowy ton krzywo wypowiedzianego „dzień dobry” i w końcu przynajmniej przestanie ją wodzić za nos. Na to się jednak nie zapowiadało.
    — Dziwna… A jaka miałabym być, skoro nic nie pamiętam? Znaczy... Pamiętam. Ten koszmar z wczoraj — mruknęła z wyrzutem. — Chciałabym przestać być dziwna, ale wcale mi nie pomagasz.
    Westchnęła ciężko. Ich „serdeczne” rozmowy rozpoczynały się kompletnie niepotrzebnym śledztwem. Wystarczyło jedno słowo, by wpadła na ślepy trop, chociaż w jej głowie miał sens, i natychmiast przestawała słuchać, niebezpieczne pytania same wpełzały na usta, zatrzymywała je jedynie na chwilę, po czym dławiąc się, pozwalała im się wyrwać. Dochodzenie bez zwłok to sprawa niemal nie do rozwikłania. Ale dochodzenie, w którym nawet nie wie się, kto miałby być ofiarą? To już po prostu absurd. Tak, zwłoki w tej metaforze były informacjami, ofiara, to dawca wyżej wymienionego.
    Celowo ignorowała zaczepki, które sączyły się z ust mężczyzny. To zresztą zasługa głęboko skrytego doświadczenia w radzeniu sobie z mu podobnymi. Więc j e s z c z e nie wytrącał jej z równowagi. Słowo klucz – jeszcze. Miała świadomość, popartą zresztą poprzednimi wątkami, że okazywanie reakcji na jego impertynenckie uwagi jeszcze bardziej by go rozzuchwaliło. Wolała, by zajął się czymś pożyteczniejszym, z korzyścią głównie dla niej. Ot, czytaniem.
    Intymny rytuał. Może książka, którą wybrał, była lustrem i tylko w ten sposób mógł przekazać to, co już nosił w sobie? Róża miała wrażenie, że w każdą kolejną literę Sava wkłada coraz większe fragmenty umysłu i duszy. W połowie przymknęła oczy, oddając się przyjemnemu brzmieniu jego głosu, bo był jak ciemna czekolada, karmel, albo… Coś. Pod wpływem tego wszystkiego, przypominała sobie jakieś zdanie, chyba zaczynała rozumieć jego melodię, nie pamiętając już zupełnie tonów, przez czytaną treść przebijały się pojedyncze wyrazy, kompletnie pozbawione sensu, ale czuła je na końcu języka, a właściwie emocje, które w niej wzbudzały. Błąkać się. Razem. Pani. Nie, nie dało się tego ułożyć. Odpuściła dalsze rozważania w tym obszarze, bo przez marszczenie czoła zaczynała boleć ją głowa.
    — Mam wrażenie, że już to słyszałam. Romantyczne… — podsumowała spokojnie, marzycielsko, po chwili dodając: — Jesteś romantykiem? Skoro się spotykaliśmy jako przyjaciele, to dobrze, żebym wiedziała. Tym bardziej że będę, jak dobrze zrozumiałam, z tobą mieszkać.
    Otworzyła oczy i widząc kolejny „prezent”, telefon zdaje się, przez chwilę milczała, tępo wpatrując to w jego błękitną tęczówkę, to w urządzenie. Karta, numer, piosenki, jazz, bardzo. Zaczęła od najprostszego do wyjaśnienia i pojęcia. Smartfon wyglądał na coś, co już kiedyś było używane, więc najpewniej należał do niej, tylko ta karta… Nowa. Przy tym nabrała podejrzeń i od razu się nimi podzieliła:
    — Co się stało z poprzednią?

Sava
Sava
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptySro Gru 27, 2023 2:25 am

Teraz ta zdenerwowana i zawiedziona porażką mina Rose jeszcze bardziej bawiła wampira.
- Spokojnie, może następnym razem ci wyjdzie. - Dodał tonem, jak gdyby nigdy nic i wzruszył ramieniem. Bawiła go jej osobista porażka. Tylko dlatego, że wydawało mu się to być głupie i słodkie na swój sposób. Nie to, że miał ją za głupią, bo na pewno nie miał.
Spoważniał, kiedy czarnowłosa zaczęła dumać nad sobą. Przyglądał się twarzy, uważnie lustrując najmniejszy szczegół, najmniejszą zmarszczkę i najbardziej delikatne spięcie mięśni. Gra w sapera ponownie została uruchomiona. Zamrugał kilka razy, błądząc na chwilę gdzieś wzrokiem. Zastanawiał się. Dużo. Z jednej strony uważał, że mózg nie bez powodu doprowadził do takiego stanu, że straciła wspomnienia. Z drugiej, udawanie i oddalanie problemu na dłuższą metę mogło być tylko szkodliwe.
- Jesteś dziwna. Teraz i przedtem. I dlatego cię lubię. - Odpowiedział w końcu. - Jeśli chodzi o koszmary, może kiedyś one przejdą. A jeśli nie... To coś się z tym zrobi. - Dodał nieco ciszej, ale równie pewnym tonem głosu, co poprzednie słowa. Rose, w tym wypadku, na szczęście jest człowiekiem. A to znaczyło, że miała możliwość skorzystania z pomocy psychiatrycznej, co miał też na uwadze.
Czytanie listów skutecznie odciągnęło troski na moment. Choć wiedział, że Rose wypowiedziała wtedy to zdanie, nie chciał go powiedzieć na głos. Zależało mu, żeby czarnowłosa przypomniała sobie o nim, ale w tej kwestii, z niezrozumiałych przyczyn, tego sobie nie ułatwiał. Ciężko było, kiedy wciąż się wahał. Bo potencjalne przypomnienie sobie Rose, że się całowali i że łączy ich coś więcej niż przyjaźń wiązało się z tym, że kobieta będzie chciała brnąć w to dalej. A wtedy będzie musiała się dowiedzieć, prędzej czy później, kim naprawdę jest Sava.
- Ja? - Spytał zaskoczony tym pytaniem, a potem zmarszczył delikatnie brwi. - Nie wiem. Może. To zależy... - Mruknął i przeczesał dłonią włosy, które zaczęły za bardzo nachodzić na widzące oko. Jako, że znowu odpowiedział półsłówkami, dostrzegł tę minę na twarzy Rose. - W sumie to nie. Nie jestem. Nie otwieram kobietom drzwi, nie przepuszczam ich przodem, co by tu jeszcze... Nie przynoszę kwiatów, nie mówię, że są ładne... - Wymienił, a potem urwał. Chciał bardzo powiedzieć na samym początku, że przecież jest romantyczny i że dla miłości jest w stanie zabić. Jednak w ostatniej chwili zrozumiał, że ten żart wcale nie był żartem. I nikomu nie byłoby śmiesznie - ani jej, ani jemu.
Sava zmrużył oko, kiedy dotarł do niego sens słów Rose.
- Cieszę się, że się oswajasz z myślą, że będziemy mieszkać razem. - Oznajmił znowu z głupawym uśmiechem na twarzy. On też powoli się z tym oswajał i pluł sobie w brodę, kiedy zasuwał z odkurzaczem po zatęchłej wykładzinie. Pedant, nie ma co. No i po uwadze Maxa doszedł do wniosku, że rzeczywiście żył w jakiejś melinie, więc była to najwyższa pora, żeby to zmienić.
Sava zastygł na sekundę. Trochę za dużo mu się wymknęło. Nowa karta. Z drugiej strony Yvonne powiedziała, że przypomniała sobie numer telefonu, więc... Zresztą, i tak czarnowłosa nie uwierzyłaby, iż przyniesiony telefon należał do niej, bo zwyczajnie nie znajdywały się na nim żadne dane. Żadnych zdjęć, kontaktów, smsów.
- Nie wiem, co się stało z twoim poprzednim telefonem. Jak cię znalazłem, nie miałaś go przy sobie. Może ktoś ukradł, a może wpadł w jakieś dziwne miejsce. - Powiedział bez większego zastanowienia. Było to pierwsze jawne kłamstwo. Rose miała telefon przy sobie, tylko zabrał go. Nie mogła dowiedzieć się wszystkiego od tak. Nie była na to gotowa. - Chcesz, żebym go dla ciebie poszukał?

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptySro Gru 27, 2023 3:38 am

    A jeśli to nie były koszmary, tylko ponura rzeczywistość? W tym obrazie, który widziała nad ranem, krew była dosłownie wszędzie. Lśniła karmazynem na dywanie. Mogłaby nawet przysiąc, że widziała, jak w niego wsiąka, stając się nieomal czarna. Jucha rozmazała się też na ścianie i spływała smugami posoki aż do samej podłogi. Zalewała oczy.
    Widok krwi przywołał strach na nowo, gdy Yvonne przyszła pobrać próbkę. Wcześniej, zanim pojawił się Sava. Wtedy wydawało jej się, że poznała prawdziwą naturę strachu, skąd się brał i dlaczego go czuła. Ale ta wiedza wcale nie pomagała się z nim uporać. Wręcz przeciwnie, przez to, że nie była w stanie ocenić, czy wizja była prawdziwa, niepewność wezbrała z dna żołądka i podeszła aż do samych ust. Nie mogła tego powstrzymać. Tak, tak… Zwymiotowała rankiem. Rzeczywiście tak było. Zwymiotowała, a później coś jej zrobiła. Potem ciało zmieniło się kamień, w lód, w idiotyczny posąg. Nawet wtedy, choć unieruchomiona, trwożyła się przed malunkami na suficie, które oglądała tępym i mętnym wzrokiem. Ten przebłysk, dziwnie uwięzione ciało, nad którym nie miała kontroli, nie mogła nim poruszać, bo padło ofiarą jakiejś, chyba, klątwy. Pomyślała w tę chwilę, że może i z jej sylwetką, tą, którą musnęła palcem, było coś nie tak. Może ona sama, Rose – bo tak przecież miała na imię, była obrzydliwą postacią wyglądająca jak z najgorszego koszmaru, z szyderczym, szatańskim i nieruchomym uśmiechem, zakazanym wręcz, jakby na podobieństwo i pohybel grzechu, zbrodni, kary i śmierci.
    Przez sekundę miała wrażenie, że robi się ciężka, jakby ktoś podczepiał pod kończyny ciężarki i tylko czekał, aż przy próbie wstania łupnie z impetem o podłogę. To byłoby przykre, ponieważ oznaczałoby, że musi zostać w tym miejscu, bez tej łodzi i łąki, o której śniła w nocy. Nie złapałaby już więcej pasikonika i tych kolorowych motyli. Ah, tak, nie zerwałaby też kwiatów polnych. To chyba były maki. Nie… Tulipany. Chociaż… Nie, nieważne. Jeśli się upada, trzeba się podnieść i ruszyć naprzód. Tak. Tak właśnie zamierzała zrobić – wstać i powiedzieć światu, żeby się pierdolił, bo odzyska to, co jej zabrał. Wspomnienia, przeszłość. Nieważne, jakie były. Głupi upadek po schodach i głupi ten… Ah, cholera by go. Jego ojca i matkę zresztą też.
    Potrząsnęła głową, wyraźnie przytomniejąc. Potrzebowała nadziei, choćby szczypty. To ona mogła sprawić, że uwierzy w cuda, które, kto wie, może spełnią się dzięki manifestacji. Potem pewnie zmiażdży ją prawda, ale na ten moment się tym nie przejmowała. Teraz tylko musiała wezbrać na sile, by trwać w nowo złożonym postanowieniu o przyciągnięciu świata, gdzie współistniało słońce z cieniem, jasność z mrokiem, słodkie szczęście z gorzkością. Zresztą tak chyba lepiej smakuje... Jak coś jest za słodkie, to można się zmęczyć, a tak – samo się wyrównuje.
    — Kobietom… A mi? — zapytała i, nim zdołał odpowiedzieć, zalała go falą kolejnych. Sam ją do tego zmusił. Chcący czy nie. — Jestem ładna czy brzydka? Dostałam kiedyś kwiaty, przepuścił mnie ktoś w drzwiach… Jak widzieli mnie inni?
    Możliwość uzyskania kolejnych informacji była jak narkotyk. Psychotrop? Nie, ale środek z całą pewnością pobudzający lepiej niż kofeina, yerba mate, kokaina, czy amfetamina. Bez urody mogłaby być nieszczęśliwa. Ba, na pewno by była. Róża przyglądała się wcześniej uważnie Yvonne i w duchu miała nadzieję, że będzie do niej podobna chociaż częściowo. Kolor włosów miała na pewno inny, ale wciąż istniały szanse. Jeśli wyglądałaby jak Pani doktor, to, wydawało jej się, nikt by się z niej nie śmiał, nie kpił. Samą swoją twarzą wzbudzałaby, tak jak ona, szacunek.
    Cieszę się, że się oswajasz z myślą, że będziemy mieszkać razem.
    Może chociaż szacunek Savy? Jeśli tak, w tym momencie kazałaby mu się nie odzywać. Zamknąć buzię, stulić pysk, ani me, ani be, nawet mru-mru, czy wamp-wamp. Jakkolwiek, po prostu skończyłby ją drażnić. Spojrzała mu głęboko w oczy, wyglądała tak, jakby upatrywała w nich własnego odbicia. Potem przesunęła spojrzeniem na usta Odobescu z dziwną żądzą. Na pewno nie taką, jakby chciał, bo w głowie Róży właśnie pojawiła się myśl, że niektórych problemów chyba nie da się rozwiązać za pomocą taśmy izolacyjnej ani WD40. A szkoda.
    Chcesz, żebym go dla ciebie poszukał?
    — Myślę, że to pomoże w odzyskiwaniu wspomnień — stwierdziła natychmiast, wyraźnie pobudzona, a także wybudzona z wcześniejszych, mało uroczych planów na odebranie mu mowy. — Jeśli go miałam, to pewnie coś tam trzymałam. Yvonne, nie, Doktor Yvonne pokazywała mi różne zdjęcia ze swojej przeszłości i o nich opowiadała, więc…
    Róża wyciągnęła rękę po telefon, ten nowy. Stary? Kto go tam wiedział. Muzyka mogła być kluczem. W szpitalu było cicho i nic nie przychodziło jej do głowy, może to dlatego. Tak, to miało sens. Jakiś.
    — A… Gdzie mnie znalazłeś? I skąd wiedziałeś, gdzie szukać?

Sava
Sava
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptySro Gru 27, 2023 1:38 pm

Dał Rose ciche, niedosłowne pole do popisu. Nie dopytywał się bezpośrednio o jej koszmar, ale czarnowłosa, jak najbardziej, mogła go wyjawić. Niemniej wpadła w zamyślenie i milczała. Z kolei on postanowił nie drążyć tego tematu, uznając, że kobieta nie chciała nic więcej wyjawić.
Brew jednookiego mimowolnie drgnęła ku górze w reakcji na bezpośrednie pytanie. Otworzył usta, ale zaraz zamknął, słysząc kolejną falę kolejnych. Jego twarz wyrażała konsternację i... Zawstydzenie. Odwrócił na chwilę głowę w bok, przykładając dłoń do podbródka. To, że Rose mu się podobała, było oczywiste. A teraz można było to wyczytać z niego, jak z tej książki, którą przed chwilą trzymał w dłoniach.
- Jesteś ładna. - Powiedział cicho, jak na pięćdziesięcioletniego piętnastolatka przystało. Sava, mimo wszystko, był prostym mężczyzną. Zdecydowanie nieromantycznym w słowach, ale - jeszcze raz - starał się. To śmieszne, bo przypomniał sobie, jak Rose w smsie napisała mu, że jest skomplikowany. Do teraz zastanawiał się, czy to był żart. Pewnie tak. - Nie wiem, co ja jestem? Nie siedzę innym w głowach. Tak samo nie wiem, czy dostałaś kiedykolwiek kwiaty. Ale... Raczej na pewno. Ja wolę jednak dawać bardziej praktyczne prezenty. - Odpowiedział nieco zniecierpliwiony, jakby chciał zatuszować swoją chwilę słabości, w której jego twarz wyrażała za dużo emocji, a to, że czarnowłosa mu się przyglądała uważnie, nie pomagało. A propos praktycznych prezentów - telefon z lombardu, stare słuchawki i zrobiona playlista z myślą o niej. Jeśli to nie było romantyczne, to już nie wiedział, co jest.
Nie zdawał sobie do końca sprawy z tego, co było powodem jej takiego intensywnego wpatrywania się w jego osobę. Kiedy tylko temat się zmienił, uśmiechał się szelmowsko i w błogiej nieświadomości rodzących się w jej głowie fantazji o zatkaniu mu ust taśmą izolacyjną.
- Jasne. Postaram się poszukać. - Odparł beznamiętnym tonem, spoglądając na Rose. Kolejne pytanie. Sava zdążył w domu ułożyć już wersję wydarzeń. - Piliśmy razem w barze. - Zaczął, analizując w głowie tę wersję jeszcze raz. - Stwierdziłaś, że idziesz zapalić. Na wyjściu były schody... Było też dużo ludzi, więc, sama rozumiesz. Raczej bardziej niż pewne, że telefon trafił w czyjeś lepkie ręce. - Wyjaśnił gładko i bez zawahania. Kłamanie przychodziło mu z niezwykłą łatwością. Wszelkie sztuczki i manipulacje to też on. Oczywiście, źle się z tym czuł, ale wiedział, że to dla jej dobra. Dla bezpieczeństwa posługiwał się opisem jednego z istniejących lokali, na wypadek, gdyby Róża kazała się tam zabrać. Wszystko zaplanowane.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptySro Gru 27, 2023 9:09 pm

    Ładna… Ten komplement, szczery czy nie, przyniósł swego rodzaju ulgę. Niby to tylko niepozorne słowo, epitet, krótki na pięć liter wyraz określający urodę, ale przeistoczył ponury, bolesny dzień w coś doprawdy rozkosznego. Może nawet nastawienie Róży do niego, a także do samej siebie, bo działanie miało podobne do maści, którą wysmarowała ją Yvonne. Koiło serce i duszę. Ciepły ton, wyszukane i trafione pochwały, jasne, zapamiętuje się na długo, ale to w prostych, niewymuskanych tkwiła cała siła. Róża, naprawdę, jak to róża – kwiat – rozkwitała, kiedy tylko padała na nią odrobina światła. Soczyście czerwony pąk jej ust ułożył się w zdawkowy i nieuświadomiony uśmiech rozświetlając umęczoną twarz.
Spojrzała w jego stronę, mocniej niż wcześniej wlepiła swoje czekoladowe źrenice w to jedno, błękitne oko i oddała się namiętnemu poszukiwaniu śladów nieszczerości czy obłudy, które spodziewała się ujawnić w mimice Savy. Ale nie. Nic takiego się nie pojawiło, a przynajmniej nie zdołała tego dostrzec. Chociaż… Ta reakcja, to zdziwienie, a potem uciekająca przed jej spojrzeniem głowa. Mężczyzna obrócił się, bo była tak brzydka, że kłamstwo nie przechodziło mu przez usta, gdy na nią patrzył, a może była tak piękna, że „ładna” brzmiało jak obraza? Nie wiedziała jak się wobec tego zachować, bo obie opcje były, jakby to ująć, możliwe.
    Pochyliła się, by złapać go w sidła spojrzenia.
    — Może od tego upadku roztrzaskałam sobie twarz i teraz nawet lekarz już mi nie pomoże. Jestem ładna dla ciebie czy dla wszystkich? …A co jeśli kłamiesz? — zapytała z podejrzliwością i czymś, czym już kiedyś go karmiła. Ten nieznacznie figlarny ton. Tak, to było to. Jeśli była nieziemsko piękna i odznaczała się na tle mieszkanek Birmingham — Yvonne zdołała zapoznać O’Brien z realiami, w których żyła — dzięki najdłuższym na świecie, kruczoczarnym rzęsom, które kaskadami opadały na źrenice o kolorze tak elektryzującym, że zdolne były powalić na ziemię tych, którzy w nie spojrzeli, jeśli jej włosy były lśniące, mieniły się w świetle zachodzącego słońca polerowaną miedzią, złotem i czerwienią, stanowiąc oszałamiający kontrast do bladej cery, to chciała to zobaczyć na własne oczy i ocenić.
    Skierowała dłonie na policzki, jednak przez bandaże nie mogła poczuć faktury skóry, więc zrobiła to, co na ten moment było dostępne – poczęła oglądać swoje ciało ze wszystkich stron, podważać każdy element odzienia, byle dostać się do fragmentów, które dotychczas były niedostępne. Pochłonięta tymże czynem, zignorowała monolog Savy. A przynajmniej do momentu, kiedy nie pojawił się ciekawszy temat. Znaczy się: telefon, ten stary, nie nowy.
    Jasne. Postaram się poszukać.
    — Dziękuję. Za te praktyczne prezenty… też — powiedziała, siląc się na coś więcej, niż niewyraźny uśmiech. To, że Odobescu postarał się i przyniósł podarunki, było jedną sprawą, to, że chciał i zobowiązał się do poszukania, zdaje się kluczowej, zguby – druga. Obie zasługiwały na grzecznościowe kiwnięcie głową, co zresztą zrobiła. Na więcej nie było jej stać.
    Piliśmy razem w barzeStwierdziłaś, że idziesz zapalić.
    Róża uważnie wsłuchiwała się w to, co mówił mężczyzna. Każda wskazówka była na wagę złota, bo przybliżała ją do poznania istoty swojego „poprzedniego” życia, które bardzo chciała odzyskać. Jeszcze. Przecież gdyby miała świadomość, jak wyglądało, wcale by się w to nie pchała. Podsumowując: szatańskie urządzenie, które obracała w rękach, musiało poczekać, bo pojawiły się cenne informacje. Złapała się ich kurczowo i kiedy tylko skończył, od razu rozpoczęła ciągnięcie go za język.
    — Nie miałam pracy, tak? To skąd brałam pieniądze i na picie, i na palenie. Jaki tryb życia prowadziłam… Prowadziliśmy?— dopytała nerwowo, podczas gdy w głowie zrodziła jej się nęcąca myśl. Może nawet słuszna, biorąc pod uwagę szczątkowe informacje. Wszystko tak potwornie się plątało. Ale przynajmniej mówiła, a to, że tym mówieniem podsuwała mu argumenty, cóż, błędy się zdarzają. — Wiesz, skoro nie mam gdzie iść, czy ty mnie w jakiś sposób utrzymywałeś i mieszkałam u ciebie... Wcześniej? Co z tego miałeś?

Sava
Sava
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptySro Gru 27, 2023 9:58 pm

Urokiem jednookiego było to, że kłamać przychodziło mu łatwo. Kiedy trzeba było powiedzieć prawdę, wyjawić coś o sobie, wyrazić emocje - odwracał wzrok, błądził po ścianach, i miewał różne nerwowe gesty. Łatwiej żyło mu się z maską. Teraz czuł na sobie jej spojrzenie, więc próbował zasłonić w ten sposób szczerość uczuć, które subtelnie wypływały z jego twarzy. Bladego pojęcia nie miał, jak mogła interpretować czarnowłosa. On sam nie był do końca świadomy, jak się zachowywał w takich niekomfortowych chwilach. I jak bardzo się zdradzał tymi gestami i niewerbalną mową ciała.
- Z twoją twarzą wszystko w porządku. - Odpowiedział, wpadając w pułapkę jej oczu. Tylko, że przypomniał sobie, jak wyglądała jeszcze przed przyjściem Dominga. Na chwilę się spiął, ale zaraz uśmiechnął się, kiedy usłyszał jej pytania. Wypuścił powietrze nosem i znowu odwrócił głowę. - Powiedz... - Zaczął, robiąc krótką przerwę, żeby zaraz spojrzeć na nią ukradkiem. Z taką samą podejrzliwością w oku, jakim obdarzyła go czarnowłosa. - ...Ma to jakieś dla ciebie znaczenie, jeśli powiem, że dla mnie jesteś ładna? - Spytał, nie odpowiadając na razie, czy kłamał. Nie czuł takiej potrzeby. Doszedł do wniosku, że Rose akurat z tym pytaniem robiła sobie żarty.
- To... Znaczy, nie ma za co. - Splątał się, bo w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, że to, co zrobił, to było właśnie obdarowanie kogoś prezentem. A konkretniej - obdarowanie Róży prezentem. Formy grzecznościowe z trudem przeciskały się mu przez gardło. Podobnie jak sprawianie komuś drobnych przyjemności. Ciekawy moment... Poczuł powrót do przeszłości, tej lepszej. Do jakichś nikłych, słabych wspomnień, które nie mówiły nic, poza wywieraniem drobnego uczucia przyjemności i ulgi.
Przyszedł czas na pytania. Przyszedł czas na odpowiedzi. Wysłuchiwał jej ze świadomością, że nie mógł jej czarować we wszystkim. Musiał wyważyć informacje. Nie iść ze skrajności w skrajność i przez obawę przed tym, że kobieta się załamie, kiedy usłyszy prawdę, zacząć mówić jej, jakie to cudowne życie wiodła. Prędzej czy później spotka się z brutalną rzeczywistością. Takie kłamstwa przyniosą więcej szkód niż pożytku.
- Nie powiedziałem, że nie masz pracy. - Zaczął, poprzedzając to najpierw cichym westchnięciem. Jego twarz wyraźnie sposępniała. Słysząc, w jakim kierunku szło rozumowanie Rose, pokręcił głową przecząco. - Nie, nie mieszkaliśmy razem. - Uciął jej domysły, a potem nastała cisza. Spoglądał na nią w milczeniu zanim zebrał myśli.
- Miałaś pracę, ale... Nie byłaś z niej zadowolona. Mieszkałaś na miejscu, bo twoja szefowa zapewniła ci zakwaterowanie. Tylko, że warunki pracy są tragiczne. I nie chcę, żebyś tam wracała.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptySro Gru 27, 2023 11:11 pm

    To, czym nakarmiła ją Yvonne, nie było dobre, ale, no właśnie – jedynie w porządku: dało się przeżyć, zjeść tę paskudną breję i nie wypluć, a przynajmniej nie od razu. Rose szybko przyrównała te dwa wątki do siebie: jedzenie i uroda. Błogość, którą przed chwilą czuła, momentalnie zniknęła i nakryła się paskudnym wyrazem zawodu widocznym w opadłych już kącikach ust. Liczyła, że będzie równie, albo chociaż podobnie, ładna co lekarka. Cóż, słowa mężczyzny nie pozostawiały złudzeń i miejsca na domysły. Chociaż bardzo próbowała przykryć wewnętrzną porażkę wobec oczekiwań to i tak się zaczerwieniła.
    — No… Tak? Chyba… Nie. Nie wiem… — zająkała się i natychmiast odwróciła głowę, żeby nie musiał dłużej na nią patrzeć. Na domiar złego zrobiło jej się potwornie duszno i gorąco, mimo że w rogu pokoju działała klimatyzacja. — Skoro jestem dla ciebie ważna, to chcę wiedzieć dlaczego.
    Racja, Sava jedynie zasugerował, że nie posiadała pracy, z pewnością natomiast uznał, że nie miała dokąd wracać, u kogo się zatrzymać. A jednak, jak wynikało z tego, co powiedział przed chwilą – miała. Każde niedopowiedzenie było początkiem kłamstwa. I chociaż kogoś z tak otumanionym umysłem łatwo zwieść, to nie tym razem. Skrzywiła się widocznie, powracając rozzłoszczonymi oczyma na jego twarz, otworzyła usta, by dać upust temu, co w niej urosło, ale…
    Nagle przypomniała sobie dziwny budynek z jarzącym się szyldem. Zmrużyła oczy, ale nie potrafiła odczytać nazwy, bo neony były zbyt oślepiające. Zastygła, oddając się dziwnie pewnej wizji. Do głównego pomieszczenia wchodziło się po trzech schodkach pod łukowatym sklepieniem. Na kanapach w holu było kilka osób o obcych twarzach: mężczyzna w podeszłym wieku, wyglądający na bardzo bogatego, pił wino i patrzył wygłodniałym wzrokiem, obok niego zaś siedziała dama o surowej, posępnej twarzy z trwałą na głowie. Czarne kręciołki, nie na mokrą włoszkę, ale solidnie poskręcane i wywinięte. Wolną dłonią przesunęła figurę na szachownicy, wystawionej na specjalnie w tym celu skonstruowanym dużym stole.
    Przed recepcją dwóch panów, za nią natomiast dwie panie, z których jedna miała na sobie tyle biżuterii, że mogłaby założyć sklep jubilerski, oraz grubą warstwę makijażu, którego wystarczyłoby na pomalowanie połowy miasta. Przyjrzała się im uważnie, ta druga wyglądała znajomo… Czarne włosy, ciemne oczy, zmęczony wzrok i nie-uśmiech, ale też nie-grymas na twarzy.
    Po chwili Róża ujrzała idealny pokój hotelowy, mały i skromny, ale przytulny. Następnie usłyszała jakiś głos; ktoś się wykłócał, że jest jedynym gościem, więc powinien dostać apartament luksusowy. Cokolwiek miał na myśli, podała mu klucz, mówiąc, że jest otwarty i nie trzeba zamykać, bo od siedmiu lat nikt tu nic nie ukradł. Nie miała pojęcia, skąd ta wiedza i dlaczego ten mężczyzna zniknął, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
    Zaczęła sprzątać, to wydawało się właściwe, gdyż po wyjściu gościa należy przede wszystkim pozbyć się nieczystości i pamięci. Łóżko ma zapomnieć o ciele, które leżało na nim uprzedniej nocy, należy rozścielić nowe prześcieradło, napiąć je, łazienkę wyszorować na błysk. Każdy ślad, każdy włos na pościeli, opakowanie po prezerwatywie, a często i sama prezerwatywa – jest porażką. Jeszcze, gdyby chociaż te panny, które sobie sprowadzają, nie były tak głośne i nie wydzierały się pół nocy… Tak, teraz była pewna. Miała pracę. Byle jaką, ale miała.
    Wizja trwała ledwie minutę, chociaż wydawało jej się, że znacznie dłużej.
— Praca w motelu chyba nie jest taka zła? No, poza ludźmi, którzy chyba nie znają pojęcia cisza nocna. Myślę, że przesadzasz. Powinnam kogoś powiadomić, na pewno się o mnie martwią...  — zaczęła pewnie, a w chwilę po tym nabrała powietrza, zatrzepotała rzęsami, ściągnęła brwi i ewidentnie poirytowana dodała: — Okłamałeś mnie, mam dokąd wracać i... Lubię swoją pracę.

Sava
Sava
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptySro Gru 27, 2023 11:44 pm

Sava miał w sobie, niestety, ten mały procent typowego mężczyzny w sobie. Nie zwrócił uwagi na to, że "wszystko z twoją twarzą w porządku" mogło zostać odebrane inaczej niż jak najprostsza informacja o stanie jej twarzy. W końcu pytała o nią w kontekście doznanego wypadku. Obserwował, jak poliki czarnowłosej zalewały się czerwienią. Na ten widok zaczął się zastanawiać, czy on dalej był dla niej tym, kim był przed "wypadkiem". Nie, był przecież obcy... A co, jeśli sobie nie przypomni wszystkiego? A może, zaczynając "od nowa" nie poczuje już nigdy więcej tego, co czuła do niego przed?
- Dlaczego... Co? - Mruknął nieco posępnie pod wpływem napadu pesymistycznych myśli. - Dlaczego jesteś ładna czy dlaczego jesteś dla mnie ważna? - Dopytał, przechylając głowę. Najwyraźniej jednookiemu przestały pracować odpowiednio szare komórki.
Obserwował, jak mimika twarzy kobiety się zmieniła. Wyglądała, jakby intensywnie nad czymś myślała. Sava w spokoju się przyglądał jej facjacie, w oczekiwaniu na to, co nadejdzie. Spodziewał się pytań. Kolejnych. Zazwyczaj roztrząsała i ciągnęła za język od razu po usłyszeniu odpowiedzi. A tutaj pojawiła się dłuższa chwila namysłu. W końcu odezwała się. Jednooki uniósł w zaskoczeniu brwi. Hotel?
- Rose, co ty... - Zmarszczył brwi i urwał. To zjawisko było dla niego nietypowe i w życiu nie wpadłby na to, że mózg mógł tworzyć fałszywe wspomnienia. W reakcji na zarzut o kłamstwo skrzywił się. Dopiero po chwili doszedł do wniosku, że tą nieprzemyślaną i odruchową reakcją się zdradził i na nic mu ciągnięcie urojonych wspomnień Rose. Po prostu - jego mina wskazywała na to, że sam w to nie wierzył z początku. Gdyby nagle zmienił taktykę i zaczął jej potakiwać, wzbudziłby na pewno podejrzenia. - Nie kłamię. - Odpowiedział stanowczo. - Nie mam powodu, żeby cię okłamywać, bo nie jestem twoim wrogiem. Nie przychodziłbym do ciebie, gdybym nie chciał dla ciebie dobrze. Słuchaj... - Urwał znowu, potrzebując chwili na odetchnięcie. - Nie pracowałaś w motelu. Robiłaś coś innego. I możesz się bardzo zawieźć, jeśli ci o tym powiem. Dlatego wolałbym ci to powiedzieć dopiero wtedy, kiedy naprawdę będziesz na to gotowa. A może do tego czasu przypomnisz sobie sama, kto wie. Na ten moment nie możesz tam wrócić.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptyCzw Gru 28, 2023 12:33 am

    Głupie pytanie. Dobrze jest być i urodziwym, i bliskim czyjegoś serca. To, że akurat jego, to pewnie jakaś wypadkowa przeszłości, którą musiała poznać i wyjaśnić. Relacja, którą zawiązali była z całą pewnością skomplikowana, czuła to w kościach, czuła to również w słowach i zdaniach, które wypowiadał. Pomyślała nawet, że ten upadek, to utracenie pamięci było właśnie po to, by na nowo przyjrzała się swoim życiowym, nie zawsze dobrym, wyborom. Los lubił przecież płatać figle, a Bóg nakierowywać człowieka na odpowiednie tory, ale bez przymusu.
    — Oba… — odpowiedziała drżąco, niemalże szeptem. Nie była pewna, czy odpowiedź cokolwiek zmieni, ale, koniec końców, lepiej wiedzieć, niż nie. To prawda, nie ufała mu na tyle, by zawierzyć temu, co powie, niemniej – przynajmniej będzie mogła ocenić własnym sumieniem i sercem prawdziwość wypowiedzianych zdań. Jeśli rzeczywiście byli sobie bliscy, to powinna poczuć coś innego, niż podejrzliwość. A ciężko nie być podejrzliwym, kiedy jedyne źródło wiedzy o świecie, poza doktor Yvonne – która z oczywistych względów niewiele wiedziała o jej prywacie, to obcy człowiek, który coś wie, ale nie chce powiedzieć i tylko odstręcza głupimi wymówkami. Nic bardziej nie krzyczy „pułapka” niż urwane słowa.
    Róża była całkowicie zacietrzewiona na wyraźnym wspomnieniu, które nasunął umysł. Zbytnia pewność własnej wiedzy, tym bardziej w takiej sytuacji, bywa niebezpiecznie blisko ignorancji. Jeśli zdawałaby sobie sprawę z możliwych zagrożeń, była na nie choćby przygotowana, może nie ciągnęłaby tego tematu z takim oddaniem. Ale nie była i do dyspozycji miała wyraźny obraz Motelu, zapach, który zapamiętała, coś jakby kadzidło, albo… Albo jego wiecznie niespójne „zeznania”. Wybór był bardziej niż oczywisty.
    — Przestań się zgrywać głuptasie — powiedziała z przekonaniem, gestykulując przy tym tak żywo, jak tylko mogła, mając unieruchomione palce i nadgarstki — Praca na recepcji na pewno jest lepsza, ale sprzątanie… Sprzątanie… Pomaga uspokoić głowę. Rzeczywiście, zdarza się, że goście zostawią po sobie coś obrzydliwego, ale nie trzeba z nimi rozmawiać i w sumie to… Przez większość czasu traktują cię jak powietrze. Wiesz, robią swoje i wychodzą.
    Mimo wszystko, gdy Rose skończyła swój monolog, dostrzegła, że twarz Savy już wtedy, kiedy mówił, nabrała większej powagi, głos stał się bardziej szorstki, a tonacja nieomal grobowa. Wszystkie inne emocje, jakimi raczył ją dotychczas, ustąpiły pod naporem chłodu. Skrzywiła się, ale nie odpuściła. Wszystko można było przecież sprawdzić.
    — Pamiętam nazwę: Corner… Crazy albo Cozy — wydukała niepewnie. — Zadzwońmy tam, skoro mnie nie oszukujesz, to nikt nie będzie wiedział, kim jestem. Prawda?

Sava
Sava
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptyCzw Gru 28, 2023 1:05 am

- Masz śliczne oczy i uśmiech, kiedy jesteś radosna. - Odpowiedział szczerze, ale bez zawstydzenia, które tylko wprawiało głos w niepewność. Jedynie dalej spoglądał gdzieś w bok. Dopiero po chwili spojrzał na nią. - ...Więc pewnie jesteś ładna dla wielu mężczyzn. I kobiet, też. - Dodał, znowu robiąc krótką pauzę. - A ważna jesteś dla mnie ważna, bo... Przy tobie zapominam o wszystkim... - o tym, że jestem potworem, o przeszłości, matce, utraconym oku, utraconym dzieciństwie, zdeformowanej twarzy w odbiciu lustra, sąsiedzie zwyrodnialcu, Andrei'u, koszmarach.
Chciałby umieć mówić. Wszystko byłoby prostsze. I tak już jej powiedział coś, czego nigdy nikomu nie mówił. Nie chciał jej obarczać żadnymi smętami ze względu na stan, w jakim się znajdowała. - ...Przy tobie jest inaczej. Lepiej. - Dokończył, zaczepiając wzrok na jej dłoniach. Teraz, w jednej chwili, zaczął absolutnie utożsamiać się z autorem słów z Listów do Mileny.
"Jestem zmęczony, nie wiem nic i chciałbym tylko złożyć mą twarz na Twoich kolanach, czuć Twoją rękę na mojej głowie i trwać tak przez całą wieczność".
Przez chwilę zmęczenie wkradło się na jego twarz. Rozmowy z Rose, nawet jeśli bywały burzliwe, dawały mu namiastkę normalności. To taki przystanek, żeby mógł odpocząć od brutalnej rzeczywistości, nawet jeśli ta nie dawała o sobie zapomnieć nawet wtedy, kiedy znajdował się w środku schronienia. Nawet jeśli dobijała się zza okna, żeby tylko zwrócić jego uwagę na siebie. Spotkania z Rose były składaniem głowy na jej kolanach. Nie wiedzieć już nic, zapomnieć o tym, co dookoła. Przymknąć oczy i oddać się czułemu gładzeniu głowy. Marzenie.
Sava dalej spoglądał na nią zaskoczony, słuchając jej absurdalnych wniosków. Może było to trochę zabawne - to przekonanie i przeświadczenie o słuszności swojego, chyba, urojenia, ale jednookiemu nie było do śmiechu. Tutaj dalej rozgrywała się gra w sapera i o tym nie zapominał. Słuchał, mimo wszystko, ze spokojem. Tylko nie mógł wyjść z podziwu, co do jej przekonania... Ewidentnie będzie musiał zapytać o to Yvonne, czy to zjawisko było normalne.
- Taaa... - Przytaknął z wyraźną konsternacją, a potem zamilkł, tworząc przy tym niezręczną atmosferę. Zapewne ta krępująca cisza zrodziła w głowie Rose wiele wątpliwości co do swojej pewności.
- Rzeczywiście, jest w okolicy motel Cozy Corner. - Powiedział powoli, kiwając lekko głową. - Jasne. To dobry pomysł. - Przystał na tę propozycję. - Dzwoń.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptyCzw Gru 28, 2023 2:00 am

    Serce Róży zabiło mocniej, a wskaźniki na kardiomonitorze podwyższyły się znacząco. Ścisnęła usta w prostą i wymuszoną linię. Nawet gdyby chciała, nie mogła nic zrobić z tymi kapryśnymi uczuciami, bo były one jak oddech; same wchodziły i same wychodziły. Technologii nie w sposób oszukać, podobnie zresztą tego organu, któremu przypisuje się składowanie atomów miłości i zauroczenia. Ta skryta za woalem tragedii i traumy kobieta, która składała pocałunki na jego ustach i otaczała ciepłem nieomal parzącym, naprawdę wydawała się tam, gdzieś w głęboko w środku, być może w samych trzewiach.
    Spojrzała na Savę z utkwionym w oczach pytaniem, ale nie odezwała się, nawet nie dała znaku, że komunikat odnalazł swego odbiorcę. Nic. Milczała, patrząc to na niego, to w przestrzeń, po czym zatrzepotała mocno rzęsami, a jej twarz wykrzywiła się w zdumieniu. Nie wobec tego, co powiedział, ale tych niewyraźnych konturów na pograniczu snu i rzeczywistości, tak niebywałych i wyjątkowych, że aż sztucznych.
    Ponownie przymknęła powieki, a umysł zasnuła wizja, nieuchwytna myśl, nawet nie obraz, a coś rozbitego jak szkło. W spojrzeniu chłopaka o rozmazanej twarzy, którego wzięła za rękę i zniknęła razem z nim w pokoju, dostrzegła szok. Może wzburzenie. Ciężko było jej określić. Z jakiegoś jednak powodu czuła się niepewnie. Zupełnie tak, jakby robiła coś złego i zakazanego. Ten „ktoś” mówił w obcym dla niej języku, kompletnie niezrozumiałym, w dodatku głos miał zdecydowanie inny, niż Odobescu – basowy i szorstki, niski, niemal szorujący po ziemi.
    Nastąpiła ciemność i nic więcej. To mógł być omam, coś, co się wydarzyło, ale nie z nim. Na pewno nie z nim. Zwróciła głowę w stronę siedzącego obok mężczyzny i zastygła, próbując odnaleźć w jego obrazie elementów podobnych do tych, które widziała przed chwilą. Na nic to, twarz tamtego wyglądała kompletnie inaczej. Tak jej się wydawało. Wychodzi na to, że nadzieja umarła, nim zdążyła ją na dobre przywitać.
    — Rozumiem — mruknęła nieobecnie i choć na usta pchało się „z tobą też”, to adresat chyba byłby błędny.
    Przeciwnika należy zaskoczyć, wytrącić oręż z ręki. Była pewna swego. Pewna tego, że owo Cozy Corner to miejsce, w którym pracowała i pracuje. W duchu już cieszyła się z wygranej i szykowała usta do wypowiedzenia „a nie mówiłam”, ale największą słodyczą wygranej będzie, to kiedy Sava usłyszy, że przegrał: Ah, Rose, tak, martwiliśmy się o nią! Tak będzie brzmieć wyrok.
Nie czekając ani minuty dłużej, chwyciła nieporadnie za telefon i spróbowała go odblokować, choćby zmusić do uruchomienia. Problem w tym, że obwiązane bandażem palce nie pozwalały, by ekran zareagował na coraz wścieklejszy dotyk. Odpuściła, ciężkim westchnięciem przyznając się do niesamodzielności.
    — Nie poradzę sobie z tym szatańskim urządzeniem — powiedziała, przekazując mu przedmiot. — Musisz sam zadzwonić.

Sava
Sava
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptyCzw Gru 28, 2023 2:22 am

Odczyt na kardiomonitorze wskazywał jasno, że Rose zaczęły targać jakieś emocje. Niekoniecznie musiało to jednak zdradzać, że były to uczucia pozytywne. Może to był lęk, może zmieszanie. Nigdy nie wiadomo, a przecież mogła się poczuć przytłoczona jego nagłą szczerością. Jego, znaczy się, obcego mężczyzny. Gdyby się tak zastanowić, zakładając, że to Sava znalazłby się na jej miejscu. Obudziłby się w jakiejś sali medycznej nijak przypominającej szpital, a zaraz wita go kobieta i mówi mu, że się znają i że będą mieszkać razem. Tu się jebnij, tak by jej powiedział. A już na wylewne słowa milczałby z wyraźną konsternacją, może ewentualnie skwitowałby je słowami "to miłe".
Tak więc złudna nadzieja, że Rose coś sobie przypomniała na jego temat ulotniła się wraz z jej szorstkim "rozumiem". Kiwnął niewidocznie głową i temat umarł śmiercią naturalną. Nie miał jej tego za złe. Z jakiegoś dziwnego powodu przeświadczenie o tym, że O'Brien przypomni sobie o nim było wyjątkowo wielkie i trudne do zabicia. Tak pewne, jak to, że po nocy przychodził dzień. To nawet nie była nadzieja, bo nadzieją nigdy nie żył. Po prostu, najwyraźniej za bardzo wziął do siebie słowa Yvonne, z których przecież jasno wynikało, że to tylko stan przejściowy. Nawet nie brał pod uwagę, że mogła się mylić, że mogła popełnić, tak zwany, błąd w sztuce. Albo zwyczajnie nie przewidzieć tej jednej tysięcznej procenta na to, że Rose będzie tym rzadkim przypadkiem, który sobie nie przypomni. Choć ciche wątpliwości pojawiały się w jego głowie, wypierał je od razu.
Sava uśmiechnął się delikatnie i chwycił za telefon.
- On reaguje na dotyk skóry. Po prostu przesuwaj po ekranie palcami, których nie masz zabandażowanych. - Powiedział, po czym zastygł na chwilę. - Ty wiesz, jak go w ogóle używać? - Spytał bez żadnej kpiny w głosie, odblokowując urządzenie i włączył przeglądarkę, żeby szybko wyszukać numer hotelu. - Zaraz ci zrobię szybkie szkolenie z obsługi, ale najpierw wybiorę numer i podam ci go, żebyś ty mogła porozmawiać. - Powiedział, kopiując numer i wybierając zieloną słuchawkę. - To w razie, gdybyś znowu mi zarzucała, że kłamię. Ja nie będę z nimi rozmawiać, ty musisz. Już dzwoni. - Dodał i wyciągnął do niej rękę z telefonem w dłoni. - Teraz przystaw do ucha. - To dodał już nieco zaczepnie i półszeptem.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 EmptyCzw Gru 28, 2023 3:05 am

    — No przecież potrafię… — mruknęła z irytacją.
    Co z tego, że wcale a wcale nie wiedziała, a naciskane byle, jak i byle gdzie guziki zdradziły, że nigdy nie miała niczego podobnego w rękach. Ani nowa Rose, ani stara, o czym Sava po prostu wiedział – teraz kiedy miał go w posiadaniu. Wcześniej zresztą też, bo wysyłała mu zdjęcia z pikselami, które można było policzyć. To, że z technologią nigdy nie była blisko, tylko potwierdzało podejrzenia. Uciekała od niej i przerażała ją nawet teraz. Jasne, wiedziała, że są telefony, w które wystarczyło uderzać palcem, by wymusić odpowiednie funkcje. Niemal cała populacja chodziła z przytwierdzonymi do twarzy i rąk smartfonami, ale… Ale nie Róża. Ona wolała te z klawiaturą, malutkim ekranikiem, wielkimi literkami (ah ta starcza nieporadność) i jednym tylko aparatem. Bezpieczne, trącające przeszłością; dzieciństwem i wczesnymi latami młodzieńczymi, w których pula piosenek była ograniczona do tych, które znajomy przesłał podczerwienią, a tapety można było zamówić SMSem. Dusza, którą w sobie nosiła, po prostu była stara i do starych rzeczy ciągnęła, niezależnie czy pamiętała powód wielbienia antyków, czy nie.
    Próbowała zapamiętać każdą czynność po kolei, ale „przyjaciel” robił wszystko z taką prędkością, że zgubiła się mniej więcej w momencie kliknięcia przeglądarki. Otworzyła szerzej oczy i spojrzała w pełnym przerażeniu, gdy powiedział, że jednak będzie musiała przeprowadzić tę rozmowę samodzielnie. Dobrze, że w podanym przez mężczyznę telefonie nie było przycisku "morduj", bo mogłaby go zupełnym p r z y p a d k i e m użyć.
    — Wiem o tym — wycedziła.
    Nim sygnał wybranego połączenia został zastąpiony przez obcy głos, zdołała jeszcze pomyśleć (a myśl ta nie ciążyła jej na umyśle niemal od zawsze, nawet przed „wypadkiem”): jak to jest, że można rozmawiać z kimś, z kim nie ma się żadnej łączności choćby kablem. Jakieś fale. Kompletnie bez sensu. Ktoś nagle podniósł słuchawkę, a z głośnika odezwała się kobieta o miłej barwie głosu. Róża milczała przez chwilę, jakby nie wiedząc, od czego ma zacząć.
    „Dyskusja” była… krótka: przywitanie, nakreślenie problemu, a potem coraz rozpaczliwsza próba przekonania recepcjonistki, że Rose O’Brien była i jest pracownicą tego miejsca i coś im się pomyliło. Zdołała nawet umęczyć ją tak, że sprawdziła rejestry z ostatnich pięciu lat. Z każdym kolejnym „nie”, „nikogo takiego nie mamy w bazie” Róża coraz bardziej marniała. Ostatecznie całe przedsięwzięcie zakończyło się fiaskiem. A przecież... Te wspomnienia były prawdziwe.
    Powoli, z widocznym na twarzy bólem i jeszcze większym chaosem w głowie opuściła rękę, którą trzymała urządzenie. Cisza przed burzą. Cisnęła nagle telefonem w bliżej nieokreślone miejsce, a on roztrzaskał się z żałosnym hukiem. Była wściekła, zagubiona i czuła się tak, jakby Sava celowo ją poniżał. Nieważne, że sama zaproponowała zadzwonienie do tego miejsca. To najmniej istotne. Tak samo jak to, że zachowywała się jak rozwydrzony bachor.
    — Mam tego dość… Nic nie rozumiem, a ty się ze mną bawisz… Nie chcę cię tutaj, rozumiesz? — wymamrotała płaczliwie, tkwiąc twarzą w pościeli, która oplatała wzniesione do brody kolana. Całą złość przekierowała na niego, bo jakby nie patrzeć – był jedyną osobą, która miała jakąkolwiek wiedzę na jej temat, a wcale nie chciał się nią dzielić. Jakby rościł sobie prawa do, warto podkreślić, j e j przeszłości. — To nie jest śmieszne.

Sponsored content
Przychodnia - Page 3 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 3 Empty


 
Przychodnia
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Skocz do: