|
Lighthorne Avenue | |
Deus Ex Machina
| Temat: Lighthorne Avenue Pią Cze 23, 2023 8:14 pm | |
| Długa, wąska ulica otoczona blokami mieszkalnymi. Budynki są wysokie i wydają się być w stanie degradacji, z tynkiem odpadającym z fasad i odbarwionymi ścianami. Niektóre okna są rozbite, inne zabite deskami. W żadnym nie zobaczysz firanek. Na chodnikach widać wyrwane płyty, pełno dziur i plamy zanieczyszczeń. Po zieleni, która kiedyś mogła istnieć w postaci drzew czy krzewów, dziś nie ma już śladu. Latarnie często nie działają, a te, które są włączone, rzucają blade światło na poobijane chodniki. W okolicy nie uświadczysz ani jednego sklepu, co najwyżej pralnię. Zdecydowanie lepiej nie zapuszczać się tu po zmroku. |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Czw Cze 06, 2024 10:40 pm | |
| Musiała wrócić do pracy. Musiała podnieść dumnie głowę i wyjść na zewnątrz, wypełniać rzetelnie swoje obowiązki, jak gdyby absolutnie nic się nie stało. Jak gdyby z nóg nie ścinał jej sierp przerażenia, jakby lodowaty węzeł nie zacisnął się dookoła jej żołądka. Czuła się jak w potrzasku, niekoniecznie wiedząc, jak się z tego wszystkiego uwolnić, jak wyplątać. Była, kim była. Została uwarunkowana już jako dziecko do wykonywania konkretnych czynności, dalszy szlif w Akademii pozwolił jej przybrać doskonałe i lekkie ostrze w ciemności. Tym miała być. Niewidzialnym zabójczym ukłuciem, miała wyszukiwać swoje cele skrupulatnie i służyć Bogu. Nic więcej. Oddać mu tylko swoje całe życie, iść jasną ścieżką ku zbawieniu. A strasznie wiele rzeczy poszło nie tak, więc przystanęła na tym rozdrożu, mogąc się tylko chwilowo zastanawiać, co zrobić dalej, później, gdy faktycznie będzie potrafiła już podjąć jakąkolwiek decyzję. Odetchnęła ciepłym letnim powietrzem, przeczesując palcami lśniące czarne włosy. Powinna to odsunąć na bok, nie była przecież Cecilią. Cóż, nie dzisiaj. Na pewno nie teraz, bo po prostu nie chciała nią być. Założyła dzisiaj jedno ze swoich miękkich oblicz, jedno z tych uprzejmych, dystyngowanych. Tatuaże ukryły się pod cieplistą farbą, kolczyki wysunęły się z uszu i dziurki po nich również zostały makijażem i odrobiną sylikonu zakryte. Panna z dobrego domu. Bo przecież nie mogła porzucić polowania tak po prostu. Mogła przecież polować po prostu na kogoś innego niż Domingo. Tak. Mogła. Na samą myśl o nim - i o tym, co zasadniczo dla niego zrobiła... nie, PRZEZ niego - o tym wszystkim, krystaliczne błękitne oczy wypełniły się łzami. Zadrżała, mimo pełni lata, mimo że noc była taka spokojna i ciepła, mimo że żadne tchnienie ożywczego wiatru nie musnęło jej ramion. Na krótką chwilę pozwoliła sobie na luksus czucia, bo przecież nikt nie patrzył. Nie było po co, nie było nawet za bardzo komu. Mogła mieć tę chwilę dla siebie, tylko ona i cały jej żal, całe wyrzuty sumienia, cały strach przed tym, co mogło nadejść. Tylko ona. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Czw Cze 06, 2024 11:02 pm | |
| Spotkanie w mieszkaniu już dobiegło końca - choć przecież wcale nie było tak późno. Wciąż przyjemnie, wciąż wygodnie, kiedy ruszał spokojnie wraz z trójką zwykłych ludzi. Wyraźnie górował nad nimi, wyróżniał się i przyciągał spojrzenia kiedy ktoś się wychylił przez okno - tym bardziej, kiedy ktoś obcy przechodził. A jednocześnie Daylin była łagodna w tej uwadze, którą otrzymywał. Zdawał się miękko odmawiać i zaprzeczać, w pewien sposób ze skromnością, nawet jeśli niemalże pożywiał się tą uwagą. Sylwetka wcale nie była gdzieś daleko - ale była samotna. Na ławce? Już przesuwał wzrok, chcąc odpowiedzieć na pytanie zadane przez jedną znajomą, kiedy dostrzegł że samotna sylwetka wcale nie czekała na nikogo. A może zbierała się? Może... - Będę lecieć, coś się chyba stało tam... -bpowiedziała z odczuwalnym zmartwieniem w głosie, kiedy znajomi spojrzeli po sobie pytająco, bez zrozumienia. Znajomi podążając za jej wzrokiem, skinęli jedynie głową, wzruszyli ramionami, jakby przyzwyczajeni do zachowania swojego towarzysza. Rozbrzmiały krótkie pożegnania, do potem, a długowłosa blond i strzelista istota już prędko znalazła się w okolicy samotnej kobiety, wymijając tym samym niewielką grupkę znajomych. Człowiek, zwykły. Nie było czuć od niej przecież magii... Raczej kilka godzin przebywania w mieście nie stępiły by aż tak jej zmysłów! Sięgnął do niewielkiej, czarnej, i eleganckiej torby przewieszonej przez ramię i wyciągnął z niej zaraz paczkę chusteczek. Łagodnie podsunęła je nieznajomej, spoglądając z wyraźnym i szczerym zmartwieniem. - Czy wszystko w porządku..? - zapytał ciepło, ze słyszalną troską. Nawet jeśli sam wygląd Daylin zdawał się być niemalże onieśmielający dla przeciętnych ludzi, w tej chwili mógł być i przystępny - a może nawet sama kwestia uwagi z jej strony czymś zaszczytnym? - Wybacz to naiwne pytanie... Proszę, nie odmawiaj chusteczek. Wszystko będzie w porządku, czasem po prostu potrzeba się wypłakać, prawda? |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Czw Cze 06, 2024 11:42 pm | |
| Czy wszystko w porządku? Aksamitny głos, tryskające z domowego ogniska iskry, otulająca niczym ciepły koc troska - tak wiele obrazów w tym tonie, tak wiele do odczytania! Ale Cece - przede wszystkim - została sprowadzona ziemię. Betonowe buciki pojawiły się przy tym baloniku chwilowego zapomnienia i grzmotnęła o ziemię. Zamrugała kilka razy bardzo szybko, odganiając niechciane łzy i przetarła od razu palcami oczy, jeszcze dodatkowo zbierając te słonawe dowody jej słabości. - Nie... znaczy, tak, tak, w porządku - odparła z nerwowym i trochę zawstydzonym śmiechem, zupełnie jak ktoś, kto został przyłapany na czymś, na czym być widziany wcale nie chciał. A potem spojrzała na tego całego zaczepiającego, na źródło tego ciepłego pokrzepiającego głosu. Uroda tak delikatna, tak jednocześnie niebywała, że powinna zapierać dech w piersiach. Patrzące na nią dwukolorowe oczy niczym szlachetne kamienie w oprawie rzęs, połyskujące w wieczornym świetle złote włosy, zwiewne złote nici - Arachne z pewnością używała równie przecudnego materiału. I uszy. Jedno ucho zasadniczo, które mignęło gdzieś między kosmykami, najpierw zwykłe i ludzkie - okrągłe - a po chwili dookoła niego obraz zafalował, odsłaniając prawdziwy obraz, gdy Cece przebiła wzrokiem iluzję. Oczywiście, że jakiś nadnaturalny. Czemu, na Boga, czemu musiało się kręcić ich tak wielu? Czemu choć raz - tak dla odmiany - nie mogła mieć do czynienia po prostu z człowiekiem? - Tak, czasem trzeba - przyznała z lekka łamiącym się głosem. Udawanym. Ale któż mógłby stwierdzić różnicę? Cece uznała, że taka poza znacznie lepiej pasowała do Annabeth, którą tego wieczoru była. Cecilia by parsknęła coś wyniośle, może z lekka ironicznie, gdyby ktoś przyłapał ją na takiej słabości. Ale nie Annabeth. Annabeth była delikatna, czuła, wrażliwa, nie wstyd jej było własnych łez w takim stopniu, akceptowała ich istnienie. - Ja... dziękuję, bardzo dziękuję - sięgnęła lekko drżącą dłonią po chusteczkę i delikatnie otarła nią oczy. - Czasami trudno trzymać iluzję, dobry obserwator wszystko zobaczy - zaśmiała się ponownie, wciąż lekko jakby zawstydzona i wbiła jeszcze równie wstydliwie wzrok w swoich dłoniach, w których ściskała chusteczkę. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Pią Cze 07, 2024 12:11 am | |
| Nawet w tym jak wyciągał do niej chusteczkę, jak trzymał i czekał aby się nimi poczęstowała, było pełno gracji - jakby każdy ruch ćwiczył wieki, co wcale nie było takie dalekie od prawdy. Dlaczego miałaby nie poruszać się z gracją, nawet przy małych czynnościach i ruchach, jeśli egzystował na świecie tyle wieków? Urokliwy, przyjazny, nie przypuszczający nawet, że ktoś mógłby stosować dokładnie podobną zasadzkę w jego stronę. Dlaczego przecież by miał? Tym bardziej, że ku swojemu niezadowoleniu, widziała że ludzie zapomnieli o fae. Cóż, przynajmniej w większości... Czasem kuło to ego Daylin. - Och, proszę, to nic takiego. Jak można przejść obojętnie obok kogoś w potrzebie? - powiedziała, zaraz bez większego zapytania czy krępacji, zajmując miejsce obok kobiety - choć trzymając przy tym mały odstęp, jakby chcąc dać pewnego rodzaju przestrzeń nieznajomej. - Potrzeba dużo siły, aby utrzymywać łzy na wodzy, a nawet wtedy potrzeba momentu odpoczynku, nie uważasz? Łzy to ludzka rzecz, nic czego powinnaś się wstydzić... - mówił łagodnie, cały czas z podobną troską w głosie. W końcu ile razy widział płaczących ludzi? Zjawiała się w ich samotni. Oparł łokieć na swoich złączonych kolanach, zaraz na dłoni opierając policzek. Zaczął spoglądać z boku na kobietę, uważnie i łagodnie, z wyczuwalnym zmartwieniem. Jakby współczucie w jego sercu znajdowało się wyłącznie współczucie do innych. - Możliwe, że przeceniasz mnie jako obserwatora, nie uważasz że w świecie zbyt wiele zdarzeń po sobie następuje, aby były przypadkiem? Oh, może po prostu miałem do ciebie podejść? - zapytał jakby zaskoczony, a zaraz po tym uśmiech stał się nieco bardziej pokrzepiający niż współczujący. Wyprostowała się, przysuwając dłoń nieco do ust, jakby chcąc uchronić kolejne słowa przed postronnymi uszami. - Może to było przeznaczenie? - szepnęła, zaraz wyglądając na zaskoczoną, aby rysy twarzy znów zmiękły, a fae wydało z siebie łagodny i ciepły śmiech, jakby na własne słowa. |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Pią Cze 07, 2024 12:19 pm | |
| Ludzka wiara była krucha - wierzyli kiedyś przecież w te wszystkie bajki o wróżkach, duchach, wampirach czy czarodziejach. Kiedyś, gdy byli dziećmi, wierzyli przecież w to wszystko. To było niesamowite, jak otwarte i niewinne umysły zwykłych ludzkich dzieci były potężne, żadne dorosłe kłamstwo do nich nie docierało. Widywały przecież wróżki, ich prawdziwą formę, widziały dosłownie cały ten magiczny świat... w swojej własnej wyobraźnie, nie zdając sobie sprawy, że miały przed oczami prawdę. Potem zamykali oczy i zapominali, ich wiara zaczynała opierać się na dowodach i faktach. Ale Cece nie była przecież jakimś tam zwykłym człowiekiem. Mogła wyglądać, mogła pachnieć jak jeden z nich, nie biła od niej mistyczna łuna rozpierającej jej ciało magii, była taka na pozór zwyczajna. Zwykła ludzka kobieta. Która potrafiła podnieść dorosłego człowieka i miotnąć nim niby pacynką, nawet nie łapiąc przy tym zadyszki. - Och, można, częściej pewnie, niż myślisz - westchnęła ciężko po tych słowach. Czasami sama tak robiła. Podchodziła do płaczących ludzi, dzieci, by przynieść im chwilę ukojenia. Jeśli się dało i było po co, bo widywała zbyt często przypadki, gdy żadne słowo czy gest nie przyniosłyby żadnego skutku. - Niby nie, ale często są traktowane jako oznaka słabości. Okazujesz uczucia - znaczy jesteś słaby. A to nie jest świat dla słabych. - Wciąż jeszcze przez chwilę patrzyła w swoje kolana, mieląc między palcami chusteczkę nerwowymi ruchami. Wszystko, byleby budować swoją postać. Cecilia byłaby doskonałą aktorką w innym życiu, w innym wymiarze, w którym nie byłaby naznaczona piętnem Łowcy. Po chwili jednak odwróciła głowę w stronę swojego rozmówcy, na nowo mimowolnie zaskoczona tą... ciężko to było nazwać, słowa nie oddawały dostatecznie dobrze obrazu przed jej oczami. Wszystkie pociągnięcia pędzla były precyzyjne niczym cięcie ostrzem chirurga, nie było tam miejsca na najdrobniejsze pomyłki. Ludzie tak nie wyglądali. Ludzie nie byli ciosani z taką precyzją, tak doskonałym rzemiosłem. Uśmiechnęła się, przekrzywiając głowę nieco w lewo. Zniknęły ślady haniebnych łez, został tylko błękit oczu. - Nie wierzę w przeznaczenie - odpowiedziała prosto. Wierzyła w Boży Plan. Wcześniej. Teraz nie była już tego taka pewna, całe jej życie ostatnimi czasy biegło przypadkowymi torami, wydarzenia nie wydawały się jej w żaden sposób logiczne czy mogące nieść pozytywne skutki w przyszłości. - Wierzę w ciężką pracę i to, że sami wybieramy. To był mój wybór, by się tutaj zatrzymać, twój był taki, żeby mnie pocieszyć. Dlatego tu jesteśmy. Nie dlatego, że wszechświat zadecydował. - Wszechświat mógł iść i się bujać na tym etapie. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Pią Cze 07, 2024 12:42 pm | |
| - Nie? - zapytał łagodnie, uśmiechając się do niej. Cóż, uznawała ludzi za słabych - słabszych i gorszych względem własnego ludu. Ludzie nie dorównywali sidhe, i choć mogli mieć miejsca niewolników czy zabawy w królestwie, to gdzie indziej mieliby żyć? - Widziałaś kiedyś człowieka silnego, który nie byłby słaby wcześniej? Może to przychodzi z czasem? - powiedziała lekko, z ciepłą nutą pocieszenia i czegoś w rodzaju wiedzy. - Gdzie indziej człowiek mógłby się czuć człowiekiem jeśli nie tutaj? Nawet jeśli jest słaby... - dodał, samemu nawet często nie zastanawiając się nad kruchością żywotu ludzkiego. W końcu to były zabawki, które przemijały. Bardziej interesujący byli inni magiczni, inne stworzenia tak różne od ludzi, nawet jeśli podobne jednocześnie. Nie zdawał się speszony jej wzrokiem - w rzeczywistości, przecież kobieta przed nim powinna traktować to jak zaszczyt, że zezwolił jej na siebie patrzeć. Skinął delikatnie głową na jej słowa o przeznaczeniu. Wiedział o tym, że istnieli ludzie, którzy wierzyli, ale i ci którzy podważali - spotykał ich. Ci pierwsi zawsze byli... Prostsi. Romantyzowali świat i życie, traktowali to wszystko jak fantazje. Z jaką łatwością ta fantazja ich rujnowała, kiedy tylko zostali uprowadzani do królestwa i widzieli prawdę. - Nasze wybory i działania zmieniają przyszłość. Ale czasem ciężka praca nie wystarcza, nie uważasz? - powiedziała znów, cicho lekko wzdychają, jakby smutniejąc. Spojrzał gdzieś w przestrzeń, przed siebie, zatrzymując się na moment. Gdyby już nigdy się nie poruszyła, łatwo byłoby pomylić fae z posągiem. Nawet włosy zdawały się wracać za każdym razem w dokładnie to samo miejsce. - Ale czy ciężka praca zawsze wystarcza? Czasem pracujesz, starasze się... I świat cię uderza. Nikt nie decyduje się zapaść na chorobę, nie uważasz? Ani nie decydujesz się zostać napadniętym... Czym innym jest to niż planem? Przeznaczeniem, którego nie potrafisz przewidzieć, a przez to i uniknąć... - powiedział z westchnieniem, jakby własne myśli odpłynęły gdzieś w podobny rejon. Może? Może rzeczywiście za bardzo się wczuła. A może nawet bez wysiłku krążył naokoło słów. W końcu sam wierzył w to, że potrafił zmienić przyszłość. Popełniła po prostu błąd przy swojej własnej.
|
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Pią Cze 07, 2024 12:55 pm | |
| - Każdy jest słaby jako dziecko, ale dzieci są naiwne. Jeśli jesteś naiwnym dorosłym, to świat przemieli cię na proch. - Dzieci powinny być dziećmi. Zwykłe dzieci. Bo Cece ze swojego dzieciństwa nie pamiętała beztroski, miała za to w pamięci żelazny trening i naukę. Wszystko, by hartować ducha, w końcu ostrze Boga nie mogło być tępe czy łamać się zbyt łatwo. Najlepiej nie powinno łamać się w ogóle. Jak miecz z twardej stali - prędzej się złamać i zginąć niż wygiąć. - Nie wiem, może w domu? A nie na ulicy - rzuciła z łagodnym uśmiechem. Wewnątrz rozsierdziła ją ta nieostrożność. To szafowanie się ze swoją ewidentną nie przynależnością do świata ludzi. Ktoś inny - może ktoś mniej obyty, ktoś nieszkolony - nie zauważyłby, w jak specyficzne słowa ubierała swoje myśli istota przed nią. Przykryta kołdrą troski i filozoficznie teoretycznych rozważań wzgarda. Ale uczucia Cece nie rzutowały na jej mimikę, wyraz twarzy. Były przecież uczuciami Cecilii, nie Annabeth. Annabeth nie widziała tych łopoczących wielkich flag, była tylko człowiekiem. - Nie. Trzeba też trochę szczęścia, czasami kapkę talentu - racjonalizowała, tak jak ludzki gatunek tylko potrafił. Nie szukać żadnego niezmiennego losu, nie wypatrywać omenów nieuchronnego przeznaczenia. - Pechem? - podpowiedziała na koniec. - Jak pech, to pech. Można się nad sobą użalać, ale można też walczyć, coś robić. Albo wykorzystać to, co masz, czy też czas, jaki masz. Poza tym za choroby akurat odpowiada genetyka, ona decyduje najbardziej, czy jest się na coś podatnym albo czy coś się ma. Mam niebieskie oczy nie dlatego, że wszechświat tak zdecydował, tylko dlatego, że moja matka też takie miała - uśmiechnęła się po tych słowach. Odwróciła się na krótką chwilę, by wyrzucić chusteczkę do śmietnika, który stał zaraz obok ławki. Już nie będzie jej potrzebna. Żadnych więcej łez, na pewno już nie tutaj. - Jestem Annabeth - powiedziała, na nowo odwracając się do złotowłosej eterycznej istoty i wyciągnęła dłoń. W tak ludzkim przecież geście - podanie sobie dłoni na powitanie. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Pią Cze 07, 2024 1:16 pm | |
| - A jeśli w domu są dzieci, których nie chcesz uczyć, że można być słabym? - zapytał choć bez większej oceny w głosie, raczej jakby rozmyślał nad tym. Ludzie płakali, że nie mogli być widzeni słabi przez innych - Daylin o tym pamiętała. Chora matka, chory ojciec, młodsze rodzeństwo, partner... To wszystko było takie samo u każdego. Nawet nie wiedział czym była ta cała genetyka. Jeśli jej matka miała niebieskie oczy, prawdopodobne było, że i ona takie będzie miała - w końcu dzieci były podobne do rodziców i to wszystko. Cała filozofia. Choć fae ledwo powstrzymało się przed zadaniem pytania czym była ta cała genetyka. Miał ludzi, którzy jej odpowiedzą później. Prawdopodobnie nawet z ogromnym zapałem. - Miło mi cię poznać, Annabeth - powiedział, bez większego zastanowienia podając dłoń na powitanie, choć w tym ruchu nie dało się wyczuć nawet odrobiny siły. Delikatna skóra, mięśnie jakby nieprzyzwyczajone do najmniejszej formy wysiłku - po części przecież tak było, przecież jeśli nie wyręczały jej Pixie to robiła to magia. A do tego miał świadomość własnych ograniczeń. Nie był silny, nie fizycznie. Nawet nie podejmowała się walki, kiedy nastawała podobna potrzeba - choć w rzeczywistości i ta bardzo rzadko się zdarzała. - Proszę, mów mi Lin - powiedział z łagodnym uśmiechem, nie mogąc przecież się przedstawić swoim imieniem. Choć wciąż musiał mieć moment, aby sprawdzić imię... - Więc? Co się wydarzyło, że tutaj siedzisz, już nie sama? Mam nadzieję, że nie przeszkadzam ci w czekaniu na kogoś? |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Pią Cze 07, 2024 2:15 pm | |
| - Nie wiem. Nie mam żadnych - wzruszyła ramionami z lekkim rozbawieniem. Nawet teoretycznie się nad tym nie zastanawiała, żadnych rozważań. Kiedyś myślała, że pewnie przyjdzie dzień, w którym jej przełożony powie jej, że powinna wyjść za mąż. Zakon sam wybierze jej odpowiedniego męża, kogoś o odpowiedniej linii genetycznej, żeby mogła urodzić Łowcom dziecko. Dla Watykanu, nie dla siebie. Żeby to dziecko mogło w przyszłości podnieść wysoko tarczę, która chroniła ludzi przed okropieństwami magii. Tak byłoby pewnie łatwiej. Tak zresztą ją uczono, że tak właśnie będzie to przebiegało. Żadne tam płynące z serca uczucie, instynkt macierzyński, a po prostu praktyczność i kwestia przetrwania. To nie te czasy, gdzie rodzice oddawali dzieci do katolickich przytułków i stamtąd zabierali ich Łowcy. Chociaż i takie przypadki się zdarzały współcześnie, przecież niektóre porzucone niemowlęta były przez nich adoptowane. - Lin - powtórzyła przyjaźnie imię, zaciskając dłoń. Ale cóż to był za uścisk... żadnej włożonej siły, dłoń delikatna i wiotka jak zdechła ryba. Aż skrzywiła się wewnątrz. Cała ta misterna otoczka, ta niebywała uroda, wszystko to w mgnieniu oka przestało robić jakiekolwiek wrażenie. Wszystko przez ten uścisk dłoni, jakby ktoś jej wcisnął między palce zdechłą szprotkę. Skóra była miękka, sucha i ciepła, ale co z tego? Chyba wolałaby już spoconą brudną łapę niż taki kawałek mięciutkiego mięska. Ew. - Zmęczyłam się spacerem - stwierdziła prosto. Mimo że nie było widać na niej nawet kropelki potu, oddech był idealnie równy. Mogła maszerować całymi dniami, miała ciało jak ze stali. - Każdy lubi pobyć sam. To pomaga składać myśli do kupy, co nie? - Delikatnie założyła nogę na nogę, opierając się delikatnie łokciem o oparcie ławki. Miała ochotę zapalić. Ale Annabeth nie paliła, nawet nie miała przy sobie papierosów. - Mieszkasz w okolicy? Takie proste pytanie. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Pią Cze 07, 2024 5:13 pm | |
| Rzadkość, do której nie był przyzwyczajony; rzadkość, która stawała się normą. Kiedy, setki lat temu jak jeszcze rzeczywiście zaglądał do świata, a nie był pochłonięty sprawami wojny, które były dla niej znacznie bardziej fascynujące, jak wiele nie-matek spotkał? I to kobiet, które wyglądały jakby czas je powoli gonił - jakby były w wieku, który już wskazywał, że zostało im mniej niż więcej czasu na zostanie matką. A z drugiej strony, kto bardziej doceniał wianki od dzieci? Była to szkoda w jego oczach. Brak maluchów, zachwyconych jego osobą. Może momentami przywodziły mu na myśl Pixie? - Czy wtedy nie spędzałabyś czasu w domu, aby pobyć w samotności? - zapytała nie nachalnie, a zaraz po tym delikatnie machnął dłonią, jakby to gdzie sam mieszkał nie było tak interesujące. - Można tak powiedzieć... W okolicy miasta. Wystarczająco blisko, aby odwiedzać miasto dość regularnie. Jest tutaj całkiem sporo zajęć, miejsc do odwiedzania... Ludzi do spotkania. A ty? To raczej krótki spacer po twoim podwórku czy próba zgubienia się gdzieś w mieście? - dopytała, nie uznając w tym momencie królestwa jako własnego domu. Nie mógł tam wrócić - nie teraz, nie po tym wszystkim... Mieszkał w świecie ludzi, na którą myśl wewnętrznie się krzywił. Ale jego twarz nie zdradzała żadnych negatywnych emocji. Spokój, łagodność, przyjazność. To wszystko, co było po nim widać - była niemalże onieśmielająca w swoim pięknie, a tak otwarta i przystępna w usposobieniu. Przynajmniej kiedy tylko była ku temu potrzeba. - Gdzie najbardziej lubisz spacerować? Och, ja uwielbiam lasy, ogrody... Chociaż w mieście zawsze tyle się dzieje, że trudno jest się temu oprzeć. I kawarniom - przyznał, uśmiechając się wesoło przy tym. Skoro kobieta sama rozpoczęła czas pytań to mógł się odwdzięczyć kilkoma. |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Pią Cze 07, 2024 8:06 pm | |
| - Może nie jestem w domu sama? - zapytała z uśmiechem i pokręciła głową. Czas na ściemę. Czas na bajkę Annabeth. - Mieszkam z rodzicami, oni niekoniecznie przestrzegają tej całej prywatności. Czy to nie było takie normalne? Mieszkać z rodzicami w erze tak zajebiście wysokich cen za wynajem, tak wysokich kosztów samego życia? Nic wcale dziwnego. Łatwiej byłoby pewnie Annebth, gdyby miała współlokatora czy kogoś, z kim mogłaby dzielić te wszystkie koszty. Ale tak samej? Lepiej wieść życie pod jarzmem rodziców niż skazywać samego siebie na biedę. - Eeee... czyli przedmieścia? - spytała prosto. Można było powiedzieć "na przedmieściach" zamiast po prostu kluczyć dookoła. Chyba że wcale nie mieszkał na przedmieściach ani w okolicach miasta, tylko z jakiegoś powodu nie dało się tego powiedzieć wprost. Tylko czemu niby miałoby się nie dać? Bo co, bo to byłoby kłamstwo? Aniołowie nie kłamali. Aniołowie i faerie, ale ten tutaj na pewno nie był aniołem, nawet jeśli wyglądał jak jeden. Brakowało tej cudownej aury spokoju, tego bijącej z ich czystych serc miłości... Czyli faerie. Czyli dobrze, że była dzisiaj Annabeth i nie podała swojego prawdziwego imienia. W teorii, oczywiście, przecież nie miała jeszcze pewności. - Mieszkam niedaleko, już byłam na drodze powrotnej. Jak przekonać wróżkę, by się ujawniła? Jak sprawdzić swoje podejrzenia, jakie pytanie zadać, by nie dało się na nie skłamać? - W ogóle nie lubię. Chciałam się tylko przewietrzyć - westchnęła, zadzierając na chwilę głowę, by spojrzeć w niebo. Tak naprawdę wciąż szukała pytania. Dobrego pytania. - Lin... to zdrobnienie? Od jakiego imienia? |
|
| Daylin
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Pią Cze 07, 2024 9:41 pm | |
| - Z rodzicami? Skąd ja to znam, zawsze setki historii, prawda? - powiedziała z westchnieniem, jakby współczująco. Skąd Daylin mógł znać setki historii o rodzicach jak nie od ludzi. Sam nie rozumiał nawet tego konceptu, opieki nad kimś - ale skąd by miał, jeśli sam wciąż był niemalże dziecko w swoich zachowaniach, w emocjach, w całym usposobieniu. Nawet jeśli nigdy by podobna koncepcja nie przeszła mu przez myśl na własny temat. Chociaż na pytanie wyraźnie nieco się zawahał, kiedy dopytała o przedmieścia. Uśmiechnęła się pospiesznie, lekko kiwając głową z jakby to miało być jego odpowiedzią. Zupełnie, jakby temat jego zamieszkania był niekomfortowy - po części był. Nie chciał przecież nagłych odwiedzin kogoś, kogo nie był pewny - a może również chciał zagrać w tej chwili na emocjach kobiety? - Rozumiem... Spacery są doskonałe do tego, aby się przewie... - urwał, aby zaraz w nerwowym geście spiąć się nieco. Odwrócił wzrok w bok, kiedy ułożyła dłonie na włosach w nerwowym geście je poprawiając. Odkrył nawet spod iluzji, ale i spod włosów ślady po pożywieniu się Dimitriego. Korzystając z odwrócenia, kiedy jego oczy błyszczały magią, dodał nieco więcej zasinienia w okolicy wkłuć, ale tak samo i siniaki wystające gdzieś spod rękawów jego lewej dłoni. - To... Wybacz, ale... Ja wiem że sam również dopytywałem... Ale gdzie mieszkam i moje pełne imię... - zaczął ostrożnie, jakby się miał tłumaczyć, odsuwając delikatnie od kobiety na ławce, zaraz obracając w jej kierunku. - Nie zrozum mnie źle, nie posądzam cię o nic! Ale kto wie, kto słucha i gdzie? Już kilkukrotnie zdarzyło się, aby ktoś napadł mnie po zmroku... I jestem ostrożny po prostu... - wyjaśnił, co wcale nie było dalekie od prawdy. Śmierdzący krwiopijcy wyczuwali faerie i lubowali się w ich krwi - a często i zwykli ludzie próbowali go zaczepiać, tak samo jak kiedy pewien wampir choć raz napatoczył się w jego obronie. Czy bał się tego teraz w stosunku do dziewczyny, że mogłaby mu zrobić krzywdę? Nie, a jednak wyglądał na wystraszonego i zestresowanego, jakby chciał przepraszać i tłumaczyć się dalej, jakby był zlękniony, ale jednocześnie tak otwarty na ludzi, że już wielokrotnie go to sparzyło.
GLAMOUR – nałożenie iluzji na siebie lub otoczenie. Może to być drobna zmiana – kolor oczu czy długość włosów – ale może to być też potężna magia, która będzie kazała obserwatorowi myśleć, że patrzy na tłum żyjących, zadowolonych obywateli, podczas gdy tak naprawdę patrzy na makabryczne pobojowisko. |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Pią Cze 07, 2024 10:25 pm | |
| - Co? Nie - roześmiała się perliście. - Raczej wparowywanie bez pukania, żeby zapytać, czy ta bluzka, co ją zostawiłam na pralce przypadkiem, jest do prania - ponownie zaśmiała się z rozbawieniem, teraz patrząc z ukosa na złotowłosą istotę. Setki historii? Niby jakich? Raczej nie sądziła, żeby typowe mieszkanie z rodzicami wynosiło się ponad to. Jeszcze może jakieś awantury o przełożenie rzeczy, może bycie głośnym, o przyprowadzanie znajomych... Dopiero na kolejne słowa uniosła brwi i rozejrzała się dookoła, jak gdyby faktycznie sprawdzała, czy nikt ich nie podsłuchuje. Wiedziała, że nie. Bo i po co? Nie było najmniejszego powodu, żeby ktokolwiek miał ich słuchać. - Nie pytam cię o adres czy nazwisko - stwierdziła prosto. Zmarszczyła nieco brwi, tym razem już jakby ze zmartwieniem. - Tylko o imię. Nie słyszałam jeszcze, żeby ktoś nazywał się Lin - sprostowała, unosząc dłonie w obronnym geście. Jakby to ona miała się tutaj bronić. A przecież atakowała. Co za strach przed podaniem imienia! Jakby miała uwierzyć, że faktycznie to byłoby obawą, że ktoś mógłby iść za nim do domu! Jakby faktycznie kogoś by się bała i nie wiedział, czy faktycznie ktoś nie podsłuchuje. Cecilia w środeczku - pod maską Annabeth - wyszczerzyła głodna krwi zęby. Oto kolejna ofiara do aplikacji. Taka mała pokuta dla Watykanu za zabicie innego Łowcy. - Więc? Tylko tyle. Jak brzmi twoje imię? - spytała niewinnie. Wielkie niebieskie oczy pełne niewinności. - O resztę nie pytam. Nie ma po co. Potrzebowała tylko imienia. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Pią Cze 07, 2024 10:42 pm | |
| Nie mógł skłamać. Mógł zupełnie ignorować pytanie - albo nawet wstać i uciec. W najgorszym wypadku mógł wołać o pomoc, mógł skorzystać z magii ucieczki i prosić boginię o szybkie zabranie z miejsca zagrożenia, kiedy wciąż gładził swoje włosy w nerwowym geście. Skruszył się bardziej, jakby skuliła w sobie, kręcąc głową delikatnie. Nie mogła podać innego imienia, mógł mówić jak mogła się do niej zwracać - i przecież to już zrobił. A teraz? Co mógłby zdziałać teraz..? Zdawał się być bliski płaczu, wręcz tragiczny obraz, jakby sama presja pytania go przytłaczała. Kolejny nacisk. Dlaczego..? - Nie chcę... - powiedział miękko i cicho, jakby prosząco, wciąż wyglądając na przerażonego. Jej oczy jednak rozbłysły przy użyciu magii, chcąc sprawdzić myśli kobiety. Tak naciskała? Chciała jego imienia? Nie poczuła współczucia, że przekroczyła granicę? Dlaczego? O czym myślała? Krótka informacja przecież wystarczyłaby... To nie był magiczny. Wiedział przecież o tym - ktoś tak wrażliwy na magię jak ona, nie mógłby się przecież pomylić!
MAGIA OSOBISTA – wszelkie drobne czary na własny użytek. Przypalenie sobie papierosa wyczarowanym znikąd płomykiem, sięgnięcie po kubek telekinezą, odczytanie pobieżnych myśli człowieka, z którym się rozmawia i całe mnóstwo innych drobnych przyjemności. |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Pią Cze 07, 2024 11:24 pm | |
| Ciekawość. Dlaczego nie chciał podać imienia? Czego tak bardzo się wstydziła? Czemu nie chciał go ujawnić? Myśli Annabeth były przesycone chęcią zaspokojenia swojej ciekawości, żądzy wiedzy. Żadnego współczucia dla tej paniki, dla tych nerwów, ponownie jeszcze większa ciekawość. Może przelotna myśl, że oczy rozbłysły w podobny sposób do kogoś, kogo znała. Jemu też czasami oczy tak migotały. Brak tam było jednak współczucia? Nawet iskierki. Żadnego wahania na te rozpaczliwe gesty, powieka jej nie drgnęła na dźwięk tego proszącego tonu. - Dlaczego? - spytała zamiast tego, wciąż równie niewinnie, wciąż i wciąż przypatrując się badawczo. Zupełnie jakby miała przed sobą eksponat muzealny, a nie myślącą istotę. Bo Cecilia nie była przecież miękka. Nie działały na nią tandetne sztuczki, nie bała się zranienia czyichś uczuć. Parła naprzód jak czołg nawet w skórze Annabeth. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Pią Cze 07, 2024 11:39 pm | |
| Magia była czymś prostym, naturalnym i banalnym w jego umyśle. Zasady, którym podlegała od dnia narodzin - powstania? Jakkolwiek w czyichś oczach mogło się to zwać. A zasady, którym podlegał jak fae były jeszcze bardziej naturalne. Nie chciał odpowiedzieć i nie musiała. Strzeżone imię było jedynym, co go chroniło... Czyżby miała do czynienia z innym sidhe kiedyś? Widząc niewzruszenie, sam prędko się uspokoił. Obrócił się przodem do kobiety, opierając łokciem o tył ławki, a po tym policzek o delikatną dłoń. Dlaczego? - Masz podejrzenia o powód, dlaczego nie chcę? - zapytał łagodnie, wpatrując się w dziewczynę z neutralnym i trudnym do odczytania wyrazem. Mógł uciekać - ale co mógł mu zrobić człowiek? Mógł również sprawdzić czy kobieta podała mu prawdziwe imię. Jeśli nie, wciskała mu w dłoń argument, dlaczego nie powinien się przedstawiać. A jeśli kobieta wiedziała o tym... - Annabeth, opowiedz mi o osobie, której podobnie rozbłyskają oczy co mi - zapytał, jakby w kilku chwilach zupełnie stracił zainteresowanie pierwotną zabawą - jakby dostrzegł, że zasady gry mogły się właśnie zmienić, a co innego było bardziej fascynującego niż gra na ślepo? Kiey nie znało się ani stawki, ani ryzyka? |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Pią Cze 07, 2024 11:44 pm | |
| - Bo jest dziwaczne. Myślisz, że będę się śmiała, ale to nieprawda - odpowiedziała. I na tym skupiła swoje myśli - automatycznie. Żadnych wybiegów w bok. To pytanie... od razu zorientowała się, że zaglądał jej do głowy. Że naruszyła ostateczną prywatność i ostoję, zajrzał do prywatnej świątyni każdego człowieka. Dopiero po drugim pytaniu rozproszyła się na chwilę. Krótka sekunda, w jej czasie niczym klatka filmu mignęły granatowe oczy przebijane wyładowaniami, jakby szalała w nich najszczersza burza. Grube czarne rzęsy, delikatna siateczka zmarszczek, jakby właściciel oczu właśnie się uśmiechał. Obraz jednak zniknął równie prędko, co i się pojawił, jakby był po prostu sekretem. Jakby wcale nie chciała o nim myśleć. - To mój przyjaciel. I co ty, czytasz mi w myślach? - roześmiała się niby, ale jakoś bardziej podejrzliwie. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Sob Cze 08, 2024 12:00 am | |
| Obserwował ją, uważnie, jakby szukając znaków - oczekując na odpowiedź, oczekując na wykonanie polecenia. Marmurowa twarz, niewzruszona, która ani się nie uśmiechała, ani nie smuciła. Wpatrywał się w nią, chcąc wiedzieć. Nie musiała zaglądać do jej głowy, jeśli by po prostu opowiedziała - a powinna, jeśli... - Nie zapytałem, kim jest - powiedział bez wzruszenia, jakby opisał właśnie brak wiatru lub powoli zbliżający się wieczór. Delikatnie podniósł głowę ze swojej dłoni, uśmiechając się łagodnie i przyjaźnie. Jakby właśnie zdobył bardzo ważny kawałek informacji... Nie biła od niej magia, a jednak miała świadomość o magii. Czy conventus wiedział o tym? Kto to był? Kim był ona..? Powiedziała, kim był człowiek, ale nie opowiedziała o nim. Wiedziała? Celowo nie podawała imienia..? - Powinienem? - zapytała jakby zaskoczony podobną sugestią na czytanie myśli. Zaraz prędko jednak się zaśmiał krótko. - Opowiedz mi o swoim przyjacielu, Annabeth. Brzmi jak interesująca osoba... |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Sob Cze 08, 2024 12:08 am | |
| Opowiedz mi o swoim przyjacielu, Annabeth... Zamyśliła się na chwilę, jakby przez chwilę zastanawiała się, co powiedzieć. Bo i tak było. Co powinna o nim powiedzieć? Co mogła? Uniosła powoli dłoń i z zamyśleniem potarła swoje ramię, przez chwilę śledząc wzrokiem rowerzystę. Cecilie wewnątrz zaczynało to nużyć. - Nie lubi ryb - powiedziała najpierw. - Znaczy, twierdzi, że ich nie lubi, ale chyba po prostu się ich boi, a to trochę absurdalne, prawda? Zwykła płotka nie może skrzywdzić człowieka. - Tak naprawdę wcale nie chciała o nim myśleć. I chciała jednocześnie, wszystko w tym samym czasie. Na ich drodze było tak wiele sprzecznych ze sobą emocji, tyle niefortunnych zdarzeń, trupy aż wysypywały się z tej szafy. - Pali cygaretki, pija czystą whisky bez lodu. I nie lubi deszczu, on jest z tych ciepłolubnych, plaża, piasek i drinki z palemką. Jest dobrym człowiekiem. Tak sądzę. Tylko czasami popełnia błędy, kto się zresztą nie myli? Ma ładne oczy. Trochę jak burzowe chmury, trochę jak niebo, gdy noc jest jasna. Opowiedziała o swoim przyjacielu. Nie padło przecież bezpośrednie pytanie o jego imię czy jak wyglądał, kim był. Chciał usłyszeć opowieść o nim, więc i ją dostała. Jak na tacy. - Czemu o niego pytasz? - zapytała na sam koniec, ponownie świdrując wróżkę wzrokiem. Chyba nie uda się jej wyciągnąć adresu. Ale to nic straconego. Potrafiła śledzić każdego w taki sposób, by wcale nie wiedział, że ktokolwiek idzie jego śladem. Jeśli tylko by zechciała. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Sob Cze 08, 2024 12:21 am | |
| - Brzmi na interesującą osobę jeśli moje oczy przypominają ci jego - stwierdził, zastanawiając się szczerze czy miał do czynienia z kimś, kto już był cudzą zabawką. Bała się? Nie, nie wydawało jej się. Ludzie drżeli, ludzie byli nerwowi, kiedy się bali. Niepewność się z nich wylewała... Tutaj się czuł, jakby próbowała... rzucić mu wyzwanie? Jakby właśnie grali, bawili się i krążyli wokół siebie wzajemnie. Od razu myślała, że jej myśli zostały przeczytane - nie zdziwiła się, nie poczuła absurdu własnego pytania. Magia przecież nie była naturalna dla ludzi - nie była czymś oczywistym. Do tego... była ostrożna? W tym co opowiadała? Czy to była magia, czy jednak... Chociaż odpowiadała. Gdyby była świadoma magii, mogłaby zorientować się, że coś było nie na miejscu i nie w porządku. Dziwne poczucie, że coś nie było na miejscu. - Annabeth, zbliż się do mnie i obróć plecami - poprosił zaraz nieco bardziej ożywiony, jakby wstąpiła w nią istna dziecięca radość. Mogła się bać, mogła nie chcieć tego wykonać, mogła zacząć się wykłócać lub odmówić. Czekał na błąd, na cokolwiek... A może chciała się zabawić cudzą własnością? Jeśli ktoś nie nauczył się i wpadł dwukrotnie w zasadzkę fae... mogło być to możliwe? Ludzie przecież się nie uczyli. To byłoby bardziej niż prawdopodobne! |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Sob Cze 08, 2024 12:30 am | |
| - Jest interesującą osobą i bez tego. I to znacznie bardziej niż ty - odpowiedziała i wzruszyła ramionami. W końcu nadnaturalni byli nudni. Wszyscy. Brak w nich było żywego człowieczeństwa, tak nieprzewidywalnego w swojej prostocie. Brak im było tej prostoduszności, strachów, lęków, nadziei. Mieli wielkie ego, mieli czelność porównywać się do samego Boga, ich istnienie rzucało mu wyzwanie. Krzywdzili innych dla zabawy, dla rozrywki, dla zabicia nieskończonego czasu, który przed sobą mieli. Bo że to była zabawa dla niego - to Cece już wiedziała. Wcale nie potrzebowała być kiedykolwiek więźniem żadnej wróżki, żeby to wiedzieć. Myślała, że otrzymał prawdziwe imię Cecili, podczas gdy w jej rękach znajdowało się puste nic. Wydmuszka. Bajka. Nic prawdziwego. Ale przecież wcale nie musiał o tym wiedzieć, może nawet nie powinien. Dlatego właśnie Cece bez najmniejszego zawahania po prostu przysunęła się odrobinę bliżej i faktycznie odwróciła. Ale jednocześnie sięgnęła do swojej kieszeni, by nacisnąć malutki guziczek na urządzeniu, który w tej kieszeni był. Pole antymagiczne. Tak na wszelki wypadek. Żadnych efektów dźwiękowych, wizualnych, nic. Po prostu cisza w sferze magicznej, którą można było dostrzec tylko przy okazji używania magii. Bo magia nie działała w polu. Każde nawet najdelikatniejsze czy najbardziej potężne zaklęcie było rozpraszane. _____________ Użycie pola antymagicznego - 1/2 posty działania |
|
| Daylin
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Sob Cze 08, 2024 12:38 am | |
| Nic jednak magicznego nie nastąpiło - Daylin nie sięgnęła po magię, po żadne ze swoich umiejetności magicznych, które towarzyszyły niemalże każdemu dniu spędzonemu pośród ludzi. Zamiast tego, smukłe palce powędrowały do włosów kobiety - pomiędzy kosmyki, kiedy pierw mogła poczuć delikatne przeczesanie czarnych pukli, a po tym przesuwanie na dwie różne kupki. Palce fae powoli i nieśpiesznie zaczęły zaplatać jedną z odsuniętych części. Powoli i nieśpiesznie, a delikatnie ciągnięcie było odczuwalne choć wcale nie można było go nazwać bolesnym - jakby stworzenie nawet nie chciało zrobić krzywdy, a jedyne czym było zainteresowane to samym pleceniem i ozdobieniem włosów. - Jak długo się znacie? - zapytała łagodnie, jakby dając kobiecie przestrzeń - do opowiedzenia, do otwarcia się, może do zrelaksowania? Kiedy powoli włosy były plecione, przeczesywane, a dało się odczuć, że Lin wcale nie tworzy prostego francuza. Kilka mniejszych części, kilka pomniejszych warkoczy. - Nie opowiada się o zwykłych przyjaciołach w ten sposób, wiedząc tak dokładnie za czym przepadają i czego się boją, musi być kimś bardzo wyjątkowym, prawda? - kolejne pytanie, jakby temat imienia faerie nigdy się nawet nie pojawił. |
|
| Cecilia Clark
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Pon Cze 10, 2024 10:08 am | |
| Nie wiedziała, czy nawet próbował użyć magii. Bo i skąd? Łowcy może i mieli pewne bardzo wyjątkowe właściwości, ale przecież wyczuwanie czegoś tak delikatnego nie leżało w spektrum ich umiejętności. Musieli posiłkować się obserwacją. Przebijali iluzję wzrokiem, wypatrywali dziwacznego zachowania, słów. Tacy jak ona - wyszkoleni w swoim fachu tropiciele - bardzo dobrze to potrafili. Tak zostali uwarunkowani przez Watykan. Pomyślała przelotnie, że co za strata, pole rozładowało się możliwie po nic. Zwłaszcza gdy poczuła palce wplątujące się w jej włosy i powstrzymała obrzydzony dreszcz. Naprawę potrzebowała wiele siły woli, żeby zabić w sobie ciągotę, która żarliwie domagała się, by odsunąć jak najprędzej, byleby nie być dotykaną przez te wstrętne łapy. Abominacja, coś co nie powinno istnieć. - Jakiś czas - stwierdziła zdawkowo. Kilka miesięcy. Intensywnych zresztą dosyć, zwłaszcza w perspektywie zawierania nowych znajomości. - No tak, już to powiedziałam - wprawdzie przy pomocy innych nieco słów, bo używała "interesujący", ale przecież w tym kontekście było to jedno i to samo. Dla niej. W ogóle co to za pytania? Na diabły mu ta wiedza, co z nią później zrobi? Cece zanotowała sobie w głowie, bo za żadne skarby świata nie podawać jej imienia tego swojego przyjaciela. Nie potrzebował go, nie musiała go znać. Nie było najmniejszego powodu. - A ty, Lin, czemu tak się boisz swojego imienia? - spytała bezbarwnie. - Albo tego, że ktoś dowie się, gdzie mieszkasz? Masz jakieś dwa metry, niebezpieczeństwa uciekają przed kimś tak wysokim - zaśmiała się jeszcze, czekając grzecznie, aż skończy splatać włosy. Będzie musiała bardzo walczyć, żeby ich nie obciąć po tym. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Lighthorne Avenue Pon Cze 10, 2024 11:58 am | |
| Mogła zaplątać włosy godzinami, na różne sposoby, w różnym tempie, zwyczajnie w świecie delektując się tym, że mógł to robić. Cóż, a dla człowieka przecież powinien to być zaszczyt, że miał na sobie uwagę fae. - Nie lubię przemocy. Dlaczego miałbym kusić niebezpieczeństwo w swoją stronę? - zapytał, odnosząc się do przemocy fizycznej. Nie był przecież typem wojownika, unikał sytuacji w których musiałby walczyć. Jego dłonie były stworzone do innych celów niż mordobicie. Gra na harfie, plecenie wianków, sięganie po przepyszne desery i zajadanie się nimi. - Z czasem, kto wie, może mógłbym zdradzić ci gdzie mieszkam? Czasem odwiedzają mnie znajomi, aby zagrać w planszówki... Uwielbiam gościć innych, wiesz? Szczególnie przy pięknej pogodzie, ahhh, myślisz że lato będzie w tym roku pogodne? - dopytała lekko, bez większego stresu w głosie czy niepewności, jakby był zwyczajnym mówienie o tym, że z czasem może kogoś zaprosić. - To chyba nierozważne podawać własny adres nowo poznanym? Nigdy mi nie podałaś swojego, więc dlaczego dopytujesz o mój? - zapytał, powoli kończąc pierwszy warkocz, który miał inne wplecione w siebie, aby przejść do drugiej części włosów kobiety. - Och, ale możesz podać mi swój numer jeśli chcesz! Nie lubisz spacerów... Ale zawsze możemy spotkać się w czekoladziarni, co o tym myślisz? - dopytał dość radośnie, uznając przecież numer za coś bardzo w porządku do wymiany. I fair. Dlaczego miałby dawać więcej od siebie jeśli towarzystwo było wystarczające? |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: Lighthorne Avenue | |
| |
|
| |
| |
|