|
Only you can decide what is right | |
Daylin
| Temat: Only you can decide what is right Sro Sty 24, 2024 1:31 am | |
| Zniżone głowy, nikt nawet nie ważył się na niego spojrzeć - a może nie mieli na to nawet siły? Po kolei wodził wzrokiem z filiżanką w dłoniach, po tych którzy mogli stanowić kluczowe nicie w kolejnej bitwie. Mieli odpoczywać, ale odpoczynek nie miał w pełni naprawić tego, co mogło się wydarzyć. Ich siły malały, motywacja nie ich wojny nie była dla nich wystarczająca - nie byli gotowi do poświęceń, ani też do stawania ponad swoje siły, a powinni! Jaki inny zaszczyt miałby być dla tych, którzy mogli brać udział w wojnie fae? To powinno być wystarczające same w sobie! A jednak spędziła większą część dnia na eliminowaniu tych słabych punktów planu, upewniała się dokładnie czy każdy z zebranych nieludzi był w stanie podjąć się zwycięskiej walki - czy dla któryś z nich nie było już nadziei, czy kogoś z nich powinni wykluczyć z wojny dla własnego bezpieczeństwa, aby nie ryzykować przegraną wojną. Na jego stopach znajdywały się pięknie plecione sandały, a te przykrywał długi materiał granatowej szaty, która pięknie komponowała się z ciemnym okiem. Tylko jednym, ta jedna wada wystarczyła, aby był wyrzutkiem. Był potraktowany jakby był niczym innym, a śmieciem. Gotowało się w niej na samą myśl... Nie miała zamiaru odpuszczać... Ujął dłoń czerwonowłosego wampira, układając w niej filiżankę, na dnie której znajdywały się fusy. Jeden z kolejnych, jeden z wielu, których Daylin zaszczycił swoją wizytą. Musiał zniwelować każdy słabe ogniwo. Przekonać, dać wiary - lub kazać się go pozbyć z dworu. Nie mogli ryzykować. Nie, kiedy byli tak blisko. Fusy delikatnie zmieniły swoje ułożenie, ale jednak obraz się wahał. Jego przeznaczenie nie było określone. Z gracją, druga dłoń wylądowała na policzku czerwonowłosego. - Spójrz na mnie - odezwała się łagodnym głosem, choć stanowczo o niższej barwie. Uśmiechnął się łagodnie dopiero wtedy. Musiał tłumaczyć mu zasady tego świata? Zasady, którymi fae się kierowały? Nie było to istotne. Musiał dojrzeć coś innego. Śmierć i cierpienie? Nie, to nie o tej przyszłości musiał wspomnieć. Wychwycić inny obraz, przyjemniejszy... - Wiesz czym się zajmuję? - dopytał bez większych obaw przed nośnikiem mocy. Nie był niczym innym - miał wspomóc nekromantę, ale do tego musiał być użyteczny. Musiał chcieć być użytecznym. - Potrafię przepowiedzieć cudzą przyszłość. Przepowiadam naszą przyszłość... - powiedział, spoglądając w fusy. - Interesujące, widzisz..? - dodała, spuszczając dwukolorowe spojrzenie na filiżankę, wciąż wciśniętą w dłoń zniewolonego. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Only you can decide what is right Sro Sty 24, 2024 2:14 am | |
| Nie wiedział, ile ta nie-jego wojna już trwała. Dni? Miesiące? Lata? Nie liczył, wszystko zlewało mu się w jeden długi ciąg potworności przeplatanej brakiem jakiejkolwiek nadziei. Zresztą, czy to w ogóle miało jakiekolwiek znaczenie, ile już tu był? Absolutnie żadnego. To nie było tak, że mógł się kiedykolwiek uwolnić od niej. Od tej, która wypożyczyła go Królowej Powietrza i Ciemności Oonagh, jakby był jakąś rzeczą, którą można tak po prostu pożyczyć swojej koleżance: nie mającą uczuć, wolnej woli, własnego zdania, pragnień. W pewnym sensie nie miał. Nie mógł ich mieć, więc nie miał. Był martwy w środku. Każdy dzień – czy raczej noc – były dla niego tym samym, niekończącym się pasmem cierpienia. Picie krwi, a potem ogniskowanie mocy nekromanty, które było uczuciem jednocześnie najwspanialszym i najgorszym, jakiego w życiu doświadczył. Kiedy moc Dominga przez niego przepływała i potęgowała się w jego wnętrzu, czuł się potężny, czuł, jakby mógł wszystko, ale to było tylko złudzenie. Isobel zabroniła mu korzystać z tej mocy, która w przypadku ścisłego połączenia wampira i nekromanty mogła się okazać obusiecznym ostrzem. Och, jakaż była z siebie zadowolona, kiedy wydawała mu polecenie. Jak rozkosznie rozbawiona, kiedy doświadczył tego połączenia po raz pierwszy, zdając sobie sprawę, że gdyby nie jasno wydane polecenie, mógłby się od niej wreszcie uwolnić. Ta cała moc przepływająca przez niego tylko jeszcze pogłębiała obudowaną otępieniem rozpacz w jego martwym sercu. Isobel odjechała gdzieś ze swoją świtą, zostawiając go tutaj jak chwilowo niepotrzebną zabawkę, a on, mimo całego okrucieństwa, jakiego od niej doświadczał nieustannie od dnia swojej przemiany, wciąż nie potrafił przestać jej kochać. Rzecz jasna, nienawidził jej równie mocno, albo nawet bardziej, ale to, że mimo wszystko teraz za nią tęsknił, było jak najbardziej poniżający policzek wymierzony w twarz. Tak żałosny nie czuł się nawet wtedy, gdy Bernard... Nie. Nie, gdy Bernard, Dima nie czuł się żałosny. W ogóle się nie czuł, bo był tak skrajnie przerażony, że błagał wszystkich bogów o łaskę szaleństwa. Bo o śmierć przestał prosić już dawno temu. Dimitri mrugnął przeciągle i posłusznie spojrzał w górę, prosto w jedną z najpiękniejszych twarzy, jakie w życiu widział. Kolejne sidhe. Niektóre przychodziły do niego, żeby się nim pobawić. Niektóre z zabaw fae były okrutne, ale nawet nie w połowie tak okrutne, jak te, które wymyślała Isobel. Kiedy orientowały się, że z ślicznego wampirka nie wydobędą żadnej ciekawej reakcji, bo na wszystko reagował obojętnością, zwykle już nie wracały. Czy ta złotowłosa fae też przyszła się tu nim zabawić? Nie obchodziło go to. Pokręcił głową przecząco na zadane pytanie, a potem uprzejmie wysłuchał odpowiedzi. Odpowiedź też nieszczególnie go interesowała, bo nie mogła mu dać wolności. Trzymał filiżankę w dłoni, nawet posłusznie do niej zerknął, ale nie miała dla niego żadnego znaczenia. Zastanowiło go jedynie, do jakiej złośliwej zabawy mogła posłużyć pięknej sidhe ta filiżanka. Jej zawartość nawet nie była gorąca, nie mogła go jakkolwiek skrzywdzić. Dimitri wzruszył ramionami. – Mojej nie musisz, dobrze wiem, jaka będzie – wymknęło mu się. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Only you can decide what is right Sro Sty 24, 2024 3:06 am | |
| - Doprawdy? Mam do czynienia z mistrzem dewinacji, który nie przewidział własnego losu? - odpowiedziała, choć głos był łagodny - nie szorstki, nie atakujący, choć przed tym musiał się powstrzymywać. Ale czym była dla fae gra? Nie byłby sidhe, gdyby nie potrafił ukryć prostych emocji, złości czy złośliwość. Nie byłby godny swojej rasy, gdyby nie radził sobie z manipulacją słowem, ze zmianami między łagodnością, a ostrzejszym spojrzeniem. Chociaż w tej chwili miała jedną myśl w głowie. Mam cię. Znalazła swoje słabe ogniwo, które wymagało pracy. Znalazła narzędzie, które było potężne, ale które nie mogło być w użytku... - Gdybyś potrafił czytać przyszłość, widziałbyś, że masz w przyszłości wygrać wiele wojen... Szkoda, wiesz? Widać, że nawet niekoniecznie naszych... - mruknął, wyjmując filiżankę z dłoni wampira, choć nie puszczała jego dłoni. Obrócił ją do siebie wnętrzem, wodząc drugą dłonią po widocznych liniach, które tak nie przypominały tych ludzkich. Trudno było odczytywać przyszłość tych długowiecznych, szczególnie gdy ich lata były liczone w setkach jak nie tysiącach lat czekających na nich. - Karmiono cię już czy wciąż czekasz na posiłek? - zapytała bez większego przejęcia, pozwalając sobie na spokojne zaglądanie w przyszłość. Szukanie nici, które mogły naprowadzić go na coś... Przyjemniejszego do usłyszenia. Samotność, cierpienie, śmierć. To wszystko brzmiało jako żywot wampira, nic zaskakującego i nic, co mogłoby być odkrywcze dla któregokolwiek z krwiopijców. Jednak wygrane... Widział również je. Wojen? Sukcesy. Jak inaczej to określić? Wolność? Nie był pewny, musiał warzyć swoje słowa, aby nie wzniecić buntu. Mała iskra wystarczyła... - Przyszłość wojny zawsze jest przewrotna. Miliony zmiennych, tysiące Sidhe... Próbuję przechytrzyć nie tylko tych, którzy grożą naszej Królowej, ale i tych, którzy są obok i chcieliby mojego błędu, wiesz? - mówiąc to, przesunął dłonie na tę drugą wampirzą, zaraz i ją dokładnie studiując. - Możesz pytać... Choć życia długowieczne są przewrotne. Masz przed sobą jeszcze setki lat przynajmniej... - kontynuowała, bo im dalej w przyszłość spoglądała, tym ta bardziej wydawała się być zamazaną. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Only you can decide what is right Sro Sty 24, 2024 3:42 am | |
| Nie odpowiedział jej. Jemu. Ciężko było w ogóle zgadnąć, z kim miał do czynienia – ani wygląd, ani głos, ani nawet sposób mówienia nie zdradzały, czy sidhe było kobietą, czy mężczyzną. Nawet wzrost nie mógł mu posłużyć za żadną wskazówkę, bo elfie kobiety były zazwyczaj cholernie wysokie, pieprzone fae, strzeliste niczym gotyckie katedry. Nie, żeby to i tak miało jakiekolwiek znaczenie. Fae i tak sobie zaraz pójdzie, a Dimitri będzie mógł wrócić do gapienia się na rosnący w rogu sufitu kiełek jakiejś upartej rośliny, której nie zrażał nawet permanentny brak słońca. Przekrzywił lekko głowę. – Jakby mnie to obchodziło – odpowiedział wypranym z jakichkolwiek emocji głosem. – Nie moje wojny, nie moje walki... Zawsze jakieś będą. Żadna w tym chwała. Gdybyż chociaż mógł zostać bohaterem w którejś z nich. Gdyby jego imię mogło ponieść się echem przez świat i po kartach historii – może chociaż w tym by znalazł odrobinę pocieszenia, wiedząc, że ktoś będzie o nim pamiętał. Że w ogóle ktokolwiek się dowie o jego istnieniu. Nie było na to szans. W wojnach Isobel był tylko małym, anonimowym pieskiem, który musiał wypełniać wszystkie jej polecenia. Albo gdyby mógł zostać cichym świętym niższych szarż wojska, przyjmując na siebie największy atak, przeznaczony dla zwykłych, ludzkich oddziałów, i w ten sposób je ocalić. Ale przecież nie mógł, bo ludzie nie mogli się dowiedzieć o nadprzyrodzonych. Albo – najlepsze z tego wszystkiego – gdyby po prostu mógł umrzeć na polu walki. Ostateczna śmierć wciąż go omijała, żaden zabłąkany drzewiec piki nie chciał przeszyć jego serca. Żaden topór nie chciał ściąć mu głowy. Domingo dobrze pilnował, by podczas boju byli nietykalni, zawsze otoczeni ciżbą zombie, które chętnie przyjmowały na siebie każdy cios. W przeciwieństwie do Dimy, Domingo chciał żyć. Nie. Wojny nie miały dla niego żadnego znaczenia. Dimitri zamrugał kilka razy, kiedy próbował sobie przypomnieć, czy coś jadł. Chyba jadł. A może nie? Może to nie było dzisiaj, tylko wczoraj? Albo dwa dni temu? Wsłuchał się w głos własnego ciała. Nie, to chyba jednak było przedwczoraj. – Nie wiem – powiedział z wahaniem. – Ale chyba nie. Przyglądał się obojętnie, jak sidhe szukało czegoś w jego dłoniach. Nie znał się na przepowiadaniu przyszłości, ale coś mu się kojarzyło, że niektórzy Cyganie wróżyli z rąk. Z jego rąk mogliby wywróżyć co najwyżej lata udręki. Dimitri zamrugał jeszcze raz, myśląc, że się przesłyszał, a potem z gardła wyrwał mu się bolesny dźwięk, ni to szloch, ni to jęknięcie. Wyszarpnął dłoń z rąk fae i szybko zasłonił sobie nią usta. Masz przed sobą jeszcze setki lat przynajmniej. Myślał, że nie może czuć jeszcze większej beznadziei. Mylił się. Dopiero teraz przekonał się, że w jego wnętrzu nawet teraz tliły się resztki nadziei. Nadziei na to, że jego nędzna egzystencja wkrótce się skończy. Że może Isobel się w końcu nim znudzi i go zabije. Albo będzie nieostrożna, a on to wykorzysta i po raz ostatni, na te kilka sekund, spojrzy w dzienne niebo. Cokolwiek się wydarzy pierwsze. Setki lat... Po bladym policzku potoczyła się szkarłatna łza. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Only you can decide what is right Sro Sty 24, 2024 4:18 am | |
| Mów mi więcej, nakazał w myślach, zbierając informacje o swoim słabym ogniwie, coraz bardziej czując jak gotuje się w środku. Nic im było po najpotężniejszych z broni i narzędzi, kiedy te nie czuły, że musiały przeżyć. Jakby nie miała wystarczająco pracy w zaglądanie w każdą z możliwych dróg wojny, każdej decyzji podejmowanych przez innych sidhe, teraz musiał jeszcze naprawiać cudze śmieci. Jak inaczej to określić? Pozbyć się na ich dworze czegoś, co mogło się popsuć w każdej chwili... Do tego nie karmiony? Przeglądanie każdego niewolnika nie miało sensu. Musiała skupić się na tych przydatnych, na tych którzy mieli znaczenie... Co za problem rzucić wampirowi kogoś do ugryzienia codziennie? Za mało mieli i ludzi, i nieludzi dookoła? Nie poruszyła swoich dłoni słysząc jęk, ani kiedy dłonie się wyrwały. Pozwolił na to, podnosząc zaraz zainteresowanie spojrzenie na tę nagłą reakcję. Nadzieja. Reagował, nie tylko odpowiadał. Nie dbał o cudze wojny, ale dbał o życie - a raczej o to, żeby nie trwało długo? Wyciągnęła dłoń do jego policzka, zaraz ścierając kciukiem łzę. - Mówię o twoich walkach i wojnach. Nie naszych, nie cudzych... Widziałem twoje walki - odpowiedział, zaraz kierując dłoń na jego dłoń. Ujęła ją delikatnie, odciągając od zasłoniętych ust. - Chociaż cudze również widzę... Ale żeby wygrywać musisz mieć siły. Będziesz karmiony codziennie - choćbym miała ci przywlec jednego ze strażników tutaj, imbecyle skończeni osłabiają nekromantę, dodała już w myślach, a jego wyraz spokoju nie zmieniał się ani razu w tej chwili. Spokój i łagodność, nie szukanie drażnienia, choć może że natura fae sama do tego sprowadzała. W końcu żadne z prób dręczenia pozostałych nie przyniosło skutku - ale atak od kogoś, kto wydawał się nawet nie próbować, potrafił zaboleć jeszcze mocniej. - Napij się - powiedział, podsuwając mu zaraz własną dłoń. Nie obchodziło go szczerze, jeśli wampir wróci w niewolę i cudzą, silniejszy - miała głęboko w poważaniu późniejsze losy wampira, jeśli ten miał przydać się im tu i teraz podczas wojny. Musiała jedynie dowiedzieć się, czy było to celowe. Musiał zebrać informacji... Sięgnęła po filiżankę, w których obraz z fusów wciąż był niewyraźny. - Tylko się nie ekscytuj... Nie będziesz dostawał codziennie naszej krwi. Mamy ludzi - ostrzegła, marszcząc pierwszy raz brwi w zastanowieniu. Wykonała pół okrągły ruch filiżanką, kiedy fusy znów ułożyły się na nowo. Odrobinę wyraźniej, jedna z nici przyszłości była słabsza... Ta gorsza. Znalazła swoje słabe ogniwo. Silny czarnoksiężnik potrzebował równie silnego narzędzia, nie takiego, którego musiał sam pilnować. - Nauczysz się na naszych wojnach, jak wygrywać własne... Te dla siebie... - powtórzył, podnosząc wzrok na wampira, uważnie przyglądając się mu czy chciał skorzystać z oferty. Czy jedzenie było czymś, czego również potrzeba było pilnować? Zmuszać go do tego? |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Only you can decide what is right Sro Sty 24, 2024 4:38 am | |
| Trigger warning: gore, przemoc Nic więcej do niego nie dotarło. Udręczony umysł zaciął się na perspektywie spędzenia kolejnych setek lat w ten sam, pełen cierpienia i beznadziei sposób. Nikt mu nie przyjdzie na ratunek, nikt go nie ocali. Nie będzie rycerza na białym rumaku, nie będzie wydzierającej go ze szponów sadystycznej wampirzycy księżnej Piekieł, której los Dimy jednak nie jest obojętny. Nie będzie nawet zabłąkanego drzewca na polu bitwy. Nie będzie pojedynczej iskry dobywającej się z obozowego ogniska. Będzie tylko nieustanna walka w cudzych wojnach. Będzie kuszenie podstarzałych arystokratek i spasionych arystokratów w zamian za przysługi dla Isobel. Będzie tkwienie w celi gdzieś pod ziemią, gdzie jedynym świadkiem nieszczęścia i upadku jest tylko uparty kawałek rośliny, która szepcze coś niezrozumiale nocami. Będzie rozdzierający płuca krzyk, niemogący opuścić gardła i dławiony wgryzaniem się we własne ręce. Będzie... Będzie Bernard. Rozpaczliwy szloch znów wydarł się spomiędzy ust wampira, zanim zdołał go stłumić. Otoczenie się zbroją obojętności nie wchodziło w grę, nie w tej chwili. Nie, kiedy właśnie usłyszał, że przez kolejne kilkaset lat Isobel będzie mogła nakazać, by chorobliwie blady wampir o wyblakłych oczach dosiadał go jak rumaka ku jej uciesze. By wdzierał się w niego siłą, a potem, w najmniej spodziewanym momencie – a ten zawsze w końcu nadchodził – zacząć na Dimitrim gnić. A on, jak zawsze, nie będzie potrafił powstrzymać dławiącego go przerażenia, które jego mistrzyni spije jak najlepsze wino, chichocząc przy tym z zachwytu i upojenia; obserwując, jak Bernard zmienia się na nim i w nim w lepką, zielono-czarną maź, której resztki wampir będzie potem zszorowywał z siebie godzinami do krwi; do żywego mięsa. Jak potem przez wiele dni Dimitri będzie leżał na podłodze w odrętwieniu, zastanawiając się, czy kiedy w końcu oszaleje, n a p r a w d ę wreszcie przestanie czuć. Dimitri gwałtownym gestem odtrącił wyciągniętą ku niemu dłoń i zwinął się na ziemi w ciasną kulkę. Sidhe mogło być z siebie dumne. W końcu trafiło się takie, które wreszcie przebiło się przez maskę obojętności wampira. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Only you can decide what is right Sro Sty 24, 2024 8:50 am | |
| Czekał spokojnie i cierpliwie, widząc że jego słowa nie trafiały w tej chwili na grunt. Czekała wpatrując się w wampira swoimi dwukolorowymi oczami, jak temu wyrywa się kolejny jęk. Nawet jakieś zainteresowane sidhe, które wyraźnie w okolicy również znęcało się nad kimś innym, zerknęło w zainteresowaniu na to, co miało miejsce. Daylin przytknęła jedynie palec do ust, nakazując mu być cicho. Wyraźnie wampir zwracał na siebie uwagę, nawet jeśli starał się być cicho. Choć zmarszczył brwi, widząc jak jej dłoń została odtrącona. Odmowa posiłku? Musi poczekać, żeby jego słabe ogniwo się uspokoiło, żeby do niego dotrzeć... Podniósł się z ziemi i mogło się zdawać, że Sidhe ma zamiar zostawić wampira samego, choć było to opuszczenie celi zaledwie na kilka chwil. Wyjrzenie na zewnątrz, wydanie strażnikowi rozkazu. W kolejnej chwili, znajdywał się już z powrotem przy niewolniku. Tym razem jednak siedział już na poduszce przyniesionej przez strażników. Do środka również przyniesiono drobny poczęstunek, choć wyraźnie bardziej skierowany do Unseelie, widzącego że musi spędzić tutaj nieco więcej czasu. Musi włożyć pracę w cudzą zabawkę... Oj, jak z zawiści jedynie pragnął, żeby ta zabawka była w stanie kiedyś się wyrwać. Sama wizja pracy dla kogoś napawała ją złością i wstrętem. Do czego przyszło się mu zniżać? Wampir mógł poczuć poruszenie jego włosami. Jak miarowo i powtarzalnie przedziera się między nimi grzebień, kiedy zostały już zebrane po całości - a po tym i dotyk smukłych i łagodnych palców, które powoli zbierały coraz to kolejne kosmyki, układając to wszystko w warkocz. Niespiesznie, mając całą wieczność - nawet jeśli nie w ramach tej jednej wojny. Ta jedna wojna miała mieć krótszy termin, ale nie Daylin, nie mógł przyspieszać niektórych kwestii, choćby bardzo chciał. W końcu ukończył warkocz pozwalając mu opaść na skulonych plecach, przesuwając się wraz z poduszką bliżej do boku wampira. Nachylił się nieco, starając się dosięgnąć włosów bliżej jego twarzy, które zakrywał w tak chwili. Zamiast tego przesunął znów palcami po jego skroni, po czubku po tych kosmykach, które wcześniej zbierał. - Jak chcesz być panem swojego losu, odmawiając posiłku? - zapytał w końcu, kierując wzrok na niego w wyczekiwaniu, czy to był moment, w którym wampir nieco bardziej był kontaktowy. W innej sytuacji byłaby z siebie zachwycony, widząc do jakiego stanu go doprowadził - ale dzisiaj potrzebował mieć wampirze narzędzie, a nie wampirze... to. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Only you can decide what is right Sro Sty 24, 2024 7:30 pm | |
| Nawet nie dostrzegł, kiedy sidhe się oddaliło, był zbyt pochłonięty własną rozpaczą, zapuszczającą coraz dłuższe korzenie gdzieś w samym środku duszy. Długie, czarne, poskręcane korzenie, które czuło się jak coś ostrego wbijającego się w serce i w mózg; coś zasnuwającego całe postrzeganie świata czarną woalką nieprzepuszczającą ani odrobiny światła, najmniejszego nawet promyka nadziei na to, że jego los się kiedykolwiek odmieni. Nie wiedział, jak długo tak leżał, ani czy w ogóle jeszcze był o s o b ą, a nie żywymi zwłokami, animowanymi zręcznymi dłońmi nekromanty tylko w jednym celu: by zasilać go własną mocą i niszczyć wrogów fae. W pierwszej chwili nawet nie zwrócił uwagi ani na to, że w okolicy pojawił się nowy, słodki zapach przekąski dla sidhe, ani że czyjeś delikatne dłonie robią mu coś z włosami. Dopiero po kilku minutach rozczesywanie długich, splątanych włosów wampira zaczęło przynosić jakiś skutek; powolne, łagodne i mechaniczne przeczesywanie pobudziło nerwy na skórze głowy, odciągając na chwilę wypełnione desperacją myśli krwiopijcy, dając mu coś, na czym mógł się skupić, czego mógł się chwycić tak, jak tonący chwyta się brzytwy. Ostatni bastion poczytalności. Delikatne ruchy przynosiły odrobinę ukojenia udręczonemu umysłowi, który w końcu przestał podsuwać Dimie obrazy bladego, rozpadającego się ciała. Dimitri zadrżał lekko, gdy poczuł na swojej skroni dotyk smukłych palców fae. Odwrócił się przodem do sidhe. Tęczówki w skośnych oczach zdawały się być jeszcze zieleńsze, kiedy w ich bliskim towarzystwie szkliły się czerwonawe łzy, w pewien sposób komplementując i dopełniając ich niezwykły kolor. – Pa... – wychrypiał przeraźliwie. Odchrząknął, by oczyścić gardło, i zaczął jeszcze raz. – Panem własnego losu? – zapytał z wyraźnie słyszalnym w głosie zagubieniem, jakie teraz odczuwał. Jak mógłby być panem swego losu, skoro nie był nawet panem swojego pragnienia? Skoro był skazany na wieczność jako wampirzy podlotek, zmuszony do przestrzegania poleceń swojej mistrzyni, która była jedyną rzeczą stojącą między nim a masakrowaniem całych wiosek pełnych ludzi? Był wybrakowany. Popsuty. Nieudany wampir, którego powinno się zniszczyć i którego Conventus na pewno by się pozbył, gdyby tylko dowiedział się o jego wadliwym istnieniu. Nigdy nawet nie kwestionował tego, że jest wadliwy – może to przez to, że był półdemonem? Może półdemony nie mogły być normalnymi wampirami? Przez swoje piekielne pochodzenie był jakoś bardziej podatny na zew krwi i dlatego... dlatego nie mógł zdobyć nad sobą kontroli nawet po kilku setkach lat? Nie miało to znaczenia. Nie był panem swojego losu, dlaczego sidhe tego nie widziało? – Nie rozumiem. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Only you can decide what is right Sro Sty 24, 2024 10:04 pm | |
| Palce przesuwały się niespiesznie wraz z grzebieniem, a później już bezpośrednio po czerwonych włosach. Nie było w tych ruchach czułości czy współczucia, choć delikatności nie można było odmówić fae, dla którego plecenie warkoczy było naturalne niczym bycie pięknym. Daylin widział jak łatwo było manipulować innymi, oddając im ułamek swojego wieczystego czasu na czynności, którą sama uwielbiała. Z dokładnością dobierała kolejne czerwone pasma, dając wampirowi czas, którego oddech czuła na karku coraz silniej. Miała jego wieczyste ilości - ale każda utracona godzina była przewagą w wojnie dla drugiego dworu. Nie spłoszył się, nie zachwiał kiedy wampir nagle odwrócił się do niej. Spróbował się odezwać, wyraźnie się poruszył. Wieczność go przerażała, wieczność w której nie miał kontroli... Nie mógł jej mieć teraz, nie kiedy był użyteczny w ich wojnie. Ale musiał uwierzyć, że udział w ich wojnie i przeżycie jej, mogły być dla niego użyteczne. - Bycia wolnym? - zapytała miękko, a jej dłoń przesunęła się znów na jego skroń, układając niesforne kosmyki, które błagały o zadbanie. Na to jednak nie było czasu - ani Daylin nie będzie zniżać się do podobnego dbania o zwykłą broń, która mogła rozkruszyć się na miliony kawałków w każdej chwili. - Panem, który podejmie się walki za własny los, aby móc o nim decydować. Panem, który odniesie zwycięstwo... - mówił, a jego duże oczy wpatrywały się w czerwone kosmyki, powoli i po swojemu je układając, jakby zupełnie nie był zainteresowany znajdującym się przy nim wampirze. Choć w końcu odsunął dłonie od niego, prostując się elegancko na poduszce. Wyciągnął dłoń na tacę, sięgając po jeden z talerzyków, którego słodka zawartość kusiła nie jednego śmiertelnego, pieczętując jego los na dworze. Słodkość rozpływająca się w ustach, której na moment oddał się, trzymając wampira w niepewności. Jej wzrok był utkwiony gdzieś bardziej przed siebie. Odliczał w głowie chwilę, trzymał go w niepewności. - Jedyne co posiadasz to czas... - odezwał się w końcu, tym razem uśmiechając łagodnie pełnymi ustami. Trudno było określić czy podobny wyraz nie był wyłącznie spowodowany przez pożywienie się słodyczą. Wyciągnął znów dłoń w jego stronę, układając ponownie na jego dłoni, przyciągając do siebie. - Posiadasz czas... na cudzej wojnie nie tracisz niczego prócz własnego czasu. Dlaczego nie chcesz się uczyć? Wiedzieć jak wygrywać te własne, obserwować... - mówił ciszej, nachylając się do niego, ściszając własny głos. Może kiedyś wróci po odebranie długu, który pozwalał zaciągnąć nieświadomemu tego wampirowi. Jego pomoc w końcu nie była darmowa - tym bardziej nie ta, która mogła przyczynić się na większą skalę. Choć w tej chwili fae próbowała jedynie zwyciężyć wojnę. - Możesz być bardziej użyteczny przy czarnoksiężniku... możesz osiągnąć jeszcze więcej... Zadbam, abyś był karmiony codziennie pod dostatkiem. Żebyś miał siły na teraz, ale i na przyszłość... - mówił cicho, puszczając jego dłoń i łagodnie się odsuwając. Przyjrzał się znów postaci wampira, po raz kolejny wyciągając dłoń do jego włosów, aby je poprawić na własne upodobanie. Uśmiech również powoli znikał, jakby wraz z pamięcią o słodkim smaku. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Only you can decide what is right Sro Sty 24, 2024 10:43 pm | |
| Trudno mu było zebrać ociężałe, rozproszone myśli. Jego umysł był otępiały, odcinał go od niechcianych obrazów, przysłaniał je woalem ciężkości jak osłania się ciało denata żałobnym całunem, kiedy skrywający się za nim widok był zbyt trudny do zniesienia. Jedni powiedzieliby, że to łaska od bogów, ale Dimitri by się z nimi nie zgodził – to ostateczne oddanie się w czułe objęcia szaleństwa byłoby dla niego największą łaską. Wtedy tkwiłby we własnym świecie i nic z zewnątrz już nie mogłoby go dotknąć. Żadna krzywda nie byłaby dość wielka, nie miałaby dostatecznie długich macek, by go nimi dosięgnąć. Spróbował skupić wzrok na tej pięknej twarzy przed nim, próbował uchwycić tę wątłą nić, jaką snuły jej usta. Nie docierało do niego, czym miała być ta nić – odrobiną nadziei? – ale miał wrażenie, że to coś ważnego. Nie dla świata, nie dla faerie, ale właśnie dla niego, choć sens wciąż mu się wymykał. – Nie rozumiem – powiedział znowu, ale tym razem z wyraźnie słyszalną w głowie bezsilnością. – Co masz na myśli? Jak mógłbym być panem własnego losu? – dopytywał uparcie, bo tylko tego jednego był pewien: że właśnie o tym mówili, nawet jeśli słowa sidhe były dwuznaczne, jeśli ich sens się zacierał w głowie wampira. Uchwycił się tego jednego znaczenia i drążył. Powoli, niezdarnie i z mozołem, ale skoro miał cały czas tego świata... To nic nie stało na przeszkodzie, by drążyć. Słuchał wszystkiego, co fae do niego mówiło, marszcząc przy tym brwi, i nadal brzmiało to dla niego zbyt niezrozumiale, zbyt abstrakcyjnie. Zbyt ogólnikowo, zbyt... wróżbiarsko. Wszyscy, którzy przepowiadali przyszłość, zawsze wyrażali się takimi nieprecyzyjnymi słowami, nawet w normalnej sytuacji byłoby to frustrujące, a co dopiero w przypadku Dimy, który tkwił w niewoli. W niewoli własnego głodu, w niewoli swojej mistrzyni, wreszcie w niewoli u faerie, skoro został im wypożyczony jak rzecz. Kiedy sidhe przestało go dotykać i mówić do niego, podniósł się na klęczki. Wpatrywał się w różnokolorowe oczy tak intensywnie, jak tylko w tej chwili potrafił, jakby cały jego świat zawęził się do tych dwóch kul o odmiennych barwach. Być może miał pożałować tego, co teraz zrobi, ale wcale mu nie zależało. Mogli go ukarać, zagłodzić, zabić... Nie mogli zrobić mu nic straszniejszego niż to, czego już doświadczał. Więc po prostu złapał fae za rękę i uścisnął, dość mocno, ale nie tak, żeby to bolało. – Mów jaśniej – zażądał. – Co widzisz w mojej przyszłości? |
|
| Daylin
| Temat: Re: Only you can decide what is right Sro Sty 24, 2024 11:19 pm | |
| Pytania, do których był tak przyzwyczajony - sztuka dywinacji była trudną dla innych. Nie mieli cierpliwości, nie mieli posłuchu w sobie. Doskakiwali do własnych interpretacji, domagali się odpowiedzi, których nie było. Chcieli wiedzieć dokładny rok, dzień, godzinę i minutę, a czasem i nawet sekundkę. Zapominali, co dokładnie składało się na przyszłość - a może nawet nie mieli świadomości, że każde słowo wróży pociągało za sznurki do zbliżenia przychylniejszej im przyszłości. Przesunął powolnie spojrzenie na wampira, czując uścisk na ramieniu. Uniósł brew jakby w zaskoczeniu, jakby w wymalowanym pytaniu. Pieprzeni niewolnicy, pewność z jaką próbował wyciągnąć z niego informacji. Cholernik... myślał, że na co mógł sobie pozwolić? W swoim stanie, w swojej pozycji? W miejscu, z którego nie miał nawet sposobności próbować uciec? - Której? - zapytał chłodno, bardziej złośliwie, bardziej jakby dwulicowa natura fae wypełzała spod pięknej maski, choć prędko naniósł znów łagodny uśmiech. Wolna dłoń wylądowała na jego nadgarstku, choć nie dało się wyczuć siły ze strony Daylin. Nie była kimś próbującym się siłować - nie potrafiła, nie wyrwałby się wampirowi choćby chciał ze wszystkich sił. Był niczym posąg, który mógł się rozsypać pod najmniejszym naporem. - Przyszłość to ścieżki... nikt, kto przeżyje setki lat, nie mógłby nie być panem własnego losu. Byłby... martwy. Prędzej lub później... - powiedziała łagodnie, wciąż półszeptem. Nie potrzebowali, aby inni sidhe podsłyszeli te słowa. - Aby decydować o własnym losie trzeba podejmować starania... wampiry nie są drapieżnikami? - zapytała, nieco bardziej oschle - rzeczą, która go uraziła, a której nie omieszkał wypomnieć. - Drapieżnik odmawia posiłku? Drapieżnik kuli się ze strachu? - zapytał znów, pochylając się do niego. Dłoń ześlizgnęła się z jego nadgarstka, przesuwając się na jego policzek. - Widzę przyszłość rozciągniętą i burzliwą. Śmierć i cierpienie, skroplone słodyczą bycia swoim własnym panem... jak jaśniej mam ci to powiedzieć? Że możesz być kiedyś wolny jeśli postarasz się wygrać tę wojnę? I kolejne, które będą się zjawiać? Nie powiem ci kiedy... gdybym powiedział, nie byłabym nikim innym niż panem nad twoim losem - znów się zwrócił do niego wyczekująco, przede wszystkim aby wampir wypuścił go z uścisku. Nie miał złudzeń przed własnym bezpieczeństwem przy potworach, którymi były wampiry - ale również nie miał zamiaru odpuszczać wojennej zabawki, którą był Dimitri. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Only you can decide what is right Sro Sty 24, 2024 11:52 pm | |
| Ten chłodny, złośliwy ton sprawił, że Dimitri natychmiast się wycofał. Jeśli jeszcze przed chwilą był gotów zaufać pierwszej osobie, która w pewien sposób wyciągała do niego pomocną dłoń, tak teraz nagle był czujny. Przypomniał sobie, wreszcie sobie przypomniał, że nie wolno n i k o m u ufać. Przecież tego właśnie się uczył przez całe życie. Chwila słabości zaćmiła mu instynkt, ale fae samo go przywróciło tym jednym chłodnym zwrotem, przypomniało, że było f a e r i e, istotą, której słowom pod żadnym pozorem nie wolno było ufać. Sidhe nie kłamały, ale potrafiły tak manipulować prawdą, że było to jeszcze gorsze niż zwykłe kłamstwo. Zwodziły tym złudzeniem, że z ich ust można usłyszeć tylko rzeczywiste informacje, podczas gdy rzeczywistość, jaką one opisywały, była wypaczona, powykrzywiana jak w cyrkowym zwierciadle, jednocześnie prawdziwa i nie. Dimitri odsunął się od dotyku dłoni. Jeszcze nie zamykał się w swojej rozpaczy, z której z takim trudem sidhe go wyciągnęło, ale było więcej niż pewne, że to tylko kwestia czasu. Zdawało się, że ta wątła nić nadziei, jaką fae przędła i którą oplatała uszy wampira, zerwała się bezpowrotnie tym jednym, nieostrożnym zwrotem. – Nie wierzę ci – powiedział obojętnie, choć nie była to jeszcze obojętność sprzed chwili załamania. Ta była podszyta rozczarowaniem. Rozczarowaniem faktem, że nawet potężne, widzące przyszłość sidhe nie było w stanie odmienić jego losu. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Only you can decide what is right Czw Sty 25, 2024 12:23 am | |
| - Nie wierz mi. Przyszłość jest zmienna - powiedział znów, opierając podbródek na własnej dłoni. Nie zbliżała się do wampira, tak na wszelki wypadek jakby chciał po raz kolejny położyć na nim łapy. Nie miał ochoty na szarpaninę - nie chciał ryzykować podobnej zabawy z drapieżnikiem. Nie czuł się na testowanie jego kłów jeśli miał być niewdzięcznym i bezużytecznym narzędziem. - Nie umrzesz tutaj. Nieważne jak się postarasz. Twoje życie maluje się w setkach jak nie tysiącach lat...- powiedział w końcu chłodnym tonem, sięgając po kolejną miseczkę, tym razem przepełnioną słodkim kremem. Zupełnie jakby wampira w tym miejscu nie było. Poprawiła się siedząc na miękkiej poduszce. - Długie życia mają wiele zmiennych, trudno jest je przewidzieć... Nie wierz mi. Nie będziesz swoim panem, będziesz pod kimś do końca, który nie będzie chciał nastąpić. Nie wiem czy widziałam kiedyś dłuższe, a prostsze życie do przewidzenia. Wyraźna nić... - powiedział, jak gdyby nigdy nic delektując się kolejną łyżeczką słodkiego deseru. Znów się uśmiechnęła. Łagodnie i ciepło, z zadowoleniem. Nie miał nawet zamiaru oferować swoich łakoci wampirowi - jeszcze byłby gotów je zmarnować. - Nie jedz. Głódź się. Rozpaczaj. Pokaż, że nie będziesz nigdy swoim własnym panem... ah... szkoda zawsze. Ta nić powoli znika, wiesz? Im bardziej obierasz inną... - powiedziała, podnosząc się powoli z poduszki. Musiał zdecydować, co zrobić z nim. Nie chciał słuchać. Może nie był w stanie? Może był poza naprawą i działaniem jako broń? Wyciągnął do niego znów swoją dłoń, zadbaną i delikatną, zupełnie perfekcyjną bez najmniejszej skazy. - Jedz, kiedy możesz. Rośnij w siłę poza wzrokiem swoich panów jeśli chcesz odebrać im władzę... Masz ostatnią szansę. Przyszłość jest zawiła, mogę ci jedynie podać kierunek. Jeśli chcesz, nie zostaniesz wysłany dalej na wojnę - powiedziała, pochylając się łagodnie, powoli. Delikatny uśmiech, cieszące się oczy i zaraz po tym chwilowy szept. - Odeślemy cię z powrotem. Osobiście odbiorę ci możliwość zostania swoim panem i przekonania się... ale to nic. Nie chcesz mi wierzyć, że możesz być wolny, prawda? |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Only you can decide what is right Czw Sty 25, 2024 1:12 am | |
| Im dłużej słuchał jej – jego – czy kimkolwiek była ta sidhe – tym większy mętlik miał w głowie. Nie wiedział, co myśleć, tym bardziej, że i tak sam proces szedł mu opornie, przedzierał się przez kolejne tropy jakby brodził w bagnie; nie, gorzej – jakby szedł przez ruchome piaski, które z każdym krokiem coraz silniej, coraz bardziej nieubłaganie wciągały go na samo dno, tak, że lada chwila nad jego głową zamknie się istne morze ziemi, przykryje go jak trupa, którym przecież jest, i już nigdy nie wypuści, zwalając na niego całą tonę podłoża i wyduszając z niego całe życie. W jednej chwili słyszał wyrok: nie umrze tutaj, choćby nie wiadomo jak się starał. Jego przyszłość była jasna, wyraźna i najwyraźniej mocno przyciśnięta do podłogi małym bucikiem Isobel, która ani myślała się go pozbywać. Potwierdzenie, że nigdy nie będzie stanowił sam o sobie, najgorsza rzecz, jaką tylko można usłyszeć, sprawiająca, że jego serce zaczynało ważyć minimum tonę, jak ta ociężałość, która opadała na jego myśli. A w drugiej chwili – miał jeść i rosnąć w siłę. Bo wtedy nie zostanie wysłany na wojnę, tylko... do niej? Chciało mu się płakać. Nic z tego nie rozumiał. Sidhe nie mogły kłamać, więc naprawdę taki miał być jego los...? Ale przecież fae sam powiedział, że ma mu nie wierzyć... Ale czy jeśli kłamca mówi, że kłamie, to jest to prawda, czy kłamstwo? Co go w końcu czekało w przyszłości? Miał żyć te pieprzone setki – tysiące – lat, wciąż jako r z e c z? Miał uciec? Miał się uwolnić czy tkwić w tym stanie zawieszenia, które miało się nigdy nie skończyć? Prawda czy kłamstwo? W które słowa fae miał uwierzyć? W te o wygraniu własnych walk czy w te, które były rzekomo tak łatwe do przewidzenia? Prawda? Czy kłamstwo? Złapał się dłońmi za uszy, przykrywając je w całości, jakby to mogło powstrzymać sidhe przed sączeniem w nie jadu, jakby mógł dzięki temu przestać ją słyszeć, i skulił się pod ścianą. Nie mógł tego dłużej znieść. Bezwiednie, kompletnie bez udziału świadomości, zaczął się kołysać w przód i w tył, powtarzając ledwo słyszalnie jedno słowo jak mantrę: przestań. Przestań mnie dręczyć. Przestań mówić. Przestań dawać nadzieję. Przestań ją odbierać. Przestań być tak z siebie zadowolony. Przestań łamać mi serce jeszcze bardziej, już dłużej nie zniosę. Przestańprzestańprzestańprzestań... Po policzkach, bardzo powoli, spływały czerwonawe strużki łez zmieszanych z krwią. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Only you can decide what is right Czw Sty 25, 2024 2:34 am | |
| Obserwowała scenę mającą przed nią miejsce. Kiedy wampir zaczynał na nowo kulić się, wycofywać, niczym przestraszone zwierzę. Złamany, a może jeszcze nie do końca? Widział jeszcze tę nić otwartego dla niego innej przyszłości... Nie mógł odpuścić tak istotnego elementu. Nie mógł pozwolić mu trwać jako słabe ogniwo w niciach ich wojny. Każde słabe jedno i pojedyncze ogniwo miało znaczenie, kiedy wystarczył jeden fałszywy krok, aby drugie królestwo go wykorzystało. Gry i maskarady, wszystkie konspiracje na samym dworze były niebezpieczne - a co dopiero pomiędzy nimi. Znów kucnęła przed nim, kierując dłoń na jego czerwone włosy. Poprawił ponownie kosmyki, przesuwając zaraz po tym palce na jego policzek. Obrzydliwe. Krwawe łzy dość mocno odznaczyły się na skórze sidhe, brudząc ją, ale jednak mimo wstrętu, nie pokazał tego po swojej spokojnej twarzy. Zaraz dołączył drugą dłonią, a palce powoli zaczęły wsuwać się pod dłonie wampira. Nie siłowała się jednak z nim, nie mając nawet na to siły. Rzadko jej używała, rzadko potrzebował po nią sięgać. Jeśli była potrzeba, czekał. Ile znów? Kolejne minuty, a może godziny? Odezwał się dopiero, kiedy jego uszy zostały odkryte. - Chcesz wiedzieć jak zostać swoim panem? - zapytała łagodnie i spokojnie. - Mogę ci wskazać jak nie spędzić wieczności pod kimś... - kontynuował, obserwując go uważnie, dłonią znów przesuwając na jego włosy. Szukał w nim sygnałów. Długie włosy w wizjach, które były tymi złymi - do których mógł doprowadzić jako słabe ogniwo. Kobieta? Sidhe nie przykładał wagi do tego, kto użyczał im niewolników. Ważne, aby byli sprawną bronią... - Jak być daleko od niej... - kolejne ładne słowa, chociaż miał zamiar również przemówić do jego rozsądku. - Gdybym próbował cię oszukać, chciałabym twojego imienia... Nie chcę go. Nie jest mi ono potrzebne... - zwrócił mu uwagę na drobny fakt. Choć jak łatwo było mu je odebrać a podobnym stanie? Podpuścić do oddania go po dobroci... |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Only you can decide what is right Czw Sty 25, 2024 11:26 pm | |
| Nie wiedział, jak długo trwał w tym zawieszeniu, próbując zakląć rzeczywistość według swojej małej, nic nieznaczącej woli, próbując sprawić, by niezrozumiałe słowa groźby, przestrogi czy może otuchy stały się jaśniejsze i wreszcie wyklarowały się jako jedna z tych rzeczy, a nie wszystkie i jednocześnie żadna naraz. Gdyby nie to, że Isobel zabroniła mu krzywdzenia siebie, pewnie szarpałby się teraz za włosy, tak bardzo na krawędzi, jak już dawno nie był. Bezsilność wzbierała w nim nieustannie i kiedy już myślał, że nie potrafił jej więcej pomieścić w sobie, ona jeszcze rosła, rozpychając się nad wszystkim innym, może jedynie momentami ustępując miejsca swojej drogiej przyjaciółce, rozpaczy. Kołysanie się nie ustało z chwili na chwilę, przypominało to bardziej uspokajanie się rozbujanego konika na biegunach, który powoli wytracał swój pęd, aż w końcu znieruchomiał całkowicie. Słowa mantry cichły jeszcze bardziej, aż utonęły w ciszy panującej w celi. I kiedy to wszystko nastąpiło, dopiero wtedy szczupłe dłonie, mocno zasłaniające uszy wampira, opadły na ziemię, pozwalając sidhe na wykonanie jej gestu. Dimitri spojrzał w różnokolorowe tęczówki z taką rezygnacją we własnym spojrzeniu, że dla kogoś bardziej ludzkiego niż faerie mogłoby to być przerażające. – Chcę – odpowiedział ochrypłym szeptem. Nawet nie miał siły się zdziwić, o co chodzi z tym imieniem – czemu miałoby to być istotne dla sidhe, albo do czego miałoby to mu posłużyć i w jaki sposób brak chęci poznania tegoż miał świadczyć o dobrych zamiarach fae. W kraju Dimitriego nie było zbyt wielu opowieści i przesądów o fae, w każdym razie nie w takiej formie, która okazała się być rzeczywistością. A i tak nawet nie przykładał za bardzo uwagi do bajania bab – dlaczego miałby sobie zaprzątać głowę jakimiś istotami, które mogły na niego czyhać, a prawdopodobnie nie istniały, skoro w samym jego własnym domu czekały na niego realne zagrożenia? – Powiedz mi. Proszę – szepnął ciszej. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Only you can decide what is right Pią Sty 26, 2024 12:37 am | |
| Ile desperacji i szaleństwa widział w cudzym spojrzeniu? W spojrzeniu ludzi, stworzeń, podczas wojen i poza nimi? Dwory były miejscem okrutnym, które posiadało własne zasady - trudno było powiedzieć jak wiele spojrzeń rozgoryczenia czy nienawiści widziała Daylin. Desperacja, kiedy ktoś zostawał wyśmiany - urażona duma i wściekłość, a czasem poddanie się, choć tego ostatniego fae nie potrafiła zrozumieć u sobie podobnych. Jak mogliby się poddawać? Dlaczego? Przecież byli ponad tym! - Będziesz jadł codziennie. Do syta. Jeśli powiesz, że potrzebujesz więcej, dostaniesz więcej... - powiedział cicho, przejeżdżając dłonią znów po jego włosach. Nie było niczego, co tak przyciągało fae u innych istot jak włosy, którymi mógł się bawić godzinami. Może dlatego czasem decydował się jednak odwiedzać ludzi? Którzy zdawali się nad wyraz doceniać jej plecenia i zabawy, radować się jej osobą. Szczególnie małe dzieci. Och, te były tak pocieszne i zafascynowane zawsze! Ale oprócz tego... co świat ludzi miał do zaoferowania? - Będziesz się starał... i uczył grzecznie. Zapamiętuj to, co dzieje się wokół... ucz się jak my wygrywamy wojny... - mówiła dalej, układając dłoń w końcu na jego policzku. Po raz kolejny uśmiechnęła się łagodnie, niczym jutrzenka, która budziła ogród do życia. Nieskazitelne, nie tylko nieludzkie, ale nierealne wydawały się być fae - i trudno było określić innym czy był to ich urok, czy jednak iluzja. Choć w ich wypadku czym jedno od drugiego się różniło? - Możesz podsłuchiwać fae... baw się z tymi, które przychodzą. Myślisz, że nie nauczysz się niczego od sidhe? Ucz się od czarnoksiężnika, przy którym służysz - mówiła, choć jej łagodny i ciepły uśmiech spochmurniał w chwili znów. - Jeśli przestaniesz próbować, wolność sama do ciebie nie przyjdzie - dodała, powoli już podnosząc się. Powinna pozwolić mu, aby wszystko w niego wsiąkło? Zostawić samego sobie? Było to ryzykowne, ale wiedział, jak wiele posiadał jeszcze na głowie spraw. Jego długowieczność zdawała się wypełniać listą niekończących obowiązków, na które nawet przy swoim nieograniczonym czasie, nie potrafiła znaleźć momentu na wypełnienie. Wszystko istotne, wszystko ważne aby zająć się samemu... Chociaż był pewny, że własna przyszłość była bardziej niż warta wysiłku. Tak jak to słabe ogniwo, które eliminował - każda minuta była warta spędzenia tutaj jeśli miało przybliżyć to ją do powrotu na dwór, który go odtrącił. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Only you can decide what is right Pią Sty 26, 2024 1:11 am | |
| Słuchał uważnie, skupiając się na fae całym sobą, jak tylko umiał najlepiej, choć w stanie, w jakim był teraz, wcale nie było to łatwe. Słowa docierały do niego z trudem, nie mogąc przebić się przez otępienie, w jakie wpadł już wcześniej, a które jeszcze tylko się spotęgowało, kiedy tak zaklinał nieustającym szeptem rzeczywistość. Próbował zapamiętać te wskazówki, które padały z kształtnych ust sidhe, choć nie był pewien, czy czasem za pół godziny albo za dwa dni ich zwyczajnie nie zapomni – już nawet nie tyle dlatego, ze miał kiepską pamięć, a po prostu dlatego, że to wszystko przypominało bardziej koszmar na jawie, niż rzeczywistość. Mimowolnie przysunął głowę do gładzącej go po włosach dłoni, jakby nawet w tym zrezygnowaniu, bezsilności i rozpaczy wciąż szukał choć odrobiny czułości, której nigdy nie zaznał, a której tak szukał. Która zaprowadziła go wprost do białowłosej wampirzycy, tak podobnej do jego matki, od której tej czułości również nie otrzymał. Wpatrywał się w ten łagodny uśmiech, i choć w jego głowie wciąż dość świeża była złośliwość, jaka się wyrwała fae, nie potrafił się przed tym wystrzec. To nie był złośliwy uśmieszek okrutnego sidhe, który chciał go dręczyć i wycisnąć z niewolnika jakąś ciekawą reakcję. To było coś... niemal pocieszającego. Zwłaszcza w połączeniu z delikatnym dotykiem dłoni, która przesunęła się na jego policzek. Ta chwila, choć poprzedzona najgorszymi w jego życiu momentami – a może tkwili tu już dni, a nie minuty czy godziny? – była najlepszą rzeczą, jaka mu się przydarzyła w ciągu wielu, wielu lat. Tak wielu, że już stracił rachubę. Starał się za wszelką cenę to wszystko zapamiętać, tak zasłyszane polecenia, jak i widok, który, gdyby tylko mógł, najchętniej wypaliłby sobie pod powiekami, by do niego wracać, kiedy Ber... Kiedy miały nadejść prawdziwe koszmary. Kiedy fae zaczął wstawać, Dimitri z widoczną w oczach paniką wyciągnął rękę do niego. – Proszę, nie idź jeszcze... – poprosił tym samym, schrypniętym szeptem. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Only you can decide what is right Pią Sty 26, 2024 1:37 am | |
| Powoli prostował się, już rozważając kolejne kroki, które musiała podjąć. Sidhe nie spały - knuły, nie odpoczywały. Trudno było nazwać podejrzliwość w wypadku fae paranoją. Wszystkie podejrzenia o planach i knowaniach innych z jego rodzaju nie były na wyrost, nie były wyolbrzymieniami. Wystarczyło nie nadążyć czy potknąć się, aby skończyć na dnie, deptanym pod innymi, wyśmianym i poniżonym, jeśli nie martwym. A może wygnanym? Może czasem wygnanie w ludzkim świecie było łagodniejszym losem. Spojrzała jednak zaskoczona na nagły gest, a później i słowa. Później przywołał znów łagodny uśmiech, ujmując dłoń wampira w swoją, kucając powoli do niego z powrotem. Przesunął wzrok powoli na poczęstunek, który był pięknie przyozdobiony i pachniał słodyczą. Delikatny napar kwiatowy wciąż jeszcze parował w dzbanku, wciąż nie nalany do filiżanki. Czas był cenny, podobnie do chwilowego odpoczynku. Nie mógł bagatelizować swojego planu, ani ignorować ogniwa, które mogło w każdej chwili pęknąć. - Mam jeszcze kilka łakoci do zjedzenia... ale kiedy moja herbata ostygnie, muszę iść - poinformował łagodnie, bez wyrzutu. Wyciągnął drugą dłoń, przeczesując łagodnie jego grzywkę, odgarniając ruchem pełnym gracji i delikatności, który był powtarzany setki jak nie tysiące razy na innych ludziach i nieludziach. - Chcesz, żebym zaplótł ci włosy? - zapytała znów, lekko i przyjaźnie, jakby wampir nie był wcale w tej chwili więźniem, a dzieckiem gdzieś spotkanym na łące, które z chęcią uplotłoby wianek dla pięknej fae - podzieliło się bajką, którą usłyszało gdzieś od dziadków, pokazało gdzie rosną najpyszniejsze jagódki. - Chodź, usiądziesz przy mnie - powiedział, powoli się prostując i prowadząc czerwonowłosego, aby usiadł przy poduszce. W końcu Daylin nie będzie siedzieć gdzieś, gdzie miałoby być jej niewygodnie. Wciąż jednak nie wypuszczając jego dłoni, sięgnął do dzbanka. Ruchem pełnym gracji nalał sobie naparu do filiżanki, zupełnie niezrażony otoczeniem, w którym się znajdowali; jakby w tej chwili był po prostu czas na podwieczorek w ogrodzie przepełnionym różami. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Only you can decide what is right Pią Sty 26, 2024 2:04 am | |
| Podążył wzrokiem za spojrzeniem fae i mrugnął przeciągle. Czyli jednak rzeczywiście coś tu słodko pachniało, to nie był tylko omam zmęczonego niemożliwymi emocjami umysłu. Jemu jednak nic było po słodkich poczęstunkach, dla niego jedyną słodyczą w życiu mogła być tylko krew, której krążącej w żyłach sidhe obecności powoli stawał się świadom. Zresztą, przecież fae sama mówiła, że musi jeść, jeśli chce się uwolnić. Że musi rosnąć w siły. Wrócił spojrzeniem do nieskazitelnej twarzy wróżki, która teraz kucała przed nim. Skinął głową na znak, że rozumie, a w jego oczach zalśniło coś na kształt wdzięczności. A może raczej ulgi? Dimitri zawahał się. Nie powinien niczego chcieć. Nauczył się, że mu tego nie wolno, ba – nawet myślenie o tym, że mógłby czegoś pragnąć, było groźne. Choćby dlatego, że kiedy raz się o tym pomyślało, zawsze chciało się więcej. I jeszcze więcej. A kiedy nie można było liczyć na zaspokojenie pragnień, przynosiło to tylko niepotrzebny ból. I teraz wampir złapał się na tym, że te pierwsze od dawna – a może nawet pierwsze w życiu? – akty dobroci sprawiały, że chciał ich jeszcze. – Chcę – powiedział niepewnie, już nie szeptem, lecz cichym półgłosem. Wstał z klęczek i poszedł posłusznie za tym ślicznym sidhe, łapiąc się na tym, że nawet teraz, kiedy już stał wyprostowany, wciąż musiał zadzierać głowę do góry, by spojrzeć w tę piękną twarz. Przysiadł obok fae, nawet nie próbując wyrwać z jego – a może jej? – uścisku ręki. Czuł ciepło promieniujące od tej smukłej dłoni. Przez chwilę wpatrywał się w ich złączone ręce. Kiedy w ogóle ktokolwiek tak po prostu trzymał go za rękę...? Rozpaczliwie próbował sobie przypomnieć, ale albo nie pamiętał, albo było to jeszcze przed przemianą w wampira, kiedy był tylko człowiekiem. Wrócił spojrzeniem do twarzy sidhe. – Czy... Czy mogę wiedzieć, jak się nazywasz? – zapytał niepewnie, zlękniony, czy przypadkiem nie rozgniewa tym pytaniem wróżki. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Only you can decide what is right Pią Sty 26, 2024 9:09 am | |
| Fae wykonało gwałtowny ruch na słyszenie tego pytania, choć w środku drżało ze szczerego rozbawienia, na myśl o tym, że ktoś mógłby się dowiedzieć, że to za jej sprawką zabawka próbuję się wyrwać! Och, nawet jego właścicielka nie mogłaby się spodziewać, nawet przewidzieć, że wysyłanie swoich popsutych zabawek do wojny miało swoje konsekwencje. Niemalże próba sabotażu! Oczywiście, że Daylin musiał zadziałać. Nie mógł pozwolić, aby podobna przewaga przeszła niezauważona. - Absolutnie nie - powiedziała, przyciągając jego dłoń do swojej piersi jakby w przestrachu. Przykryła ją również swoją drugą dłonią, spoglądając z wymalowaną niepewnością, jakby mogła się bać - jak można było sprawiać, żeby ktoś tak piękny się martwił lub obawiał? - Co jeśli ktoś nakazałby ci zdradzić moje imię, rozeźlony że próbujesz się uwolnić? Co jeśli przyszedłby tutaj do mnie chcąc mi wyrządzić krzywdę? - zapytał wyraźnie posmutniały na podobną myśl, choć w środku wstrzymywała śmiech. Och, chciałaby dojrzeć te starania, szczególnie po wygranej wojnie... Jeśli przyłoży dłoń do zwycięstwa, będzie nietykalna. Stanie się bohaterem Unseelie, czy tego zechcą czy nie! A przekonanie królowej, że jej czyny były potrzebne... Cóż to za problem? Wyraz jego twarzy złagodniał, puszczając powoli dłoń wampira - choć dało się wyczuć, że gdyby sam zechciał, mógłby z łatwością się wyrwać. Fae znów łagodnie się uśmiechnęła, sięgając do jego włosów, chcąc powoli rozpleść pozostałości po swojej wcześniejszej zabawie. - Ale po wojnie... jeśli mnie znajdziesz... Jeśli będzie bezpiecznie, może zdradzę ci moje imię? - powiedziała wesoło, nie widząc przyszłości, w której wampir mógłby wrócić do krainy faerie po wojnie - dom Królestwa Seelie, które przecież na nią czekało. Czekało, żeby przyjąć na powrót z otwartymi ramionami, jeśli nie po dobroci to w wojnie, siłą. Nie mieli prawa wtedy... Jak śmieli ją odtrącić? |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Only you can decide what is right Pią Sty 26, 2024 8:16 pm | |
| Na razie nie był w stanie czegokolwiek planować – nawet własnego zachowania wobec sidhe, a co dopiero mówić o snuciu jakichś planów ucieczki czy planowaniu próby wyrwania się spod kontroli starej wampirzycy. Nie myślał na tyle klarownie, myśl o zostaniu panem własnego losu ledwie została zasiana w głowie krwiopijcy, musiała najpierw wykiełkować, żeby do czegokolwiek w ogóle mogło dojść. A to, że ta myśl padła na żyzną glebę i faktycznie wykiełkuje, wcale jeszcze nie było pewne. Mrugnął na zarzucone przez fae insynuacje. Nie rozumiał, dlaczego ktokolwiek miałby tu przychodzić i rozpytywać o tego sidhe, albo dlaczego w ogóle ktokolwiek miałby sądzić, że Dimitri próbuje się uwolnić. Przecież nie próbował! A może... Może nawet wysłuchanie rad fae liczyło się jako próba ucieczki...? Czy ktoś w istocie mógł tu przyjść i go o to oskarżyć? I co by wtedy zrobili? Jak go ukarali...? Zielonooki zadrżał nieznacznie i jakby skulił się w sobie. Mógł znieść każdą karę – o ile zostałaby wymierzona na miejscu. To kary wymierzane przez Isobel napawały go obezwładniającym przerażeniem. – Ja... Ja przecież wcale... – zaprzeczył słabo. – No i dlaczego ktoś miałby tobie... – plątał się dalej, już całkiem nie potrafiąc ubrać własnych myśli w słowa. Myśli, które nawet w jego własnej głowie zdawały się być kruche i rwące się. Nie złapał fae ponownie za rękę, ale za to przymknął oczy, kiedy poczuł jej dotyk na swoich włosach, na skórze głowy, przy policzku. W jego własnej głowie nawet nie postała myśl, że po wojnie mógłby być wolny. I że mógłby zacząć szukać tego faerie, by poznać jego imię. To się kłóciło z całym jego światopoglądem, brutalnie utrwalanym przez setki lat. Słowa sidhe jednym uchem wleciały, a drugim wyleciały, nawet nie zatrzymując się na dłużej w szkarłatnowłosej głowie. Zamiast tego, Dimitri otworzył oczy. Wyglądał na przestraszonego. – A czy... Czy twoja oferta krwi jest jeszcze... – ponownie się zaplątał, nie wiedząc, jak grzecznie zapytać, czy sidhe nadal zamierza zaoferować mu własny nadgarstek do pożywienia się. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Only you can decide what is right Pią Sty 26, 2024 8:36 pm | |
| Fae była bardziej niż paranoiczna - potrafił dopatrywać się spisków na każdym kroku, wiedząc w końcu jak przebiegły potrafił być jego własny gatunek. - No już, już... w porządku... Nie zastanawiaj się nad tym. Nie potrzebujesz mojego imienia - powiedziała zaraz łagodniej, widząc jak wampir wpadał w rozsypkę na podobny temat - jak wymóg myślenia i zastanawiania się, jak próba zastanowienia się czego chciał, były zbyt trudne. Musiała być ostrożna, jeszcze odrobinę... Nie potrzebował, aby wampir po wojnie miał świadomość tego, że mógłby kiedyś być wolny - nawet, gdyby była to doskonała zemsta na jego mistrzyni za przysyłanie popsutych zabawek na wojnę. Och, zemsta smakowała doskonale podana przez wieki i zakraplana niewiedzą, aby w ostateczności ukazać, kto przez cały pociągał za sznurki... Uśmiechnęła się znów łagodnie, jakby zadowolona - bo w rzeczywistości podobne pytanie było czymś, co potrzebował usłyszeć. W końcu nikt, kto tracił wolę życia i walki nie pytałby o posiłek. Nikt, kto miałby być użyteczny na wojnie, nie odmawiałby jedzenia. Powoli i z gracją przesunął dłoń z jego włosów, po prostu zatrzymując w powietrzu przed nim, jakby mu ją oferował. Delikatną, nie doświadczającą nigdy ciężaru pracy, zadbaną i gładką. Jasną, w zagięciach delikatnie zaróżowioną, jakby fae codziennie nakładał róż na całe ciało, aby wydawać się jeszcze bardziej urokliwym. - Nie dużo, ale możesz skosztować. Inne posiłki będziesz mógł smakować do syta - przestrzegł, nie będąc pewnym jak wyglądał głód wampira - i nie będąc przekonanym, co do bólu, który mógł się nieść za ugryzieniem. Nawet, jeśli jego otoczka była bardziej niż spokojna, w środku był przerażony. W końcu nie byłaby w stanie wyrwać się, nie wampirowi! A co jeśli straci kontrolę? Co jeśli pożywi się do własnej sytości? Powinna być ostrożna, sprawdzić potencjalne ścieżki. Powinien pomyśleć o tym wcześniej, choć był gotowy wzniecić raban, gdyby wampir próbował przekroczyć to, na co dostał przyzwolenie. Najgorszą ścieżką i tak pozostawało samo upokorzenie, gdyby po dworze poniosło się, że Daylin nie przewidział czym może skończyć się karmienie wampira własną krwią. Wolałaby już umrzeć tu i teraz niż znosić śmiechy innych sidhe! |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Only you can decide what is right Pią Sty 26, 2024 9:41 pm | |
| Wszystko docierało do niego z trudem, z jakim nie powinno nigdy nic docierać do zdrowej, myślącej istoty – załamanie, które dopiero co przeżył, zostawiło go praktycznie wyzutego z wyższych funkcji życiowych. Dlatego zaniechanie tematu przyjął z taką ulgą i wdzięcznością, że bardziej niż drapieżnika na szczycie łańcucha pokarmowego przypominał po prostu psa, który był poniewierany tak długo, że wszelkie okruchy dobroci przyjmował jak coś niesamowicie wielkiego. Nawet to, jeśli ktoś bił lżej, niż pozostali, urastało do rangi najprawdziwszego aktu łaski. – To... to jak mogę ciebie nazywać? – zapytał po dłuższej chwili milczenia, kiedy zbierał w głowie to, o co chciał zapytać. Bo chciał móc ją jakoś nazywać. Nie wiedział jeszcze dlaczego, ale wydawało mu się to ważne, by jakoś oddzielić tę osobę od całego szeregu innych sidhe, które pojawiały się i znikały. Jakby stawiał grubą linię między nim a nimi. Bo przecież ta fae była inna niż reszta. Na pewno miała w tym jakiś cel, choć nie miał pojęcia jaki – ale też niekoniecznie dbał o to. Wiedział tylko, że jakikolwiek ten cel by nie był, sprawiał, że wampir nie był dla sidhe tylko niewolnikiem. Tylko niewolnikowi nie proponuje się własnej krwi, kiedy wszędzie dookoła pełno krąży ludzi i podmieńców. Dimitri najdelikatniej jak umiał ujął rękę faerie za przedramię. Kiedy wpatrywał się w niepoznaczoną śladami ciężkiej pracy dłoń, wydało mu się to dziwnie niespotykane. Nawet arystokraci nie miewali tak idealnych rąk, bo parali się j a k ą ś pracą. Spojrzał sidhe w oczy i prawie zaoferował się, że ją zahipnotyzuje, by nie czuła bólu. Robił tak czasami, jeśli rozkazy Isobel tego wyraźnie nie zabraniały, a on akurat czuł przebłyski wyrzutów sumienia. Ostatecznie jednak nie zaproponował hipnozy – był w takiej rozsypce, że nawet własnego umysłu nie potrafił utrzymać w ryzach, a co dopiero jeszcze cudzego. Nie odrywał wzroku od tych niesamowitych nawet jak na faerie oczu, kiedy zbliżał trzymane już oburącz przedramię do własnych ust. Nie odrywał nawet wtedy, kiedy zdecydowanym, szybkim ruchem wbijał w niego kły – bo gdyby robił to wolniej, mniej stanowczo, tylko bolałoby bardziej; ostre jak sztylety kły zagłębiły się w ciało, powodując ostry, natychmiastowy ból, który jednak nie trwał długo, a powoli zmieniał się w coś mniej intensywnego i po prostu jakby ćmiącego w tle. Gdy Dimitri poczuł smak pierwszych kropli krwi wypełniających mu wnętrze ust, mimowolnie jęknął cichutko. To... To była najsmaczniejsza krew, jaką kiedykolwiek pił. Zdarzało mu się pić z czarowników, których krew była słodka i też pachniała kwiatami, ale to... To było jak przez całe życie pić tylko solidnie rozwodnione piwo, a u jego kresu dopiero skosztować prawdziwego trunku. Przymknął oczy i pił, powoli, rozkoszując się każdym łykiem, próbując zapamiętać ten smak, by przypominać sobie o nim w chwilach zwątpienia jako o jednej z niewielu dobrych rzeczy, jakich doświadczył. To było zaskakujące, ale wcale nie czuł potrzeby wypicia tego sidhe do końca jak wtedy, gdy pożywiał się przy Isobel, albo jak wtedy, gdy żywił się na innych ochotnikach na dworze Unseelie. Nie rozumiał, dlaczego tak było, ale obiecał sobie, że później, kiedy już będzie na siłach, dogłębnie to przemyśli. Teraz skupiał się jedynie na tej pysznej fae w jego uścisku.
Poproszę kilka wspomnień Daylin, które Dima może podpatrzeć w wizji. c; |
|
| Daylin
| Temat: Re: Only you can decide what is right Pią Sty 26, 2024 10:35 pm | |
| Nie przeszkadzało jej ociężałe myślenie wampira - to była jedynie wskazówka, by stawiać kroki powoli i ostrożnie przy nim, aby go nie spłoszyć, aby na pewno nagle nie pękł. Mógł pęknąć później, za kilkadziesiąt a może i kilkaset lat - wtedy gdy wojna się zakończy, albo wtedy gdy zostanie odesłany do tych, którzy go tutaj przysłali. Wtedy już nie będzie zmartwieniem Daylin, będzie zmartwieniem cudzym. Uniósł brew w niemym zapytaniu, słysząc też do czego wampirowi było potrzebne imię. Cóż, odpowiedź była oczywista - nie będzie go nazywał, tak jak nie będzie się do niego zwracał. Nie miał przecież takiej potrzeby, prawda? Choć skoro sam prosił... mógł mu dać podpowiedź - mógł mu dać kolejne mentalne ćwiczenie na jego miarę. - Hmmm... A jakbyś chciał mnie nazywać? - zapytał z charakterystycznym dla fae zaciekawieniem w głosie - jakby kusiły i zwodziły dzieci, jakby próbowały swoim urokiem zachęcić gospodarzy domostw do podzielenia się z nimi śmietanką i miodem, a może i innymi łakociami, które gdzieś skrywali. - Lubię kwiaty, wiesz? - rzuciła, choć szczerze wątpiła, aby wampir znał coś - w końcu był wampirem. Gdzie nocnemu stworzeniu miłość do roślinności? - Lubię bardzo pierwiosnki... i dzwonki - wymieniła, przyjaźnie się uśmiechając, choć nawet przy jej uśmiechu, trudno było jej ukryć stres. Po mowie ciała, po minie nie było nic widoczne - choć to puls go zdradzał. Fae nie było przyzwyczajone do bólu, do wysiłku - zdawało się, że istota niemalże tylko oddawała się przyjemności i tańcom, a i te przychodziły jej z niebywałą łatwością. Skrzywił się, czując ból. Nawet jeśli szybki i krótki, nawet jeśli zanikający już po chwili, wciąż ból, który był zupełnie obcym odczuciem. Nieprzyjemnym, drapiącym. Pierwszy i ostatni raz miał on miejsce w jego wypadku, Daylin już to postanowiła. Wyciągnął drugą dłoń do jego włosów, poprawiając je delikatnie i odgarniając, choć był to bardziej gest kontrolny - tak, aby upewnić się, że sprawował w pewien sposób wciąż kontrolę w tej sytuacji. Niezachwiane i spokojnie spojrzenie nie peszyło się na wzrok wampira, nawet jeśli tętno zdradzało to co działo się w głowie Daylin. Panika i stres, niechęć do bólu. Niepewność? Choć niepewność w odczuciach nasiliła się wraz z jednym ze wspomnień długowiecznego fae. Pierwsze dotarcie na dwór Unseelie, pierwsze szepty i obserwowanie. Lęk, złość, smutek. Gar negatywnych emocji, który burzył się w pięknym ciele, kroczącym dumnie po dworze Unseelie, choć trudno było wywnioskować z samej sytuacji, skąd pochodziło to wszystko - skąd ta złość i negatywność, i czy fae naprawdę choć tak piękne, były zdolne do podobnych silnych emocji.
Sceneria prędko jednak się zmieniła na bardziej rozproszoną. Obrazy, które nie łączyły się w jedno - pojedyncze, urywane, a w tle i zmęczenie. Ciągłe, wyczerpujące i uciążliwe. Nie dające spokoju, spoczywające na ramionach, jakby najmniejszy ruch miał sprawić, że to zmęczenie całkiem przygniecie - nawet pomimo miękkiego fotela, nawet pomimo unoszących się dookoła zapachów. Próby zajrzenia w przyszłość były trudnymi i uciążliwymi, kiedy podejmowało się je nieprzerwanie.
I w końcu spokój. Wilgotność traw, zapach pąków kwiatów, kiedy plotło się cudze włosy. Młodej kobiety, która nieco zawstydzona obecnością fae, również mówiła ze smutkiem o chłopcu, który złamał jej serce. Opowiadała jak smutno jej było - opowiadała, a fae cieszyło się nad wyraz, powoli formując plan przekucia podobnych emocji w karę dla chłopca, choć nie z dobroduszności, a pewnego rodzaju pragnienia chaosu, który był dla sidhe tak charakterystyczny...
- Wystarczy... - odezwał się Daylin w końcu, tylko delikatnie układając dłoń na policzku wampira, nie wkładając nawet najmniejszej siły w to, aby krwiopijcę od siebie odsunąć. Jakby dotyk miał wystarczyć. |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: Only you can decide what is right | |
| |
|
| |
| |
|