Chambre Noire
Deus Ex Machina
Deus Ex Machina
Chambre Noire Empty

PisanieTemat: Chambre Noire   Chambre Noire EmptySob Gru 02, 2023 10:39 pm

Chambre Noire 0J5vcRi

Mała pracownia wciśnięta między budynki niczym chusteczka do nosa. Nie rzuca się w oczy, bo nie ma szyldu. Drzwi frontowe zawsze są zamknięte, a okna zasłonięte. Jej właściciel, Rodney, bardzo ceni prywatność, dlatego aby dostać się do tego miejsca należy mieć imienne zaproszenie.
Ściany w atelier są pomalowane na jasne, blade kolory, tak, aby nie zakłócały procesu twórczego. Wiszą na nich prace w różnych formatach, a także tablice korkowe z różnymi inspiracjami, zdjęciami, próbkami i notatkami właściciela. W centralnej części pomieszczenia znajdują się sztalugi o różnych rozmiarach, przygotowane pod kolejne projekty. Przestrzeń wokół jest dobrze zorganizowana i uporządkowana. Na specjalnych półkach ustawione są pojemniki z farbami, pędzle różnych rozmiarów oraz inne, niezbędne narzędzia.
W środku unosi się typowy dla tego typu miejsc zapach, który w połączeniu z intensywnymi kolorami na płótnach tworzy unikalną, sensualną aurę.

Sava
Sava
Chambre Noire Empty

PisanieTemat: Re: Chambre Noire   Chambre Noire EmptyNie Gru 03, 2023 1:06 am

Pisanie z kimś już dawno nie przyniosło mu takiej frajdy, jak pisanie z Rose. Poprawka - z O'Brien. Jednak Rose zawsze będzie dla niego Różyczką. Zastanawiał się, owszem, skąd ta niechęć do pierwszego imienia u kobiety, ale wolał jeszcze nie pytać. Podejrzewał, że był to drażliwy temat, podobnie jak on z utraconym okiem. W każdym razie, Sava przyłapał się na oczekiwaniu na odpis ze strony czarnowłosej. I, o dziwo, nie było mu z tym faktem źle. Myślał sporo o ich ostatnim spotkaniu. Miał wrażenie, że zwierzenia Różyczki ich do siebie zbliżyły. Jeszcze nie wiedział, dokąd miała zmierzać ta relacja. I czy miała jakiekolwiek szanse na przyszłość. Przynajmniej spotkanie z Dimitrim uświadomiło mu, że jeśli kiedykolwiek miałaby istnieć dla niego jakaś przyszłość, to taka, w której kobieta byłaby jej stałym elementem. Może złudne nadzieje.
Dlatego właśnie odezwał się do Neila. To na nim ostatecznie został ulokowany brak wampirycznej kontroli nad głodem. Jeśli miał się spotykać z czarnowłosą częściej - a chciał i zakładał, że tak będzie - to nie mógł sobie pozwolić na odwlekanie w czasie tego, co nieuniknione u wampira, ani faszerować się heroiną tak często, żeby nie doprowadzić do tragedii. Głodu krwi nie dało się przeskoczyć. Sava żył tylko dzięki temu. Poza tym, narkotyki, kiedy się ładowało w siebie takie dawki, pochłaniały sporą ilość pieniędzy. Musiał po prostu przystopować. Jeden z dilerów zaczął patrzeć na niego podejrzliwie, kiedy w niekrótkim czasie przyszedł do niego kilka razy z prośbą o potężną ilość heroiny.
Teraz, kiedy był najedzony, ryzyko, że mógłby się rzucić na Rose, było zminimalizowane teoretycznie do zera. Teoretycznie. W dodatku mógł trzeźwo myśleć. A myśl o spotkaniu w pracowni jakiegoś zdziwaczałego, starego artysty go ekscytowała, z jakiegoś powodu. Kobieta nie mogła się swobodnie poruszać przez mopsa Polly, więc czuł się, jak nastolatek, który wymykał się, żeby spotkać się z miłością, której zakazują rodzice. O tyle ekscytująca, że ubrał się nawet trochę lepiej niż normalnie, a bynajmniej nie znoszone ciuchy, które zwykł nosić. Miał na sobie czarne, męskie joggery, wysokie, czarne buty trekkingowe, czarną kurtkę skórzaną, a pod spodem ciemnoszarą bluzę z kapturem. To ostatnie tak dla odmiany, bo zawsze wszystko nosił czarne. Czarna opaska na utraconym oku już była stałym standardem już od dłuższego czasu. Nie miał też takich podkrążonych oczu i generalnie nie był aż taki blady, co było zasługą krwi Neila.
Udał się pod wskazany adres. Nie wiedział, czego miałby się spodziewać. Przede wszystkim, skoro to miała być pracownia Rodneya, to znaczyło, że Rodney też tam będzie? Czy jednak ufał Rose na tyle, że pozwolił jej pójść tam samej? I czy Rodney w ogóle wiedział, że kobieta chciała zrobić z jego pracowni miejsce schadzki? Ostatecznie, nie wyjaśniła wszystkiego w sms'ach. Stwierdził, że nie ma co się nad tym wszystkim tak rozwodzić. Stał przed drzwiami i rozejrzał się na boki, upewniając się, że to tutaj. Nie było żadnego napisu, na górze widniał numer, jakby miejsce miało sugerować zwykłe mieszkanie, jak te obok. Wzruszył nieznacznie ramieniem sam do siebie i po prostu podszedł do drzwi. Zapukał. Czekał chwilę, może nawet w jego mniemaniu za długo, więc zerknął jeszcze raz na adres podesłany na telefonie. W końcu sięgnął ręką klamki i nacisnął ostrożnie. Te otworzyły się z lekkim skrzypnięciem.
Na wejściu do jego nosa uderzył specyficzny zapach farby. Wymieszany z perfumami i naturalnym zapachem Rose. Dziwne, że zdążył go tak mocno skojarzyć. Miał teraz wrażenie, że mógłby go rozpoznać wszędzie bez wahania. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi, a oko zawiesił na czarnowłosej, która, prawdopodobnie, była w połowie drogi do drzwi. Miała na sobie szlafrok.
- Ro- Urwał. - O'Brien. Hej. - Zaczął i uśmiechnął się nieznacznie. Odwrócił na chwilę wzrok, przelotnie rejestrując różne elementy pracowni. - Przyznam, że to nietypowe miejsce na spotkanie. Ale chyba nie bardziej niż kościół. - Stwierdził, zerkając z powrotem na czarnowłosą. Odruchowo przetarł dłonią podbródek, czując się nieco zmieszany. Dlaczego?
Ruszył powolnym krokiem, tym razem ostrożnie rejestrując całe pomieszczenie. Było puste. I nietypowe. Miał wrażenie, że będzie się tutaj znajdowało dużo obrazów, ale teraz doszedł do wniosku, że chyba byłoby to nielogiczne. Nie był tego pewny, po prostu się nie znał. Ani na sztuce, ani na procesie twórczym.
- Ciekawe czy Rodney wspomaga swoją twórczość jakimś alkoholem. Bo prochami to chyba nie? Raczej za stary jest. - Mruknął, prowadząc na głos swoje dywagacje na temat Rodneya. Liczył, że mógłby się znaleźć tutaj alkohol, choć w praktyce nie powinno było to robić mu żadnej różnicy. Po prostu z tyłu głowy pamiętał, że Rose chciała być kiedyś wyciągnięta na drinka.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chambre Noire Empty

PisanieTemat: Re: Chambre Noire   Chambre Noire EmptyNie Gru 03, 2023 2:51 am

    Podskoczyła, gdy dźwięk otwierających się z wolna drzwi zawtórował w jej uszach. Nie spodziewała się wprawdzie nikogo innego, niż Savy, a do samego Chamber Noire nie w sposób trafić bez wyraźnych wskazówek, niemniej… Życie nauczyło Rose, by nie zakładać, że coś jest „niemożliwe”. W ogóle najlepiej było nie składać żadnych presumpcji. Bo to jak rzcać wyzwanie losowi i liczyć, iż nie podniesie rękawicy. Kompletna naiwność. Dlatego, wciąż nie tracąc nuty podejrzliwości, obróciła głowę w poszukiwaniu „gościa”. Uniosła brwi i czekała z niecierpliwością wypisaną na twarzy.
    Sava.
    Była mu wdzięczna za tak wiele rzeczy. Wysłuchał i zrozumiał. Nie potępił. Okazał troskę i dał bezpieczeństwo. Uparcie trwał i nie pozwalał, by w siebie zwątpiła. Oddał całego siebie, a w zamian o nic nie prosił. Wszedł do głowy i nie chciał wyjść. Nawet wtedy, gdy wydzierała się w niebogłosy, rzucając wszystkim, co tylko miała pod ręką. Chyba tak to już było, że w nasyceniu każdej pojawiającej się namiętności cierpiało się na zaślepienie, obojętność na wszystko, co nie jest nią i nie ma z nią związku. Nawet to, co dalsze od niej, choćby się z nią wiązało. Nie chciała czernić nieba chmurami, które zawsze za prędko przychodziły. Wcześniej łatwo było jej obwiniać się albo zastanawiać, co by było, gdyby, ale dokonała wyborów, które uważała za najlepsze w konkretnym momencie. Zawsze się czegoś żałowało. Więc jeśli tak ma być, to wolała żałować czynów, a nie braku inicjatywy.
    Kąciki ust Róży mimowolnie powędrowały ku górze. I nawet wtedy, gdy próbowała zmusić je do przyjęcia prostej linii – nie mogła ukryć tego, że wraz z nim, w pracowni pojawiło się jeszcze więcej ciepła, niż to, które wynikało z obecności starych, żeliwnych grzejników rozsianych chaotycznie po pracowni. Odłożyła umorusany w farbie, wilgotny ręcznik i wstała, uprzednio poprawiając wiązanie w pasie, nieśpiesznie ruszając na spotkanie tego, który – zdaje się – odpędzał cały mrok. Może ta ciemność po prostu się go bała, podobna popychlom piekielnym trwożącym się samego diabła. Może, choć to jedynie przypuszczenie, bladła w „blasku” czerni, jaką w sobie nosił. To, rzecz jasna, nie zajmowało myśli O’Brien. Wielu spraw, związanych z oćmą przeszłości i teraźniejszości Savy, zwyczajnie nie była świadoma. Nawet jeśli napisałby list, zawarł w nim wszystkie swoje przewinienia, choćby i te przyszłe, najpewniej nie uwierzyłaby, że mogłyby lub miały miejsce. Jak krzywe źwierciadło, oczy i umysł ciemnowłosej odbierały rzeczywistość w pofalowany, niespójny z rzeczywistością sposób. Może to i lepiej. Prawda ma to do siebie, że zwykle boli. Słodkie kłamstwo też, ale nieco mniej.
    — Cześć — odparła z lekka zakłopotana. Bo to przecież wcale nie tak, że sama, z własnej nieprzymuszonej niczyją ręką czy orężem woli, go tu zaprosiła. W dodatku bez powodu. Kiedy był – motyw, znaczy się – zawsze istniała pozorna asekuracja emocji. Mogła przecież powiedzieć: „zaprosiłam cię, bo zepsuło się to i owo”. A teraz? Teraz otwarcie, całą sobą, przyznała, że chce, by był obok. Nie z przypadku. Nie z rozjuszenia i żalu. Po prostu. W spokoju, o zdrowych zmysłach. Sava był, może złudną, nadzieją na lepszą przyszłość, na którą cholernie nie zasługiwała. Z grzesznej przyjemności skrytej głęboko w szufladzie stał się iskrą lśniącą w jej oczach.— I jak, co myślisz? — zagadnęła, choć sama nigdy nie kontemplowała nad klimatem tego miejsca. Ot. Było. Istniało. Znikało w świadomości równie szybko, co się pojawiało. Choć widziała je setki tysięcy razy, nigdy nie zastanawiała się, dlaczego figurka spaniela leżała przewrócona, a skrawek poszarpanej, czerwonej tkaniny zdobił obdartą, dębową szafę z witrażami prezentującymi nagie ciała. Nawet jeśli, co najpewniej nigdy nie miało ani nie będzie mieć miejsca, chciałaby zapamiętać ułożenie poszczególnych elementów – Rodney dbał o zmianę otoczenia i przynajmniej raz w miesiącu aranżował je kompletnie inaczej. Pewnie miał w tym swój jakiś ukryty, niezrozumiały, powód.
    — Rodney nie ma problemu z tą nietypowością. Więc może my też nie powinniśmy. — Wzruszyła ramionami i powiodła wzrokiem za mężczyzną, który w kontrze do niej, uważnie oplótł oczyma to, co znajdowało się w środku Atelier. Tak robiły drapieżniki. Poznawały teren. Szczęście w nieszczęściu, Rose nie znała się na zwierzętach tak dobrze, by to dostrzec. Mogłaby zresztą stać naprzeciw kota z szablami zamiast zębów i wciąż głupawo powtarzać kici-kici w nadziei, że da się pogłaskać. Co, poniekąd, robiła. Tyle że zamiast pumy albo lwa był wampir.
    — Nie sądzę — stwierdziła po krótkim namyśle. — Może opary z farb mu wystarczają. Zawsze jak stąd wyjdę, to czuję ich zapach jeszcze następnych kilka dni. — I fakt. W całym „pokoju” unosiła się dominująca woń benzenu, naftalenu, indanu oraz tetraliny. Wkręcała się w nos i drażniła go na tyle, iż nieomal czuło się jej smak na końcu języka. Wystarczyło jednak parę minut w środku, by na dobre przyzwyczaić się do warunków i zapomnieć o tej przykrej okoliczności. Koniec końców, taki już był człowiek. Adaptował się.
    — Zaskoczył mnie — zaczęła, podchodząc bliżej Savy. Jednak, zamiast zatrzymać się obok niego, sięgnęła czystego płótna i zaczęła ustawiać je na sztaludze. Nieporadnie, ale zaczęła. — Wiesz, tymi kluczami. Normalnie pomyślałabym, że to kolejny spisek Polly, ale kiedy powiedział, że zapłacił za całą noc, a potem wyszedł jak gdyby nigdy nic, nawet nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. — Gdyby nie ów wyjście, pomyślałaby, że zgłupiał na stare lata i z muzy, jak ją obwoływał, chciał uczynić sobie kochankę. Ale nie. Życzył jej na odchodne miłej nocy i tyle. Zostawił z niepewnością sam na sam.

Sava
Sava
Chambre Noire Empty

PisanieTemat: Re: Chambre Noire   Chambre Noire EmptyNie Gru 03, 2023 3:53 am

Może gdyby poznali się bliżej, może gdyby Rose poznała jego paskudny sekret, zrozumiałaby, dlaczego Sava wydawał się być tym, który rozpraszał mrok. Sam nosił go w sobie i sam przemierzał najciemniejsze, zawiłe i kręte korytarze. Mógł być przewodnikiem. Nie bał się żadnego mroku, ani tego prawdziwego, ani tego metaforycznego. Jeszcze jako człowiek przeżył sporo. A teraz, jako wampir, został skazany na życie nocne. Gdyby się zastanowić, wcale nie było to złe. Wcale nie musiał być ułudą czarnowłosej. Kto inny mógłby pokazać jej, jak poruszać się w mroku, jak nie on?
Bicie serca Rose było dzisiaj spokojniejsze. O dziwo, brzmiało dość kojąco na wampira. Szum krwi w jej żyłach nieznacznie przebijał się przez inne dźwięki, jakie docierały do jego uszu. Gdzieś w trakcie swojego chodu i spoglądania na boki, na chwilę spojrzał na Rose. Akurat wtedy, jak odpowiedziała na przywitanie. Przyjrzał się szlafrokowi, pozwalając sobie na chwilę słabości. Myśli wampira mimowolnie zeszły na zupełnie inny tor, zostawiając fakt, że kobieta wciąż gdzieniegdzie była ubrudzona farbą.
- Myślę, że... - Urwał i podniósł wzrok, żeby ich spojrzenia się spotkały. - Że wyglądasz zabawnie w tym szlafroku. - Skomentował, uśmiechając się nieznacznie kątem ust. Nieznacznie drgnęła mu brew, zastanawiając się, dlaczego akurat jego celem musiał się stać szlafrok. Rzadko zdarzało się, żeby mówił coś głupiego i zastanawiał się nad tego sensem. Pewnie dlatego, że pierwotnie sunęło mu się na usta coś kompletnie innego. Jednakże, inaczej było pisać w sms'ie propozycje wojowania pędzlem, a co innego żartować sobie na żywo. Tchórz jaki, czy co.
- A co do pomieszczenia, to... Sam nie wiem. Chyba nie byłem nigdy w żadnej takiej pracowni. Nigdy nie interesowała mnie sztuka. Bynajmniej nie ta malowana. - Powiedział, kiedy odwrócił spojrzenie i wzruszył nieznacznie ramionami. Sięgnął ręką do zamka, żeby rozpiąć kurtkę i powiesił ją o oparcie jednego z krzeseł.
- Nie mam problemu z żadną nietypowością. Prędzej mam problem z typowością. - Przyznał lekko, podchodząc do witraży z nagimi ciałami. Sięgnął do szafki z ciekawości i bez żadnych oporów, że właściwie znajdowali się w cudzym pomieszczeniu. Otworzył drzwi, przyglądając się zawartości. Znajdowały się tam jakieś przybory. Generalnie nic interesującego i przykuwającego uwagę. Tak jakby się zawiódł. Myślał, że za drzwiami będą skryte tajemnice artysty. Zamknął szafę i znów ruszył kilka kroków, podchodząc do sztalug.
- Może rzeczywiście. - Przytaknął. - Miałem złudną nadzieję, że w szafce będzie mieć jakieś whisky, ale cóż. - Westchnął. - To dość ciekawe. Trzeźwy artysta. Ewidentnie nie inspiruje się tym całym... Van Gokiem. Czy jak mu tam. Wiesz, ten schizofrenik. - Dodał i machnął swobodnie ręką. Kątem oka zauważył zbliżającą się czarnowłosą. Odwrócił głowę w jej stronę, obserwując uważnie, co robiła. A jak dostrzegł, że zaczęła ustawiać płótno na sztaludze, uniósł brew.
- Huh? Zapłacił za całą noc? - Mruknął zdezorientowany. - Niby nie powinien mnie dziwić ekscentryzm i nieprzewidywalność u artysty, a jednak jestem zdziwiony. Musi być chyba bardzo samotny. Albo nie wiem. A może był złym człowiekiem i teraz, na stare lata, stara się wybielić w czyiś oczach. Mając pieniądze to nie problem. - Podsumował i sam sięgnął po płótno, żeby je ustawić na wolnej sztaludze obok. - ...Chcesz ze mną malować obrazy całą noc? - Spytał trochę niepewnie. Nie dlatego, że nie chciał. Po prostu... Gdy się nad tym zastanowił, okazało się, że nie wiedział, jak miał to wszystko intepretować. Kiedy przychodziło do styczności z prawdziwymi emocjami, prawdziwym przywiązaniem, okazywało się, że Sava nie miał absolutnie żadnych zdolności do wyczuwania cudzych intencji. Niby zostało zawarte jasno w jej słowach: na całą noc. Ale czy chciała być całą noc z nim? Przecież jasno napisała, żeby przyszedł. Ale może chciałaby wrócić niedługo do Mole? Niby napisała, że jest tam zimno. Wampir, groźny drapieżnik poruszający się w mroku, okazał się nie być tylko człowiekiem pełnym absurdalnych wątpliwości.
- Przynajmniej jest tutaj ciepło. - Stwierdził, nawiązując do sms'ów, jakie ze sobą pisali.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chambre Noire Empty

PisanieTemat: Re: Chambre Noire   Chambre Noire EmptyNie Gru 03, 2023 5:39 am

    Pierwszy raz w życiu doświadczała czegoś podobnego. Jakoby cały świat, wszystko dookoła, pod stopami i w środku, wirował, a ona się unosiła. Dryfowała w powietrzu. I jedynym, co trzymało ją na ziemi, były oczy Savy połączone z jej własnymi niewidzialną siłą, trzymającą mocno, podczas gdy reszta świata krąży, obraca się i kompletnie rozpada.
    — Nie zdążyłam się przebrać — wytłumaczyła. Poniekąd obojętnie, bez przesadnego nacechowania emocjami. Acz. Ten wyraz twarzy, który przybrała, był co najmniej zastanawiający. Może wychwyciła nieuświadomioną sugestię. Co wcale nie byłoby dziwne. — Ty natomiast… Wyglądasz inaczej — A nie. Jednak chodziło o to. Uśmiechnęła się serdecznie i bezpardonowo zaczęła go lustrować, centymetr po centymetrze. Rzeczywiście. Coś się zmieniło. Koloryt skóry był zdrowszy, podkrążonych oczu nie stwierdzono, a i sam ubiór odstawał momentami od normy. Nie, żeby Sava zwykle wyglądał jak flejtuch, bo nie. Nawet ktoś taki jak Rose, potrzebujący, by oczywistościami uderzać między oczy, zauważyłby, iż to, co na sobie miał, nie wynikało z bezmyślnego sięgnięcia ręką do sterty ubrań. A to już zastanawiające. Intrygujące.
    Wszystko, co mówił, przyjęła z rozumnym przytaknięciem. Najwyraźniej nie miała nic ciekawego do powiedzenia czy dodania.
    — Widzisz, na świecie istnieją jeszcze porządni ludzie... Też ciężko mi w to uwierzyć — To ostatnie, zwłaszcza w zestawieniu z namiętnym poszukiwaniem alkoholu w szafkach, wypowiedziała z rozbawionym, zaczepliwym tonem. Nie negowała ciekawości i szperactwa, ale stała przy stwierdzeniu, iż pewnych rzeczy nie należy robić, kiedy ktoś daje szansę na coś więcej, niż noc przy dźwiękach rozregulowanego radia i akompaniamencie mordobicia. Niemniej, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Dlatego zwróciła ślepia w martwy punkt na ścianie, ożywiając się dopiero przy pytaniu.
    — Tak — potwierdziła, przywdziewając na usta szczery, podekscytowany wręcz, uśmiech. Na co jej były te suknie i makijaże, kiedy w samym nim wyglądała już bardziej niż dobrze. Jak na nią. Bo urodą nie grzeszyła. A przynajmniej nie tą, którą epatowały panie z okładek. Może stała w kolejce po coś innego niż piękna buzia. Ciężko było jednak określić, czym owo „coś” było, bo nie wykazywała jakichś specjalnych talentów.
    Chociaż początkowo, lata wstecz, traktowała Rodney’a jak chodzący i mówiący bankomat, nielimitowaną gotówkę, to teraz… Cóż. Nie był jej obojętny. Ciężko bowiem było jej patrzeć jałowo na człowieka, który przez cały czas trwania ich osobliwej znajomości szukał, po prostu, zwykłej rozmowy. O niczym. Wino, muzyka, kino. O takich sprawach zwykle dywaguje się z ludźmi, których ma się na co dzień. Nie z dziwką. A już na pewno nie opowiada się całego swojego życia ze szczegółami. Dlatego, gdy Sava zaczął wysnuwać domysły kierujące blade światło na obraz Rod’a, niemal natychmiast zaprzeczyła, kręcąc głową na boki.
    — Jest samotny. Miał żonę, ale nigdy nie doczekali się dzieci. Umarła młodo… Chyba niedługo po ślubie. Mówił, że mu ją przypominam. Pewnie dlatego traktuje mnie tak, a nie inaczej — stwierdziła lekko. Zupełnie tak, jakby wcale nie opowiadała czyjegoś tragicznego życiorysu. Może zobojętniała na podobne informacje; w kontrze do starca nigdy nie doświadczyła prawdziwej miłości do grobowej deski, ciężko było jej wyczuć jakie to uczucie. Ale nie od dziś wiadomo, że panny negocjowanego afektu są powierniczkami nie tylko żądz i fantazji, ale również tragizmów, problemów, które mężczyźni (albo kobiety!) rozładowują w różnoraki sposób. Najczęściej seksualny, dopiero z czasem orientując się, że to przynosi ulgę na ledwie chwilę. Najprawdopodobniej Rodney musiał być inteligentny, skoro spostrzegł błąd w tym postępowaniu, zanim go popełnił.
    Odsunęła się od ułożonego już płótna na sztaludze, by złapać perspektywę i ocenić, czy udało jej się zrobić to tak, jak należy. Przymknęła wpierw jedno oko, potem drugie. Ostatecznie kiwnęła w aplauzie dla samej siebie i przysiadła na stołku, który znajdował się tuż obok stelażu. Następnie złapała za obręcz mebla i, zakładając prawą nogę na lewą, spojrzała, widocznie rozbawiona, na skonfundowanego mężczyznę.
    — Kto wie... Chcę. Może malować, może obrazy, może całą noc — wyliczyła, uśmiechając się zagadkowo. W przeciwieństwie do Savy, Róża czuła się bardzo pewnie w słowach. A przynajmniej tych, które trącały o figlarność. Tym mocniej, jeśli mogła nimi wybijać z rytmu i przejmować prowadzenie w rozmowie. Wolała zawstydzać, niż być zawstydzana. To był rodzaj pewnego zboczenia zawodowego; jedyny moment, w którym mogła mieć władzę nad mniej doświadczonym przeciwnikiem. Bo nieważne ile panienek obskoczył klient, zawsze – i to nie ulegało wątpliwości – przegrywali z jej, naturalnym wręcz, urokiem (i doświadczeniem). Urokiem niewynikającym z urody, bo tej tyle, co kot napłakał, a właśnie talentu do obracania rozmowy w filuterny miecz obusieczny. — Masz coś przeciwko? — I znów. Cel, pal. Opuściła głowę bliżej prawego ramienia. Następnie, jak gdyby nigdy nic, wstała i ruszyła w kierunku biurka i jednym, pewnym ruchem dłoni ściągnęła z niego coś, co wyglądało na fotografie.
    — Gorąco nawet — rzuciła posągowo, wręczając Odobescu ujęcia podobne tym, które wcześniej wysłała w sms’ie. Z tym wyjątkiem, że te wydrukowane były lepiej wykonane, nie dało się policzyć pikseli i dzieło, które w tamtym momencie dopiero powstawało, było dokończone. Zdjęcia wykonane były od pasa w dół, więc mógł być na nich ktokolwiek, ale... Jeśli się przyjrzeć. Dodać dwa do dwóch. — Ładne? — Nie czekając na odpowiedź, na powrót zrobiła parę kroków w przeciwnym do niego kierunku i po krótkiej krzątaninie odnalazła oczyma to, czego szukała. Farby, pędzle.
    Wróciwszy do sztalugi, odłożyła ekwipunek w dogodnym miejscu i oplotła bruneta ostatnim badawczym spojrzeniem, jakby chciała się upewnić, że na dobre stracił rytm myśli, nim niemalże triumfatorsko powie:
    — Chciałeś być malarzem-rzeźbiarzem, prawda?
    Kici-kici.
    Taś-taś.
    Jak robi się do wampirów?
    ...Wamp-wamp?

Sava
Sava
Chambre Noire Empty

PisanieTemat: Re: Chambre Noire   Chambre Noire EmptyNie Gru 03, 2023 6:35 am

- Inaczej? - Powtórzył za nią, kiedy już odwrócił wzrok. - Co znaczy "inaczej"? - Drążył dalej, kiedy akurat ściągał kurtkę. Ton miał beznamiętny, ale w jego głowie pojawiło się wiele myśli. Przede wszystkim, dlatego że jego ubiór tym razem rzeczywiście nie był losowy. Nie, żeby od jakiegoś czasu się nie starał trochę więcej przykładać uwagi do swojego wyglądu, ale... Tym razem było inaczej. Zastanawiał się przed wyjściem. Tak, jakby mu zależało tym razem. Dodatkowo, zadbał o to, by nie musiał przez przypadek rzucić się Rose do szyi w razie napadu głodu i utraty kontroli, więc zapobiegawczo pożywił się zawczasu. Z myślą właśnie o niej.
- Porządni ludzie może i istnieją. Artyści to jednak odrębna kategoria. - Podsumował krótko, pozwalając sobie na krzywy uśmiech. Sava wierzył w istnienie porządnych ludzi. I chyba to najbardziej było rozczarowujące i przyprawiające o gorzki smak. Kiedy on musiał wykradać jedzenie ze sklepów, tuż obok żyli sobie ludzie, którzy wiedli beztroskie życie. Urodzeni w beztroskich rodzinach, obdarzeni bezwarunkową miłością swoich rodziców byli zdolni do obdarowywania nią swoich partnerów. I uczucie potrafiło trwać do samego końca ich życia. Najbardziej charakterystyczną była pewna para starszych ludzi, których pamięta do dzisiaj. Chociaż, jakby się dłużej nad tym zastanowić to nie znał ich na tyle dobrze, żeby stwierdzić, że byli absolutnie dobrzy. Wielu ludzi miało mniejsze czy większe grzeszki za uszami.
Spoglądał na nią. Obserwował, jak uśmiech wpełza na jej twarz. A Sava przyznał w głowie, że był to piękny widok. Kompletne przeciwieństwo do tego, co miał okazję widzieć w Mole. I jednocześnie poczuł się jak wtedy, kiedy przyjechał pomóc jej autem. To była ta Rose, która, zamiast dystansować się i uciekać, uśmiechała się i czerpała z chwili. To trochę dziwne, ale wampirowi przeszło przez myśl, że chyba lubiła jego towarzystwo. Bo gdyby nie lubiła to by go tutaj nie zaprosiła, prawda?
- To rzeczywiście przykre. - Powiedział nieco lakonicznie. Empatię do obcych ludzi miał niemal na poziomie zerowym. Każdy miał swoje tragedie do opowiedzenia. Ale cóż, pomylił się co do jego osoby. - Skoro tak cię traktuje... To dobrze. - Westchnął. Przynajmniej dawał wytchnienie Różyczce. W sumie sam mógłby być wdzięczny Rodneyowi, że przynosił do życia czarnowłosej trochę pozytywnych emocji. Dodatkowo udostępnił jej pracownię. - A właśnie... Co mu dokładniej powiedziałaś? Że zamierzasz zaprosić znajomego na wspólne malowanie obrazów? - Parsknął na samą myśl.
- Hm... - Mruknął, mrużąc delikatnie oko. Zauważył, że Rose zaczęła się czuć wyjątkowo swobodnie w jego towarzystwie. - Nie. Mam całą noc wolną. Pisałem już, że prowadzę tryb nocny. - Zaśmiał się krótko. Dalej się czuł nieco zdezorientowany. A z każdym jej kolejnym zachowaniem czuł się coraz bardziej. Kobieta ruszyła w stronę biurka i zaraz coś mu wręczyła do ręki. Spojrzał na fotografię, a potem na nią. Nawet nie doszukiwał się elementów podobieństw, wzorki były takie same, jak na zdjęciu, które dostał w sms'ie. Po to dzisiaj właśnie przyszła do Rodneya.
- Uważam, że płótno od dzieła piękniejsze. - Powiedział z dziwnym uśmiechem na twarzy. Sam siebie w życiu by nie posądził o to, że byłby w stanie wysilić się o takie słowa. Za chwilę dotarło do niego, co palnął, ale zmieszanie stłumił w sobie. Co zostało powiedziane, już nie cofnie. Szczególnie, że nawet nie chciał. Przecież był to fakt. Zerknął z powrotem na Rose. Zaśmiał się, szczerze i długo, w reakcji na jej pytanie. Odłożył fotografię na biurku, kiedy już się wystarczająco się jej przyjrzał.
- Diler, rzeźnik, chirurg hobbista, komik... A teraz malarz-rzeźbiarz. Chyba jestem człowiekiem-orkiestrą. - Powiedział rozbawiony. Aż by się chciało jeszcze dodać, że murarz, tynkarz, akrobata, co rozjebie to załata. - A na jakim płótnie mam malować, O'Brien? - Spytał, podłapując nagle jej flirciarski nastrój. Nagle przestał być tym zdezorientowanym i zmieszanym wampirkiem. Tak zwyczajnie zaczął się czuć swobodnie przy czarnowłosej. Spoglądał na nią. Też sprawdzał jej reakcje. Też obserwował. Jak drapieżnik. Podszedł bliżej, w jej stronę, żeby spojrzeć na ekwipunek malarski. Nie miał absolutnie bladego pojęcia, co widział. Znaczy, pędzle, farby i ta śmieszna tabliczka, na której się - chyba - mieszało farby. Najgorsze, że nie umiał absolutnie rysować ani malować.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chambre Noire Empty

PisanieTemat: Re: Chambre Noire   Chambre Noire EmptyNie Gru 03, 2023 4:08 pm

    — No... Nie jesteś w szlafroku — rzuciła figlarnie, nie chcąc, by słowa, które utkwiły jej w głowie, gdy tylko go zobaczyła, wydostały się na zewnątrz. Inaczej znaczyło dobrze. Nie była jednak przekonana, czy to wina ubrań, czy jednak jego twarzy, duszy i niewypowiedzianych myśli. A tego przecież nie powie na głos.
    W przeciwieństwie do Odobescu, Róża nie miała uprzedzeń względem artystów. Cóż nieporządnego można było czynić z pędzlem i sztalugą? Obrazem ciężko zranić. Chyba że ma metalową ramę, którą się rzuca. Wtedy – owszem. Rany mogą być dotkliwe, jeśli trafi celu.
    — Jak żonę, nie kochankę — wyjaśniła, czując, iż rodzaj relacji, jaki miała z Rodney’em, wymagał konkretnego zaznaczenia. Żona była potrzebna do rozmowy, rozpalania ogniska domowego i podtrzymywania nadziei. Kochanka, cóż. — Co powiedziałam? Nic. Nie pytał. Dał mi klucze i życzył mi miłej nocy — Okazja do bycia z Savą sam na sam bez bagażu, gwałtownych emocji i obciążenia dniem codziennym mogła się już nie powtórzyć. Dlatego postanowiła skorzystać z tych, wydawało jej się, zwykle niemożliwych do pochwycenia minut i dać się ponieść, nie martwić się co będzie później i nie zadawać nadmiernych pytań dotyczących motywów starca. Chociaż… Sądząc po tym, jak bardzo temat Savy go interesował, mogła zgadywać, że jako młodzik sam wymykał się z domu. Znał to pragnienie skosztowania „zakazanego owocu”. Gdyby się nad tym dłużej zastanowiła, znalazłaby w pamięci odpowiedni fragment rozmowy, który by to potwierdził. Jednak dziwnym trafem myśli Rose dryfowały frywolnie w zupełnie odmiennych tematach.
    — Więc już nie masz, wpisz to w swój napięty terminarz — stwierdziła gładko. Zresztą… Po kilku godzinach smagania pędzlem zdobyła się na „odwagę” przyznania przed samą sobą, że brak kontroli nad ciałem i emocjami wcale nie był takim utrapieniem. I chociaż czuła ból w przeponie, od śmiechu, to nie żałowała przecież tego, co się stało. Wręcz przeciwnie. Po trzy tysięcznej sześćsetnej pierwszej sekundzie męki, głaszczące włosie stało się nośnikiem dziwnej przyjemności. Chciała wierzyć, że zależność ta nie dotyczyła jedynie bodypaintingu.
    — Mhm — mruknęła z przekąsem, przemierzając wzrokiem zakurzone półki. Co prawda, w teorii powinna być dobrze obeznana z umiejscowieniem poszczególnych elementów i narzędzi. Ale nie była. W nadmiarze myśli i idei nie znalazła miejsca na rejestrowanie położenia pędzli i farb. Może gdyby miała jakiś powód, inny niźli użyczanie swojego ciała czy twarzy, do bycia w Chambre Noire, to byłoby inaczej. Rondey próbował, fakt, zachęcić ją do spojrzenia czule w stronę sztuki, ale szybko ochłodziła jego zapały. Potem już nie próbował. Aż do dziś.
    — Zapomniałeś jeszcze o mechaniku, lekarzu, portierze, kucharzu, kelnerze… — wyliczyła po kolei na palcach, nie unikając chichotu, którym mimowolnie wydostał się z jej ust. To już pewien rodzaj tradycji, bo nadawała mu kolejną profesję przy nieomal każdym ichnim spotkaniu. Był więc, to pewne, człowiekiem-orkiestrą i bez malowania czy rzeźbienia. Teraz jednak należałoby dodać do listy kolejny zawód – bawidamek. Bo wiecie, bawił damy. Bawi-damek. Ha.
    Momentalnie, po jego słowach, ogarnęło ją przyjemne uczucie, które przypominało ekscytację i spełnienie, kumulowało się gdzieś w podbrzuszu, nabrzmiałe i wzbierające. Z jakiegoś powodu niedopowiedzenia zawsze wydawały się Rose czarujące. Były one bowiem na kształt chwili, w której chwyta się za czerwoną wstęgę broniącej dostępu do prezentu; napięcie narastało, wyobraźnia malowała obrazy tego, co może – choć nie musi – być w środku, w ten krótki moment wylicza się wszystkie wypowiedziane na głos marzenia i liczy, że są schowane pod tekturą. W tej ekstazie łatwo o potknięcie, założenia mają to do siebie, że niespełnione, oplatają język przykrą goryczą. Nastawiać się na coś, to jak prosić o zawód.
    Miód jest słodki, lecz słodycz jego graniczy z ckliwością i zabytkiem smaku zabija apetyt.
    William, ty potworze.
    — Jak to na jakim? — spytała z teatralną, acz przekonującą konsternacją w głosie i ściągniętymi w zdziwieniu brwiami. — Głuptasie... Przecież jest przed tobą – to mówiąc, odczekała stosowną chwilę, by zaraz po niej z politowaniem wskazać na puste płótno, które – rzeczywiście – znajdowało się na pierwszym planie. Nieważne, że stała tuż za nim, wciąż łapiąc się w stwierdzenie „przed tobą”. Po prostu. Nie chciała zniszczyć tego, co mieli, a odnosiła niepohamowane wrażenie, iż balansują na szczycie góry; jeśli za mocno przechylą się na bok, wpadną w coś, być może, cudownego. Jednak jeśli to tylko gra dla uciechy strudzonych myśli, a postawią fałszywy krok, spadną w próżnię. Nazywanie rzeczy po imieniu nie zawsze popłaca, człowiek rozumie to dopiero z biegiem lat i z każdą blizną na grzbiecie. Tych ostatnim miała aż nadto.
    — Miałeś kiedykolwiek pędzel w ręce? — I, tym razem, wypowiedź Rose była pozbawiona drugiego dna. A przynajmniej nie miała go w zamierzeniu, gdy przyglądając się temu, co miała w dłoni, nieświadomie nawiązała do SMSów, jakie wymieniali i kto wie czego jeszcze. Ot, po prostu, liczyła na jakąś radę, wskazówkę, co by nie zbłaźnić się niewiedzą i nieudolnością w malowaniu. Chciała stworzyć coś ładnego. Albo chociaż spróbować.

Sava
Sava
Chambre Noire Empty

PisanieTemat: Re: Chambre Noire   Chambre Noire EmptyNie Gru 03, 2023 5:15 pm

Sava zmarszczył brwi i spojrzał na nią z wymowną miną, sugerującą niemałe zdezorientowanie.
- Sory, gdybyś dała znać, że to impreza, na którą trzeba mieć odpowiedni strój to ubrałbym się bardziej stosownie... - Stwierdził z wymuszonym westchnięciem, a potem uśmiechnął się krzywo. Żarty. Żarty były najlepsze, żeby odwodzić własne myśli od tych niepożądanych. Rose nie potrzebowała ściągać szlafroka, żeby wprawiać Savę w zmieszanie. I usilnie starał się tego nie pokazywać.
- Okej. - Przytaknął jej w odpowiedzi o Rodneyu. Nie było już potrzeby drążyć dziwactwa tego starszego mężczyzny. Rose dostała klucz, dostała również przyzwolenie na skorzystanie z pracowni, a teraz oboje z niej korzystali. To, jaka relacja łączyła ciemnooką z tym artystą akurat nie zdziwiła wampira. Rzeczywiście, gdy tylko sięgnął do wspomnienia, kiedy wparował do Mole i zastał ich siedzących przy stole, mężczyzna dawał wrażenie kogoś, kto szukał rozmowy.
Sava uśmiechnął się nieznacznie na słowa czarnowłosej o zajętej nocy. - Jasne. Przełożyłem swoje bardzo ważne leżenie w łóżku na następną noc. - Mruknął i wypuścił nosem powietrze w kolejny, krótkim śmiechu.
- Aż tyle tego się nazbierało? - Zaśmiał się, ponownie. Zupełnie tak, jakby to było normą, że w jej towarzystwie usta same wykrzywiały się w uśmiech. - Bogate CV. Zaczynam czuć, że marnuję się, będąc komikiem w obskurnej ruderze. - Dodał, zerkając na czarnowłosą ukradkiem. Bawidamkiem nie był, ale na pewno lubił rozbawiać Różę. Takie nowe hobby.
Spoglądał na nią, kiedy znajdował się nieco bliżej. Na drodze do niej stało płótno. Słowa jedynie podsyciło w nim to, co się tliło od samego początku, odkąd tutaj wszedł. Odkąd ją zobaczył. To takie nietypowe - chwilowe uczucie, że się żyło z powrotem, nawet jeśli miało się martwe serce. Dosłownie i w przenośni. Stał tak, patrząc na nią nie w konsternacji, ale dlatego, że w jego głowie zawitała absolutna pustka. Dopiero, gdy odruchowo powiódł spojrzeniem za jej ręką, która wskazała na płótno, został wyrwany z tego dziwnego uczucia nieważkości w głowie.
- Rzeczywiście. - Zreflektował się i przełknął głośno ślinę. Jego brew nieznacznie drgnęła, kiedy powoli, z każdymi jej słowami, przyłapywał samego siebie z myślami, o które w życiu by siebie nie podejrzewał. Bynajmniej nie od czasu zakończenia jego tragicznego związku. A za tym przyszły wątpliwości, które usilnie starał się odgonić, skupiając spojrzenie na przyborach artystycznych. Wtedy do jego uszu doleciało pytanie. Usta znowu wygięły się w krzywy, szeroki uśmiech. Oderwały się od siebie. Nawet za bardzo, ukazując w kątach wystające zęby. Błogość i komfort, jakie doświadczał w jej obecności sprawiały, że nie potrafił myśleć o maskowaniu niektórych rzeczy. Zamiast tego, spojrzał na nią z miną gimnazjalnego głupka, nie wyłapując na jej twarzy tej nieświadomości znaczenia własnych słów. Naturalnie założył, że zrobiła to celowo - w sensie, celowo nawiązała do rozmowy w sms'ie.
- No. - Odparł krótko, ale nie był to koniec wypowiedzi. - No chyba, że rozmawiamy dalej o sztuce. To nie. - Parsknął śmiechem i przyjrzał się badawczo farbom olejnym. Otworzył niektóre i powyciskał randomowe kolory na paletę. - A co będziemy malować? Masz jakiś konkretny pomysł? - Spytał nagle. Kobieta była tak rozentuzjazmowana, że zdawała się mieć plan na cały wieczór, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chambre Noire Empty

PisanieTemat: Re: Chambre Noire   Chambre Noire EmptyNie Gru 03, 2023 9:03 pm

    — Zawsze możesz to zmienić — chlapnęła, niemalże odruchowo. I, z uchylonymi ustami, zastygła na moment, tak, jakby sama była zdziwiona, że właśnie te słowa wypowiedziała. Fakt, nie było to nic aż tak zdrożnego, niemniej, myśli, które szły ich śladem już tak. Gdyby mogła wrócić do tamtego momentu, zatrzymać czas, pewnie inaczej by to rozegrała; przynajmniej nie rzucałaby zdaniami, które wyraźnie wskazywały na rosnące napięcie. Szczęście w nieszczęściu, sic!, gdy zaczęła wypatrywać męskiego peniuaru, nic konkretnego nie zarejestrowała. Ścisnęła więc wargi i przełknęła wezbraną ślinę, spojrzenie po raz kolejny kierując na Savę.
    Rose, jeśli pominąć nasuniętą na jej twarz radość ze spędzania czasu z Savą, była cholernie zmęczona. I nie dlatego, że się nie wyspała. Nie. Insomnia. To wszystko wina tej chronicznej choroby, która noc w noc kradła Rose prawie cztery godziny snu. Wczoraj ukradła jej sześć. Budziła się w środku nocy sama w pokoju z uczuciem dławiącej tęsknoty. Zbyt smutna, by ponownie zasnąć, zbyt wystraszona, by zamknąć oczy, zbyt dumna, by płakać. Gdy rezygnacja osiągała poziom krytyczny, zawsze znalazł się jakiś zagubiony w czasoprzestrzeni klient. Przychodził, robił, co trzeba, w sposób, w który absolutnie nie należy tego robić. Kiedy wychodził z pierwszym brzaskiem świtu, zostawiał po sobie ból w każdej części ciała. Wtedy mogła wreszcie iść do łóżka, okryć się, drzemać, zasnąć. Bo fizyczne boleści skutecznie odwracały uwagę od tych duchowych.
    — Ile bym dała, żeby beztrosko poleżeć w łóżku… — westchnęła, opuściwszy beznadziejnie ramiona. Dodając po chwili: — …Chociaż, wolę spędzać czas z tobą, niż na tym czymś z powyłamywanymi szczebelkami, które wbijają mi się w plecy — Każdej nocy czuła, jakby ciemność pochłaniała ją w całości, jakby wszystko wymykało się spod kontroli palców, jakby w jej życiu nie było niczego dobrego. Ale kiedy myślała o nim, te uczucia znikały podobne morskiej pianie. Gdy był obok, czuła się bezpieczna. Już jako dziecko dostrzegła, że ciepło w sercu wynikało głównie z pojawienia się kogoś, kto potrafił odgonić chłód zmartwień. Wcale nie chodziło o czułość, romantyczne wyznania, czy wyjazdy na randki gdzieś w świat. Wystarczyła obecność. Oddychała spokojnie, czerpiąc z błogości sytuacji, w jakiej byli. I choć każdy oddech bolał, to cholernie słodki był to ból.
    — Cóż począć. Masz jeszcze jakieś talenty, o których nie wiem? — zagadnęła niecierpliwie, niespokojnie, wyczekująco. Zrządzeniem losu, akurat teraz, dodając wszystko, co kiedykolwiek powiedział, brak drugiego oka, do pary, wydał jej się co najmniej zastanawiający. Celowała w jakąś nieudaną grę albo sport. Nie była już w stanie skupić się na niczym, prócz jego błękitnej, błyszczącej w świetle jarzeniówek tęczówce. Poprawiła jedynie luzujący się w talii pas. Robiła to zresztą co jakieś parę minut, by szlafrok nie spoczął na ziemi i nie odsłonił nieomal nagiego ciała. Satyna miała to do siebie, że ślizgiem, niepostrzeżenie rozplątywała nawet najmocniejsze supły. Niespecjalnie jednak czuła potrzebę przebrania się w coś bardziej… Normalnego. W pomieszczeniu było tak gorąco, że i peniuar najchętniej by zrzuciła. A co dopiero byłoby, jakby jednak miała na sobie ten golf i szwedy, wciąż ułożone na jednym z krzeseł w pracowni.
    — A na czym innym chciałeś malować? — dopytała figlarnie jak gdyby wybita z rytmu osobliwą reakcją. Serce Rose przyśpieszyło tempa, a ona sam nie potrafił ocenić, czy był to efekt podniecenia z ciekawości, czy jednak strachu przed odpowiedzią. A tak naprawdę, po prostu, sprawdzała, na jak wiele może sobie pozwolić w tym, typowym dla nich, przeciąganiu liny. Usiadła na stołeczku, podniosła drewnianą i wybrudzoną tacę ze wciąż niezaschniętymi farbami i, przekładając kciuk przez wżłobienie, przyjęła tą samą, wyuczoną pozycję. Noga na nogę. Niebezpiecznie.
    — Tak, o sztuce — powiedziała, wpierw lekko, jeszcze nietknięta tym, co powiedział wcześniej. Nie przerywała obracania pędzla między palcami prawej ręki aż... Pauza. „No”. „Chyba że”. Podniosła głowę i spojrzała na niego co najmniej podejrzliwie. Na twarzy Rose rozmalowało się zaskoczenie, na usta zaś wydawało się wepchać pytanie. Pytania? Od spokoju do zaskoczenia, poprzez ledwie widoczny grymas, jakby ją kto ukłuł szpilką w bok. Ściągnęła brwi. Była kompletnie zmieszana. — Czekaj… Co? — Pędzel. No tak. Mogła się domyślić, że nie przepuści okazji do gimnazjalnego żartu. Było w tym coś uroczego, sielskiego. Jakby wychodził z niego mały chłopiec podniecony lekcją biologii. „Ludzkie ciało”. Ha-ha! — Nie było pytania — dodała, orientując się, co dokładnie kryło się pod „no” i rzuciła mu pobłażliwy uśmiech. Zaraz po tym zaśmiała się krótko, ledwie słyszalnie, bo ciężko było jej pogodzić się z myślą, że rozbawiło ją coś tak głupawego.
    — Właściwie to nie — przyznała bezceremonialnie. — Dajmy się ponieść fantazji. — Artystycznej, oczywiście. Jakżeby inaczej. Wcale nie przekręciła teraz tułowia tylko po to, by ukryć uwypuklone w okolicy biustu „fantazje”, którym bezmyślnie dała powód do uniesienia materiału. Bynajmniej mającym cokolwiek wspólnego z obrazami. Dziękowała w duchu, że zniknął jej z pola widzenia. Ten facet… otaczał go mrok i światłość jednocześnie, jakby nie miał duszy ani serca. Przerażał ją i uspokajał, a teraz… no właśnie, co?
    Przygryzła policzki i sięgając pędzlem o prosto ściętym włosiu ku tacy, przebiła kożuch farby. Nabrała dwóch kolorów, po jednym na każdy z krańców i pacnęła nim bezmyślnie, jak ksiądz z kadzidłem odpędzający demony. Opętana nie była, ale egzorcyzm by się przydał.

Sava
Sava
Chambre Noire Empty

PisanieTemat: Re: Chambre Noire   Chambre Noire EmptyNie Gru 03, 2023 10:12 pm

Sava wypuścił powietrze nosem, co miało być nieznacznym śmiechem.
- Jeśli Rodney trzyma tutaj szlafroki, to mógłbym jakiś na siebie zarzucić. Dla towarzystwa. - Obwieścił lekko, nie mając tym razem na myśli absolutnie żadnego podtekstu. Była to niewinna oferta, która być może odjęłaby Różyczce uczucia dyskomfortu. Cóż, zakładał, że tak się właśnie czuła. Nie wiedział, że czarnowłosa czuła się raczej coraz śmielej w jego towarzystwie, choć wszystko na to wskazywało.
- Mhmmm... - Mruknął przeciągle, w pierwszym odruchu zastanawiając się nad jej słowami. Chyba największą jego udręką od jakiegoś czasu w relacji między nim, a Rose, było poczucie bezradności. Miewał myśli, wizje przyszłości, w których wyciągał ją z tego śmierdzącego Hangover Mole. Nijak się to miało do rzeczywistości. To znaczy, byłby w stanie zrobić wiele rzeczy, ale przede wszystkim, sama Rose musiałaby tego chcieć. Nikogo nie dało się uszczęśliwić na siłę i życie też mu to wielokrotnie pokazało. Jednak bywały sytuacje, w których wiedział, że musiał zainterweniować bez pytania. Taką było wydarzenie w monopolowym, kiedy napotkał naćpaną Rose. - Moja propozycja jest dalej aktualna, Rose. - Powiedział miękko, z malującym się spokojem na twarzy. Zaraz przymknął na chwilę powieki, łapiąc się na małej wpadce. - Sory. O'Brien. - Poprawił się szybko i westchnął. - Coś wymyślę, żeby Polly nie była problemem. - Dodał, cały czas tym samym spokojnym tonem. Kiedy to wszystko mówił, wędrował wzrokiem po otoczeniu, ale koniec końców, znowu zawiesił wzrok na czarnowłosej. Ciężko było mówić "O'Brien", kiedy myślał o niej, jak o Róży.
- Hm... - Mruknął, zastanawiając się nad swoimi talentami. - Chyba nie. Talenty nie. Jedynie dziwne zainteresowania. Na przykład, lubię czytać o zbrodniach największych przestępców i zwyrodnialców. Ale, odnoszę wrażenie, że nie chcesz słuchać żadnych ciekawostek w tym temacie. - Zauważył, szczerząc się nieco szelmowsko, znowu nawiązując do ich rozmowy sms'owej o Karlu Denke. - A ty? Może było coś poza tańcami? - Odbił piłeczkę w jej stronę. Mieli w końcu całą noc. Najwyraźniej na poznawanie siebie. W pomieszczeniu rzeczywiście było na tyle gorąco, że uznał, że lepiej ściągnąć i bluzę. Położył ją w miejscu, gdzie zostawił kurtkę. Zastygł na sekundę, gdy usłyszał jej pytanie. Spojrzał na nią ostrożnie, z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Na płótnie. - Odparł lekko, tak jakby nie kryło się za tym głębszy sens. - Ale płótnem może być wszystko, prawda? - Spytał i odwrócił wzrok, skupiając się na farbach, które przygotowywał. Nie miał nawet pojęcia, co chciał malować, a już wybierał kolory. Widać, wielki artystyczny człowiek. W międzyczasie zerkał na czarnowłosą kątem oka i zaczął się szczerzyć, kiedy dostrzegł na jej twarzy zmieszanie. Pokręcił tylko delikatnie głową rozbawiony, ale nie odezwał się na ten temat więcej.
- Kurwa, a farby olejowe macza się w wodzie? - Mruknął, jakby sam do siebie, biorąc jedną z tubek i czytając zamieszczoną informację. W jednej sekundzie romantyk, w drugiej drechol z rumuńskich slumsów. Sava miał wiele twarzy. I wiele wilków w sobie. Czytając informację załączoną na tubce, nie poznał odpowiedzi na swoje pytanie.
- Okej. Postaram się. - Powiedział i skrzywił się nieco na myśl o fantazjach. Jego fantazje jeszcze do nie tak dawna obracały się wokół śmierci. Poza tym, był dość przyziemny. Trochę dziwne, jak na kogoś, kto pisał książkę. Może lata zażywania wyżerały jego wyobraźnię. Niby wampir, niby zdolności regeneracyjne ponadludzkie, ale sprawa tyczyła się psychiki... Wychodziło na to, że i nawet wampir wymiękał. Sam miewał problemy ze spaniem. Kolejna wspólna z Rose. Poza samymi koszmarami i niespokojnymi snami, spał krócej niż powinien. Widać, wampiryzm nie leczył z problemów ze snem.
Sava wziął do ręki tackę i pędzel. Wymieszał czarny z białym i zaczął powoli nakładać na płótno. Z każdym kolejnym maźnięciem czuł coraz większe zaangażowanie, nawet jeśli to, co powoli nabierało wyrazu, nie było dziełem sztuki. Nieśmiały i kwadratowy kontur kota ozdobił płótno. A potem przymknął delikatnie powiekę, zastanawiając się, na jaki kolor go pomalować. Zaraz wychylił się w bok, żeby zerknął na Rose.
- Wiesz... Chyba będziesz się śmiać, jak to zobaczysz. - Obwieścił z taką informacją, jakby powiedział najoczywistszą oczywistość. Był to też pewnego rodzaju ostrzeżenie. Bynajmniej nie rozbrzmiewała rezygnacja w jego głosie. Uśmiechał się pod nosem i wrócił z powrotem do swojego płótna.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chambre Noire Empty

PisanieTemat: Re: Chambre Noire   Chambre Noire EmptyPon Gru 04, 2023 12:54 am

    Pokręciła głową w odpowiedzi. Co prawda, nie sprawdziła wszystkich szafek, ale ciężko byłoby jej uwierzyć, że Rodney schował w pracowni męskie peniuary. Fartuchy, a i owszem. Ale na co miałby mieć tu szlafroki? Od rozbierania się były modelki, nie on. Zresztą, nawet jeśli byłoby inaczej, a gdzieś w Atelier znalazłoby się stosowne odzienie, nie wskazałaby Savie miejsca ich ukrycia. Broń Boże.
    I niech również chroni ręka jego (Boga) tego, który w tak przyjemnym, beztroskim momencie porusza tematy, które najwyraźniej działały na Rose jak płachta na byka. Momentalnie pozbawił ją uśmiechu, a na twarzy kobiety zaczęła wzbierać frustracja. Zniechęcenie, złość o byle co, niepokój kwaśny i gorzki, zamiast radości, już tylko lęk przed życiem i ten nieznośny ciężar, gdy spostrzegła jego spokojne oko. Bo to wcale, kurwa, nie tak, że chciała choćby na moment zapomnieć o tym, co czaiło się poza Atelier. Ot, pierwsze objawy (słabe na razie) zbliżającego się pierwszego, być może, aktu tragedii. Odchrząknęła lepką maź. Usta złączyła się w prostą, niemrawą linię. Policzyła do dziesięciu i westchnęła poirytowana. Atmosferę diabli wzięli. Nie strzela się z największego kalibru do łagodnych z pozoru kobiet, no chyba, że jest się idiotą. Najwyraźniej był idiotą.
    — Możemy o tym nie rozmawiać? — spytała stanowczo, nieomal jadowicie, jakby nie zamierzała przyjąć niczego innego, niż zgoda. — Wymyśl sobie inny temat. — I to nie tak, że miała mu za złe próby znalezienia rozwiązania tej cholernej łamigłówki, jaką było jej życie. Bo nie. To, prawdę powiedziawszy, przyjemne. Wiedzieć, że zajmowała kątem miejsce w jego głowie. Ale. Piłka była po stronie Rose. Wynik tego meczu nie zależał od potworów. Nie zależał od nieobecnych aniołów. Nie zależał nawet od Boga, który jeśli istniał, nie przebywał akurat w okolicy. Zależał od niej. Stała przy myśli, iż dopiero wtedy, gdy pozbędzie się problemu sama, pozbędzie się dręczącego dzień i noc głosu sumienia. Tego, który w niej poruszył wraz ze wspomnieniem ‘Mole. Jeszcze chwilę temu mogłaby przysiąc, że nie wie co to za miejsce. Tak bowiem głupiała w jego towarzystwie.
    Wpatrywanie się w niego powodowało, iż wrogie słowa utykały jej w gardle. Bo w jaki sposób powiedzieć te wszystkie złośliwości i sprawić ból komuś, kto samym spojrzeniem powodował, że czuła się zniewolona, jakby zgłębiał wszystkie jej największe tajemnice. Nie zbliżył się do niej, ale to wystarczyło, by poczuła się nieswojo i zelżała.
    — Czasami lepiej nie wiedzieć, wtedy spokojniej się śpi. —Morderstwa. Tortury. Zbrodnie. Miała po dziurki w nosie wypełzających z szaf monstrów, komunikatów radiowych o kolejnym zasztyletowaniu. W telewizji było ich więcej, dlatego sprzedała sprzęt bez mrugnięcia okiem. Dawka potworności, którą przyjmowała w pracy, była w zupełności wystarczająca, by nadszarpywać wiarę w ludzi. Nie potrzebowała kolejnego potwierdzenia teorii, że są oni gorsi, niż zwierzęta. — Hm… Lubię pływać, ale nie wiem, czy można nazwać to zainteresowaniem. Po prostu lubię wodę. Oczyszcza ciało i myśli. Unosisz się na powierzchni… Jesteś i nie jesteś. Jak byłam nastolatką, dokarmiałam bezpańskie zwierzęta. Poza tym… Nie. Nic nie przychodzi mi do głowy. Nudziara ze mnie. Mogłabym wrócić do tańczenia, ale co najwyżej na rurze. Jest jak jest — stwierdziła beznadziejnie. I teraz, i wtedy – gdy była nastolatką – musiała rezygnować z wielu spraw na rzecz przetrwania. A potem przyszły narkotyki, szare życie. Zainteresowania bez celu, do którego się dąży, są jak penis bez erekcji. Niby fajny, ale całkiem bezużyteczny. Dopiero połączenie ich z czynami i staraniami nadaje im ważności. A na to, cóż, trzeba mieć siłę i czas. Może i by go znalazła, czas, przy odrobinie trudu, ale wolała karmić się wymówkami. Tak, jak to miała w zwyczaju.
    — Zależy jakie płótno masz na myśli. — spytała anielskim głosem. Jeszcze bardziej niebezpiecznie. Postanowiła kontynuować tę grę, póki nie mała jeszcze nic do stracenia. Znała wszystkie sposoby, sztuczki, zasadzki i cele. Nie było w tym nic złego, prawda? Koniec końców, rzecz nie polegała na tym, żeby wzbudzić w nim podniecenie; to żadne osiągniecie. Równie dobrze mogłoby mu się to przydarzyć w trakcie jazdy autem albo przez sen. W niewinnym flircie było jednak coś ciekawszego. „Coś” na kształt wymachiwania kawałkiem mięsa przed głodnym lwem. Albo wampirem.
Spojrzała pytająco na Savę, gdy ten motał się z obsługą farby. Urocze. Może nawet zabawne. Tyle że nie. Sama nie miała zielonego pojęcia jak obsługiwać te szatańskie mazidła. Próbowała sobie przypomnieć, co robił z nimi Rodney, ale nic nie przyszło jej do głowy. Jak wielu rzeczy w życiu i tego żałowała dopiero po fakcie. Zresztą. Przeszyła ją myśl, że skoro i tak robią coś niepoprawnie, to malować mogą – również – niezgodnie ze sztuką. Przecież nikt nigdy, poza nimi samymi, nie zobaczy tych „dzieł”, więc nie warto poświęcać temu uwagi.
    Dlatego nie przejmując się nikim ani niczym, kreśliła krótkimi, acz pełnymi smagnięciami po płótnie w nadziei, że farba nie zleje się ze sobą i nie będzie wyglądać jak obraz stworzony rękoma starca po piątym wylewie i drugim udarze. Abstrakcja była jej wybawieniem. Zawsze zostawiała otwartą furtkę na dopisanie jakiejś ckliwej, niezrozumiałej historii i zrzucenie odpowiedzialności na odbiorcę. Bo to on nie rozumie wyższej idei sztuki. A nie artysta, który nachlany wymachiwał pędzlem jak opętany.
    — Pokaż, to ocenię — powiedziała, gdy głos Savy wyrwał ją z bezmózgiego procesu… Twórczego. Wstała, wcześniej odkładając pędzel i tacę na podłogę. Stanęła w niewielkiej odległości od płótna i przyglądała się tępo temu, co wyszło spod ręki mężcznyzny. Trzeźwo osłoniła splecionymi ramionami wolny od fiszbin biust. — To będzie… Kot? — zapytała nieśmiało, skonsternowana, bo równie dobrze mogłoby być to cokolwiek. Bała się, że przestrzeli, że ów kot, kotem wcale nie był. Z tak konkretnego określenia ciężko byłoby jej się wytłumaczyć.
    — Wiesz, te całe malowanie… To chyba nie dla mnie — stwierdziła po chwili. W mazaniu po płótnie nie znajdowała żadnej uciechy. Robiła to, jak robot; nie czerpała satysfakcji, uniesienia. Prawdę powiedziawszy, drażniło ją. Przeniosła spojrzenie na twarz Odobescu. — Z drugiej strony, co innego możemy robić z farbami i gipsem?


Ostatnio zmieniony przez Rose O'Brien dnia Sro Gru 06, 2023 10:43 pm, w całości zmieniany 1 raz

Sava
Sava
Chambre Noire Empty

PisanieTemat: Re: Chambre Noire   Chambre Noire EmptyPon Gru 04, 2023 1:58 am

Spiął się w środku, gdy usłyszał jej ton. Ta nagła zmiana humoru go zaskoczyła, ale nie dał tego po sobie za bardzo poznać. Jedynie usta zacisnęły się w cienką linię. On już i tak kombinował, jak wpłynąć na jej życie. Subtelnie, o ile w ogóle było to możliwe.
- Pewnie. - Odparł, absolutnie rezygnując z tematu, jakiego się podjął. Starał się jednak nie tracić dobrego humoru. Może rzeczywiście nie był to odpowiedni czas na poruszanie tego tematu. Nie czuł żalu, że kobieta tak zareagowała, nawet jeśli - świadomie lub nie - sama naprowadziła rozmowę na ten tor.
- No widzisz. Może moje zainteresowania są źródłem moich problemów ze snem. - Mruknął, jakby to było nic. Oczywiście, te zainteresowania nijak miały się do źródła jego koszmarów. Dniami - czyli wampirzymi nocami - dręczyła go przeszłość. Nie pozwalała o sobie zapomnieć. Co on zrobił, co zostało mu zrobione. Wszystkie tragedie na przestrzeni wielu lat.
- Mhmmm. Pływanie rzeczywiście jest przyjemne. - Przytaknął, wysłuchując ją uważnie. Prowadzili zwykłą rozmowę. Poznawali siebie. Jednooki pierwszy raz od dawna nie miał problemu z tym, żeby mówić o sobie więcej poza rzucaniem sarkastycznych odzywek. - Nudziara by mnie nie wyciągnęła do pracowni artystycznej. - Zauważył zaraz z lekkim uśmiechem. - Patrząc na miejsca naszych spotkań, obawiam się, gdzie następne się odbędzie. Może kiedyś, zupełnie przypadkiem, wylądujemy w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym. Albooo... - Urwał w zastanowieniu. - Albo na byłym poligonie wojskowym. Z ryzykiem nadepnięcia na nierozbrojoną minę. Przynajmniej będzie wystrzałowo. - Parsknął śmiechem. Sava miał takie pomysły, że lepiej nie było mu dawać inicjatywy do wybierania miejsc. O czym zresztą Rose zdążyła się przekonać. Tylko tym razem rzeczywiście żartował, ale... Kto wie.
Czuł dziwną ekscytację, bawiąc się w tę gierkę słowną z Rose. Kobieta nie odpuszczała, a mózg Savy znowu powoli oddawał się dziwnemu stanowi nieważkości. Myśli blokowały się, żeby ostatecznie wyparować całkowicie, a on, przez chwilę, spojrzał na nią wzrokiem tęskniącym za rozumem.
- Cóż... - Zaczął i odchrząknął. - Płótno, które mam na myśli, nosi na sobie własną twórczość. Moja ingerencja mogłaby zepsuć dzieło. - Powiedział okrężną drogą, a w słowa wdarła się nuta niepewności i wycofania. Pojawiły się wątpliwości. Znowu. Przecież... Rose na pewno nie miała wobec niego żadnych oczekiwań. Poza tym, relacja wampira z człowiekiem nigdy nie była czymś dobrym. Klasyczny schemat. Pojawił się temat z pozoru niewinny, może trochę zaczepny, a wampira prędzej czy później trawiły zmartwienia. Sięgnął do wspomnienia, jak siedział u Rose w pokoju, kiedy ją przytulał. I kiedy ona przyłożyła dłoń do jego serca. Ogarnęło go dokładnie takie samo uczucie, co wtedy.
Sava zaczął paćkać wypełnienie kota, podczas gdy czarnowłosa podeszła. Spojrzał na nią ukradkiem, widząc jej zdezorientowanie na twarzy.
- Jestem zaskoczony, że widzisz w tym kota. Ale tak, to ma być kot. - Przyznał otwarcie. - Farba się dziwnie nakłada, wiesz? Chyba robię coś nie tak. - Dodał za chwilę, robiąc kolejne szlaki pędzlem na płótnie. Westchnął, zupełnie jakby zrezygnowanie czarnowłosej przeszło na niego niemal od razu.
- Mam te same odczucia. - Przytaknął czarnowłosej i odłożył wszystko na mebel, który stał w pobliżu. - Nie wiem, zaskocz mnie. - Odparł, kiedy oparł się o ten mebel i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Spoglądał na nią z szerokim uśmiechem, znowu zapominając o maskowaniu wampirzych cech. Nie powstrzymał się przed rzuceniem wyzwania czarnowłosej. On wymyślił kościół, a ona mogła tym razem wymyśleć, co mieliby zrobić z farbami i gipsem. Sava miał jakiś pomysł w zanadrzu, ale czekał, aż Rose coś wymyśli.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chambre Noire Empty

PisanieTemat: Re: Chambre Noire   Chambre Noire EmptyPon Gru 04, 2023 11:48 pm

    Łatwo było jej płynąć na fali złości. To doprawdy uzależniające. Tylko był jeden problem – po czasie, zawsze i nie ma od tej reguły wyjątku, Rose zdawała sobie sprawę, że to głównie sobie sprawiała krzywdę. Dlatego, nauczona doświadczeniem nabytym podczas wydarzeń w ‘Mole, tymi setkami i tysiącami minut spędzonych na roztrząsaniu każdej sekundy ichniego spotkania i jego przebiegu, w porę pociągnęła za wodzę wozu z doczepionymi nań rozpędzonymi mustangami. Oczywiście, nie było żadną tajemnicą, iż serce kobiety było rozerwane pomiędzy pragnieniem odrzucenia życia, jakie prowadziła a jednoczesnym przeświadczeniem o niemożności jego zmiany. Wciąż jednak, dla kogoś z zewnątrz, to całe rozpaczliwe, niespójne i pozbawione ładu motanie się Rose było podobne rybie, która wyjęta z wody, szamocze się w sieci, zupełnie nieświadoma, iż de facto pogarsza swoją sytuację.
Nie potrafiła zaryzykować. Bo jak miałaby rzucić tym wszystkim w pień: spalić telefon i kartę, zniknąć, kto wie, może wyjechać za granicę. To wiązałoby się z pozostawieniem córki, ostatniego bastionu świadomości, że to wszystko było „po coś”? A O’Brien nawet nie dopuszczała do siebie myśli, iż miałaby z kurwy stać się zwykłym zjadaczem chleba. Bo jak to tak. Przecież profesję miała wypisaną na czole, a wszyscy ludzie, którzy kiedykolwiek na nią spojrzeli, z całą pewnością nią gardzili. Właśnie. Strach i wstyd były tak blisko siebie, że jedno może skrywać drugie. Tańczą... ale jedno z nich zawsze prowadzi.
    — Wcale by mnie to nie zdziwiło. Naoglądasz się tych całych morderstw i paskudztw, a potem wyobraźnia robi swoje — przytaknęła z przekonaniem. Ignorancja to błogosławieństwo, tym bardziej w paskudnym świecie, który witał każdego noworodka po opuszczeniu bezpiecznego łona matki. Lepiej więc nie wyprzedzać losu, nie poznawać tych wszystkich okrucieństw, w przeciwnym wypadku człowiek pozbawi się wiary w swoich pobratymców. A to już krok w stronę samotności, marazmu i utraconego z powiek snu.
    Spostrzegła, że rodzi się między nimi dziwna, duchowa bliskość. Jakaś wspólna, niemożliwa jeszcze do zdefiniowana nić porozumienia. Trauma bond. Nic innego. Bo jakie są szanse, żeby dwoje ludzi zbliżających się z różnych kierunków świata nuciło tę samą melodię. Jakie jest prawdopodobieństwo, by w chwili spotkania nucili tę samą frazę? Co by to znaczyło, gdyby tak się stało? Nie umiała tego wytłumaczyć, ale czuła, że poruszają się we wspólnym rytmie. Sava nie musiał więc opowiadać o swojej przeszłości, by Róża dostrzegła, iż trapiące go problemy są równe tym, z którymi sama się mierzyła. O innym podłożu, to pewne, ale niosły te same objawy. Cierpienie zbliża. Zwłaszcza takie, którego natury nie trzeba tłumaczyć. Albo takie, którego powód nie musi być wypowiedziany na głos, by rozmówca pojmował jego zasadność.
    — Nudziara nie miała innego wyjścia — odbiła wesoło. Pracownia… Pracownia była tylko miejscem. Tak naprawdę zaprosiła go do swojego świata, umysłu i być może serca. Przyjacielskim gestem skinęła na drzwi własnej duszy, mówiąc „zapraszam”. A on, jak ten Jehowy, męczył nieustannie w nadziei, iż uwierzy w abstrakcyjne dla niej idee. Że obroni ją przed apokalipsą rzeczywistości. Zmarniała, opuszczając kąciki ust. — Poza tym, Sava… Jeśli się odbędzie. Rodney przychodzi do mnie raz w miesiącu, czasami rzadziej. To komplikuje wizytę w szpitalu psychiatrycznym, ten wystrzałowy poligon też. W ogóle, przez Polly, możemy pomarzyć o jakimkolwiek innym miejscu, niż Noire — twardo ucięła rozważania mężczyzny. Tak, musiała to zrobić. Jeśli pozwoliłaby im, tym planom, zagnieździć się w swojej głowie, skończyłaby z natrętnym przeświadczeniem o własnej nieudolności. Żal za czymś niemożliwym do spełnienia był Róży kompletnie niepotrzebny. Wystarczyła świadomość, iż nigdy nie dostawała tego, czego potrzebowała. A przynajmniej poza momentami spotkań z Rod’em, który starał się poprawić statystykę. Pauza. Właśnie. Pointa, która pojawiła się w umyśle Rose, zmieniła bieg jej myśli. Uśmiechnęła się. To już coś. Punkt zaczepienia: niepewny, ale istniejący. Na tyle angażujący szare komórki, iż rzuciła białą rękawicę wobec dalszych przepychanek słownych na temat płótna. Tak czy siak, pytanie więcej i przestałyby być tak ekscytujące i tajemnicze.
    — No… Ładny — samo powiedzenie czegoś pozytywnego o tej abominacji wymagało od Rose zaangażowania wszystkich mięśni twarzy. Jednak bycie matką na coś się przydało; nikt tak dobrze nie kłamał, jak one. Po prawdzie miała ochotę się roześmiać, ale tłumiła tę potrzebę w sobie, zdradzając prawdę o „kocie” jedynie za pośrednictwem nerwowo drgających ust i brody. Naprawdę istniała różnica między niedoskonałością rysunku wykonanego przez kogoś, kto nie potrafi rysować, a zamierzoną deformacją artysty, który to potrafi. — Wychodzi na to, że farba jest nośnikiem naszego podejścia — stwierdziła, odruchowo rozkładając ręce w geście niemocy. Niedobrze. — Nie chce dziadostwo współpracować, nic z tym nie zrobimy — to mówiąc, na znak obopólnej zgody, poczęła zbierać odłożone wcześniej przedmioty i odkładać na miejsce. Nie chciała zostawiać po sobie niesmaku. Wystarczyło, że Rodney będzie musiał patrzeć na to, co zrobili z całkiem dobrymi płótnami. Bałagan, dla starego pedanta, byłby przekroczeniem pewnych norm w torturach.
    — Zaskoczyć? — powtórzyła, kierując wzrok z, ustawionej w niewielkiej odległości, szafki, na którą właśnie odkładała umorusane tace, na mężczyznę. Zastygła w chwilowym bezruchu, z piętami uniesionymi wysoko, i zmrużyła kawowe oczy. Miał uśmiech, dla którego zrabowałaby wszystkie skarbce świata i przemierzyłaby wszystkie pustynie. Ale… Te kły odbierały mu uroku. Gdyby chodziło tylko o nie, nie kiwnęłaby nawet palcem, nie obrabowałaby nawet bezbronnej staruszki. Przez chwilę wpatrywała się w niego bezmyślnie, aż w końcu dopadła ją myśl, że gdyby nie ten aparat na zęby, w który zainwestowała pierwsze zarobione w ‘Mole pieniądze, stan jej uzębienia byłby znacznie gorszy. Sava nie miał zawodu, który wymagał jakiegoś tam wyglądu, więc i potrzeby, by udać się do dentysty i zażegnać problem wizualny, nie było. Oprzytomniała i chcąc uniknąć pytań o napastliwe przyglądanie się, chwyciła za telefon i wybrała połączenie.
    — W porządku. Mam pewien pomysł — rzuciła pośpiesznie, gdy usłyszała pierwszy sygnał dochodzący z głośnika komórki. Oparła ramieniem urządzenie o ucho. Jeden, drugi, trzeci. Z każdym kolejnym traciła nadzieję, że będzie jej dane nawiązać kontaktu. Piąty. W słuchawce odezwał się cicho basowy, męski głos o jednolitym tonie. Palcem wskazującym nacisnęła przycisk ściszania. Na normalne, ludzkie ucho wystarczyło. Ale Sava był wampirem. Słyszał wszystko doskonale.
    — Hej, cześć… Wiem, że dzwonię późno, ale… Ah, myślałam, że cię obudziłam… Rozumiem, cierpię na tą samą przypadłość… Tak… To chyba nie dla mnie… Malowanie... Źle?... Dosłownie?... Tak… N-nie, nie… Nie rozumiem?... Chciałabym zaprzeczyć … Głupio mi pytać, ale czy twoja propozycja, sprzed miesiąca, nadal jest aktualna?... Naprawdę? Dz- — Połączenie zostało zerwane, nim Rose zdążyła wypowiedzieć ostatnie słowo. Utknęła nieobecnym, zamglonym wzrokiem w przestrzeni z wymalowanym nań zaskoczeniem. Potrząsnęła głową i zamrugała nerwowo, opuszczając dłoń z dzierżonym urządzeniem. Spojrzała na Savę. Potem na ułożone na krześle ubrania.
    — Pływanie jest przyjemne — rzuciła zawadiacko, ewidentnie podekscytowana. Chwyciła za spodnie i niemal natychmiast naciągnęła je na ciało. Szlafrok, spoczywający dotychczas na sylwetce Róży, odgiął się przy biodrach. Zapięła guzik przy Szwedach. Następnie śpiesznie złapała za koszulkę i odwróciła się tyłem do jednookiego, pozbawiając nagi biust okrycia. To samo stało się zresztą z plecami, niemal w całości pokrytymi zlepkiem blizn. Od szyi, aż, najpewniej, do pośladków. Nie tylko rozbieranie, ale i ubieranie, zamieniała w sport ekstremalny. Skąd ten pośpiech? — Popływajmy więc... Zbieraj się — stwierdziła z uśmiechem, przełożywszy brodę przez bark. Serce O’Brien biło w szaleńczym tempie. A kiedy patrzył na nią, widział najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Szczerą. Taką, w której coś się przebudziło, jakby ożyły w niej dobre wspomnienia i rozrwały na strzępy ból, poniżenie, zwątpienie.

Kontekst rozmowy:


Ostatnio zmieniony przez Rose O'Brien dnia Sro Gru 06, 2023 10:42 pm, w całości zmieniany 2 razy

Sava
Sava
Chambre Noire Empty

PisanieTemat: Re: Chambre Noire   Chambre Noire EmptyWto Gru 05, 2023 1:11 am


Uśmiechnął się w nieodgadniony sposób i kiwnął głową w potwierdzeniu na jej słowa. O niektórych rzeczach nie musiał się naczytać, żeby o nich śnić. Niektóre widział na żywo. Miał styczność z wieloma zwyrodnialcami. Może nie tymi, co kolekcjonowali odcięte stopy swoich ofiar, ale, po prostu, krzywdzili. Nie chciał o tym mówić. Nie chciał, żeby Rose wiedziała, z jakim piekłem miał styczność. Jej reakcja wystarczyła, żeby zrozumiał, że czarnowłosa była na to zbyt wrażliwa. Miała swój bagaż doświadczeń i z pewnością, gdyby przyjęła też jego, mógłby ją przeciążyć. Taki najwyraźniej urok miała ich relacja. Nie to, że myślał, iż kobieta nigdy nie będzie chciała go wysłuchać, czy wesprzeć. Jednak najlepsze, co właśnie robiła to to, że nie pytała. Tylko po prostu była.
Zerknął na nią, kiedy usłyszał, jak jego imię wypłynęło z jej ust. Zastanawiał się, w którym momencie zaczęło ono wybrzmiewać od niej tak miękko... Albo on, z tej powoli wzrastającej ekscytacji, zaczynał nadinterpretować to, co słyszy. Teraz, przez krótki moment, zaczął się zastanawiać, jaki był powód, dla którego Rose nie lubiła swojego imienia. Czy miało podobną historię do niego? Sava. Nie to, że aż tak bardzo go nienawidził. Niemniej, z jej ust brzmiało, jakby zostało pozbawione tej mrocznej historii, jaka się za nim czaiła.
- Komplikuje, ale nie skreśla całkowicie. - Zauważył. - Jestem cierpliwy. Czasem. - Dodał, zastanawiając się, czy rzeczywiście był cierpliwy? Absolutnie nie miał bladego pojęcia, bo w jego życiu od dawna nie pojawiła się taka rzecz, na którą by czekał z utęsknieniem. Czy kolejne spotkanie było właśnie tą "rzeczą"? Na razie odsuwał od siebie te myśli, nie chcąc oddawać się tym refleksjom. Nie teraz. Carpe diem i memento mori, jak to mawiał... Ktoś tam, coś tam. Nie był sumiennym uczniem za nastoletnich czasów.
- Mhmmm... - Mruknął przeciągle, żeby tylko pokazać, jak bardzo wątpił w jej komplement o namalowanym kocie. - Przynajmniej się starałem. - Wzruszył ramionami. - Lepiej pokaż, co ty tam zmalowałaś. - Dodał zaraz i skierował się w stronę płótna, na którym jeszcze przed chwilą malowała kobieta. Zatrzymał się i zawiesił wzrok na... Nawet nie wiedział czym. Zmrużył oko, a potem zerknął wymownie w stronę czarnowłosej. - U mnie przynajmniej widać jakieś kształty, wiesz? - Skomentował bezlitośnie szczerze. Zaśmiał się krótko w reakcji na stwierdzenie Rose.
- Obawiam się, że w naszym przypadku to nie farba zawodzi. - Odparł i westchnął cicho. Może nie oddali się malowaniu jakoś długo, ale i tak zaczerpnął z tej sytuacji odrobinę satysfakcji.
W pewnym momencie, kiedy się tak uśmiechał, dostrzegł, że czarnowłosa mu się przygląda. Zamrugał kilka razy, a potem odbił się od mebla, przy którym stał i zaczął pomagać przy sprzątaniu. Nie, nie zorientował się, że kobieta w myślach komentowała jego uzębienie. Pomyślał, że patrzyła na niego wymownie, by pozbierał rzeczy za sobą i ustawił na miejsce. Całe szczęście, że czarnowłosa nie podzieliła się swoimi spostrzeżeniami o kłach i dentyście. Nie, że zrobiłoby mu się smutno, ale zapewne spytałby się, dlaczego przeszkadzają jej akurat zęby, ale brak oka nie.
Krzątając się w tę i we w tę, przystanął, kiedy Rose podzieliła się tym, że ma pomysł. Spoglądał na nią z zaciekawieniem. Usłyszeć rozmowę dla wampirzego ucha nie było problemem. Zresztą i bez tego mógł się domyśleć, z kim rozmawiała, kiedy padły słowa o malowaniu. Przysłuchiwał się z zainteresowaniem, zastanawiając się, o co chodziło z "propozycją sprzed miesiąca". Wszystkiego miał się dowiedzieć po zakończeniu rozmowy, kiedy Rose schowała telefon. Sava przechylił głowę. A potem zmarszczył delikatnie brwi w reakcji na stwierdzenie o pływaniu. Patrzył zbity z tropu, jak kobieta podchodzi podekscytowana do miejsca, gdzie wisiały jej ubrania i zaczęła się przebierać. Później odwróciła się tyłem do niego, zrzucając szlafrok. Na ten widok od razu zapomniał, o czym była wcześniejsza rozmowa, jak i również o tym, że najwyraźniej gdzieś się wybierali. Wzdrygnął się i obrócił głowę w bok, chociaż nie byłby to pierwszy raz, gdyby zobaczył ją nagą. Najwyraźniej coś się zmieniło między wtedy, a teraz.
- W porządku, Różyczko. - Uśmiechnął się sam do siebie, czując niewyobrażalną satysfakcję na jej radość. Chciałby widzieć ją taką częściej. Spojrzał na nią z powrotem dopiero, gdy już założyła na siebie górną część ubioru. - Tylko powiedz coś więcej, zamiast się tak szczerzyć, jak jakiś szaleniec. Do kogo dzwoniłaś? I po co? - Dopytywał, choć dokładnie wiedział, że Rodney wysłał im - prawdopodobnie - jakiegoś... Taksówkarza, czy cokolwiek. Sam złapał za bluzę i kurtkę, widząc jej pośpiech i wyszli z pracowni. Szedł za Różą, która skierowała ich obu na tyły budynku. Wkrótce podjechał samochód, który zamigał długimi. Sava zerknął ukradkiem na kobietę. Ta wydawała się być pewna wszystkiego, co się działo i bez wahania skierowała się w stronę auta. Więc zdawało się, że nie miał wyjścia i podszedł do drzwi pasażera od drugiej strony i wsiadł do środka.
- Powiesz chociaż, gdzie dokładniej jedziemy? - Spytał, zapinając pas. Na razie wiedział tylko tyle, że zmierzali w stronę nieznanego akwenu wodnego. Chyba. - I w ogóle, kto to jest. - Skinął głową w stronę milczącego kierowcy, nie intonując nawet tego zdania jako pytania. Z odruchu traktował nieznajomych jako pewnego rodzaju zagrożenie. No, jakby nie patrzeć, nie zdarzało mu się często, żeby nieznajomi go gdzieś zawozili. Zresztą, nie zwykł wsiadać do samochodów obcych ludzi.
- Swoją drogą, fajne autko. - Skomentował, ale kolejna cisza ze strony kierowcy tylko go irytowała. Spojrzał na Rose. - To niemowa jakaś, czy co? - Spytał przyciszonym tonem. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że w radiu rozbrzmiewał jazz. Nie jego klimat, ale bynajmniej nie irytowała go ta muzyka.


Ostatnio zmieniony przez Sava dnia Nie Sty 28, 2024 11:43 pm, w całości zmieniany 1 raz

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chambre Noire Empty

PisanieTemat: Re: Chambre Noire   Chambre Noire EmptyWto Gru 05, 2023 10:18 pm

    Cierpliwy. Odnotowała tę sentencję w głowie. Czy, sama z siebie, określiłaby go powściągliwym? Odpowiedź brzmiałaby najprawdopodobniej: „nie”. Bo w mniemaniu Rose, Sava był podobny do pająka, który, choć mozolnie snuje sieć cały swój żywot, to czeka, aż w jego pułapkę wpadnie motyl albo, daj Bóg, larwa, a wtedy wystarczy, iż poczuje lekkie drgnięcie w konstrukcji, by z rozpędem rzucić się nań ofiarę. Czasem. Ah, racja. Może było w ten sposób: miał w sobie zalążek stoicyzmu, a gdy to, wobec czego był tak „cierpliwy”, wpadło w pułapkę, szybko, jak pajęczak, tracił ową cnotę.
    Jeśli tak, to chciała być larwą. Albo motylem. Albo mrówką.
    Albo ślimakiem?
    Oczywiście, nie po to, ażeby mógł ją pożreć, trącając zwierzęcym okrucieństwem. Zamiast tego, mógłby owinąć ją w pajęczynę, skrępować ruchy, tak, by już nigdy nie mogła uciec. Nieważne, że wiatr, że deszcz… Że Polly, że Anthony…
    Usta kobiety drgnęły w ledwie widocznym zażenowaniu. Dobrze, że nie miał dostępu do groteskowych myśli, które jak rozpędzony pociąg, sunęły po szynach jej umysłu bez określonego z góry planu czy rozkładu jazdy. Do cholery. W którym momencie poczuła się tak… beztrosko? Dziś, wczoraj, przedwczoraj – kiedy? Co albo kto, sprawiło, że troski dnia codziennego wydawały się mniej naglące, że w hierarchii spraw ważnych i ważniejszych trwoga przed Polly stała się tak maluczka… To schronienie, które znajdowała w jego objęciach, gdy zmazywał ślady zaschniętych łez z policzków i zbierał gorycz z ust. Oczyszczał ją. Naznaczył głębokim spokojem, gdy otwierał drzwi do jasnego pokoju. Ta mała dziewczynka nadal w niej była. Ukrywała się i skrycie marzyła o szczęściu. Skarb, który znalazła w najbrudniejszej spelunie w Birmingham. Skarb, który był i błogosławieństwem, i przekleństwem. Skarb, na który trzeba dmuchać i chuchać, ukryć i nikomu o nim nie mówić, bo jeszcze ukradną.
    Jak talent artystyczny przy narodzinach.
    Dobra, zgoda. Z tego nikt jej nie zrabował. Wolała jednak myśleć, iż tak właśnie się stało. Bo jak inaczej wytłumaczyć brak umiejętności do naszkicowania choćby… Czegoś. W przeciwieństwie do niej Sava najwyraźniej nie miał żadnych zahamowań. Nie mogła go jednak winić. Rzeczywiście, te smagnięcia pędzlem nie wyrażały nic konkretnego. Ot, misz-masz, bez głębszego pomyślunku. Gdyby była znamienitym malarzem, mogłaby się wybronić. Pozostało jej jedynie przyjąć „krytykę” i zaśmiać się. Szczerze i urokliwie. A potem posprzątać cały ten bajzel, zrobić miejsce na nowe „doznania”.
    W porządku, Różyczko.
    Zawiesiła wzrok na jego sylwetce. Różyczko to nie to samo co Różo. Róża brzmiała jak coś ciężkiego, podobnie do zapachu perfum matki, które dusiły słodyczą i drażniącym welonem, jaki po sobie zostawiały. Różyczka zaś… lekko. Czasami nie siłą, lecz delikatnością rozbija się najtwardsze skorupy. Rose była jak ta ciecz nienewtonowska: im mocniej ją naciskano, tym większy stawiała opór, jeśli jednak potraktować łagodnie, wtedy rozlewała się posłusznie podobna wodzie.
    — Ponoć jesteś cierpliwy… — zauważyła z widoczną satysfakcją, po czym dodała: — Czasem. — Rose zatopiła dłoń w kieszeni spodni i wyjęła pęk kluczy. Przyjrzała się każdemu z osobna. Ten jeden, szczególny, miał czarną nakładkę. Powodziła wzrokiem i gdy już go znalazła, skierowała się ku wyjściu. Temu tylnemu, wprost na parking, który znajdował się za budynkiem.
    W pierwszym odruchu rozejrzała się podejrzliwie po okolicy. Nic jednak nie zwróciło jej uwagi, toteż przekręciła klucz w zamku, upewniając się później, dwukrotnym naciśnięciem na klamkę, iż są zamknięte. Gdy „szofer” dał znak, ruszyła w kierunku pojazdu bez oznak jakiegokolwiek podenerwowania. Wręcz przeciwnie – wydawała się podekscytowana nadchodzącymi wydarzeniami. Otworzyła drzwi, wpełzła pokracznie do luksusowego wnętrza, a wtedy momentalnie uderzył ją świeży, cytrusowy zapach wydobywający się z zawieszki oplecionej wokół lusterka wewnętrznego.
z/t

Sponsored content
Chambre Noire Empty

PisanieTemat: Re: Chambre Noire   Chambre Noire Empty


 
Chambre Noire
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Skocz do: