|
Plac z fontanną | Deus Ex Machina
| |
| Daylin
| Temat: Re: Plac z fontanną Sob Sty 27, 2024 2:34 pm | |
| Kawałek po kawałku układała wszystko, co powinno być na swoim miejscu. Może z odrobiną pomocy, ale pomoc ofiarowana fae powinna być zaszczytem, a nie czymś czego by się żałowało! Powinno mu się dziękować za samą możliwość udzielenia jej wsparcia. Nawet jeśli jego duma wciąż bolała. Przyciągał wzrok, kiedy wychodził do miasta, chodząc między ludźmi, ale lubił przyciągać wzrok. W końcu nie łamała tym żadnych zasad, będąc po prostu pięknym bytem. Jedyną iluzję, jaką tworzyła to na swoje uszy, aby upodobnić je bardziej do tych ludzkich - i na zmianę koloru nieszczęsnego oka, które wydawało się być głównym powodem jego nieszczęścia. Gdyby tylko nie ono, gdyby... Blond loki były upięte wysoko, a gdzieś pomiędzy znajdywały się niewielkie warkocze i wplątane ozdoby. Aksamitna i połyskująca koszula w odcieniu żywego i ciepłego brązu, której górne guziki były odpięte, była wpuszczona w popielate i materiałowe spodnie z zaprasowanymi wyraźnie kantami. Biały, wąski i bawełniany szal był tylko delikatnie przerzucony przez szyję, a długi i czarny skórzany płaszcz na ulicy tym bardziej był powodem pytań - w końcu przy wzroście fae, dla tych zafascynowanych modą, był on nie lada gratką. Jednak jej cała uwaga nie przeszkadzała. Delektowała się w niej ile tylko mógł, ciesząc się piękną pogodą za dnia, choć mroźną. Jak nie mógł doczekać się kwitnących kwiatów, coraz dłuższych dni... Szczególnie, że powoli zastał go księżyc na niebie. Ciemności, które rozświetlały lampy i światła z pobliskich sklepów, ale i pubów. Śmiechy, jakieś rozbawienia... Nie, puby jej nie interesowały w najmniejszym stopniu, szczególnie gdy niosła przy sobie dość sporą ilość papierkowych i eleganckich pakunków. Zdawało się, że wszystko co posiadał było markowe i drogie, że mógł nie tylko wydać ogrom pieniędzy, ale mogła jeszcze więcej mieć przy sobie. Poniekąd było to prawdą - jednak co bardziej uważny na nazwy wzrok, dostrzegłby że jedyne co znajdywało się w torbach fae były to słodycze i wypieki z pobliskich cukierni i czekoladziarni, podobnie jak kubek znajdujący się w jego dłoni, a z którego jeszcze nie zdążyła skosztować gorącej i płynnej radości w postacią pitnej czekolady. Dopiero czekał, aby choć odrobinę ostygła na chłodzie - tym bardziej, że był o tej porze już ostatnim klientem czekoladziarni. Niedługo wokół pięknej fontanny głównie puby miały zostać otwarte, i może jakieś dalsze i tańsze jadłotajnie, opierające swój biznesu działania właśnie na pijanych ludziach. Wypić gorącą czekoladę i wrócić do domu, poza miastem, przytulnego i wygodnego. Przebywanie w mieście było... Przytłaczające. Nawet dla niego. Nie zechciałaby w nim żyć. Choć wizyty były bardziej niż przyjemne. I oferta słodyczy! Ach, tyle zmieniło się odkąd ostatni raz opuściła królestwo... Poczuł jak ktoś na niego wpadł, a on odruchowo rękę, na której były zawieszone wszystkie torby z cukierni, wysunął aby podtrzymać kubek z płynną słodyczą, aby nie rozlać a tym bardziej go nie upuścić. W końcu czekoladziarnia była już zamknięta! Nie dostrzegła, że tym ruchem sprawił uderzenie toreb w pijanego jegomościa i jego towarzysza. - Gdzie lezie?! - dotarło do jego uszu agresywne, jak i zaraz do jej nosa smród alkoholu. Ile puby już były otwarte? Choć wyraźnie niektórym nie robiło to najmniejszej różnicy. Miał zamiar go zignorować. Mężczyznę, jak i jego kolegę. Po prostu się odsunąć i ruszyć dalej, kiedy to jego przedramię zostało złapane i przytrzymane w miejscu. Zmarszczyła brwi, upewniając się że gorąca czekolada wciąż była nienaruszona. - Te, zadałem ci pytanie. Co to ma być? - warknął mężczyzna na niego, a fae zachowałby spokój, gdyby nie fakt, że tym razem przy kolejnym szarpnięciu za ramię wypadł mu kubek, a zawartość znalazła się na jej ręce, i na koszuli, ale i ziemi. Czuła jak gorąca wciąż była czekolada, kiedy spróbowała złapać drugą dłonią tę poparzoną, aby pozbyć się choć w odrobinie ciepłego słodycza. Był gotowa coś odpowiedzieć i odburknąć, nawet jeśli nie wyrywał się, wiedząc że nie miałaby na tyle siły, kiedy przez moment się zawahała, rozglądając z uwagą po rynku. Poczuł... Coś? Kogoś. Zmroziła ją na moment myśl o nadprzyrodzonym w okolicy. Nocny? Księżyc był już dość dłuższy czas na niebie, może to już były momenty... Nie, nie, z pewnością nie miałby do czynienia z wampirem. To mógłby być każdy nadnaturalny przecież. Choć wolała być ostrożniejsza, nauczony że niektóre wampiry chętnie chciały skorzystać z jej krwi, jakby słodycz je do siebie przyciągała. Nie rozumiały konceptu, że można było podziwiać Daylin, a nawet trzeba było, ale wyłącznie z daleka! I dotyk był kategorycznie zabroniony! Zawahał się przesuwając wzrok na mężczyznę. Jednego i drugiego... - Puść - powiedział niższym, ciepłym głosem, wciąż łagodnie się uśmiechając, jakby prosząco. Duma go kuła, ale wolał poprosić o coś człowieka niż zostać tutaj... Choć może było za późno, aby ukryć swoją obecność przed potencjalnym nocnym zagrożeniem? Może nadprzyrodzony był aniołem stróżem pilnującym swojego człowieka? Może nie miał powodów do paniki i szybciej ucieczki? |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Plac z fontanną Sob Sty 27, 2024 5:33 pm | |
| Interes się kręcił. Współpraca z influencerkami, którą mu załatwił Franklin, sprawiła, że miał znacznie więcej pracy, niż dotąd, ale nie narzekał – wręcz przeciwnie, bardzo się z tego cieszył, bo i przychody też zaczęły rosnąć. Jedna z influencerek zapytała go nawet, czy nie chciałby stworzyć różanych perfum sygnowanych jej imieniem. Odpowiedział, że może spróbować, ale nigdy wcześniej tego nie robił. Dlatego teraz wracał z Jewellery Quarter, w którym znajdował się jeden z najlepszych jego zdaniem sklepów zajmujących się perfumami. Jak się okazało – zielarski przybytek również był prowadzony przez istotę nadprzyrodzoną, a to tylko sprawiło, że próba zdobycia na miejscu jakiejś wiedzy w tworzeniu perfum przebiegła odrobinę sprawniej. Tym bardziej, że przecież Eternal Beauty, jego marka, nie stanowiła dla magicznego zielarza konkurencji: czarownik pracował stacjonarnie, a Dimitri wyłącznie wysyłkowo. Właśnie wracał z Ladywood z naręczem zakupów, kiedy jego wzrok przyciągnęła wystawa z ręcznie robioną ceramiką. Wiedziony impulsem, zaszedł do sklepiku, żeby kupić dwa zdobione różanym ornamentem wysokie kubki z pokrywkami, kształtem przypominające te papierowe, w których sprzedawano kawę czy inne napoje. Miał nadzieję, że może Franklinowi się spodobają – bo jemu podobały się aż nadto, skoro kupił je, mimo że praktycznie z naczyń nie korzystał, o ile nie były krwionośne. Po wyjściu ze sklepu zrobił zdjęcie telefonem i wysłał wiadomość do swojego podlotka. Już chowając telefon wyczuł charakterystyczny, kwiatowy zapach. W pierwszej chwili go nie skojarzył, bo był zbyt zaabsorbowany świeżym zakupem, ale kiedy po chwili się na nim skupił... Fae. Dimitri skrzywił się z wyraźną niechęcią. Rozejrzał się, żeby wypatrzeć znajome, eteryczne piękno gdzieś w tłumie, może nawet z wyraźnie widocznymi trzema okręgami koloru w oczach, jeśli sidhe nie było wystarczająco ostrożne. A potem, rzecz jasna, zamierzał udać się w kompletnie przeciwnym kierunku. Tylko że eteryczne piękno było bardziej znajome, niż się spodziewał. Wampir przystanął w idealnym bezruchu, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w postać, której nigdy nie spodziewał się już zobaczyć. Zdawało mu się? Czy może Pierwiosnek naprawdę tu był? Ale co on tu w ogóle robił?! Dlaczego w Birmingham? Dlaczego teraz? Dlaczego... Dlaczego jakieś pajace ją zaczepiały? – Spieprzaj – powiedział Dima arogancko do mężczyzny, który trzymał Primulę za rękę. Czuł, jak wzbiera w nim niczym nieuzasadniona złość na tego człowieka. Profilaktycznie postawił swoje torby na ziemi, odrobinę z boku, jakby już się szykował, żeby zdefasonować czyjąś pijaną twarz. Cała jego postawa aż krzyczała, że tylko czekał na pretekst. – Ale już. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Plac z fontanną Sob Sty 27, 2024 5:56 pm | |
| Człowiek wydawał się od razu zainteresowany nową zaczepką, która pojawiła się w jego stronę. Rzeczywiście puścił fae, odwracając się do nowego nieznajomego, wyraźnie chętnie zmieniając osobę do zaczepienia. Daylin jednak nie ruszył się w pierwszej chwili, uważnie przyglądając się nadprzyrodzonemu, który tutaj się znalazł. Widząc jak ten ledwo otworzył usta, widząc tylko zarys czegoś, co równie dobrze mogło mu fałszywie podpowiedzieć, że były to kły, niemalże od razu rozpoczął akcję na powolne odsuwanie się z miejsca zamieszania. Skoro już ktoś uraczył go wtrąceniem się, mógł oddać mu ten zaszczyt zajęcia się zamiast niego ludźmi szukającymi wyraźnie zaczepki. - A bo co? - rzucił drugi mężczyzna, zaraz plując gdzieś w bok. Rozłożył ręce, postępując krok w kierunku czerwonowłosego, wyraźnie gotowy do bójki. Podpity, szukający zaczepki i wyłącznie pretekstu... Daylin kucnęła krótko, aby podnieść kubek - jakby w nadziei, że jednak coś w nim jeszcze zostało, ale była to płonna nadzieja. Po tym, zabierając śmieć za sobą, już rzeczywiście prędko odsuwając się z zasięgu wzroku. W ciszy, nie musząc się przecież tłumaczyć. Skoro wampir posiadał dwa potencjalne posiłki, nie mógł zechcieć nikogo w ramach pomocy. Ba! Nikt go nie prosił o pomoc, prawda? Papierowy kubek znalazł się w pobliskim śmietniku, a fae czym prędzej ruszyła w stronę fontanny i znajdującej się nieopodal ławki. Może czekoladziarnia wciąż była otwarta? Chociaż nie, pamiętał że już zamykali, ekspedientka wyraźnie o tym wspomniała. - Taka szkoda... - westchnął sam do siebie, a po tym wyciągnął serwetki, które były pakowane z każdym z zamówień. Ułożył ostrożnie drogocenne papierowe torby na ławce, a po tym postanowił zadbać pierw o wytarcie czekolady z dłoni, a po tym podjęcia się próby starcia jej z ubrania. Było to uciążliwe bez magii, choć może powinien... Rozejrzał się w pośpiechu. Od czego była magia osobista? Powinien prezentować się nienagannie! Okolica wydawała się być raczej wyludniona. Ludzie chętniej niż przy fontannie znajdywali się w ciepłych lokalach dookoła, lub we własnych domach. W takim wypadku... Jeden ruch dłoni, jakby chciał odgonić coś ze swojego ubrania i na koszuli nie było śladu po czekoladzie. Obrócił się zaraz znów, tym razem dostrzegając w okolicy nie człowieka, a wampira. Może wolałby zobaczyć człowieka? I mimo, że zabiło mu serce w stresie nieco szybciej, po jej twarzy nie było dostrzegalne nawet minimum paniki, kiedy podnosiła z powrotem papierowe torby pełne wypieków i słodkości. - Nie trzeba było. To tylko ludzie, nie są groźni - powiedziała, gotowy ruszyć się do dalszej ucieczki, co było widać po tym jak ostrożnie stawiała kroki w tył, obserwując wciąż wampira. W razie ataku, może... Odwrócił wzrok prędko w bok, nie chcąc mu dać szansy na hipnozę. Nie pozwoli na to, nie tym razem, nie takie sztuczki znała. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Plac z fontanną Sob Sty 27, 2024 6:14 pm | |
| Kolejną zaczepkę, tym razem tę skierowaną bezpośrednio w jego stronę, skomentował najpierw krzywym uśmieszkiem, a następnie strzeleniem po kolei wszystkimi palcami. Nawet teatralnie nakreślił szyją okrężny ruch, jakby właśnie był w trakcie rozgrzewki. – Bo gówno – powiedział mało przyjaźnie. – Jak chcecie wpierdol, to było przyjść i powiedzieć... Dimitri zerknął na oddalającą się sidhe z zaskoczeniem. Może nie powinien być zdziwiony, że Pierwiosnek skorzystał z okazji, żeby się ulotnić, przecież był taki delikatny. Ale to go natychmiast przystopowało. Wampir był pierwszy do siłowego rozbrajania osób, które zaczepiały tych, których nie powinny, może dlatego, że sam w przeszłości tyle razy czekał, aż ktoś stanie w jego obronie. Ale w tej chwili ważniejsze od sklepania jakichś pijaczków wydawało mu się podążenie za faerie, która odmieniła jego życie. Gdyby nie tamto spotkanie w celi, wiele, wiele lat temu, pewnie nadal byłby tylko chodzącym, spełniającym zachcianki Isobel trupem. Właściwie to nawet na pewno. Dlatego Dimitri w moment zmienił swoje zamiary. Spojrzał mężczyźnie stojącemu bliżej głęboko w oczy, oplatając jego umysł swoją własną wolą, następnie zrobił to samo z drugim pijaczkiem. – Spierdalajcie stąd i nikogo nie zaczepiajcie – polecił im nieznoszącym sprzeciwu tonem i zerwał kontakt wzrokowy. Mężczyźni, odrobinę skołowani, oddalili się posłusznie, nawet nie do końca zdając sobie sprawę, dlaczego właściwie zmienili zdanie. Dimitri natomiast nie zaprzątał już sobie nimi głowy. Schylił się, żeby sięgnąć po torby z zakupami, kiedy poczuł, jak mu telefon zawibrował w kieszeni. Sięgnął po niego, odczytał wiadomość, w pewnym momencie przygryzając dolną wargę, żeby nie parsknąć śmiechem. Odpisał, schował komórkę i wreszcie zabrał swoje toboły, z którymi pospiesznie ruszył w stronę słodkiego, kwiatowego zapachu. Przystanął kilka kroków przed sidhe. Jej wyraz twarzy był nieczytelny, jak zawsze zresztą – ale przecież wyraźnie słyszał przyspieszone bicie serca, widział te nerwowe kroki poczynione w tył. Primula bała się go...? Nie rozumiał, dlaczego. Przecież nigdy, przenigdy by jej nie skrzywdził! Mrugnął przeciągle, kiedy przyszło mu na myśl, że może po prostu go nie pamięta. Był tylko więźniem – jednym z wielu – którego widziała jeden jedyny raz. Jasne, przysłała do niego parę razy kogoś, kto by mu splótł włosy i przyniósł kwiaty, ale sama już nigdy więcej się nie pojawiła, nad czym wampir bardzo ubolewał przez długi, długi czas. On nigdy nie zapomniał tego sidhe. Nie mógłby. – Nie są, ale i tak mogą narobić kłopotów – powiedział powoli i przechylił lekko głowę w bok. Pierwiosnek unikał jego spojrzenia. Czyżby się bał zahipnotyzowania...? – Nie bój się mnie. Nie zrobię ci krzywdy. Masz na to moje słowo... Pierwiosnku. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Plac z fontanną Sob Sty 27, 2024 6:44 pm | |
| Był ostrożny - to nie był lęk. Nie bał się samej obecności wampira, ani tego konkretnego osobnika. Nie chciała mierzyć się z konsekwencjami, które mogły się łączyć ze spotkaniem wampira. Były nieprzewidywalne, agresywne, pierwsze wyrywały się do ataku - dokładnie tak jak przed chwilą. Nawet nie proszony, był gotowy wyżyć się w nierównej walce na ludziach. Nie, aby fae nie wykorzystywała swojej przewagi, ale jednocześnie nie była to przecież brutalność ani siła! Po prostu ładnie się uśmiechała. - To tylko ludzie. Jakie kłopoty mogą narobić? - powiedział dość naiwnie, choć jego głos był łagodny. Nie widział powodów do obawy przed ludźmi - nawet jeśli bywała w podobnych sytuacjach, gdzie druga strona niekoniecznie chciała potraktować go dobrze. Ale jakoś do niego to... nie docierało? W końcu kto chciałby wyrządzić mu krzywdę? Kto nie zechciałby po prostu usiąść w jej towarzystwie, posłuchać pięknej gry na harfie, a może zatańczyć na polanie? Albo na tutejszym bruku? Kto nie chciałby go podziwiać? Zatrzymała jednak swoje kroki, słysząc nie bój się mnie. Przesunęła na niego wzrok w chwili. Nie, nie mogła sobie pozwolić na podobne podejrzenia. Nie da takiej satysfakcji krwiopijcy... Nawet nie zrobił sobie wiele z pierwiosnka. Czy to pierwszy raz, kiedy ludzie i inni zwracali się o fae przez nazwy kwiatów, z którymi te im się kojarzyły? Nie, więc dlaczego by się miała tym przejąć? Ta nazwa niczego nie znaczyła. Tak zresztą były łatwiej. A mimo serca, które zdradzało stres, na jej twarzy wykwitł łagodny i delikatny uśmiech, który mógł topić nawet najbardziej zgorzkniałe i zatwardziałe serca. W końcu fae były piękne - i czarujące, i urokliwe. Były doskonałe. Torby z wypiekami znów znalazły się na ławce, jakby nie mogły dotknąć ziemi. Nie, Daylin by tego nie chciał - słodycze zasługiwały na znacznie lepsze traktowanie niż bycie na ziemie. Pochylił się do wampira, układając dłoń na jego policzku. Niczym muśnięcie, tylko na urywek sekundy, zanim zabrał ją bliżej siebie. - Dlaczego miałbym podejrzewać cię o wyrządzenie mi krzywdy? Mam powód do strachu, skoro próbujesz mnie tak zapewnić? - zapytał, zaraz krótko i dźwięcznie się śmiejąc w przyjazny sposób. Po tym już Daylin się wyprostowała, odwracając znów. Nie mógł dać się posądzić o... lęk? O strach? Bać się wampira? Jeszcze czego! Nie da się złapać na podobnym lęku! Może dlatego odwróciła się, ruszając spokojnym krokiem do ławki. Z łatwością przychodziło mu ukrywanie emocji, nie można było określić że czuł lęk czy niepewność, zdawał się być niewzruszoną taflą spokoju i piękna, ciepłego uśmiechu... Z gracją usiadł na ławce tuż przy własnych torbach, specjalnie nie zostawiając jednak miejsca dla wampira obok. Założył nogę na nogę, układając zaraz dłonie na kolanie. Uniósł dość pewnie podbródek, jakby chciał potwierdzić swoją postawę - że się nie bał, że przecież nie było tutaj zagrożenia. Zawsze w końcu mogła spróbować uciec do pobliskiego kręgu. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Plac z fontanną Sob Sty 27, 2024 7:26 pm | |
| Telefon znów mu zawibrował w kieszeni. Przełożył zakupy do lewej ręki, a prawą zajął się komórką. Może nie było to zbyt grzeczne, żeby w trakcie rozmowy komuś odpisywać, ale przecież to Franklin do niego pisał. Jego potomek. Jego bardzo lekkomyślny, przyciągający coraz to nowe kłopoty podlotek. Musiał być na bieżąco z tym, co u niego, nawet jeśli chodziło o jakieś pierdoły z kubkami, które sam zaczął. Rozejrzał się dookoła, czy nikt nie patrzy – kamerami monitoringu miejskiego nawet się nie przejmował, i tak dobrze wiedział, w którą stronę są skierowane i gdzie znajdują się tak zwane blind spoty – po czym z wampirzą szybkością odpisał i na jedne, i na drugie wiadomości, po czym znów schował komórkę do kieszeni. Miał nadzieję, że kupił sobie przynajmniej chwilę spokoju. Ale bardzo w to wątpił. – Dość duże. Ludzie lubią gadać, a ty zwracasz uwagę – zauważył w końcu i z pewnym rozbawieniem zauważył, że Primula przestała się przed nim cofać. Gdyby nie słyszał jej wciąż szybkiego bicia serca, może by się nawet nabrał na tę jej linię obrony, dał się zwieść temu przyjaznemu, bardzo miłemu dla ucha śmiechowi, dał się przekonać neutralnemu wyrazowi twarzy i spokojnemu krokowi, z jakim fae zmierzał w stronę ławki. Ale był wampirem. Doskonale słyszał, w jakim tempie serce pompuje tę słodką, pyszną krew w jej żyłach. – Nie wiem, ty mi powiedz – odwrócił kota ogonem. Jednak mieszkanie z Franklinem się przydawało. Gdyby nie białowłosy, pewnie nawet nie przyszłoby mu na myśl, żeby się tak z kimś droczyć. Powoli podążył za sidhe, zatrzymując się krok przed ławką. Planował na niej usiąść obok Pierwiosnka, ale najwyraźniej fae miał inne plany. Wampir uniósł odrobinę jedną brew, po czym na chwilę przygryzł dolną wargę, żeby powstrzymać się od szerokiego uśmiechu. No tak, odważne sidhe wcale się go nie bało – i właśnie dlatego nie chciało, żeby krwiopijca koło niego siadał! Dimitri nie miał nic przeciwko, mógł sobie chwilę postać – co mu szkodziło. Mógłby tak stać nawet i kilka lat bez większego wysiłku, pod warunkiem, że słońce nigdy by nie wstało. Strasznie jednak kusiło go, by odsunąć zakupy Pierwiosnka i się obok niego wcisnąć na ławce. Albo żeby usiąść bezpośrednio na ziemi, u jego stóp – może to by przywołało jakieś wspomnienia i sidhe by go poznał? – Więc. Co takie bezbronne faerie jak ty robi w wielkim mieście? – zaczepił w końcu, znów się drocząc.
|
|
| Daylin
| Temat: Re: Plac z fontanną Sob Sty 27, 2024 8:00 pm | |
| Uważnie obserwował wampira co też wyczyniał z telefonem. Cóż, swoim... ledwo się posługiwał. Był jak dziecko we mgle w kwestii wszystkich urządzeń - a chociażby koncept kamer w mieście był dla niego bardziej niż obcy. - Oczywiście, że zwracam. Nie mogę na to nic poradzić - stwierdziła, nie widząc w tym większego zagrożenia. - Czyż nie przez to ludzie sami nas szukają w lasach? Chcąc zaprzyjaźnić się z nami, chcąc aby któreś z nas wzięło ich do Królestwa za żonę lub męża? - powiedział zupełnie jakby wciąż żył w przekonaniach sprzed kilkuset lat. Po części własnie tak było. W końcu ostatnie setki lat spędził nie tylko na wojnie, ale i próbując uporać się ze skutkami, które ta wojna przyniosła dla jego osoby... - Zadawanie pytań fae ma swoja cenę - stwierdziła ze spokojem na próbę droczenia się. Nie przyzna się do lęku - nie da mu satysfakcji, nie złapie go na kłamstwie. Zamiast tego dłonie powoli sięgnęły do jednej torby, wyciągając z niej pudrowo zielone pudełko, pięknie ozdobione złotymi napisami jednej z kawiarenek. Zupełnie jakby wampir nie był istotnym punktem w tej chwili, a może dlatego, aby spróbować się uspokoić, Daylin otworzył pakunek ukazując cztery barwne makaroniki. Z uśmiechem dość prędko sięgnął po jeden z nich, kosztując z gracją. Ciepły uśmiech wypłynął znów na jego usta, radość dziecka otrzymujące ulubione słodycze lub upragnioną zabawkę. No tak, co innego fae mogło kochać bardziej od własnego odbicia jeśli nie słodycze? A w erze, w której nie szkodzono cukru we wszystkim, miało prawdziwą pożywkę. Tym bardziej jeśli spędziło w królestwie przynajmniej ostatnie sto lat. Słysząc jednak pytanie, przesunął powoli spojrzenie na wampira, a później na swoje torby, na które wskazała płynnym ruchem dłoni. - Tak jak ty, delektuję się tym co oferuje świat ludzki, choć w inny sposób - powiedziała, odchylając się bardziej na oparcie ławki. Zaraz po tym nastał kolejny kęs i jeden z czterech makaroników zupełnie zniknął. - Nie jestem tak bezbronnym fae, aby wielkie miasto wyrządziło mi krzywdę. Może nie chciałabym tutaj mieszkać, ale nie muszę. Mogę wizytować po moją czekoladę i ciastka na podwieczorek, prawda? - stwierdził łagodnie w doskonałym humorze, co nawet można było określić po jego tętnie - uspokajało się, a może po prostu uwaga Daylin przechodziła w pełni na łakocie, tym bardziej kiedy dłoń sięgała po kolejny makaronik. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Plac z fontanną Sob Sty 27, 2024 8:27 pm | |
| Uniósł brwi po tym, co usłyszał. Wiedział, że faerie są trochę inne, ale żeby aż tak odklejone od rzeczywistości...? Poglądy Pierwiosnka na współczesnych ludzi wciąż przypominały te z wieków średnich w rozkwicie. Albo co najmniej sprzed epoki oświecenia. Może ten sidhe nigdy wcześniej nie opuszczał Krainy Faerie? Spędził całe życie w kopcach, w których czas płynie inaczej niż na Ziemi? – Zwracasz. Ale nie w takim sensie – mruknął cicho. Fae była niezaprzeczalnie piękna, ale to nie dlatego przykuwała wzrok. Nie było do końca wiadomo, z kim ma się do czynienia – z kobietą czy z mężczyzną – a to miało tendencję do wzbudzania niezdrowej ciekawości. Albo jeszcze niezdrowszej agresji, jak to miało miejsce przed chwilą. Dimitri sam był wręcz anielsko piękny, do tego nosił się jak jakiś metal albo ktoś podobny, a takie połączenie też nie przysparzało na ulicach pożądanej popularności. Nie zliczyłby, ile razy zaczepiały go jakieś dresy, nazywając pedałkiem albo już po prostu ciotą. A jakież dopiero zainteresowanie musiała wzbudzać w takich ludziach Primula! – Zresztą, mam dla ciebie newsa. Ludzie już nie wierzą w faerie i nie szukają ich – poinformował ją bezceremonialnie. Nie w złej wierze – po prostu wierzył, że prawdę najlepiej podawać tak, jak się zrywa plaster: szybko i jednym ruchem. A sidhe musiała znać prawdę, jeśli zamierzała bywać w świecie ludzi. Nieznajomość realiów mogła być bardzo szkodliwa, zwłaszcza dla kogoś tak delikatnego. Na chwilę zamilkł, ale na ustach błąkał mu się mały uśmiech. – Doprawdy. To może powiedz mi, jaka jest cena, bo chciałbym cię zapytać o przynajmniej jedną rzecz jeszcze – odparł z zaciekawieniem, a później zaczął się przyglądać, jak fae pieczołowicie odpakowuje jedną z paczuszek. Patrzył, jak delektuje się ciasteczkiem czy co to tam było – zupełnie jak wiele lat temu, z tą samą fascynacją, choć teraz już znacznie bardziej uświadomioną. Wciąż nie dowierzał, że ma przed sobą tę samą wróżkę, co wtedy. Gdyby wiedział, że ją spotka, pewnie by się jakoś do tego spotkania przygotował, przemyślał, co chciałby jej powiedzieć. A tak? Był zmuszony improwizować. Dimitri nie był najlepszy w improwizacji. Kiedy usłyszał, że puls sidhe się uspokaja, postanowił, że to dobry moment na bycie jeszcze bardziej bezczelnym. Postawił własne torby na ziemi, a pakunki Primuli ostrożnie przesunął na bok, tak, by zrobić pomiędzy nimi a wróżką miejsce dla siebie. Zrobił to bez słowa i praktycznie od razu usiadł, nie dając fae szansy na prostest. – Może się mylę, ale przepowiadanie przyszłości chyba nie jest najlepszą bronią przeciw żelazu – zauważył już z bliska, wpatrując się w profil Pierwiosnka. – Swoją drogą, chyba wylali ci tam czekoladę, o ile dobrze widziałem i czułem – nawiązał do podwieczorku. – Kilka uliczek dalej jest mała pijalnia czekolady, ponoć dobra, ma cztery przecinek siedem gwiazdki na Google'u. Możemy tam podejść, jeśli chcesz – zaproponował. |
|
| Daylin
| Temat: Re: Plac z fontanną Sob Sty 27, 2024 8:51 pm | |
| Doświadczył podobnej agresji, widział już jak ludzie na niego reagowali w dwojaki sposób - co nie zawsze się jej podobało. Burzyło ją, kiedy się nie zachwycali, a... pytali? Wyzywali? Może dlatego częściej przebywała w podobnych miejscach, w dzielnicach, które należały do droższych lub wokół były droższe sklepy. Choć piękną biżuterię fae podziwiało na wystawach, nie wchodziło nigdy do tych ekskluzywnych sklepów, też dlatego że piękne kamienie były zamykane w metalowych sidłach. Nie mógłby nosić czegoś podobnego... nie chciałby nawet. - Hm. Większość, nie wszyscy - stwierdziła ze spokojem. Wiedział o tym, dostrzegał jak bardzo świat nie wierzył w istnienie tych wszystkich stworzeń, które starały się ukryć swoja prawdziwą tożsamość. - Nie potrzebuję, aby zostawiali dla mnie miód. Jeśli chcę miodu, mogę udać się do sklepu i kupić sam cały słój. Nie muszę im użyczać swoich mocy do tego również... Ale wciąż mogą mnie podziwiać. I niektórzy to robią - stwierdził z uśmiechem, bo w końcu czyż nie po to niektóre fae zgadzały się na pomoc w domostwach? Na zajmowanie się ogrodem czy zwierzynami? Choć sidhe nieco rzadziej bezpośrednio - w końcu mieli inne sposoby, aby skusić do siebie ludzi, aby ci przynieśli im co tylko zechcą. Zbyt zajęta w pierwszej chwili smakołykiem, nie dostrzegła działania wampira. Nie spojrzał, póki nie poczuł że miejsce obok niego na ławce nagle zostało zajęte przez coś bardziej objętościowego niż same papierowe torby z lekkimi łakociami. Nie odwrócił się do niego. Chłodne niczym lód spojrzenie skierowało się tylko łagodnie w bok na wampira, jakby fae pytało kto pozwolił? Nie krył nawet niezadowolenia z podobnego faktu, że usiadł przy nim. Odsunął się, aby bardziej znaleźć się przy podłokietniku ławki. Jak śmiał przesunąć jego zakupy, ale również i usiąść obok niego? Jakim prawem? Nie miał gdzie indziej usiąść? Na fontannie, na innej ławce, na ziemi? - Przepowiadanie przyszłości wygrywa wojny, kiedy ktoś jest wystarczająco zdolny - odpowiedziała, zgodnie z prawdą - w końcu to tym zajmował się w królestwie, to temu oddawał się często i przez całe dnie, tygodnie czy miesiące. Planowaniem, dopracowywaniem każdej usterki, aby na końcu nawet nie przegrać - a po prostu trafić w ręce sidhe, na których nosach grał nieprzerwanie od setek lat. To było dla nich niczym największy łakoć, dostać kogoś podobnego w swoje dłonie - a dla niego niczym najgorsze z możliwych upokorzeń. Choć spojrzenie Daylin złagodniało na wieść o czekoladzie. Spojrzał pierw pytająco, jakby dając sygnał aby wampir kontynuował, bo otrzymał właśnie jego uwagę, choć kolejne słowa o gwiazdkach nie miały najmniejszego sensu dla niego. Czym był Google wiedział, nie raz słysząc o googlowaniu czegoś podczas wieczorów gier i kampanii, ale oprócz tego ledwo korzystał ze swojego telefonu. - Jeśli będzie rzeczywiście dobra, mogę ci odpowiedzieć na twoje pytanie - powiedziała, podnosząc się i zaraz zamykając pudełeczko z makaronikami. Wyminęła, nieco bardziej niż powinien, wampira aby dostać się do swoich papierowych torb, aby schować z powrotem pudełko ze słodkościami. Prędko je zabrał jakby nieznajomy miał im zrobić krzywdę... choć teraz musiała być jeszcze bardziej ostrożna, skoro wampir wyraźnie coś o nim wiedział. A skoro proponował czekoladę, mógł upewnić się skąd o nim i jego umiejętnościach wiedział.
|
|
| Dimitri
| Temat: Re: Plac z fontanną Sob Sty 27, 2024 9:23 pm | |
| Miał w domu takie jedno młode, które zaliczało się do kategorii "nie wszyscy", toteż natychmiast odrobinę się skrzywił. Gdyby Franklin nie łaził po wszystkich opuszczonych lokalach w mieście w poszukiwaniu wróżek, pewnie nadal byłby człowiekiem. Dimitri ubolewał nad tym, że musiał go przemienić, ale też... Ale też i nie. Chłopak w zaskakująco krótkim czasie stał się mu bliski i starszy wampir cieszył się, że kiedy wróci do domu, będzie na niego czekało stadko czworonogów, przewodzone przez niekoniecznie bardziej rozgarniętego dwunoga. I na tę myśl Dimitri uśmiechnął się nieznacznie. Tak miło. Ciepło. – Tak, nie wszyscy. A szkoda – mruknął cicho, jakby bardziej do siebie, niż faktycznie w rozmowie. Wampir położył ramię na oparciu ławki i obrócił się trochę w stronę fae. Gdyby spojrzał na nich ktoś obcy, pomyślałby, że są parą, która postanowiła przycupnąć na ławce w przerwie po zakupach. Dimitri celowo prowokował sidhe – miał nadzieję, że może dzięki temu dowie się czegoś więcej bez konieczności zadawania pytań. Kiedy spotkali się po raz pierwszy, Dimitri nie był ani w stanie, ani na pozycji umożliwiającej bliższe poznanie Primuli. Zamierzał to nadrobić, póki fae nie kazała mu spieprzać. Nie był pewien, czy w ogóle to zrobi, choć był prawie pewien, że jeśli tak, to na pewno jakimiś wyjątkowo eleganckimi słowami. – Nie wyglądasz mi na kogoś, kto wybrałby miód, kiedy ma do wyboru czekoladę i inne słodycze – zauważył. Prawie się roześmiał na to podejrzliwe, chłodne spojrzenie, jakim obdarzył go sidhe. Och, wcale mu nie było w smak towarzystwo wampira! Gdyby to był ktokolwiek inny, Dimitri pewnie dałby sobie spokój i po prostu poszedł. Z drugiej strony – gdyby to był ktokolwiek inny, w ogóle by do niego nie podszedł. – A tak, tak słyszałem – odpowiedział takim tonem, jakby miało za tymi słowami kryć się coś zupełnie innego. Przecież słyszał to już – i to od tej samej osoby. Przy ich pierwszym spotkaniu. Wtedy nie zaprzątał sobie tym głowy, ale później miał wystarczająco wiele czasu, by to sobie przemyśleć. Łaskawe zapewnienie w połączeniu z nagle złagodniałym spojrzeniem sprawiło, że Dimitri zaśmiał się miękko. No cóż za łaskawca, cholera go jedna. W pierwszej chwili chciał po prostu niezobowiązująco zapytać, czy fae faktycznie go nie pamięta, ale skoro zwykłe zapytanie urosło do rangi czegoś, na co rzeczywiście trzeba zdobyć pozwolenie... Postanowił, że zapyta o coś innego. Wstał z ławki w ślad za Pierwiosnkiem. Pomyślał przelotnie, że sidhe czy nie, nie powinien tak ufać pierwszemu napotkanemu wampirowi. Przecież mógł chcieć go zwabić w ślepy zaułek tylko po to, żeby osuszyć go z tej obłędnie pachnącej krwi. Nie zamierzał, ale to już inna kwestia. Uznał, że powie mu o tym później, kiedy już faktycznie będą w cukierni, bo teraz fae mogłaby wziąć sobie radę do serca i w istocie nie pójść z nim nigdzie, a przecież tego nie chciał. – Proszę za mną – powiedział z figlarnym błyskiem w oku. [2x z/t -> odpisz tutaj] |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: Plac z fontanną | |
| |
|
| |
| |
|