|
Opuszczony magazyn | |
Dimitri
| Temat: Re: Opuszczony magazyn Sro Sty 03, 2024 12:09 am | |
| Aż się skrzywił na kolejną porcję kłamliwych obietnic. Dokładnie tak samo Franklin zapewniał go, że nie ma żadnych innych kopii nagrania, że nigdzie ich nie wysłał – a przecież wystarczyła zaledwie chwila pod wpływem hipnozy, by okazało się, że to wszystko kłamstwa. Powoli zaczynało go to nużyć, a opcja z przemienieniem chłopaka w wampira zaczynała być coraz bardziej kusząca: już nie mógłby mu tak bezczelnie kłamać. – Oczywiście – przytaknął mu tonem neutralnym jak pH wody. – Zupełnie tak samo, jak nie miałeś żadnych kopii nagrania – dokończył gładko. Nawet nie wyjaśniał, co dokładnie miał na myśli, po prostu pozwolił, by białowłosy gotował się w sosie własnym z kłamstw, półprawd i domysłów. Franklin słusznie się obawiał drugiej możliwości wyjścia z tego całego impasu. Przecież Dimitri miał swoje życie, nie zamierzał pilnować jakiegoś przypadkowego gówniarza dwadzieścia cztery na siedem. Po prostu raz na jakiś czas dałby mu bardzo mocno znać, że jest w pobliżu zarówno niego, jak i jego najbliższych. Z doświadczenia wiedział, że takie subtelne znaki potrafią zdziałać cuda. Niestety, nie we wszystkich przypadkach. Dlatego obawiał się tego rozwiązania. Franklin niemalże w ułamku sekundy wyskoczył z pomysłem transmisji na żywo i chyba naprawdę mało brakowało, żeby od zamiaru przeszedł do realizacji. Jakich dopiero szkód mógłby dokonać, gdyby zostawić go samego choć na kilka godzin! Dimitri nie miał pojęcia, czym po godzinach parał się białowłosy ani jakie miał zasięgi, ale wystarczyło, by jedna nieodpowiednia informacja trafiła w ręce kogoś nadprzyrodzonego. To nie musiałby być nawet nikt z Conventusu – większość nieludzi była tak obsrana przed Radą, że nawet bez proszenia donosiła o wszelkich mogących naruszyć zasady Maskarady wydarzeniach, nawet jeśli swoje źródło miały tylko w plotkach. – Nie, nie mogę. Dałeś mi co najmniej kilka dowodów na to – powiedział cicho i przymknął na chwilę oczy. Kiedy znów je otworzył, przenikliwe spojrzenie lekko skośnych oczu zdawało się przewiercać młodego mężczyznę na wylot. Nie zdążył jednak przedstawić tych dowodów, bo z ust Franklina popłynęła prawdziwa paplanina. Dimitri zmarszczył brwi, starając się słuchać uważnie, ale... To był po prostu strumień świadomości. Chłopak bombardował go pytaniami i zagadnieniami, na które ani nie miał teraz czasu odpowiadać – bo zapewne każda odpowiedź zrodziłaby tylko jeszcze więcej niekończących się pytań – ani nawet ochoty. Choćby z tego tylko względu, że niektóre odpowiedzi, także te na niezadane pytania, mogłyby się chłopcu wyjątkowo nie spodobać. – Zamilcz – powiedział znów dość neutralnie, ale słychać było jednak przebijającą się pod tym wszystkim nutę zniecierpliwienia. – Zmieniłem zdanie. Wykreślam opcję numer dwa. Decyduj. |
|
| Null.
| Temat: Re: Opuszczony magazyn Sro Sty 03, 2024 12:35 am | |
| - To... po prostu... zabezpieczenie przed utratą plików... - odpowiedział prędko, zażenowany samym sobą, że dał się złapać na podobnym kłamstwie, które nie powinno wyjść... Nie powinno przynajmniej. W końcu trudno było określić je jako bardzo złe. On tylko... starał się zadbać o własny interes, który przypadkiem nie pokrywał się z interesem mężczyzny. W końcu publikacja podobnego nagrania była bardziej niż kuszącą opcją z perspektywy Nulla - jakie zasięgi i jaki rozgłos by mogło mu to przynieść! Nawet jeśli w połączeniu z podobną ilością wyzwisk i gróźb... - To nie... fair. To nie dowody, że nie można... to po prostu... próby, tak? - rzucił, wyraźnie będąc gotowym do obrony swojej osoby, nawet jeśli nie powinien w tej chwili naciskać na dodatkowy odcisk wampira. Właśnie, wampira! Dlaczego to on miał być tym uznawanym za nie godnego zaufania, kiedy mówił że niczego by nie zrobił, jeśli wszystko co próbował zrobić wcześniej zwyczajnie było próbą samoobrony!? Był na przegranej pozycji od początku, ale to nie oznaczało, że nie mógł czy nie powinien próbować jakkolwiek się uratować. Chociaż rzeczywiście zamilkł, jakby w odruchu tym razem. Pierwsza opcja... nie wchodziła w grę nawet. Była absurdalna! Nie powie przecież, żeby go po prostu zabił. Nie zgodzi się na to - zresztą, czy wampir potrzebował na coś podobnego zgody? Szczerze wątpił... - Trzecia - powiedział, chociaż czuł jak gardło mu się ściska ze strachu. Może to wszystko mu się przyśniło? Wciąż chyba i ze strachu, i z samej abstrakcji nie do końca rozumiał, że to co się działo... to miało miejsce. Jednym było szukanie potwierdzenia na wszystko, w co szczerze wierzył, a zupełnie drugim było... doświadczenie tego? Nawet nie samo zobaczenie, a po prostu dotknięcie i wpadnięcie w sam środek zawieruchy. W końcu fikcja, niezależnie jak bardzo mocno Franklin chciałby we wszystko wierzyć, nie była zawsze przyjemna kiedy stawała się prawdą. W fikcji bohatera coś mogło uratować jeśli autor tak by sobie zażyczył - ale tutaj już niekoniecznie. Tym bardziej jeśli wszystkie trzy opcje, które dał mu wampir, były albo nieakceptowalne, albo nieakceptowalne. Jak miałby zgodzić się z własnej woli na śmierć? Albo na to, żeby sprowadzić zagrożenie na swoich bliskich? Chociaż wciąż fala coraz to nowszych pytań pojawiała się w jego głowie. Jak to miało wyglądać? Z czym to się wiązało? Czy nie mógł już nigdy więcej zjeść ryby z frytkami jeśli zostanie przemieniony? Jak dużo z mitów na temat wampirów było prawdziwych? Mity o lustrach, o wodzie święconej? O krzyżach? Widać było po nim, że powstrzymuje się przed wylaniem z siebie kolejnej fali pytań, która jednak prędzej czy później mogła nastąpić. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Opuszczony magazyn Sro Sty 03, 2024 1:21 am | |
| Franklin wyglądał mu na zawstydzonego, nie dałby sobie jednak za to ręki uciąć. Odczytywanie ludzkich emocji i intencji często było poza jego zasięgiem. Jeśli jednak miał rację, to znowu, mogło to świadczyć o jednej z dwu rzeczy: albo chłopak zawstydził się własnych kłamstw i teraz było mu bardzo głupio, co dobrze rokowało na przyszłość – bo przynajmniej miał na tyle przyzwoitości, żeby się czymś takim przejmować – albo wstydził się tego, że dał się przyłapać na kłamstwie, a to już takie optymistyczne nie było. Cóż, czas pokaże. – Mhm – odmruknął tylko, daleki od oceniania motywów Franklina. Bo przecież doskonale rozumiał potrzebę przetrwania, była jednym z podstawowych instynktów każdego żywego organizmu. Nawet wirusy i bakterie, choć pozbawione układu nerwowego i przez to jakiejkolwiek zdolności myślenia, chciały po prostu żyć. Nie zmieniało to jednak faktu, że chłopak bezczelnie nakłamał Dimie, a on nie mógł tego tak po prostu puścić płazem – zależała od tego jego egzystencja. Dimitri też miał silny instynkt samozachowawczy. Kolejnych jego słów nie skomentował, patrzył tylko na niego wyczekująco, nawet więcej go nie ponaglając. To była ważna decyzja. Gdyby białowłosy nadal nalegał na bramkę numer dwa, wampir z pewnością by się zawahał, może nawet zastanawiał jeszcze przez chwilę, ale, koniec końców, i tak niczego by to nie zmieniło. W toku rozmowy Dimitri doszedł do przykrego dla obu stron wniosku, że druga opcja zwyczajnie nie ma racji bytu. Niosła ze sobą zbyt wielkie zagrożenie. Po długiej chwili doczekał się wreszcie tego przerażonego przypieczętowania własnego losu, jakie padło z ust Franklina. Powoli wypuścił z płuc powietrze, o którym nawet nie wiedział, że je wstrzymywał. – W porządku. Nie bój się – powiedział łagodnie. Chciał blondyna uspokoić, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że pewnie z jego perspektywy były to słowa mające go wciągnąć w pułapkę. Tak przecież było z jego własną mistrzynią. Isobel należała do tej garstki naprawdę potężnych wampirów, które, oprócz posilania się krwią, potrafiły się żywić także czymś innym. W jej przypadku – strachem. Kiedy ona mówiła nie bój się, tak naprawdę liczyła, że to zapewnienie tylko spotęguje negatywne odczucia. A potem spijała je jak najsłodsze wino, delektując się każdym rodzajem strachu inaczej. Dimitri przestał dociskać przedramieniem chłopaka, zamiast tego objął go nim w talii. Drugą dłoń ulokował na jego karku i odchylił mu lekko głowę w bok. – To zaboli tylko przez chwilę, obiecuję – powiedział bardzo cicho, a potem starannie wbił kły w to samo miejsce, co przedtem. Trzymał go w objęciach łagodnie, ale uścisk był żelazny, mocny jak imadło – nie było nawet cienia szansy, by człowiek się z tych objęć wyrwał, nawet jeśli na jego miejscu znajdowałby się teraz przedstawiciel elity wyciskający dwieście pięćdziesiąt kilo w martwym ciągu. Wampir przymknął oczy, w oczekiwaniu na falę nowych wspomnień, które miały go zalać za pomocą tej przeklętej mocy, którą posiadał, i zaczął pić. Tym razem nie zamierzał przestawać. Stopniowo czuł, jak wszelki opór w trzymanym przez niego ciele maleje, jak ten młody mężczyzna – który już zawsze miał pozostać tak niewinnie młody, zamrożony w czasie – staje się coraz bardziej bezwładny, nie mający już nawet siły, by zaprotestować po raz ostatni. Przyklęknął z nim na ziemi, prawdziwie obrazoburcza i bluźniercza scena: ostateczne wypaczenie piety. Wycofał się z tego dziwnego pocałunku śmierci dopiero w chwili, kiedy poczuł, jak słodka krew zaczyna podchodzić goryczą. Ostatnie krople zawsze były gorzkie. Dimitri uważał, że to wyjątkowa pyszna ironia losu. Prawą ręką mocniej objął bezwładne ciało, a lewą przyłożył do swoich ust. Wyszczerzył się i ostrymi kłami rozorał sobie skórę na nadgarstku. Po chwili z rozcięcia zaczęła spływać powoli krew trochę ciemniejsza od ludzkiej. Przystawił rękę do warg białowłosego i zmusił go, by ostatkiem życia zaczął pić. Poił go tak długo, aż wyczuł, jak zaczyna się w nim tlić iskra... nie życia. Nieżycia właśnie. Czymkolwiek ta iskra była, Dimitri był pewien tylko jednego: była to jakaś odmiana nekromancji. – Krew z mojej krwi. Obudź się ponownie dla nocy – powiedział niezwykle uroczyście, jakby była to jakaś rytualna formuła albo może obietnica składana nowemu nieśmiertelnemu. Jedno było teraz pewne. Musiał zabrać gówniarza na pierwsze polowanie i wyjaśnić mu to i owo.
Tak jak poprzednio – opisz kilka wspomnień. Witamy po drugiej stronie mocy. Otworzę Ci kartę, żeby przekreślić obecną rasę i rangę, a dopisać nowe, Możesz też wprowadzić jakieś zmiany, jak choćby zostawienie maksymalnie pięciu slotów na moce, które z pewnością Null. kiedyś odkryje. |
|
| Null.
| Temat: Re: Opuszczony magazyn Sro Sty 03, 2024 2:16 am | |
| Nie bój się nigdy nie przynosiło skutku, który miało sugerować. Jak można było się nie bać, kiedy ktoś wyraźnie pokazywał, że miało się ku temu powody? Jeśli ktoś to mówił, sugerował, że było czego się bać - w innym wypadku, dlaczego miałby poruszać tę kwestię w ogóle? Dlaczego miałby uspokajać cudzy refleks do ucieczki? Odruch, który był ważny, a który był w tej chwili sparaliżowany u Franklina, który nawet się nie ruszył sam. Nawet nie przesunął w pierwszej chwili ręki ze swojej szyi, nie rozumiejąc do końca nawet jak miało to wszystko nastąpić. Czy... I pierwsza, i trzecia opcja łączyły się ze śmiercią? Nie wiedział, powinien o tym pomyśleć. Powinien wpaść na to wcześniej. A co jeśli to była pułapka? Nawet nie próbował się wyrywać, choć serce znów waliło mu jak szalone ze strachu, jakby miał się zaraz wyrwać. Ale nie ruszył się nawet o milimetr, kiedy nie był przestawiony przez wampira, wyraźnie zbyt sparaliżowany tym co miało miejsce, i jedną konkretną myślą. Umierał. To była pułapka. Nie wiedział czy nią była, a jednak obawa się pojawiła. Nie wiedział czy rzeczywiście przeżyje... A stres w tej chwili wcale mu nie pomagał. Nie działał na jego korzyść, a raczej na korzyść wampira w tej chwili, coraz bardziej tracąc kontakt z tym co działo się dookoła. Zaczynał czuć się coraz cięższy. Przez jego myśl nawet nie przeszła myśl o próbie wyrwania się. Był... Słaby. Po prostu. Nie był w stanie nawet ruszyć ręką - nawet nie próbował, nawet pomimo lęku i strachu, które wciąż w nim tkwiły.
Dyskusja wrzała w najlepsze pośród grona znajomych - dyskusja na tematy historyczne i polityczne, choć po dłuższym wsłuchaniu się, można było odczuć, że coś nie było w porządku. Dyskutowali zbyt poważnie o czymś, co powinno być co najwyżej fabułą gry czy serialu - ale zarówno padające imiona i wydarzenia z pewnością były realne, przynajmniej do pewnego momentu, bo trudno było dokładniej zrozumieć, co ze wszystkim mieli mieć wspólnego rządowe sekrety czy iluminaci.
Był coraz bardziej senny. Było mu zimno. Może to przez zimę, ale jedyne o czym był w stanie myśleć to zakopaniu się gdzieś pod pierzyną i zaśnięciu. W miękkim posłaniu, na milionie poduszek. Po prostu ułożeniu się i zaśnięciu. Tym bardziej, kiedy obraz coraz bardziej się mu rozkazywał. Kształty powoli przypominały zniekształcone mazie z programu graficznego - jakby ktoś wszystko rozmazał jednym kliknięciem. Coraz bardziej kolory się na siebie nakładały, przypominając bezkształtne plamy barwne.
Stukot klawiatury, spojrzenie na monitor, kilka scenek i program do montowania. Kolejne kliknięcia myszy, szybkie przesunięcie palców po klawiaturze. Gdzieś w tle dobiegała muzyka ze słuchawek. Pociągnięcie łyku z kubka, smak przesłodzonej herbaty z dodatkiem mleka. Po tym dalsze skupienie już na komputerze.
Słyszał jakiś szelest. Słyszał, że to słuch jako zmysł pozostawał najdłużej. Nie był pewny czy wciąż jeszcze widział, czy jego oczy były już zamknięte. Zamknął je ze zmęczenia? Było mu zimno, w tym całym magazynie było zimno.
Śmiech dzieci rozlegał się gdzieś w tle. Zaraz jednak wizja pięknego dnia została przysłonięta przez zieleń trawy, który była zdecydowanie za blisko. Chwilowy ból, zjechanie po górce, a po tym jakby nic się nie stało, podniesienie się i dalszy bieg. - Czekaj... Czekaj! - Nie czekam, bo je przeprowadzą! Chcę zobaczyć owce! - padła odpowiedź, po której zaraz dopiero co poobijany upadkiem chłopiec przyspieszył tempo, chcąc dogonić kolegę.
Wszystko dookoła było zimne, a on czuł jakby chciał po prostu przesunąć się na bok i wrócić do spania. Nawet nie dostrzegł, kiedy znalazł się bliżej ziemi. Nie dostrzegał niczego. Nie kontaktował, chociaż czując coś zaczął pić. Nie docierały do niego zapachy czy smaki - a raczej nie potrafił ich do końca określić w tej chwili. Wszystko mieszało się w jedno, wszystko było zamazane. Ból? Nie, nie do końca czuł ból. Nie potrafił tego nazwać dokładnie, a może wszystkie odczucia gdzieś odlatywały i się rozmazywały. Zaczynał pić intuicyjnie. Odruchowo. Jego umysł nie przyjął nawet informacji, co pił, kiedy wszystko dookoła powoli się wyostrzało. Zapachy, stęchniały smród opuszczonego magazynu był coraz bardziej wyraźny - nawet kurz zdawał się odznaczać w zupełnie inny sposób niż wcześniej. Rdzawy metal, pruchniejące drewno, stara guma. Wszystko w niego pierw uderzało, a on próbował wyłapać wszystko, choć przede wszystkim to co miał pod ustami. Nawet nie zauważył, kiedy sam był już w stanie siedzieć - nawet nie zauważył momentu, w którym przytrzymał rękę z której pił, zaciskając na niej w panice palce, jakby się bał, że ta zaraz ucieknie, wbijając w nią kły. Nawet już nie pijąc, po prostu trwając w takiej chwili, przyjmując nowe bodźce dookoła, których było pełno. Dopiero odzyskiwał pełną świadomość, co właściwie działo się wokół niego. Zapachy, dźwięki, powoli wyostrzający się obraz. Rozejrzał się zaraz to po wampirze, to po magazynie, nagle dostrzegając więcej detali w miejscu, które wcześniej było dość... Ciemne w jego oczach. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Opuszczony magazyn Sro Sty 03, 2024 2:53 am | |
| Obserwował pożywiającego się po raz pierwszy krwią wampira i czuł, jak zaczyna go ogarniać instynkt opiekuńczy. Nie wszyscy mistrzowie taki posiadali – albo może posiadali, ale po prostu go ignorowali? Czuł coraz wyraźniejszą potrzebę, by zaopiekować się tym chuchrem, przynajmniej dopóty, dopóki nie będzie w stanie funkcjonować samodzielnie. Ale tego przecież Franklinowi nie wytłumaczył – że pierwsze lata będą trudne. Że nie będzie w stanie kontrolować głodu. Że przestawienie się na tryb nocny – poprzestawianie całego swojego życia jak w jakiejś cholernej układance trójwymiarowej – odbije się na jego relacjach. Relacjach, z których pewnie i tak będzie musiał zrezygnować, a przecież taki był z niego miły chłopiec, doskonale to widział w jego wspomnieniach. I o całej masie innych niebezpieczeństw, które czyhały na młodego krwiopijcę. Ale to mogło zaczekać. Obaj potrzebowali pożywienia. Dimitri już przedtem był na skraju wygłodzenia, a każdy świeży wampir po prostu potrzebował posiłku wkrótce po przemianie. Rosjanin nie wyobrażał sobie, jak miałby powstrzymywać żądzę krwi swojego podlotka w momencie, gdy musiałby walczyć z własną, więc musiał się z tym wszystkim pospieszyć. Palcami ręki, którą trzymał przy swojej twarzy Franklin, postukał białowłosego w policzek. Delikatnie, wiedział przecież, że teraz wszystkie bodźce będą dla niego przytłaczające, wyostrzyło się wszystko: nie tylko wzrok, słuch i węch, ale także, do pewnego stopnia, dotyk. Niektóre zmysły miały być silniejsze niż inne. Postukał jednak, bo chciał zwrócić na siebie uwagę młodego krwiopijcy. – Wszystko w porządku? – zapytał z wyczekiwaniem. Różne wampiry inaczej reagowały na przemianę. Chciał się upewnić, że Franklin nie zamierzał przeistoczyć się w ogarniętego nieustannym szałem krwi wampira animalistycznego. Wampira, który bardziej przypominał zdziczałe zwierzę niż istotę myślącą. Co prawda, takie najczęściej pojawiały się wtedy, kiedy ktoś bez mocy mistrza próbował dokonać przemiany, ale sporadycznie i mistrzom zdarzali się tacy potomkowie. Nikt tak naprawdę nie wiedział, dlaczego to tak działało. Nie było też tak, że ktokolwiek poza Watykanem przeprowadzał jakieś w miarę rzeczowe badania nad wampirami. Nie było skąd czerpać solidnej wiedzy. |
|
| Null.
| Temat: Re: Opuszczony magazyn Sro Sty 03, 2024 3:52 am | |
| W głowie nie formowały się żadne pytania, nie w tej chwili. Wszystko wydawało się być... Inne. Głośniejsze? Agresywniejsze? Nawet dotyk, na który spróbował wgryźć się mocniej w rękę; zupełnie jakby to był sygnał, że miał się odsunąć od niej albo miałaby zostać zabrana, a nie chciał jej puścić. Później pytanie. - Fyfahee fe.. - wybełkotał coś zupełnie niezrozumiałego, jakby sam jeszcze był w zbyt dużym szoku na świadome funkcjonowanie - chociaż dało się zauważyć, że starał się wyłapać wszystkie bodźce dookoła. Dźwięki, zapachy, wszystko. Jakby sam nie wiedział na czym ma się skupić - co wcale nie było dalekie od tego jak dużo pytań potrafił zadawać i jak szybko wpadać na plan działania. Spróbował się odsunąć od ręki, w którą wciąż był wygryziony, choć zamiast tego, pociągnął ją za sobą, kiedy chciał odsunąć głowę. Zawahał się w momencie, jakby coś było nie w porządku - jakby to nie było jego planem działania czy zamierzonym efektem. Dopiero po chwili poluzował szczękę, wyciągając kły ze skóry drugiego wampira, jakby uświadomił sobie z opóźnieniem o ich istnieniu - co w końcu wcale nie było dalekie od prawdy. - Tak..? Jest głośno... I dziwnie... - powiedział, kiedy po chwili skierował dłoń do własnych ust, wyraźnie chcąc sprawdzić umiejscowienie kłów - albo upewnić się, że były prawdziwe. Po tym już rozejrzał się i było widać jak jego źrenice zwężały się, a po tym powiększały, analizując wszystko dookoła - również drugiego wampira, na którego dopiero teraz miał lepszy podgląd. W końcu znajdując się w ciemnościach, trudno było tak dobrze to wszystko widzieć... Poderwał się nagle, zaraz postępując dwa kroki, jakby coś przykuło jego uwagę. Dźwięk, zapach... Wszystko mu się nakładało na siebie, wszystko się mieszało, wszystko było tak podobne i wiązało się ze sobą. Ale czuł coś, co chciał - nie był pewny jak daleko to miało być, może tylko poza budynkiem, a może jeszcze kawałek dalej? Zapach nie był silny, ale atakował jego receptory co rusz niczym igiełki, kiedy już został wyłapany. Ciągnęło go do niego, nie będąc świadomym, że odczuwane ukłucia bólu były głodem, a to co wyczuwał to byli jacyś ludzie - może spieszący się po późnej zmianie w pracy, a może jacyś imprezowicze. Nawet nie obejrzał się, stawiając kolejne kroki w kierunku, z którego wyczuwał zapach - choć nawet nie szedł szybko, jakby rozpraszany wszystkimi bodźcami dookoła. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Opuszczony magazyn Sro Sty 03, 2024 3:15 pm | |
| Bez ogarniającej go hipnozy, dyktującej przyjemność zamiast bólu, po prostu cierpiał. Czuł każdym nerwem, jak w jego rękę wbijało się coś, co nie powinno się tam znaleźć: kilkucentymetrowe kły. Franklin ani myślał o rozluźnianiu mocno zaciśniętych szczęk. Był to jednak ból, który Dimitri był w stanie znieść – wieczność to bardzo długi czas, by podnieść swoją tolerancję na nieprzyjemne bodźce, zwłaszcza, kiedy miało się sadystyczną właścicielkę. Bo przecież Isobel była mistrzynią tylko w teorii, w praktyce hodowała sobie harem ładnych chłopców z różnymi kolorami oczu. Dimitri kompletnie nie zrozumiał, co Franklin próbował powiedzieć, wciąż wgryzając się w jego rękę. Takie rzeczy miały tendencję do utrudniania komunikacji. Patrzył jednak na niego uważnie, każdym gramem swojego jestestwa wyczulony na wszelkie przejawy nadciągającej żądzy krwi, jaka mogłaby ogarnąć jego nowy nabytek – ta jednak nie nadchodziła. Wampir zaczynał czuć ulgę, rozlewającą się po nim całym, obmywającą go z wszystkich obaw, jakie niosło za sobą przeistoczenie człowieka w krwiopijcę. Zacisnął mocno zęby, żeby nawet odrobinę nie syknąć, kiedy Franklin pociągnął za sobą jego przedramię. Czekał cierpliwie, aż skołowane wampirzątko samo go puści. To mogło potrwać chwilę – z jego innym wampirzym pomiotem, Alice, trwało to dobrych parę minut. Właśnie, Alice. Będzie musiał do niej zadzwonić i powiadomić ją, że ma nowego... no cóż, może nie do końca brata, ale coś w tym stylu. Wampiry z jednej linii krwi były sobie bliskie, ale nie do końca można było nazwać łączące ich więzy rodziną. To było coś więcej i mniej jednocześnie. Kiedy białowłosy w końcu przestał się w niego wgryzać, powoli wypuścił powietrze. – Tak. Wszystko teraz będzie intensywniejsze. Twój mózg niedługo nauczy się przetwarzać pozyskiwane informacje w zupełnie nowy sposób, ale to potrwa przynajmniej kilka dni – wyjaśnił powoli, ale nie był pewien, czy taki komunikat w ogóle miał szansę w tej chwili przedrzeć się przez te wszystkie nowe bodźce, których Franklin teraz doświadczał. No nic – najwyżej powtórzy mu dokładnie to samo, kiedy blondyn będzie bardziej zdolny do skupienia się. Bo teraz nie był. Dima odczuł rosnący we Franklinie głód tak, jakby był jego własnym. Przełknął głośno ślinę i wampira już nie było. Podążał w kierunku wołającej do niego pieśni krwi, która dla Dimitriego była ledwie białym szumem, na który nawet by nie zwrócił uwagi w normalnych warunkach. To zapach człowieka – całkiem niedaleko. Wspaniała okazja. – Stój – nakazał swojemu pomiotowi z mocą. Rozkaz przypominał hipnozę – otaczał wolną wolę jak zaciskająca się na szyi pętla i nie pozwalał na złamanie polecenia. Różnił się jednak tym, że nie odbierał Franklinowi świadomości: musiał posłuchać, ale nie był przy tym zamroczony. – To, co czujesz, to zapach krwi. Podążymy za nim, żebyśmy obaj mogli się pożywić, ale będę musiał tobą pokierować. Pokazać ci, jak się to wszystko robi – kontynuował już bez wplatania w swe słowa jakiejkolwiek mocy. Wstał przy tym i skierował swoje kroki w stronę świeżego wampira. Kiedy już do niego dotarł, położył mu dłoń na ramieniu. Dopiero teraz – kiedy już nie musiał aż tak martwić się o przypadkowe złamanie zasad Maskarady, kiedy nie przyciskał Franklina ani do podłogi, ani do ściany – dostrzegł, że chłopak jest od niego niższy co najmniej o pół głowy. Wyglądał jakby był w takim wieku, że jeszcze mógłby podrosnąć parę centymetrów. Teraz już nie mógł. Dimitri odebrał mu tę szansę. – Chodź – powiedział stanowczo, a potem złapał białowłosego za nadgarstek i pociągnął go za sobą. – Staraj się zignorować dźwięki i obrazy, a skup się na zapachu. |
|
| Null.
| Temat: Re: Opuszczony magazyn Sro Sty 03, 2024 4:49 pm | |
| Słyszał głos wampira, ale niekoniecznie skupiał się na jego słowach - wiedział, że coś mówił, ale tylko na tym kończyło się wyłapywanie przez niego bodźców. Głos, tyle. Zapachy, inne dźwięki, obrazy. Od wszystkiego aż kręciło mu się w głowie, chociaż jednocześnie chciał zwrócić uwagę na wszystko - zobaczyć, poczuć, nie wiedząc w którą stronę udać się w pierwszej kolejności. Choć zapach człowieka wyraźnie ułatwił mu tę decyzję. Słysząc kolejne słowo, nawet nie zorientował się, że stanął. Nie w pierwszej chwili. Chciał iść, chciał podążać za zapachem, ale nie był w stanie. Musiał się zatrzymać i chwilę zajęło mu połączenie kropek nim obrócił się w stronę wampira z ogromnym wyrzutem na twarzy. Trudno było określić czy ten był za sprawą zatrzymania go przed podążeniem w stronę jedzenia, czy może poczuł się oszukany brakiem wcześniejszej informacji o takich rewelacjach. - Nie obchodzi mnie co czuję, chcę tam iść... - obruszył się, wyraźnie niecierpliwiąc się zarówno przez głód, jak i ciekawość. A zapach tak się wybijał i zapraszał, że zupełnie przykuwał do siebie uwagę Franklina. Chciał tam iść już teraz, w tej chwili, a nie czekać. Nie trzeba było mu nawet dwa razy powtarzać - prędko zamiast z ciągniętego zmienił się w ciągnącego. Nie próbował wyrwać swojego nadgarstka, nie zwracał nawet uwagi na to że nawet nie znał imienia wampira obok niego, wszystkie jego pytania utknęły gdzieś za zapachem, chociaż nie zanikały, a jedynie się gromadziły, czekając na odpowiedni moment, aby wybuchnąć. Na nieszczęście jego nowego mistrza, noc nie tylko wciąż była jeszcze młoda - ale słońce zimą nie wschodziło zbyt prędko, jak sam to wcześniej zauważył. Zapach nawet bez większych prób skupienia się na nim, wybijał się na pierwszy plan. Ruszył za nim, ciągnąc za sobą mężczyznę, jakby chciał go pogonić do tego wszystkiego. Chciał już i teraz, nie chciał czekać, nie chciał słuchać. Chciał... Gdyby nie był trzymany, od razu by się wyrwał i pobiegł, kiedy tylko opuścili budynek magazynu, a zapach był jeszcze mocniejszy. Dało się poczuć jak się zerwał, próbując wyrwać, chociaż niewiele dała mu ta próba. - Tam... Tam czuję... Rusz się... Tam jest! - ponaglił drugiego wampira, próbując go zaraz pociągnąć, jakby w ten sposób mógłby go zmusić do szybszego przemieszczenia się. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Opuszczony magazyn Sro Sty 03, 2024 5:19 pm | |
| Szedł relatywnie powoli, kompletnie niewzruszony ani wyrzutem na twarzy młodzika, ani jego niecierpliwymi ponagleniami. Franklin nie zdawał sobie z tego sprawy, bo był zbyt pochłonięty Głodem i kuszącym zapachem, jaki dolatywał z coraz mniejszej odległości, ale zaczynał poruszać się z iście wampirzą szybkością. To było opuszczone, praktycznie nieuczęszczane miejsce, ale – jak Dimitri sam się dzisiaj dobitnie przekonał – nigdy nie było wiadomo, kto może patrzeć, czy to normalnymi oczyma, czy też przez wizjer jakiegoś urządzenia. Nie mogli sobie pozwolić na rozwijanie pełnej prędkości, na jaką było ich stać. Dimitri również czuł narastającą ekscytację na myśl o pożywieniu się, zdecydowanie udzielał mu się nastrój podopiecznego, ale doskonale wiedział, że musieli pohamować swoje zniecierpliwienie. Nie chcieli przecież jeszcze więcej problemów tej nocy. – Zwolnij. – Powiedział znów z mocą. Wiedział, że Franklin będzie niezadowolony z tej dziwnej władzy, jaką Rosjanin nad nim zyskał razem z przemianą, ale w jego mniemaniu było to mniejsze zło. Białowłosy mógł się złościć i obrażać, ale przecież przejdzie mu. Za miesiąc, za rok, za dziesięć lat – mieli naprawdę dużo czasu. Kiedy zrównali krok, Dimitri przestał trzymać Franklina za nadgarstek, a zamiast tego po prostu złapał go za rękę. Gdyby zrobił to przed przemianą, różnica temperatur ich ciał byłaby wręcz drastyczna, teraz jednak byli tacy sami pod tym względem, dotyk nie wydawał się zimny, lecz całkowicie naturalny. – Poczekaj, aż ich zahipnotyzuję, a potem pokażę ci, co robić – przemówił znowu, tym razem ciszej, bo byli już dość blisko. Gdyby Franklin wiedział, co zrobić z tymi wszystkimi wyostrzonymi zmysłami, jak przesiewać przez sito mózgu wszystkie informacje i odrzucać te mniej ważne, a skupiać się wyłącznie na tych istotnych, wiedziałby już to samo, co jego stwórca: za rogiem szła dwójka imprezowiczów. Młodych, pod wpływem alkoholu, chłopak i dziewczyna. On jeszcze coś ćpał, ale niedużo, miał ten lekko chemiczny zapach. Czuć ich było wsiąkniętym w ubrania i włosy dymem papierosowym, mieszanką tanich perfum i unoszącym się dookoła nich aromatem kebabu. Kiedy dwójka krwiopijców wyszła zza winkla, prawie zderzyli się z lekko zataczającą się parą. Dimitri rozejrzał się czujnie, czy nie było nikogo dookoła, wciągnął w nozdrza zapach ulicy. Nikogo nie było w pobliżu. – Przepraszam, macie może ogień? – zagadał chłopaka w wyjściowym dresie i podszedł bliżej, uśmiechając się przy tym miło. To tylko ja, niegroźny wampir z sąsiedztwa. Podejdź bliżej, nic ci nie zrobię. Chłopak nie był z tych, co woleli najpierw dać w pysk, a potem dać w pysk jeszcze raz. Odruchowo sięgnął ręką do kieszeni, ale już nie wyciągnął zapalniczki. Dimitri był tuż przed nim, wpatrując się mu w oczy. – Nie krzycz. Słuchaj mnie. – I od tak po prostu hipnoza zaczęła działać. Tym razem nie było mowy o potknięciu się z nią, bo przecież Dimitri zdążył się wzmocnić krwią Franklina. Fakt, że musiał oddać trochę własnej, więc nadal był głodny, ale nie był już w y g ł o d z o n y . Skierował swoje spojrzenie w nagle wystraszone, brązowe oczy dziewczyny, która chyba zamierzała zacząć uciekać przed dwójką dziwnych, nieznanych mężczyzn, która ich zaczepiała, ale była za wolna. – Nie ruszaj się. Nie krzycz. Słuchaj mnie. – Przemówił znów i zerknął na Franklina. Czuł jego niecierpliwość jak ostry, pieprzny posmak na końcu języka. Tym razem zwrócił się do niego. – Zawsze najpierw hipnotyzuj – pouczył go, choć nie był pewien, czy informacja się teraz przyjmie. Znów spojrzał na ludzi, stojących teraz nieruchomo przed nimi. – Nic złego się wam nie dzieje. Pójdziecie z nami i pozwolicie nam się pożywić. To nie będzie was bolało – mówił powolnym, stabilnym tonem. – A po wszystkim zapomnicie, co się wydarzyło. Po prostu wyszliście z imprezy. Sam zaczął czuć zniecierpliwienie. Wracali do znajdującego się nieopodal magazynu w normalnym, ludzkim tempie. Dla niedoświadczonego wampira mogło się to zdawać torturą: móc osiągnąć niesamowitą szybkość, tak, że ruch rozmazuje się niczym smuga, a być przy tym zmuszonym do zwyczajnego chodzenia. |
|
| Null.
| Temat: Re: Opuszczony magazyn Sro Sty 03, 2024 10:08 pm | |
| Był niezadowolony. Chciał się wyrwać, mimo że nie był w stanie - nie mógł pobiec do przodu, nie mógł oddać się temu impulsowi, który cały czas go ciągnął. To było najgorsze, czuł się jakby dwie przeciwne siły nad nim wisiały, próbując go rozerwać kiedy każda ciągnęła w przeciwnym kierunku. Chciał pobiec, ale nie mógł. Nawet jeśli próbował, nie był w stanie przeciwstawić się dziwnej sile, która go spowalniała. Wciąż nie do końca słuchał - tym bardziej, kiedy zapach był już tak blisko. Próbował się wyrwać - bezskutecznie, bez jakiegokolwiek sygnału podjętej próby, choć było widać po nim podenerwowania, kiedy co rusz zerkał w stronę wampira, jakby błagałając go, żeby go puścił. Chciał iść, już i teraz. Chciał jeść, nie mając nawet do końca pełnej świadomości, że to właśnie tego potrzebował. Miał wrażenie, że postrada wszystkie zmysły jeśli nie rzuci się w tej dokładnej chwili na to co czuł - a nie mógł się nawet wyrwać, nieświadomie zaciskając palce mocno na dłoni wampira, jakby to w jakiś sposób miało mu ulżyć. Nie słyszał - jego głos był jednym z szumów w tle, im bliżej znajdywali się pary. Tuż za rogiem, zapach dochodził dokładnie stamtąd. Zapach był tuż obok, tuż przed nim. Ale nie mógł się wyrwać do niego, nieświadomie czekając na sygnał. Nie słyszał jak ich zagadywał, nie docierało do niego co wampir robił. Wpatrywał się w parę, jakby miał się w każdej chwili rzucić na nich, jednocześnie nie będąc w stanie. Jego oczy były niemalże czarne od rozszerzonych źrenic, jak u kota który był gotowy do skoku i ataku. Był niespokojny, nie rozumiejąc co się działo, ale nie wyrywał się do przodu, jakby podświadomość jeszcze u niego wygrywała. Czekał na pozwolenie, choć pokazywał swoje niezadowolenie na ręce mężczyzny. Każde pociągnięcie jakby chciał zawołać już pozwól, już puść, już mogę, każde silniejsze ściśnięcie dłoni. Jedyne co słyszał to tętno krwi, która mamiła go zapachem, po którą chciał sięgnąć. Torturą był dla niego powrót do opuszczonego magazynu jeszcze w tak kontrolowanym tempie, które nagle wydawało się być za wolne. Mimo, że przecież całe życie w podobnym chodził to wciąż chciał się wyrwać - nawet jeśli nie mógł, nawet jeśli wszystko go powstrzymywało... Chociaż im dłużej był wystawiony na zapach, tym ekscytacja nim powoli ustawała. Był głodny, ale ofiary nie uciekały. Były tutaj, nie oddalały się. Nie mogły. Nawet nie był świadomy, że całkiem ignorował wampira obok podczas powrotu, mając wbite spojrzenie w ludzką parę. - Już? Już. Już? Już! - zawołał, kiedy znajdywali się już w opuszczonym magazynie. Wbił niemalże czarne ślepia w twarz wampira, wyczekując pozwolenia. Pociągnął go za rękę w dół jakby go ponaglał w swojej decyzji. W końcu już można było, tak? To był ten moment, że mógł. Po co innego ich prowadzili tutaj? Tym bardziej, że głód był irytujący i drażniący - może za sprawą, że sam przemieniający go nie był aż tak najedzony do syta, a może z jeszcze innych powodów. Chciał teraz po prostu zjeść, zupełnie nie łącząc faktu czym i w jaki sposób mógłby skończyć się jego posiłek dla człowieka, gdyby został puszczony w takim stanie, aby zrobił to do czego namawiały go wszystkie nowe instynkty.
|
|
| Dimitri
| Temat: Re: Opuszczony magazyn Sro Sty 03, 2024 11:11 pm | |
| Czuł jego niecierpliwość jak coś namacalnego: jak dławiące ściskanie, budujące się gdzieś w gardle, kiedy z całych sił próbujesz nie płakać, choć cały otaczający świat cię do tego zmusza, i oddychasz przez to z trudem, łapczywie próbując złapać choć odrobinę powietrza. Jak drobne igiełki lodowatego deszczu na twarzy, tak zimne, że aż parzące, gdy zimową porą idziesz brzegiem morza pod wiatr. To. I fakt, że Franklin po prostu miażdżył mu rękę. Cieszył się, że zawczasu wydał odpowiedni rozkaz. Na przykładzie Alice boleśnie i na własnej skórze nauczył się, jak silny i niepowstrzymany może być ten pierwszy głód, którego, co całkiem naturalne, nie pamiętał z własnej przemiany. Kiedy zabrał dziewczynę na pierwsze polowanie, wszystko poszło nie tak, jak powinno. Niczym zwierzę chore na wściekliznę rzuciła się na pierwszą ofiarę i rozpłatała jej całe gardło, wychłeptała parę łyków, a potem jej uwagę przyciągnęła następna osoba. A była przy tym tak szybka, tak napędzana gorączką krwi, że Dimitri nie był w stanie ocalić tej następnej osoby. Dopiero przy trzeciej ofierze – a może czwartej? sam już nie pamiętał – udało mu się ją zatrzymać, ale prawie mu przy tym odgryzła ręce. Dimitri nakazał parze stanąć nieruchomo, a potem odwrócił się do Franklina. Wolną ręką złapał go za podbródek i zmusił do spojrzenia na siebie, używając przy tym znacznej siły. – Skup się – powiedział dobitnie, nie puszczając go ani na milimetr. – Masz to zrobić dokładnie tak jak ja. – Dopiero wtedy go wypuścił i sam także podjął próbę wyswobodzenia drugiej ręki. Zbliżył się do dziewczyny i ujął ją za nadgarstek i, cały czas patrząc Franklinowi w oczy, przybliżył do swojej twarzy. Delikatnie wbił się kłami dokładnie w malującą się wyraźnie pod skórą żyłę i zaczął pić. Pił tak przez dłuższą chwilę, a doświadczenie powiedziało mu kiedy przestać, by nie zabić swojej ofiary. Równie delikatnie wysunął kły z jej ciała i skinął głową. – Teraz już możesz. |
|
| Null.
| Temat: Re: Opuszczony magazyn Sro Sty 03, 2024 11:36 pm | |
| Niecierpliwił się. Nie chciał czekać - nie mógł czekać. Czuł, że oszaleje jeśli będzie to trwało tak długo i tylko się przedłużało. Chciał się rzucić na posiłek, chciał zaspokoić ten dziwny głód, który dopiero poznawał, i który drążył mu dziurę w brzuchu jakby nie jadł od... od... nawet nie wiedział od jak dawna. Był głodny, czuł ból, czuł słodki zapach, który go wzywał z tak bliska. Chciał... Źrenice zwężyły się, po tym znów rozszerzyły - i tak kilkukrotnie jeszcze, kiedy wpatrywał się w wampira, po częście przez fakt, że to właśnie na nim wymuszono, ale też próbował się skupić. Nie myśleć o zapachu, który go otaczał. Nie myśleć o dźwięku, który był tak blisko. O cieple, które znajdywało się blisko nich, jakby parujący obiad na niedzielnym obiedzie u babci. Pieczeń, ziemniaki, sos i trochę warzyw. Wszystko było tak apetyczne, choć może to było przez sam głód. Puścił rękę, choć wtedy to jego bluza ucierpiała, kiedy zaczął ciągnąć jej rękawy, jakby nie mógł ustać w spokoju. Ale obserwował i patrzył, i czekał na pozwolenie, a to czekanie dłużyło mu się zupełnie jakby mężczyzna pożywiał się przez kilka godzin, zmuszając go do obserwowania własnej uczty. Chociaż pozwolenia nie trzeba było powtarzać mu dwa razy, bo w sekundzie znalazł się przy chłopaku. Mogło się wydawać, że zaraz się rzuci na niego - od razu i niekontrolowanie, ale, choć niezdarnie, rzeczywiście zaczął naśladować ruchy starszego. Nawet jeśli brakowało mu ogłady - słuchał się. Chociaż zaczął pić dużo bardziej łapczywie. Kilka pierwszych łyków, dopiero po tym zaczynając się uspokajać, też za sprawą ustającego nareszcie głodu. Jego spojrzenie wracało do normy, wszystkie bodźce choć wciąż intnesywne, zdawały się lepiej układać w jego głowie. Nęcący zapach krwi wciąż wybijał się na tle wszystkiego, ale nie był już aż tak nieodparty, jakby Franklin musiał rzucić się w pościg za nim w sekundzie, w której tylko się pojawił. Nawet łapczywość łyków powoli ustawała, jakby był wygłodniałym kundlem, uczącym się, że nikt nie odbierze mu miski podczas posiłku. Czuł sytość po krótkiej chwili, nie przestając jednak pić - nie będąc w stanie się oderwać. Nie potrafił, czując jak jego palce same zaciskały się na ręce posiłku, choć jednocześnie miał tego świadomość. Tętno... było coraz słabsze? Nie dużo, nie wiele, ale wyczuwalnie. Zaczynał wpadać w panikę, jakby orientował się, co właśnie robił. Do czego zmierzał? Nie potrafił przestać, pijąc cały czas. Nie mógł się oderwać. Problem z wyciągnięciem kłów? Ale pił, cały czas pił, w przeciwieństwie do tego jak pił na początku z nadgarstka podczas przemiany. Zaraz w panice zaczął szukać wzrokiem drugiego wampira, jakby chciał zacząć krzyczeć, żeby ten to zatrzymał. W końcu miał się zatrzymać tak jak on, prawda? Dlaczego nie mógł? Nie potrafił się zmusić do odsunięcia? - Yhhff! Fhrrrff! - zawołał w równie udanej próbie komunikacji, co za pierwszym razem, kiedy próbował odpowiedzieć z wbitymi w nadgarstek kłami. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Opuszczony magazyn Czw Sty 04, 2024 12:32 am | |
| Splótł ramiona na piersi i obserwował uważnie swojego podopiecznego, w każdej chwili gotów zareagować. Cały był nastawiony na kłopoty, więc dudniący puls mężczyzny stanowiącego posiłek Franklina odbijał się głośnym, niemal przytłaczającym echem w głowie wampira. Wiedział, w którym dokładnie momencie puls zaczął słabnąć, ale czekał. Czekał, aż białowłosy sam przestanie się pożywiać. Aż wyczuje moment, w którym należało się wycofać. Aż głód się uspokoi i, być może przerażony tym, co właśnie robi, Franklin oderwie się od karmiącej go ręki. Dimitri był zadowolony. Chłopak już przy pierwszym pożywianiu się, kiedy tylko rzeczywiście zaspokoił głód, zdał sobie sprawę, że należy się powstrzymać od dalszego picia krwi. Nie potrafił przestać – ale taki problem to żaden problem. Był wampirzym pisklęciem, Dimitri nawet przez moment nie oczekiwał, że Franklin rzeczywiście się zatrzyma w odpowiednim momencie, tego pierwszego głodu nie dało się powstrzymać takim profilaktycznym rozkazem. To, że białowłosy w ogóle się z tego szału krwi ocknął, naprawdę ucieszyło Dimę. – Przestań pić – powiedział z mocą. Podszedł do młodego krwiopijcy i uniósł dłonie do jego twarzy. – Wypuść rękę tego człowieka. Wycofaj się. – Dodał jeszcze i czekał, aż chłopiec wypełni polecenie, jednak palce ulokował tuż przy miejscu, w którym jego szczęka łączyła się z żuchwą – cały czas gotowy, by mocno to miejsce nacisnąć i siłą zmusić niepanujące nad sobą ciało do posłuszeństwa. |
|
| Null.
| Temat: Re: Opuszczony magazyn Czw Sty 04, 2024 1:02 am | |
| Szukał w panice punktu, w którym mógłby zaczepić wzrok. Przestał pić, co jednocześnie go uspokoiło, ale równocześnie wcale nie podobało - bo nie potrafił wyjąć kłów. Bo nie chciał wyjąć kłów? Nie był pewny, czując panikę związaną z czystym niezrozumieniem sytuacji. Dlaczego to nie było takie proste? Nie powinien być w stanie tego wszystkiego kontrolować tak po prostu? Spróbował poluźnić uścisk szczęki, wycofał się rzeczywiście, chociaż zaraz spróbował wbić się jeszcze mocniej jakby w jakiejś spazmatycznej próbie nieprzerywania posiłku. Choć było to tylko chwilowe, bo same dłonie puściły rękę chłopaka. Problem leżał w szczęce, która nie chciał odpuścić. Pociągnął głowę znów, a przynajmniej spróbował w pierwszej chwili, dość szybko rezygnując z tego pomysłu - jakby uświadamiając sobie, że byłoby to bolesne. Tak jak ciągnął wcześniej... Przesunął wzrokiem znów na wampira, jakby uświadamiając sobie bardziej, co właściwie robił jeszcze kilka i kilkanaście chwil temu. - Feffafam... - wydukał znów, choć trudno było powiedzieć co dokładnie mówił z samych słów - bardziej jego mina zdawała się pokazywać skruchę. Za to, że nie potrafił puścić teraz? A może jeszcze za swoje wybryki..? Nie był pewny czy puścił sam, czy z pomocą. Odsunął się na kilka kroków, znów sprawdzając jeszcze swoją szczękę i to jak była ruchoma. Spróbował kłapnąć kilka razy w powietrzu, nie rozumiejąc, dlaczego znów miał problem z wycofaniem się... Rozejrzał się dookoła, po twarzach ludzi, po tym po mężczyźnie... - ... to tak wykasowałem te nagrania..? Możesz zmusić do czegokolwiek ich? Ale.. oni nie będą pamiętać? Dlaczego ja teraz pamiętam? To nie fair, że też jestem na to teraz podatny! - żachnął się, nie zapominając o tym ograniczeniu go, kiedy szum krwi był tak... kuszący. Teraz również był, choć nie przytłaczał tak wszystkiego dookoła... Zawahał się, wbijając znów wzrok w ludzi. Jak źle by mogło być, gdyby nie został powstrzymany? Jak źle mogliby skończyć, gdyby został po prostu puszczony tam gdzie chciał i jak chciał? Rzuciłby się po prostu na nich? Ale czy byłoby to wtedy wystarczające? Czy... Zawahał się przez moment, kiedy jego ręka bezwiednie powędrowała do kieszeni, w której nie spoczywał telefon. Zmarszczył brwi, przypominając sobie, że go już nie miał... - Niczego nie będą pamiętali..? Tak... niczego-niczego? - dopytał, po chwili zbliżając się na nowo do chłopaka, chociaż tylko po to, żeby wyciągnąć z jego kieszeni telefon. W końcu... może go później oddać. Przynajmniej do czasu, aż nie kupi nowego. Chociaż było widać po jego minie, że nie był zachwycony urządzeniem, które planował sobie przywłaszczyć. - Wampiry nie powinny zmieniać się w nietoperze? W sensie... ty byłeś wtedy... - zawahał się, samemu w końcu przez obiektyw aparatu nie dostrzegając zbyt wiele szczegółów. - Jakimś lisem? Psem? Kotem..? Czymś takim..? - dopytał, znów zwracając głowę do mężczyzny, chowając nieswoją własność do kieszeni. W końcu... chyba mu nie zabroni? Patrząc po tym, że zrobili tej dwójce nieco gorszą rzecz niż po prostu napaść. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Opuszczony magazyn Czw Sty 04, 2024 12:02 pm | |
| Miał ochotę się zaśmiać. Widok młodego wampira, który utknął zębami w czyimś ciele i nie mógł się wycofać był jednocześnie i straszny, i wyjątkowo komiczny. Dimitri z trudem zachował jednak powagę, bo takie ewidentne śmianie się z nieszczęścia Franklina mogło go tylko jeszcze bardziej do niego zrazić, a wcale tego nie potrzebowali. Czekało ich co najmniej kilka wspólnych miesięcy, jeśli białowłosy miał wystarczająco dużo silnej woli i potencjału mocy – albo nawet kilka lat, jeśli nie miał. Taki okres czasu, spędzony w towarzystwie kogoś, kto tobą gardził, mógł się stać istną torturą, a Dimitri nie był fanem tortur. – Mhm – przytaknął Dimitri ze skinięciem głową. . – Nie będą niczego pamiętać, bo są pod wpływem hipnozy. Ty też byłeś, ale... Nie do końca zadziałała, bo byłem mocno nie w formie – wyjaśnił, skrzywiając przy tym lekko usta w zniesmaczonym grymasie. – Teraz pamiętasz, bo nie jesteś zahipnotyzowany. Do czasu, aż się nie usamodzielnisz jako wampir, będziesz musiał słuchać bezpośrednich poleceń ode mnie – dodał ciszej, ostrożniej – doskonale wiedząc, że Franklin nie będzie z tego zadowolony. Co najmniej. – Ale obiecuję, że nie będę tej władzy używał przeciwko tobie. Daję ci na to moje słowo – pospieszył zaraz z obietnicą. Pochodził z czasów, kiedy danie komuś słowa rzeczywiście coś znaczyło. Dla Dimy to nadal było ważne, aby tego słowa dotrzymywać. To była kwestia honoru. Rosjanin mógł być ubogim, straumatyzowanym wampirem, ale to jedno nigdy go nie opuściło: honor. – Tylko dzięki temu byłem w stanie pomóc ci się pożywić. Inaczej na pewno byś ich zabił. I pewnie nie tylko ich. Przez jakiś czas będziesz miał problem z utrzymaniem swojego głodu w ryzach. Przekrzywił głowę i już miał potwierdzić, że tak niczego-niczego, kiedy Franklin zrobił coś interesującego – tak po prostu zabrał sobie telefon mężczyzny. Dimitri nie okradał swoich ofiar – w przeszłości mu się to zdarzało, zwłaszcza na rozkaz swojej mistrzyni – ale teraz po prostu nie chciał tego robić. Nie był jednak święty, nie czuł się też uprzywilejowany do pouczania chłopaka z zakresu moralności, dlatego nijak tego wszystkiego nie skomentował. Dopóki Franklin nie robił niczego, co mogło im ściągnąć na głowę Conventus albo Watykan, dopóty Dima zamierzał pozostawić mu wolną rękę. Spojrzał na dwójkę ludzi stojących przed nimi. – Idźcie już stąd. I pośpieszcie się – polecił im, a oni natychmiast skierowali się ku wyjściu, bez słowa pożegnania czy wyrzutów. Wampir wrócił spojrzeniem do białowłosego i ponownie splótł ramiona na piersi. Po kolejnym pytaniu najpierw westchnął ciężko. Te wszystkie popkulturowe stereotypy potrafiły paskudnie uprzykrzać życie. – Zasadniczo wampiry nie zmieniają się w nietoperze ani w nic innego. Mamy jednak... różne moce, bardzo indywidualne. Niektórzy z nas faktycznie potrafią się zmieniać w zwierzęta. – Przez sześćset lat widział raptem dwa wampiry, które potrafiły zrobić coś takiego, to była naprawdę unikalna rzecz. Zasępił się odrobinę. Zamiana w kota była upierdliwa, bolesna i zwyczajnie kłopotliwa. – W moim przypadku chodzi o klątwę. Pewien... czarownik walnął we mnie magią i od tamtej pory zamieniam się w kota ilekroć jestem wygłodzony i stracę nad sobą kontrolę. Wypicie odrobiny krwi odwraca proces. Dimitri wsadził dłonie do szerokiej kieszeni bluzy. Niby wampiry nie odczuwały aż tak zimna, ale, na litość boską, był grudzień. Wystarczająco zimny, że śnieg nie topniał, tylko nawarstwiał się nieustannie. Podszedł bliżej do Franklina. – Chodź, pójdziemy do mnie. Musimy poważnie porozmawiać, a to nie jest dobre miejsce do tego. Ciemność ma uszy. – Powiedział absolutnie poważnie. Zaraz jednak uśmiechnął się nieznacznie. – Przy okazji, Dimitri jestem. Możesz mi mówić: Dima. |
|
| Null.
| Temat: Re: Opuszczony magazyn Czw Sty 04, 2024 3:01 pm | |
| Nie podobało mu się to co słyszał w najmniejszym stopniu, choć z drugiej strony... Nie do końca też zastanawiał się nad tym, z czym wiązała się podobna przemiana. W końcu opcja, w której wampir wiedział, gdzie mieszka jego rodzina nie wchodziła w grę - mógłby to wykorzystać przeciwko niemu, na własną korzyść, albo cokolwiek jeszcze innego. Opcja czystej śmierci... Cóż, również mu się nie podobała. Nawet jeśli początkowo myślał, że to właśnie na tę padło, nie pytając w panice o to, w jaki sposób to przebiega dokładnie. Zmarszczył brwi, słysząc o tym jak starszy dawał mu swoje słowo. Skąd się zerwał? Z wieków średnich i rycerskich cnót? Choć po części... Już raz go dotrzymał. Mógł w końcu go po prostu zabić... Jeszcze kilka chwil wcześniej. Właściwie to był pewny, że ten to zrobi... Odwrócił wzrok w stronę ich posiłku, słysząc o tym, że by ich zabił. Spiął się na te słowa - niewypowiedziane wcześniej, ale to było tym czego się bał. Że mógłby po prostu... Zabić? Na samą myśl czuł się dziwnie niespokojny. Stąd się znalazł w nim stres i panika, kiedy nie mógł się odsunąć od chłopaka. - Dobra... Tak... Dzięki... To nie .. nie chciałbym tego zrobić - wybełkotał, mając w tej chwili nieco lepszy podgląd na to, jak się zachowywał w przypływie głodu. Gdyby się po prostu rzucił... - Jak właściwie chcesz mnie kontrolować? Musisz mnie chyba widzieć, żeby wydawać polecenia? Jak inaczej miałbyś wiedzieć, gdzie i co robię? - zapytał, przesuwając spojrzenie znów na wampira, a po tym na telefon, który już odblokował. Odgadnięcie kodu nie było trudnym - już druga próba wstukania 1243 była sukcesywna. Chociaż prędko kamera telefonu wycelowała w starszego wampira, a zaraz po tym było już jasne, że Franklin nie nagrywa, tylko ogląda samego siebie za pomocą tej przedniej. To jak otwierał usta, starając się spojrzeć na kły, mówiło dość sporo. - A więc... Lustra to mit? Chyba trudno byłoby cię nagrać... Albo mnie... - rzucił, tylko przelotnie spoglądając na starszego, po tym spojrzenie znów wbijając w telefon, jakby to urządzenie było wszystkim, czego potrzebował. Ruszył wgłąb magazynu, zaraz szukając czegoś po podłodze i kucając przy kupce śmieci, która była jego telefonem. Jeśli miałby wystarczająco szczęścia... Mógłby odzyskać swoją SIM. - Czyli nietoperze to też mit..? Ehh... A słońce? Czosnek czy krzyże? - dopytał, choć prędko uwagę z grzebania w kupce na ziemi przeniósł na wampira. - Jak... Taki Rincewind? Albo Gandalf? Czy inne Pottery? Czy w sensie... Bardziej taka wicca? - dopytał zaskoczony, choć patrząc po tym kim się stał, nie powinno go to wcale już dziwić. - Nieśmiertelność? Albo... Czekaj, Stoker pisał o mgle, nie? A zaproszenie przez próg? Musisz mieć zaproszenie, żeby gdzieś wejść? Jak wchodzisz do galerii handlowych? - zapytał od razu, decydując, które kwestie były mu potrzebne, a które nie. Słysząc jednak o pójściu do niego, zawahał się przez moment, podnosząc z klęczek przy kupce śmieci. Ostatecznie karta SIM była nie do użytku, co za bardzo go nie pocieszało... Chociaż zaraz podsunął wampirowi dopiero co skradziony telefon. - Wpisz adres. Do wieczora mi przyjdzie nowy telefon jak teraz zamówię... Z SIM... Nie mogę tak się pokazać chyba rodzicom, a nie będę im z losowego numeru pisał... Znaczy, mogę raz, ale nie cały czas... - powiedział, marszcząc brwi. W końcu musiał o tym pomyśleć. - Dima... Dobrze, wiedz więc, wisisz mi nowy telefon - dodał, chociaż oprócz tego rzeczywiście poszedł za wampirem, mimo wszystko uznając to za bezpieczniejszą opcję niż rzucenie się na kogoś, bo byłby wygłodniały. A tak, nawet jeśli w ogóle mu się to nie podobało, rzeczywiście ktoś mógł nad nim sprawować pieczę... I pilnować, żeby nie zabił. Nie wiedział w końcu, co ile miałby być głodny. Jak poczuje od razu krew? A może raz na tydzień? Codziennie, co miesiąc? - Średnio co ile zmieniasz się w kota... W sensie, ile musisz nie jeść? - dopytał znów, marszcząc brwi, kiedy szedł za wampirem do jego mieszkania, po drodze co rusz zadając kolejne pytania. Ile żyjesz? Ile żyje przeciętny wampir? Czy kły mogą wypaść? Czy trzeba spać? Czy nie można już jeść? Czy zwierzęta coś czują?, bo w końcu każda z tych rzeczy miała wpływać teraz na jego życie.
Z/t x2, prowadź na tę ruderę chałupę |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: Opuszczony magazyn | |
| |
|
| |
| |
|