Chata w lesie
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4
Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyNie Gru 17, 2023 1:45 am

"Nie jestem małostkowa"


Ostatnio zmieniony przez Rose O'Brien dnia Nie Sty 28, 2024 11:47 pm, w całości zmieniany 2 razy

Sava
Sava
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyNie Gru 17, 2023 3:03 am

Ta scena śniła mu się prawie każdej nocy, kiedy jeszcze był człowiekiem i prawie każdego dnia, odkąd został wampirem. Leżał w szpitalu. Obok niego siedziała zalana łzami matka. Kiedy tylko otworzył oczy, wyciągnął w jej stronę rękę.
- Nic mi nie jest. - Powiedział ochrypniętym głosem, chcąc rozwiać jej troski. Matka, pod wpływem jego dotyku, poderwała się, zaalarmowana jego przebudzeniem.
- Sava, proszę... Tylko nie mów im, że to byłam ja. Mamusia cię ładnie prosi. - Wyszeptała przez łzy. Drugą dłonią sięgnął do opatrunku, który zajmował połowę twarzy.

Obudził się. Chwilę potem zorientował się, że dłoń położył na głowie Rose, która siedziała dotychczas opierając się o próg łóżka. Nie zdawał sobie sprawy, że jeszcze przed chwilą przez sen wymamrotał "nic mi nie jest".
- Nie uciekłaś. - Przywitał ją takimi słowami, w których rozbrzmiewała nuta ulgi. Zamrugał intensywnie okiem, a potem pogłaskał ją po głowie. Obawiał się, jeszcze zanim poszedł spać, że jej nie zastanie po przebudzeniu. Widzieć ją, spokojnie czytającą książkę, było niezwykle pozytywnym odczuciem. Zaskakujące, jak dla niego. Czuć. Na trzeźwo, a to dopiero wyczyn. Dotychczas zdarzało mu się to po narkotykach albo podczas upojenia. - Jak się spało? - Spytał, wciąż nie do końca przytomnym tonem i zaraz poderwał się, żeby odruchowo sięgnąć po telefon, który wcześniej podłożył pod poduszkę. Godzina na ekranie wskazywała kilka minut po siedemnastej. Potem odłożył telefon i wzrokiem zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Powoli docierała do niego rzeczywistość. No tak, przecież nie znajdował się u siebie. To logiczne.
- Długo już tutaj jesteś? - Cisnął kolejnym pytaniem po czasie, zamykając jeszcze raz oko. Dłońmi przetarł twarz. Nawet jeśli nie miał przyjemnych snów, to i tak nie czuł się tak paskudnie, jak zazwyczaj. Dopiero teraz dotarło do niego, co się działo w nocy. Jego serce znowu zaczęło bić szybciej. Podniósł się z łóżka i przysiadł na brzegu, stawiając nogi na ziemię obok kobiety. Spoglądał na nią ostrożnie. Przypomniał sobie, że zaraz przed tym, jak poszli spać, wydawała się być przygaszona. Przypomniał sobie też wszystko, co wydarzyło się wcześniej - to że Rose go pocałowała. I że, w sumie, pocałunków trochę jeszcze było. Wszystko przeplatane chwilami przepełnionymi nagłymi wątpliwościami i wybuchami dziwnego żalu.
- Ej, Różyczko. - Zwrócił się do niej. Obserwował ją uważnie, chcąc cokolwiek wywnioskować z jej mimiki albo mowy ciała. Cokolwiek. - Wczoraj wydawał się być później przygaszona... Powiedziałem coś nie tak? - Spytał otwarcie, opierając łokcie o kolana.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyNie Gru 17, 2023 4:27 am

    „Trochę się zabłąkałem, ale to nie szkodzi, bo Pani być może poszła razem ze mną i teraz zabłądziliśmy oboje.”
    Przesunęła z uwagą po kolejnym fragmencie listów Franza i tytułowej Mileny. Chociaż nie lubiła czytać, to zatapianie się w kolejnej wymianie słów między nimi sprawiało Rose jakąś dziwną przyjemność. Trochę tak, jakby czytała cudze sms’owe konwersacje: wchodziła w kompletnie inny świat, pełen spisanych uczuć, czyjąś intymną relację. Pamiętała jeszcze czasy, gdy przepływ informacji odbywał się za pośrednictwem papieru, nie zaś klikania w ekran i było w tym coś pięknego. Czekać i czekać. Wymierać z tęsknoty i pragnienia. Dostać ostatecznie pergamin z rękopisem od kogoś, kto wysilił się na tyle, by jeszcze go opakować i zanieść na pocztę. Niespotykane. Teraz ludzie woleli iść na łatwiznę: aplikacja randkowa, szybka wymiana uprzejmości i pusta fizyczność. Lekkie zapełnianie pustki. Może powinna o tym pomyśleć. Zawsze to coś. Przynajmniej, tak jej się wydawało, nie byłaby do tego zmuszona.
    Podskoczyła jak oparzona, gdy potok dziwnych teorii i (nie)planów został przerwany wpierw przez zwrot w nieznanym języku, a później – rękę ułożoną na głowie. Przez krótką chwilę myślała, że jej się wydaje, bo dotyk był na tyle lekki, że równie dobrze mógł być świstem powietrza.
    Uniosła prawicę, lewą trzymając za okładkę książki, a następnie skierowała ją na kończynę mężczyzny. Opuszkami zbadała wierzch gładkiej jak na mężczyznę dłoni. Może nigdy nie pracował fizycznie. Kto wie? Wcześniej tego nie zauważała, ale teraz, cóż. Mózg Róży zapamiętywał coraz więcej szczegółów.
    — Ty też nie — powiedziała głupkowato, nie odrywając się od książki. Właściwie, tekstu. Ciężko byłoby się skupić rozumieniu literek, kiedy gładził ją z czułością po włosach. Przyjemne, chociaż poczuła się jak dziecko. — Ani źle, ani dobrze — Nie skłamała. Minęła się jedynie z prawdą. To nie to samo, wiadomo. — A tobie?
    Zdawała sobie sprawę, o czym sam zresztą wspomniał, że ma koszmary. Tym razem jednak nie wykrzykiwał jakichś niezrozumiałych fraz. Jedynie krótki zwrot, który, nawet jeśli próbowała zrozumieć czy przypasować do słów, jakie znała, nie miał zwyczajnie sensu. Niedziela chmielina. Niedziela chmielna. Chmielina. Gałązka chmielu. Niedziela. No nie.
    — Co znaczy „sunt bine”? Chyba dobrze wymawiam …Powiedziałeś to przez sen — zapytała spokojnie, w czasie gdy Odobescu oderwał dłoń w bliżej nieokreślonym celu, który stał się jasny wraz z nadejściem jego kolejnego pytania. Cóż, wychodzi na to, że dziś będzie ich zadawał sporo. Nie miała nic przeciwko. Koniec końców, następne spotkanie mogło nigdy nie nadejść. Najlepszą opcją byłoby nie zostawiać nic niewyjaśnionego.
    Jeśli wierzyć Rodney’owi to od piętnastej — odparła beznamiętnie. — Która godzina?
    Róża straciła rachubę czasu, co było zresztą całkiem miłym uczuciem, bo wolałaby nie pamiętać, że zaraz przyjdzie jej pożegnać Odobescu. Później zapomnieć o nim na jakiś bliżej nieokreślony czas i wrócić do własnego świata; do pustych dni i udawania, że jakoś się trzyma, że ma powody do uśmiechu. Do słuchania i odpowiadania. Do poranków przy najtańszej lurze, do nocy przy barze i w łóżku, bynajmniej nie samotnie. Nie chciała tam wracać. Nie chciała wracać do ‘Mole i jego paskudnego, śmierdzącego wilgocią i pleśnią wnętrza. Odczuwała to, jeszcze bezzasadne, obrzydzenie do samej siebie z wyprzedzeniem. Obrzydzenie i strach, który wynikał z obawy przed ustami obcych mężczyzn, którzy zmażą to, co pozostawił Sava.
    Zamknęła książkę z głuchym trzaskiem. Miękkie wydanie. Różyczko. Miał tak już nie mówić.
    — Naprawdę? Nie, wszystko w porządku — powiedziała, starając się, by słowa zabrzmiały możliwe przekonująco, jakby właśnie opowiadała o przyrodzie — lekko i bez zająknięcia. To było połowiczne kłamstwo, bo nie powiedział nic złego, a tylko to, co powinien. Już w nocy zdała sobie sprawę, że tak właśnie miało być. Przyznać się przed samą sobą, że pomyliła się w obliczeniach, zbyt wiele założyła i w naiwności pozwoliła, by serce w to uwierzyło. Trochę słodko gorzkie uczucie. Z przewagą drugiego. — Po prostu byłam zmęczona — dodała po chwili, wstając z zajmowanego miejsca.
    Ucieczka. Podeszła do komody, na którą odłożyła książkę. Zawisła na chwilę, jakby w myślach żegnała się i z nią, i z Savą. Szybkie zerwanie tygodniowego plastra. Lepiej było tego nie przedłużać i już rozpocząć godzenie się z brutalnym losem.
    — Wczoraj… — zaczęła, odwracając się twarzą w kierunku do mężczyzny. Starała się kontrolować mimikę, ciało. I nawet można by powiedzieć, że wychodziło nie najgorzej, tyle że drgały jej wargi, a puls jakby przyśpieszył. Mimo wszystko, wyglądała na pogodną. Albo owe „wczoraj” naznaczyło O’Brien tak przyjemnymi emocjami, że samo ich wspomnienie wprawiało serce w szybsze tempo, albo próbowała, tak samo, jak on, znaleźć temat zastępczy. — Było miło, prawda?


Ostatnio zmieniony przez Rose O'Brien dnia Nie Gru 17, 2023 2:55 pm, w całości zmieniany 1 raz

Sava
Sava
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyNie Gru 17, 2023 1:28 pm

- To samo. - Odmruknął jeszcze zaspanym głosem. Ciągle śniąca się po nocach przeszłość nie była przyjemna, ale, jak wszystko, miała swoje gorsze albo tylko trochę gorsze chwile. Dzisiejsza nie wydawała się być taka zła. Całkiem możliwe, że od dwóch albo trzech godzin podłość snów nieco się zmniejszyła i Sava nie rzucał się już więcej na łóżku. Inaczej czarnowłosa raczej by tutaj nie siedziała.
- To znaczy nic mi nie jest. - Odpowiedział posłusznie i westchnął cicho na wspomnienie sceny ze snu. - A co, chcesz się uczyć rumuńskiego? Muszę pomyśleć nad pobieraniem opłat. - Rzucił ironicznym żartem, a usta wygięły się w krzywy uśmiech. Nowy dzień, nowy on. Forma do sarkastycznych żartów wracała.
- Po piątej. - Odparł równie beznamiętnie. Obserwował ją, póki co nieświadomy burzy myśli i uczuć w jej głowie. Głuchy trzask książki nawet nie zapowiadał, że miało coś nadejść. Ale dopiero teraz przyjrzał się książce, a raczej, jak została zatytułowana. Taki drobny szczegół, bo Rose nie wydawała się być osobą czytującą książki.
- W porządku. - Odmruknął, wodząc za nią spojrzeniem, kiedy podniosła się z miejsca. Nie brzmiał na przekonanego, chociaż jej postawa nie wskazywała na to, że kłamała. Senność, wtedy, odbiła się na nich obojga. Zapewne odpuściłby całkowicie temat, gdyby nie kolejne słowa Rose. Podniósł nieznacznie głowę i obdarzył ją nieodgadnionym spojrzeniem.
Było miło. Wampir podniósł rękę i przeczesał włosy, które dotychczas układały się w różne strony. Taki urok zasypiania z mokrą czupryną. Ale fryzura nie była teraz jego problemem. Jej słowa odbijały się echem w głowie. Gdyby się tak zastanowić, to przecież czarnowłosa nie powiedziała nic złego. Skąd więc ucisk goryczy, który pojawił się w klatce piersiowej i rozrastał się powoli, przyćmiewając zdolność do trzeźwego myślenia? Odczucie, że za tym krótkim zdaniem kryło się coś więcej, nie dawało skupić się na niczym innym. Było miło. Pewnie, pocałunki były miłe. Ciepło jej ust na swoich było miłe. Przytulanie, pływanie, szczenięce zaczepki były miłe. To znaczy, w jego odczuciu było to coś więcej niż tylko "miłe" wspomnienia, ale, najwyraźniej dla Rose, tylko "miłe".
Wampir milczał przez krótki moment, zatracając się w tych myślach. Czasami jeden, mały kamień, który osunie się z pobocza góry, jest w stanie wywołać lawinę. W końcu przybrał gorzki, smutny uśmiech i odwrócił głowę w bok, jakby bał się, że Rose dostrzeże zawód w jego spojrzeniu. Wzrok utkwił w ścianie.
- Żałujesz, prawda? - Spytał w końcu i przełknął głośno ślinę. Nie był w stanie patrzeć w jej stronę. Z każdą sekundą, w której nie przychodziły żadne słowa wyjaśnienia z jej strony utwierdzał się w przekonaniu, że coś było nie tak. Coś się zepsuło, gdzieś po drodze. Czarnowłosa skłamała, mówiąc, że wszystko było w porządku. Wstał z łóżka, czując niepowstrzymaną potrzebę zajęcia się czymkolwiek, dlatego po prostu ściągnął koszulkę, w której spał i zaczął ubierać się w swoje ubrania, tyłem do Rose.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyNie Gru 17, 2023 5:34 pm

    To samo – zatem pół nocy przewracał się w łóżku, a ponieważ Rose robiła dokładnie to samo, można było uznać, że prawie spędzili ją razem. Osobno, ale razem. O’Brien miała sporo przemyśleń po nocy: część była przyjemna, część mniej. W każdym razie, nim przeszła przez podwoje pokoju gościnnego, gdy zatrzymała dłoń na klamce, obiecała sobie, że tym razem powie mu wszystko to, co kolebało się w jej głowie. W domu, w Mole, w Atelier, tutaj. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Ilekroć szykowała w głowie jakikolwiek logiczny ciąg zdań, tyle samo razy łapała się na tym, że nawet jeśli potrafiłaby nazwać formujące się uczucia, Sava najpewniej ich nie podzielał. Bała się zapytać otwarcie. Jeśli okazałoby się, że przestrzeliła, to nie miałaby nic na swoją obronę, żadnej możliwości wycofania się. A tak? Słodkie niedomówienia, które można było obracać w żart, kształtować pod to, co było potrzebne. Tyle że następnego spotkania mogło nie być. I głównie to sprawiło, że utknęła jej z tyłu głowy myśl, że musi zdążyć i zakończyć pewne sprawy. Tak, by nie utonąć w żalu, że tego nie zrobiła.
    Nic mi nie jest, Sunt biene — powtórzyła pod nosem, odnotowując w słowniku nowy zwrot. — Kiepski ze mnie uczeń, ale czemu nie? — powiedziała. Momentalnie orientując się, że choć nie miał typowej, brytyjskiej urody, to nigdy nie zastanawiała się, skąd tak naprawdę pochodzi. Jasne, mówił w obcym języku, ale nawet nie przyszło jej do głowy, że mógłby być z Rumunii. Niewiele wiedziała o świecie, a jeszcze mniej o tym, że w ogóle istniał taki kraj. Zatem nawet ze wskazówką, ciężko byłoby jej oszacować czy należy do któregoś z kolei pokolenia emigrantów, czy jednak jest pierwszym z rodziny, który wpłynął na szerokie wody obcego państwa. Zresztą, kiedy ćpali, ich rozmowy ograniczały się do niewiele znaczących rozmów o trywialnych tematach. Teraz była dobra okazja, by pogłębić elementarną wiedzę. — Urodziłeś się w Rumunii?
    Po piątej brzmiało jak wyrok, który mówił, że zostało jej niewiele czasu na rozmowę, a przede wszystkim na to, by pożegnać się z Odobescu: jego twarzą, błękitnym, świdrującym okiem, kojącymi ustami, krótko ściętym, drapiącym zarostem, bladą skórą, rozłożystymi ramiona, proporcjonalną szyją… Westchnęła ciężko. Nieważne jak bardzo próbowała odsunąć te myśli od siebie i podążać zgodnie z tezą spod prysznica… One wracały jeszcze silniejsze. Jeszcze większe. Jeszcze dalej idące.
    — Niedługo będę musiała wracać — mruknęła po chwili. Musiała nie tylko wrócić do ‘Mole, ale też zająć umysł czymś innym, niż rosnąca potrzeba przylgnięcia do ramion mężczyzny i rozbeczenia się jak dziecko. Usta Róży mimowolnie spięły się w ponurym grymasie niezadowolenia. Nie chciała go tym obarczać, tym bardziej że, w jej opinii, niewiele mógłby z tym zrobić. Jasne, twierdził inaczej, ale to tylko słowa bez pokrycia, wypowiadane celem uśmierzenia bóli. Wiedziała o tym najlepiej. „Wszystko w porządku”. Pusty frazes, bez większej wartości.
    Zorientowane na rozplątywanie włosów palce dobrze odwracały uwagę od milczenia Odobescu, które nastąpiło po jej pytaniu. Niewinne, jak baranek, który uformował się na głowie Rose. W tym momencie cieszyła się, że Rodney nie postanowił zawiesić tu jakiegoś lustra – tego jeszcze brakowało; żeby zobaczyła odbicie czegoś, co kształtem przypominało znienawidzoną matkę.
    Aż w końcu się odezwał. Ściągnęła brwi. Nie do końca rozumiała, co miał na myśli, bo w jej rozumieniu świata, jeśli ktoś miał tu czegokolwiek żałować to on.
    — To moja kwestia — zauważyła cierpko i zamilkła na parę sekund, kiedy pierś zaczęła wzmagać na panicznym oddechu. Przyłożyła dłoń w miejsce serca. Czuła, jak wybija rytm zupełnie inny, niż wcześniej i spuściła wzrok, orientując się, że w czasie, kiedy utknęła we własnym wnętrzu, które zdawało się nakłaniać do „otworzenia serca”, Sava wstał i zdjął koszulkę.
    Zamrugała nerwowo i ruszyła bezszelestnie w jego kierunku. Kiedy już znalazła się za nim, a właściwie jego wciąż nagimi plecami, pochwyciła go w zdecydowany uścisk ponad biodrami, który przerwał zaplanowaną najwyraźniej czynność. Skóra przy skórze. Gorąc Rose zetknął się z chłodem bijącym od Savy. Trwała tak dłuższą chwilę, chłonąc ten przyjemny, zawsze otulający ciało mężczyzny, zapach. Nigdy wcześniej nie czuła podobnej woni. A, jakby na to nie patrzeć, niemal wszyscy klienci czymś się perfumowali.
    Odkleiła się, na tyle, by wyswobodzić usta. Jej ciało przemawiało do niego językiem bez słów. Przekazywało tajne sygnały, które tylko on miał odczytać. Działo się coś subtelnego i cudownego. Powietrze wibrowało i odkładało falę żalu i smutku na później. Chyba.
    Przeprosiła w duchu Franza za wszystkie obelgi, jakie złożyła nad jego imieniem.
    — Trochę się zabłąkałam… Ale to nie szkodzi… bo Pan być może poszedł razem ze mną i… teraz zabłądziliśmy oboje — wyszeptała drżąco, przerywając w momentach, w których musiała wywlec z wątpliwej jakości pamięci odpowiednie słowa Kafki. Z jakiegoś powodu zacytowanie fragmentu z „Listy do Mileny” przyszło jej łatwiej, niż ubranie w logiczne zdanie tego, co chaotycznie rozbijało się po głowie. Może książki nie były takie złe? Albo, po prostu, ta była dobra i odpowiednia. „Może to przyniesie ulgę”, powiedział Rodney i, cóż, nie pomylił się. Upajała się tą intymną chwilą jak ostatnim kawałkiem ciasta. Tego zwykle się nie mówi: to, że jakaś się kończy, nie znaczy wcale, że była nieudana czy zła. Szarlotka nie jest nieudane dlatego, że cała znika. Jest doskonała, a potem znika.
    Nabrała powietrze w płuca.
    — Żałuję tylko tego, że za chwilę nie będę miała luksusu błądzenia. — Ponownie wcisnęła się pomiędzy łopatki, wcześniej muskając jedną z nich ustami. Istniała subtelna różnica między pochwyceniem w niewolę, a przytuleniem. W tym jednak momencie ciężko było określić, co Róża właściwie próbowała zrobić, bo oplotła tułów Odobescu tak mocno, jakby chciała go udusić, wejść niemalże pod skórę i tam też zamieszkać. — ...A bardzo chcę z tobą błądzić.
    Cokolwiek miało się teraz stać, cokolwiek nastąpi później; za minutę, za godzinę, za tydzień. Nawet jeśli mieliby nigdy więcej się nie zobaczyć, a Sava spojrzałby na nią z obrzydzeniem: trudno, akurat tego nie będzie żałować. Wbrew temu co o niej myślał. Najwyżej utkwi głową w wysłużonej poduszce, krzycząc w nią tak, jakby miało to jakkolwiek pomóc.

Sava
Sava
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyNie Gru 17, 2023 7:21 pm

- Sunt bine. Nie biene. - Poprawił ją bez żadnych skrupułów. - Cóż, nauczyciel też ze mnie kiepski. Ale dużo gadam przez sen, można podłapać parę słów. - Dodał beznamiętnie. Ożywił się na pytanie o miejsce urodzenia. Spojrzał na nią spod uniesionej brwi.
- Nie wspominałem nigdy? - Spytał zaskoczony. Faktem jest, że spotykali się wcześniej głównie dlatego, żeby mieć towarzystwo do ćpania, a ich dialogi głównie kręciły się wokół pierdół. Sava nie przypominał z wyglądu typowego Anglika, więc w typowym small talku prędzej czy później przychodził czas pochwalenia się swoją narodowością. Teraz, kiedy sobie przypominał spotkania z Rose, rzeczywiście, praktycznie nigdy go o nic nie pytała. On jej też nie. I przez długi czas mu to odpowiadało. Nie zdawała pytań, dlaczego musiał brać takie potężne dawki narkotyków i nie bała się, że mu zejdzie. Nie zadawała też pytań, dlaczego nigdy po nim nie widać żadnej eksploatacji na ciele związanej z zażywaniem. Zero ran nakłuć, zero siniaków, zero blizn. Kiedy jednak przychodził czas poznania się, przychodził też czas na zadawanie pytań. W tej krótkiej chwili powstał taki szybki ciąg myślowi, że znów nabawił się wątpliwości. - Tak, w Rumunii. Kraj, z którego pochodzi słynna Dracula. - Dodał dziwnie gorzkim tonem i odruchowo, oczywiście mając zamknięte usta, przejechał językiem po swoich wydłużonych kłach.
- Nie musisz. - Powiedział swobodnie, choć wiedział, że drażniło ją, kiedy zaczynał ten temat. - Wystarczy, że powiesz, że nie chcesz. - Dodał równie lekko, co przed chwilą. Zapewne Rose dalej mu nie wierzyła.
Prychnął, słysząc jej słowa i skrzywił się. Wtedy stał już tyłem, więc czarnowłosa nie była w stanie dojrzeć jego miny. Zgubił się. Dlaczego ona miałaby myśleć, że to on żałował? W którym momencie dał jej do tego powód? Właśnie wciskał ramiona w rękawy koszulki i już nadstawiał głowę, żeby ją przełożyć, kiedy poczuł ciepły dotyk. Zastygł, czując, jak przebiega go przyjemny dreszcz. Opuścił ręce, żeby zrzucić niezałożony ciuch na łóżko. Obrócił głowę w bok na tyle, ile mógł, kiedy usłyszał cytat z książki - a przynajmniej tak założył, bo nie brzmiało jak zwyczajny dialog w stylu Rose. Otworzył usta, chciał się dopytać, czy nie mylił się we wnioskach, ale czarnowłosa kontynuowała. Kolejne słowa i dotyk warg na plecach, zwieńczone "a bardzo chcę z tobą błądzić" sprawiły, że oblało go ciepło. Błądzić. Razem. W jednym momencie poczuł szczęście i wrażenie, że nie zasługiwał na taki rodzaj dialogu. Na taki rodzaj rozmowy i czynów. Wiedział, że Róża nie była osobą małostkową, inaczej nie spędzałby z nią czasu, ale zaskoczyła go ponownie.
- Ja też chcę z tobą błądzić. - Powiedział w końcu przyciszonym tonem. Na jego nagiej skórze pojawiły się ciarki pod wpływem dotyku jej warg. Obrócił się w końcu, stając naprzeciwko niej, spoglądając na nią ze spokojem wymalowanym na twarzy. To jedno przytulenie odgoniło złe myśli na ten moment. Wcześniej bał się, że chciała uciec od niego. Teraz to on ją objął i przymknął oko. - ...Co ty na to, żeby następnym razem zabłądzić tak, żebyś nie wiedziała, jak wrócić? - Spytał, i ścisnął ją mocniej, ale ostrożnie, mając świadomość swojej siły. Przytknął usta do głowy Różyczki i wziął głęboki oddech, chłonąc zapach jej włosów.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyNie Gru 17, 2023 9:02 pm

    — Sunt biine — skorygowała posłusznie, starała się choćby połowicznie oddać akcent, z którym mówił Sava. Brzmiało to krzywo, nieco śmiesznie, ale liczą się przecież chęci. Teraz pozostało tylko ubrać Różę w mundurek, założyć na plecy plecak i czekać, aż będzie płynnie rozmawiać po rumuńsku. Sęk w tym, że dziewczę nie miało absolutnie żadnego talentu do języków. Nawet do angielskiego, choć była rodowitą Brytyjką. Gdyby nie automatyczna korekta w telefonie, mężczyzna zorientowałby się, że popełniała sporo błędów w zapisie słów i gramatyce. Ot, konsekwencje wieloletnich zaniedbań matki, która nie kontrolowała Róży w absolutnie żaden sposób.
    — Chyba nie. Nie przypominam sobie — powiedziała tuż po nim.
    Równie dobrze mogło być tak, iż Odobescu wyjawił swoje pochodzenie, a ona, najzwyczajniej w świecie, zignorowała tę cenną informację. Cóż, ciężko zaprzeczyć, że w tamtym momencie bardziej niż on sam, interesowały ją narkotyki, które zawsze przynosił. Obecnie, z racji przymusowej kuracji metadonem, miała szansę myśleć o czymś innym, niż kolejna dawka heroiny. Każda uzależniona osoba miewała głody, Róża również, ale Sava był dobrym środkiem zastępczym.
    — A to akurat ciekawe — stwierdziła, zaraz potem orientując się, że niespecjalnie zna fabułę „Drakuli”. — Słynna… Chyba ominęła mnie ta słynność. To ten film o wampirze czy tam wilkołaku, tak? — Faktem było, że jej matka prowadzała się kiedyś z właścicielem wypożyczalni kaset VHS, a przez to nie mogła narzekać na brak dostępu do najnowszych filmów. Niemniej, dziwnym trafem nigdy nie obejrzała „kultowej” produkcji. Raz, że gatunek nie zachęcał. Dwa, fantastyka niespecjalnie leżała w guście, wtedy jeszcze nastoletniej, Rose. — Nie podobał ci się? — zapytała po chwili, ewidentnie bazując na sposobie, w jakim wypowiedział tytuł.
    — Chciałabym, żeby moje marzenia spełniały się od samego mówienia. Jak oboje dobrze wiemy, tak się nie dzieje. — rzuciła obojętnie. — …Ale doceniam, że próbujesz mnie pocieszyć. — I tak było. Nieważne jak się wściekała, jak drażnił ją za każdym razem, gdy próbował wmówić, że taki scenariusz jest realny, to mimo wszystko rozumiała, że robi to tylko po to, by poczuła się lepiej, a że tak się nie działo, to druga sprawa.
    Ja też chcę z tobą błądzić
    Zastygła, zwolniła uścisk, gdy się poruszył.
    Była… Zaskoczona. Zszokowana. Szczęśliwa. Rozanielona. Przejęta. Zauroczona. Wzburzona. Podekscytowana. Zmartwiona. Wszystko to naraz, zamknięte w szeroko otwartych oczach przewiercających się przez błękitną tęczówkę, jakby chciała dostać się przez nią do mózgu i odczytać, czy to, co właśnie powiedział, było prawdą. Utkwiło również w głupawym, drżącym uśmiechu, a także ruchliwym ciele. Miała wrażenie, że nogi zaczynają jej mięknąć pod naporem tej deklaracji. Czuła jak coś trzepocze jej w brzuchu, jakby chmara komarów albo motyli, gdy nie tylko nie odrzucił tego, co powiedziała, ale również odwzajemnił. Nie znała dotąd podobnego uczucia. Słodki niepokój, dręczący niczym pękające bąbelki w piersi i żar na policzkach. Zapytana, nawet nie potrafiłaby tego nazwać. Wystarczyło, że patrzyli w tę samą stronę. Nie potrzebowała nic więcej. Ich rozmowa i tak przypominała taniec, w którym żadne nie chciało przejąć prowadzenia.
    — Co masz na myśli? — zapytała po dłuższej chwili, w której nieudolnie próbowała zebrać się do całości. Najchętniej wcale by nie mówiła, bo nie wiedziałaby nawet od czego zacząć. — Mam nadzieję, że nie chcesz mnie porwać i wywieźć do lasu. Jeśli jednak to wystarczy za miasto. Mam tragiczną orientację w terenie… — wyznała, siląc się na cichy chichot. Wciąż nie wiedziała jak sobie z tym wszystkim poradzić, dlatego wybrnięcie z sytuacji idiotycznym, przerysowanym żartem wydawało się najlepszą opcją. Sava (niestety) miał w sobie to „coś”: odrobinę powagi, jakiś magnetyzm, chemię przystającą jak ulał do jej nastroju. Przełknęła wezbraną w ustach ślinę.

Sava
Sava
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyNie Gru 17, 2023 10:10 pm

Kąciki ust mimowolnie drgnęły mu ku górze, kiedy usłyszał, jak Rose powtarza za nim w poprawny sposób. Znowu zauważył, że w pewnym sensie, było to urocze. W sensie, nie tylko, że ona była urocza, ale... Rozmowa. Choć dialog z nią zdawał się burzliwy, tak jednak, kiedy przychodził moment, w którym oboje się uspokoili, lubił jej słuchać. Lubił z nią mówić. Sava nieznacznie pokręcił głową, odpędzając myśli, które poleciały za daleko. W których takie dialogi były codziennością. Codziennością z nią.
- O wampirze. Serio nie widziałaś? - Spytał, choć nie brzmiał na zaskoczonego. - Cóż... Nie to, że mi się nie podobał. Zresztą, zależy który film, bo ma kilka adaptacji. Po prostu, ze wszystkich fikcji, tematyka wampirów mi nie leży. - Odpowiedział zgrabnie i dość obojętnie tym razem, bez zbędnych emocji nakierowujących na to, że nie darzy sympatią tę szczególną tematykę. Bo, przewrotnie, przecież sam był wampirem z Rumunii.
- Nie chodzi o samo mówienie. - Brnął dalej, słysząc jej odpowiedź. - Zmiany nie przychodzą od samego gadania. Zmierzam do tego, że mogę ci pomóc. Jeśli tylko powiesz, że tego chcesz. - Dodał dalej z tym swoim stoickim spokojem, zerkając na nią ukradkiem.
Co masz na myśli? Mogłoby się zdawać, że wszystko i nic w jednym momencie. Ilość myśli w jego głowie, które wiązały się z tą bliskością, wydawała się niezliczona. Savie daleko było do romantyczności. Zdarzało mu się jednak zabłysnąć, ale to, co przed chwilą powiedział, to prezentacja szczytu jego możliwości.
- Ja pierdole... - Westchnął i przymknął oko, ale była to równie przerysowana reakcja, co jej żart. Czarnowłosa mogła poczuć ruch, który był nieznacznym potrzęsieniem głową w geście dezaprobaty. - Ja ci tu romantycznie, a ty wyskakujesz mi z porwaniem. - Kontynuował żartobliwie z krzywym uśmiechem na twarzy. - Następnym razem, po prostu zbłądzimy tak, że nie będziesz chciała wrócić. I nie wrócisz. - Dokończył na powrót z powagą w tonie. I nie wrócisz do Mole, cisnęło mu się na język, żeby tak to dokończyć, ale nie chciał poruszać tego tematu jeszcze raz. Wystarczyło, by czarnowłosa wyłapała to, co zostało powiedziane między wierszami.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyNie Gru 17, 2023 11:30 pm

    Radość.
    Dotychczas poruszała się po ściśle, wielokrotnie wspominanych, stopniach: radość, uniesienie, namiętność, wątpliwość, załamanie, wybuch. Wychodzi jednak na to, że spotkanie wywróciło nieco bieg wydarzeń i zrodził się, na to wygląda, nowy szyk: radość, uniesienie, wątpliwość, radość. Naturalne odruchy mają jednak tą jedną, ciekawą przywarę. Mianowicie: odłożywszy je na później, potem, kiedy indziej, owszem, poczekają, ale wrócą ze zdwojoną, zebraną w ten czas mocą. Istniał jednak świat, w którym znikną całkowicie. I namiętność, i załamanie, i wybuch. Ale, na razie, nie było potrzeby, by zaprzątać sobie tym głowy. Przecież było jeszcze tak miło.
    Potwierdziła brak znajomości filmu cichym „mhm”. Nie wiedziała, czy brak znajomości „Draculi” to powód do wstydu, choć, słysząc ton, w jakim Sava zadawał pytanie, pomyślała, że jednak wszystko z nią w porządku. Może dla Odobescu, który najwyraźniej również dzieciństwo spędził w Rumunii, film był kultowy, a dla Brytyjczyków absolutnie nie, a może, kompletnie odwrotnie, oglądali i doceniali go wszyscy na świecie, tylko ona, jakimś dziwnym trafem, tyle lat obyła się bez niego.
    — A myślałam, że obejrzymy kiedyś Zmierzch… Szkoda, jestem ogroomną fanką — powiedziała figlarnie. Na temat Zmierzchu wiedziała równie wiele, co na temat Draculi: fantastyka z wampirami. Ah, no i to, że małolatki zachwycały się głównymi aktorami, z kolei ich koledzy narzekali na tandetę i kicz. Z jakiegoś powodu zaufała męskiej publice i z samej tylko przekorności, skuszona określeniem „nie leży”, nie mogła się powstrzymać przed oblaniem twarzy teatralnym zawodem. Na tyle przejaskrawionym, że nie pozostawiał wątpliwości.
    Westchnęła z rezygnacją, nie odpowiadając już zupełnie nic. Jednooki, jak ta zdarta płyta, wciąż powtarzał to samo. Co z tego, że powiedziałaby, że nie chce. Co z tego, że mógłby pomóc, choć nawet nie była w stanie sobie wyobrazić, na czym ta pomoc miałaby polegać. To nie miało żadnego absolutnie wpływu na dramat, jaki był wystawiany w ‘Mole. Polly i jej zakazy to pierwsza część problemów, Anthony i jego chęć utrudniania życia Rose na wszelkie tylko dostępne sposoby to druga. Nawet jeśli odeszłaby od Polly… To co, jak miałaby się utrzymać? Nawet pal sześć Różę, bo sądząc po zachwycie nad zwykłą kanapką z masłem, przeżyłaby i o tynku obdzieranym ze ściany. W tym wszystkim wciąż i niezaprzeczalnie chodziło o dziecko, o Emily. Matka kurew obiecała pomóc, więc jej słuchała. Na korzyść Królowej Burdeli dochodziło to, że jej „moc” już niejednokrotnie widziała. A Anthony, cóż, miał podobne żądania, choć nieco bardziej rozbudowane. Błędne koło, z którego kobieta najwyraźniej nie potrafiła uciec. A może nie chciała, może trauma tego wszystkiego przykleiła się do niej tak bardzo, że z obawy przed pozostaniem pustą powłoczką nie chciała jej odkleić?
    Unikała tego tematu na rzecz tych przyjemniejszych, w których nie musiała wybierać. Miała ciastko i zjadała ciastko. Naturalne i zrozumiałe.
    — A bo ja wiem co ci chodzi po głowie głuptasie? — wtrąciła, widocznie rozbawiona i — dzięki temu – nieco mniej spięta. Wciąż tkwiła w bliżej nieokreślonych, marzycielskich krainach. Fakt, odpowiadała całkiem trzeźwo, ale ten mętny wzrok psuł całą fasadę. Była w jego ramionach, ale – znów – jakby gdzieś indziej. Najwyraźniej nie w ‘Mole, bo wtedy krzywiłaby usta.
    Mimo wszystko przesunęła rękoma z łopatek mężczyzny na jego ręce i powoli, delikatnie rozplątała palce, które krzyżowały się w uścisku na jej talii. Następnie odsunęła się w stronę łóżka i na nim też usiadła, momentalnie wracając do toczącej się wciąż rozmowy. Nie mogła sobie odpuścić dobrego widoku na reakcję Savy po jakże wybitnym żarcie, który ułożyła sobie w głowie. Tam wyglądał zabawnie, serio.
    — Więc, podsumowując: nie będę wiedziała jak wrócić, nie będę chciała wrócić, nie wrócę — wyliczyła na palcach, a potem przesunęła wzrokiem z opuszków na Savę. — Porwiesz mnie, rozkochasz w sobie, a potem zabijesz. Coś pominęłam? — zapytała, a kącik jej ust uniósł się w figlarnym, szczerym wyrazie. Przecież wcale nie było tak, że już siedziała zauroczona po uszy. Nie, skądże znowu.
    Nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, uniosła ręce w geście poddaństwa i dodała z jeszcze większym, pchającym się pomiędzy wargi śmiechem:
    — Proszę panie porywaczu, zrobię wszystko, tylko proszę mnie nie zabijać!
    W tym też momencie nie wytrzymała, opuściła ręce i po prostu zaczęła się śmiać, osłaniając usta prawą ręką. Kiedy już udało jej się powstrzymać, a trwało to chwilę, złapać oddech (no bo przecież cieszyć należy się aż do utraty tchu), wyciągnęła zapraszająco ręce.
    Jeszcze chwila. Pozwól mi nacieszyć się tobą jeszcze trochę.

Sava
Sava
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyPon Gru 18, 2023 1:12 am

- Oglądałem. - Przyznał otwarcie z krzywym uśmiechem, nawet jeżeli kobieta tylko sobie żartowała. - Zmierzch akurat jest dość zabawny. Sporo nieścisłości fabularnych, przesadna dramaturgia... Więc, jasne, możemy kiedyś obejrzeć. - Powiedział bez krztyny ironii i machnął przy tym ręką. Trochę liczył, że Rose nie będzie spodziewać się takiej reakcji. A przecież musiał, z czystej ciekawości, obejrzeć film, który pokazywał kolejną wizję, jakie mogłyby być wampiry. Trochę zazdrościł, że słońce ich nie zabijało. Cóż, nie mogło się mieć wszystkiego. Świecącej skóry też nie.
Skoro na wzmiankę o pomocy z jego strony nastąpiło wymowne milczenie, Sava postanowił nie brnąć dalej.
- Głuptasie...? - Powtórzył za nią, rozbawiony. - Z naszej dwójki to ty jesteś głuptasem, Różyczko. - Nie powstrzymał się przed tą zaczepką, kiedy wyplątywała się z jego objęcia. Zaczepił wzrok na jej twarzy, nauczony doświadczeniem, że Rose zwykła wyswabadzać się z jego uścisku wtedy, kiedy chciała przed czymś uciekać. Ale, okazało się, że nie. Kobieta zdawała się być uchachana. Na widok jej radości, to ciepło, które odczuwał klatce piersiowej pod żebrami, powoli się roznosiło coraz dalej. Korzystając z okazji, założył w końcu na siebie tę koszulę, co miał wcześniej, a potem zabrał się za spodnie i słuchał przy tym zaczepek czarnowłosej. Zerknął na nią na wzmiankę o rozkochaniu, czując znowu szybsze bicie serca. On? Rozkochać kogoś? Brzmiało jak coś absurdalnego. Nawet jeśli nie dawał po sobie tego poznać, w nim dalej był ten chłopiec - bez oka i z paskudnie poparzoną twarzą. Dlatego, irracjonalne było pomyśleć, że komuś się mógł spodobać, a co dopiero zakochać. I chyba to była dla niego największa zagadka - bo aż takich zaburzeń odczuwania rzeczywistości nie miał, żeby zaprzeczać faktu, że podobał się czarnowłosej - co ona w nim w ogóle widziała? Nauczony doświadczeniem nie zadawał pytań.
- Brzmisz tak, jakbyś chciała być najpierw przetrzymywana latami w piwnicy, żeby wyrobić w tobie syndrom sztokholmski. - Odpowiedział lekko, co kontrastowało z sensem wypowiedzianego zdania. Akurat zapiął pasek. - A jeśli tak, to pominęłaś wiele lat cierpienia i głodzenia. Dopiero później śmierć. - Spojrzał na nią, posyłając jej zaczepny uśmiech. Kiedy wyciągnęła ręce, przysiadł się obok i przytulił ją, tak po prostu, naturalnie. - Nie ma tak łatwo. Jeszcze tutaj ze mną trochę pocierpisz. - Powiedział szelmowsko i dopiero po chwili dotarł do niego sens własnych słów. Czy on właśnie nieświadomie założył, że będą robić coś razem? Czy właśnie założył, że jest dla nich jakaś przyszłość? I nie tyle, że dla nich, jako nich nich, tylko każdego z osobna? Czy właśnie powiedział, że chciałby żyć? Przymknął oko i przełknął głośno ślinę. Zaczynał się bać siebie i tej sytuacji.
Odsunął się nieznacznie, żeby ich twarze znalazły się blisko. Jedną dłoń, która dotychczas spoczywała na jej plecach, położył na poliku. Znowu zaczął gładzić czule po skórze. W jego spojrzeniu czaiły się wątpliwość i spokój. Właściwie wiele sprzecznych ze sobą emocji, których nawet nie umiał nazwać ani powiedzieć na głos. Na pewno w oku błyszczała też czułość, jaką chciał Rose obdarzyć, dlatego znowu, mimowolnie przejechał kciukiem delikatnie po jej ustach. Koniec końców, nie mógł się powstrzymać, żeby znowu ich nie spróbować. Przybliżył się, żeby ją pocałować, żeby znowu móc czerpać z miękkości jej warg, ciepła, zapachu i smaku. Wszystkiego na raz. Poprzedniej nocy powiedział jej, że za późno. Ale tak naprawdę było za późno dla niego. Zatracał się w niej, powoli.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyPon Gru 18, 2023 2:48 am

    Miała głęboką, utkwioną gdzieś między jedną a drugą półkulą nadzieję, że akurat to „kiedyś” nigdy nie nadejdzie. Tracić cenny, i tak już mocno ograniczony, czas na jakiś paszkwil. Nie. Absolutnie nie. Pod żadnym, broń Boże, pozorem. Chyba że „Zmierzch” miałby być jedynie tłem do posiłku. Mogliby zjeść, ot, dla przykładu, coś z kuchni włoskiej albo chińskiej. Francuska też byłaby w porządku i bynajmniej nie chodzi o Ratatouille. To danie może dopiero po prawdziwym posiłku – tego dla duszy i ciała.
    — Wychodzi na to, że swój do swego ciągnie — odbiła rezolutnie, niemal natychmiast, poniekąd zgadzając się z nadanym jej mianem „głuptasa”, a nawet, jeśli by się o to pokusił, „głupka”. Nie zaprzeczyłaby. Ciężko bowiem kłócić się z prawdą, tym bardziej, jeśli jest ona tak mocno oczywista. Nie należała do zaszczytnego grona osób przebijających mury inteligencją. To fakt: wiedzę miała pospolitą, rozumowanie pewnie gorsze niż średnia społeczeństwa. Koniec końców, niemal całe życie używała głowy do czegoś zupełnie innego, niż myślenie. Czy to takie złe być przeciętnym i z urody, i z (nie)mądrości? Idealność jest nudna, przewidywalna, pozbawiona tej nuty niepewności z odkrywania czegoś, co nie było widoczne gołym okiem.
    Pewnie z tego też powodu tak bardzo przylgnęła do Odobescu. Widziała bowiem setki mężczyzn, kobiet równie wiele: nago i w pełnym odzieniu, w sytuacjach złych i lepszych, bezradnych i w pełni dominacji nad drugim człowiekiem. Wszyscy, bez wyjątku – ładni, brzydcy, inteligentni, głupi – byli wybrakowani. Nie nieśli w sobie tej osobliwej iskry, która potrafiła ją oślepić. A on ją miał. On jedyny. Dlatego, wtedy w ‘Mole, wychwyciła go z tłumu. Dlatego podeszła, jeszcze wtedy nieświadomie, jak ćma skuszona światłem. Sava, owszem, był popękany, był poraniony, skrzywdzony i utknął pod twardym pancerzem własnych trosk i zmartwień. Jeśli jednak go z nich obedrzeć, łuska po łusce… W środku krył się niemożliwy do ugaszenia płomień. Taki, który może sparzyć, ale taki, który może również, przy odpowiedniej cierpliwości i trosce, ogrzać.
    — Nie różniłoby się to za wiele od mojego dotychczasowego życia — rzuciła, wciąż rozbawiona, zaraz potem orientując się, że mogło to zabrzmieć co najmniej źle. Dodała więc, celem wygładzenia poprzednich słów: — Musisz być bardziej oryginalny.
    Jeszcze tutaj ze mną trochę pocierpisz.
    Tak mogłaby cierpieć setki i tysiące lat.
    Przymknęła oczy i wpasowała policzek w chłód dłoni Odobescu. Mógłby ją zagłaskać na śmierć. I nie byłoby nic przyjemniejszego, niż umrzeć w tak idiotyczny sposób. Otworzyła oczy, czując przepowiednię nadchodzącego wydarzenia. Wyglądała tak niewinnie z tymi swoimi sarnimi oczyma, ze źrenicami uniesionymi blisko powiek i z lekka rozchylonymi wargami.
    Słowa, które wymieniali między sobą i tak były jedynie pokrętnymi próbami nazywania uczuć, nieodgadnionych zarówno przez Savę, jak i Rose. Ale pocałunki… One mówiły więcej i mocniej, konkretnie i dosadnie. Nie potrzebowały liter czy zdań. Zdradzały prawdę. Pocałunki nie kłamały. Nie mogły. W tych szczerych, troskliwych, niekiedy niewinnych zamykało się coś, czego nie w sposób objąć rozumem.
    Całowała się z Odobescu ledwie parę godzin wcześniej, ale jego usta wciąż były jednocześnie znajome i zupełnie nowe. Jak dobre rozciągnięcie jak głęboki wdech. Uczyła się jego warg, zapamiętywała smak i po prostu cieszyła ulotną, intymną chwilą. Usta przy ustach, oddech przy oddechu. Jak próba przywrócenia życia komuś, kto upadł. Tyle że żadne z nich nie straciło przytomności. Było jedynie blisko, bo z każdym pocałunkiem uzależniała się bardziej od jego gorącego oddechu. Z każdym dotykiem bardziej łaknęła jego ciała, z każdym zaspokojeniem tej potrzeby dążyła, by poczuć go ponownie i jeszcze raz.
    I może on nie potrzebował oddychać, natomiast Rose – już tak. Odlepiła się i cofnęła ciało Savy palcem wskazującym na tyle, by móc mu się dobrze przypatrzeć. Jego oku. Temu, co było w nim. Oddech, tak, oddychała. Śpiesznie, choć cicho. Ujęła policzki mężczyzny w obie, rozpalone, jak i reszta ciała, dłonie. Prawą przemieściła się na podbródek, delikatnie zadzierając go w górę. Lewą zaś utknęła na karku, naciskając opuszkami na skórę, jakby chciała tymi krótkimi impulsami ciepła zawładnąć całym jego ciałem.
    — Takie cierpienie to nie cierpienie — wyszeptała mu do ucha, wcześniej obwieszczając swoje nadejście krótkimi, ciepłymi pocałunkami na linii żuchwy i sunącą tuż za nimi dłonią, która końcowo dołączyła do przewieszonej już na ramieniu lewej ręki. Pragnęła go. Chciała, by całował ją znowu i znowu. Chciała więcej. Mocniej. Jeszcze bardziej. Pragnęła jego uczuć i jeśli potrafiłaby nazwać je odpowiednio, może nawet potknęłaby się o „miłość”. A może myślała tak tylko dlatego, że chciała, by był dla niej tym jedynym? Tym, który pomoże zapomnieć obawach. — Poproszę więcej... Tego cierpienia

Sava
Sava
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyPon Gru 18, 2023 1:41 pm

Wypuścił powietrze nosem, ale nie zaprzeczył słowom Rose. Może oboje byli głupkami. W sumie, gdyby się tak nad tym zastanowić, to tak. Czarnowłosa na pewno nim była, jeśli upatrzyła sobie akurat jego za atrakcyjny obiekt. Sava z kolei był nim na pewno, bo zaczął się łudzić, że ta relacja na nich wpłynie. Że zmieni. Tak jakby z doświadczenia nie nauczył się, że niektórzy nie byli do odratowania. On sam nie był.
- Mam cię znowu zaskoczyć? - Spytał nieco ciszej z nieznacznym uśmiechem na twarzy, kiedy ujmował jej polik w dłoń. Bardziej oryginalny. Gdyby nie to, że atmosfera zaczęła się robić coraz gorętsza, zwróciłby większą uwagę na jej słowa o własnym życiu. Utknęły tylko gdzieś z tyłu głowy i będzie się zastanawiać nad nimi później, kiedy wróci do domu i zostanie zmuszony do zamknięcia się sam ze sobą w czterech ścianach. Jednak, to później. Teraz miał przed sobą kobietę, której uśmiech rozpraszał prawie cały mrok w jego sercu. Nieznaczny ruch jej głową, jakby chciała się wtulić w dłoń, był tylko kolejnym niewerbalnym przesłaniem, że pragnęła tej bliskości tak samo, jak on. Potem otworzyła oczy i mógł zajrzeć w nie głębiej. Teraz miał wrażenie, że z każdym następnym spojrzeniem widział w niej coraz więcej. Jakby powoli odkrywał jej duszę.
Podobnie było z pocałunkami. Każdy kolejny wydawał się być lepszy. I jednocześnie, z każdym rodziła się przerażająca myśl - rzeczywiście chciałby mieć ją dla siebie. Rosła potrzeba wyciągnięcia jej z Mole, żeby nie musiała robić tego, co robiła. Myśl o tym, że mogli ją dotykać inni, stawała się bardziej przytłaczająca niż wcześniej. Kiedy zaczynało zależeć, robiło się niebezpiecznie. Angaż w życie drugiej osoby miał to do siebie, że potrafił niszczyć cudzy, zbudowany o własnych siłach świat. Dlatego całował ją tak, jakby składał obietnicę, że jest w stanie wziąć na barki jej problemy. I jednocześnie, jakby groził jej, że teraz wywróci jej życie do góry nogami.
Otworzył oko, kiedy Rose oderwała się od jego ust. Spojrzał na nią zamglonym spojrzeniem, bo myślami dalej czuł ciepło jej warg na swoich. Zaraz zobaczył, że czarnowłosa zbliża się, ujmując jego twarz w dłonie. Przymrużył oko pod wpływem kolejnych bodźców w postaci pocałunków na skórze na jego szczęce. Jednakże dopiero szept tuż przy uchu wywołał na nim falę dreszczy. Przymknął oko na chwilę, a potem, otworzył szeroko, jakby właśnie doszedł do kolejnego wniosku. Albo przynajmniej, jakby coś zaszło w jego głowie. Jakaś dźwigienka została przestawiona w drugą stronę.
- Uważaj, o co prosisz. - Mruknął, jakby dając możliwość przemówienia swojej podświadomości i ostrzeżenia Rose przed samym sobą, a potem nachylił się, przybliżając się do jej szyi. Kuszący szum krwi uderzył mu do uszu ze zdwojoną siłą. Wypuścił powietrze, jakby wahał, ale zaraz przytknął wargi do jej skóry. W jedną dłoń, ponownie, ujął jej polik, a drugą oparł się o łóżko. Zaczął całować Różę w szyję. Na moment przestał, dysząc ciężko, kiedy otworzył szerzej usta i obnażył kły. Mimo wszystko, powstrzymał się resztkami samokontroli. Potem powędrował wyżej, żeby przystawić usta do jej ucha. - Pocierpmy razem. - Wyszeptał i obrócił głowę tak, że nosem otarł się o skórę na jej poliku. Ustami znowu sięgnął jej ust. Zamknął oko, ponownie oddając się emocjom. Całe szczęście, że ciemnooka nie mogła dostrzec, że jego tęczówka znowu zmieniła barwę.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyPon Gru 18, 2023 11:29 pm

    Podobało jej się, że patrzy na nią spragnionym bliskości wzrokiem, że czerpie z tej lekkiej erotyki równie wiele, co daje w zamian. Musiałaby skłamać, jeśli zapytałby, czy kiedykolwiek ktoś potraktował ją inaczej, niż przedmiot. Inaczej niż narzędzie do zaspokojenia. Niełatwo byłoby jej się przyznać przed samą sobą, że choć miała wielu „kochanków”, to żaden z nich nie uznał, że jest godna zwykłej, nienasączonej wulgarnością czułości.
    Teraz nie mogła już uciec. Inaczej: nie chciała uciekać. Chyba że w jego broniące przed czającym się na każdym kroku złem ramiona. Była podekscytowana i spokojna. Oszalała z nerwów i rozpalona od namiętności. Jak dzikie zwierzę i najlepiej zapoznany z manierami człowiek na świecie. Sama jego obecność sprawiała, że na moment zapominała o dręczącej przeszłości. Dręczącej teraźniejszości. Dręczącej przyszłości. Cholera. O wszystkim. Nawet o tym, by oddychać.
    — Poproszę więcej tego cierpienia — powtórzyła bez namysłu, równie nęcącym i drżącym szeptem. Była pewna tych słów. Tak jej się wydawało. Nie miała jednakowoż tej samej pewności, co do tego, że złożona wzajemnie obietnica „błądzenia w duecie” będzie warta zaprzedania duszy i resztek nadziei na szczęście. Przede wszystkim: serca. On też tego nie wiedział. Dlatego powinna była to przerwać, bo zauroczenie wspierane nieśmiałą, jak na ich wiek i doświadczenie, namiętnością szybko mogło przerodzić się w bolesne i gorzkie uczucie, jeśli zetknąć je z rzeczywistością. Ale kiedy Odobescu był tak blisko, kiedy otulił polik kojącym gorąc chłodem, bardziej niż czegokolwiek na świecie pragnęła pozwolić, by nią zawładnął i wypełnił nienasyconą pustkę, która trwała w niej przez tyle smutnych lat, by i ona mogła wypełnić tę, którą miał w sobie.
    Jeszcze mocniej niż wcześniej wpasowała się w dłoń Savy, z tą jednak drobną różnicą, że zamiast bezczynnie na niej spocząć, złożyła w niej wnętrzu krótkie, uległe pocałunki. Wpierw przy nadgarstku, potem wyżej, aż skończyła na wychłodzonych nieludzko opuszkach. Jakby dziękowała albo przysięgała wobec swego pana. I może tak było. Może chciała być własnością, przedmiotem, który obracałby w palcach. Albo, po prostu, oddała się gwałtowności targających nią uczuć bez pamięci. Mniejsza z tym. Mniejsza z tym, czy Sava był właściwą osobą. Pieprzyć to. Nie mogła się opierać. Ciągnęła ku niemu, niezaprzeczalnie natchniona czymś, czemu bardzo trudno było się oprzeć. Straciła rozum, odrzuciła jak grzech w imię błogosławieństwa pocałunków składanych na łabędziej szyi, którą wyciągnęła bezwiednie, zachęcając do kolejnych.
    Niegdyś podobne pieszczoty wzbogacała o wyuczony zestaw dźwięków; jak słaby muzyk, który uderzał w struny bez większego pojęcia i powtarzał znienawidzone melodie, nie rozumiejąc, o czym tak właściwie mają być: wszystko to dla uciechy słabej jakości widowni. Tym jednak razem usta róży wydobyły rozkoszne, acz stłamszone przy końcu, stęknięcie o nieznanym jej dotychczas zabarwieniu. Nigdy nie zaznała podobnej przyjemności, choć z faktu, że skórę na szyi i za uszami miała bardzo wrażliwą, zdawała sobie sprawę od niemal zawsze. Mimo wszystko wzbroniła się przed tymi naturalnymi odruchami ciała poprzez dociśnięcie zębów do opuchniętych warg i wsunięcie palców w kolejne wyżłobienia między tylną ścianą żeber Odobescu. Wstydziła się tego, jak mocno na nią działa. Tego, że gdyby był klientem, choć nie był, zamiast wystawić mu rachunek, sama by go opłaciła. Naprawdę, wystarczyło, by ledwie musnął ją palcem, ażeby cała rozpaliła się do czerwoności.
    Tak właśnie wyglądało prawdziwe pożądanie: nie było w nim harmonii, wymuskanych nut, a jedynie naturalne, pozbawione ładnej otoczki reakcje, narastające w podbrzuszu niczym zdradziecki żar, leniwie podążający w górę przy akompaniamencie ciężkich, zmęczonych oddechów. Jej serce zabiło w rytmie słów, które wypowiedział. „Razem”.
    Oddała się pocałunkom bez zahamowania, czasami wręcz bezczelnie, kiedy przejmowała niekiedy prowadzenie bez pytania o zgodę. Nic już nie było wystarczające. Żaden pocałunek, żaden uścisk nie był dość bliski. Apetyt miał to do siebie, że rósł w miarę jedzenia.
    — Jeszcze — wysapała w usta Savy, wplatając palce w jego ciemne włosy. Ale bynajmniej nie po to, by głaskać skórę głowy. Oj nie. Gdyby miała w zwyczaju bluzgać, zaklęłaby, żeby opisać jak bardzo potrzebuje, by ustami powrócił do szyi i znów wygrał nią melodię. Przyciągnęła go tuż obok tętnicy, bo łudziła się, że jeśli zapragnie jej równie mocno, co ona jego, nie z samego pożądania, a nieokiełznanych, dziewiczych uczuć, to posiądzie serce mężczyzny na własność, nawet jeżeli jego ciało będzie wirować wśród obcych rąk. Nawet jeśli sama będzie musiała poddawać się lepkim, gorszącym czynom. Bo to łatwe – oddać powłokę za bezcen z różnych, znanych całej ludzkości powodów. Inaczej ma się sprawa, jeśli mowa o duszy. Tej nie daruje się byle komu, byle jak. Dusza jest wieczna. Ciało? Ciało znaczy niewiele, bo i tak rozpadnie się w pył, spocznie pod mosiężną mogiłą.

Sava
Sava
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyWto Gru 19, 2023 1:34 am

Dla Savy zbliżenia również były wulgarne. Sam taką mową ciała się posługiwał. Zawsze wszystko szło szybko. Łatwo było kogoś pocałować, skupiając się na własnej przyjemności. Łatwo było przejść z jednego etapu na drugi, kiedy przychodziło podniecenie. Ciało łatwo zaspokoić, co innego z duszą. To był chyba ten brakujący element we wcześniejszych relacjach - zaspokojenie umysłu.
Poproszę więcej tego cierpienia
Bliskość z Różą to coś innego. Każdy pocałunek, choć składany pod wpływem impulsu, zdawał się być przemyślany. Choć nie wiedział, co kryły obszary jej ciała, kiedy zaznaczał ścieżkę pocałunkami, wiedział, że na pewno skrywały coś pięknego. Bo ciało, jakie całował, należało do Róży. Choć nie wiedział, jaki dźwięk będzie wydobywać z siebie, kiedy pocałuje ją u zgłębieniu szyi czy poniżej ucha, wiedział, że ten dźwięk będzie piękny. To było coś jak zwiedzanie dotychczas nieznanej mu krainy. Jakby zatrzymał się na jakimś ukrytym lądzie, i choć nie znał drogi, to wiedział, że czekało go coś niezwykłego.
Nie zastanawiał się już więcej, czy zasługiwał na tę czułość i namiętność ze strony czarnowłosej. Resztki racjonalności uleciały z niego w momencie, w którym Rose wyszeptała mu nieprzyzwoitą prośbę do ucha. Poddał się jej posłusznie. Poddał się też tym pocałunkom na swojej dłoni, tym ciężkim oddechom proszących o więcej, temu wzmacniającemu się uściskowi na plecach. I przede wszystkim tym ustom, które znowu całował namiętnie, ale coraz zachłanniej, kiedy czarnowłosa zaczęła odwzajemniać z równie wielką pasją.
Jeszcze. Usłyszał, czując jej oddech na swoich ustach. Nie zdążył odchylić się, żeby spojrzeć na nią, a już został poprowadzony do szyi. Szum krwi i jej przyspieszony do granic możliwości puls uderzył do jego ucha. Jednooki sięgnął ręką na ramię Róży i zacisnął na nim palce. Nieprzesadnie, ale również niedelikatnie. Sava był już wystarczająco zamroczony namiętnością, więc walka z wampiryczną naturą była jeszcze bardziej wymagająca. Róża przystawiała go do szyi. Podano do stołu. Zwierzyna sama pchała się pod nóż.
Zastygł, dysząc jej w skórę na szyi. Czerwone oko wpatrywało się w pulsujące miejsce jak zahipnotyzowane. Chyba dosłownie ostatnia, niezaćmiona wszystkimi bodźcami komórka powstrzymywała Savę przed wgryzieniem się. Oczywiście, nie myślał o tym, ale to by dopiero było, gdyby jej coś zrobił w domu, w którym znajdował się drugi wampir. Rodney pojawiłby się w mgnieniu oka, a Nina zaraz po nim.
- Muszę ci coś powiedzieć, Rose. - Wyszeptał nagle drżącym głosem. Odsunął się najpierw ze spuszczoną głową, wbijając wzrok w dół. Dopiero po chwili podniósł na nią spojrzenie. Barwa tęczówki nadal była czerwona. Patrzył na nią, nie wiedząc, co powiedzieć. Był wampirem, w dodatku takim, który nie panował nad sobą. Takie zbliżenia z człowiekiem prosiły się o nieszczęście. Chciałby ją całować i przytulać bez jednoczesnej chęci rozpłatania gardła. Na dłuższą metę wyglądało to naprawdę kiepsko. Spoglądał na nią sparaliżowany, a wszystkie wątpliwości wracały ze zdwojoną siłą. Wpatrywał się tak, jakby to w jej oczach miał właśnie znaleźć odpowiedź. Słowa stawały w gardle. Jakiekolwiek wyjaśnienie byłoby absurdalne dla niej, jako nieświadomego człowieka. - ...Mam taką dziwną przypadłość... - Zaczął niepewnie. A potem zapanowała krótka cisza, w której znów zbierał myśli.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyWto Gru 19, 2023 2:29 am

    W głowie opanowywała każdy centymetr jego ciała, każde wgłębienie w wargach i wypowiadała nimi zdania, od których odbierało jej najpierw mowę, potem rozum, a na końcu oddech. Wtedy też zrozumiała, że z fantazjami trzeba obchodzić się ostrożnie, bo póki to, co robił Sava, było jedynie ucieleśnieniem marzeń, dopóki zsunięta w myślach bielizna w rzeczywistości pozostawała na miejscu, dopóki oddawała mu się bez reszty jedynie we własnej wyobraźni, wciąż trwali w przyjemnej, niewinnej grze, która do niczego nie zobowiązywała. Nic też nie narzucała. A ludzie tacy jak oni, mimowolnie uciekali przed nazwami, łatkami i określeniami.
    Róża lubiła powtarzać, że wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Tak też planowała, o ile planowanie w tak mocno emocjonalnym stanie było możliwe, zakończyć spotkanie: najedzona, ale nie przejedzona. Wydawało jej się, że wyproszone „jeszcze” nastąpi, że oto za chwilę, ledwie moment, usta Savy ponownie spoczną na skórze, zasypią ją pocałunkami, a pomieszczenie buchnie gorącem i najpiękniejszą pieśnią rozjuszonych ciał, po której przytulą się ten ostatni raz, życząc sobie „powodzenia” w powrocie do codzienności.
    Otóż nie.
    „Jeszcze” się nie wydarzyło. Utkwione w barku palce Savy i to nagłe zatrzymanie wybiło ją z rytmu. To jakaś gra?, pomyślała. Później zaś, kiedy się odezwał, gamę emocji wzbogaciła doza podejrzliwości. Ściągnęła brwi. Nie rozumiała, co mogło sprawić, że choć wcześniej wydawał się zainteresowany bliskością, to teraz, nagle, całkowicie się wycofał.
    — Tak? — zapytała przeciągle i filuternie, wciąż wierząc, że mężczyzna po prostu używa na niej jakichś tajemnych sztuczek mających na celu wzmocnienie doznań. Przemieściła się dłonią, pod wpływem ruchu Odobescu, z tyłu jego głowy na spoczywającą na pościeli rękę i wyprostowała plecy, otwierając wcześniej przymknięte powieki.
    Dostrzegłszy, po raz kolejny, nieprawidłowe zabarwienie tęczówki Savy momentalnie straciła rezon. Anielski klimat wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi. Wtedy, gdy stali na dworze, też ją widziała, choć nie tak wyraźnie. Oko Odobescu było karmazynowe. Cholera. Nie oko – tęczówka. Róża pobladła, a jej wzrok wezbrał na przerażeniu. Nie nim, ale stanem jego zdrowia. Uniosła dłoń, palcem wskazując źródło wymalowanej na twarzy reakcji.
    — S-Sava, twoje oko… — powiedziała z przejęciem. — To nie jest normalne... Nie jest normalne, że tęczówka robi się czerwona.
    …Albo jak na łanię, którą należy ustrzelić, gdy stoi nieświadoma skierowanej w nią strzelby
    Róża idealnie wpisywała się teraz w miano drobnej i bezbronnej łani. Z tym jednak wyjątkiem, że choć widziała strzelbę, a raczej jej zarys, to nie uciekała. Zamiast tego, zaczęła szukać czegoś po kieszeniach. Wyznanie o „dziwnej przypadłości”, chwilę po namiętnych pocałunkach, kojarzyło jej się z wieloma sprawami. Z tym też powiązała jego słowa. Byłaby gotowa zaakceptować każdy scenariusz, jednak bardziej niż niedziałające funkcje męskiego ciała, była przejęta tym, czego – wydawało jej się – Sava nie był świadomy. Jakże się myliła. Jakże była głupia.
    — Nie musisz nic mówić, domyślam się. — odpowiedziała niemal natychmiast, szukając odpowiedniego numeru w liście kontaktów. — Dzwonię po taksówkę, to musi zobaczyć jakiś lekarz.

Sava
Sava
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyWto Gru 19, 2023 3:06 am

Niestety, jego działanie nie było niczym, co zwiastowało dalsze uniesienia. Tylko na chwilę zerknął na dłoń układającą się na jego ręku, a potem wrócił spojrzeniem na Rose. Zacisnął usta w cienką linię, kiedy usłyszał komentarz na temat barwy tęczówki.
- Masz rację. Nie jest. - Przyznał z nienaturalną obojętnością w głosie.
Nie musisz nic mówić, domyślam się. Zmarszczył brwi, wpatrując się na nią tępym spojrzeniem. Kiedy już jego szare komórki połączyły kropki, kiedy już otwierał usta, żeby wyprowadzić ją z błędu, Rose zaczęła sięgać po telefon.
- Co? ...Nie, czekaj. - Złapał za telefon, ale nie wyrywał go. Po prostu, przytrzymał. - To żadne z tych, co myślisz. I nie ma na to lekarstwa. - Powiedział cicho i powoli, zawieszając wzrok na urządzeniu, które dalej było dzierżone w jej ręku. - Nie dzwoń nigdzie. - Miał nadzieję, że łagodna prośba odwiedzie czarnowłosą od zamiarów. Gdyby nie sytuacja, w której się znalazł, zapewne śmiałby się z tego, do jakich wniosków doszła Rose. Jednakże, nic dziwnego, patrząc na to, jakich słów użył i w jakiej sytuacji. Tak czy siak, nie to było problemem. Problemem było to, w jaki sposób miał wyjaśnić chociaż część dręczących go zmartwień w taki sposób, żeby nie być zbyt dosadnym i nie zrobić przy okazji z siebie wariata. Jednak wszystko, co przychodziło mu na myśl, brzmiało źle za każdym razem.
- ...Jeśli dalej tak będzie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że ci coś zrobię. Prędzej czy później. - Zaczął po dłuższej przerwie. - Bardzo często tracę nad sobą panowanie... - Dodał ciszej, odwracając wzrok. Znowu nie był w stanie patrzeć jej w oczy. - Nie mówię o psychicznym bólu. Nie mówię o zadawaniu ran słowami. Chodzi o fizyczny ból.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyWto Gru 19, 2023 3:33 am

    Otworzyła szerzej oczy. Czemu, u licha, przyjął to z takim spokojem. Mogła się tylko domyślać, że najpewniej za bardzo skupił się na tym, że zaraz będzie musiał wyłożyć na stół diagnozę, która, w mniemaniu każdego mężczyzny, była niemożliwa do przeskoczenia. A przecież jest wręcz odwrotnie. Medycyna już dawno poszła do przodu. Zresztą, nic co ludzkie nie było jej obce.
    — Przestań się wydurniać, to nie przelewki — wycedziła, gdy powstrzymał ją przed kliknięciem zielonej słuchawki. Tak, powstrzymał, bo mimo wszystko nie chciała robić niczego wbrew jego woli. Ufała, że przy odpowiedniej reprymendzie sam, grzecznie, uda się na badania. — Też nie lubię chodzić do lekarzy, ale nie jestem dzieckiem. Ty też nie.
    Koniec końców, odłożyła telefon na pościel, krzyżując ręce pod biustem. Beznadziejny przypadek. Nie zamierzała odpuścić koniecznej, w jej mniemaniu, wizyty u specjalisty, ale nie byłaby też w stanie siłą wymusić na Odobescu wpełźnięcie do taksówki. Metody siłowe, wbrew pozorom, były dalekie od tego, co preferowała.
    ...Jeśli dalej tak będzie.
    — Tak, czyli jak? — wtrąciła, coraz bardziej poirytowana wymijającymi odpowiedziami. Jeśli nie zawodzące ciało, jeśli nie „żadne z tych, co myślisz”, to co innego. Nie miała w zanadrzu już żadnej, światłej myśli poza tym, że być może gustował w zdecydowanie bardziej brutalnej namiętności niż ta, którą mu dotychczas oferowała. Westchnęła ciężko. Cóż, dzieci ze środowisk przemocowych często kończyły jako fanatycy mocnych wrażeń. Widziała to wielokrotnie, choć i tak, nawet ta wersja, wydawało się w jakiś sposób niespójna.
    — Sava, to co się stało w twoim mieszkaniu, to była moja wina. Nie obwiniaj się za to... — powiedziała z troską, odruchowo wyciągając dłoń w jego kierunku. Tak, by pochwyciwszy podbródek palcami, zmusić Odobescu do spojrzenia w jej oczy, które płonęły potworną bezsilnością. — I nie zrozum mnie źle, ale co to ma do cholery wspólnego z twoim okiem? Możemy na ten temat porozmawiać innym razem.

Sava
Sava
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyWto Gru 19, 2023 11:45 am

Słuchał jej z dziwnym spokojem wymalowanym na twarzy. Była to jedynie maska. Z każdym jej słowem uświadamiał sobie, jak bardzo nie miało sensu tłumaczyć jej, co jest powodem wszystkiego. Czuł coraz większe obrzydzenie do samego siebie, kiedy wymyślał kolejne scenariusze swoich tłumaczeń. Zakładając, że Rose w końcu by uwierzyła... Chciałaby dalej się całować z czymś, co żywi się krwią? To obrzydliwe. Sam czuł do siebie obrzydzenie.
- Byłem już. Nic się nie da z tym zrobić. - Odpowiedział nieco nieobecnym tonem, poddając się narastającej panice. Czarne scenariusze mnożyły się w głowie w zastraszającym tempie.
- Tak, czyli tak. - Odpowiedział beznamiętnie, patrząc w dół. Wtem poczuł dotyk na swoim podbródku. Poddał się i podniósł posłusznie głowę, żeby na nią spojrzeć. Więc teraz nawiązywała do sytuacji w mieszkaniu... No tak, do czego innego miałaby. Była taka nieświadoma i naiwna. Nawet jeśli trochę poirytowana, to wciąż patrzyła na niego jak na kogoś, kogo pożądała. Jak bardzo jej podejście by się zmieniło, gdyby się dowiedziała prawdy. Że takie zbliżenia z wampirem mogą doprowadzić do nieszczęścia. Że nie było w tym romantyzmu, tylko rzeczywiście może dojść do tragedii.
Zamrugał, chcąc zebrać jakoś myśli, kiedy zadała mu pytanie. W międzyczasie mogła dostrzec, jak tęczówka jednookiego wracała do swojej pierwotnej barwy. Była na tyle blisko, że mogła zauważyć, jak na oku pojawiają się siedliska błękitu, plamy, które rozrastały się do momentu, aż nie zakryły całej powierzchni.
- Wszystko ma. - Odpowiedział zdawkowo, jak dotychczas. Uciekł nagle spod jej dotyku. Wyswobodził podbródek i po prostu wstał z łóżka. - Jeśli się zmienia, to znaczy, że jestem bliski utraty kontroli i zrobienia ci czegoś złego. - Wytłumaczył nagle bez ogródek, a gorzki ton aż wylewał się z tej wypowiedzi. - Więc, jeśli tak dalej pójdzie, to znaczy, że ci coś zrobię. To nie są żarty.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyWto Gru 19, 2023 12:24 pm

    Rozłożyła ramiona w akcie bezsilności wobec jego upartej postawy. Ani prośbą, ani groźbą. Tylko tajemnice i sekrety. No tak, niech się dziewczę martwi, pal sześć, prawda? Sava przecież wcale nie skazywał się na odsłuch coraz bardziej przyspieszonego pulsu. Nerwy grzały krew lepiej niż cokolwiek innego, a to dopiero początek. Od irytacji do wściekłości krótka droga.
    — A bo to mało partaczy na tym świecie? Jedna jaskółka wiosny nie czyni — stwierdziła. — Martwię się o ciebie, a tobie najwidoczniej to pasuje.
Wdech. Wydech. Jeszcze raz. Od nowa. Jego oko początkowo zmieniło barwę, bo coś do niego wpadło, a teraz mówi, że jeśli się zmienia, to traci kontrolę. Tylko w jaki sposób miałoby to być ze sobą powiązane. Przemoc i ewidentna choroba. Zresztą, nawet jeśli był w tym jakikolwiek sens, to...
    — Sava, zmieniło się już wcześniej i nie przypominam sobie, żebym w jakikolwiek sposób ucierpiała — zauważyła, nawiązując do sytuacji sprzed domu Evansa. Wciąż nie wiedziała, co powoduje anomalię i to było najgorsze. Niepewność i niewiedza.
    Wstała zaraz po nim, zmuszając niejako do zatrzymania się w miejscu. O'Brien próbowała zachować spokój i nie dać się ponieść kłębiącej pod żebrami pokusie krzyczenia z frustracji. Mimo wszystko, w ton jej głosu wdzierała się powoli narastająca złość. Sava zachowywał się, po prostu, jak dzieciak, choć był już dorosły. Wszystko, co mówił, brzmiało jak nieśmieszny żart.
    — Mam dość bycia zbywaną… Powiedz, o co chodzi? — wyrzuciła, ciągnąc Odobescu za prawe ramię. — Nie musisz mi wszystkiego wyjaśniać, ale jeśli już zacząłeś, to dokończ.


Ostatnio zmieniony przez Rose O'Brien dnia Wto Gru 19, 2023 4:55 pm, w całości zmieniany 3 razy

Sava
Sava
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyWto Gru 19, 2023 1:14 pm

Pokręcił nieznacznie głową, ale milczał. Czuł, że gdyby odpowiedział, z dialogu wytworzyłaby się niepotrzebna przepychanka słowna. Rose coraz bardziej się denerwowała. W nim również wzbierały nerwy związane z bezradnością. Dalej nie wiedział, jak zacząć. I czy w ogóle zaczynać. Słowa cały czas zatrzymywały się w gardle.
- Ta. - Mruknął i przetarł czoło dłonią, chcąc zebrać myśli. - Jedna, dwie sytuacje... To nic, jeśli będziemy chcieli się dalej spotykać. Jeśli ty... Będziesz chcieć. Takich sytuacji będzie więcej. I w końcu się stanie... Coś. Coś złego. - Próbował wytłumaczyć, ale dalej robił to dookoła, w dodatku zaczął się plątać w swoich słowach. A fakt, że znajdowali się w domu Rodneya nie pomagał. Gdyby miał jej wytłumaczyć chociaż część z tych rzeczy, najlepiej byłoby pokazać. Ale nie chciał robić tego tutaj, pod czułym nosem drugiego wampira. Już i tak podejrzewał, że istniało prawdopodobieństwo, że mogli mieć niechcianego słuchacza tej rozmowy.
Z zamyślenia wyrwał go nerwowy ton Rose. Po słowach poczuł dotyk na swoim ramieniu. Sava odruchowo odwrócił głowę w jej stronę. Patrzył na nią nieco zaskoczony tym nagłym kontaktem fizycznym. Pewnie dlatego, że dosłownie sekundę wcześniej rozmyślał nad wszystkim intensywnie.
- Postaram się. - Mruknął i sięgnął ręką do tylnej kieszeni spodni. Wyciągnął portfel, a z niego stary paszport ze swoim zdjęciem i podał go czarnowłosej. Był to już zużyty i nieaktualny rumuński dokument potwierdzający tożsamość. Zdjęcie ewidentnie przedstawiało jednookiego, z tą różnicą, że na nim miał trochę krótsze włosy, a opaska na oku zakrywała znacznie większą część twarzy. Poniżej data urodzenia "03.11.1973 r". Tylko, że w rzeczywistości nie wyglądał, jakby miał się zbliżać do pięćdziesiątki, tylko jakby ledwie przekroczył trzydziestkę. Współczesna medycyna estetyczna może i czyniła cuda, ale niektórych znamion starzenia się nie dało się tak po prostu usunąć.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyWto Gru 19, 2023 9:09 pm

    Jak miała się nie denerwować? Wiedziała tyle, co nic. On zaś ciągle rzucał zagadkami. Wtedy jeszcze mocniej wzbierała w niej prawdziwa, ognista frustracja, ten rozdzierający ból, który czuła, bo to, co dla niej było tak ważne, dla niego było jedynie pyłkiem kurzu na wietrze. Zdrowie. Bez zdrowia to nic, a z nim wszystko. Jak mógł tak beztrosko podchodzić do ewidentnie alarmującego go organizmu? Nie wiedziała, pod jakiej wpływem choroby ciało Odobescu odpala kolejne syreny, ale na pewno nie była to żadna, którą znała. A to samo w sobie sprawiało, że jeszcze bardziej rosła w przejęciu.
    — Robisz ze mnie idiotkę, tylko po to, żeby uniknąć wizyty w szpitalu. Niesamowite. — sarknęła, żywo przy tym gestykulując. — Do ciebie naprawdę nie dociera, że to twoje „coś złego” to się może stać, ale jak będziesz dalej olewał swoje zdrowie?
    Westchnęła i spojrzała na Savę z politowaniem, ale, mimo wszystko, wyciągnęła rękę, by ująć dokument w dłoń. No idiota. W dodatku zuchwały.
    — I to ma mi niby coś wyjaśnić? — „Republica Socialistă de România, Pașaport” głosił pozłacany napis na ciemnozielonej obwolucie. Potarła kciukiem o chropowatą powierzchnię, jak sądziła, paszportu, zastanawiając się w duchu, jakie informacje mogłaby dzięki niemu uzyskać. Nic mądrego nie przyszło jej do głowy, oprócz tego, że w środku znajdował się najprawdopodobniej wpis o kolorze oczu. Sęk w tym, że nie znała rumuńskiego, a więc doszukanie się odpowiedniej rubryki i zrozumienie, co kryło się pod obcobrzmiącą nazwą, graniczyło z cudem. Wyszła jednak z założenia, że skoro Odobescu wręczył dokument z taką pewnością, to „oczy” w jego ojczystej mowie musiały brzmieć przynajmniej zbliżenie do angielskich „eyes”.
    Otworzyła paszport na pierwszej stronie. Powiodła wzrokiem przez Republica Socialistă de România, Pașaport, a następnie krótki, siedmiocyfrowy numer. Zjechała niżej. Numele: Odobescu, Prenumele: Sergio Sava – tak, to zdecydowanie jego personalia, choć nigdy wcześniej nie pochwalił się posiadaniem drugiego imienia. Data naşterii: 03.11.1973r. Dziwne. Zgodnie z odszukanym w pamięci wzorem tego typu dokumentów, należałoby przyjąć, że „Data naşterii” to „data urodzenia”, a to z kolei znaczyłoby, że Sava ma pięćdziesiąt lat. W pierwszym odruchu, w myślach, nazwała tę osobliwą pomyłkę literówką i poza podniesionym na mężczyznę, nieco zdezorientowanym, spojrzeniem, nie skomentowała tego w żaden inny sposób. Wróciła do lektury. Locul naşterii: Bucureşti, Domiciliul: Bucureşti. Jeśli „Bucureşti” oznaczało „Bukareszt”, to wszystkie informacje, poza datą urodzenia, wydawały się zgodne z tym, co mówił o sobie mężczyzna.
    Przełożyła kartkę, po lewej znajdowały się wpisy z równie odległymi datami. Tyle błędów w jednym dokumencie? Znów – dziwne. Zwłaszcza że ktoś, kto je pieczętował aż dwukrotnie, musiał w końcu zorientować się, że coś jest nie tak. Albo… Albo paszport był podrobiony. Ewentualnie prawdziwy, co wydawało się właściwsze, jeśli stworzony dla kogoś, kto rzeczywiście miał pięćdziesiątkę. Na to zresztą wyglądało, bo okresy były miarowo spójne. Może Sava wcale nie był tym, za kogo się podawał? Słyszała, że istnieją ludzie, którzy kradną cudzą tożsamość, ażeby zbiec przed jakimiś konsekwencjami, ale musiałby być idiotą, skoro myślał, że posługując się takim dokumentem, ktokolwiek mu zawierzy: nie miał zmarszczek, nie miał również żadnych śladów typowych dla ludzi w tym wieku. Wyglądał nawet młodziej od niej samej. Może był nieco obłąkany, ale nie aż tak. Co to ma kurwa znaczyć, pomyślała, krzywiąc się zarówno z racji rosnącej niepewności, jak i poczucia, że robi z niej idiotkę.
    Im dalej w las, tym więcej drzew.
    Jeszcze mocniej zacisnęła palce na obwolucie – nie dość, że nic tym nie wyjaśnił, to dołożył więcej niewiadomych. Co gorsza, przez dostrzeżone kątem oka, doklejone po prawej stronie zdjęcie, ewidentnie zbliżonej wizualnie do niego, postaci, wezbrała w niej fala cholernego strachu. Obłąkany złodziej tożsamości. Cudownie. Może i żartowała, że ją porwie, rozkocha i zabije, ale nie to miała na myśli. Inaczej: to, ale nie dosłownie. Na pewno nie w sposób, który nieopatrznie wykreowała sobie w głowie. Miał doprawdy wysublimowany sposób na wyłuskanie z ofiary każdej nuty grozy. Co za ironia losu.
    Powtórzyła, jeszcze chłodno, w myślach zebrane dotychczas informacje: czerwone oko, pojawiające się i znikające z niewiadomego powodu, dziwna przypadłość, możliwość utracenia panowania i ryzyko przemocy, nienależący (bo końcowo tę wersję uznała za prawidłową) do niego dokument z personaliami, które wskazywał na to, że od samego początku nie był z nią szczery, więcej spotkań równało się „czemuś złemu”. Im dłużej myślała, im bardziej próbowała uporządkować cały ten rozgardiasz, tym mocniej drżały jej ręce – w ogóle – ciało. Przełknęła głośno ślinę, bojąc się na niego spojrzeć.
    …Wyjaśnij, powiedziała jeszcze chwilę temu, a Sava odparł postaram się. Więc chciał, by dowiedziała się, kim jest. A raczej kim nie jest. Oczywista, tylko dla niej i pokrętnego rozumowania, diagnoza: (nie)Sava choruje na jakąś dziwną chorobę, przez którą robi się agresywny i może ją skrzywdzić, objawia się ona czerwonymi, jakkolwiek idiotycznie to nie brzmi, tęczówkami, co więcej w całym tym szaleństwie i odlepieniu od rzeczywistego świata, podaje się za kogoś, komu wykradł dokumenty. Tak, to jedyny sposób, w jaki można to wyjaśnić.
    Nabrała przerywanego oddechu, trzęsącą dłonią zwracając podarunek. Oczy Róży błądziły między dokumentem, stopami obcego, a jej własnymi. Zębami, zaciśniętymi wcześniej na policzkach, zaczęła przewiercać się przez złapaną tkankę, pozostawiając na języku metaliczny posmak. Nawet tego nie czuła. Całe szczęście, człowiek został zaprojektowany tak, by nie pożerać własnego ciała – nie odgryzła sobie zatem pół policzka, a jedynie wierzchnią warstwę skóry w ich wnętrzu. Starała się zachować spokój, nie wyglądać na przerażoną, ale to, co kłębiło się w jej głowie, było zbyt wielkie i straszne, by mogła nad tym zapanować. Kiedy tylko palce mężczyzny dotknęły paszportu, zaczęła się powoli wycofywać, rękoma opadając niezwykle wolno, jakby nie chciała go prowokować.
    — Nie… Nie nazywasz się Sava… — wydukała ni w pytaniu, ni stwierdzeniu, gdy obiła się piętą o ramę łóżka. Obróciła się za siebie i w sekundę zrozumiała, że nie istniała już żadna droga ucieczki. Przerażonymi oczyma spojrzała na jednookiego, potem, jakby próbując ukryć intencje, przesunęła źrenicami w kąt oka i namierzyła drzwi. Był silniejszy, to pewne. Szybszy, to równie pewne. To nie wyjdzie – a więc plan awaryjny. Nie byli sami, ale wcale nie poprawiało to jej szans na przetrwanie: stary, zniedołężniały mężczyzna o niskiej wartości bojowej poza uderzaniem pędzlem i Nina, rude stworzenie brzydzące się przemocą. Cholera. — Nie podchodź… Będę… Będę… krzyczeć… — „O ile zdążę”, powinna była dodać. Ah, no i oczywiście: „O ile mój krzyk cokolwiek zmieni”. Wszystkie fragmenty życia przeleciały jej przed oczyma; grzechy, pokuty, chwile miłe i mniej miłe, moment, gdy się spotkali. Kurwa mać. Jak mogła zaufać ćpunowi? Przecież to oczywiste, że nie mógł być normalny.
    Uważaj, o co prosisz. Rzucił ostrzegawczo, wprost, niemal między oczy. Nie skorzystała.
    Sama była sobie winna: tak podpiszą artykuł donoszący o śmierci prostytutki.
    Amen, pokój jej duszy.

Sava
Sava
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 EmptyWto Gru 19, 2023 9:59 pm

Spoglądał na nią obojętnym wzrokiem, przysłuchując się w milczeniu tej tyradzie o zdrowiu. No tak, zdrowie było najważniejsze. Problem w tym, że on jednocześnie był zdrowy, jak koń, i martwy. Nawet nie wiedział, co miałby jej powiedzieć na ten temat.
Obserwował bacznie, jak Rose przygląda się dokumentowi, który jej podarował. Skinął nieznacznie głową w potwierdzeniu na jej pytanie i czekał. Niestety, przyspieszający puls, drżenie rąk szybko zaalarmowało jednookiego, że czarnowłosa zwyczajnie zaczęła się bać. Nie pierwszy raz. A on nie potrafił trzeźwo myśleć, więc znajdował jakieś pokrętne sposoby na wyjaśnienie tego, kim jest, i nie przemyślał, że kobieta mogłaby wziąć go za jakiegoś złodzieja tożsamości. Dlatego wzdrygnął się na jej pierwsze słowa i zmarszczył brwi.
- Co? - Wymamrotał, nie potrafiąc w pierwszym odruchu zrozumieć, o co jej chodziło. Z każdą sekundą spoglądania w jej przerażone oczy zaczynał powoli domyślać się, co miała na myśli. - Nie. To jest moje imię. - Wyjaśnił jeszcze na spokojnie i wyciągnął następny dokument, aktualny. Z tymi samymi danymi, tylko innymi datami. Jak tak stał, z wyciągniętym dokumentem naprzeciw niej, zrozumiał, że to raczej słaby argument. Dlatego opuścił rękę zrezygnowany i schował przedmiot z powrotem do portfela, a portfel do kieszeni.
Znowu patrzyła na niego w ten sposób. Tak samo, jak wtedy w mieszkaniu. Tylko, że tym razem było gorzej. Nie miała skrupułów, by jawnie poinformować go o tym, że się bała.
"Nie podchodź, będę krzyczeć."
- To nie tak, jak myślisz. - Zaczął nienaturalnie obojętnym tonem, odsuwając się od niej o krok, żeby dać jej więcej przestrzeni. - Ja naprawdę się tak nazywam. I przez ten cały czas byłem przy tobie sobą. I na pewno nie chciałbym ci nic zrobić. - Powiedział i odwrócił się plecami do Rose, żeby powoli kierując się do drzwi. - Nie musisz się bać. Sam wyjdę. - Obwieścił, dochodząc do drzwi i po prostu nacisnął klamkę. - Połącz kropki, Rose. - Rzucił na odchodne i po prostu wyszedł, a może raczej wystrzelił przed siebie, kierując się w stronę głównego wyjścia. Nie patrzył nawet, czy mijał kogoś po drodze. Nie pożegnał się z gospodarzem domu. Po prostu wyszedł.

zt x2.

Sponsored content
Chata w lesie - Page 4 Empty

PisanieTemat: Re: Chata w lesie   Chata w lesie - Page 4 Empty


 
Chata w lesie
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 4Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4
 Similar topics
-
» Polana głęboko w lesie

Skocz do: