Więcej przeżytych lat, więcej rozsądku, a może po prostu więcej wyuczonych odruchów. Homofobia istniała tak długo, jak istniała ludzkość, mimo że nie zawsze takie nosiła imię, i kiedy miało się upodobanie zarówno w kobietach, jak i w mężczyznach, trzeba było liczyć się z tym, że można mieć z tego tytułu kłopoty. Zwłaszcza w szemranym lokalu w szemranej dzielnicy w szemranym mieście. Całe Birmingham było okropnym miejscem, Dimitri nie był fanem. Nie przeprowadził się jeszcze chyba tylko dlatego, że przeprowadzka wiązała się z dużymi kosztami.
A mimo to, wystarczyło jedno muśnięcie ust Savy, żeby Dima zaraz zapomniał o wszystkich środkach ostrożności. Ocknął się dopiero na pytanie o hotel. Wzdłuż kręgosłupa przebiegł mu zimny dreszcz, zupełnie niby kubeł zimnej wody wylanej prosto na głowę. Pójście do hotelu równałoby się tylko jednemu. I przez tę jedną rzecz czułby się później jak tania dziwka. Dima nie był tanią dziwką. Nie był nawet luksusową dziwką. Był prostym piwniczakiem, który po prostu dał się ponieść chwili.
Chwila patrzyła na niego wyczekująco i mocno przyciskała go do siebie. Myślenie nie było łatwe.
– Nie, to już lepiej chodźmy do mnie – powiedział z ledwo słyszalnym w głosie zrezygnowaniem. Pokonał tę niewielką, dzielącą ich odległość i zacisnął swoje wargi na dolnej wardze Savy, z całej siły walcząc z pokusą, by zrobić to samo, ale zębami. Zaraz odsunął się i uwolnił z objęć mężczyzny, ale za to złapał go za rękę i poprowadził ku wyjściu.
[z/t x 2 -> odpisz
tutaj]