Przychodnia
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
Sava
Sava
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyNie Gru 24, 2023 1:48 am

Był w absolutnej desperacji. I bynajmniej nie miał ochoty słuchać rad kogoś z zewnątrz, nawet jeśli była to osoba, której zawdzięczał sporą przysługę. Nawet jeśli potrafiła czynić cuda i przywrócić jej ciało do prawidłowej funkcjonalności, wciąż na jej koncie wisiało ustabilizowanie stanu Rose.
- Nie prosiłem o radę. - Warknął, mimo wszystko, nieprzyjemnie. Co ona mogła wiedzieć. Z jednej strony Max sugerujący, że nie może sprawić, żeby Rose wróciła do Mole. Z drugiej Yv mówiąca, żeby bycie wampirem pozostało tajemnicą dla czarnowłosej. Nie może pogodzić jednego z drugim. Sava chciał jej powiedzieć i nie chciał jednocześnie. I prędzej czy później do tego dojdzie.
Poszedł za Yv, kiedy ta powiadomiła, że Domingo się już pojawił. Słyszał zza ściany, jak Max sypał jakąś niezbyt uprzejmą uwagą w stronę czarownika, ale pozostał wobec tego obojętny. Wychylił się tuż za blondyną, spotykając wzrok Salvadora. Zapomniał, że całe ubranie miał we krwi. Milczał, dopóki dwójka nie wymieniła między sobą, w jego odczuciu, sztucznych uprzejmości. Póki co, jednookiego nie obchodziła relacja między dwójką.
- Domingo. - Odezwał się w delikatnym skinięciu głową. Było to dość uprzejmie, jak na niego, w stosunku do czarownika. W końcu, Domingo to kolejna osobą, która fatygowała się mu pomóc. Z taką różnicą, że jego usługa nie była bezpłatna. Dawno go nie widział, ale na jego widok czuł ulgę. Cała nadzieja w magicznych sztuczkach lokalnego szamana. Nie wiedział, jak duże miał zdolności magiczne, ale miał nadzieję, że spore. A przynajmniej na tyle duże, żeby przywrócić Rose możliwość chodzenia i odjęcia całego tego niepotrzebnego bólu.
Sava jeszcze rzucił uważne spojrzenie, jakby niemo podbijając pytanie blondyny. Czy Domingo czegoś potrzebował w tym, co zamierzał zrobić - cokolwiek zamierzał?

Domingo Salvador
Domingo Salvador
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyNie Gru 24, 2023 2:06 am

Jegomość nie zrobił na czarowniku najlepszego wrażenia, wyglądał jak... No cóż. Ktoś inny mógłby się pokusić o stwierdzenie, ze jak student po upojnej nocy z wódką. Taki średni w budowie, w wyglądzie, we wszystkim, co z wierzchu – nawet ta hawajska koszula sugerowała pewną lekkość. Ale Domingo widział wielu dilerów w swoim życiu i doskonale wiedział, że to ci "średni" mieli najlepsze statystyki, nie dał się zwieść.
Wcale dużą pomocą nie było to, że przychodnia Yv przyjmowała szemranych pacjentów. Wcale.
– Nie twój interes – odpowiedział uprzejmie, zaś zaczepki o polach nie skomentował. Z chamstwem i rasizmem spotykał się nie po raz pierwszy. Gdyby miał się spuszczać nad każdym jego aktem, zabrakłoby mu czasu na cokolwiek innego. Zresztą, nawet nie musiał reagować. Radosna jutrzenka medycyny już ustawiała mężczyznę do pionu, przez co lewy kącik ust nekromanty drgnął nieco.
Domingo poprawił na ramieniu pas torby i postąpił kilka kroków naprzód, na spotkanie dawno niewidzianej znajomej. Podał Yv rękę, obdarzając ją solidnym uściskiem, ale bez tego całego macho gówna, jakie często mężczyźni serwowali kobietom, kiedy próbowali uścisnąć dłoń tak mocno, żeby delikwentka się skrzywiła czy w jakikolwiek inny sposób dała znać, że o tak, są takimi silnymi mężczyznami.
– Mhm – mruknął z ciepłym uśmiechem. Może uśmiech byłby mniej ciepły, gdyby Salvador sam był lekarzem i traktował medyczkę jako potencjalną konkurencję. Ale nie był – był uzdrowicielem. Dwie profesje, których cel był zasadniczo ten sam, ale metody tak różne, że ciężko byłoby w ogóle mówić tu jakiejkolwiek konkurencji. – Wprowadź mnie. Co jest pacjentce, co już zrobiłaś? – rzucił rzeczowo, a jego wzrok w końcu padł na kolejną znajomą postać. Zakrwawiony wampir nie zwiastował niczego dobrego, przez chwilę Domingo patrzył więc na niego dość podejrzliwie. Połamane kości. Leczył raz mężczyznę, którego dorwała wampirzyca pozbawiona kontroli. Najpierw zaczął jako posiłek – a ostatecznie skończył ze strzaskanym w drobny mak obojczykiem, kiedy wampirzyca wbiła w niego kły i targała kością jak rotweiller połacią mięsa. – Sava. – Odpowiedział w końcu mężczyźnie, również kiwając lekko głową. Desperacja, z jaką wampir prosił go o pomoc, mogła wynikać tylko z dwóch przyczyn: albo Sava utracił nad sobą kontrolę i poturbował kogoś, albo... był to ktoś mu bliski. Domingo szybko jednak uznał, że w tej chwili jest to kompletnie nieistotne, pytać mógł później. Wrócił spojrzeniem do blondynki. – Prowadź.

_________________

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyNie Gru 24, 2023 3:16 am

"Nie jestem małostkowa"


Ostatnio zmieniony przez Rose O'Brien dnia Nie Sty 28, 2024 11:45 pm, w całości zmieniany 2 razy

Sava
Sava
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyNie Gru 24, 2023 3:40 am

Zauważył ten rodzaj podejrzliwego łypania Dominga w jego stronę. No, cóż. Wyglądał, jak wyglądał i na pewno wzbudzał podejrzenie. Dziwne, nie powinien był być zdziwiony, że ktoś oceniał go tak łatwo. Miał z góry przypisaną rolę - przypominać typa spod ciemnej gwiazdy. Krew tylko to podbijała. Tak po tysiąckroć. Tak czy siak, nie miał teraz pola do tłumaczenia się, a bazował jedynie na domysłach, że czarownik obwiniał go za zaistniałą sytuację, choć nawet jeszcze nie widział stanu pacjentki.
Poszedł za dwójką. Jeszcze raz musiał zmierzyć się z widokiem poobijanej Rose, kiedy Yv odsłoniła kotarę. Teraz, przynajmniej nie szczędziła na słownictwie. Przeniósł wzrok na blondynę, kiedy nadmieniła jego imię.
- Ta. - Odparł zdawkowo. Dziwne pytanie. To ją znalazł właśnie taką. To on był prawie że świadkiem całego zajścia. To ją niósł na rękach. A teraz miałby nie chcieć na to patrzeć? Co by to zmieniło, skoro obraz poobijanej w Mole Rose wżarł mu się w mózg i prawdopodobnie nigdy się go nie pozbędzie? Zresztą. Nie pierwszy raz był świadkiem tragedii. Tutaj, przynajmniej, wszystko zapowiadało, że czarnowłosa przeżyje. Nawet jeśli przez tę sytuację ma ucierpieć jej sprawność - będzie żyć. A to najważniejsze.
Spojrzał na Domingo.
- Yvonne mówiła, że nie będzie w stanie chodzić. Albo, że w najlepszym scenariuszu będzie poruszać się o kulach. Medycyna nic na to nie wskóra, więc liczę na ciebie. Rozliczymy się później. - Obwieścił beznamiętnym tonem, ale i nawet w tej obojętności słychać było słabo tłumione desperację i gorycz. - Jesteś w stanie coś z tym zrobić, prawda? - Dopytał, dalej patrząc na niego uważnie. Teraz, gdy Salvador był w stanie obejrzeć stan Rose, na podstawie odniesionych obrażeń, mógłby dojść do wniosku, że nie zaszło tutaj bynajmniej typowy wampirzy brak kontroli. Zero ugryzienia... W dodatku mnóstwo obrażeń, poobijana twarz, posiniaczone ciało. Ale, kto go tam wiedział, co mu chodziło po głowie. Równie dobrze mógłby uznać Savę za wyjątkowego zwyrodnialca i kata, który potem, w przypływie wyrzutów sumienia, postanawia "naprawić" swoją ofiarę.

Domingo Salvador
Domingo Salvador
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyNie Gru 24, 2023 3:59 am

Puścił uwagę nieznajomego mimo uszu, bo absolutnie nie interesowało go, co chłopaczek miał do powiedzenia, tym bardziej, że nie miał do dodania nic rzeczywiście wnoszącego do sytuacji. Domingo nie przepadał za takimi ludźmi. Do listy ośmiu błogosławieństw chętnie dodałby dziewiąte: „błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia nie ubierają tego w słowa”.
Słuchał za to uważnie Yv, i im więcej słyszał, tym bardziej tężała mu mina. Bez magii dziewczyna faktycznie miałaby przejebane, a jej najlepszą – i chyba jedyną – szansą byłoby zespolenie tytanowymi prętami, wsparte długą i żmudną rehabilitacją. O ile taka operacja w przypadku strzaskanych niemal na proszek kości w ogóle miała rację bytu, a co do tego nie był pewien, przecież nie był chirurgiem ortopedą. Wiedział za to, że magiczne rozwiązanie, choć niewątpliwie skuteczne, będzie go sporo kosztowało. Jedna butelka rumu mogła nie wystarczyć.
– Dwie... – zaczął z namysłem, kiedy już przypatrzył się temu obrazowi nędzy i rozpaczy. Chłop ze strzaskanym obojczykiem mógłby tej biednej dziewczynie sandały pucować, jego obrażenia to był przy tym pikuś i małe piwo. Domingo spojrzał na wampira. – ...nie, trzy baterie. Pomogę jej, ale to będzie... trudne. I będziesz musiał mi pomóc. – Powiedział neutralnym tonem.
Salvador nie miał o krwiopijcy najlepszego zdania – niewątpliwie nie miało z tym nic wspólnego to, że Sava podbijał do Cecilii, ależ skąd – ale nie uważał go za skończonego degenerata. Zwyrodnialec i wyrodek nie pomógłby mu w odesłaniu stada ghuli pod ziemię. Teraz, kiedy już obejrzał sobie pacjentkę dokładnie (i to nie tylko na zewnątrz – bardzo dokładnie przyjrzał się również wszystkim skanom, które mu pokazała Yv), nie wyobrażał sobie, żeby Sava mógł zrobić coś takiego. To nie była kwestia utraty wampirzej kontroli, tylko... czegoś zupełnie innego. Czegoś znacznie bardziej pierwotnego i prymitywnego.
– Jak pacjentka ma na imię? – rzucił ciszej, znów się w nią wpatrując i nie pytając nikogo w szczególności. Po prostu liczył, że któreś z tej dwójki mu odpowie. Patrzenie na poszkodowaną było trochę jak bycie świadkiem tragicznego wypadku: nie chciałeś patrzeć, chciałeś odwrócić wzrok, ale i tak nie byłeś w stanie tego zrobić, bo spojrzenie uparcie wracało do kraksy. Nekromanta podszedł nieco bliżej, a następnie przykucnął na ziemi. Zaczął wyjmować z torby przedmioty, które pozornie nie miały nic wspólnego z leczeniem: drewnianą misę, świece, małą materiałową saszetkę oraz butelkę rumu. Ustawił świece w niemal idealny okrąg wokół misy, na przemian czarne i białe, następnie rzucił prawie pustą już torbę w kąt i, jak gdyby nigdy nic, usiadł po turecku na podłodze przed okręgiem. Wyglądał przy tym kompletnie nie na miejscu i jednocześnie tak, jakby ubrany w garniak za kilka kafli facet posiadał całą podłogę świata dla siebie i mógł z nią robić co tylko chciał.
– Yv – powiedział miękko, zanim obrócił głowę i spojrzał na blondynkę. Przypominały mu się stare czasy. Dobre czasy. Zawsze lubił patrzeć na lekarkę. Kiedyś może nawet liczył na coś więcej, ale to naprawdę były stare dzieje. – Liczę, że nie sprzedasz nikomu moich metod. – Dokończył żartobliwym tonem, ale w jego oczach widać było absolutną powagę, nie licującą z tą zawartą w głosie lekkością. Następnie spojrzał na Savę.
Cały czas patrząc na niego, odsunął wszystkie swoje warkoczyki na bok i sięgnął do czarnej pochwy, skrytej pod koszulą. Wyciąganie z niej maczety długości przedramienia dorosłego mężczyzny zajęło chwilę.
– Będę potrzebował twojej krwi, Sava. – Wyjaśnił krótko, nie wyjaśniając jednocześnie nic. Przy czym upuszczanie krwi tak wielkim ostrzem było wizją, delikatnie mówiąc, odrobinę makabryczną.


_________________

Sava
Sava
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyNie Gru 24, 2023 1:31 pm

Rose odpuszcza kolejkę na razie.

Trzy baterie za tę przysługę. Nawet nie miał czasu przemyśleć żądanej zapłaty. Ale, właśnie. To nie była propozycja. Domingo wiedział, że w grę wchodziły emocje. No i sama sytuacja była zbyt poważna. Dlatego Sava, bez słowa, skinął głową. Gdyby jednak się nad tym zastanowić, zostanie trzy razy wykorzystanym jako "bateria" wcale nie była taką złą wizją. Jeśli tylko przywołać stan połączenia...
- Rose. - Odpowiedział na pytanie, nie kwestionując tego, że to mogła być istotna informacja dla szamana. Nie znał się na tych magicznych rytuałach. Nie wiedział, czego miał się spodziewać, ale jeśli istniała szansa, że magia Dominga coś wskóra, nie zamierzał przeszkadzać.
Obserwował poczynania Salvadora. Nie kwestionował też tego, że przedmioty, jakie wyciągał z torby, będą mu do czegoś potrzebne. Zerknął tylko krótko w stronę Yv, zastanawiając się, czy ten widok nie był dla niej zaskakujący, ale jej niewzruszona mimika wskazywała, że była bardziej zaznajomiona ze światem nadprzyrodzonych, jak i również z samym Domingiem.
Wzrok Savy utkwił w przedmiocie wysuwanym z pokrowca przy pasie Salvadora. Mimowolnie, jedna jego brew drgnęła ku górze. Był gotowy przystać na ten warunek, o ile wizja, jaka mu się w głowie rodziła, miała zostać rzeczywiście zrealizowana.
- Jasne... - Urwał, przechylając głowę i spoglądając na niego ostrożnie. - Tylko... Ile jej chcesz? Dla mnie to nie będzie problem... Ale może być zacząć problemem dla całej czwórki. - Wyjaśnił bez ogródek, podchodząc do Dominga. Miał na myśli, że upuszczenie dużej ilości krwi mogłoby się skończyć dla wampira szybszym napadem głodu i, w konsekwencji, utratą kontroli. Jednak niezależnie od odpowiedzi, jednooki podciągnął rękaw jednej ręki i spojrzał wyczekująco na czarownika.

Domingo Salvador
Domingo Salvador
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyNie Gru 24, 2023 2:45 pm

Stan metafizycznej symbiozy, jaki potrafił połączyć nekromantę z wampirem, był niesamowitym odczuciem, i to dla obu stron, ale gdyby o samo odczucie chodziło, Domingo nigdy w życiu nie uważałby tego za odpowiednią zapłatę. To było po prostu przydatne. Skupiało i potęgowało moc do tego stopnia, że niemożliwe stawało się możliwe, a bywały sytuacje, które wymagały dokonywania niemożliwego. Salvadorowi już od jakiegoś czasu chodziła po głowie pewna rzecz, do której mógł mu się przydać krwiopijca, ale wymagała użycia baterii więcej niż raz, więc się wstrzymywał. Teraz jednak... Obietnica zapłaty otwierała przed nim nowe drzwi. I to całkiem dosłownie. Ale o tym mógł porozmawiać z Savą innym razem, kiedy wampir nie będzie miał nerwów napiętych jak postronki.
Bo przecież najpierw trzeba było faktycznie poskładać Rose do kupy.
– Potrzebuję tylko odrobiny – mruknął uspokajająco. Gdyby potrzebował tyle, by Sava rzeczywiście mógł się stać zagrożeniem, to już wolałby się uciec do innych metod. Sam przecież też był człowiekiem – doprawionym magią i o pewnych nadnaturalnych właściwościach, ale wciąż tylko człowiekiem. Nawet najpotężniejsza magia mogła nie uchronić go przed brutalną siłą i wampirzą szybkością. I o ile Rose było mu szkoda, to przecież nic dla niego nie znaczyła, podobnie jak pajac z poczekalni, więc niby z nimi mógł krwiopijca zrobić co chciał – ale przecież była tu jeszcze Yv. A chyba nie zniósłby widoku leżącej jak szmaciana lalka blondynki z rozlewającą się wokół niej kałużą szkarłatu.
Domingo pstryknął palcami i wszystkie świece zapaliły się w tym samym czasie.
Następnie nalał do misy całą zawartość butelki rumu, zaczynając nucić cicho dość skomplikowaną melodię. Dopiero kiedy to zrobił, złapał Savę za nadgarstek i nakierował jego rękę nad drewniane naczynie. Z niepokojącą wręcz wprawą rozpłatał mu przedramię i pozwolił, by gęsta, ciemna krew powoli skapnęła do niego. Kiedy rum zabarwił się na jasną czerwień, puścił wampira i nie zaprzątał sobie więcej nim głowy. Miał do przeprowadzenia dość skomplikowany rytuał. Z zamkniętymi oczami nucił dalej tę samą melodię, lekko kiwając się w jej rytm, trwało to dobrych kilka minut. Nie przerywając nucenia otworzył oczy, w których teraz pełgały granatowe i jasnoniebieskie iskierki, małe wyładowania magii sugerujące, że rzeczywiście coś nienaturalnego tu się dzieje. Zanurzył czubek maczety w płynie i bezpośrednio na podłodze, po swojej prawej stronie, zaczął wyrysowywać mieszanką rumu i wampirzej krwi veve skierowane do Maman Brigitte. Rose wymagała więcej pomocy, niż mógł jej udzielić Święty Piotr, Domingo musiał prosić o pomoc silniejszą instancję. Po dłuższej chwili takiego szkicowania na podłodze znalazł się dość skomplikowany symbol.

Veve do Maman Brigitte:

Nucenie zmieniło się w cichy z początku, ale z każdą chwilą solidniejszy śpiew w obcym języku, w którym Yvonne mogła rozpoznać haitański kreolski – miała już przecież do czynienia z Domingiem używającym voodoo. Symbol zaczął lśnić i na twarzy Salvadora pojawiło się coś jakby... ulga? Było to zaledwie mignięcie, które zaraz zostało na powrót zastąpione skupieniem. Melodia zmieniła się, stała się spokojniejsza, płynniejsza, bardziej jak kołysanka. Z pozoru nic się nie działo – ale gdyby podstawić połamaną nogę pobitej dziewczyny do tuby rezonansu, widać by było całą magię: jak popękane kawałeczki kości powoli zaczynały się zrastać najpierw w większe fragmenty, potem coraz większe, aż w końcu znów zaczynały przypominać kości. Cały proces był niesamowicie żmudny, trwał około dwóch godzin, a czekoladowa zazwyczaj skóra nekromanty z każdą chwilą stawała się coraz bardziej popielata, widać po nim było ogromny wysiłek. Dopiero na sam koniec magia zaczęła przynosić widoczne efekty: kiedy już zrosły się wszystkie kości i znikły wewnętrzne opuchnięcia i inne mikrouszkodzenia, z ciała Rose zaczęły znikać sińce, a fioletowe, zapuchnięte i niedomykające się do końca oczy przestały wyglądać makabrycznie, gdy wróciły do swojego normalnego wyglądu. Patrzenie na ten ostatni etap było trochę denerwujące. To jakby patrzeć na rosnące kwiaty w odrobinę przyspieszonym tempie – wiedziało się, że one rosną, ale kiedy się na nie patrzyło, nie było niczego widać. Dopiero kiedy odwróciło się na chwilę wzrok i znów spojrzało, dało się dostrzec, że faktycznie urosły.
W jednej chwili śpiew ucichł jak ucięty nożem, a świece zgasły – wszystkie w tym samym momencie.
Kapłan voodoo skończył uzdrawianie. I sam teraz wyglądał jakby potrzebował co najmniej tygodnia el quattro.

_________________

Sava
Sava
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyNie Gru 24, 2023 3:30 pm

Ulżyło mu. Trochę. Skinął głową i posłusznie nadstawił przedramię, żeby Domingo mógł sprawnie rozpłatać skórę na ręku. Poczuł znajomy dotyk na swoim nadgarstku. Znowu odezwało się w nim przeświadczenie, że od momentu, odkąd połączyli się dwa razy, powstała między nimi jakieś dziwne połączenie, wobec którego Sava nie mógł pozostać obojętny.
Gdy Domingo wziął tyle krwi, ile potrzebował, jednooki odsunął się, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Przysłuchiwał się melodii nuconej przez szamana. Nieważne, że wyglądało to, jak jakiś cyrk i żart. Bujający się czarny w garniturze na podłodze, śpiewający do miski, otoczony kręgiem świec. Trudno, ważne, że miały przyjść efekty. A na nie czekał z utęsknieniem i dużym zniecierpliwieniem. W ciągu dziesięciu minut Sava otworzył usta już kilka razy, żeby rzucić jakąś uwagą, czy ponagleniem, ale miał w pamięci rytuał na cmentarzu - sytuacja, w której przeszkodził Salvadorowi i przez to mieli jeszcze większe kłopoty. Cóż, przynajmniej potrafił uczyć się na własnym doświadczeniu i się powstrzymał od rozpraszania Dominga.
Całe szczęście, już po około dwudziestu minutach zauważył tę subtelną różnicę w wyglądzie Rose. Miał wrażenie, że zaczynała nabierać koloru. A opuchlizna na oczach nie była już taka duża. Dlatego podszedł do łóżka, na którym leżała, ale nie za blisko. Nie chciał przeszkadzać magii, jaka teraz oddziaływała na jej ciało. Zerknął na Domingo z ulgą. Działało. Teraz widział efekt.
Trwało to długo. W ten czas, wampir krążył cicho po pomieszczeniu w tę i we w tę, co jakiś czas doglądając stanu czarnowłosej. Wyglądała coraz lepiej. Najważniejszy problem schodził z jego głowy. W tym czasie skupił się na myśleniu nad tym, co się wydarzyło w Mole. Liczył, kalkulował. Wyobrażał sobie każde możliwe scenariusze. O Rose też myślał. I nie planował jej powrotu do tego miejsca. Nawet jeśli będzie chciała, zamierzał zrobić wszystko, żeby tam nie wróciła. Myślał też o Polly i o tym, że kobieta z łatwością mogła znaleźć o nim dane, jeśli tylko o nim chciała. Ciekawe, co jeszcze o nim wiedziała. Po tym świecie chodzili ludzie uświadomieni o świecie nadprzyrodzonych. Może Polly była jednym z nich. A może, może, sama była nadprzyrodzona. Musiał brać wszystko pod uwagę. I zdawało się, że będzie musiał sobie odpuścić na razie pracę w Old Dreams.
Wyprostował się, kiedy usłyszał ciszę. Świece zgasły, a Domingo wyglądał tak, jakby miał zaraz zejść. Był niesamowicie blady i zmęczony. Sava podszedł do niego i wyciągnął rękę, żeby pomóc mu wstać.
- Dzięki. - Odezwał się, zanim podciągnął go do góry. - Jeśli jesteś samochodem, mogę cię podwieźć, jeśli sam nie dasz rady. - Zaproponował, ot, bycie miłym za taką dużą przysługę. Nawet w głowie wampira posłużenie jako "bateria" ze trzy razy to za mało, żeby się za to odpłacić. Powrót do zdrowia Rose dużo dla niego znaczył. I można było to dostrzec na jego twarzy - ulgę, wdzięczność, ale też zmęczenie, które w większości przykrywało poprzednie, pozytywne emocje.

Domingo Salvador
Domingo Salvador
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyNie Gru 24, 2023 3:45 pm

Dał się podźwignąć wampirowi tylko dlatego, że gdyby próbował wstać o własnych siłach, najpewniej by się przepięknie wyglebił przed całą zgromadzoną trójką. I o ile Rose pewnie nawet by tego nie zarejestrowała, tak Yv i Sava już tak. Nie chciał się ośmieszać ani przed jednym, ani przed drugim – choć z zupełnie różnych powodów. Savy nie lubił (choć jego nekromancja miała w tym temacie zupełnie inne zdanie), natomiast Yvonne lubił aż za bardzo. W każdym razie, kiedyś. Robiący faceplanta kapłan voodoo z pewnością byłby widokiem niesamowitym i niezapomnianym, ale nie tak chciał Domingo być zapamiętany.
– Dzięki – mruknął ledwo słyszalnie, jakby mówienie w większej dawce decybeli było w tej chwili luksusem, na który nie mógł sobie pozwolić. Natychmiast przysiadł na jakimś biurku czy czymkolwiek w tym stylu, nawet nie zwracając za bardzo uwagi na czym siada. – Nie trzeba. Wezmę ubera, a jutro wrócę po auto. Rose... Chyba jest dla ciebie ważna, co? – znów mruknął. – Chyba lepiej, żeby ktoś znajomy przy niej był, gdy się ocknie.
Bo na Yvonne w tej kwestii by nie liczył. Była wspaniałą lekarką, najlepszą, jaką znał, ale długo nie pociągnęłaby w tej konkretnej odnodze medycyny, gdyby pozwalała sobie na bycie ciepłą, współczującą panią doktor. Kiedy należało dokonać cudu – była właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Kiedy trzeba było ten cud wytłumaczyć – również. Gorzej, kiedy po owym cudzie trzeba było potrzymać pacjenta za rękę.
Domingo przymknął na chwilę oczy, a przedmioty, z których jeszcze przed chwilą korzystał do uzdrawiania, zaczęły latać po całym pomieszczeniu. Miska odleciała do najbliższego zlewu i sama się umyła, świece i pusta butelka same się spakowały do lewitującej torby sportowej. Kiedy wszystko było na swoim miejscu, Salvador wystukał kilka rzeczy w telefonie – najprawdopodobniej zamówił sobie tego wspomnianego ubera – i w końcu spojrzał porządnie na wampira.
– Niedługo się odezwę – zapowiedział cicho i poważnie, co nie mogło zwiastować niczego dobrego.
A potem, dość ciężkim krokiem, udał się na zewnątrz, nawet nie żegnając się z Yv, która w międzyczasie zdążyła się ulotnić z pacjentką. Magia magią, ale przecież trzeba było ją prześwietlić i sprawdzić, czy wszystko zadziałało jak trzeba.

[z/t]

_________________

Sava
Sava
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyNie Gru 24, 2023 4:54 pm

- Jak wolisz. - Odpowiedział neutralnie i odsunął się od niego, kiedy przysiadł sobie na najbliższym meblu. Na chwilę odwrócił wzrok, ale zaraz spojrzał na niego z powrotem. Pytanie bowiem było jak najbardziej trafne, ale nie czuł potrzeby na nie odpowiadać. Szczególnie, że Doming znał odpowiedź. Sava nie zdzwoniłby do niego bez powodu. Nie byłby aż tak zdesperowany wobec kogoś mu obojętnego. Jasne, może nie był światłą i pełną moralności osobą, i też raczej nie zostawiłby bez pomocy nawet nieznajomego, ale nie stawałby na głowie dla pierwszej lepszej osoby. Dlatego przymknął na chwilę oko i westchnął, jakby chciał wypuścić całe zgromadzone zmęczenie za pomocą jednego wydechu. Zastanawiał się teraz, w jaki sposób Salvador wykorzysta tę informację. I czy w ogóle. Niby nie musiał mieć do tego powodu, ale nigdy nie wiadomo, z kim mógł mieć do czynienia. Generalnie raczej nie czuł powodu ani mu się zwierzać, ani nie czuł też powodu, żeby przed nim utajać niektóre fakty. A to raczej dobry znak. To znaczy - wcale nie darzył Dominga aż tak dużą niechęcią, jakby się mogło wydawać.
- Będzie. - Potwierdził tylko na tę jego propozycję. Oczywiście, że zostanie tutaj przy Rose. Jednakże i tak będzie musiał się udać na moment do domu. Chociażby po to, żeby się przebrać, bo zaschnięta krew na ubraniach zaczynała już nieprzyjemnie pachnieć dla czułego, wampirzego nosa. A po drugie, jeśli chciał być przy kobiecie, jeśli tak się obudzi, wolałby, żeby nie widziała go w zakrwawionych ubraniach.
- Jasne. Czekam. - Odpowiedział bez zastanowienia i spojrzał w kierunku ozdrowiałej Rose. Potem poszedł za Salvadorem. - To do następnego. - Pożegnał czarownika, a wzrok skierował na Maxa, który, zdawało się, znowu został wybudzony z drzemki na krześle.
- Max, jest sprawa. - Zaczął. - W chuj mi głupio prosić cię o coś więcej, ale... Dałbyś radę jeszcze podrzucić mnie na chatę? Najwyżej wrócę tu na nogach... Jeśli w ogóle Yvonne nie będzie mieć nic przeciwko, żebym tu wracał. - Spytał nieco zmęczony i dość wstydliwie, jak na siebie. Był na łaskach tej dwójki - Maxa i Yv. Z tym, że lekarka nawet go nie znała, a mogła mieć problem z tym, że Sava się tutaj pałętał. Cały czas miał na uwadze to, że był wrzodem na dupie.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyNie Gru 24, 2023 9:57 pm

    Większość spraw, którymi zajmowała się Yvonne, były spowodowane przez bezsensowną agresję. Złość, która w pewnej chwili urzeczywistniała się pod postacią napadu, gwałtu, zabójstwa, pobicia. Skąd to się brało? Z rozczarowania, że życie jest takie ciężkie, nudne i nieprzynoszące satysfakcji? Ze strachu, że za chwilę może być jeszcze ciężej? Z zawiści, że inni mają lepiej lub gorzej? Nie potrafiła odpowiedzieć w przekonujący sposób na pytanie, skąd się bierze ta wściekłość, uznała więc, iż nie ma w tym żadnego głębszego sensu. Czasem rzeczy wydarzały się bez powodu. Okrutny i przypadków los. Odpukiwanie w niemalowane drewno, amulety na szczęście, ponure bożki… nic człowiekowi nie pomoże zobaczyć samochodu, którego się nie spodziewa, albo uniknąć oprawcy, o którym nie ma pojęcia. Wręcz przeciwnie.
    Chorobliwy niedobór snu sprzyjał Yvonne w wykształceniu się cech psychopatycznych – głównie odporności na stres i utracie empatii. Kawałek po kawałku stawała się pełnoprawnym członkiem tego elitarnego klubu.
    Według większości kryteriów Max przywiózł jej trupa. A Sava miał nadzieję, że teraz się to zmieni. Nieźle, co? Podobne sytuacje były dla niej chlebem powszednim, ale dla pacjenta i jego bliskich zawsze będą czymś wyjątkowym… i przerażającym. Patrzenie na człowieka bliskiego sercu, złączonego niemalże duszą, w takim stanie to żadna przyjemność. Jasne, póki przez krew przetaczała się adrenalina, a myśli odpływały w dalekie krainy, póki szok zmuszał mózg do poruszania się po ograniczonych polach świadomości, dało się to jakoś przetrwać. A potem, każde mrugnięcie okiem skierowanym nań osobę staje się czymś na wzór zdjęć byłych chłopaków, które rozpaczliwie pragnie się wyrzucić, lecz nie można się na to zdobyć.
Pytania Yvonne wynikały również – choć doprawdy rzadko – z subiektywnej oceny sytuacji i mimowolnych, przywołanych jedynie w myślach, skojarzeń z tym, czego doświadczyła na własnej skórze. I jasne, podobnie jak Sava, zdążyła opatrzyć się z potwornymi obrazami zawieszonych między śmiercią a życiem ciał. Problem w tym, że, no właśnie, ich się nie zapomina. Nie chowają się pod zmarszczkami, bliznami, czy innych paskudztwami, to im obojgu nie groziło. On był wampirem. Ona, lico, teraz ponad czterdziestoletnie, wciąż miała gładkie i świeże, jakby chwilę temu oskalpowała porwaną dwudziestolatkę i ubrała się w jej skórę.
    Yvonne jakby oprzytomniała, bo dotąd utkwiony w bibelotach mętny wzrok nagle powrócił z pełną świadomością. Jeśli wybór należałby do niej, zamiast maczety użyłaby skalpela. Sęk w tym, że nie miała pewności co do zasady użycia właśnie tego konkretnego oręża – może był nasączony magiczną nutą? Tak czy tak, jeśli zapaskudzą gabinet, planowała osobiście dopilnować, by oboje stali się mistrzami we władaniu mopem.
    To dziwne, ale nawet katastrofa, która mrozi krew w żyłach, zapiera dech w piersiach i wali prosto między oczy, mogła być niekiedy czymś pięknym, jeśli dodać do niej rytualną szczyptę i intrygującą barwę głosu szamana. Yvonne przyglądała się spektaklowi z wyraźnie widocznym zaciekawieniem. Była sceptyczna, to nie ulega wątpliwości, ale świadomość, do czego Salvador był zdolny, pozwoliła odpędzić śmiech i pchające się w usta kąśliwe uwagi. Całkiem zresztą możliwe, że idea dziewiątego błogosławieństwo przyświecało i jej.
    Zamiast słów, blondynka preferowała zdecydowane czyny. Kiedy Domingo skończył swoje uga-buga-czary-mary, bez zająknięcia złapała za ramę łóżka szpitalnego i poczęła ciągnąć ją w bliżej nieokreślonym kierunku. Koniec końców, wszyscy byli tu tylko po to, by pomóc pacjentce, a to nie czas i miejsce na długie rozmowy, poklepywanie się po ramionach i wspominki. Jeśli zajdzie taka potrzeba, by je uskutecznić, los znajdzie odpowiednie warunki. Nie ma dobrych pożegnań. Są tylko krótkie i długie, a oba bolą tak samo. I nigdy nie powie się wszystkiego, co chciało, przez co potem niewypowiedziane słowa drążą niczym robak drzewo, aż zostaje tylko pusty w środku pień. Dlatego lepiej nie mówić nic. Po prostu nie pieczętować spotkania „żegnaj”, bo to jak przekreślać z góry każde następne.
    Max, oczywiście, zasnął. Pierwsza pobudka nastąpiła przy wyjściu Yvonne, po którym powiódł za nią leniwym wzrokiem. Później w zasięgu wzroku pojawił się czarnoskóry mężczyzna, znów obdarował go tym samy, oślizgłym spojrzeniem, ale przeświadczony o bliskości blondynki i tym, że niespecjalnie był gotowy na kolejną porażkę w starciu z kimś, kto był najwyraźniej bliższy jej sercu, odpuścił.
    Sava. Kiwnął na niego głową, jakby chcąc zachęcić do wyłożenia kart na stół. Nim jednak odpowiedział, zapytał o dokładną lokalizację miejsca, w którym mieszkał jednooki. Tak się cudownie złożyło, że i sam miał coś do załatwienia w okolicy. Problemy problemami, ale biznes musiał być w ruchu.
    — Nie ma problemu. Podrzucę cię po drodze i zabiorę na powrocie. Gra? — zaproponował, wyłamując zastałe palce. — Jest nieczuła, ale nie aż tak. Możesz wrócić.


z/t Sava + Maxio

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyPon Gru 25, 2023 5:22 am

    Ciekawe. Zmyślne. Nietypowe. Tak, to wszystko można było powiedzieć o ośmiornicy. Co prawda, od dawna nie miał już udziału w samym sercu organizacji, ale wiedział to i owo z przeszłości. Zresztą, i tak, jedyne co różniło tamte czasy, od tych obecnych, to mniejsza widoczność ich „dokonań”. Metody pozostały te same, chociaż niektóre wykluczono.
    — Stare dzieje... Czasem się przydają — podsumował gorzko, jakby coś utknęło mu w gardle. Nie był z tego dumny, to prawda, ale wciąż nie mógł, a może nawet nie chciał, wyślizgnąć się z macek. Przestępczość przyklejała się do człowieka jak rzep do psiego ogona. Raz zaznana słodycz niemal nieograniczonej władzy i dostępu do dóbr dla kogoś, kto wzrastał w cholernej biedzie była zbyt uzależniająca, by nie sięgnąć po nią ponownie.
    Uśmiechnął się, wzrokiem tkwiąc na drodze, w sposób, który mówił: „w porządku, rozumiem”. Do tanga trzeba dwojga, a jak wynikało z słów Maxa, chęć udziału obu osób w lubieżnych czynach była dla niego szalenie istotna. Miał chłopaczyna zasady i równie pokrętny kompas moralny, co Odobescu. W przeciwnym wypadku pewnie korzystałby z prostytutek. Umawianie się z kobietami chętnymi na dziką jazdę też wchodziło w grę, ale tu, znowu, blokowały go uczucia do Yvonne. No to dupa. Dosłownie i w przenośni.
    — Przezorność — powiedział beznamiętnie, nie kontynuując już tego tematu.
    Najwyraźniej nie było powodu do zmartwień, bo poza tym, co powiedział, nie odezwał się już aż do momentu dotarcia do celu. Przychodnia.
    — Powodzenia, to dobra dziewczyna, tylko poturbowana przez życie — mruknął obojętnie i chwilę później podał mu kod do domofonu. Klucz nie otwierał drzwi, ale pozwalał, by blondynka wiedziała, z kim ma przyjemność. Kolejne zabezpieczenie.
    Yvonne wyszła Savie na przywitanie. Najwyraźniej diler nie tylko oglądał głupawe filmiki, ale również poinformował blondynkę o tym, że wampir wróci, bo nie obarczyła go swoim tnącym spojrzeniem. Obojętnością – tak, wściekłością – nie.
    — Rose już jest przytomna — poinformowała Yvonne z dziwną cierpkością w głosie. Nienaturalną jak na nią. Jeśli jednak spojrzeć na zwieszone wydłuż ciała lekarki ręce, a właściwie dłonie, w szczególności prawą, wszystko stawało się jasne – ciągnęła się po niej brzydka, aczkolwiek płytka szrama. Podobna do tej, którą miała na policzku, choć ta zdążyła już stracić na intensywności. — Nie wiem, czy to dobry pomysł, żebyś tam szedł. Nie powstrzymam cię, to logiczne, ale wysłuchaj mnie do końca.
    Trzeba było Yvonne przyznać, szybko uczyła się obsługi zarówno pacjentów, jak i ich bliskich. Pod wpływem odnotowanego w głowie zdania wypowiedzianego przez Odobescu, „nie proszę o rady”, zmodyfikowała sugestię w taki sposób, by przyjął ją bez wybuchów, ze spokojem i poświęcił choćby moment, na przyjęcie do wiadomości tego, co po nabraniu znacznej porcji powietrza, miała do powiedzenia. A było tego dużo. Bardzo dużo, biorąc pod uwagę, że dotychczas Yvonne mówiła krótko, zwięźle i na temat.
    — Niewiele pamięta poza tym, co się stało… Imię, wiek, czym się dotychczas zajmowała, podstawowe informacje. To oczywiście stan przejściowy, ale w wyniku tego jest bardzo zagubiona. Może cię nie poznać i zareagować agresją albo wręcz przeciwnie – milczeć. Musisz obchodzić się z nią jak z jajkiem, a jeśli jest coś, co pomoże szybciej odzyskać stabilizację, dobrze by było, żebyś to dostarczył. Fotografie, muzyka… — wyrecytowała niemalże, wraz z końcem długiego monologu sięgając do kieszeni białego fartucha, z którego wyjęła strzykawkę z igłą i identyfikator, który pozwalał na ograniczony dostęp do pomieszczeń w przychodni. — Jeżeli zacznie się rzucać jak opętana, po prostu jej to podaj. Ćpaliście razem, zatem domyślam się, że wiesz, jak to się robi.

Sava
Sava
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyPon Gru 25, 2023 5:59 am

Stare dzieje. Dobrze znał te stare dzieje i powroty do nich. To, co właśnie się dzisiaj wydarzyło właśnie świadczyło o tym, jak bardzo to się sprawdzało - przestępczość przyklejała się do człowieka, jak rzep. To, co przeżył w na rumuńskich ulicach, te wszystkie wydarzenia, do jakich dopuścił, nigdy go nie opuszczą. Przemiana w wampira w pewnym sensie wyciągnęła go z tego przestępczego półświatka, żeby wepchnąć go w ten niedostępny dla człowieka. W przypadku Savy, było to jednak z deszczu prosto pod rynnę.
- Wiem. - Odpowiedział od razu. Gdyby Rose nie była właśnie "dobrą dziewczyną, tylko poturbowaną przez życie", pewnie by nie zwrócił na nią uwagi. A tak, z każdym spotkaniem tylko utwierdzał się w przekonaniu, że nosiła w sobie zbyt wiele cierpienia na swoje możliwości. Błądziła i rozumiała istotę bólu istnienia. Przypominała go bardzo mocno. Widział to w jej oczach już przy pierwszym spotkaniu. - Dzięki, Max. - Rzucił na odchodne. Potem wpisał kod i wkrótce Yvonne pojawiła się w drzwiach.
Słuchał jej, chodź łypał niecierpliwie zza jej ramienia. Miał nawet odruch świadczący o tym, że zamierzał po prostu pójść, nie słuchając tyrady, nie patrząc na zachowanie jakiejkolwiek kultury i poszanowania do tego, że to był jej dom. Niemniej, prośba o wysłuchanie szybko powstrzymała to nieznaczne drgnięcie nogi. Spojrzał na nią. A potem na jej rękę, na której widniała rana. Potem naturalnie wyciągnął rękę po przedmiot, jaki mu wręczyła.
- Jasne. Dzięki. - Odpowiedział lakonicznie. To były cenne informacje, ale z każdym słowem obawa i gorycz wzbierała w jednookim coraz bardziej. Nie chciał rezygnować z zobaczenia się z Rose, nieważne, w jakim ona stanie by nie była. Spodziewał się raczej tych najgorszych scenariuszy. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie wyglądał najciekawiej. Istniało duże ryzyko, że się go przestraszy. Albo że będzie milczeć. Dla niego szklanka zawsze jest do połowy pusta. Lepiej nastawić się na najgorsze i się nie zawieść. I z taką właśnie myślą ruszył w stronę domu, chowając strzykawkę do kieszeni.
W tej krótkiej drodze do pomieszczenia, gdzie znajdowała się Róża zastanawiał się. Blondyna wspomniała o fotografiach, muzyce, czy innych rzeczach, które mogłyby przywrócić jej pamięć... Problem w tym, że im dłużej się nad tym zastanawiał, dochodziło do niego, że nie znał jej tak dobrze. To z kolei wzbudziło w nim poczucie beznadziei.
Otworzył drzwi i wszedł niepewnie do pomieszczenia.
- Hej. - Zaczął, obserwując uważnie jej reakcje. Na pewno nie chciał podchodzić bliżej, jeśli tylko by zauważył jakieś oznaki niechęci czy strachu. Kroczył powoli, żeby wkrótce usiąść na krześle obok łóżka, na którym siedziała. - Pamiętasz, kim jestem? - Spytał z błyskiem nadziei w oku.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyPon Gru 25, 2023 6:28 pm

    Rose tkwiła mętnym, nieobecnym wzrokiem w drzwiach, kiedy promień jasnego światła przeciął nagle jej pole widzenia. Ktoś uchylił drzwi i drażniący blask wtargnął w przyćmione wnętrze sali. W normalnych okolicznościach pewnie zmrużyłaby oczy, ale nie — patrzyła na tę smugę, tak samo, jak wcześniej, chociaż z nieco większym poruszeniem.
    Spojrzenie kobiety nie było skierowane na Savę, nie, raczej przez niego, gdzieś w niemożliwy do odnalezienia punkt w oddali. Wyglądało to tak, jakby w jej oczach zgasły wszystkie światła, a ona sama wpadła w pozbawioną dna przepaść, gdzie nie było niczego poza pustką. Źrenice miała podobne funtowym monetom, tętno i ciśnienie krwi rozpraszały się w samym kosmosie, co ujawniała podłączona do niej aparatura, kończyny drżały od wywołanego stresem zrzutu kortyzolu. Ale była żywa. Chyba. W każdym razie, j e s z c z e wolna od obłędu, na który wskazywały słowa Yvonne. Od rzucania się po łóżku powstrzymywała ją, summa summarum, jedynie końska dawka leków na uspokojenie, które toczyły się kropelkami wprost do napuchniętej żyły. Takt upuszczanych medykamentów idealnie wpasowywał się w rytm dźwięków kardiomonitora.
    Kap, kap, pisk, kap, pisk, kap, kap, pisk.
    Tachykardii nie stwierdzono, ale niemająca upustu rozpacz dotarła do serca i złamała je tak mocno, że pozostały tylko okruchy. Następnie poszła po kolejne części ciała i duszy, nie mogło być inaczej.
    Przeszła coś, czego nie w sposób opisać. Padła ofiarą brutalnego ataku na życie i zdrowie, a przez brak punktów odniesienia, wspomnień, którymi mogłaby nakarmić potwora w swoim wnętrzu, czuła się niesłychanie niepewnie. Ciężar tego, co wydarzyło się w ‘Mole, ułożył się na jej ramionach i zmusił sylwetkę do pogarbionego skłonu, a zamroczony umysł rozpoczął ucieczkę przed bombardowaniem płynącym z trzewi; tym niosącym przeraźliwe sygnały o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Sava nie był zagrożeniem, ale samą swoją posturą poruszał w niej coś, czego nie potrafiła okiełznać. Może tym, co chroniło ją przed ostatecznym psychicznym rozpadem, było właśnie to, że nie umiała do końca pojąć, co się właściwie stało, a przez to ocenić prawdziwości nawracających, niepoukładanych chronologicznie fragmentów wydarzeń. Czy nie jest tak, że jeśli człowiekowi zadawane jest jedynie indywidualne cierpienie, to głowa ma szansę zablokować dopływ informacji, by był w stanie funkcjonować we względnej stabilności?
    Żadne słowa, żadne porównania nie były w stanie oddać głębi bólu, który został zamknięty w otumanionym umyśle Róży. Straciła siebie, zgubiła świadomość przeszłości i teraźniejszości. I tak oto, nie z własnej woli, lecz przymusu, została niemą skorupą tego, czym niegdyś była, kłębkiem emocjonalnego odrętwienia, nieruchomym posągiem z rozwartymi ustami, których kącikiem toczyła się gęsta i lepka ślina. Prawa ręka, w którą wbity był „motylek”, zaklejony chyba toną tasiemek podobnych plastrom byle ciemnowłosa nie przerwała iniekcji, była przewiązana mocnym supłem do ramy szpitalnego łóżka. Palce u lewej, ściśle ułożonej przy udzie, poruszyły się ledwie widocznie. Zupełnie tak, jakby O’Brien odnotowała zmianę w otoczeniu. Chociaż równie możliwe, że był to jedynie tik.

Sava
Sava
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyPon Gru 25, 2023 7:13 pm

Odpowiedziała mu cisza, przerywana charakterystycznym dźwiękiem sprzętu medycznego. Choć jeszcze nic nie było pewne, Sava dopiero teraz zrozumiał, że widmo Rose z postradanymi zmysłami było czymś realnym. Zgarbił się na krześle i opuścił głowę, spoglądając na nią zmęczonym okiem. Mógłby zastanawiać się nad niektórymi sposobami. Hipnoza? Może... Ale co, jeśli okazałoby się, że popsułby ją jeszcze bardziej? Jaką miałby gwarancję, że mógłby tym coś zdziałać, a nie zaszkodzić? Jednooki był świadkiem duszy, która została rozkruszona w drobny mak. Powoli umierająca, choć jej właścicielka fizycznie wyglądała w porządku - nie licząc samej skulonej postawy, jakby w strachu przed zagrożeniem, które, najwyraźniej, nie pozostało tylko wspomnieniem w głowie. Psychika bowiem była czymś absolutnie bardziej złożonym. Jeśli umysł nie potrafił sobie z czymś radzić, prędzej czy później coś gdzieś pękało. Rose zamknęła się w sobie. Sava natomiast musiał się mierzyć z halucynacjami i nawracającymi psychozami. I widać, że nawet wampiryzm nie potrafił wyleczyć chorób duszy. Tym bardziej, jednooki czuł niemoc nawet ze swoimi dodatkowymi umiejętnościami.
Wampir przyłożył dłoń do czoła i przeczesał włosy. Westchnął przy tym ciężko. Cisza coraz bardziej trawiła go od środka.
- Przepraszam... - Powiedział cicho, zasłaniając widzące oko dłonią. Zacisnął zaraz usta w cienką linię i trwał w ciszy. Mówiąc to, miał na myśli wszystko. Przede wszystkim to, że ją zostawił. I przepraszał za swoją niemoc. Mógłby mówić sporo, ale prawdopodobnie nic by to nie zmieniło. Stało się. Pewnych rzeczy nie da się cofnąć. Dlatego wolał milczeć. Jakby zdecydował się mówić więcej, niepotrzebnie wyszłoby na to, że jest słaby. Chociaż zapewne nie zrobiłoby to Rose różnicy. Jej nieobecny wzrok, rozchylone usta...
- Już nigdy cię nie zostawię. - Dodał jeszcze ciszej, opuszczając dłoń i wbijając w nią spojrzenie przepełnione nadzieją, że jednak czarnowłosa jakoś zareaguje na jego słowa. Nawet nieśmiało wyciągnął rękę w jej stronę, żeby przyłożyć do palec do jej przedramienia i musnąć nim delikatnie po skórze. Zobaczyć jakiś bodziec, reakcję. Cokolwiek. Wszystko, byleby Rose nie skazywała go na wieczne oczekiwanie.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyPon Gru 25, 2023 8:50 pm

    Rose nie potrafiła znaleźć w zasnutym ciemnością umyśle żadnej myśli, dzięki której mogłaby zdiagnozować własny stan. Wszystko było obce, pozbawione konturu i kolorów, pewne i niepewne zarazem. Na domiar złego, ciągle słyszała przeraźliwy i dręczący pisk w uszach, stukot niespokojnego serca na tyle donośny, że nie mogła skupić się na niczym innym, niż wnikanie w tę melodię. Nie czuła też własnego ciała, sprawczości nad nim, a kiedy próbowała celowo poruszyć palcem, ustami czy mrugnąć – nic się nie działo. Jakby coś sparaliżowało jej mięśnie z wyjątkiem tych odpowiedzialnych za ruch gałek ocznych. Co jednak najstraszniejsze, zachowała czujność i pełną (nie)świadomość, tyle że nie mogła mówić. Koszmar.
    Alkoholowy posmak chemii do sprzątania zakotwiczył na końcu języka Róży, a sterylny zapach powędrował w górę od rozwartych ust nabierających, sapiących, jeśli chcieć być konkretnym, powietrze i werżnął w nozdrza, nie pozwalając o siebie zapomnieć. Wydawało jej się, że jest w szpitalu, ale jakimś dziwnie znajomym. Pulpit naprzeciwko łóżka, tuż obok drzwi, widziany jedynie kątem oka, gwałtownie rozbłysnął i zaczął projektować niepokojące obrazy.
    Przesunęła oczyma z drzwi, chociaż w poprawnej wizji przeszkadzały ciężko opadające powieki, na monitor. Ciemne tęczówki wiodły po dziwnie ułożonych fotografiach. Nie… Filmach, które dostrzec mogła tylko ona. Ruchy te były krótkie, ale przez nagłe odbijanie z prawego krańca obudowy do lewego, a potem w sam środek, wyraźnie zauważalne. Widziała zgromadzenie, upiory, czy duchy, a może nawet samo ‘Mole i ten przerażający moment uderzenia powtarzany chyba w zapętleniu, zaraz jednak mężczyznę, który bardziej niż człowieka, przypominał demona z zakazaną mordą zlizującego krew z jej policzka.
    Wolna dłoń Róży uniosła się samoistnie i wbiła paznokciami w policzek, jak gdyby kobieta chciała zedrzeć z siebie nie tylko urojoną wilgoć, ale i skórę, która w moment po przeoraniu jej zaczęła wzbierać na czerwieni. Zastygła nagle, rozluźniając ucisk i zaczęła mrugać raz za razem powiekami w celu utrzymania świadomości.
    Klisza przeskoczyła. Teraz dostrzegała drgające piksele układające się w dziecięce ciało zakrwawione i posiniaczone od stóp do głów. Stojąca nad nim kobieta rechotała żabio tak doniośle, że przezwyciężała pisk. Po chwili stanęła bez ruchu. Sceneria się zmieniła, a opasłe cielsko obcej gapiło się w niebo jakby czekała co najmniej na upadek aniołów. Zamiast skrzydlatych, z nieboskłonu poczęły spadać żelazne kajdany, z hukiem rozbijając się o czarne trawy. Obok niej, tuż przy wiekowym kasztanie pozbawionym liści, zauważyła mężczyznę, który raz po raz walił głową w pień drzewa, jakby miał nadzieję, że w końcu wygra ten nierówny pojedynek. Z ciszy i pisku wyłoniło się ciche zawodzenie i szmer. Ten szum przypominał senne brzęczenie os, które latem budzą się w ziemnym gnieździe, ospałe i groźne, mając dziesięć stóp wysokości.
    Wszystkie te obrazy były jak wirus, przekształcający świat w siedlisko epidemii, na którą nie ma lekarstwa, a po której zostaną już tylko zapomniane i brutalne instynkty, pojące ją wspomnieniami uderzeń i tego bólu, który ściskał w żołądku i kruszył żebra. Usiłowała rozproszyć czar — ciężki, niemy czar przerażającej dziczy — który to zmusił ciało do nieświadomego, acz rozpaczliwego uderzania unieruchomioną bandażem ręką o plastikowy stoper tak, jakby chciała nań przedmiot rozłupać i dzięki agresywnej reakcji uchronić się przed kontynuacją wizji. Ból potrafił wybić z rytmu.
    „Już nigdy cię nie zostawię”, dotarło do świadomości, przewodzone chłodnym dotykiem.
    Napięła całe plecy, wykrzywiła się w dziwacznej pozie i poczęła mamrotać jakieś słowa, wyrazy, zdania – w każdym razie przypominało to niemożliwy do zrozumienia bełkot niesiony ciągnącą się od brody śliną. Po minucie zamilkła i przymknęła dotychczas rozchylone w szaleństwie powieki, odrzucając głowę, a więc całe ciało, do tyłu. Kiedy już opadła, sięgnęła ręki Odobescu i przyciągnęła go niemożliwie blisko własnej, odwróconej podczas całego czynu, twarzy, tak, by napotkał puste źrenice, które przewiercą się później przez jedno oko.
    Trwało to pół minuty, choć równie dobrze mogło wieczność. Znów zastygła, a spojrzenie, jeszcze chwilę temu napełnione niezrozumiałą mieszanką obłąkania, ruszające się raz do prawej, raz do lewej, zelżało w błogość. Tym mocniejszą, gdy przysunęła trzymaną nieustannie dłoń mężczyzny między policzek a swoje usta, które złożyły pocałunek w jej wnętrzu. Pachniał jak dom, jak coś bezpiecznego.

Sava
Sava
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyPon Gru 25, 2023 9:24 pm

Ciężko było wyczytać więcej z tego niespokojnego poruszania się, które czarnowłosa wznawiała od czasu do czasu. Zdecydowanie mógł wywnioskować, że w umyśle nie działo się nic dobrego. Jej nieobecny wzrok zwiastował cierpienie. Jego cierpienie. Czy ona kiedykolwiek wróci? Na pewno za wcześnie dawać jakikolwiek osąd. Yvonne mówiła, że to przecież stan przejściowy, ale nie była psychiatrą. Chyba.
- Już nigdy nikt cię nie skrzywdzi. - Dodał cicho i z bezsilnością w głosie, przejeżdżając palcem po skórze jej ręki. Zamknął oko, żeby zaraz je otworzyć, kiedy poruszenie ze strony czarnowłosej dało o sobie znać w postaci szelestu pościeli. A potem Rose zaczęła coś bełkotać.
- Rose? - Zwrócił się do niej z jeszcze bardziej odczuwalną nadzieją w głosie. Niestety, mimo wszystko, nie zdawała się reagować na jego słowa. Chcąc, nie chcąc, słuchał tej niezrozumiałej paplaniny. Nie odciągał jeszcze ręki. Czarnowłosa, mimo wszystko, nie wydawała się być... Przestraszona w reakcji na dotyk. Obserwował, jak opadła plecami na łóżko.
Gwałtowny i ciepły dotyk przyciągnął go bliżej łóżka. To było coś, czego absolutnie się nie spodziewał. Myślał, że Rose nie zdawała sobie sprawy z otaczającego jej otoczenia. Że nie zdawała sobie sprawy z tego, kim był i że w ogóle tutaj był. Tymczasem, nie tyle, co go nie zignorowała, co złapała go za rękę. To ciepło jej dłoni rozległ się po całym jego ciele, zmuszając serce do szybszego rytmu. Utkwił spojrzenie w oczach kobiety, dostrzegając w nich coś innego niż pustkę. Świadomość. Ona dalej gdzieś była.
- Różyczko. - Wyszeptał, kiedy ich twarze znalazły się bliżej. - Teraz będzie lepiej. Zobaczysz. - Dodał z ulgą, kiedy dostrzegł to samo w jej oczach. Uśmiechnął się - nikle i nieznacznie - widząc ten czuły pocałunek na jego dłoni. Patrzył na to trochę z nieufnością. Bał się, że to była tylko chwilowa ułuda, która miała za zadanie zrobić mu tylko nadzieje, żeby potem los mógł wytargać ten widok z jego serca ze zdwojoną siłą. Obedrzeć go z resztek uczuć i ludzkich odruchów. Jednak, dopóki widział z jej strony pozytywną reakcję, zamierzał ją dotykać i do niej mówić. Trwać tak długo, jak tylko się dało.
A później? Czas pokaże.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyPon Gru 25, 2023 10:28 pm

    Tyle że ten „dom” był obcy, choć zapach jego, mogłaby przysiąc, znała na wylot. Przebijał nań chemię i sterylność swoją słodkością, przywoływał zakodowane, niejawne wspomnienia, których istoty nie potrafiła się doszukać. Ciało Róży zareagowało tak automatycznie, niezależnie od strapionego umysłu pozbawionego dostępu do tego, kim był (jest?) mężczyzna, jakby całymi dniami całowała wszystkich rękach. W swoim marnym życiu, owszem, robiła wiele rzeczy, spełniała wiele wyuzdanych fantazji, ale nigdy nikogo nie obdarzała podobnymi czułościami. Na pewno nie z własnej woli. A ta wola, cóż, w obecnej sytuacji również stawała pod znakiem zapytania, bo nie pamiętała bycia prostytutką, nie pamiętała również powodu, dla którego tak bardzo pragnie powtórzyć służalczy pocałunek. Pamięć czy niepamięć. W przypadku O’Brien były to różne odmiany tej samej udręki.
    — Rose… — powtórzyła niezwykle cicho, wdmuchując tym samym maluczką porcję powietrza, potrzebną do wyszeptania obco brzmiącego imienia, na dłoń Odobescu. Rzeczywiście, już słyszała ten zwrot. Wcześniej, gdy zamiast niego była tu piękna kobieta z włosami w słomkowym odcieniu. Róża nie czuła żadnej łączności z czteroliterowym wyrazem, choć oboje zwracali się do niej, chyba, w ten sam sposób, a to tylko napędzało niepokój, który maskowały, na razie, leki.
    Teraz będzie lepiej. Zobaczysz.
    Jej pogięta już w grymasie twarz przypominała kogoś, kto zgubił coś, zdaje się, bardzo cennego, a teraz nie może sobie przypomnieć, gdzie i jak to wyglądało albo co by z tym zrobił, gdyby to znalazł. I oto była: bezbronnie błądziła po swych wewnętrznych komnatach, korytarzach, podziemiach, składach i jeśli nawet natknęła się na coś sensownego, to jak mogła to rozpoznać swym zamroczonym i niepewnym umysłem? Przechodziła znużona i dalej szukała, chociaż wszystko wydawało się tak pokręcone i nielogiczne, iż przechodził jej zapał, wzmagała się natomiast wściekłość na samą siebie i świat, którego zasad zdawała się kompletnie nie rozumieć.
    Właśnie. Pauza. Kim był ten, kogo chłód był tak kojący? Dlaczego mówił takie rzeczy? Teraz… Teraz będzie lepiej. Więc wcześniej nie było. Wcześniej, szpital, to ponure uczucie z tyłu głowy, jakby ktoś nią mocno uderzył.
    — …Kim jesteś? — wybełkotała płaczliwie, odlepiając policzek od miękkich opuszków mężczyzny i zaczęła przesuwać ciało w przeciwną do niego stronę, aż natrafiła na ramę łóżka, która zablokowała dalszy ruch. Mimo to dalej się w nią wciskała, jakby to miało cokolwiek zmienić. Nie bała się Savy jako Savy, to pewne, ale całej tej… Sytuacji. Tego, że miał obcą twarz, która napełniała ją spokojem i tego, że nie pamiętała nic prócz dźwięków aparatury. — Gdzie ja… Co…

Sava
Sava
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyPon Gru 25, 2023 10:52 pm

Ciepłe powietrze musnęło jego skórę, kiedy się odezwała. Otworzył szerzej oko i sięgnął kciukiem jej policzka, tak jak to robił wcześniej. Wracała tutaj. Chociaż jeszcze nie wiedział, czego miał się spodziewać.
Pytanie z ust kobiety nie przyprawiło go o smutek. Ciężko byłoby go zasmucić, kiedy próg oczekiwań z początku ustawił tak nisko. Bał się milczenia chyba najbardziej ze wszystkich scenariuszy. Kiedy nie odezwała się od razu i siedziała, zastygnięta w jednej pozycji, przestał się łudzić. A potem dotknęła go. Następnie przemówiła. Sukces to za mało powiedziane. Choć już z natury wolał nie cieszyć się zawczasu, to i tak nie potrafił powstrzymać tego uśmiechu pełnego ulgi, jaki wpłynął na jego usta
Kobieta odsunęła jego rękę od siebie i podniosła się, żeby móc zwiększyć dystans. Bała się. Musisz obchodzić się z nią, jak z jajkiem. Miał na uwadze słowa Yvonne. Całe szczęście (lub nie) miał już doświadczenie w obchodzeniu się z osobami delikatnymi psychicznie. Adrei zapewnił mu pełen wachlarz wydarzeń, jakie mogła tylko zrobić osoba z myślami samobójczymi.
- Jestem... Przyjacielem. - Odpowiedział spokojnie, kładąc odrzuconą rękę na swoim kolanie. Przypomniał sobie, kiedy byli w domu Rodneya. Tak wtedy nazwała go Różyczka. Przyjacielem.
Strach w jej oczach był inny niż wtedy. Odnosił wrażenie, że nie bała się jego bezpośrednio. Kolejne pytanie tylko świadczyło o tym, że czarnowłosa czuła się mocno zgubiona. Skoro Rose nie pamiętała, kim on był, ciekawiło go, jak wiele zapomniała.
- Sava. To moje imię. Twoje natomiast Rose. - Dodał, obserwując ją uważnie. Nie wiedział, czy pamiętała swoje imię, dlatego wolał jej od razu powiedzieć. Niby medyczka wspominała, że powinna pamiętać podstawowe informacje, ale nigdy nie wiadomo. Może zacznie sobie przypominać wszystko powoli dopiero teraz.
- Miałaś mały wypadek. - Zaczął ostrożnie. - Przewróciłaś się i uderzyłaś się w głowę. Wygląda na to, że straciłaś pamięć, ale to tylko stan przejściowy. Nie musisz się bać. Wszyscy jesteśmy tutaj, żeby ci pomóc. - Wyjaśnił spokojnie, choć pewnym tonem. Powiedzieć trochę prawdy, część ukryć - to najlepsze, co mógł teraz zrobić. Skoro zapomniała, znaczyło, że jej psychika nie dawała sobie rady z tym, co przeżyła. Potrzebowała do tego czasu. Sava, wbrew wyglądu typa z zakazaną mordą rodem najgorszych slumsów, miał trochę oleju w głowie i zdawał sobie sprawę z wielu rzeczy.
- Teraz najważniejsze, żebyś odpoczęła. I oswoiła się z nową rzeczywistością. Ja ci w tym pomogę. - Dodał, obdarzając ją nieco zmęczonym spojrzeniem. Ulga ulgą, w jego głowie zdążyły rodzić się kolejne wątpliwości.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyWto Gru 26, 2023 12:11 am

    Uspokoiła się, kiedy Sava zaczął mówić. I chociaż przez chwilę pomyślała, że to wariat, to była w jego głosie potęga i przekonanie, której się poddała, bo barwę miał bardzo przyjemną, kojącą wręcz, jakby cały poprzedni poranek połykał litrami miód i mleko, a słodycz ich rozpylał wraz z każdym wypowiedzianym słowem. Tacy ludzie nie kłamią, chyba.
    Przyjaciel. Jakoś jej to nie pasowało.
    Przestała wwiercać się całym ciałem i próbować uciec z łóżka, a zamiast tego, oparła się o wcześniej taranowaną barierkę i rozluźniła napięte nerwami ciało. Jej twarz wciąż wyginała się to w niewierze, to w niepewności, by zaraz utknąć w zdumieniu. Pełen wachlarz emocji, jakich można się spodziewać po osobie, której te informacje, choć brzmiące całkiem logicznie, wydawały się równie prawdopodobne, co istnienie ufo. Jakby na to nie patrzeć, mógł powiedzieć choćby najbardziej wydumane kłamstwa, a ona nie miałaby innego wyboru, niż uwierzyć. Nic więc dziwnego, że podważała wszystko, co mówił i dzieliła włos na czworo.
    Początkowo tylko słuchała, rejestrując każdą informację. Chodziła myślami w tę i z powrotem, jak po żywym cmentarzysku i czuła się jak ni żywa ni umarła. Jak żywa, ale bez życia. Albo jak umarła, ale bez śmierci. Koniec końców, choć umysł Rose zdawał się odrzucić pewne fragmenty wspomnień, „serce” najwidoczniej działało od niego całkowicie niezależnie. Mogła nie pamiętać tego, co do niego czuła, albo do tego, kim próbował być, ale jedno jego spojrzenie wystarczyło, żeby powróciły do podświadomości w uproszczonej przez niego formie.
    — A tak… Pamiętam — wymruczała, łapiąc za tył głowy. — Spadłam ze schodów.
    Prawdę powiedziawszy, to wcale nie. Po prostu, pod wpływem sugestywnych słów Savy wyobraźnia Róży wypełniła luki w pamięci najbardziej oklepanym scenariuszem. Wiedziona tą myślą uniosła kołdrę i przyjrzała się swoim nogom – powoli i dokładnie. Wydawało jej się, że skoro tak mocno się obtłukła, by trafić do szpitala, złamana noga jest całkiem możliwym scenariuszem. Szczęście w nieszczęściu, nie dostrzegła gipsu.
    — Nową rzeczywistością? — powtórzyła po nim, nie rozumiejąc, co dokładnie miał na myśli. Niby sugerował, żeby się nie martwiła, ale rozsądek mówił, że powinna. Umysł natychmiast podsunął jej pewną, dość nieciekawą, konkluzję. Ogarnęło ją potworne przerażenie. Gwałtownie podciągnęła kołdrę tak, by odsłoniła stopy i spróbowała poruszyć palcami. Poskutkowało, więc nie mogła być sparaliżowana. Odetchnęła z ulgą. — Czemu mam związaną rękę?

Sava
Sava
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyWto Gru 26, 2023 1:01 am

Przyglądał się, jak na jej twarzy jedna emocja zastępowała drugą. Starał się łagodnie przekazywać fakty od Yvonne, przefiltrowane przez jego głowę i pozbawione, póki co, nieprzyjemnych informacji. Zdziwienie i powątpiewanie w jego słowa były rzeczą naturalną, patrząc na położenie, w którym znalazła się Rose. Był cierpliwy, czasem. I to czasem nadeszło teraz. A póki nie zaczynała się bać ani stresować, nie zamierzał przestać mówić.
Mimo, że nie pamiętała, Sava odnajdywał w niej tę samą Rose. Sam również nie oszuka swojego serca. Ta kobieta była dla niego bardziej niż cenna. Niemniej, nie wiedział, jaki charakter miała ich relacja. Jak dzieci. Pomyśleć, że dorośli ludzie powinni byli otwarcie ze sobą rozmawiać, umawiać się na randki bez ogródek... Ach, tak. Ludzie. Wampir jako partner w związku ze śmiertelnikiem to jednak problematyczne zagadnienie. Prędzej czy później Sava będzie musiał się pogodzić z odrzuceniem. Jeśli czarnowłosa kiedykolwiek będzie gotowa, by poznać prawdę, to nawet jeśli nie uzna go za wariata albo się nie przestraszy, to zwyczajnie zrezygnuje. Bo co można zrobić z drugą połówką, która pozostaje aktywna tylko w nocy, słońce stanowi dla niej śmiertelne zagrożenie, nie może uczestniczyć we wspólnych posiłkach, a dodatkowo jej dieta składa się głównie z ludzkiej krwi? Żeby tego było mało, to ostatnie to absolutne obrzydlistwo.
Jednooki nieznacznie zacisnął dłoń w pięść, kiedy usłyszał jej słowa. Odgórnie założył, że Rose rzeczywiście musiała mieć jakiś przebłysk z tego, co się stało. Dlatego spoglądał na nią, jakby oczekując, że czarnowłosa dostanie ataku paniki. Całe szczęście, to się nie stało. Dlatego skinął lekko głową w potwierdzeniu jej wysnutej hipotezy. Nie wykluczał, że ten bydlak rzeczywiście mógł rzucić ją w Mole ze schodów, jeszcze długo przed tym, jak tam się znalazł. I nic dziwnego, gdyby nikt nie zareagował. Max, jako ten dość częsty bywalec, założył, że po prostu odbywało się tam mocne rżnięcie.
- Tak. - Znowu skinął głową. - Tak, jak mówiłem, straciłaś pamięć. Bez pamięci to trochę tak, jakby zacząć od nowa, nie? - Spytał i uśmiechnął się nieznacznie. Czarnowłosa była teraz trochę, jak dziecko. Zagubiona, potrzebująca przewodnika w świecie dorosłych. Z zainteresowaniem obserwował, jak czarnowłosa podciągnęła kołdrę i obejrzała swoje nogi.
- Upadłaś, doznałaś wstrząsu mózgu. Yvonne miała z tobą dość... Niemały problem. Chyba przez uraz byłaś w takim szoku, że nie dawałaś nikomu do siebie podejść. - Odpowiedział zgrabnie, kierując wzrok z powrotem na jej twarz.
- Wiem, że teraz dla ciebie jestem obcy, ale... Jeśli tylko Yvonne uzna, że nie potrzebujesz już pomocy medycznej, to chciałbym, żebyś udała się do mnie. - Zaproponował przyciszonym tonem, spoglądając niepewnie w jej stronę. Domyślał się, że zaraz posypie się fala pytań, ale był gotów na nie odpowiedzieć.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyWto Gru 26, 2023 2:40 am

    Wesoły i okrutny świat toczył się własnym rytmem, obojętny na cierpienie, nieświadomy bólu, nierozumiejący, obcy, podczas gdy Rose próbowała zrozumieć: kim jest, jak się tu znalazła i dlaczego. Ulgę w tej nierównej walce przynosił mężczyzna podający się za przyjaciela, wszystko, co mówił, było całkiem logicznie i spójnie, choć nie wyglądał na kogoś, komu można zaufać. Z jakiegoś jednak powodu żył w jej świetle, cierpliwie znoszosił iskrzenia niepewności i wątpliwości. Tylko sęk w tym, że w jego ustach coraz częściej pojawiały się sformułowania wzbudzające podejrzenia, być może nieuzasadnione.
    W jej głowie wciąż wierciło się to, jak się nazwał: Przyjaciel… Może to tylko zgrabne określenie na pewien rodzaj romantycznej zażyłości, ale wciąż nazbyt daleki od małżeństwa? No tak, miałoby to sens, gdyby było inaczej, nie całowałaby go po rękach, a on nie gładziłby policzka, nie czułaby tej dziwnej więzi, przywiązania do głosu, którym mówił – tak nie robią przyjaciele, znajomi czy koledzy. Nie byłby też w tym miejscu, bo i kto by go poinformował. A może było inaczej, dotychczas wiodła samotne życie, zabawiali się jako „przyjaciele”, by uskoczyć przed rzeczywistością, a w ten jeden moment nagłej potrzeby był jedyną osobą, którą można obarczyć towarzyszeniem w szpitalu? Nic nie było pewne, a im więcej pytań zadawała, tym więcej ich przybywało. Jak hydra lernejska – utniesz jedną głowę, odrastają dwie lub trzy kolejne.
    Rose poruszyła się i jej ciało znów ożyło, po chwili, gdy Sava skończył wypowiedź, zerknęła na niego zdumiona i zmarszczyła czoło.
    — Ale ja nie chcę zaczynać od nowa — odparła wyraźnie i z przekonaniem, a jej słowa odbiły się od ścian wykafelkowanej sali.
    Była bałaganem emocji, tego, co toczyło się w żyłach i zdezorientowania, a to tylko wzmagało frustrację. W dodatku Sava sugerował, że powinna się cieszyć na nadchodzące zmiany. No… Nie. I tak było wystarczająco trudno ogarnąć to, co „stare”, nie było nawet mowy o „nowym”. Zresztą… Nie czuła potrzeby, by to robić. Chyba nie mogło być aż tak źle.
    Jasne, może to był tylko głupi żart ku pokrzepieniu serca, a na to wyglądało, bo uśmiechał się, jakby właśnie w to celował. Niemniej, Róża nie była w nastroju do dowcipów. Wciąż nie wiedziała, jak się co dotychczas robiła, ile ma lat, dlaczego… Ah, łatwiej było powiedzieć, co wiedziała, niż tego, co nie.
    Jeszcze ten przeklęty pas. Nawet w otumanionej świadomości rozumiała, że musiał istnieć jakiś powód ku temu, że została częściowo unieruchomiona, zresztą mężczyzna wyłożył je jak na tacy, ale powracające czucie w kończynach zwyciężało nad rozsądkiem. Chciała się tego pozbyć. Pozbyć, a potem przeprosić ową „Yvonne”, jeśli nadarzy się okazja. Jeszcze nie wiedziała za co, ale lepiej tak, niż tego nie zrobić.
    — Możesz pomóc mi to zdjąć? — poprosiła, kierując na Odobescu błagalny wzrok. Po chwili, wolną ręką próbowała zrobić to samodzielnie. Tyle że osłabione funkcje motoryczne nie stanowiły sojusznika. — Wżyna mi się w rękę i boli.
    A kiedy Sava to zrobił, znaczy się: uwolnił jej dłoń z ucisku, mózg Róży zgrabnie przeskoczył do tematu, który rozpoczął przed prośbą, która popłynęła z jej spierzchniętych ust. Co rusz przełykała ślinę, poruszała ustami, ale nic nie wychodziło. Jak mówić. Od czego zacząć. Wyglądało na to, że słowa, które nosiła w sobie, urosły w mocy i strachu przed odpowiedzią, której nie chciała usłyszeć. Nie wiedziała, czy w ogóle powinna się je wydobyć na zewnątrz, na światło dzienne. Ale zrobiła to, bo propozycja, którą złożył, wydawała się niemoralna, niepoprawna, jakaś dziwnie odklejona od wewnętrznego zbioru zasad, który wysnuła w świadomości. A to czy był spójny z Rose, którą kiedyś była, to druga sprawa. Na inny czas, jak już dowie się wszystkiego. Na razie musiała bazować na tym, co już miała. Na czystym jak kartka papieru umyśle, gotowym do nowego zapisu. Całkiem ciekawa opcja – móc zaprogramować człowieka pod swoje dyktando, wmusić w niego coś, na co kiedyś nigdy by się nie zgodził, tanią sztuczką w stylu „tak kiedyś robiłaś”, „taka byłaś”.
    — Nie chcę do ciebie... — zaprotestowała, krzyżując ostentacyjnie ręce. Jak dziecko. — Chcę do... Chyba mam swój dom, pracę, rodzinę… Co z moją rodziną? Co z moją pracą?
    To uczucie, gdy pierwsze wiosenne promienie słońca dostają się do domu i ujawniają jak zniszczone, popękane i zakurzone jest wszystko… Albo, gdy skryte w ciemnościach kulisy zostają oświetlone i nagle pojmuje się, co działo się na scenie… Gdy wszystkie słowa, czyny, gesty i zachowania innego człowieka stają się jasne, bo ma się już ten ostatni, tłumaczący wszystko kawałek. Ach tak, to dlatego zadała to pytanie. Potrzebowała i promieni, i oświetlenia, i tego podsumowującego skrawka. A on powoli dawkował wiedzę, której tak łaknęła, że gotowa była krzyczeć. Albo płakać z bezsilności. To drugie wydawało się właśnie wydarzać, bo oczy Róży zaszkliły się w moment, gdy, zanim zdołał odpowiedzieć, dodała:
    — Mam straszny mętlik w głowie, nic już nie rozumiem.
    Nagła, niespodziewana wizyta w szpitalu bywa jak uderzenie pałką w łeb; to bardzo bolesne, stracić siebie i nie wiedzieć, czy się to „ja” odzyska. Nie mogła już znieść słabego drżenia w swoim głosie. Brzmiała jak mała dziewczynka, która nie wie, co robi. I właśnie tak się czuła, chociaż wcale nie chciała. Zasłoniła oczy, gdy poczuła napływające łzy, bo wstyd było jej wyć przed kimś, kto mimo wszystko był obcy. Nawet jeśli „stara” Róża go znała, to ta „nowa” musiała ułożyć swoje postrzeganie Savy na nowo.

Sava
Sava
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyWto Gru 26, 2023 3:13 am

- Cóż... - Urwał. Spojrzał gdzieś w bok, jakby poszukując w głowie najbardziej dyplomatycznej odpowiedzi, na jaką było go stać. - Na to akurat oboje nie możemy nic wskórać. W drodze do odzyskania siebie będziesz musiała najpierw się zmierzyć właśnie z takim stanem rzeczy. - Odpowiedział. Szczerze, bez ogródek. Mógłby ją czarować, ale czuł, że pogorszyłby sytuację. Nawet "nowa" Rose" na pewno miała to mroczne przeświadczenie, że - niestety - w życiu nie miało się wszystkiego, co się chciało.
Sava spojrzał na nią niepewnie, kiedy czarnowłosa zwróciła się do niego z prośbą o wyswobodzenie ręki. Milczał przez chwilę. Do momentu, aż kobieta nie poinformowała go, że pas sprawiał jej ból.
- Dobrze. Zrobię to. - Mruknął i wstał, żeby odwiązać jej rękę. Ten krótki kontakt sprawił, że chciałby ją trzymać dłużej. Chciałby ją przytulić do siebie. Znowu szeptać jej do ucha. Ale nie mógł, raczej z dość oczywistych powodów. Dlatego usiadł z powrotem na miejsce, a pas odłożył na szafkę obok.
Zmieszanie na jej twarzy znowu go zaalarmowało. Nie chciał, bynajmniej, zadawać pytań, które mogłyby być pewnego rodzaju zapalnikiem jej ataków paniki. Co prawda nie miał tej nieprzyjemności widzieć ją w trakcie napadu, ale dobrze ją słyszał wtedy, kiedy Yvonne kazała mu i Maxowi ulotnić się z pomieszczenia, żeby jej nie przeszkadzać. Rozmowa Rose teraz przypominała trochę grę w sapera. Tylko nawet nie wiedział jeszcze, jaki miał ustawiony poziom trudności. Póki co, szło całkiem dobrze.
Najpierw otwarty protest, a później pytania. Tak, dom, rodzina, praca. Pytania dotyczące głównych elementów życia. Czy Rose miała rodzinę? Nie wiedział. To znaczy, nie wiedział, czy kogoś więcej poza gościem w czerwonej koszulce i Emily. Z tym, że ten pierwszy to prawdopodobnie jej były i nie miał nawet pewności, czy kiedykolwiek zostali związani przysięgą małżeńską. Jeśli już, jedyną członkinią jej rodziny, jaką znał, była właśnie jej córka. A to akurat za wrażliwa informacja do podania na teraz. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zamilkł, widząc łzy wzbierające w jej oczach.
- Rose... - Zaczął z ciężkim westchnieniem. Nawet drgnął, jakby chciał się poderwać, ale zatrzymał się. Nie wiedział, jak kobieta będzie reagować na kontakt fizyczny, szczególnie ten bardziej dosadny i niespodziewany. Wyciągnął w jej stronę rękę. Położył ją na łóżku wewnętrzną stroną dłoni do góry, jako niewerbalna propozycja do dotyku. Pocieszenia. - Na ten moment nie masz u kogo się zatrzymać. - Powiedział, przybierając poważną minę. Nie kłamał. Nie mówił szczegółów. - ...Ale mamy siebie. Na mnie możesz liczyć. Nie chcę, żebyś się zgadzała od razu i nie oczekuję tego od ciebie, ale... Sama chyba rozumiesz, że nie za bardzo masz dokąd iść. Nie jestem twoim wrogiem i nie musisz się mnie obawiać. - Dodał, chcąc ją nieco uspokoić. Ale... Mówiąc to, czuł, jakby oszukiwał samego siebie. Bo jeśli czarnowłosa miała teraz jakiekolwiek wątpliwości, co do jego osoby, to były one jak najbardziej na miejscu. Wampir chciał przyjąć człowieka pod dach. Na nieokreślony pobyt. Żart... Nie, dramat. Szykująca się tragedia.

Rose O'Brien
Rose O'Brien
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyWto Gru 26, 2023 4:27 am

    Noc to igraszka bogów i próżno szukać w ciemni sprawiedliwości… Kiedyś jej nie lubiła, czasem nawet się jej bała. Zawiśnięcie księżyca na nieboskłonie znaczyło tyle, że rozpoczął się długi jak wędrówka ludu wybranego „dzień” pracy nad „lepszym jutrem”. Dziesięć razy miłość francuska, cztery rozłożenia nóg i dziewięć udawanych orgazmów, za każdym w innym układzie, jakby klienci chcieli posmakować każdej pozycji z menu. To było prawie jak składanie zamówienia w restauracji typu fast-food. Tyle że zamiast food był seks. Szybki seks. Bez uczuć, pozbawiający godności, odciskający piętno, a potem już tylko zawieszenie na szyi łańcucha ściągający ku ziemi.
    Ale teraz była wolna od jarzma, nie miała wypalonego znaku na pośladkach, noc dawała bezpieczeństwo, a zwłaszcza w tym intymnym pokoiku, gdzie mogła płakać do woli, bo nikt poza nim nie będzie widział łez, które zmoczą prześcieradło. Zresztą, mimo wgranego wstydu, po prostu miała ochotę się wyryczeć. Do woli, do ostatniej kropli, aż się odwodni i padnie. „Nowa” Rose jeszcze nie miała zapisanego w kodzie źródłowym strachu przed pokazywaniem słabości, chociaż jak u każdego dorosłego człowieka, zgodnie ze scenariuszem przewidzianym na rozwój, „ego” ciągnęło za wodze, by powstrzymać tworzenie jeziora rozpaczy.
    Na nic to, zaczęła wyć. Łzy leciały jej po twarzy, a z ust wydobywał się cichy szloch. Paznokciami wbiła się w czoło, zostawiając na nim ślady. Jakby tak się temu przyjrzeć, robiła to zawsze wtedy, gdy próbowała pobudzić świadomość – wbijała szpony w udo, ramię, twarz. Najczęściej we własne, czasami w cudze.
    Już nie wiedziała, co robi, nie wiedziała, dlaczego jest tu, a nie w innym miejscu, i – również – nie wiedziała, jak sprawy mogły się tak posypać. Walczyła z powracającymi napadami bezsilności i beznadziejności. Zamykała się w sobie, odgradzała murem, a potem burzyła mur i otwierała. Zły nastrój nie mijał, ale może, gdy się porządnie wypłucze, zrobi jej się lepiej, nawet jeśli okoliczności nie zmienią ani na jotę. Może oczyszczone z tuszu oczy pozwolą zobaczyć wszystko w innych niż tylko czarno-białych barwach.
    — Co to znaczy, że nie mam u kogo się zatrzymać? — wymamrotała, zanosząc się jeszcze bardziej, dusząc wręcz łzami i spływającą z nosa wodnistą mazią. — Jakie siebie? Kim dla mnie jesteś?
    Bardziej niż cokolwiek innego bolała ją niesprawiedliwość tej sytuacji, bezsporna wręcz myśl, że jest bezbronna i całkowicie zdana na łaskę obcej osoby, której nie zna, a musi jej zaufać. I kiedy sobie to uświadomiła, odchyliła się, opierając tył głowy o zagłówek łóżka. Łzy przestały spływać po policzkach, a zaczęły skroniami i kośćmi jarzmowymi skapywać na poduszkę. Czuła już nie tyle smutek, ile właśnie ból rozdzierającej się duszy. Bolało, i to nie w sensie przenośnym. Bolało, jakby ją ktoś bił. Nie ma chyba paskudniejszego widoku.
    — Co z moją rodziną i pracą… Czy ja jestem jakimś nieporadnym życiowo człowiekiem… Bezdomną pokraką? …Kogoś, coś muszę mieć.
    Serce milczało, a instynkt podpowiadał, że powinna się zwinąć na tym przeklętym łóżku w kłębek i wgryźć w białą pościel, wybrudzić podkładem, naznaczyć cieniami, wszystkim, co tylko miała na swojej twarzy i w umyśle. Zostawić tam i zapomnieć. Próbowała znaleźć odpowiedzi, ale ich jak na lekarstwo. Była zbyt rozchwiana na odpowiedzi. Była zbyt rozchwiana na cokolwiek.
    Skuliła się. Jej świat, nawet ten chwilowy, wybudowany na gruntach tego, co mówił Sava, walił się z hukiem i jedyne, co mogła zrobić to łkać jak nowonarodzone niemowlę, tyle że bez krzyku. Straciła poczucie czasu. Nie wiedziała, czy jest tu od paru minut, czy też od wielu godzin. Nie miała pojęcia, co jest jawą. Wszystko przypominało koszmar. Drżącymi palcami złapała za rękę mężczyzny, którą dostrzegła, gdy opadała głową na miękki puch. Miał śmiertelnie lodowatą skórę. Działała jak ta zimna strona poduszki. A nawet lepiej.
    — Zawołaj tę lekarkę — wydukała, ręką przecierając nos, którym pociągała raz za razem.

Sava
Sava
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 EmptyWto Gru 26, 2023 5:06 am

Nie chciał jej mówić, by nie płakała. Zakazywać emocji komuś, kto potrzebował ich upuścić. Sam był niewolnikiem takiej myśli - nie okazywać słabości. Niszczyło go to już wiele lat, ale nie potrafił się przełamać. Tym bardziej nie chciał skazywać Rose na duszenie w sobie uczuć. Zmrużył oko, a twarz przybrała gorzki wyraz, kiedy kobieta z bezradności zaczęła wbijać paznokcie w głowę. Opuścił na moment głowę, dając jej chwilę na przerobienie sytuacji.
- Rose... - Powiedział błagalnie, spoglądając na nią bezsilnie. - Wiem, że to wszystko dla ciebie trudne, ale... Tak po prostu jest. - Odpowiedział, znowu wymijająco, by nie musieć jakkolwiek nakierowywać czarnowłosą na to, czy w ogóle znał jej rodzinę, czy nie.
Kolejne pytanie sprawiło, że zamilkł. Siebie? Jakie siebie? Kim on dla niej jest? A kim ona dla niego? Nieważne, jak wyraźnie powtarzał sobie w głowie, że był totalnym idiotą i egoistą, że dopuścił do siebie świadomość powoli rozwijającego się uczucia...
- Ja... My... - Splątał się z początku. Kiedy przychodziło do nazwania rzeczy po imieniu, myśli nagle stawały w miejscu, a na gardło nie nasuwało się żadne słowo. - ...Nie jesteśmy rodziną, ale jesteś dla mnie kimś bardzo bliskim. - Odpowiedział, zdobywając się na końcu na zachowanie spokoju. Mówił z powrotem łagodnym tonem, czując znowu to znajome ciepło, które rozchodziło się od środka klatki piersiowej aż po całe ciało. Jednak nie miał jak czerpać z pozytywów tego wyznania, kiedy czarnowłosa dalej siedziała zapłakana. Sava i tak prawdopodobnie wyraził się zbyt ogólnikowo. Rose była dla niego bliska. Bliscy sobie mogą być też przyjaciele.
- Żadne z tych. Po prostu jesteśmy z tych, którym się nie poszczęściło w życiu. Tak, jakby była nam przeznaczona samotność. - Odpowiedział cierpliwie, ale nieco mrocznie. Zaraz pokręcił głową w reakcji na własne słowa. Musiał trochę odpuścić sobie mówienia takich smętów, kiedy czarnowłosa już wyła.
Całe szczęście, że Rose złapała się ręki, którą do niej wyciągnął. Kiedy już opadła na łóżko, Sava nachylił się, ale nie chciał być za blisko. Podczas gdy jedną rękę miał pochwyconą, drugą też podniósł, żeby położyć na jej rozpalonym od emocji i łez poliku. Spoglądając w jej zapłakane oczy dochodził do wniosku, że zrobi wszystko, żeby przetrwać z nią cierpienie. W końcu tak powiedział u Rodneya.
W tym geście rzeczywiście było coś, co wyraźnie wskazywało na to, że Rose nie była dla niego tylko przyjaciółką. Nie. Sava niewerbalnie dawał jej do zrozumienia, że znaczyła w jego życiu naprawdę wiele. Być może nawet wszystko. Bez niej życie przypominało istnienie. Marne, monotonne - zupełnie takie, które powoli odbierało chęć do życia, żeby w końcu kiedyś zniknąć, jak duch. Teraz, kiedy miał ją obok siebie, miał cel i siłę. Dawał jej to zrozumienia poprzez przecieranie jej łez ze skóry i odgarniając poprzylepiane kosmyki włosów do twarzy.
- Po co? - Spytał, dalej gładząc ją po policzku.

Sponsored content
Przychodnia - Page 2 Empty

PisanieTemat: Re: Przychodnia   Przychodnia - Page 2 Empty


 
Przychodnia
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Skocz do: