|
Dom Alexandra | |
Alex
| Temat: Re: Dom Alexandra Wto Lip 09, 2024 2:41 pm | |
| Gdy tylko otworzył drzwi, tak wiedział, że Ophelia już nie spała - że wyszła już z łóżka i teraz beztrosko krzątała się po całym domu, zaglądała do szafek, drobnymi palcami dotykała nieskazitelnych przestrzeni. A za nią niczym welon ciągnął się zapach kwiatów. W takich chwilach Alex przeklinał zmysł powonienia. Tak obrzydliwie czuły, tak dokładny. Niczym pies tropiący mógłby śledzić jej kroki, gdyby tylko zechciał. Przez to przebijał się zapach świeżej kawy i na tym spróbował się skupić. Kawa, tak. - Dzień dobry - przywitał się, śledząc jej kroki. - W nocy chyba zgubiłaś drogę - stwierdził, przez chwilę jeszcze głupio stojąc w progu łazienki, jakby czekał, aż gospodarz wpuści go do środka. Wahał się przez chwilę. Krótki moment. Po czym finalnie przeszedł przez całe pomieszczenie długimi krokami, by podejść do zabudowanej w ścianie szafy. Otworzył ją, grzebał przez krótką chwilę, by w końcu znaleźć to, czego szukał. W kieszeni płaszcza zapomniana niemal paczka papierosów. Od razu w pakiecie z zapalniczką. - Dziękuję. Koszulą zajmę się później, możesz zostawić ją w koszu na pranie. W łazience, dolna szafka, na prawo od zlewu - powiedział, znowu przemierzając pokój i bardzo starannie omijając Ophelię wzrokiem. Przeciągał po niej spojrzeniem tak, jakby była meblem. Bardzo wiele to kosztowało, by nie patrzeć na porcelanową laleczkę kręcącą się miękko po pokoju. Stanął przed wielkimi przeszklonymi drzwiami naprzeciwko kanapy, prosto na patio i ogród. Teraz znacznie lepiej było wszystko widać. Zadbane kwiaty, krzewy, zielona i przycięta trawa. Wyszedł boso na drewniane deski, zaciągnął się świeżym powietrzem niczym narkoman. Po czym wyłuskał starannie jednego papierosa i wsunął go sobie do ust. Odpalił. Obrzydliwie cuchnący dym żenionego tytoniu popłynął do płuc. Wypuścił go powoli, przez chwilę jeszcze patrząc na ogród. - Cokolwiek zechcesz. I na cokolwiek są składniki - zostawił jej wolne pole do tego, bo i było mu bardzo mocno wszystko jedno. Dopiero wtedy, stojąc zasadniczo na zewnątrz, mógł się do niej odwrócić i faktycznie na nią spojrzeć z tym przyklejonym od poprzedniego wieczoru uprzejmym uśmiechem. Czarne włosy zmierzwiły się jej lekko po pobycie w łóżku. A koszula zdecydowanie była na nią za duża. Musiała podwinąć długie rękawy. Teraz nie wyglądała już niczym zabawka z delikatnej ceramiki, wyglądała znacznie bardziej na osobę z krwi i kości. Tak, była człowiekiem, nie zabawką czy rzeczą. Nie od niego zależało jej życie, była indywiduum. Nie jego prawem było ją tu zatrzymywać. Tam, na świeżym powietrzu, był znacznie bardziej sobą. Mógł bardziej racjonalizować swoje zachowanie. - Udało ci się zasnąć? - spytał, a po tych słowach ponownie zaciągnął się papierosem. Alex nie palił. Był lekarzem, wiedział, co papierosy robią z organizmem - nawet jeśli zmiennokształtni regenerowali się znacznie szybciej, to i tak w ich płucach odkładała się smoła, która prędzej czy później musiała zostać wykrztuszona i usunięta z organizmu. Ale czasem - zwłaszcza przy pełni - po papierosy sięgał. Wierzył w tę bajkę, że uspokajają, nawet jeśli znał prawdę, że wcale tak nie jest. |
|
| Ophelia
| Temat: Re: Dom Alexandra Wto Lip 09, 2024 5:21 pm | |
| - Wybacz. Nie zwróciłam wcześniej uwagi, które drzwi prowadzą do twojej sypialni, a szukałam gabinetu. Nie chciałam ci przeszkadzać - wyjaśniła, bo w końcu jej szybkie wycofanie się było kwestią tego, że liczyła, że jednak jej nie dostrzegł - że jednak nie przeszkodziła mu w próbie zaśnięcia. Wyraźnie naiwnie. Ale w końcu nie miała żadnej złej intencji wtedy. Wręcz przeciwnie. Korzystała z tego, co zostało jej pozwolone. Przez chwilę odniosła wrażenie, jakby jej unikał. Również papierosy ją zaskoczyły - choć może to kolejny przykład złudnego znania kogoś. Nie znała go, znała tylko pozory. I nie było jej miejscem ocenianie podobnych nałogów. Szybko pozbyła się dziwnego wrażenia o tym, że mężczyzna starał się jej unikać. Nawet jeśli, może to był sygnał aby wróciła do domu i przestała zajmować jego terytorium. W końcu tym był dom dla zmiennokształtnych - ich terenem. Pokiwała delikatnie głową na słowa o tym, gdzie powinna odłożyć koszulę. Wydawał się być... Bardziej dokładny w kierunkach. Nie tak jak wspominając o gabinecie. Potrzebował po prostu odpocząć? Może właśnie było to spowodowane pełnią. W końcu posiadanie pojęcia na temat tego jak mogli ciężko przeżywać ją zmiennokształtni to jedno - sama nim nigdy nie była, nie mogła tego zrozumieć w pełni. Przesunęła wzrokiem po składnikach, które zaraz zaczęły się poruszać. Odgłosy delikatne, sugerujące przygotowanie posiłku, ale nie nazbyt głośne - jakby oscylowały gdzieś w tle, jakby były ostrożne z zamysłem. Sama sięgnęła po telefon, spoglądając w notatki na nim. Nie musiała w końcu nadzorować samej magii cały czas. Chciała sprawdzić, upewnić się co do własnego dzisiejszego grafiku oraz czy nie było potrzeby go zmieniać. Była, wiedziała o tym - i wolałaby zrobić to w samym notesie, który jednak znajdywał się w torbie, w samochodzie. Dzisiejszy plan dnia nie wydawał się zbyt wymagający od niej. Powinna jednak zaopatrzyć się w leki, jeszcze przed pracą. Sprawdziła również transport z powrotem do miasta. Autobus, albo taksówkę. Pamiętała, że Alex oferował jej odwiezienie. Ale lubiła mieć wszystko zaplanowane na wszelki wypadek. Pokręciła łagodnie głową na zadane pytanie. - Nie, ale przewidywałam to. Zwiększę częstotliwość drzemek dzisiaj, powinno być w porządku. Jak z tobą? Nie chcesz odpocząć? Rozumiem, że pracujesz aktywnie jako lekarz, więc powinieneś sam rozumieć jak istotny jest dobry odpoczynek - powiedziała, podnosząc wzrok z telefonu i odkładając go na blat, kiedy dostrzegła, że kawa była już gotowa. Dość prędko znalazła się w kubku, a że nie wiedziała do końca jaką kawę pija mężczyzna, w stronę tarasu nie tylko ruszył sam kubek, ale i szklanka z mlekiem i cukier. Kuchnia, i pomieszczenie również powoli zaczęło wypełniać się zapachami jedzenia. Usmażone bekon, omlet z warzywami, a do tego tosty. Powoli ukazujące się na talerzu jedzenie prezentowało się kolorowo i zachęcająco, kiedy magia po raz kolejny zajęła się samym sprzątaniem. Ophelia usiadła przy stole, sięgając po swoją kawę pierw, aby po tym jeszcze zerknąć w stronę mężczyzny, jakby chcąc się upewnić czy powinna posłać jego porcję również na zewnątrz. Choć na moment zapatrzyła się również na ogród, który również przez szybę prezentował się pięknie - szczególnie przy porannym słońcu. Spokój, cisza, może szelest liści gdzieś w tle...
|
|
| Alex
| Temat: Re: Dom Alexandra Wto Lip 09, 2024 5:47 pm | |
| - Nie szkodzi, nie przejmuj się tym - odparł. Ten Alex, który stał bezpiecznie na patio, wiedział, że zasadniczo niepotrzebnie o tym wspominał. Alex na patio był naprawdę uprzejmy i wcale nie dlatego, że tak było trzeba. Alex na patio kierował się rozsądkiem, nie instynktem. Dlatego palił tego papierosa bardzo powoli. Nie znosił palenia. Uważał to za obrzydliwy nałóg - i cuchnący. Miał wyczulone zmysły i nie potrafił za nic zrozumieć, jakim cudem jego pobratymcy mogli żyć jako palacze. Niemniej teraz każda wymówka była dobra, byleby móc oddychać spokojnym i czystym powietrzem. Słyszał świergot ptaków, szum zraszaczy. Pełnia lata, ciepły poranek zwiastujący upał w ciągu dnia. Odwrócił się tyłem do drzwi prowadzących do środka i postąpił jeszcze kilka kroków naprzód. Patio nie miało barierek, było otwarte prosto na ten wielki ogród skrywający pewnie sekrety. Wolną dłoń schował do kieszeni spodni i spojrzał na popiół na końcówce papierosa. Skrzywił się i obrócił przez ramię. Tam skąd dobiegały kuchenne dźwięki. - Ophelio, mogłabyś podać mi szklankę w połowie wypełnioną wodą? - spytał, patrząc na dziewczynę. Sprawdzała coś w swoim telefonie, uważnie studiowała ekran. Z pewną nostalgią patrzył na tę scenę. Przypominała mu czasy, gdy mieszkał w Warszawie. Krótko, bo krótko. Alicja. Tak miała na imię. Była zwykłą ludzką kobietą. Ile lat z nim spędziła? Dziesięć? Może piętnaście? W jej mieszkaniu w starej kamienicy zawsze unosił się zapach kurzu i lawendy. Pamiętał, jak smażyła bekon na poczerniałej patelni. W niczym nie przypominała porcelanowej lalki, która teraz nalewała kawę do kubków. Magią, jakże inaczej. Składniki same latały po kuchni niczym oszalałe, by uformować się w posiłek. Doszedł do wniosku, że to dlatego, że tak długo nikt się w tej kuchni nie krzątał. Doszedł do wniosku, że może pełnia podsyciła poczucie osamotnienia, stąd taka ciągota, by zatrzymać Ophelię na dłużej. Skoro naruszyła już granicę i wdarła się do środka zaproszona. - Nie. Nie pracuję dzisiaj, zawsze staram się tego unikać w czasie pełni - odpowiedział. Odwiezie pannę archiwistkę do jej małego królestwa w mieście, by wrócić do swojej ogrodowej pustelni i malować. Malować, by się wyciszyć. - Odwiozę cię, gdy tylko zechcesz - bo przecież miał na to czas. A potem Alex użył magii. Po raz pierwszy, odkąd Ophelia przystąpiła próg jego domu. Promienie światła zaczęły skupiać się w jednym miejscu, zaczęły tworzyć fizyczny delikatny oplot, który zawinął się dookoła rączki kubka. Świetlna linka połyskiwała niczym pryzmat, przyciągnęła kawę prosto w dłoń zmiennokształtnego. A oplot rozproszył się w złote drobinki światła, połyskujące iskierki. I zniknął. - Też umiem czarować - oznajmił z rozbawieniem. Kompletnie inaczej wprawdzie i znacznie mniej instynktownie niż dowolny czarownik. Ale zawsze. __________ Magia światła |
|
| Ophelia
| Temat: Re: Dom Alexandra Wto Lip 09, 2024 9:50 pm | |
| Podniosła wzrok znad telefonu, słysząc prośbę, aby spojrzeć na mężczyznę i skinąć głową. Szklanka wypełniona do połowy wodą rzeczywiście dość szybko powędrowała w stronę mężczyzny przy pomocy magii. Bez pytania, bez nawet momentu zawahania czy pytania. W gruncie rzeczy każda prośba uzyskiwała natychmiastowe wykonanie. Stare nawyki, dwustuletnie przyzwyczajenie czy brak poczucia, że odmowa mogła być opcją. Była w końcu zdolna do buntu, w pewnym zakresie. Była zdolna do rozmowy, do podważania słów, do prowadzenia dyskusji czy nawet wychodzeniem z własną inicjatywą. Problem pojawiał się, kiedy miałaby zrobić to w stosunku do siebie. Minimum było wystarczające. Robiła rzeczy, które jej nie przeszkadzały ani nikomu innemu - często takie, które mogły pomagać innym, choć zawsze twierdziła, że robi to dla siebie. Lubiła dokarmiać zwierzęta. Prosta przyjemność, kiedy te powoli jej ufały - kiedy jadły zadowolone, kiedy po prostu były. Nie oczekiwały od niej rozmowy. Może czasem odrobiny głasek. Niewiele kosztowało ją użycie magii - nastawienie prania przy jej pomocy, przygotowania posiłku. Zmiennokształtny w końcu musiałby to prawdopodobnie robić samemu. - Jeśli ponownie starania zakończoną się przemianą w środku miasta, możesz skierować się do mojego mieszkania po pomoc. Panika na widok szczura wielkości psa mogłaby być... Dość medialna. Gdyby nieodpowiedni człowiek to zobaczył - zaoferowała, może nawet bez świadomości, że podobna oferta mogła zostać rzeczywiście wykorzystana. Choć z pewnością szczurowi w mieście łatwiej mogło być znaleźć się w mieszkaniu, które w tym się znajdywało niż w domu nieco poza zabudowami. Choć wszystko zależało od odległości... - Dziękuję. Skorzystam jeśli to nie problem - powiedziała, może też dlatego że wtedy sama potrzeba zabrania torby z samochodu mogła być rozwiązana znacznie łatwiej. Mogła wspomnieć, zapytać - nawet wcześniej mogłaby sama skierować kroki po klucze od samochodu i odebrać swoją zgubę, ale nie było ku temu potrzeby, póki nie wychodziła. Uśmiechnęła się łagodnie, słysząc jego słowa i widząc również magię, której użył, kiedy spoglądała w kierunku ogrodu. Kiedy coś zabłysło, jej wzrok mimowolnie powędrował w tamtą stronę - ludzka ciekawość, reakcja na zmianę w otoczeniu. A może po prostu lubiła ładne rzeczy, kiedy czasem się błyszczały, tak po ludzku. Czuła często, że jej umiejętności były marne - że to co znała, co potrafiła, czym się zajmowała, wcale nie było tak wyjątkowe czy piękne. Magia światła była czymś, co mogło wyglądać i prezentować się, zachwycać swoją formą. Latające garnki, które same gotowały były bardziej praktycznym życzeniem wielu. - Pięknie czarujesz. Jestem pewna, że magia światła przy pacjentach również znających magię, może być bardzo użyteczna do uspokojenia - powiedziała, kiedy jej buzia znów bardziej się zaokrągliła przez uśmiech, bardziej uniosła. Mogła wyglądać jak człowiek, bardziej nieidealnie, z kosmykami które nie układały się wręcz nierealnie. Choć było pewne, że kiedy tylko wróci do domu, znów zacznie bardziej przypominać właśnie lalkę. Ze starych czasów, odzianą w ciemną spódnicę do ziemi, lub podobnego odcieniu spodnie. Jej garderoba nie wyróżniała się - nie w kolorach, które były bliższe tym ziemnym. A może tak łatwiej było jej się skryć pomiędzy regałami, aby nikt nie przerywał jej podczas pracy? - Śniadanie jest już gotowe. Chcesz zjeść na zewnątrz? - zapytała, bardziej informacyjnie - tak aby wiedzieć czy powinna posłać talerz z porcją na zewnątrz. Porcją, która była większa od tej znajdującej się na własnym talerzu. W końcu wiedziała jak dużo jadła sama, ale nie mogła ocenić apetytu przerażającego ją o głowę mężczyzny, który dodatkowo był przecież zmiennokształtnym. I to wyraźnie potrzebującym odpoczynku i regeneracji. - Nie doprawiałam zbyt mocno, wiem że masz wyczulone zmysły... Więc nie krępuj się z przyprawami - zapewniła również, jakby to miało być powodem do jakiejś nieśmiałości. A może sama nie czuła się pewnie, nie pamiętając czy kiedykolwiek dla kogoś przygotowywała posiłek? A nawet jeśli, jak dawno to było? Kilka lat wstecz? Może nawet kilkanaście. |
|
| Alex
| Temat: Re: Dom Alexandra Wto Lip 09, 2024 10:27 pm | |
| Mógł uśmiechnąć się uprzejmie i przyjąć tę padającą dopiero ofertę - zapewnić, że teraz wszystko w porządku i w razie, gdyby powstała podobna potrzeba, to skierowałby się do niej. Guzik prawda. Gdyby w czasie pełni, po przemianie, znalazł się w obcym miejscu pełnym jej zapachu, obawiał się, że pierwotne instynkty mogłyby przejąć nad nim władzę. Ugh, robiło mu się niedobrze na myśl. Niektórzy zmiennokształtni rozkoszowali się swoją potęgą związaną z kalendarzem księżycowym, dawali się ponieść i nie przejmowali się potencjalnymi konsekwencjami. Alex chyba tak nie potrafił. A może to też dlatego, że i jego zwierzęcy patron zasadniczo nie był aż tak krwiożerczy? - Masz, oczywiście, rację. Ale mam nadzieję, że taka potrzeba jednak nie nastąpi - odpowiedział. Zabrzmiało to tak, jakby rzeczywiście ani myślał stawiać kroku w jej mieszkaniu. Na pewno nie w czasie pełni. - Wolałbym nie narażać Masakrady - dodał na sam koniec. Jeden z nieodłączonych elementów przecież ich życia. Podporządkowanie się Masakradzie i jej wymaganiom. To nie było wiele. Musieli jedynie się ukrywać i nie pokazywać śmiertelnym magii ani nie uświadamiać ich o jej istnieniu. Tylko tyle i aż tyle. A on dnia poprzedniego przez zmęczenie i błędne przeliczenie pozostałego czasu tę jedną zasadę prawie złamał. Uśmiechnął się, wyrzucając już niedopałek. Bo przybyła kawa. Kawa doskonale maskowała wszystkie inne zapachy. Nie bez powodu w dobrych drogeriach podawano jej ziarna klientom, by na chwilę zapomnieli o poprzednim zapachu. Upił łyk z kubka. Kawa i papieros, śniadanie prawdziwego mężczyzny. Powinien jeszcze umyć zęby szybko i raz splunąć do zlewu, nie płucząc po tym ust. I patrzeć w lusterko z miną twardziela Bóg wie jak długo. - Zjem w środku - odpowiedział, kierując się ku Ophelii. Uznał, że był na tyle sobą i był na tyle spokojny, by móc zjeść z nią śniadanie. Teraz, za dnia, nie wyglądała aż tak bardzo jak nieskazitelna porcelanowa laleczka. Była bardziej ludzka, namacalna. Może przez ten uśmiech, może przez zmierzwione lekko włosy, zbyt dużą białą koszulę. - Magia światła jest bardzo uniwersalna. I, fakt, bardzo zjawiskowa. Chyba najbardziej ze wszystkich sztuk magicznych - i po tych słowach na blacie przed nimi zaczęły wyrastać kwiaty. Tkane ze światła, delikatne, mieniące się niczym przetykane diamentami koronki. Materiał utkany ze światła, były prawdziwe, namacalne. Alex powoli odstawił swój kubek z kawą obok mieniącymi się złotem i srebrem dzwonkami. Delikatnie trącił je dłonią, a te rozśpiewały się niczym kryształowe deszczowe bębenki. - Albo odwrócenia uwagi. Do tego też się nadaje - powiedział i zerwał jeden ze świetlnych kwiatów, peonię. Patrzył na nią przez chwilę, po czym podał ją porcelanowej laleczce. Kwiat miał delikatną, nieco szklistą fakturę. Zachęcił jeszcze dziewczynę skinieniem głowy, by ten podarek przyjęła. - Ale to jest tylko ładna iluzja. - Cofnął zaraz po tym dłoń. A wszystkie pozostałe kwiaty rozsypały się w drobinki światła i obróciły w nicość. Na stole pozostały tylko naczynia, śniadanie. I świetlista lekko opalizująca peonia w dłoni Ophelii. - Dziękuję za przygotowanie śniadania. - Alex, mimo wszystko, nie był wybredny. Z reguły nie miał za dużo czasu, by martwić się porządnym posiłkiem, mógł tylko się starać. Wiecznie w biegu, wiecznie w pracy. Paradoksalnie podczas pełni zazwyczaj wypoczywał, bo jego pośpieszny tryb życia zwalniał. Tym jednak razem było dużo łatwiej przebywać tak blisko czarodziejki - i to z dwóch powodów. Był dzień, to było bardzo istotne. Za dnia potęga pełni nieco słabła, by wrócić ze zdwojoną siłą wieczorem. I okno na taras pozostawał otwarte - to również bardzo pomagało. Mógł bez większych przeszkód po prostu siedzieć obok niej i nie malować we łbie obrazu albo wymieniać liczby po przecinku w pi, bo w przeciwnym razie postąpiłby bardzo pochopnie, bardzo nachalnie i całkiem możliwe, że po prostu agresywnie. Cisza, stukanie sztućców o talerz, ćwierkanie ptaków. Sielanka. Ta sceneria nadawałaby się na obraz przynajmniej. - Węch. Przede wszystkim. I wzrok - sprostował. Smak mimo wszystko miał bardzo ludzki. - Ten pierwszy przede wszystkim sprawia lekkie... hm, kłopoty. Kłopoty. Tak jest. Delikatnie rzecz ujmując. |
|
| Ophelia
| Temat: Re: Dom Alexandra Wto Lip 09, 2024 11:17 pm | |
| Mogła zaoferować zadzwonienie, próbę przywołania jej w jakiś sposób i poproszenia o pomoc - poproszenia o odwiezienie, nawet jeśli stanowczo do tego musiałaby odświeżyć własne umiejętności prowadzenia samochodu. Ale wiedziała, że gdyby użytkowanie telefonu w postaci szczura było tak łatwe, prawdopodobnie nie znalazłby się w podobnej sytuacji poprzedniej nocy. Prawdopodobnie byłby w stanie schować się gdzieś znacznie prędzej. Może było to zaskoczenie w pierwszej chwili, kiedy nie odezwała się, a jej spojrzenie skierowało się na pojawiające na stole iluzje. Nie zajmowało jej głowy w tej chwili jedzenie czy kawa, a właśnie iluzje. Mimo, że wiedziała przecież, że są iluzjami - wiedziała, nie widziała ich pierwszy raz, a i tak przyglądała się im niemalże z dziecięcą radością. Magia potrafiła być piękna, a jako czarodziejka gromadząca wiedzę, doskonale o tym wiedziała. A jednak jako czarodziejka, która skupiała się głównie na gromadzeniu tej wiedzy, również nie często miała szansę na byciu świadkiem podobnego zastosowania magii. W końcu kto chciałby po prostu prezentować jej podobne widoki? Kiedy nie miały większej wartości, kiedy były po prostu ładne dla bycia ładnymi - kiedy były iluzją, mogącą zniknąć w każdej chwili. A jej wzrok i uwaga z łatwością była kierowana tam, gdzie mężczyzna chciał. Posłusznie, jakby zaledwie sugestia wystarczyła do tego, aby coś zrobiła - aby gdzieś spojrzała lub odwróciła wzrok, w tej chwili napawając się pięknem iluzji. Nawet jeśli wiedziała, że była to wyłącznie iluzja. Dzwonki, dźwięk, połyskujące i piękne kwiaty, jakby ogród z zewnątrz zaczął wyrastać właśnie na stole. Spojrzenie powoli przechodziło między poszczególnymi - jakby starała się zapamiętać, jakby chcąc możliwe kiedyś przywołać ten obraz ponownie. W końcu jej umiejętność obejmowała również wspomnienia. Wzrok znów skierował się na mężczyznę, kiedy została wyciągnięta w jej stronę peonia, po którą wyciągnęła dłoń rzeczywiście z opóźnieniem, jakby nie będąc pewną czy powinna. Nawet jeśli iluzja, w końcu nie przywykła do otrzymywania czegoś tak po prostu. Dlatego, że mogła - dlatego, że ktoś chciałby jej coś pokazać. Jeśli ktoś chciałby jej coś pokazać, było to tranzakcją, niczym innym. Umową, obustronnym zyskiem. Przeniosła znów wzrok z kwiatka w dłoni na te, które rozsypały się - i po których nie było nawet śladu już, żeby po tym znów wzrokiem wrócić do peonii, obserwując ją; jakby starała się ją zapamiętać, na wypadek gdyby również miała się rozpłynąć w jednej chwili. Dopiero po tym odłożyła peonię ostrożnie na blat, jakby dopiero po tym wyrywając się z transu - jakby dopiero dostała pozwolenie na powrót do rzeczywistości. - Rozumiem, że również posiadasz zamiłowanie do sztuki lub chociaż natury? Wnioskując również po ogrodzie... Jest naprawdę piękny za dnia - powiedziała, samej... nie wiedząc nawet czy kiedyś bardziej interesowała się sztuką. Czy poezja nią była? Beletrystyka? To, czym już dawno straciła zainteresowanie, a co stawało się kolejnymi rzędami liter do zapamiętania. Chociaż dość prędko spuściło wzrok na talerz, jakby mając skupić się tylko na nim. Albo jakby coś do niej dotarło. Jeśli zapach był tak wyostrzony, jeśli spraawiał mu kłopoty, to mogło oznaczać, że obcy zapach na jego terytorium... - Och... Wybacz - powiedziała, czując że mogła przyłożyć zbyt dużo własnej winy do nieprzespanej nocy mężczyzny. Mogła zdecydować się na próbę powrotu do domu - w końcu nawet jeśli nie byłby to najkrótszy spacer, mógłby okazać się bardziej optymalny. Tym bardziej, że sam pośpiech wydawał się być bardziej uzasadniony. - Mogę wrócić sama. To nie jest problem. Wciąż jeszcze czeka cię jeden dzień pełni, prawda? - powiedziała, wzrokiem skupiając się na połyskującej peonii. |
|
| Alex
| Temat: Re: Dom Alexandra Wto Lip 09, 2024 11:47 pm | |
| Bardzo lubił magię światła. Nosiła w sobie jednocześnie prostotę i wyrachowanie. Wszystkie tkane iluzje wymagały elastycznego i bardzo precyzyjnego podejścia, plastycznego i twórczego umysłu, który jednocześnie potrafił dokładnie nakreślić, czego od niej oczekiwał. Pole świetlnych kwiatów, które wyrosło na blacie, było przepiękne. Było małym-wielkim dziełem sztuki. Każdy kwiat miał delikatne koronkowe płatki, odwzorowane również były bardzo dokładnie. Fantomowe lilie wyglądały jak te prawdziwe, dzwonki jak dzwonki, stokrotki jak stokrotki, róże jak róże. Każdy jednak kwiat miał swój własny koronkowy wzór - odmienny od wszystkich pozostałych - utkany z drobinek światła. Alex uśmiechnął się łagodnie, sam również przez chwilę patrzył na to wszystko. W końcu piękno zawsze cieszyło oko. Jak widać cieszyło nawet uwarunkowaną tylko na zdobywanie nowej wiedzy czarodziejkę. Jej zachwyt tą drobną sztuczką był wart tej chwili. Może nawet wart cierpienia płynącego z przemiany dzień wcześniej. Bo przecież to było bardzo łatwe, przekierowanie promieni, nadanie im kolorytu, faktury szklanego tworzywa pełnego koronek. Finalnie utwardzenie. Stworzenie takich niewiele wartych w rzeczywistości kwiatków było bardzo proste. Niewymagające. A mimo to czarodzieje zwykle zapominali, jak piękna potrafi być magia. Tak po prostu - nie potężna, mordercza, wielka, użyteczna, a po prostu śliczna. Peonia jako jedyna pozostała na stole. Alex zamknął odrobinę tej świetlistej magii w tym na wpół szklanym, na wpół materiałowym kwiatku, by mógł trwać w tej formie przez eony. - Och, tak. Ukochałem malarstwo - przytaknął od razu. - Sztuka to tańczące na wietrze promienie słońca, zamknięte w obrazie i muzyce, unosi nas w przestworza. To wyraz najgłębszych emocji, tajemnica zaklęta w każdym dotyku pędzla, każdej nucie i każdej literze. To nieśmiertelne echo miłości i piękna, które dusze z nieskończonością. - Sięgnął do kubka z kawą, na chwile zamykając oczy. Powolny to był ruch, bo bardzo zapamiętale starał się delektować kawową nutą, która pięknie zagłuszała cały świat. Przepędzała wszystkie dzwoni, róże i peonie. - A kwiaty... cóż, lubię na nie patrzeć. Lubię je też malować, ale zajmuje się tym wszystkim ogrodnik. Sam nie miałby czasu, żeby jeszcze dodatkowo pielęgnować kwiaty, podcinać, sadzić, kosić trawę. I tak bardzo często jego dzień był zbyt krótki, by znaleźć czas dla samego siebie, żeby faktycznie zgłębiać tę fantastyczną nieskończoność sztuki dla samej przyjemności. Gorzki łyk kawy sprowadził go na ziemię. Ale i tak tylko na chwilę, bo gdy tylko odstawił kubek z powrotem na blat, od razu został zaatakowany. Przez te właśnie całe bzy, lilie, jaśminy, fiołki. Magiczni zawsze pięknie pachnieli, kwiatami, wiosną, wszystkim tak słodkim i naturalnym - a jego jako zmiennokształtnego ta natura bardzo pociągała. Był z nią przecież związany, był jej częścią. Tym jednak razem nie nachodziły go ciągoty, by sprawdzić, czy Ophelia naprawdę zrobiona jest z porcelany. Wiedział, że nie. Mógł usłyszeć bicie jej serca, delikatne rumieńce na jej policzkach, brązowe oczy, w których odbijała się szklista peonia i nadawała spojrzeniu blasku. Kołnierzyk białej za dużej koszuli delikatnie się podwinął, materiał układał się naturalnie, leki powiew wiatru z zewnątrz delikatnie kołysał nieposłuszne kosmyki czarnych włosów. Była bardzo prawdziwa. Bardzo, ale to bardzo prawdziwa, pachnąca tak rozkosznie, taka przy tym wszystkim olśniewająca. Zapatrzył się na nią, gdy rzuciła groźbą, że może wrócić sama. Ta jego część, która wciąż była pod księżycowym wpływem załkała już tęsknie i jednocześnie zawarczała z wściekłości. Alex potrząsnął głową i zamrugał kilka razy, prostując się nagle na krześle. - Nie, naprawdę. I tak muszę jechać do miasta. Mam w planach nowy obraz, potrzebuję farb - skłamał tak gładko i naturalnie, jakby to faktycznie była prawda. Zawsze miał farby. Sprowadzane z Paryża i Włoch, absurdalnie przy tym drogie i doskonałej jakości. Nie sprzedawano ich w lokalnych sklepach, na pewno nie w Birmingham. - Mam za sobą bardzo wiele pełni, uwierz mi. Wczoraj... cóż, to był wyjątkowy dzień, źle obliczyłem swoje własne siły na zamiary - dodał na sam koniec. Wyjątkowy, nie pechowy. Ani mało fortunny, męczący, długi czy ciężki - wyjątkowy dzień. Moc pełni była silna. Znacznie słabsza niż nocą, teraz nie czuł się tak, jakby trawiła go gorączka od środka i chyba tylko cudem się powstrzymywał. Teraz był nawet w stanie siedzieć z nią zamknięty w niewielkiej metalowej skrzynce na kółkach, uważając przy tym na innych użytkowników ruchu. |
|
| Ophelia
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 12:36 am | |
| Nie spotykała się często ze sztuką - nie w taki sposób, aby mogła usiąść i nacieszyć się nią, napawać. Kiedyś było to marnotrawstwem czasu, który mogła spożytkować lepiej. Jako narzędzie, nie osoba która mogła chcieć coś obejrzeć czy czegoś posłuchać, czegoś doświadczyć. Te rzeczy, które tak rzadko widywała, cieszyły ją. Doceniała, posiadając kilka wspomnień, które były po prostu piękne - po prostu jej, po prostu chwilowe. Tak jak kwiaty, których dopiero była świadkiem. Nigdy zresztą nie spoglądała na siebie jak na odbiorcę sztuki. Może dlatego, że nie powinna? Że nie mogła? Nie czuła uzasadnienia czy pozwolenia na to - może stąd była jej prostota w ubiorze, w wystroju własnego mieszkania. Wszystko zdawało się być po prostu sterylne i proste, zajmujące mało przestrzeni. Nawet jeśli jej wzrok cieszył się na kwiaty, nawet jeśli doceniała małe ozdoby czasem w sklepach, nigdy nie sięgała po nie - jakby była to niedopuszczalna myśl, która nawet nie przekraczała jej umysłu. Nie mówiąc już o tym, aby sama spróbowała coś stworzyć. Namalować, narysować, ozdobić. Zaśpiewać czy skomponować - napisać coś innego niż prostą notatkę odnośnie ważnej informacji, o której powinna pamiętać w ciągu dnia. Zresztą, sama muzyka nigdy nie była jej bliska, jakby tylko cisza mogła ją uspokajać. - O malarstwie... tylko wiem. Historia sztuki, historia i procesy tworzenia pigmentów. O sztuce po prostu... Chociaż nigdy nie lubiłam muzyki. Preferuję ciszę - przyznała cicho, nie będąc w stanie rozmawiać o czymś, co było tak nacechowane własnymi odczuciami, na które przecież długo sobie nie pozwalała. Czy teraz sobie pozwalała? Na podejmowanie decyzji, które byłyby pokierowane tylko tym, czego chciała? Nie. Nie wiedziała i nie potrafiła tego zrobić. Skupić się na tym, czego by chciała. Nawet jeśli kwiaty jej się podobały - nawet jeśli peonia została jej podarowana, zdawało się że wcale ten fakt nie dotarł do niej tak w pełni. Tak samo jak to, że mogła kupić piękny obraz i zawiesić go na ścianie - albo mogła kupić bukiet kwiatów, który cieszyłby oko, ustawiony gdzieś w wazonie. Piękno dla piękna, sztuka która miała nie tylko cieszyć, ale i karmić w pewnym sensie zmysły, umysł, duszę - nie była czymś w zasięgu dłoni, nawet w zasięgu wzroku czy myśli Ophelii. Wiedziała, że istniało, ale istnienie tego było gdzieś obok. Może nawet mogłaby powiedzieć, że przecież nie miała czasu, choć było to dalekie od prawdy. Miała lata - miała czas, który dłużył się, a który był wypełniony czytaniem dla czytania. Posiadała więcej czasu niż wielu mogłoby sobie zażyczyć, bez najmniejszej umiejętności zagospodarowania go. Choć była jedna rzecz, którą nie chciała gospodarować cudzego czasu - nie chciała go zabierać, nie chciała go uprzykrzać, nie chciała sprawiać kłopotu, który poczuwała, że sprawiła swoim pobytem. Była o tym wręcz pewna, nie odrywając wzroku od kwiatu, od pięknej sztuki, która jeszcze kilka chwil wcześniej powstała na jej oczach. Może sama była zmęczona? Razem z porankiem czuła się często senniej niż kiedy zbliżała się noc - jakby to właśnie słońce budziło w niej zmęczenie. Choć nie czuła, aby miał teraz zasnąć. A jednak poczuła coś w rodzaju stresu? Niepewności? Kiedy głowa podpowiadała jedno - kiedy logika, czysta logika mówiła w jaki sposób była utrudnieniem dla zmiennokształtnego, ale on sam jednocześnie temu zaprzeczał, oferując po raz kolejny swoją pomoc w odwiezieniu jej do domu. Tak samo jak oferował gościnę. Nawet jeśli stawało się w jej głowie jasne jak bardzo mogła być utrapieniem. Choć czy jego słowa nie oznaczały, że... powinni pojechać dopiero później? W końcu o której godzinie sklepy specjalistyczne miałyby być otwarte? Która godzina dochodziła teraz? Wciąż wczesna, wciąż śpiew ptaków na to wskazywał - wciąż jeszcze to chłodne powietrze z zewnątrz. A ona jedynie skinęła głową na zgodę, nie będąc w stanie odpowiedzieć - kiedy nie była pewna, czemu miała zaufać i zawierzyć. Którym podszeptom? Którym słowom? Wyjątkowy dzień. Przemiany były niekomfortowe - słowa nie były czymś z czym Alex miał problem, to dostrzegła. Ich znaczenia, ich zamienniki, ich naciągane na najróżniejsze sposoby użycie. Tak jak przemiana była tylko niekomfortowa, co mógł mieć na myśli przez wyjątkowy dzień? - Przepraszam, pójdę się przebrać - powiedziała nagle po siedzeniu w ciszy, po wpatrywaniu się w kwiat, z którego nie spuszczała rzeczywiście wzroku, nawet kiedy wstawała od stołu. Wpatrywała się w niego do momentu, w którym nie obróciła się, aby rzeczywiście ruszyć do łazienki - gdzie już jej złożone dnia poprzedniego ubrania się udały. Tak samo magia zabrała naczynia po jej śniadaniu, aby móc je umyć i odłożyć na miejsce. I jak raz, to jej krok był szybki, kiedy znikała za drzwiami łazienki. Jakby to ona potrzebowała się schować. |
|
| Alex
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 1:29 am | |
| - Sztuka to coś więcej niż definicje - odpowiedział, delikatnie obracając w dłoniach kubek z kawą. Zastanawiał się przez krótki moment, w jakie słowa ubrać to, co miał na myśli. - To emocje. W literaturze widać to najłatwiej, bo wszystko masz dokładnie napisane. Zwykle ludzie, gdy czytają powieść, czują. Jeśli książka jest dobra, czują jeszcze więcej. Potrafią śmiać się i płakać, bo w słowach emocje są zamknięte w prosty i dosłowny sposób - sam przeniósł spojrzenie z Ophelii na ten nieszczęsny kwiat. Na tę peonię. Wybrał go, bo był najbliżej, równie dobrze mogłaby to byś stokrotka, fiołek czy róża. Delikatna koronka płatków opalizowała drobinkami srebra i złota, lecz gdy padało na nią słoneczne światło załamywała je niczym pryzmat i połyskiwała jak diament. - Z obrazami jest trudniej, tam wprawdzie bardzo przydaje się obszerna wiedza na temat samych nurtów w malarstwie, ale i autorach, ich życiu, czasach, w których tworzyli... ale to nadal jest symbolika. Emocje są uwięzione w kształtach, kolorach, musisz je poczuć, żeby w ogóle zrozumieć. Rozgadał się o tej sztuce, więc gdy umilkł na chwilę odwrócił wzrok w stronę ogrodu. Dla niego było to naturalne - ładne rzeczy dookoła, własna przyjemność. Pomagał innym, oczywiście, ale nadal pozostawał z lekka egoistyczny. Teraz również taki był. Czy aby nie celowo ta podstępna bestia wewnątrz nie podpowiedziała mu takiego właśnie kłamstwa? Takiego, które odroczyłoby jej wyjazd stąd? Wolał się nad tym nie zastanawiać. Nawet nie chciał. Po prostu sam sobie wmawiał, że zwyczajnie nie chciał narażać dziewczyny na żadne dodatkowe koszty. Mógłby przecież zamówić jej ubera nawet ze swojej aplikacji i... Nie. Odwiezie ją. Dokładnie tak, jak ona przywiozła jego tutaj. A teraz jej wzrok utkwił w peoni. Alex zaczął się zastanawiać, czy kiedykolwiek dostała cokolwiek. Cokolwiek co nie byłoby użyteczne, potrzebne czy przeznaczone do pracy. Mógł narzekać na swoje dzieciństwo, które skończyło się tak szybko, ale przecież... z tego co pamiętał, to nie było złe. Okrutne, wymagające. Najpierw ojciec uczył go, jak być przyzwoitym człowiekiem, a później musiał nauczyć się tego sam. Wydawało mu się, że taki właśnie był - przyzwoity. Czasem trochę palił, pił, przeklinał czy cudzołożył. Czasem zabijał - w imię wyższego dobra. Ale ogólnie rzecz biorąc był przyzwoity, mówił dzień dobry, przepraszam, dziękuję. A porcelanowa laleczka w pożyczonej koszuli budziła w nim myśli nieprzyzwoite. Ona i jej zapach. Bukiet kwiatów, w którym chciał się zanurzyć, który chciał podziwiać - lecz ona wcale na niego nie patrzyła. Cała jej uwaga była skupiona na tej kryształowej świetlistej błyskotce. Księżycowy drań zamknięty w jego mózgu podszepnął zazdrośnie, że powinien ten kwiatek zniszczyć. By nie mogła już na niego tak patrzeć. Rozsądek jednak wiedział, że to byłoby głupie. - Oczywiście - odpowiedział, odprowadzając Ophelię wzrokiem. Patrzył na jej drobne stopy, które tak szybo mknęły po dębowym parkiecie, na bawełnianą koszulę, która w promieniach słońca delikatnie kreśliła kostur sylwetki pod nią ukrytej. Wziął głębszy wdech. Wciąż tak nasycony jej zapachem. Pokręcił powoli głową, wstał od stołu i zabrał ze sobą niedopitą jeszcze kawę. Ponownie na to nieszczęsne patio, by zapalić. By się zatruć i gapić na kwiaty. |
|
| Ophelia
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 2:18 am | |
| Coś więcej niż definicje - coś więcej, czego nie była w stanie zrozumieć. Coś, na co patrzyła z zainteresowaniem, bo było kiedyś zakazane - teraz po prostu niezrozumiałe. Obce. Coś, na co mogła spoglądać, ale nie rozumiała. A jednak samo patrzenie było wystarczającym, kiedy tylko miała szansę, kiedy nie karciła po części samej siebie, że przecież nie było w tym większego celu. Dlaczego miała coś oglądać takiego? - Cóż... O tym wiem. O nurtach. O symbolice. O autorach - stwierdziła łagodnie, choć bez większego przekonania. Posiadała informacje, których nigdy nie mogłaby użyć - które dla niej samej były bezużyteczne. Może ktoś kiedyś by ich potrzebował, może kiedyś będzie ich potrzebował. Ale nie ona. Ona nie potrzebowała niemalże żadnej z książek, które przeczytała - może niewielkiego odsetka, może tylko tyle by jej wystarczyło. - To by było przerażające. Czytanie w taki sposób... - przyznała, bo w końcu... Jak wiele mogłaby czytać dziennie? Jak wiele mogłoby ją to uderzać, jak znacznie mocniej? Sama wizja była niepokojąca. Choć może najbardziej wniosek, że nie byłaby w stanie czytać nawet ułamka tego, co czytała w tej chwili. Może wizja odebrania jej jedynej rzeczy jaką znała, była zbyt przerażająca. Zmiany były przerażające. Może nawet dlatego do niej nie docierało, że sam kwiat należał do niej - że został jej wręczony. W jej głowie miał on zostać tutaj - w jej głowie nawet miał się rozsypać, tak jak pozostałe iluzje. Taki miał być jego los. Nie w jej dłoni, nie w jej torbie, nie w jej mieszkaniu. Gdzie miałaby go ułożyć? W jaki sposób wyeksponować? Nie musiała się nad tym zastanawiać, bo przedmiot nie był dla niej. Został jej pokazany jako ciekawostka - jako coś ładnego, po prostu. I nawet znajdując się już w łazience, przebierając się i próbując ułożyć włosy, wciąż nie rozumiała. Jeden głos mówił jedno, drugi kolejne, trzeci jeszcze inne... Ale problem w tym, że wszystkie głosy należały do jednej osoby. Źle rozumiała? W ogóle nie rozumiała? Nie miała pojęcia. Nie dlatego, że czuła zagrożenie czy bycie w potrzasku. Nie czuła się w najmniejszym stopniu zagrożona - nie czuła problemu, nawet gdyby kazano jej zostać w tym miejscu; gdyby zabroniono jej opuścić ten dom. Mogłaby w końcu uciec. Ale czuła sprzeczność, która była jej przedstawiana. Jakby słowa Alexa były zabawą, może jakimś rebusem, jakby miała doszukiwać się w nich znaczenia i rozumieć coś, czego nie potrafiła? Potrafiła analizować, potrafiła dostrzegać różnice, ale nie potrafiła zrozumieć, skąd wynikały. Jeśli tak jak rozumiała, była pewnego rodzaju intruzem w tym miejscu - skąd oferta odwiezienis jej? Nie byłoby łatwiej, gdyby sama wróciła? Nie byłby w stanie lepiej wypocząć? Tym bardziej, jeśli wiedział że może spotkać się z wezwaniem pomocy - nawet jeśli mówił, że odpoczywał w ciągu pełni, to wciąż zdarzało się, że pracował. A teraz również nie przespał zbyt wiele..? Stresowała się? Tylko nie była nawet pewna czym - co tak na nią wpływało. Zauważyła stres zanim jego skutki były zbyt zaawansowane. Zauważyła stres zanim siedziała w nim głęboko, nie wiedząc co miałaby zrobić. Co mogłaby zrobić, oprócz niczego? Pozwolić się odwieźć. Nie mogła w końcu odmówić, jeśli zmiennokształtny naciskał - nie miała powodu odmawiać, jeśli próba zrobienia tego spotkała się ze sprzeciwem. A próbowała odmówić, ze względu na Alexa - na to, aby on mógł wypocząć i poczuć się lepiej. Nie ze względu na siebie. Wpatrywała się w swoje blade odbicie, starając się ułożyć włosy - choć bez większych efektów. Nie miała swojego grzebienia, nie miała swoich produktów, więc nie mogła zrobić wiele. Choć wyraźnie były bardziej ułożone niż po tym jak wstała z łóżka - choć mniej niż kiedy spotkała szczurołaka w środku miasta. Wygładziła ubranie na sobie, poprawiła je, wciąż czując nerwowość. Ta nawet nie ustępowała, kiedy odkładała koszulę do kosza na pranie. Może powinna to wszystko uprać..? Tak, aby nie powinien zajmować się tym później Alex, jeśli jego węch mógł sprawiać mu kłopoty podczas pełni..? Przypomniała sobie o praniu, które nastawiła. Nie była pewna jak wiele czasu zajęło jej przebranie się. Więcej niż potrzebowała. Więcej niż chciałaby, aby było jej potrzebne. Wychodząc z łazienki, chciała ruszyć w stronę prania, o którym się jej przypomniało. Jakby chciała cały dom zostawić w nienagannym stanie po swojej wizycie - ale zatrzymała się przy stole, kiedy jej wzrok znów padł na kwiat. Zawahała się. Gdzie było miejsce kwiatu? Znów wyciągnęła po niego dłoń, ostrożnie jakby miał się rozsypać lub zaraz zniknąć. Obróciła się w stronę kuchni, uważnie obserwując blaty, i szafki które nawet zbyt wiele się od siebie nie różniły - później obróciła się w stronę stolika i kanap, później wzrokiem przebiegła po ścianach, a po tym znów do kuchni, jakby wyraźnie czegoś szukając. Gdzie miała odłożyć kwiat? Postąpiła krok w stronę kuchni, ale po tym prędko znów się obróciła. Stolik? Stolik do kawy? Stół przy którym jedli? Przesunęła wzrokiem po wyjściu na patio, a jej twarz wyrażała czyste zagubienie, jakby mierzyła się z największym problemem w swoim życiu. Wszystko chciała odłożyć na miejsc przecież. Ale gdzie? Znów obróciła się w stronę stołu, wyciągając rękę w jego stronę, jakby chciała go odłożyć tam, skąd go wzięła, ale cofnęła rękę w połowie, wracając ją do siebie, jakby w jej głowie i to rozwiązanie nie było akceptowalnym. Gdzie miało być miejsce peonii? |
|
| Alex
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 2:36 am | |
| Wdech i wydech. Cierpki smak żenionego tytoniu, obrzydliwy osad na zębach, odkładające się w płucach substancje smoliste, cuchnące ręce, cuchnący oddech. A jednak nikotyna miała coś w sobie - nie tylko te substancje uzależniające - interesującego. Alexander lubił sam rytuał palenia, ten dotyk filtra na ustach, to wypuszczanie dymu przed siebie. Nie wiedział, co zrobić dalej. Co jej zaproponować, jak zabawić jej czas. Był poranek. Piękny, rześki i zapowiadający upalny dzień w mieście. Tutaj było przyjemnie. Drzewa dawały przyjemny cień, betonowe świątynie się nie nagrzewały, asfalt nie prażył. Po co w ogóle wracać do miasta? To ostatnie zdanie podszepnął mu nikczemnie księżycowy ślad. Ale tutaj nie miał władzy. Nie na patio. Nie gdy Ophelia była tak daleko, zamknięta w łazience. Gdy skończył już palić, wrócił do środka i podniósł lekko fotel, by nie zarysować podłogi, i ustawił go zaraz w tych otwartych drzwiach na zewnątrz. Mógłby całymi godzinami wgapiać się w ogród. Tak bardzo tętnił życiem. Wiewiórki, jeże, pszczoły, chrząszcze, świergoczące ptaki. Patrzył dla patrzenia, nawet nie po to, żeby zapamiętać ten obraz - miał go przecież na co dzień. Wyciszał się w ten sposób, oparł łokciem o podłokietnik i wsparł policzek o dłoń. I patrzył na swój zaczarowany ogród pełen słońca. Może stracił rachubę czasu. Może zasnął z otwartymi oczami, gdy jego myśli tak lekko krążyły? A potem porcelanowa lalka z jego snu wróciła. Znowu straciła swoją ludzkość, znów stała się statuą. Wolał ją chyba w tej białej koszuli. Zwiewnej, lekkiej. Dobrze wiedział, skąd brały się wszystkie te wymieszane uczucia względem niej - wszystko przez księżyc. Każdy zmiennokształtny przechodził to na różne sposoby, nigdy nie było dwóch takich samych pełni. W normalnym stanie rzeczy po prostu już by ją odwiózł, ale byłby znacznie bardziej wyspany. Bo przecież był odporny na te wszystkie słodkie zwody, które stosowały czarodziejki. Ophelia zresztą żadnych nie próbowała, po prostu była. Ale pełnią to wystarczyło. ten słodki zapach był niczym zaproszenie. Obserwował jej spacer po pomieszczeniu, jak z dziwnie zagubioną miną krążyła po pomieszczeniu ze świetlnym kwiatem w dłoni. Zmarszczył brwi i powoli podniósł się z fotela. - Coś nie tak? - zapytał więc prosto. Szukała wazonu? O co chodziło? |
|
| Ophelia
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 2:58 am | |
| Trwała w tym zawieszeniu, jakby to był problem, który ją przerastał. Jakby chciała odłożyć kwiat, ale żadne miejsce nie było odpowiednie. A nie chciała go odkładać gdziekolwiek. W końcu ładne rzeczy powinny być oglądane - nie tak? Ale nie było to miejsca na niego. Nie było tutaj miejsca na kwiat. Nie znała tutaj miejsca na kwiat. To nie było jej miejsce, aby odłożyć kwiat. Znów się obróciła, znów ruszyła pół kroku, ale znów się zatrzymała. Obróciła się ponownie i aż podskoczyła w miejscu, aż postąpiła pół kroku, pełen, dwa kroki w tył - szybkie i nagłe, jakby traciła równowagę, choć wcale upadek jej nie groził. Bardziej fakt, że plecami wpadła na krzesło przy stole jadalnym i to wcale nie było bardziej spodziewanym bodźcem. Podskoczyła nieznacznie, wystraszona znów. Ale już przy samym początku, nawet nie dostrzegła, że przytuliła peonię w odruchu obronnym - jakby miała wypaść z jej dłoni na drewniany parkiet i roztrzaskać się na milion kawałków. Spoglądała na niego z niezrozuminiem, jakby Alex wyrwał ją z jej własnego świata, w którym próbowała coś zrozumieć - jakby przerwał ten proces, kiedy wpatrywała się w niego jakby właśnie zobaczyła ducha. Była wystraszona, zaskoczona, wyrwana, ale tylko przez moment, jakby wracając do stanu, w którym się znajdywali. Coś powiedział? Zapytał o coś? Tak, zapytał... tak? Widziała ruch jego ust - ale nie słyszała? Spojrzała wyżej na jego oczy, jakby próbowała się upewnić czy patrzył na nią - czy mówił do niej. Powiedział coś za cicho? Coś krótkiego? Nie słyszała? - Przepraszam, możesz powtórzyć? - zapytała, nie wiedząc że jej odruch był dziwny. Że jej zachowanie było dziwne. - Chciałam... rozwiesić pranie. Sprawdzić czy pościel się wyprała już.. - powiedziała, wciąż zupełnie zagubiona. Rozejrzała się znów w bok, spojrzenie w stronę kuchni, w stronę przesuniętego fotela, w stronę drzwi wyjściowych, w stronę stolika znów. - Chciałam odłożyć na miejsce... |
|
| Alex
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 3:18 am | |
| Zareagowała tak gwałtownie, a przed chwilą poruszała się jeszcze niczym lunatyk we śnie. Na Boga, wpadła w jakiś trans? A może zasnęła? A może to on spał w tym wygodnym fotelu i teraz ponownie będzie śnił koszmary? Ophelia wpadła na krzesło, tak wystraszona, jakby naprawdę coś się stało. Otuliła kwiatek w swoich dłoniach, chroniąc go przed światem. Patrzył na nią uważnie, jakby doszukiwał się u niej jakiegoś urazu. Badawczo i dokładnie zaglądał jej w oczy. - Spytałem, czy coś jest nie tak - powtórzył łagodnie. Zagubiona, przestraszona. Rozglądała się tak niepewnie po tym pomieszczeniu, jakby coś było w nim nie tak. Przestawił wprawdzie fotel, ale na tym kończyłaby się jakakolwiek ingerencja. Nie połączył w żaden sposób zachowania Ophelii z tym nieszczęsnym kwiatkiem w jej dłoniach. - Co odłożyć? - spytał jeszcze raz, wciąż tak samo łagodnie. Był przecież lekarzem. Kiedyś pracował nawet na pediatrii. Potrafił mówić do ludzi przestraszonych. Bardzo powoli podszedł do niej i wyciągnął dłoń, by wciąż równie wyważonym gestem obrócić jej głowę w swoją stronę. Tak, żeby nie szukała, żeby skupiła się na jednym miejscu, jednym czasie, jednym pytaniu. Kompletnie nie rozumiał, co się stało w czasie tych kilkunastu minut. Wszystko było przecież w najlepszym porządku jeszcze chwilę wcześniej. Za to księżycowa bestia zaczęła na nowo upajać się słodkim zapachem kwiatów. |
|
| Ophelia
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 3:41 am | |
| Nie była obyta z nagle pojawiającymi się przedmiotami - z nagłym wytrącaniem zasady i prawa ilości przedmiotów. Bo takie istniało przecież - bo nagle nie pojawiały się przedmioty dodatkowe w mieszkaniu. Wszystko przecież miało miejsce. Każde ubranie, każdy sztuciec, każda bateria czy poduszka. W mieszkaniu, w domu. Jak można było znaleźć nowe miejsce na coś, co tego miejsca nie miało wcześniej? Nie rozumiała. Nie otrzymywała prezentów - nie robiła nadprogramowych zakupów. Chciała wszystko zostawić tak jak zastała. A archiwum? Tam również wszystko miało swoje miejsce. Kiedy coś znalazła co jeszcze go nie miało, znała system aby je znaleźć. Tutaj... Tutaj nie pasowało. - Nie... Tak..? - zawahała się, nie potrafiąc ubrać tego w słowa. Wszystko było w porządku. Nic nie było nie tak. Chciała zadbać o wszystko, zająć się tym żeby zmiennokształtny mógł odpocząć po jej zniknięciu, żeby nie musiał się martwić niczym. Chciała odłożyć wszystko na miejsce, jak dobry gość, prawda? Chciała... Jej wzrok znów spróbował uciec, choć uciekał w poszukiwaniu. Znajdzie. To przecież nie powinno być takie trudne! Na pewno było miejsce gdzieś... Nie oponowała na dotyk, wracając wzrokiem do Alexa. Tym razem słyszała pytanie. Co chciała odłożyć? Peonie. Na jej miejsce. Tylko, że nie było tutaj miejsca na kwiat. Nie było tutaj wazonów - nie było tutaj niczego na stołach. Na stołach ludzie często układali takie ozdoby, ale nie tutaj. Tutaj nie było ozdób, nie takich... Były obrazy. Ale nie było tego co by nie pasowało - tego, co było zbędne. Czy kwiatek był zbędny? Czy... - Peonie - odpowiedziała w końcu, nie mogąc uciec wzrokiem, patrząc tam gdzie ją ustawiono. Nie była z porcelany jak lalka - ale nie odwracała się, jakby to było zabronione. Nie bała się też samego Alexa, a raczej jej panika pochodziła z z niezrozumienia. Nie rozumiała, gubiła się w sytuacji, w której się znalazła, ściskając kwiat w dłoniach, jakby nie chcąc go puścić. - Chciałam odłożyć kwiat, ale nie ma miejsca. Nie masz nic na stołach, i nie masz półek. Nie masz nic takiego na blatach. Przepraszam, chciałam zostawić porządek, żebyś nie musiał się martwić, że coś jest nieodpowiednio ułożone, ale nie ma miejsca... - wyjaśniła w końcu. W końcu terytorium miało być ważne dla zmiennokształtnych. A już je naruszyła - kwiat je również naruszył. Nawet jeśli został jej wręczony, to został jej wręczony do obejrzenie. Do przyjrzenia się, do zapamiętania, nie podarowany. Pozwolono jej na niego spojrzeć i potrzymać, ale nie był jej. Ale nie był też stąd. Nie miał miejsca, gdzie mógłby pasować w tym miejscu. To znaczy, że zniknie tak jak inne? Zacisnęła mocniej palce na peonii. Jakby miała zniknąć tu i teraz, a coś jej podpowiedziało, że nie chciała, aby znikała. |
|
| Alex
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 10:15 am | |
| Jeden kwiatek na chyboczącej się łodyżce. Iskierka magii światła zamknięta w utkanej ze światła materii. Artefakt jednocześnie tak wyjątkowy i tak prosty, piękny i bezużyteczny. Nie miał przecież żadnego praktycznego zastosowania, niczemu nie służył. Był niedużym bibelotem, na który można było czasem spojrzeć przelotnie i na nowo zachwycić się jego pięknem. Jeden kwiatek opalizujący w drobnej dłoni, stworzony i podarowany bez namysłu i pod wpływem impulsu - a spowodował takie zamieszanie i taki chaos. Peonie - powiedziała to jedno słowo, wciąż tak samo zagubiona. Szukała miejsca, by kwiat zgodnie z przeznaczeniem odstawić na miejsce, jednocześnie jednak wcale chyba nie chciała się z nim rozstawać, gdy tak zaciskała na nim palce. Alex sam spojrzał na peonię, ale nie widział w niej niczego niezwykłego. Nawet doszedł do wniosku, że mógł się bardziej postarać w procesie kreacji, bo teraz wydawało mu się, że ten konkretny kwiat potraktował dosyć po macoszemu. Ale to nie miało znaczenia tak na dobrą sprawę. - Jest już w dobrym miejscu. Jest twój - odpowiedział prosto. W jej dłoniach był przecież bezpieczny, znajdował się w rękach prawowitej właścicielki. Nie bardzo również wiedział, jak mógłby jej teraz pomóc. Za dnia to nie było nierozważne, podejść do niej. Za dnia jego kontrola nad emocjami, nad sobą, była znacznie większa. Nie ulegał tak łatwo wpływom księżyca, to był teraz problem zmiennokształtnych po drugiej stronie globu. Jego problemem zaś pozostawała zagubiona w sytuacji czarodziejka, zwłaszcza gdy tak bardzo nie wiedział, dlaczego tak szalenie wybiło ją to z rytmu. On też lubił porządek, lubił kontrolować swoje otoczenie. Dlatego nie było tam żadnych łatwo przestawialnych waz czy bibelotów, by nigdy nie musiał martwić się ich nieprawidłowym ustawieniem. Puste powierzchnie płaskie, na ewentualnych półkach tylko książki czy czasopisma medyczne. Największą ozdobą całego tego domu był ten piękny ogród za oknem. |
|
| Ophelia
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 11:55 am | |
| Wydawała się bardziej zagubiona tylko po jego słowach, jakby ta opcja wychodziła poza jej zrozumienie - jakby nie pasowała. Bo nie pasowała, nie była czymś, co się zdarzało i co pasowało. - Nie... Znaczy... Mam na myśli zanim mnie odwieziesz. Tak jak książki, żeby odłożyć na miejsce. Nie mogę go zabrać - powiedziała, nawet jeśli w jej głowie nawet nie pojawiał się powód, dla którego nie mogłaby go zabrać. Nie było go, nie znała - tak samo jak nie znała przyjmowania prezentów. Dzielenie rachunku w kawiarni, płacenie za kogoś - branie na jeden rachunek i uzgadnianie formy płatności było czymś, co uważała za rozsądne i ułatwiające pracę, oraz życie. A i tak nie często zdarzało się, aby rzeczywiście z kimś potrzebowała podzielić się rachunkiem. Jej zagubienie wcale nie znikało. Powinna znaleźć rozwiązanie, znaleźć miejsce... Może powinna pierw zająć się praniem? Powinna zająć się tym, czym chciała przed kwiatem - praniem. Nawet jeśli to nie był jej dom, nawet jeśli nie była niczyją pokojówką ani pomocą domową, a i tak od momentu zjawienia się, zdawała się przejmować całą inicjatywę w nawet najmniejszym zadaniu związanym z posprzątanie lub przygotowaniem czegoś. Zupełnie jakby to ona była gospodarzem, a nie Alex. - Mogę nastawić kolejne pranie jeśli program z pościelą się już zakończył - powiedziała nagle, zupełnie niespodziewanie - bo w końcu jeszcze chwilę wcześniej była zaaferowana kwiatem w dłoni, a zmiennokształtny nie mógł wiedzieć, że i pranie zajmowało myśli Ophelii, przynajmniej od momentu w którym przyznał się, ze to węch jest dla niego najbardziej problematyczny w czasie pełni. A jednak po swoich słowach wciąż stał i nie odsuwała się od mężczyzny, jakby czekając na pozwolenie z jego strony, aby rzeczywiście zajęła się praniem. Nie musiała do tego w końcu odkładać peonii - wszystko robiła przy użyciu magii. Nawet jeśli ta wciąż pozostawała problemem, możesz Ophelia po prostu szukała zajęcia. Czytanie lub obowiązki domowe, gdzie te drugie nie zajmowały zbyt dużo czasu. Nie, kiedy zajmowała się nimi przy użyciu magii. |
|
| Alex
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 1:26 pm | |
| Nie mogła go zabrać. W jej domu - gdziekolwiek by nie mieszkała - brak było miejsca na szklaną peonię. Po części był w stanie to zrozumieć, sam również żadnego nie miał. Uważał, że miejsce kwiatów jest w ogrodzie. Tam mogły w spokoju rosnąć w zgodzie naturą. Było coś uduchowionego w tym podejściu, eterycznego niemal. Ale to przecież nie był zwykły kwiat. Nie mógł uschnąć, nie mógł się zmienić. Został utkany ze światła i zawierał odrobinkę promieni słońca w swoim wnętrzu. Zwykła ozdoba. Na dobrą sprawę żaden mag nie byłby nią szczególnie urzeczony. - A... dlaczego? - zadał kolejne pytanie, przekrzywiając głowę. Może dzieląca ich przestrzeń była zbyt mała. Może niepotrzebnie w ogóle jej dotykał. Zabrał dłoń już dawno, ale teraz... ten magiczny zapach był upijający. Księżycowa bestia była za to bardzo zadowolona. W każdym człowieku walczyły czasem dwa wilki. W nim również. Jeden był rozsądny, statyczny, kierował się zdrowym rozsądkiem, zasadami, całą masą pisanych czy niepisanych kodeksów - taki zresztą bywał na co dzień. Drugi zaś kierował się emocjami, chwilą, robił to, czego tylko pragnął. Nie powinien sobie tak folgować. Nikt zasadniczo nie powinien, nie po to w ogóle istniały te wszystkie reguły świata. Mogła nastawić pranie. Chyba dopiero teraz uderzyło go to, jak bardzo naturalnie się tutaj zachowywała. Jak u siebie. Zaparzyła herbatę, nastawiła pościel do prania, przyrządziła śniadanie. Nie krępowała się przy tym, co najwyżej po wszystkim chciała odstawić wszystko na właściwe miejsce. - Ach, nie musisz, spokojnie - odpowiedział, bo i nie musiała. Skąd. Za to spojrzał na peonię i delikatnie wyciągnął dłoń do Ophelii, wskazując kwiat dłonią. - Mogę? - Jakby chciał na chwilę sam go potrzymać.
|
|
| Ophelia
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 3:45 pm | |
| Na pytanie odpowiedziała cisza. Początkowa, jakby nie potrafiła znaleźć słów. Nawet jeśli przez większość czasu znajdywała je z łatwością - miała do nich niemalże nieograniczony dostęp, jeśli ktokolwiek mógł znać je wszystkie, to była to właśnie ona. A jednak wyraźnie nie potrafiła ich znaleźć. Bo nie mogła jej zabrać - po prostu. Nie kradła, nie przedmioty. Kradła wiedzę, książki, dzienniki w przeszłości - i wszystko co zawierało jakąkolwiek wiedzę. Ale nigdy nawet przez myśl nie przeszło jej, aby zabrać coś dla ciebie. Tak samo jak nigdy niczego nie dostała, co nie byłoby użyteczne. Niczego nie zakupiła, co miałoby inną rolę niż użyteczność. Nawet w jej mieszkaniu jedyne ozdoby czy dywany były tymi, które już się tam znajdywały przy wynajmie. - Nie jest moja - odpowiedziała w końcu, nawet jeśli przecież sam Alex mówił coś innego. Nawet jeśli Ophelia zdawała się nie chcieć oddać peonii - a może nie pozwolić jej się rozmyć w powietrzu. Nie mogła jej zabrać, nie była jej, ale nie chciała również, aby znikła. Może tego się bała? Choć lęk był przecież absurdalny. Nie miała powodu obawiać się czegoś takiego! To powinno być odpowiednim rozwiązaniem, aby peonia zniknęła - wtedy zniknął by problem i rozterka, co zrobić z kwiatem. Widziała dłoń wyciąganą po kwiatek. Mogło się nawet wydawać, że się odsunęła. To było pewne, że postąpiła pół kroku do tyłu, a może tylko się zawahała, jakby chcąc bronić kwiatka, który miał zostać... Co miałoby zostać z nim zrobione? Jeśli nie miałby zniknąć? - To... Ah... Tak, tak, oczywiście - powiedziała pośpiesznie po tej chwili, rzeczywiście oddając peonie w dłonie Alexa, choć jej spojrzenie wyraźnie podążało za kwiatkiem, jakby w obawie, że mógł zaraz zniknąć; jakby chciała go zapamiętać jak najlepiej. Cofnęła również dłonie za plecy, wykonała kolejne pół kroku w tył, jakby chciała dać przestrzeń mężczyźnie. |
|
| Alex
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 4:30 pm | |
| Zmarszczył brwi. Jakby zataczali błędne koło. Już raz jej powiedział, że ten absurdalny kwiatek należy do niej. Księżycowy potwór zawarczał ze złością, wygłosił coś o głupocie, idiotyzmie, marnotrawieniu czasu. Ale za dnia nie miał aż takiej władzy, więc i Alexa w żaden sposób to zagubione dziewczę nie zniecierpliwiło. Pracował kiedyś na intensywnej terapii, tam często trafiali ludzie z demencją, którzy zapominali wszystkiego i wszystkim, każdy drobiazg należało im wytłumaczyć bardzo dokładnie. - Jest - powtórzył łagodnie. Był. I to takim drobiazgiem, że przecież niezauważalnym. Kto przejmowałby się niby to szklanym bibelotem aż do tego stopnia? Dlatego patrzył uważnie na walkę Ophelii samej ze sobą, gdy chciała i nie chciał jednocześnie oddać mu tej peonii. Na chwilę. Alex wcale nie zamierzał jej niszczyć, tylko nadać... użyteczności. Żeby nie była po prostu głupim kwiatkiem, bo - jeśli dobrze zrozumiał motywację porcelanowej lalki - to użyteczna rzeczy miały swoje miejsce we wszechświecie. Te nieużyteczne - już niekoniecznie. Peonia w jego dłoniach rozbłysła złotym światłem niczym lampka, cieniutka niczym pajęczyna nic światła zaczęła tańczyć dookoła krótkiej łodygi. Nieszczęsny kwiatek nie zniknął, tylko zyskał dodatkową funkcjonalność. Alex nie wiedział do końca, jak takie rzeczy są konstruowane i miał nadzieję tylko, że zrobił to poprawnie. Na łodyżce tuż przy kwiatostanie pojawiła się bowiem połyskująca równie pięknie co sam kwiatek spinka, sama zaś łodyżka bardzo wdzięcznie zakręciła się dookoła, tworząc dodatkową ozdobną spiralę. Nic nadzwyczajnego. - Chyba tak to ma działać - mruknął znacznie ciszej, gdy wyciągnął dłoń przed siebie, ale wcale nie po to, by tak po prostu kwiatek oddać. O nie. Delikatnym, lecz stanowczym założył Ophelii włosy za ucho, a następnie przypiął je tą nieszczęsną stworzoną przez siebie spinką. Kwiatem. Spinko-kwiatem. Uśmiechnął się przyjaźnie, pocierając o siebie obie dłonie. - Teraz ma miejsce i konkretną funkcję - powiedział. I odsunął się od laleczki na bezpieczniejszą nieco odległość, bo jego wytrzymałość na jej otumaniający zapach zaczynała już się wyczerpywać. Wypadałoby uciec. Odpocząć. Na godzinkę, albo dwie. Albo nawet i dziesięć minut na patio. |
|
| Ophelia
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 5:03 pm | |
| Zataczali. Widziała to, słyszała to - słyszała te słowa, a jednak nie docierały do niej, jakby zatrzymanie przedmiotu było zbyt wymagające od niej. Jakiegokolwiek. Czy miał mieć zastosowanie, czy nie miałby go mieć. W końcu... Dlaczego miałaby zatrzymywać coś, co nie było jej? Coś, co nie było wiedzą - coś, czego nie miała wpojone od maleńkości, aby zbierać i pilnować, aby wykradać? Coś, co nie miało celu i znaczenia, zastosowania tak jak większość przedmiotów. Nie posiadała nieskończonej szafy z ubraniami - ta jej wydawała się być niemalże pusta, ułożona i przejrzysta, w której można by było zmieścić jeszcze kilkanaście dodatkowych kompletów ubrań. Jej mieszkanie było równie puste. Nie miewała gości, więc i naczyń nie było zbyt wiele - trzy pary butów leżące przy drzwiach, dwie torebki niemalże identyczne zawieszone przy drzwiach wejściowych. Żadnych ozdób, niewiele kosmetyków w łazience na pułkach. Wpatrywała się w kwiat, który znów rozbrysł, z przejęciem. Jakby chciała coś powiedzieć, jakby chciała zaoponować, jakby chciała go zabrać z powrotem, myśląc, że zniknie. Serce biło jej w klatce piersiowej w stresie, sama wstrzymywała oddech, nawet nie dostrzegając, że to robiła. Wpatrywała się z łagodnie rozchylonymi ustami, jakby jakieś słowa chciały się wydostać - jakiś sprzeciw, choć właściwie względem czego? Zawahała się znów, kiedy kwiat nie tylko zmienił formę, ale kiedy dłoń została wyciągnięta w jej stronę. Podniosła wzrok za spinką, jakby chcąc ją śledzić, choć zamiast na spince, wzrok spoczął na twarzy Alexa - bo spinka straciła się z zasięgu jej wzroku, bo znajdywała się coraz bliżej i wkrótce znalazła nowe miejsce na jej włosach, a ona stała, jakby nie mogła się ruszyć. Jakby nie była zdolna nawet do wzięcia oddechu, i gdyby nie fakt że jej skóra była elastyczna i miękka pod dotykiem, a jej usta delikatnie drżały jakby chciała coś powiedzieć, jeszcze bardziej można byłoby uznać ją po prostu za porcelanową lalkę. Taką, którą można było dowoli przystroić, dokładnie tak jak w tej chwili. Wydawało się, że chciała coś powiedzieć. Dłoń, która tak skrzętnie znajdywała się za jej plecami, wyruszyła jakby chciała dotknąć spinki - ale nie dotarła do niej nawet. Gdzieś w połowie jej drogi nagle kurs się zmienił, nogi gdzieś ugięły się pod nią a sama Ophelia właśnie była w drodze na spotkanie z podłogą. Potwierdziła w końcu jeszcze w nocy zmiennokształtnemu, że zmaga się zarówno z problemami ze snem, ale i z katapleksją. |
|
| Alex
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 8:33 pm | |
| Chciał dobrze - ale dobrymi chęciami to i piekło było wybrukowane, tak mawiano. Nadał kwiatkowi konkretną i praktyczną funkcję, dzięki czemu mógł wpasować się pośród innych spinek - byłby tylko nieco ładniejszą od innych. Ślicznie połyskiwał wśród czarnych włosów, odgryzał się od nich swoim kolorytem. Czerń lubiła przecież złoto. Ciemność lubiła światło. Takie puste frazesy. Alex nie wiedział jednak, że to może być dla Ophelii szok. Że może wywołać tak ostrą reakcję. Jej oczy zdradzały przejęcie, może również stres, usta drżały. Słyszał również, jak jej serce tłucze się mocno w piersi. Chyba chciała coś powiedzieć, ale to już musiały być przypuszczenia. Alezx zobaczył, jak dzieje się jednocześnie bardzo wiele rzeczy - jak dziewczynie nagle nogi odmawiają posłuszeństwa, jak jej oczy uciekają do tyłu i błysnęły białkami, zanim zasłoniły je powieki. Miał dobry refleks. I był szybki - na modłę swojego zwierzęcego patrona, więc dopadł do niej z tą nieludzką prędkością i po prostu ją złapał, żeby nie rozbiła sobie głowy o dębową podłogę. Oddech jej się wyrównał, podobnie już serce, nawet nie musiał mierzyć jej pulsu i zastanawiać się długo, czy to omdlenie, utrata przytomności czy śpiączka. Mówiła o narkolepsji, że ma napady katapleksji. Więc żadne tam omdlenie, po prostu zasnęła. A jemu zachciało się śmiać. Tak niezdrowo rozbawiony wziął Ophelię na ręce niczym prawdziwą księżniczkę. Śpiąca Królewna w jego ramionach kusiła tak bardzo. Odsunął się od niej wcześniej, bo ten magiczny zapach otumaniał. Nie miał już siły walczyć z instynktami. W drodze przez olbrzymi salon Alex patrzył na jej jasną skórę, tak miękką i rumianą. Pachnącą tak słodko. Czy smakowała równie smakowicie? Czy słodycz była taka sama? A gdyby spróbować? Uszczyknąć tylko odrobinę, może te drobne paluszki? Czy zrobiłoby jej różnicę, gdyby spróbował przynajmniej jeden? Łokciem otworzył drzwi do tego samego gościnnego pokoju, co i wcześniej. Pościeli wprawdzie nie było, ale cóż to był za problem? Ociągając się bardzo delikatnie położył dziewczynę na łóżku, wciąż słysząc te podszepty, by skosztować. Uciszał je. Starał je ignorować. Wyszedł stamtąd szybko, by przynieść jej koc. To było takie... ludzkie chyba, przykryć kogoś śpiącego kocem tak po prostu. Ale w salonie nadal był jej zapach. Tam bardzo trudno było pozbierać myśli do kupy. Gdy wrócił, jeszcze pojawiła się trzeźwa myśl, że potrzebowała poduszki. Oczywiście, że potrzebowała poduszki, jak mógł o tym nie pomyśleć? Poduszka przecież leżała zresztą tak niedaleko. Sięgnął po nią dłonią, a drugą delikatnie wsunął pod kark śpiącej dziewczyny, by unieść jej głowę. Dokładnie tak, bardzo delikatnie odłożył. Przykrył ją tym kocem i na sam koniec poprawił jeszcze jej położenie na plecach, jedną rękę ułożył na jej brzuchu i to samo miał zrobić już z drugą, ale zamarł w pewnym momencie, trzymając jej dłoń między palcami. Natrętne myśli, tak dziwnie rozemocjonowane, by spróbować. Tylko trochę. Przymknął oczy, pochylając się nad tą malutką dłonią w jego własnej. Jej skóra pachniała tymi fiołkami, tak wiosennie i otępiająco. Dotknął wierzchu jej dłoni końcówką nosa, tak jak czasem ludzie zatrzymywali się przed zjedzeniem czegoś smakowitego, by to powąchać. Ale nie wgryzł się jednak w skórę, kościste paluszki. Nic z tych rzeczy. Księżycowa bestia została przegnana przez wibrację telefonu na blacie w kuchni. Alex otworzył oczy, wpatrując się w dłoń tuż przed swoimi oczami. Finalnie spróbował i tak. Lekko ucałował wierzch skóry, nim wyprostował się i powoli ułożył jej lewą rękę zaraz przy prawej na jej brzuchu. Powiedzieć, że wyszedł stamtąd szybko, byłoby jak oznajmienie, że wampiry nie będę czuły się najlepiej, jeśli przez długi czas nie napiją się krwi. Wypadł na zewnątrz, zamknął za sobą drzwi, zignorował nawet ten telefon - to wybawienie - na blacie. Przebiegł przez ogród i po prostu wskoczył na główkę do basenu. Woda była chłodna, przyjemna. Chryste. |
|
| Ophelia
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 9:31 pm | |
| Zdarzało się jej upaść - zdarzało się coś rozbić, otrzeć, spaść ze schodów. Zdarzało się czasem, że atak nie szedł w parze z zaśnięciem czy omdleniem, zdarzało się, że była zupełnie przytomna, a jednak nie mogła się poruszać, kiedy mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Teraz nieprzespana noc z całym stresem, może nawet ku jej szczęściu, dały efekt snu, w którym mogła odpocząć. Sen, który był taki zbawienny - tak błogi i głęboki, bo wynikał ze zwykłego przymusu. W końcu ciało miało limity co do stresu, który mogło wytrzymać. Tym bardziej ciało tak drobne, które już w pierwszej kolejności rzeczywiście miało problemy ze znoszeniem stresu. Jej ciało było bezwładne - jeszcze odrobinę, jeszcze kilka a może kilkanaście minuty. Jeszcze ociężałe, bez odruchów, jakby mogło być ułożone dokładnie wedle cudzej woli. Bo mogła. Nie czując nawet że była przenoszona gdzieś. Nie miała w pełni świadomości, co działo się dookoła niej. Że mogłaby rozbić głowę, , zamiast tego widziała jak gdzieś pomiędzy literami książek linie układały się w kwiaty. Czarnobiałe, pląsające i powoli układające się w pełen ogród. Tylko ten ogród zaczynał wypadać ze stron, które były coraz bardziej przepełnione - rośliny wiły się, rozrastały i rozpychały, a drobne dłonie starały się to wszystko powstrzymać. Łapały litery, które nie chciały pasować z powrotem. Nie było na nie miejca - traciły je, uciekały, wymykały się. Coraz mniej liter, a coraz więcej roślin - aż i rośliny zaczynały się wysypywać z książki na przestrzeń dookoła. Na dębową podłogę, na patio, na ogród. Wszędzie tuszowe rośliny, wszędzie czarne linie oznaczające kształty liści i płatków, gdzie jedne były piękniejsze, a drugie jakby niedokończone. Ale wszystkie zdawały się szukać uwagi, wszystkie zalewały strony książek, wypychając litery z nich... Przewróciła się na bok, nie wiedząc nawet że to robiła. Przytuliła się bardziej do koca, którym została okryta, kiedy ciało powoli odzyskiwało już kontrolę nad mięśniami. Kiedy wszystko powoli okazywało się bardziej wybawcze dla jej odpoczynku. Sen był głęboki, pozwalający na odpoczynek - pozwalający na uspokojenie się nerwów, nawet jeśli we śnie goniła jedną z książek. Próbowała ją złapać, ale nie czuła w tym wszystkim pośpiechu. Sam sen nie był stresujący, nawet kiedy miała poczucie pośpiechu - jakby musiała schwytać książkę, jakby musiała sobie poradzić. Ale nie przerażało jej to, nie przytłaczało... W końcu jej oczy otworzyły się powoli. Wtulała się w poduszkę, nie do końca rozumiejąc co dokładnie miało miejsce. Nie docierało do niej, że znajdywała się we własnym ubraniu - ani nie czuła jeszcze, że spinka ciążyła na jej włosach w niewygodny sposób, kiedy podczas przewracania się to na jeden, to na drugi bok, ta zsuwała się coraz bardziej. Jeśli po wcześniejszym spaniu, włosy Ophelii były zmierzwione, teraz były czarną burzą, zawijającą się gdzie tylko same zechciały. Spojrzenie wciąż było senne i zaspałe. Ubranie pomięte, koszula w połowie wyszła gdzieś zza spódnicy, tak jak gdzieś guzik przy rękawie się odpiął - tak jak gdzieś przy dekolcie. Kołnierzyk już wcale nie był elegancko zaprasowany. A jednak powoli, ostrożnie wydostała się spod koca, kiedy powoli do niej docierało, co miało miejsce. Chwila po chwili. Kiedy wszystko nie budziło w niej takiego stresu, ale bardziej... zażenowanie? Wstyd? Powinna się wytłumaczyć, przeprosić... Czy zasnęła? Na jak długo? Godzinę, kilka..? Chciała sięgnąć w pierwszej chwili po telefon, aby sprawdzić godzinę, kiedy zorientowała się, że został w salonie. Podniosła się z łóżka, choć była ostrożna w swoich ruchach - jakby w obawie, że mogło jej się zawrócić w głowie, jakby mogła się znów przewrócić... Wychodząc do salonu, poczuła jak zażenowanie ją bardziej dopadało. - Alex, przepraszam za problem... - powiedziała cicho, szukając zmiennokształtnego wzrokiem po salonie. |
|
| Alex
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 10:22 pm | |
| Czuł się przerażająco. Gdy wyszedł w końcu z basenu w ubraniu, ociekając wodą. Starszawy ogrodnik właśnie przycinał delikatnie róże, więc Alex skinął mu tylko głową na powitanie, gdy ocierał twarz z wody. Fiołki, lilie, wszystkie te zapachy zostały wyparte przez chlor w basenowej wodzie. A i tak Alex czuł się w dziwny sposób brudny. Jak ostatni krip. Biedna dziewczyna doznała jakiegoś szokowego wstrząsu, by potem doznać ataku katapleksji, a jemu we łbie kołatały się obrzydliwe myśli. Czy to na pewno był wpływ pełni, czy może po prostu normalnie też był potworem? Gwałcącym nieprzytomne dziewczyny kanibalem? Gdy mógł myśleć jasno, wszystko było bardzo proste. Gdy szedł boso po trawniku, wciąż ociekając wodą, również wszystko było w porządku. Miał dosyć pełni. Cholera jasna, przecież miał do czynienia z magicznymi w ciągu swojego życia, ale przecież nigdy w czasie pełni. W czasie pełni zazwyczaj był sam, więc nic go nie rozpraszało. Mógł skupić się sam na sobie, na malowaniu, na czymkolwiek. Malowanie. Właśnie. Stał jeszcze przez chwilę na patio, nadal przemoczony, ubranie lepiło się do ciała i palił. Kolejny już papieros nie smakował obrzydliwie, a całkiem znośnie. Bogu dziękować, że jednak miał jeszcze jakieś w szafie, że sobie o nich przypomniał. Były dobrą wymówką do wyjścia na zewnątrz. Wszedł po skończonym papierosie do środka, starał się przejść jak najszybciej do łazienki, by tam pozbyć się mokrych ubrań. Wykręcił je jeszcze wcześniej z wody nad wanną, by wylądowały w koszu. Wziął szybki prysznic, by zmyć z siebie ten chlor - woda z deszczownicy była jednak znacznie zimniejsza niż ta z basenu. Wytarł się i po prostu przeszedł do swojej sypialni po ubrania. Wiedział, że dziewczyna śpi. Słyszał. Boże, słyszał za dobrze. Wytaszczył sztalugę na to cholerne patio, a gdy wracał do niej, niosąc pod pachą płótno, zawahał się, patrząc na Drzwi. Drzwi do Narni, przejścia do innego świata, gdzie za mostem w Teravitii leżała pogrążona we śnie porcelanowa laleczka. Z peonią we włosach. Był w stanie wyobrazić sobie, jak delikatnie obraca się na łóżku, jak te delikatne usta rozchylają się do sennego westchnienia, włosy mierzwią się, rozrzucają po poduszce. Zaschło mu w gardle i potrząsnął głową, szybko wychodząc na zewnątrz. To byłoby przerażające, gdyby faktycznie wszedł do środka, gdy spała. Nawet tylko po to, żeby patrzeć. Niczym w horrorze po prostu, stałby nad nią niczym morderca. Nie powinien o tym myśleć. Ani trochę. Dlatego finalnie zaczął malować. Przygotował jasnoniebieskie tło pod obraz, nakreślił już kilka warstw i czekał, aż wyschnie. Na patio, oczywiście, czekał, siedząc na wytaszczonym na zewnątrz fotelu obok tego szklanego stolika, który stał przy kanapie. Ale teraz stały na nich farby, leżały porzucone pędzle, kubek z kawą i popielniczka. Patrzył na obraz. Próbował skupić się na tym, co miał namalować dalej, na następnej warstwie. Ale wciąż stawał mu przed oczami obraz Ophelii niczym wypalony w siatkówce. Więc malować nie mógł. I gdy z tą złością na samego siebie gapił się na płótno, usłyszał trzask zamka i otwieranych drzwi wewnątrz domu. Odetchnął głęboko, jakby przygotowywał się właśnie do walki. Powinien odwieźć ją do domu. Zdecydowanie tak. Podniósł się ze swojego fotela i stanął w przeszklonych drzwiach, nie wchodząc jednak do środka. - Absolutnie nie szkodzi. Na całe szczęście zdążyłem cię złapać - powiedział uprzejmie i równie uprzejmie się uśmiechnął. - Czujesz się lepiej? |
|
| Ophelia
| Temat: Re: Dom Alexandra Sro Lip 10, 2024 11:34 pm | |
| Jak długo spała? Czuła się zażenowana, kiedy docierało do niej z bardziej trzeźwego, choć wciąż zaspanego, punktu, co miało miejsce. Jej zachowanie, jej słowa, jej brak możliwości zrozumienia... Przesunęła wzrokiem po salonie, jakby za jego głosem, kiedy zobaczyła jak malował. Zatrzymała wzrok na samym płótnie. Dopiero zaczynał? Spała aż tak długo? Podobrazie, podmalówka? Powolne, pierwsze kształty... I tak muszę jechać do miasta. Mam w planach nowy obraz, potrzebuję farb... Zawahała się na moment, zaopatrując właśnie na sztaludze. Wyglądała przez chwilę jakby chciała zadać pytanie. Może to inny obraz? Może nie potrzebował na tym etapie? Może zmienił zdanie, rozmyślił się? Dlaczego miałby kłamać? - Ja... Tak, tak. Przepraszam, jak długo spałam..? Przepraszam to... Zmęczenie. Czasem zdarza się taki upadek, dziękuję że mnie złapałeś to... Tak, tak, odrobinę... - mówiła, dłonią bez większej świadomości kierując w stronę włosów, od strony gdzie coś ją ciągnęło. Czując spinkę, przez chwilę przebiegło przez jej twarz zaskoczenie. Jakby się jej tam nie spodziewała. Po chwili zawahania poprawiła ją we włosach. - To obraz, który chciałeś namalować, tak..? - do którego potrzebowałeś farb, uzupełniła w myślach, czując jak coś na moment ścisnęło jej krtań. Dlaczego miałby kłamać o czymś takim? Dlaczego znów miała... Tak jak w nocy? Dostrzegła to dziwne, proste... To małe kłamstwo? Nie, nie było kłamstwem. Nie było? Było odrobinę dziwne, jakby nie pasowało do obrazu który budował się jej przed oczami. Jakby Alex nie nie był spójny - ale jakby momentami prześwitywało coś nie pasującego... Jakby w nerwowym geście przesunęła po własnej spódnicy, jakby chciała poprawić to jak leżała, czując że pół jej koszuli wyszło ze środka. Rozejrzała się przez moment w zawahania, jakby w pogoni za lustrem - rozumiejąc powoli, że naprawdę spała. I naprawdę musiała... Spać dłużej. - Przepraszam! Muszę wyglądać okropnie. Zapomniałam zupełnie, uciekło mi - powiedziała w pośpiechu, poprawiając rzeczywiście koszulę, jakby prędko wracając do sypialni o te kilka kroków. Choć nie poprawiła się z taką starannością jak miała przecież czas - jak mogła mieć czas... Wyszła ponownie z gościnnej sypialni. Nawet jeśli wciąż pomięta przez spanie w ubraniu, to zdająca się nieco bardziej ułożona. Nieco bardziej przytomna... - Ja... Em.... Przepraszam za to nieporozumienie. Znaczy. Z kwiatem... To.... Dziękuję. Ta spinka jest bardzo piękna. Nie... Nie dotarło do mnie. Nie przywykłam do prezentów, to wszystko. Dziękuję - powiedziała, nie spoglądając na mężczyznę, ale na płótno. Jakby jej wzrok za każdym razem wędrował na nie. - Wybacz, która jest godzina..? Zdążymy do sklepu, mam nadzieję? - zapytała, przesuwając w końcu wzrok na Alexa, kiedy kolejne pytania samo wyszło, nieco ciszej. Jakby potrzebowała zaspokoić ciekawość, jakby potrzebowała głośnego potwierdzenia. - Potrzebowałeś farb... Prawda? Dlaczego miałby kłamać na ten temat? |
|
| Alex
| Temat: Re: Dom Alexandra Czw Lip 11, 2024 12:11 am | |
| - Dwie godziny? Może trzy. Nie zwracałem uwagi na zegarek - odpowiedział, wciąż ani nie wchodząc, ani wychodząc na dobrą sprawę. Stał w tym przejściu, jakby szklane drzwi były zwyczajnie zamknięte i dlatego nie mógł wejść do środka. Oparł jedną dłoń o zewnętrzną framugę. Wyglądała lepiej i gorzej, dokładnie w tym samym czasie. Może bardziej wypoczęta, nie taka już blada? Zmięta, trochę wygnieciona. Włosy miała znacznie bardziej zmierzwione niż po nocnym odpoczynku. Odwrócił nieprzytomnie głowę w stronę sztalugi. Wywlókł ją na taras, bo był pewien, że w środku straci zmysły. Albo rozum. A może jedno i drugie. Poza tym malowanie na świeżym powietrzu było w pewien sposób uduchowione, może sam Apollo i jego muzy się temu przyglądały i mogli zesłać swoją twórczą łaskę oraz wenę, natchnienie. Jeśli nawet wysyłali, to tego dnia był bardzo odporny na ich czary - i mógł tylko przeklinać w myślach, że znacznie mniej był odporny na czar małej porcelanowej czarodziejki. Czar, którego wcale nie musiała rzucać. Stała tam, pośrodku salonu, poprawiając swoją długą spódnicę. - Tak - odpowiedział. Zapomniał o tej głupiej wymówce, którą rzucił wcześniej. Była taka drobna, niewiele znacząca. - Ale mi nie idzie. Pierwotna koncepcja się posypała. - Westchnął ciężko, patrząc krytycznie na płótno. Niewiele tam było. Grunt, kilka warstw niebieskiego tła. Trochę czerni w centralnym punkcie. Nie mógł zresztą skupić się ani trochę na malowaniu, ilekroć próbował maznąć choćby pędzlem, coś co wymagałoby precyzji, to mózg zalewała mu fala myśli, że jak dureń maluje, a tam - tak przecież blisko, za jednymi drzwiami - znajduje się porcelanowa laleczka. Do sprawdzenia, czy można ją potłuc. Stawały mu na nowo te nocne koszmary przed oczami, teraz dodatkowo przyprawione jeszcze wizją kanibalistycznej uczty. Plastyczna wyobraźnia miała swoje minusy. Takie właśnie jak ten jeden, że bez najmniejszego problemu potrafił sobie to wyobrazić. - Nie, spokojnie, wy... - nie dokończył, bo i Ophelia jednak skryła się za drzwiami, by doprowadzić się do ładu. Pokręcił tylko głową i opuścił dłoń, by teraz oprzeć się o framugę ramieniem i skrzyżować ręce na piersi. Czekał. - Nie ma za co. Drobnostka - odparł z uśmiechem, że tym jednak razem przyjęła do wiadomości, że została posiadaczem tego nieszczęsnego świetlnego kwiatka. A potem spytała go o farby. Farby? Jakie, na Boga, farby? Przez krótki moment na jego twarzy rysowało się niezrozumienie. Przypomniał sobie po trzech bardzo długich skonsternowanych sekundach. - A, tak, oczywiście. Jeśli chcesz wracać, to już możemy się zbierać. Bardzo szybka zmiana tematu z farb na wyjazd. Proste. |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: Dom Alexandra | |
| |
|
| |
| |
|