|
Dom rodzinny Nulla. | |
Null.
| Temat: Re: Dom rodzinny Nulla. Nie Sty 14, 2024 7:21 pm | |
| Obywa kubki łączył fakt, że były bardziej baryłkowe i obłe, leżąc tym samym znacznie wygodniej dłoni, a przy tym miały większy uchwyt. Również wymiarowo można było określić, że były większe niż tradycyjne kubki, choć bardziej właśnie przez swój obły kształt. Glazura jednego z nich była różowo-żółta po połowie kubka, a drugi wydawał się mieć już jakiś bardziej liściasty wzór. - Och, zawsze tak robi. Nie robi wielkiego problemu z czegoś, nawet jeśli coś mu nie odpowiada, ale wie, że nie ma sensu robić o coś zamieszania, dlatego czasem pamięta się za niego. Kiedyś na urodziny z jego znajomymi kupiliśmy mu więcej takich kubków tylko po to, żeby u przyjaciół mógł mieć jeden, gdzieś zostawić sobie w szkole, rozumiesz. Tak, żeby zawsze miał pod ręką - zaśmiała się kobieta znów, wyraźnie bez większego skrępowania opowiadając o czymś, o czym możliwe że i sam Franklin nie mówiłby samemu chętnie. - Wszystko chodzi w nich o kształt, ale to już takie jego podejście. Czasami tak ma, że będzie chodził obrażony na cały świat, bo ktoś się na niego krzywo spojrzał w kolejce w sklepie, i będzie nad tym rozmyślał, ale nawet sam nie zauważy, że coś mu przeszkadza - westchnęła bardziej kobieta, która również już kiedy jej syn zjawił się w kuchni, wydawała się być zmartwiona jego zachowaniem, co było widać po jej twarzy. Jeśli można było wskazać na jedną rzecz, przez którą Franklin nie radził sobie z kłamstwem w najmniejszym stopniu i wydawał każdą emocję, która się w nim pojawiała, z pewnością można było obwiniać geny. W pierwszej chwili spojrzał zaskoczony, nie rozumiejąc do końca, co właśnie się wydarzyło. Nawet jeśli zaczął rzeczywiście starać się odizolować inne zapachy i skupić się na Dimie, to w jego głowie, jak i na twarzy, pojawiło się inne pytanie. Co to było? Ale chociażby chciał je zadać, wiedział, że to nie była ta chwila, ani ten moment na podobne. Nie przy mamie, która nie mogła się nawet domyślać, co działo się z jej synem. Nawet jeśli teraz wpatrywała się ze zmartwieniem, przenosząc wzrok to z jednego, to na drugiego, jakby oczekiwała wyjaśnień. - Trochę... się pochorowałem. Próbowałem nowy przepis dzisiaj... i.. em... No średnio wyszło. Jeszcze chcemy wpaść do apteki po drodze, naszą domową apteczkę uzupełnić... - stwierdził Franklin w końcu, mówiąc dość szybko, choć bardziej przez fakt, że nie chciał, aby na jego zębach wyszła krew, która w końcu pojawiła się w jego ustach od tak silnego zagryzania się na policzku. Metoda wtapiania kłów w cokolwiek innego, tylko nie ofiarę, działała doskonale. Nawet jeśli musiał znaleźć ofiarę, w którą się wgryzie, to dawało to więcej czasu na reakcje, tak jak teraz. Zanim by się rzucił i rzeczywiście wyswobodził kły, ktoś mógłby zareagować. Miało to opóźnić jego instynkt, impuls z którym walczył - bo w końcu tego rozkaz nie powstrzymywał. On naginał wolę, a nie naturę, która tak targała teraz Franklinem. - Ach, udekorowanie mieszkania też, no tak tak... - westchnęła, chociaż niechętnie. Nic dziwnego, że również zbliżyła się, znów przytulając do siebie syna, na co Franklin jeszcze mocniej zacisnął szczękę. Widać było jak jego źrenice zwężały się i rozszerzały, jak pojawiała się w nim jeszcze większa panika, kiedy starał się nie zwracać uwagi na zapach, który był tak przyjemny i słodki, jak oblana nektarem ambrozja - bo choć nigdy jej nie próbował, był pewny że to w taki sposób musiał kusić pokarm bogów. - Bądźcie grzeczni obydwoje dobrze? I pilnować się, i nie chodzić spać o nieludzkiej porze, żeby na zajęciach być wyspanymi!- przestrzegła, puszczając w końcu Franklina, a po tym przechodząc do Dimitriego i również przytulając go na odchodne. - Będziemy grzeczni, obiecuję... - powiedział szybko, zbierając rzeczy. - No naprawdę, kilkanaście dni dziecka nie ma w domu i już radosne, jak może od razu wrócić tam, gdzie nie ma rodziców... No już, już. Tylko odbieraj telefon jak dzwonię! I musicie mi podać ten adres, to jest do was obu - przestrzegła, kiedy już wychodzili z domu, a Franklin rzeczywiście dopakował nie tylko do samej walizki, ale spakował również torbę przypominającą jakąś obszerną na siłownię, i pojemny plecak - jakby rzeczywiście zrozumiał, jak trudne byłoby regularne pojawianie się w tym miejscu. Nie spojrzał jednak nawet na Dimę, wbijając wzrok w ziemię, starając się samemu wciąż uspokoić. Choć dało się zauważyć, jak w pewnej chwili jeszcze splunął mieszanką krwi i śliny na chodnik, cały czas trzymając zbierając to w ustach przez gryzienie siebie samego. |
|
| Dimitri
| Temat: Re: Dom rodzinny Nulla. Nie Sty 14, 2024 7:46 pm | |
| Pani Adams, niespodzianka, okazywała się być kopalnią wiedzy o Franklinie. I w przeciwieństwie do białowłosego chętnie dzieliła się z Dimitrim tą wiedzą, a on stał i słuchał uważnie, chłonąc cenne informacje jak gąbka i zapamiętując je na przyszłość. I o ile kwestia kubków była bardziej ciekawostką, choć skrywającą za sobą dość ważny fakt, że białowłosy mocno przyzwyczaja się do rzeczy, sytuacji i może osób, tak już ta rewelacja o nieuświadamianiu sobie własnego niezadowolenia była dość ważna. I właściwie wiele wyjaśniała. Dima musiał to sobie później przemyśleć i zrewidować pogląd na chłopaka, może jakoś dostosować własne zachowanie do jego potrzeb. – Taaaak, to brzmi całkiem jak Franklin – przytaknął Dimitri z łagodnym uśmiechem, mimo że przecież wcale nie wiedział, co mogło być typowe dla niebieskookiego. Ale show must go on, Rosjanin musiał przekonać mamę Franklina, że faktycznie są przyjaciółmi, zamiast dawać jej powody do wątpienia w zasadność wspólnego mieszkania. Tak było łatwiej dla wszystkich. Wyłapał to zdziwione spojrzenie Franklina i nieznacznie wzruszył ramionami. Czyli jednak nie wspominał o tym. No nie za fajnie, ale tragedii przecież nie było. Wyjaśni mu to później, ze wszystkimi szczegółami, o jakie tylko Franklin mógłby zapytać. – No, pierożki mojej babuszki zdecydowanie się nie zgodziły z jego żołądkiem – wtrącił zaraz Dima, nawet jeszcze specjalnie przesadzając ze swoim rosyjskim akcentem. Może nie jakoś karykaturalnie – po prostu nie starał się go tonować w żaden sposób. – Są pyszne, ale strasznie tłuste. Z niepokojem patrzył w niebieskie oczy swojego potomka. Widać było, że chłopiec, zwłaszcza kiedy matka go przytulała, naprawdę musiał się z całych sił powstrzymywać przed, no cóż, rozerwaniem gardła własnej rodzicielce. Dimitri stał bardzo blisko, gotów w ułamku sekundy doskoczyć i zareagować, gdyby jednak doszło do tragedii, ale... Nie było takiej potrzeby. – Yes, ma'am! – rzucił Dimitri posłusznie, ale, tak po prawdzie, w tej chwili obiecałby kobiecie prawie wszystko, jeśli to mogłoby przyspieszyć ich wyjście na zewnątrz. Dał się przytulić jej po raz drugi, a potem dziarsko złapał za jedną z większych toreb Franklina. Byli wampirami, obaj byli w stanie podnieść wszystkie te rzeczy naraz i nawet się nie zmęczyć, ale przecież to by wyglądało bardzo dziwnie i podejrzanie. Kiedy już wyszli na zewnątrz, Dima nadał ich marszowi dość szybkie tempo – choć wciąż tylko po ludzku szybkie. Chciał jak najprędzej oddalić się od tego miejsca. – Wszystko w porządku? – zapytał wreszcie, gdy minęli kilka domów, a zapach pani Adams wyblakł znacznie. |
|
| Null.
| Temat: Re: Dom rodzinny Nulla. Nie Sty 14, 2024 8:11 pm | |
| Gdyby mógł, rozwinąłby pełną prędkość, nie chcąc być w tym miejscu dużo dłużej. Z domu, na zewnątrz, chciał się po prostu rzucić do ucieczki jak przerażone zwierzę, ale przecież pamiętał wszystkie przestrogi. No, przynajmniej część - o tym, że ktoś zawsze mógł obserwować pamiętał, starając się jak tylko mógł zachowywać odpowiednio jak człowiek, a nie jak wampir. Nawet jeśli był w tej chwili niczym tykająca bomba, co jeszcze bardziej go denerwowało. Na zmianę był wściekły na sytuację, ale i na siebie. W końcu powinien już duo lepiej nad sobą panować, a miał wrażenie, że nie wykonał żadnego progresu tym, w jaki sposób nad sobą panował i kiedy to robił. Chciał zacząć krzyczeć, chciał coś uderzyć, chciał jeść... - Tak - odpowiedział bez zastanowienia, nawet nie podnosząc wzroku na starszego, jakby to miało go za bardzo rozproszyć w tej chwili, jakby wciąż próbował coś sobie wytłumaczyć, ale również i zbyć potencjalną troskę. Chciał uspokoić się sam - bez pomocy, bez martwienia. Przecież to było nic, przecież nic się nie stało. Nie zrobił niczego złego, nie ugryzł... Nawet jeśli było do tego blisko. Czuł ucisk w gardle, przerażony samą możliwością tego, że mógłby wyrządzić tę krzywdę mamie. W końcu czym innym była teoria, a czym innym tak żywa praktyka. Upierał się przy swoim, że przecież był w stanie nad sobą panować - ale nawet teraz widział, że przecież nie! Nie kontrolował się ani odrobiny, ani przez moment. W końcu trudno było to nazwać kontrolą, musiał trzymać instynkty, które cały czas się wyrywały... tak samo jak przy Damienie. Nie kontrolował się przecież przy nim - jedyne co zrobił to wgryzł się w Dimę zamiast niego. To nie była kontrola! - Jest okej, w porządku - powtórzył w końcu, czując się jeszcze gorzej. Może za dużo targało nim emocji, może mógłby to zrzucić na cokolwiek innego, ale czuł się jeszcze gorzej. Za dużo zapachów? Nawet jeśli wciąż starał się skupiać na tym Dimy, nie pomagało mu to zbyt wiele w tej chwili. Jego upartość wychodziła, jego próby zrobienia wszystkiego samemu... - Po prostu chodźmy do domu - dodał znów, choć ciszej. Chociaż nie był nawet pewny czy mówił o mieszkaniu, czy o miejscu z którego dopiero co wyszli. Możliwe, że dopiero teraz uderzyło w niego to, o czym wiedział - że nie miał domu, do którego się przyzwyczaił; że jego dom miał być teraz w Northfield, czy gdziekolwiek tam gdzie był Dimitri, bo tak było też zwyczajnie w świecie bezpieczniej. Mógł się burzyć na te wszystkie zmiany, ale przecież rozumiał, że musiały mieć miejsce - jedna za drugą, nawet te z którymi wydawał się być już oswojony.
I guess z/t x2 |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: Dom rodzinny Nulla. | |
| |
|
| |
Similar topics | |
|
| |
|