|
Rytualne kręgi, las i ciemność | Domingo Salvador
| Temat: Rytualne kręgi, las i ciemność Nie Sty 28, 2024 12:26 am | |
| Porzucił swój zwyczajowy garnitur i płaszcz na rzecz czegoś znacznie bardziej praktycznego. Cały, od stóp do głów, wyglądał jak wyjątkowo stylowy alpinista, począwszy od butów typowych dla wspinaczek górskich, aż po niesamowicie praktyczną kurtkę puchową, pod którą skrywała się ciepła, polarowa bluza i wygodne bojówki. Wszystko było jednak czarne, więc był alpinistą albo bardzo stylowym, albo po prostu idącym na pogrzeb. Damienowi i Laurelai też przykazał się ubrać stosownie do wycieczki w teren. Kilka razy powtarzał, że mogą ich czekać trudne warunki i miał nadzieję, że tego nie zbagatelizują. Domingo miał wątpliwości, czy powinien ich zabierać ze sobą, zwłaszcza po tym, jak pewnego razu był świadkiem pyskówki, jaką między sobą toczyli. Aż skrzywił się lekko na samo wspomnienie. Nie za bardzo jednak miał wybór – udanie się tam w pojedynkę, bez żadnego wsparcia, byłoby w najlepszym przypadku lekkomyślne. W najgorszym zaś – groziło śmiercią. Nie, inaczej. Miał wybór – mógł zaczekać do innego ważnego sabatu. Równonoc wiosenna też by się nadała, może nawet lepiej, niż Imbolc, który przypadał właśnie na ten dzień: pierwszego lutego. Problem polegał jednak na tym, że wiosną w okolicach dolmenu mogło się kręcić sporo turystów. Właściwie było to nawet więcej, niż pewne. Naoglądali się seriali o przenoszeniu się w czasie i teraz chadzali po wszystkich megalitach Wielkiej Brytanii, psia ich mać. A Domingo wcale nie chciał świadków. Więcej: nie mógł sobie na nich pozwolić. Kolejne było Beltane, ale wtedy ludzie już w ogóle rozłazili się po wszystkich łąkach i lasach, a to nawet nie wchodziło w grę. Musiałby więc czekać do Lithy... Nie wytrzymałby tyle, nie ma mowy. Zżerałaby go obawa, że ktoś inny poskłada wszystkie informacje do kupy i go wyprzedzi. Niby prawdopodobieństwo tego było dość nikłe. Jemu samemu ostatni kawałek układanki wskoczył na swoje miejsce dopiero przed dwoma dniami, ale... Jak to się mówi: przezorny zawsze ubezpieczony. Więc jechali teraz jego czarnym mercedesem. Najpierw odebrał Lori, potem podjechał po Damiena. Na szczęście, mieszkali dość blisko siebie. – W bagażniku czekają na was plecaki – powiedział do nich, kiedy już wyjechali za miasto. Czekało ich jakieś półtorej godziny podróży. Zabawa. – Także jak macie coś, co chcecie ze sobą zabrać, to po prostu to przepakujcie jak wysiądziemy. – Nie zamęczał ich opisem tego, co zawierały porządne plecaki kupione specjalnie na tę okazję. A zawierały całą masę przydatnych rzeczy: liny, latarki i zapasowe baterie do nich, prowiant, wodę, zapałki, sól, jarzębinę, ostre, ząbkowane noże w pochewkach, mapy i flary, zmianę ubrania. Do tego wszystkiego, w bagażniku czekały na nich jeszcze kaski z latarkami czołowymi i ochraniacze na kolana, łokcie i nadgarstki. Zupełnie jakby zamiast do dolmenu Whispering Stones wybierali się na wyprawę speleologiczną. No cóż. Domingo nie wykluczał, że właśnie w to się może zamienić ich mała wycieczka. – Wiem, że w emailu byłem mało szczegółowy, może teraz więc powiem coś więcej. No więc... – zamilkł na chwilę, właściwie nie wiedząc do końca, jak zacząć. Jakkolwiek by nie zaczął, i tak zabrzmiałoby to głupio. – Szukam manuskryptu Wojnicza. To zawierająca wiele sekretów księga magiczna. Większość ludzi sądzi, że jej oryginał został już dawno odnaleziony, ale ja dobrze wiem, że to wcale nie jest oryginał, tylko bardzo wierna kopia. A kopia nie ma pewnych... właściwości. – Postukał palcami w kierownicę, zanim zerknął w górne lusterko, by spojrzeć na jedno z nich, to siedzące z tyłu. Spojrzenie w bok kosztowałoby go zbyt wiele uwagi. – Jakieś... pytania?
Kolejność dowolna. Pierwsza osoba odpisująca decyduje, gdzie siada. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Ostatnio zmieniony przez Domingo Salvador dnia Wto Sty 30, 2024 8:46 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
| Lorelai Aumerle
| Temat: Re: Rytualne kręgi, las i ciemność Pon Sty 29, 2024 4:34 pm | |
| Kiedy tylko Lori dowiedziała się o wyjeździe, zabrała się za przygotowywania. Krótki mail od szefa nie zdradzał zbyt wiele, jednak dawał zarys miejsca, do którego będą jechać. Nie kryła, że część rzeczy musiała kupić. Sama zima nie sprawiała jej problemu, ale wspinanie się po górach mogło już przysporzyć problemów w aktualnie posiadanych w szafie ciuchach. Mimo wszystko nie widziała w tym problemu. Ot, przejście się po sklepach na małe zakupy. To co bardziej ją martwiło to fakt, iż Damien również jechał na tę wyprawę. Nie mogła powiedzieć, że go nie lubi, ale też niespecjalnie przepadała za jego podejściem do… właściwie wszystkiego. Mężczyzna niesamowicie dobrze potrafił działać kobiecie na nerwy i nawet jeśli starała się nie zwracać na niego uwagi, to było to niesamowicie ciężkie zadanie. Miała nadzieję, że tym razem będzie mniej aktywny w rozmowie, a przynajmniej z nią. Jakby na to nie spojrzeć, pan Salvador powtarzał wielokrotnie, jakie to ciężkie warunki ich czekają, więc może uda się utrzymać wszystkie konwersacje na poziomie. Całe szczęście nie miała pełni na karku. Gdyby jeszcze to jej się przytrafiło to raczej musiałaby odmówić wyjazdu z kimkolwiek, szczególnie z wiadomym osobnikiem.
Będąc przygotowaną do podróży, poczekała aż szef podjedzie pod jej mieszkanie, po czym zamykając drzwi na klucz, ruszyła do samochodu. Postanowiła usiąść z przodu. Oczywiście, wsiadając przywitała się z mężczyzną mając uśmiech na ustach. Gdy zgarnęli Damiena, rzuciła mu krótkie przywitanie i postanowiła zamilknąć na czas dalszej podróży. Słuchała informacji przekazywanych przez szefa. Jako że nie znała się na tych wszystkich magicznych przedmiotach, jedynie przyjmowała wypowiadane przez niego słowa. Miało to sens, że kopia księgi nie posiada właściwości oryginału. Gdyby było inaczej, to dopiero byłoby nieciekawie.
-Znamy dokładną lokalizację księgi, czy jedynie obszar w jakim się znajduje? - zapytała zerkając w bok. Jeżeli w grę wchodziło to drugie, to prawdopodobnie będą się poruszać po omacku na nieznanym terenie. Była ogromna różnica między "będzie niebezpiecznie, bo WIEM jakie niebezpieczeństwa nas czekają" a "będzie niebezpiecznie, bo NIE WIEM jakie niebezpieczeństwa nas czekają". Obawiała się jednak, iż będzie to właśnie ta druga opcja. |
|
| Damien C. Allen
| Temat: Re: Rytualne kręgi, las i ciemność Pon Sty 29, 2024 11:33 pm | |
| Damien zabrał to, co każdy taki jak on powinien był zabrać - nade wszystko tablet. Kilka naładowanych dysków przenośnych i kilka powerbanków. No i Ipoda. I słuchawki. Co do ubrania to nawet nie musiał szczególnie się starać, przecież i tak na co dzień ubierał się na sportowo, więc i tym razem ubrał się dokładnie tak samo. Tylko jeszcze poprosił wcześniej Dimę, by zajął się jego wesołym zwierzyńcem pod nieobecność. A, no i najważniejsza rzecz. Muffinki. Chłop dosłownie zszedł z małym plecakiem wodoodpornym - do którego załadowana była elektronika - i dzierżył jeszcze w ramionach plastikowy pojemniki na ciasto. Były w nim nieduże babeczki - waniliowe, cytrynowe, czekoladowe. Wszystkie wyglądały niczym wyrwane z cukierni, dokładnie piętnaście sztuk. Niektóre dodatkowo były nadziewane. No i świeczki. Zawsze musiały być świeczki. Inaczej przecież nie dało się wróżyć. Pojemnik położył ostrożnie na tylnym siedzeniu, znacznie delikatniej niż plecak. - Patrzyłem w przyszłość i widziałem wielką fortunę i powodzenie - oznajmił bez większego zainteresowania. Z jedną bezprzewodową słuchawką w uchu i telefonem w dłoni. Oglądał na kompletnym wyjebaniu Tik-Toki. - Ale nic więcej, pewnie pindy z Sabatu blokują resztę - dodał jeszcze, zerkając tylko raz w lusterko, w którym odbijały się oczy starszego maga. - I ja mam jedno pytanie. Po co ONA jedzie? - burknął, przewracając ślepiami i wskazując bardzo wymownie Lori podbródkiem. Nawet się nie krył. Zresztą, zapytał o to, jakby Lori po prostu nawet nie było w samochodzie. |
|
| Domingo Salvador
| Temat: Re: Rytualne kręgi, las i ciemność Wto Sty 30, 2024 12:32 am | |
| Bezwiednie skinął głową, jakby w aprobacie – zarówno na rzeczowe pytanie Lorelai, jak i na przychylną, choć cokolwiek enigmatyczną wróżbę Damiena. Ponownie skupił wzrok na drodze, właśnie wjeżdżali na autostradę M5. Czekało ich jakieś czterdzieści minut mknięcia idealną szosą, zanim będą musieli skręcić w mniej zadbane drogi. – Jeśli dobrze odczytałem znaki... – a był pewien, że tak – ...to znajduje się gdzieś pod dolmenem Whispering Stones, właśnie tam jedziemy – odpowiedział najpierw swojej asystentce, choć miał nadzieję, że jego wiecznie ociekający tumiwisizmem uczeń też słucha. – Dolmen zbudowano na terenie Malvern Hills jeszcze w czasach, zanim Celtowie zamieszkiwali te ziemie, więc na pewno cały ocieka magią. Będziemy musieli przeprowadzić mały rytuał, żeby... – Domingo zamilkł na chwilę. Sam nie był pewien, co się dokładnie stanie, kiedy już przeprowadzą rytuał. Czy otworzy się jakieś przejście? Odsłoni się może jakaś jaskinia? Albo dolmen się właściwie zapadnie, odsłaniając jakiś pradawny, podziemny kompleks? – ...żeby dostać się do księgi. – Dokończył wreszcie, decydując się na raczej oględne wyjaśnienie. – A odpowiadając na twoje pytanie – rzucił odrobinę cierpko do Damiena. – Lorelai może się bardzo przydać. Posiłkowałem się zapiskami Edwarda Talbota, a on z jakiegoś powodu dużo i często wspominał o lisach, jakby miało to jakiś związek ze zdobyciem księgi. Poza tym – dodał już trochę łagodniej, uśmiechając się kącikiem ust. – Panna Aumerle jest moją asystentką, też się musi uczyć. – Znów zerknął w górne lusterko, odszukując zielone oczy. – Nie chcę słyszeć żadnych kłótni, czy to jasne? – dodał poważnie. Na Lorelai nie spojrzał, bo był pewien, że jeśli Damien nie będzie jej prowokował, to dziewczyna zachowa pełen profesjonalizm. Zrobił przy okazji notatkę myślową, że będzie musiał dziewczynie zwrócić pieniądze za wszystko, co kupiła specjalnie na tę wyprawę. Niektóre rzeczy aż lśniły nowością, a nie godziło się, by pracownica miała płacić za rzeczy, których potrzebowała w tej nietypowej delegacji. Przez chwilę jechali w milczeniu. Domingo myślał intensywnie o postawionej przez Allena wróżbie, nie dawało mu spokoju to, że jakieś pindy z Sabatu mogły cokolwiek blokować. – Tak właściwie, to co dokładnie widziałeś w wizji? – zapytał Damiena trochę podejrzliwie. Nie, żeby powątpiewał w dywinację swojego ucznia, ale w sumie to trochę tak.
|
|
| Lorelai Aumerle
| Temat: Re: Rytualne kręgi, las i ciemność Wto Sty 30, 2024 9:28 am | |
| Nie oczekiwała od Damiena zbyt wiele, jednak jego podejście do jej obecności na tej wyprawie wywołało lekkie skrzywienie na spokojnej twarzy kobiety. Bardzo mocno powstrzymała się od skomentowania słów, które poniekąd jej dotyczyły. Całe szczęście nie musiała się odzywać, ponieważ z wyjaśnienie nadszedł pan Salvador. Nie miała pojęcia jaka dokładnie jest rola lisów w tej całej historii, ale jeżeli mogła jakoś pomóc, to chętnie to zrobić. Na pewno nie zamierzała przerywać żadnych rytuałów. Nie tym razem. Poza tym jechała na tę wyprawę służbowo, dlatego też miała troszkę inne podejście.
-Nie mam zamiaru się kłócić - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Pan Salvador miał rację. Kobieta nie widziała powodu na żadne spory tak długo, jak pewna osoba jej do tego nie sprowokuje. Była w pracy, nawet jeśli znajdowała się aktualnie poza biurem. Dodatkowo faktycznie była zainteresowana, jak wygląda praca w terenie, co dodatkowo sprawiało, że wolała ograniczać niepotrzebne utarczki słowne z Damienem. Lepiej skupić się na tym, co powinna, czyli wszystkim dookoła, prócz mężczyzną. Przynajmniej tak długo, jak będzie w stanie. Ciemnowłosy niejednokrotnie udowodnił Lori, iż nie tak łatwo go zignorować. |
|
| Damien C. Allen
| Temat: Re: Rytualne kręgi, las i ciemność Wto Sty 30, 2024 6:46 pm | |
| - Aha. To ty chcesz w Dzień Świętej Brygidy włazić z butami na świętą celtycką ziemię i odpierdalać tam rytuał? - niby pobrzmiewało to pytaniem, ale zasadniczo bardziej powątpiewaniem. Damien aż stuknął w ekran telefonu, by zatrzymać lecący filmik, zablokował urządzenie i wrzucił je do kieszeni. Uniósł brwi i przeniósł się na środek tylnej kanapy, dłonie położył na przednich siedzeniach i pochylił się do przodu. - Przecież tam tylko na jakiś milion procent jest w pizdu czarownic i robią te swoje chuje muje na kiju, rozerwą nas na strzępy - dodał jeszcze wciąż z niedowierzaniem. Może i babcia Damiena miała dosyć porywczy temperament. Ale wyszkoliła go naprawdę dobrze, jeśli chodziło o teorię sztuki magicznej - zwłaszcza jeśli chodziło o celtyckie obrzędy czy tradycje. A przynajmniej Damien uważał, że to zrobiła. W końcu babcia sama też poniekąd wyłamywała się ze swojego druidzkiego schematu i na sabaty jeździła. Fakt, w Szkocji. Ale no jeździła. Kiedyś Damien nawet jej pytał, czy może mógłby pojechać z nią, to wyjaśniła mu bardzo rzeczowo, że mężczyznom absolutnie wstęp wzbroniony i najlepiej podczas sabatów trzymać się od miejsc mocy z daleka. Nie miał najmniejszych powodów, żeby jej nie wierzyć. Prawda? A Domingo nie chciał słyszeć żadnych kłótni. Więc i Damien kłócić się nie zamierzał. - Chciałeś lisa, to trzeba było złapać jakiegoś w zoo czy lesie, mniejszy kłopot - mruknął niby pod nosem, ale i tak słyszalnie. Celowo słyszalnie. Przecież nie mógł odpuścić tak po prostu. Co do samej już wizji to wzruszył ramionami. Nie było za bardzo co opowiadać. - Najpierw nic. Później zniekształcone obrazy, nie dało się tam nic przeczytać, jakby coś z zewnątrz blokowało - sięgnął przy tym do myśli Dominga i pokazał mu obraz. Niczego nie dało się tam zobaczyć, wszystko było zaśnieżone, zamazane, niechlujne. Nieczytelne za nic. Zerwał połączenie zaraz po tym. - A na sam koniec widziałem wielki diabelski młyn, błazen sobie siedział w wagoniku na samej górze i machał radośnie dłonią, trzymał puchar w dłoni. I to wszystko na tle wielkiego oślepiającego słońca - dodał na sam koniec. Głupiec, koło fortuny i słońce. Wielkie arkana. |
|
| Domingo Salvador
| Temat: Re: Rytualne kręgi, las i ciemność Wto Sty 30, 2024 9:00 pm | |
| Wiedział, że mógł liczyć na Lorelai. Miała naprawdę przyjemne usposobienie, często sama jej obecność i uśmiech sprawiały, że zdenerwowani klienci i pacjenci Dominga oczekujący na niego w poczekalni się uspokajali. Tak samo jak wiedział, że Damien potrafił wbić kurewsko długą szpilę, kiedy zechciał. A miał taki charakter, że chciał bardzo często. Nawet teraz przecież brzmiał jak skończony buc, mimo że tak naprawdę wyrażał albo obawę, albo troskę. Chyba. – To nie jest celtycka ziemia – sprostował rzeczowym tonem. – Przecież dopiero co powiedziałem, że megalit powstał na długo przed Celtami. – Aż zerknął jeszcze raz w górne lusterko, by obdarzyć swojego ucznia miną mówiącą, że właśnie robi z siebie kartę tarota oznaczaną numerem zero. Głupca, znaczy. – Rozerwą na strzępy? Czy ty siebie w ogóle słyszysz? – mruknął, marszcząc przy tym brwi. Szybko wrócił spojrzeniem przed siebie. Tylko brakowało, by przez rozproszenie rozmową władował ich w barierkę. Przy takiej prędkości, z jaką jechali, mercedes najpierw owinąłby się wokół niej jak precel, a potem w ułamku sekund zdezintegrował na milion mniejszych części. Damien i Domingo podążyliby zaś za jego przykładem i chyba tylko Lorelai wyszłaby z tego cało. – Imbolc jest dość prywatnym sabatem. Świętuje się go w domu, a typowe rytuały dotyczą oczyszczania lub płodności. Nikt nie będzie świętował pośród śniegu na jakimś zadupiu. Nam za to potrzebne będą dodatkowe okoliczności. Imbolc to najwygodniejsza opcja. Może jeszcze Litha albo Lammas, ale wtedy z kolei kręciłoby się tam sporo turystów. Usłyszał to burczenie o lisach z wolnego wybiegu. Zerknął kątem oka na Lorelai, ciekaw, czy jakoś na to zareaguje. Potem skupił się na tym, by wyprzedzić jakiegoś wlekącego się grata, którego zżerała rdza, i na słuchaniu o przepowiedni. Sam miał odrobinę do czynienia z dywinacją z racji bycia kapłanem voodoo, ale to nie była jego mocna strona, więc po prostu uwierzył interpretacji Damiena. |
|
| Lorelai Aumerle
| Temat: Re: Rytualne kręgi, las i ciemność Sro Sty 31, 2024 12:46 pm | |
| Z początku jedynie słuchała wymiany zdań. Nie znała się na rytuałach. Chociaż jej wiedza zdawała się być większa, niż przed pracą u pana Salvadora, to nie na tyle, by mogła swobodnie uczestniczyć w rozmowie tego typu. Mimo wszystko nie ignorowała nowych informacji. Zwyczajnie nie komentowała bez potrzeby. Przynajmniej do momentu, w którym Damien nie postanowił jednak się odezwać z nawiązaniem do jej osoby. I tyle byłoby ze spokoju ducha, o który tak walczyła. Zdecydowanie mężczyzna miał jakiś problem.
-Już widzę, jak byś utrzymał faktyczne zwierzę w miejscu, w którym nie wiadomo co nas czeka. Na pewno by posłuchało twoich komend. Szczególnie podczas ewentualnej wspinaczki - starała się nie wchodzić w zbędną pyskówkę, jednak nie mogła po prostu zignorować tego małego przytyku w jej stronę. Spojrzała w okno, lekko zamyślona, chociaż lepszym określeniem byłoby: modląca się o cierpliwość.
Nie mieli pojęcia jakie są tam niebezpieczeństwa, nie wspominając już o samym fakcie różnych dźwięków, które mogłyby alarmować zwierze. Posiadając Lori mogli mieć przynajmniej pewność, że nagle nie postanowi przykładowo pogryźć ich ze strachu, choć musiała przyznać, że Damiena czasami miała ochotę już parę razy capnąć. Naprawdę nie pamiętała kiedy ostatnio ktokolwiek tak działał jej na nerwy, jak on i zdecydowanie robił to specjalnie. Mogła zrozumieć, że ich relacja nie była zbyt dobra przez to, co wydarzyło się w parku i jej mieszkaniu, ale ileż można. Najwyraźniej ciemnowłosy mógł robić to niezwykle długo i wcale go to nie nudziło. |
|
| Damien C. Allen
| Temat: Re: Rytualne kręgi, las i ciemność Pon Lut 12, 2024 8:50 am | |
| - No i? Zawłaszczenie kulturowe, mówi to panu coś, panie Domino? – burknął Damien. Wciąż brzmiąc jak buc. – Tak jak i Stonehenge, a to święte miejsce dla druidów – dodał jeszcze, dla dodatkowego efektu przewracając ślepiami na wszystkie strony świata. Nawet nie był pewny, czy aby na pewno Stonehenge powstało przed Celtami – chociaż jak już to palnął, tak zaczęło mu się wydawać, że prawdopodobnie jednak nie miał racji na tym akurat polu. Niemniej słowa zostały rzucone. A Damien, choćby pragnął z całego serca temu zaprzeczyć, odziedziczył bardzo wiele cech swojej druidzkiej babki. Między innymi była to ta głupia upartość. I zajadłość. Z całą pewnością również ten paskudny cynizm i jeszcze większa złośliwość, która krążyła mu pod skórą razem z krwią niczym jad. - Babcia mi zawsze mówiła, żeby trzymać się z dala od takich miejsc w dowolny sabat – stwierdził wobec tego. Bo przecież szczegółów to Damien nie znał, tyle tylko co potrafił powymieniać jakieś ważne sabaty. Ale z czym się wiązały, jakie rytuały się w ich czasie odprawiało czy co znaczyły, to już, niestety, mniej. Pani Allen tylko go nimi straszyła na potęgę. – Sama też na nie jeździła, a tylko przypomnę, że jej psiapsia kąpie się w krwi noworodków. Mniej Damiena zaś niepokoiły zakłócenia w wizji. Prawdopodobnie powinny, ale po wywróżeniu sobie sukcesu w przedsięwzięciu jakoś tak trudno. Przez myśl mu nawet nie przemknęło, że mógł coś źle odczytać czy może nawet i sama wizja byłaby zniekształcona przez siły, które blokowały pierwszą część wizji przyszłości. Bardziej za to niepokoiła go Lorelai. Była dla niego niczym chmura burzowa w letni dzień, niczym jeździec trupioblady, zwiastun końca. Drażniła go tą swoją manierą i tą – w jego mniemaniu – udawaną wieczną uprzejmością i miłością do świata. Ten pozytywizm umysłowy, który nie miał niczego wspólnego z tym nurtem literackim, był niczym oznaki niepełnego rozumu. - Zwierzę można przynajmniej wyszkolić – sarknął Damien, łypiąc z ukosa na Lorelai na przednim siedzeniu. – A jak coś pójdzie nie tak, to co najwyżej ucieknie i nie narobi żadnych szkód, udając, że potrafi pomóc i że myśli. Kolejny już raz przytyk na ten nieszczęsny park. Na zawsze i na wieczność.
|
|
| Domingo Salvador
| Temat: Re: Rytualne kręgi, las i ciemność Pon Lut 19, 2024 7:51 pm | |
| Parsknął cicho w reakcji na pierwsze słowa Damiena. Ich nauczycielsko-uczniowska relacja była... dziwna. Dość specyficzna. I to głównie za sprawą samego Damiena, który od samego początku zachowywał się bardziej jak kumpel na wypadzie na piwo niż potencjalny uczeń, którym przecież był. Ale, z drugiej strony, Domingo był na tyle pewny siebie, by mieć absolutnie wyjebane w ten pozorny brak szacunku dla jego osoby jako mentora. Tym bardziej, że przecież widział, że chłopak brał sobie do serca jego nauki. Albo przynajmniej większość z nich. – Stonehenge to święte miejsce dla wielu kultur – mruknął po chwili, ale na ustach ciemnoskórego błąkał się mały uśmieszek. – I to wyłącznie ze względu na swoją moc. Na szczęście kromlech, do którego jedziemy, nie jest tak tak potężny sam w sobie. – Zamilkł na chwilę, kiedy wyprzedzał kolejne auto. – Ani nawet w połowie tak znany – dodał. Przez chwilę znów nic nie mówił, co chwila wyprzedzając kogoś. Domingo był odpowiedzialnym człowiekiem. Zazwyczaj. Dlatego kiedy prowadził, skupiał się przede wszystkim na kierowaniu samochodem, a dopiero w drugiej kolejności na rozmowie. – No i miała rację. A jeśli ta psiapsia, o której mówisz, ma rude włosy, to trzymaj się od niej z daleka. Ale – żachnął się. – Nie każdy sabat jest sobie równy. I nie każde miejsce przyciąga taką uwagę. Zmarszczył brwi, słuchając kolejnej wymiany zaczepek między Lorelai a Damienem. Zmiennokształtna starała się być grzeczna i rzeczowa, ale co z tego, skoro Damien nie chciał się odwdzięczyć tym samym? – Prosiłem o coś, prawda? – powiedział w końcu dość nieprzyjemnym tonem, znów patrząc na młodszego czarownika w lusterku. |
|
| Sponsored content
| Temat: Re: Rytualne kręgi, las i ciemność | |
| |
|
| |
| |
|