Dom rodzinny Nulla.
Idź do strony : 1, 2  Next
Null.
Null.
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 12:47 am

Dom rodzinny Nulla. AinEh0k

Dom dwupiętrowy należący od blisko stulecia do rodziny Adams, będącym przekazywanym w spadku. Rozległy strych był miejscem, na którym Franklin spędzał mnóstwo czasu jeszcze za dziecka, grzebiąc po starych własnościach pradziadków i innych skarbach, o których pani domu chciała zapomnieć lub po prostu pozbyć się z widoku. Poniżej, choć znajdując się na drugim piętrze, sypialnia Franklina, jak i pokój gościnny wraz z pokojem do pracy, służącym za rodzinną bibliotekę wypełnioną po same sufity regałami z książkami. Na piętrze pierwszym za to znajdywała się sypialnia państwa domu, wraz z dodatkowym pomieszczeniem gospodarczym oraz kolejną sypialnią gościnną.
Na parterze za to znajdywała się obszerna kuchnia z jadalnią, bawialnia, salon gdzieś pomiędzy korytarzami ukryta w czymś przypominającym szafę pralnia, a w końcu i pokój słoneczny prowadzący na bardzo zadbany ogród.
Sam pokój Franklina nie tylko jest ogromny, ale i przestrzeń jest wypełniona przeróżnymi plakatami, książkami, figurkami czy nawet drobnymi gadżetami i zabawkami, a chłopak wydaje się raczej rzadziej przykładać uwagę do zachowania porządku, może poza samym otoczeniem biurka.

Null.
Null.
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 12:55 am

Gdyby mógł, możliwe że wyłączyłby nawet internet w domu, żeby tylko przypilnować że Dima nie zasiedzi się przy komputerze. Widać było po nim jak niecierpliwy był i jak mu się spieszyło, skoro dostał obiecaną wizytę już tego dnia, choć możliwe że była to bardziej noc. Tym bardziej, że i trudniej było zwodzić jego rodziców. Telefony od mamy zdarzały się regularnie, choć Franklin w ciągu dnia rzadko był w ogóle w stanie odebrać, kiedy zwyczajnie w świecie przesypiał sam z siebie cały czas, kiedy słońce górowało na nieboskłonie. Dość mocno go to frustrowało...
Gdyby mógł, prawdopodobnie wyciągnąłby starszego wampira z domu od razu jak tylko otworzył oczy po zmroku. Ale jedyne co robił to wpatrywał się w niego ponaglającym i surowym wzrokiem do momentu, aż nie wyszli rzeczywiście z domu, kiedy zupełnie się ożywił - możliwe, że jeszcze bardziej niż na co dzień, bo i wtedy nie brakowało mu energii. Łatwo było zauważyć, że był bardziej socjalną istotą niż mniej, szczególnie kiedy wręcz trudno było go odpędzić od nowych osób. Wystarczyło jedynie podejrzenie, że Dimitri z kimś rozmawiał, a od razu i on chciał dowiedzieć się z kim, i poznawać tę osobę.
- Ani się waż szperać... w czymkolwiek. Jasne? Najlepiej, żebyś po prostu... nie wiem, po prostu stał i się uśmiechał. Nie żartuję. Nawet nie próbuj niczego tam dotykać. Zapakuję to, co potrzebne będzie... i tak, tak. Walizkę będę musiał wziąć z góry... I nawet nie wspominaj o Northfield moim rodzicom, bo zawału dostaną... - mówił, ledwo powstrzymując się przed rozwijaniem pełnej prędkości, kiedy byli już po... posiłku.
Śpieszyło mu się, chciał się szybciej znaleźć w domu, w którym najchętniej zostałby na zawsze. Tak całkiem, po prostu by się schował pod kołdrą i spał...
Nawet jeśli wiedział jak absurdalnie jego życzenie mogłoby brzmieć. Może dlatego nie mówił o tym na głos - choć nie trudno było wyczytać po nim ekscytację i radość, które przy jego stanie mogły być jeszcze bardziej niepokojące. W końcu powinien starać zachować się spokój, żeby móc w razie nagłe potrzeby, nad sobą zapanować...
- Wymyśliłeś sobie kierunek? Najłatwiej będzie jak się jako znajomy ze studiów przedstawisz, jeśli zostaniesz zapytany... jak nie to po prostu przemilczymy sprawę i tyle. Nie trzeba mówić nie zapytanym, jasne? - mówił, co rusz gdzieś węsząc, im bliżej osiedla niektórych podobnych w architekturę, a innych nieco wyróżniających się domków się znajdywali, tym częściej przystawał, pochłaniając na nowo zapachy, które były... w jakiś sposób znajome, ale nigdy wcześniej nie zwracał na nie aż takiej uwagi. Ani w taki sposób. Widać było po nim całą mieszankę emocji, radość, ale i co jakiś czas niepewność, jakby sam się bał tego co mogłoby się stać, kiedy łapał się na zbyt dużej ekscytacji. Rzeczywiście starał się samemu dość mocno pilnować - choć wciąż, ku swojemu niezadowoleniu, potrzebował co jakiś czas pomocy Dimy.
W pewnej chwili jednak cała jego ekscytacja zmieniła się bardziej w lęk - zupełnie jakby coś dostrzegł, a raczej wyczuł. Dość prędko rękaw wampira, jakby chciał go odciągnąć w inną alejkę niż zdawali się iść na początku.

Dimitri
Dimitri
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 1:28 am

Jako dość stary krwiopijca nie spał tak długo, jak Franklin, obudził się znacznie wcześniej. Miał jednak tyle zamówień do zaksięgowania i, spakowania i wysłania, że i tak się nie wyrobił ze wszystkim przed pobudką młokosa. Czuł te ponaglające spojrzenia, które ten ku niemu kierował, więc nawet nie skończył każdej rzeczy, którą miał jeszcze w planach zrobić. Po prostu wyszli na szybkie polowanie. Byłoby co najmniej lekkomyślnym tak po prostu pozwolić Franklinowi na spotkanie z bliskimi bez posilania się.
A Dimitri raczej nie był lekkomyślny.
Mieszkanie z białowłosym można było określić wieloma różnymi słowami, ale z pewnością nie było nudne. Chłopak okazał się być dość ekstrawertycznym typem i wyglądało to trochę tak, jakby wyszedł z mema tylko po to, by zaadoptować introwertycznego Dimę. Wszystkiego był ciekaw – zwłaszcza osób z otoczenia starszego wampira. Czasami Dimitri śmieszkował w duchu, że Franklin jest jak szczeniaczek – radosny, ciekawski i wymagający zajebiście dużo uwagi.
Nawet teraz tryskał energią, mimo że musiał przecież odczuwać do jakiegoś stopnia także lęk. Dimitri zdecydowanie nie podzielał jego entuzjastycznego nastawienia, był pełen wątpliwości wobec całego przedsięwzięcia. Próbował wyperswadować Franklinowi tak szybkie odwiedziny domu rodzinnego, ale nie bardzo się dało, już i tak odwlekał tę wizytę jak tylko mógł. Choć najchętniej zezwoliłby na takie wyjście dopiero za kilka lat, kiedy młody wampir faktycznie nauczyłby się nad sobą bardziej panować.
Ale przecież nie mógł.
– Mhm – mruknął z rezerwą. Był dobry w nieodzywaniu się i uśmiechaniu, w dodatku takim nieukazującym wampirzych kłów. Co do dotykania czegokolwiek... Niczego nie obiecywał i dyplomatycznie milczał na ten temat. Zamierzał zebrać jak najwięcej informacji o Franklinie w czasie tej krótkiej wizyty. – Żadnego Northfield, jasne. To gdzie niby mieszkamy? – zapytał, uprzejmie zostawiając białowłosemu możliwość wymyślenia tego szczegółu. Jemu niespecjalnie zależało, ale wiedział, że dla Franklina miało to znaczenie. – I, duh. Jasne, że wymyśliłem. Botanika – odpowiedział po chwili z nieznacznym uśmiechem. Bo jeśli można się czegoś nauczyć przez sześćset lat egzystencji, to na pewno tego, że najlepsze kłamstwa zawierały szczyptę prawdy. A on na roślinach znał się znacznie lepiej niż niejeden botanik.
Im bliżej celu byli, tym bardziej sam też zaczynał odczuwać pewne ożywienie. Był zwyczajnie ciekaw i rodziny Franklina, i tego, jak chłopak wcześniej mieszkał. Uważnie przepatrywał okolicę, zbierał zapachy, nasłuchiwał. Z tym, że on to robił raczej na wszelki wypadek – to jest: na wypadek jakichś kłopotów. W pewnym momencie uderzyła go gwałtowna zmiana we Franklinie. Cała ta ekscytacja gdzieś wyparowała, a zastąpił ją jakiś rodzaj strachu. Dimitri zatrzymał się, rozglądając się czujnie po okolicy, ale zaraz dał się pociągnąć Franklinowi w innym kierunku.
– Co jest? Co się stało? – dopytał nagląco.

_________________

Null.
Null.
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 2:01 am

- Botanika... Ughh... - stęknął nie do końca zadowolony, znając w końcu doskonale zainteresowania swojej rodzicielki. Westchnął jednak jedynie, kręcąc głową. To było najmniejszym problemem w tej chwili... ważniejsze było uspokojenie rodziców, aby na pewno nie martwili się tak, jak robili to w tej chwili. A co nie było przecież niczym dziwnym, kiedy ich dziecko nagle zniknęło z domu niemalże bez słowa, a o planach wyprowadzki dowiedzieli się dopiero przez telefon!
I to z dość... rozmytymi wyjaśnieniami. - I... nie wiem... Powiem, że to niespodzianka i dam im adres jak... się urządzimy. Czy coś... - westchnął bez większego przekonania. Miał wrażenie, że jego mama mogła być przerażona na samą myśl, że mógł mieszkać gdzieś, gdzie ona nie widziała. Nie mógł jej winić, ale wcale nie ułatwiało to sprawy...
Słysząc jednak pytanie, zerknął na niego jakby badawczo.
- ... nic? - spróbował skłamać, choć prędko ponaglił mężczyznę, ciągnąc go. Chciał uniknąć kłopotów, zwyczajnie w świecie, a te wyczuwał w tej chwili. Choć prędko się zatrzymał, zerkając w stronę jednego z domów. Czy zapach, który wyczuwał... to po prostu był ich dom? Nie był do końca pewny czy nie skręcił w złą uliczkę.
- Nie chcę... trafić na kogoś. Po prostu, to nic. Sąsiedzi, znajomi, eee... tak - rzucił, nie chcąc w tej chwili myśleć o tym, że mógłby zostać potencjalnie znów obiektem ataku znudzonych znajomych, którzy im dłużej go nie widzieli, tym bardziej stęsknieni się robili. Tylko, że w tej chwili nie był do końca pewny czy martwił się rzeczywiście o siebie, czy bardziej o nich. Nie miał w końcu zamiaru robić nikomu problemu, nie bardziej niż potrzebował. - Za dużo pytań by było i tych innych, wiesz - rzucił znów wymijająco, a jego nerwowość wcale nie ustawała, kiedy ciągnął wampira ponaglając go w ten sposób. Był coraz bardziej poddenerwowany i zestresowany, choć pojawiała się znów ekscytacja, im więcej stawiał kroków. Im bliżej znajdywali się ogrodu, który był przez niego upatrzony...
- Nie ma aut - oznajmił, puszczając w końcu rękaw Dimy, dobijając do ozdobnej bramy i otwierając ją prędko kompletem kluczy. Niemalże wybiegł do przodu, nie czekając na starszego, choć powstrzymał się w ostatniej chwili, zamykając wejście za nim. Od razu można było dostrzec, że ogród nie stanowił byle ozdobnika - a było w nim nieco więcej przemyślanego rozłożenia krzewów, ozdób i wszystkiego, do czego Franklin nawet nie przykładała wagi.
Ważniejsze było, że niemalże wbiegł do domu, kiedy już dobił do drzwi, prędko zdejmując buty i w samych skarpetach wbiegając na schody, jakby nie mógł się doczekać.
- Buty z nóg, kapciami się poczęstuj są w koszu przy wejściu! - zawołał jedynie, wbiegając do swojego pokoju na drugim piętrze. - I nie dotykaj niczego! - dało się słyszeć, kiedy sam Franklin wyraźnie rozpoczął dość gruntowne rozbijanie się po własnym pokoju w poszukiwaniu zarówno walizki, ale i oddając się przeglądowi tego, co chciał zapakować.

Dimitri
Dimitri
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 2:36 am

Kompletnie nie rozumiał niechęci Franklina wobec wyboru botaniki. Przecież to jakby... samo się narzucało? Dimitri najlepiej znał się właśnie na roślinach, więc gdyby trzeba było odpowiedzieć na jakieś pytania albo coś naściemniać w związku z rzekomymi studiami, to właśnie flora miała najlepsze szanse.
– Czemu zaraz ugh – wymamrotał pod nosem niby pytanie, ale nie był pewien, czy faktycznie dostanie jakąś odpowiedź. Pokiwał za to głową na następne słowa. Brzmiały dobrze, choć Dimitri nie sądził, by troskliwym rodzicom faktycznie takie pokrętne wyjaśnienie wystarczyło. Nie, żeby miał jakiekolwiek doświadczenia z troskliwymi rodzicami. Jego własnym nigdy nie zależało specjalnie na wiedzy, gdzie ich latorośl się podziewa.
Właściwie to wręcz przeciwnie.
– Jasne. Może wtedy już nawet rzeczywiście nie będzie trzeba kłamać o Northfield – mruknął znów cicho. Cały był w trybie czuwania, jakoś nie miał ochoty mówić głośniej. Był w nieznanej sobie okolicy, wszystko mogło mieć uszy. Paranoiczny? Kto – Dimitri?
Znów dał się pociągnąć dalej, ale uważnie nasłuchiwał i praktycznie węszył w powietrzu. Wyczuwał zapachy różnych ludzi, niektórych dalej, innych bliżej, ale głównie jednak tych zamkniętych we własnych czterech ścianach. Nie miał pojęcia, czego szuka, a Franklin wcale mu tą enigmatycznością nie ułatwiał. To było frustrujące. Jak miał niby go pilnować, skoro ten się tak zachowywał?
I Dimitriemu nawet na moment nie przeszło przez myśl, że białowłosy mógł chcieć uniknąć spotkania z tymi, których widział w jego wspomnieniach.
Ale może to i lepiej. Bo wtedy to nie białowłosy byłby tym, którego zapędy trzeba by było powstrzymywać.
Kiedy najwyraźniej minęli jakiś newralgiczny punkt, Franklin znów się ożywił. Brak aut sugerował, że Dimitri jednak nie pozna oryginalnych twórców swojego podlotka. W znacznej mierze ulżyło mu z tego powodu, bo tym samym znikało niebezpieczeństwo, że białowłosy da się ponieść i zaatakuje swoich bliskich. Plus odpadało ewentualne przesłuchanie kolegi ich syna, o którym nigdy wcześniej nie słyszeli. Dimitri potrafił kłamać, kiedy było trzeba, ale zwykle robił to na własne potrzeby, więc wiedział dokładnie co komu mógł powiedzieć. Tutaj czułby się z tym trochę nieswojo i niepewnie, mimo że przecież Franklin z grubsza go poinstruował.
No, a z drugiej strony, Dima naprawdę chciał poznać rodziców swojego wampirzego pomiotu.
Kiedy tylko przekroczyli bramę, wampir zaczął się z zaciekawieniem rozglądać po ogrodzie. Rośliny spały, ale instynktownie wyczuwał, że mają się dobrze, że ktoś tu się nimi dobrze opiekuje. Zaraz przypomniała mu się franklinowa niechęć do botaniki i stało się dla niego jasne, że najwyraźniej któryś z domowników też lubił rośliny. A przecież Franklinowi bardzo zależało na tym, żeby Dimitri najlepiej W OGÓLE się nie odzywał. Wszystko wskoczyło na swoje miejsce.
Wewnątrz domu nawet nie zdążył się porządnie rozejrzeć, a białowłosy już pognał na górę.
No cóż.
Dimitri grzecznie zdjął buty, ale żadnych kapci sobie nie wziął. Nie lubił. Nie był fanem. Zwłaszcza noszenia cudzych. Już wolał chodzić boso. Przeszedł się po przedpokoju, zajrzał to tu, to tam, ale ostatecznie najciekawsze było przecież tam, gdzie zniknął Franklin. Podążył za jego zapachem i dźwiękami, jakie wydawał przy przetrząsaniu własnego pokoju, cicho jak kot, tym bardziej, że był boso. Wzrokiem chłonął wszystko, co mu się nawinęło pod oczy. Czytał uważnie plakaty, próbował rozpoznać konkretne figurki. Kiedy szedł w głąb pokoju, przejeżdżał palcem po grzbietach książek i próbował odczytywać tytuły.
– Nic dziwnego, ze nie znosisz mieszkania ze mną – mruknął w końcu cicho. – Ten jeden pokój jest większy niż całe moje mieszkanie.

_________________

Null.
Null.
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 3:06 am

Na ścianach znajdywały się fotografie - dalszych członków rodziny, bliższych, ale równie łatwo było znaleźć i te z podobizną młodszego Franklina. Teatrzyki, występy, zawody z łucznictwa. Zdjęć, kartek i innych pamiątek w całym domu było mnóstwo. Dało się dostrzec dość pokaźny barek z alkoholami, prawdopodobnie w dużej części prezentowanymi, ale i kalendarz zapisany odręcznie jakimiś wydarzeniami. Urodziny, przyjęcia i tym podobne - łatwo było wywnioskować po kim Franklin tak bardzo interesował się innymi ludźmi, skoro rzeczywiście i w domu przykładano dużą uwagę do innych.
- Garderoba moich rodziców jest rozmiarów twojego mieszkania pewnie - stwierdził, wzruszając ramionami, jakby to było niczym odkrywczym. - Zresztą... miałem po prostu inne plany, wiesz? Kupno jakiegoś mieszkania, a nie zamieszkanie nagle z kimś w Northfield... Na obozach nie narzekałem na dzielenie z kimś małych pokojów.
Na półkach znajdywały się konsole, gry, książki, komiksy - widać było, że był bardziej rozpieszczony niż mniej, a jednocześnie zdawał sobie sprawę, że w pewnym momencie musiał zacząć sam zarabiać, i też od tego nie uciekał. Nawet jeśli szukał momentami skrótów.
- Możesz nie? - rzucił z wyrzutem, widząc jak starszy wampir próbował sprawdzić jego regały, które nie miały w gruncie rzeczy zbyt wiele złych rzeczy. Fantastyka, ilustrowane wydania, pomiędzy jakieś książki odnośnie mitologii czy wierzeń regionalnych. Znalazły się pozycje, które trudniej było brać na poważnie - trudno było określić czy starsze wydania książek von Dänikena były czymś z czym Franklin dorastał, czy raczej świeższym nabytkiem. Z gier było widać raczej skupienie na pokemonach czy Zeldzie, niektóre fragmenty półek wydawały się być poświęcone konkretnym seriom, a inne były istnym chaosem, gdzie trudno było rozróżnić nawet figurki. Na ścianach były gdzieś też zdjęcia, bilety jeszcze stare i inne pamiątki - momentami również rysunki i pocztówki.
Gdzieś po pokoju można było dostrzec pluszaki, jakieś wrotki i inne podobne. Plecaki, jakieś zeszyty i notesy, stare słuchawki które już dawno nie działały, ale nikt nie zdążył wyrzucić ich na śmietnik. Było tutaj wszystko w zupełnym nieporządku, ale i duża przestrzeń zdawała się tylko ten chaos nasilać.
- Nie ma miejsca na dwa kompy, więc tylko na dyski pozrzucam...- stwierdził, zostawiając w połowie pakowanie swojej walizki głównie ubraniami, zaraz zasiadając do biurka. - Widzę gdzie grzebiesz - dodał, niemalże niczym prawdziwy jedynak, który nie widział problemu w tym jak rozgaszczał się w mieszkaniu Dimy, ale kiedy on próbował zrobić cokolwiek podobnego na przestrzeni jego pokoju, to nagle stanowiło problem. - I tak będziemy musieli jeszcze poczekać, aż przynajmniej mama przyjedzie, bo mi nie odpuści jak się z nią nie zobaczę... - westchnął, chociaż bardziej nieszczęśliwy faktem, że Dima również miałby towarzyszyć w tym spotkaniu.

Dimitri
Dimitri
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 3:35 am

Wszystkie te otaczające ich przedmioty opowiadały tak wiele historii. Ilustrowały praktycznie całe dotychczasowe życie Franklina, wyłaniał się z nich obraz chłopca, który naprawdę był kochany przez najbliższych i który wcale nie był złą osobą. To było fascynujące, móc w pewnym sensie na własne oczy zobaczyć, jakim Franklin był człowiekiem, zanim nie napatoczył się nieszczęśliwie na Dimę. Obrazy mówiły więcej niż tysiąc słów, więc Dimitri chłonął je wszystkie, starając się je zapamiętać. Kompletnie za nic miał wszelkie protesty białowłosego, po prostu chodził od jednej półki do drugiej, oglądał poprzypinane do ścian zdjęcia i inne pamiątki, czasem czegoś dotknął, czasem podsunął sobie coś bliżej pod oczy. Gdyby kojarzył von Dänikena, zwłaszcza z jego późniejszej, znacznie bardziej odklejonej twórczości, pewnie zląkłby się o poczytalność Franklina, ale Dimitri, szczęśliwie dla samego siebie, był błogo nieświadom istnienia jakiegoś kolesia, który największe osiągnięcia cywilizacji ludzkiej przypisywał ingerencji kosmitów.
Czy innych rzeczy w tym stylu.
– Taaaa, domyślam się – odmruknął. Czy czuł wyrzuty sumienia, że w pewnym sensie zakończył życie Franklina? Że pozbawił go skrupulatnie zaplanowanej przyszłości? Trochę tak. Ale wiedział, że większe wyrzuty sumienia by miał wtedy, gdyby go po prostu zabił. – Ale nie dygaj. Niedługo wykurwiamy z Northfield. Postaram się, żeby mieszkanie było... w lepszym standardzie niż obecny – dokończył odrobinę niezręcznie.
Nawet na moment nie przerywał sobie szperania wszędzie. Nie ominął nawet pluszaków. Przyglądał się im z ciekawością, zastanawiając się, jak to było być chłopcem z dwudziestego pierwszego wieku. Układać się do snu z ulubioną maskotką, prawdopodobnie czekając, aż któryś z rodziców przyjdzie i otuli kołdrą do snu. Pokręcił głową odrobinę smutno. Nie było sensu się nad tym zastanawiać. Był kim był, nie mógł zmienić przeszłości. Ostrożnie odłożył na miejsce trzymanego w obu rękach pluszaka jakby był czymś kruchym i praktycznie bezcennym.
– Możemy na razie wstawić twój komputer do szafy, w nowym mieszkaniu spokojnie sobie go rozłożysz – zaproponował luźno, kiedy zaczął z kolei przeglądać komiksy, zatrzymując się chwilę dłużej przy niektórych obrazkach. Wreszcie spojrzał w stronę Franklina i wyszczerzył się. – Wiem, że widzisz. Jakbyś nie zauważył, to nawet się nie kryję ze swoją ciekawością.
Na rewelacje o czekaniu na mamę nic nie powiedział, jedynie jego szeroki uśmiech wyparował, a sam Dima trochę spochmurniał.

_________________

Null.
Null.
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 4:08 am

- Wiesz, że mogę w tym pomóc? Mam pewnie lepszą zdolność kredytową niż ty... Z opłatami zresztą też - stwierdził luźno, bo w końcu poczuwał się do odpowiedzialności. W końcu co innego, kiedy mieszkając w domu rodzinnym nie płacił, bo rodzicie nie chcieli nawet przyjąć od niego pieniędzy - a wszyscy zgadzali się, że lepiej było dla niego, aby mógł oszczędzić - a co innego, kiedy miał rzeczywiście mieszkać z kimś... wciąż jednak obcym.
- Będę mógł po niego zawsze wpaść... kiedyś. Jak rodziców nie będzie w mieszkaniu chociażby. Wcześnie wychodzą na tygodniu, późno wracają, więc nie powinno być z tym problemu w razie czego... - stwierdził z westchnieniem, szczerze woląc, jakby Dimitri chodząc po domu po prostu zamknął oczy. To było w końcu nie fair, że był w stanie zobaczyć znacznie więcej z jego dwudziestokilku letniego życia niż na odwrót z sześciuset letniego! Choć może bardziej przykre? W końcu mogło to świadczyć o tym, kto miał bogatsze lata życia, a przynajmniej w te wspomnienia warte zapamiętania.
- Co cię tak ciekawi? Pokój jedynaka? - rzucił, marszcząc brwi. Z jednej strony miał świadomość tego jak różnie jego pokój wyglądał z tymi innymi - gdzieś w jego głowie ta informacja widniała. Podobnie jak relacje z rodzicami. On sam rozmawiał na tematy finansowe i przyszłościowe już od lat nastoletnich ze swoimi, kiedy tylko zaczął wykazywać się zainteresowaniem. Dziwił go brak podobnych rozmów u rówieśników, a musiał dopiero kilka lat podrosnąć, żeby zrozumieć w małym stopniu, że miał po prostu szczęście. - Jak interesują cię książki to jest ich więcej w biurze. Te drewniane drzwi na korytarzu, nie te białe, tam jest sypialni gościnna - rzucił, pozwalając żeby pliki się przeniosły. Podniósł się od biurka, wracając do szafy i niedbale wrzucając kilka kolejnych rzeczy. Jakiś plecak, do niego buty, jeszcze torba, zaraz znalazły się tam jakieś ręczniki. Widać, że przez moment zawahał się przy niektórych przedmiotach - bardziej sentymentalnych niż użytecznych. Teraz tym bardziej wyczuwał powiązane ze wszystkim zapachy. Pluszaków, pościeli, książek i wszystkiego w całym domu.
W końcu wyciągnął z szafy komplet pościeli w osobnej torbie, otwierając go tylko na moment, żeby dołożyć również poszewki.
Podniósł na niego wzrok.
- Wiesz, że muszę się z nią zobaczyć... Słyszałeś, ile razy dzwoni. Pamiętaj, że jestem jedynakiem, który nagle zniknął z domu tak w sumie... - stwierdził, chociaż sam poczuł nieco większy stres na podobną myśl. Może też dlatego, że Dima sam go nastraszył tym jak spotkanie mogłoby się skończyć? Chociaż stres podświadomie zmieniał się w nieco większą panikę, jakby docierał do niego powoli inny zapach, którego wcześniej starał się uniknąć podczas drogi do domu.
W końcu podszedł do walizki, która wcale nie była aż tak wypełniona, a do której wrzucił jeszcze mniejszą poduszkę i jednego z pluszaków, uznając że zabranie zapachu mogło być dobrym pomysłem. Zresztą, było widać po nim, że raczej nie wstydził się podobnych rzeczy - w dużej mierze były to przecież prezenty.
Zerknął na swój telefon, dostając wiadomość i zamykając walizkę, chociaż nieco bardziej się zląkł, widząc treść. Zerknął zaraz po tym na Dimę.
- Będzie chyba... jeszcze jedna osoba... Mająca mi pomóc z walizką... Mama poprosiła kolegę - rzucił cicho, bez większego przekonania, wbijając wzrok w walizkę, którą zaraz podniósł, chcąc ją znieść na dół.
- Idę do kuchni, nastawić wodę...

Dimitri
Dimitri
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 4:59 pm

W tych nowych czasach okazywało się, że Dimitri był klasycznym nerdem. Co prawda, faza na komiksy czy superbohaterów jakoś go ominęła, ale zdarzało mu się czytać mangi – choć jednak wolał po prostu oglądać anime czy grać w gry w tej stylistyce. Ale w tej chwili akurat zdecydowanie podziwiał kunszt, z jakim artysta narysował wyjątkowo skomplikowaną ilustrację na rozkładówce. Wampir na chwilę zamarł, a potem spojrzał na Franklina znad trzymanego komiksu.
– Jeśli chcesz, możesz się dorzucać – powiedział w końcu, wzruszywszy lekko ramionami. Jeśli młody tak wolał, Dimitri nie miał nic przeciwko. – Ale nie będę naciskał ani cię do tego zmuszał. Już i tak wystarczy, że... – Dima zawahał się. Nie wiedział, jak to ubrać w słowa. Ani czy w ogóle o tym mówić. Ale, z drugiej strony, czy staranne niemówienie o sprawach oczywistych w czymkolwiek pomoże? – Już i tak jest ci trudno z tymi wszystkimi zmianami.
Odłożył komiks na półkę. Chwilowo przestał przeglądać rzeczy Franklina.
– Wolałbym, żebyś zabrał wszystko już teraz. W tym początkowym okresie lepiej jest unikać takich spotkań – powiedział ostrożnie. – Im mniejsza pokusa, tym lepiej. Później, oczywiście, nie ma problemu, ale teraz... Teraz... – zaplątał się trochę. Już to tłumaczył Franklinowi, ale, tak naprawdę, dopóki białowłosy nie przekona się na własnej skórze, jak ciężko jest przebywać wśród krewniaków praktycznie zaraz po przemianie, to wszystko były tylko słowa kogoś obcego. Pewnie podejrzane i mało przekonywające. – Zresztą, nieważne – mruknął. Dimitri w końcu machnął metaforycznie na to wszystko ręką. Jeśli Franklin będzie chciał tu niedługo wrócić, starszy wampir po prostu z nim przyjdzie. Czuł, że jest mu winien chociaż tyle.
Dimitri odwrócił się do chłopaka plecami i znów zaczął przeglądać jego rzeczy. Tym razem skupił się na wiszących na ścianie zdjęciach. Przyglądał się im przez chwilę, próbując ułożyć je w jakąś całość. Teatrzyki, występy... zawody łucznicze? Uśmiechnął się nieznacznie. Czyli jednak coś ich łączyło. Mogli wybrać się kiedyś trochę postrzelać.
Odwrócił się do Franklina przez ramię.
– Ciekawisz mnie ty – odparł bardzo poważnie. – Twoja przeszłość, to, jaką osobą byłeś... jesteś. Nie interesują mnie książki jako takie. Raczej to, jakie masz w pokoju, jakie uważasz za warte posiadania. To wiele mówi o osobie – dodał jeszcze z namysłem, zerkając na regał z książkami. – Chciałbym cię po prostu poznać. Spędzimy ze sobą dużo czasu, warto wiedzieć takie rzeczy. Zresztą... – dodał z wahaniem w głosie. Znów spojrzał na Franklina. – To działa też w drugą stronę. Jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć, po prostu pytaj. Może nie mam takiej kolekcji widzialnych wspomnień... – uśmiechnął się odrobinę. – ...ale za to tutaj kryje się sporo historii – dokończył, dotykając palcem wskazującym swojej skroni.
Przeszedł na bok, żeby nie blokować białowłosemu drogi do jego własnych rzeczy. Pakował teraz przedmioty bardziej użytkowe, jak choćby ręczniki. Albo był bardzo praktyczny i nie chciał niepotrzebnie wydawać pieniędzy na nowe, albo po prostu lubił bardziej te własne.
– Wiem, wiem – westchnął. – Na jej miejscu też bym się martwił. Zostaniemy aż do jej powrotu, nie martw się.
Dimitri może i nie miał troskliwych rodziców, więc nie wiedział, jak to jest, kiedy ktoś się o ciebie zamartwia, ale to wcale nie znaczyło, że nie wiedział, jak to się odbywa w drugą stronę. Już przykład Alice pokazał mu dobitnie, że jeśli chodzi o instynkty opiekuńcze, bardzo różnił się od Berith czy tego zwyrodnialca, który był jego biologicznym ojcem. Nawet o Franklina troszczył się już od tych pierwszych godzin po przemianie. I ta potrzeba zaopiekowania się nim wcale nie malała z czasem, raczej wręcz przeciwnie. Objawiało się to głównie rzeczami z pozoru niewinnymi – jak choćby daniem białowłosemu własnego laptopa. Dimitri nigdy nie dałby go nikomu obcemu, za bardzo dbał o te swoje technologiczne gadżety. A tutaj? Franklin nawet nie musiał o to prosić.
Przechylił głowę, patrząc, jak coś w jego pomiocie się zmienia, kiedy tylko przeczytał wiadomość w telefonie. Sam stał się jakby czujniejszy.
– Co to za osoba? Chyba go nie lubisz – bardziej zauważył, niż rzeczywiście zapytał. I bez słowa ruszył w stronę Franklina, jakby z zamiarem pójścia z nim do kuchni.

_________________

Null.
Null.
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 5:53 pm

- Będzie łatwiej znaleźć mieszkanie duże i na nas, i na koty, i na rośliny. Higiena powinna być zachowana, a łatwiej będzie przeznaczyć pomieszczenie, do którego koty nie będą wchodzić, jeśli chcesz robić kosmetyki na mieszkaniu, prawda? Więc są potrzebne trzy sypialnie przynajmniej, co też będzie droższe... Albo wynajem domu, co wciąż wiąże się z kosztami - zauważył, krzywiąc się na tym, że było mu trudno ze zmianami. Oczywiście, że było, ale nie mógł po prostu usiąść i się załamywać. Może dlatego też starał się... tolerować sporo w sytuacji. Nawet jeśli były chwile, że emocje brały górę to wciąż bardzo często zachowywał się praktycznie, kiedy wychodziły bardziej... logistyczne tematy. Nawet jeśli wyraźnie niektóre rozwiązania mu nie pasowały, starał się nie robić z tego wszystkiego wielkiej sprawy.
- Nie masz jakiś... ten... pamiątek? Może nie dokładnie, ale widziałem tyle memów o tym, że wampiry mogłyby widywać swoje jakieś własności w muzeach... Albo jakieś listy. Wiesz, na tych wystawkach niektórych... Przez tyle lat można w sumie zapomnieć, co się miało - stwierdził, wiedząc przecież, że jemu samemu na przestrzeni roku potrafiło się zapomnieć, że w jakiejś kurtce schował pieniądze i później odkrywał to z przyjściem nowego sezonu, w którym trzeba było się ubrać cieplej. Pokręcił jednak lekko głową. - To wciąż dziwne jak mi szperasz. Zresztą, książki są prezentami. To, że jakąś mam fizycznie, nie znaczy że ją nawet przeczytałem, wiesz? Czasem to... jakiś żart. W sensie prezent od kogoś... Czasem pamiątka, czy coś - stwierdził, zaraz sięgając po jakiś niewielki tom, gdzieś ukryty pomiędzy innymi. - Tego nigdy nie przeczytałem. Zresztą, jest po norwesku... w liceum polecieliśmy z dwójką znajomych, bo znaleźliśmy początkiem roku tanie bilety i tak jakoś... wyszło. Wybraliśmy dla siebie książki, i w sumie to mamy w nich wszystkie bilety, i jakieś rachunki i inne - stwierdził, a próbując włożyć książkę na miejsc, rzeczywiście kilka rzeczy wyleciało, po które dość prędko się schylił, chowając z powrotem.
Zdecydował się jeszcze złapać czytnik, wciskając go w ręce Dimy, kiedy ten zdecydował się zejść za nim do kuchni.
- Mam tam listę przeczytanych... Chociaż większość tam jest teraz klasyków na zajęcia, które czytałem - stwierdził, zaraz kręcąc głową, kiedy zniósł walizkę, odstawiając ją w przedpokoju, kierując się do kuchni, gdzie niczym urodzony gospodarz, zaczął przygotowywać rzeczywiście poczęstunek, chociaż dla czterech osób.  Co prawda rozumiał, że ani on, ani Dima nie musieli jeść czy pić, ale powinni sprawiać pozory...
- To... em... syn mamy koleżanki, powiedzmy. Mieszka... w sąsiedztwie. To nic. I nikt. To... nie bardzo... - zawahał się, nie wiedząc, ile powinien powiedzieć, choć stanowczo unikał wzroku drugiego wampira. Gdyby mógł, schowałby się w szafkach, z których wyciągał dzbanek i herbatę, a później w lodówce, kiedy przelewał do dzbanuszka mleka.
- Mama ma więcej roślin w pokoju słonecznym - powiedział nagle, zaraz stawiając krok w stronę jednego z dwóch wejść do kuchni, wskazując Dimitriemu drogę. Tym bardziej, że oboje mogli poczuć nieco dymny zapach, który pojawił się przy drzwiach, używając spokojnie klucza. - Poza ogrodem... lubi w tym wszystkim siedzieć. Nie chcesz obejrzeć? - rzucił znów, tym bardziej kiedy drzwi się całkiem otworzyły.
- Oho, już się spakowałeś? A miałem nadzieję, że ci pomogę! -  rozległo się, a Null był niemalże gotowy wypchnąć Dimę z kuchni, wpatrując się w niego z błagalnym spojrzeniem idź stąd.

Dimitri
Dimitri
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 7:13 pm

Przez chwilę stał tak z lekko rozchylonymi ustami, gdy przetwarzał właśnie zasłyszane informacje. No tak, specjalny pokój do produkcji, do którego koty nie miałyby wstępu. Miało sens. Kompletnie o tym nie pomyślał, ale gdy już to usłyszał wypowiedziane na głos, to naprawdę miało sens. Powinien w takim razie zainwestować jeszcze w jakiś ozonator powietrza. Autoklawu nie potrzebował, bo przecież nie robił nic, co by wymagało wręcz sterylizacji narzędzi, ale już ozonowanie powietrza mogło się przydać, jeszcze by tylko brakowało, żeby faktycznie pojawiły się skargi od uczulonych na kocie białko, że jego kosmetyki ich uczulają.
Skinął powoli głową.
– Masz rację. Nawet nie pomyślałem o tym – odpowiedział powoli, a w jego głosie dało się słyszeć odrobinę podziwu. Wychodziło na to, że Franklin naprawdę był dobry w takich praktycznych rzeczach. Zupełnie nie jak Dimitri. – A więc... przynajmniej trzypokojowe mieszkanie – mruknął już do siebie, jakby naprostowując to, co sobie wcześniej w głowie ułożył.
Po kolejnych słowach jego twarz zaczęła wyrażać jedno absolutnie wielkie nic.
– Nie mam za wiele pamiątek. A rzeczy, o których mówisz, znajdują się raczej w petersburskich muzeach – odpowiedział całkowicie neutralnym tonem. – Chyba są nawet jakieś dwa obrazy, które Iso... moja mistrzyni zamówiła dawno temu i zapomniała odebrać – poprawił się jeszcze, wciąż z tą samą obojętnością w głosie. We wtorek kupimy kawę, w środę trzeba będzie umyć okna, a moją podobiznę zobaczysz w muzeum. Żadne wielkie rzeczy. Dopiero kiedy Franklin zaczął opowiadać o książkach, które posiadał i które przeczytał – nie mylić jednego z drugim – na jego twarzy znów pojawiło się zaciekawienie. Podszedł bliżej. – Mogę? – zapytał, ale właściwie nawet nie zaczekał na pozwolenie, tylko wyciągnął ostrożnie tę norweską książkę, żeby przewertować te wszystkie bilety i inne takie, chociaż gdyby białowłosy bardzo nie chciał, żeby to wszystko oglądał, to bez słowa protestu oddałby mu ten zbiór pamiątek. Dla niego te wszystkie drobne rzeczy i pamiątki były fascynujące. Kiedy podróżował z Isobel i jej świtą, nie miał powodu, by gromadzić takie rzeczy, stanowiłyby tylko dodatkowe przypomnienie katorgi, którego przecież nie potrzebował. Kiedy później podróżował z Alice, nie miał nawet głowy, żeby myśleć o takich rzeczach. Każdej nocy starali się unikać niebezpieczeństw, a i on sam był wtedy jeszcze zbyt złamany psychicznie, żeby w ogóle jakieś gromadzenie pamiątek zaprzątało jego myśli. Te kilka fotografii, jakie miał z Alice, a które Franklin podpatrzył w mieszkaniu, powstały właśnie z inicjatywy dziewczyny. Jedynie listy zachował, instynktownie czując, że takich rzeczy po prostu się nie wyrzuca.
Wziął wciśnięty mu w dłonie czytnik i zaczął przeglądać jego zawartość, łapiąc się na tym, że w zasadzie większość znajdujących się tam pozycji on sam także przeczytał. Lubił czytać. Nie tak bardzo, jak lubił grać, ale przecież książki były jego wieloletnimi przyjaciółmi. Zwłaszcza te, które były klasykami w spisie lektur Franklina – Dimitri wiele z nich przeczytał dawno temu, jeszcze kiedy były pierwszym wydaniem.
Spojrzał na Franklina znad czytnika, kiedy usłyszał te pokrętne wyjaśnienia, uniósł jedną brew odrobinę do góry. Zaraz dołączyła do niej druga, kiedy białowłosy tak nagle zaczął gadać coś o roślinach w drugim pokoju. Jeśli nie chciał, żeby Dimitri ruszał jego rzeczy, to powinien był od tego roślinnego pokoju zacząć, dlaczego więc wspominał o nim dopiero teraz...?
Jedyny słuszny wniosek właśnie wszedł przez drzwi wejściowe. Dimitri odłożył czytnik na stół i skrzyżował ramiona na piersi, patrząc na Franklina wyczekująco. Nie odzywał się, ale nie zamierzał nigdzie wychodzić. Po pierwsze, był tu właśnie po to, by w razie czego powstrzymać swojego potomka przed rzuceniem się na kogoś znajomego.
A po drugie – Franklin zachowywał się po prostu podejrzanie.

_________________

Null.
Null.
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 7:44 pm

Iso.
Zanotował od razu, bo nawet jeśli najbardziej interesowały go te kwestie, które były zabarykadowane w życiu Dimy, wyłuskiwał co tylko mógł z tego o czym wspominał. Nie chciał ruszać tego tematu sam, nie chciał wspominać, ale chciał zbierać te informacje. Też po to, żeby uniknąć przypadkowego ruszania ich... Było to dość straszne, widzenie starszego wampira w nagłej ciszy, w rozsypce. Nawet jeśli był ostrożny wokół tych tematów, wciąż go interesowały...
- Kiedy właściwie wyniosłeś się z Rosji? - zapytał, zastaanawiając się po tym jeszcze przez chwilę. - Czekaj, czekaj, czy w pewnym momencie żyłeś w tym samym czasie co Rasputin? - znów dodał, musząc wykonać szybszą matematykę w pamięci. A w kwestii samej książki, nigdy mu nie zabronił do zerknięcia do środka.

Wpatrywał się w Dimę, nie odzywając się jednak. Nie poganiał go, ale jego wzrok jasno mówił, że nie chciał go w tej okolicy. Nie chciał go w tym miejscu tu i teraz, kiedy jego znajomy wkraczał do kuchni, bez najmniejszego skrępowania narzucając na Franklina ramię i zagarniając go do siebie na powitanie.
- Dawno do nas nie wpadałeś. Wszyscy się już stęsknili, wiesz? - rzucił, śmiejąc się, a sam Franklin nawet nie myślał o ataku. Nie był głodny, ale również w chwili zdawał się być dużo bardziej przerażony. Nawet, jeśli w tej chwili próba siłowania z Dimą skończyłaby się dla niego przegraną, to jednak próba siłowania z człowiekiem była niczym siłowanie z dwulatkiem. A tutaj nawet nie próbował się wyrwać, nawet kiedy dłoń jego znajomego znalazła się bliżej jego twarzy, jakby chcąc wytarmosić go w przyjacielskim geście za policzek. - Już się z nami nie trzymasz Null? Nagle przeprowadzka, mniej wrzucałeś filmików i tych innych, co jest z tobą? Gdyby nie twoja mama to bym nic nie wiedział - rzucił znów chłopak, tylko przelotnie zerkając na Dimę, jakby nie bardzo się nim przejmował.
- Tak, to... szkoła, po prostu. Przepraszam. Em... Herbaty?- rzucił, choć widać było jak bardzo niekomfortowo się czuł w tej chwili. Nawet jego spojrzenie uciekło z wampira gdzieś na podłogę, jakby chciał po prostu przeczekać burzę. Niemalże się nie ruszał, mimo że przecież by mógł - ale coś go blokowało. Przekonanie, że nie miało sensu próbować jakkolwiek uciekać, nawet kiedy doszło do próby pociągnięcia go do wyjścia. Był jak sparaliżowany - tak samo jak nie próbował się wyrywać złapany w magazynie, jakby to był jego instynkt zachowawczy w sytuacjach zagrożenia.
- Dziwny ten twój nowy kolega, wiesz? Słuchaj, jak się tak bardzo chcesz wyprowadzać to i twoja mama będzie spokojniejsza jak do nas wpadniesz, nie?

Dimitri
Dimitri
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 8:17 pm

Dimitri nie trzymał go w niewiedzy celowo. No, w każdym razie nie do końca. Zamierzał kiedyś podzielić się z nim przynajmniej jakąś częścią tej historii, która dotyczyła Isobel, co prawda, znacznie okrojoną, bo przecież chłopak nie potrzebował znać bezmiaru jej okrucieństwa ze wszystkimi szczegółami, w stereo i HD, ale coś tam o niej nakreślić zamierzał – choćby po to, by go przed nią przestrzec. By nauczyć go, że sama perspektywa przebywania w tym samym kraju co ona niesie ze sobą niebezpieczeństwo.
Ale to nie był jeszcze odpowiedni czas.
Teraz Franklin wciąż jeszcze stawiał pierwsze kroki jako krwiopijca, nie potrzebował jeszcze dodatkowego ciężaru w postaci wiedzy, jakim potworem jest jego... eee... babcia. I to nie ta, która Dimitriego urodziła – choć z tej też było niezłe ziółko – tylko ta, która go stworzyła.
– No właśnie trochę przed nadejściem Rasputina – uśmiechnął się kącikiem ust. – Słyszałem, że był czarownikiem na usługach Kościoła. Okropna instytucja. Powinni ją przemianować na Hipokryzja.

Nawet gdyby Franklin faktycznie przyłożył jakąś siłę do wyciągnięcia wampira z kuchni, zapewne próby te i tak spełzłyby na niczym, tym bardziej, że i tak nie było już na nie czasu. Dimitri ani drgnął. Franklinem ewidentnie kierowały jakieś silne emocje, ale Dima nie potrafił ich rozszyfrować – podobnie jak nie potrafił odczytywać emocji wszystkich innych ludzi. Tym bardziej, że słowa przybysza były w zasadzie niewinne, więc teoretycznie nie powinny wywoływać w Dimitrim żadnej reakcji.
Tylko że słowa Isobel też bardzo często były niewinne i stanowiły śliczną otoczkę dla czynów po prostu chorych.
Zielone, lekko skośne oczy wampira zmrużyły się, gdy tak przyglądał się przybyłemu sąsiadowi, który spoufalał się Franklinem. Było w tym widoku coś osobliwego, jakby już gdzieś to wszystko widział. Przepatrywał własne myśli i wspomnienia w poszukiwaniu podobieństw, jakiegoś skojarzenia, czegokolwiek, co by naprowadziło go na odpowiedni trop. Bo jeśli była jakaś rzecz, w której był dobry – to nadmierne analizowanie wszystkiego.
I czasem się to opłacało.
Najpierw zachowanie Franklina skojarzyło mu się z tym w magazynie. Unikanie wzroku, jakaś taka dziwna bierność. Zachowanie ofiary, mimo że teraz był drapieżnikiem stojącym na szczycie łańcucha pokarmowego. Takie wchodzenie w z dawna ustaloną rolę zdarzało się tylko w przypadku z dawna ustalonych schematów. Dimitri, mimo że od dwustu lat stanowił sam o sobie, prawdopodobnie na widok Isobel również stałby jak sparaliżowany. Zmrużył oczy jeszcze bardziej, kiedy ten ciąg myślowy zaprowadził go do wspomnienia podpatrzonego w wizji.
To on.
Był jednym z tych, którzy ciężko pobili mu potomka.
Dimitri w ułamku sekundy z podejrzliwego, łypiącego na przybysza dziwaka zmienił się w kogoś, kto uśmiechał się przyjaźnie. Podszedł te kilka kroków do obu chłopców i położył dłoń na dłoni oprawcy, tej, która zdawała się sięgać do policzka Franklina.
– Ja? Dziwny? – zapytał milutko i uśmiechnął się jeszcze bardziej, ale uśmiech ten nigdy sięgnął oczu. – Dlaczego tak mówisz? Ranisz moje uczucia – powiedział z udawanym smutkiem i zacisnął palce na trzymanej ręce. Mocno, ale na razie jeszcze z ludzką siłą. – Stań sobie gdzieś indziej może, co? Naruszasz przestrzeń osobistą Franklina – powiedział już znacznie mniej przyjaźnie, a uśmiech jakby wyparował z jego twarzy, zostawiając przed chłopakiem po prostu wkurwionego wampira.

_________________

Null.
Null.
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 8:46 pm

Unikając wzroku, widział przecież jak Dima się zbliżał. Czuł, że się zbliżał - i możliwe, że panikował jeszcze mocniej. Będzie gorzej, jeśli coś się stanie. Mogło być gorzej. Nie, nie mogli tutaj... nie w domu, nie w tej chwili. To się zemści. Strach go paraliżował - w końcu to było niczym takim. Gorsze problemy mógł na siebie sprowadzić gdyby próbował to wszystko przerwać. Tłumaczenie, problemy dla wszystkich - i dla jego rówieśników, i dla rodzin wszystkich stron. A kolejne kłamstwo, że o coś się obił, wcale nie było trudne. Przecież wszyscy wierzyli w nie.
Dodatkowo teraz wychodziła kwestia... siły. I nowej sytuacji. Oczywiście, że bał się spróbować odegrać. Może też dlatego, że bał się ewentualnych konsekwencji w przyszłości. Nie szukał nigdy zemsty - tak długo jak zajmowali się nim, a on był w stanie przecież jakoś z tym żyć, podobne rzeczy nie zdarzały się komuś innemu. Było w porządku.
Zaczął dostawać mieszane sygnały ze strony Dimitriego, ale i kolegi. Stres, ale i złość - właściwie to ta druga bardzo szybko przejęła chwilowy lęk u człowieka, co też czuł doskonale. Było źle. Poczuł jak palce zacisnęły się na jego ramieniu w złości.
- Zostaw... - powiedział cicho, czując jak gula mu rosła w gardle ze strachu. Bilans zysków i strat był na plusie, kiedy po prostu przyjmował to wszystko... tym bardziej teraz. W końcu zaleczy się, prędzej niż później. Chociaż rzeczywiście mogłoby to zwrócić na niego niepotrzebną uwagę.
- Przeszkadzam ci? No słucham? Naruszam twoją przestrzeń osobistą, Franklin? - padło zaraz zdenerwowane ze strony chłopaka, a młody wampir poczuł pociągnięcie za swoje włosy, które ponaglało odpowiedź z jego strony. Jakby sygnał, którego był wyuczony.
- Jest w porządku - odpowiedział szybko, kiedy dało się usłyszeć nerwowy śmiech z jego strony. Wbił spojrzenie w Dimę, wciąż nie starając się wyrwać. - Jest... w porządku. To nic. Puść go... Dima... - powiedział nieco ponaglająco, czując jakby tym razem to on miał powstrzymywać starszego przed wyrządzeniem krzywdy, a co mu się wcale nie spodobało. Nie mógł ryzykować, że to ten który miałby go pilnować, straciłby kontrolę.
- No puszczaj mnie dziwaku - rzucił, próbując wywinąć rękę, choć bez większych efektów, zauważając że coś było zupełni nie w porządku. Sam chłopak był wyraźnie sfrustrowany niezrozumiałą sytuacją, co spróbował wyładować na trzymanym Franklinie. Białowłosy znów został pociągnięty za włosy. - Co, skarżyłeś się nowemu koledze?
- Nie. Dima, proszę, przestań - powiedział, mając pełną świadomość, czyj wybuch złości mógł być w tej chwili dużo gorszy, ale nie miał nawet najmniejszej świadomości, że zaczął prosić w podobnej manierze jak w magazynie - tak, aby uniknąć prawdy i pytań, byleby uspokoić skierowaną gdzieś złość i załagodzić sytuację. Nawet podczas kłótni przecież szybko się wycofywał, kiedy ktoś był zbyt uparty lub wyraźnie kogoś zranił.

Dimitri
Dimitri
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 9:25 pm

Wierzyć w kłamstwa o tym, że komuś obcemu ciężka książka spadła prosto na oko, było łatwo, bo co kogo obchodził ktoś obcy. Wierzyć w to, że ktoś bliski spadł ze schodów i dlatego od dwóch dni utyka, też było łatwo – bo łatwiej przyjąć do wiadomości, że ten, kim trzeba się opiekować, jest po prostu niezdarą, niż że przechodzi trudne chwile i ktoś się nad nim znęca; to drugie przynosiło ból i ofierze, i jej bliskim. Dimitri doskonale rozumiał obie te rzeczy. Ale sam przez tak wiele lat – tak wiele stuleci! – doświadczał takiej przemocy, że nawet gdyby chciał, nie byłby w stanie przejść obojętnie obok kogoś, kto krzywdził jego pisklę. Tym bardziej, że emocje miały zapachy. Strach Franklina miał tak silny zapach, że niemal mógł go poczuć na języku jak bukiet aromatycznego wina. Zupełnie jak wtedy, w magazynie.
Dimitri najpierw przekrzywił głowę, patrząc, na co pozwalał sobie ten ludzki śmieć. Jak pociągnął Franklina za włosy. Jak wymuszał na nim zaprzeczanie temu, że coś się działo. Chyba nawet gdyby Dimitri nie zobaczył tego typa w wizji miałby problem z zaakceptowaniem, że może rzeczywiście wszystko jest w porządku. Franklin jednak zupełnie niepotrzebnie się martwił. Rosjanin był najedzony, więc nie groziła mu utrata kontroli z powodu szału krwi. A w każdym innym przypadku... Cóż. Dimitri miał setki lat na nauczenie się kontroli nad własnymi emocjami. Czasami z rozmysłem dawał się im ponieść, jak wtedy w knajpie, kiedy strzaskał nosy wszystkim śmieszkom, które próbowały urządzić sobie dobrą zabawę kosztem jego i Damiena. Ale wtedy to była głównie jego sprawa – i jego honoru. Poza tym, spacyfikowanie grupy nieszkodliwych kucharzy przez zawodowego ochroniarza raczej nie wzbudzało za bardzo podejrzeń. Tutaj sprawa mogłaby się mieć trochę inaczej, gdyby tak po prostu zlał teoretycznie bliskiego znajomego chłopaka z przedmieść. Nie, Dimitri nie zamierzał robić niczego takiego.
Na nieszczęście tego pożal się szatanie oprawcy.
– Tak, tak, w porządku – powiedział trochę znudzonym tonem. Przesunął dłoń na przegub dłoni wyrostka i zacisnął znacznie mocniej, niż przedtem, zmuszając go, by w końcu wypuścił z palców tlenione włosy. Cały czas używał przy tym siły, jaką mógłby dysponować człowiek, co już samo w sobie stanowiło świadectwo tego, że Franklin niepotrzebnie obawiał się, że jego mistrz straci nad sobą kontrolę. – Nie musiał się skarżyć. Wyglądasz na takiego, któremu staje na myśl o biciu słabszych od siebie – zauważył równie znudzonym tonem i wykonał zwinny ruch, który wyglądał bardziej na taneczny niż cokolwiek ze sztuk walki.
A jednak efektem było to, że wyszarpnął chłopaka i założył mu z tyłu blokadę na ręce, dociskając górną połowę jego ciała do stołu. Wyglądał jak złapany przez policję przestępca oparty o maskę samochodu.
– Teraz dopiero zobaczysz coś dziwnego. – Powiedział Dima dziwnie spokojnie i nachylił się nad chłopakiem. Przełożył jego nadgarstki do jednej ręki, a drugą złapał go za podbródek i zmusił go do spojrzenia sobie w oczy. Uśmiechnął się dość nieprzyjemnie, kiedy pochwycał spojrzeniem jego słabą silną wolę. – Za każdym razem, kiedy choćby pomyślisz o tym, żeby się nad kimś znęcać, zsikasz się w gacie. Rozumiesz? – Poczekał, aż typ mu przytaknie. – Świetnie. To teraz zapomnij, że zostałeś zahipnotyzowany. Po prostu nagle dostałeś objawienia.
Dopiero po tych słowach w końcu uwolnił go spod hipnozy i przytrzymującego go na blacie uścisku. Wytarł ręce w spodnie, jakby właśnie przed chwilą dotykał czegoś obrzydliwego.
– To co z tą herbatą? – zapytał jak gdyby nigdy nic.

_________________

Null.
Null.
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 10:02 pm

Chciał znów spróbować zaprotestować, chciał znów powiedzieć cokolwiek, ale zawahał się, też przez słowa starszego wampira o biciu. Bił? Nie, nie mówił nigdy o biciu. Prawda? Zrozumiałby z sytuacji? Nie, nie miałby powodów do tego, zakładać cokolwiek takiego... Mówił to w złości? Tylko skąd miałaby ta złość wynikać? Nawet próbując zracjonalizować sobie cokolwiek, nie potrafił. Myśli się ze sobą zderzały, ale nie dochodziło do żadnego rozwiązania. Nawet w pierwszej chwili nie dostrzegł, że jego ludzki kolega znalazł się dalej od niego. Chwilę mu to zajęło.
- Nie, proszę... zostaw, nic nie rób - powiedział w panice, jakby bojąc się pogorszenia sytuacji w jakikolwiek sposób. Przez jego głowę przebiegało milion myśli, których nie potrafił złapać, tak samo jak i zapachów. Czuł, starał się wyczuć czy samochód mamy nie podjeżdżał pod dom - starał się wyczuć co się właśnie działo i co miało się stać. Panikę, złość, wszystko się mieszało, ale nie był nawet pewny czy nie wyczuwał głównie swojego strachu. Kto panikował? Kto był zły? Nie rozróżniał tego w tej chwili, chcąc uniknąć eskalacji. Nie pomyślał o hipnozie, nie pomyślał właściwie o niczym skutecznym w podobnej sytuacji, kiedy łapał w panice rękaw wampira, chociaż nie ciągnął. Chciał go powstrzymać, ale znów pojawiała się w nim zupełna niemoc. Co miał zrobić? Jak zadziałać? Jego odruchem było mówienie i proszenie, które nawet nie działało - a przynajmniej w ostatnich sytuacjach niekoniecznie...
- Nie, nie, nie, proszę... Nie rób tak, Dima, proszę, cofnij to... mistrzu cofnij to, co jeśli... proszę nie - znów powtórzył, doskonale potrafiąc rozpoznać, kiedy wampir rzucał na kogoś hipnozę - w końcu robił to za każdym razem podczas polowania. Do tego słysząc słowa... - Co jeśli moja mama przyjedzie i będzie trzeba... będzie dziwnie... proszę, mistrzu... cofnij to... - znów wydukał z siebie, nawet nie dostrzegając jak w odruchu nazwał Dimitriego na głos przed chwilą - jakby chciał go nagiąć do siebie, jakby szukał intuicyjnie jak się wpisać w czyjeś łaski, byleby spełnili prośbę.
Chociaż słysząc o herbacie, znalazł się przy dzbanku niemalże od razu, wciąż przerażony tym, co miało mieć miejsce za moment. Zaczął lać do ładnych, zdobionych w kaczuszki filiżanek herbatę, nie podnosząc nawet wzroku na dopiero co zahipnotyzowanego chłopaka. Null nie chciał nawet myśleć o złości, która mogła nadejść - tak samo jak o wszystkich konsekwencjach.
- Herbata? - odezwał się, wyraźnie nie rozumiejąc, co się działo - zupełnie jakby urwał mu się na moment film, a on znalazł się w miejscu, do którego nie przywołuje nawet jednego wspomnienia, żeby się znajdywał. Chociaż zajęło to wyłącznie moment, kiedy znalazł się przy Franklinie, ale zamiast napić się herbaty, słychać było od niego wiązankę przekleństw, kiedy bez wyjaśnienia ulotnił się z kuchni, idąc w głąb domu.
Franklin od razu spojrzał na Dimę, choć wcale nie był w dużo lepszym stanie niż przed chwilą. - Proszę, to będzie problem, naprawdę... widzisz? To... tego się nie wyjaśni... Proszę zdejmij to...

Dimitri
Dimitri
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 10:33 pm

Kiedy było już po wszystkim, w końcu uleciała z niego złość, zamiast tego poczuł coś na kształt satysfakcji. Był doskonale świadom, jak pozytywne efekty długofalowe będzie miała na otoczenie jego mała ingerencja – bo przecież ktoś, kto się znęcał nad innymi, zawsze szukał ofiar. Do tej pory najsłabszym ogniwem w okolicy najwyraźniej był Franklin, ale przecież Franklin się stąd wynosił, poza tym – choć może nadal nie przyjmował tego do wiadomości na bardziej podświadomym poziomie – już nie był słaby. Znajomy białowłosego wkrótce nauczy się na własnej skórze, że znęcanie się nad kimkolwiek nie leży w jego własnym interesie, nawet jeśli tylko w myślach.
A jednak zapach paniki i strachu wciąż unosił się w pomieszczeniu, osiadał na skórze jak coś niemal namacalnego. Dimitri zmarszczył brwi i prawie zamarł w bezruchu, kiedy dotarło do niego, że Franklin właśnie nazywa go mistrzem i błaga go o cofnięcie wszystkiego. Tonący brzytwy się chwyta, a chłopak instynktownie chwytał się tego jednego terminu, który w wielu innych przypadkach zapewne niósłby owemu mistrzowi przynajmniej zadowolenie. Tyle że Dima nie znosił tego słowa. Pamiętał, ile razy sam musiał błagać swoją mistrzynię o litość, a czoło miał przy tym przy samej ziemi tak często, że dziw brał, że wcale mu nie przyrosło do podłogi. Satysfakcja zniknęła, rozpłynęła się gdzieś, a zamiast tego ogarnęło go ukłucie czegoś zimnego i obrzydliwego.
Z tego wszystkiego prawie nie zwrócił uwagi na to, że pomocny gość zaklął szpetnie i zniknął w głębi domu. Dimitri podszedł do Franklina i położył mu dłoń na ramieniu.
– To nie będzie problem. Takie rzeczy się zdarzają nawet zdrowym ludziom – powiedział powoli, ale minę miał zaciętą. Nie zamierzał ustępować, to było wyraźnie widoczne. – Teraz już nie skrzywdzi nikogo. Ani ciebie, ani tej kolejnej osoby, która miałaby cię zastąpić. Ani żadnego podwładnego, jeśli kiedykolwiek zostanie szefem – kontynuował uspokajającym głosem. – Chłopak po prostu nie trzyma moczu. Straszna dolegliwość, ale co zrobisz. Żaden człowiek nie jest przecież temu winny. Czasami ludzie po prostu chorują, prawda? – powiedział sugestywnie, próbując jakoś dotrzeć do Franklina. Dimitri miał wrażenie, że chłopak jest tak zahukany i tak długo tkwił w roli ofiary, że teraz automatycznie wszystkie możliwe problemy przypisywał sobie z przyszłości, podczas gdy to, co się stało, naprawdę nie miało szans ugryźć ich w dupę. Jedynie tego tam, co zniknął w łazience. Dimitri zabrał dłoń z ramienia białowłosego. Złączył dłonie nisko za plecami i oparł się o blat, tuż obok dzbanka z herbatą. – I, proszę, nie nazywaj mnie mistrzem – dodał na koniec cicho.

_________________

Null.
Null.
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 11:17 pm

- To będzie problem, i tylko się nakręci... u innych też. To zawsze tak się kończy, zawsze. Jak nie jedni, to drudzy. Zresztą, czym to się różni od tego co oni robią? Może nie skrzywdzi, ale reszta skrzywdzi. Zresztą, teraz mi nic nie będzie, nawet jakby próbowali, więc to nie robi różnicy skoro nic mi nie będzie, a jeśli wybiorą sobie inną ofiarę to tej nowej ofierze już coś się stanie, nie uważasz? Więc to nie jest tak do końca, że będą mieć nauczkę czy cokolwiek, bo to się tak nie zerwie - mówił w panice cały czas. Oczywiście, że się bał - oczywiście, że wszystko podważał, oczywiście że wierzył bardziej w swoje silne przekonanie, że nie mogło być łatwiej w tej chwili. Nawet, kiedy bez pytania dodał cukru i mleka do filiżanki, podsuwając ją wampirowi, jak gdyby nigdy nic. Musiał zająć czymś dłonie, więc zaraz przygotował i kolejną filiżankę w podobny sposób dla siebie. Właściwie to nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz coś jadł czy pił... zwykłego. Nawet jego ludzkie przyzwyczajenia nie podsuwały mu podobnego pomysłu, może przez fakt przechodzenia przez te wszystkie zmiany na raz...
- Choroby rodzą frustrację. Zmiany rodzą frustrację. Zresztą, co jeśli zacznie to... robić intuicyjnie? Nie myśląc, a po prostu mówiąc i działając nieświadomie? Wtedy też będzie lał sobie po kolanach? Zresztą, nie potrzebuję pomocy... to... wszystko jest pod kontrolą, tak? Nic się nie działo... I.. - zawahał się, marszcząc na moment brwi. Spojrzał na Dimę, odwracając wzrok od niego chwilę później.
- Nie nazwałem... - zawahał się, wbijając wzrok w dzbanek z herbatą. Nazwał? Nie, nie nazwał, mówił...
- To się słuchaj! To twoja wina, nie słuchałeś! - oburzył się też i sam na siebie, uświadamiając sobie, że rzeczywiście nazwał wampira w podobny sposób. I to na głos. W tej kwestii mógł być zły tylko i wyłącznie na siebie. Dlaczego to zrobił? Panikował, szukał sposobu na uproszenie go wtedy, a może liczył... Robił to wtedy specjalnie? Nawet nieświadomie? Nie był pewny, ale znów poczuł wyrzuty sumienia, że mógłby nieświadomie dotknąć tej części życia wampira, której nie chciał - nie tak celowo, nie w takich sytuacjach.
Choć powinien bardziej martwić się o własne zmiany nastrojów emocjami, które teraz przechodził.
- Przepraszam, nie będę. To... wyszło przypadkiem - dodał cicho, przymykając oczy i próbując skupić się na herbacie. Jej zapachu, tej dobrej i liściastej. Pachniała inaczej w porcelanie - właściwie teraz dopiero dostrzegał rzeczywiście różnicę między porcelaną, kiedy ją wyjmował i przesuwał inne filiżanki. Nigdy nie rozumiał, jak jego rodzicielka była w stanie rozpoznawać porcelanę we wszystkich sklepach z używanymi przedmiotami.

Dimitri
Dimitri
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptySob Sty 13, 2024 11:43 pm

Słuchał tej panicznej paplaniny i próbował wyłuskać z niej coś sensownego, tylko że nie bardzo się dało. Wynikało z tego wszystkiego, że Franklin zamierzał się im specjalnie podkładać. Choć tym razem już by mu nie wyrządzili żadnej trwałej krzywdy, to było to okropne rozwiązanie – przecież białowłosy nadal by cierpiał. Ból nie przestawał być bólem tylko dlatego, że nie zostawiał trwałych śladów. Poza tym Franklin już nie był człowiekiem – był drapieżnikiem. Może na początku to by działało, ale istniało spore prawdopodobieństwo, że w którymś momencie chłopak przestanie dzielnie znosić podkładanie się i zadziała instynktownie, zgodnie ze swoją naturą, a to była przecież natura mordercy. Motywy miał szlachetne, ale kompletnie rozmijały się z rzeczywistością. Tym bardziej, że w najbliższym czasie i tak nie mógłby tu przebywać często, a natura nie znosi próżni – dręczyciele i tak znaleźliby sobie kogoś na zastępstwo. Teraz przynajmniej jeden z nich odpadał. Dla tego kogoś, kto miałby być następną ofiarą, mogło to stanowić znaczącą różnicę.
Dimitri mógłby uspokoić swój pomiot jednym prostym rozkazem, ale nie chciał tego robić. To było trochę tak, jakby wyłączać dzwoniący budzik przywaleniem w niego z całej siły kijem bejsbolowym – niby załatwiało sprawę, ale zegarek raczej nie wspominał tego dobrze. Zamiast tego zrobił to, co medycyna zalecała w przypadku silnego nieustającego niepokoju: zastosował łagodny, ale stanowczy nacisk na układ współczulny chłopaka, który tym samym miał zacząć wydzielać oksytocynę, obniżając stres i napięcie.
Innymi słowy, Dima wyciągnął ręce do przodu i przyciągnął Franklina do siebie, zamykając go w swoich objęciach.
– Nie zamierzam pozwolić ci na celowe podkładanie się – mruknął gdzieś ponad jego uchem. – Nie będziesz więcej ich ofiarą. Poza tym, wcale nie będzie cię tu tak często, i tak znaleźliby kogoś na twoje miejsce. A tak – będzie chociaż jednego mniej. Nie martw się – mówił spokojnie, cały czas lekko przejeżdżając dłonią po jego plecach w miarowym, uspokajającym geście. – Będzie lał tylko wtedy, kiedy zacznie myśleć o znęcaniu się nad kimś. Raczej prędzej niż później wyłapie tę zależność i się oduczy.
Przestał go przytulać dopiero wtedy, kiedy wyczuł, że chłopak się przynajmniej trochę uspokoił, chyba że ten wcale nie zamierzał się odsuwać. W którejś książce o psychologii, jeszcze kiedy ta dziedzina raczkowała, wyczytał coś o tym, że dziecka nie należało przestać przytulać dopóty, dopóki samo się nie odsunęło, bo nigdy nie było wiadomo, jak długiego przytulenia potrzebuje. Dimitri miał wrażenie, że tutaj mogło to działać podobnie.
Jeszcze "na odchodne" poklepał Franklina lekko po ramieniu, a potem pochylił się nad parującą filiżanką. Nie zamierzał pić naparu – przynajmniej nie teraz, najwyżej w obecności pani Adams – ale z przyjemnością wciągnął w nozdrza zapach. To była dobra herbata. Dimitri lubił herbacianą woń. Nawet jeśli była zaburzona cukrem i mlekiem.
– Nic się nie stało – odpowiedział prostując się znad filiżanki. – Po prostu źle mi się kojarzy. Swoją stwórczynię musiałem tak tytułować. I nigdy nie kończyło się to dobrze – uchylił nieco rąbka tajemnicy.

_________________

Null.
Null.
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptyNie Sty 14, 2024 12:54 am

Chciał zaprotestować w pierwszej chwili, że przecież się nie podkładał. Nie był ofiarą. Zaprzeczenia przychodziły mu przez nawyk, bo zawsze wszystkiemu zaprzeczał. Każdemu siniakowi, zadrapaniu, nawet jeśli coś bolało go przez długi czas. Wszystko było przez jego nierozwagę, przez potknięcie się. Przez wszystko, co było innym łatwo zaakceptować.
Ale nie był w stanie się odezwać, bo w pierwszej chwili nie dostrzegł, co dokładnie się zmieniło - a w drugiej nie zauważył jak naturalnie się wtulił. W końcu nie miał nigdy problemów z bliskością i podobnych gestach ze strony innych, a można było powiedzieć, że dość mocno na niej polegał, dostając jej pod dostatkiem od dziecka. Jeśli dziecko dorastając potrzebowało średnio jedenastu przytuleń dziennie, Franklin z pewnością był w tej kwestii bardziej niż rozpieszczony. Choć nie tylko w tej kwestii. Brakowało mu niewiele w życiu, a nawet kiedy zdarzały się jakieś niedogodności, dużo trudniej było mu je dostrzegać czy się pozbywać. Nawet jeśli był teraz drapieżnikiem, nie docierało to do niego w najmniejszym stopniu. Instynkty go przerażały, szczególnie te które się w nim budziły przy oznakach głodu. Brak zapanowania, możliwość ataku na kimś...
Nie zdawał sobie nawet sprawy, że tak było mu się łatwiej uspokoić - dopiero teraz dostrzegał, że rzeczywiście się uspokajał, nawet jeśli nie wiedział, ile czasu trwał w ten sposób wtulony w wampira. Skupienie się na czymś znajomym znacznie mu pomagało, a nawet jeśli znajdywał się w domu - zapach Dimy był mniej drażniący i pobudzający dla jego instynktów niż wszystkie nostalgiczne odczucia idące z zapachem przedmiotów w miejscu, w którym dorastał. Nie miał pojęcia przecież, że brak czegoś tak podstawowego mógł powodować irytację. Może dlatego tak zależało mu podświadomie na powrocie do domu? Na schowaniu się w swoim pokoju, na upewnieniu się że wszystko było na swoim miejscu - na zobaczeniu rodziców, nawet jeśli jego wizyty nie mogły być regularne. Choć może przez brak tego wszystkiego podchodził do wszystkiego w tak... praktyczny sposób. Przynajmniej się starał myśleć w praktyczny sposób o wszystkim.
Odsunął się w końcu w ciszy, kiedy poczuł się rzeczywiście spokojniejszy; kiedy wszystkie emocje nie tyle opadły, co ustabilizowały się.
- Wiedźmę? Brzmi jak ktoś, kto by tego wymagał, tak szczerze - stwierdził, samemu chętnie upijając herbaty, za którą nie zdążył zauważyć, że tęsknił. Cóż, jakby tak teraz się nad tym zastanawiać, dziwnie się czuł nagle... nie pijąc i nie jedząc. Ale może też przez fakt, że nie miał tego wszystkiego w zasięgu wzroku? W końcu nie zachodził do sklepu, a kocia karma do skosztowania nie wydawała się w jego głowie apetyczna. - Nie jesteś jak ona. W sensie, jakbyś się próbował porównywać. Nie jesteś - powiedział, po tym odkładając filiżankę i wymijając Dimę.
- Chcesz zobaczyć te rośliny? W pokoju słonecznym? - dodał, i tak ruszając do pomieszczenia, w którym było nieco cieplej. Weranda, a może szklarnia - konserwatorium, jak niektórzy by to nazwali, widząc całe przeszklenie i kafelki na podłodze. Choć oprócz roślin, rzeczywiście znajdywały się tutaj eleganckie fotele i stolik, wyraźnie często używane miejsce na spotkania.
Franklin zasiadł na fotelu niewzruszony bardziej miejscem. W końcu przez długi czas miał je na co dzień.

Dimitri
Dimitri
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptyNie Sty 14, 2024 1:49 am

Wyglądało na to, że stara metoda wychowawcza działała: Dimitri czuł, jak stopniowo Franklin się uspokaja, jak napięcie powoli znikało z jego ciała, a i samo powietrze wokół nich też przestało mieć ten duszący, słodki i jednocześnie gorzkawy zapach paniki. Nie wiązał tego procesu z faktem, że może sam zaczynał pachnieć dla podlotka jakoś bardziej znajomo albo z tym, że może Franklin, do tej pory kochany, rozpieszczany i zapewne przytulany z milion razy dziennie, po prostu tęsknił za taką bliskością. Starszy wampir w swojej głowie zasługę przypisywał całkowicie iście medycznemu wyjaśnieniu.
Przez chwilę patrzył na Franklina z niezrozumieniem wypisanym na twarzy, bo kompletnie zapomniał, że przecież już raz rozmawiali o Isobel jako o Babie Jadze, a ta przecież była wiedźmą. Dopiero po kilku sekundach skojarzył żart Franklina z obecną sytuacją i nawet się uśmiechnął.
– Taaa, wiedźmę – przytaknął. – Ona wymagała... wielu rzeczy – dodał jeszcze dość wymijająco, bo ani nie był to czas, ani tym bardziej miejsce na jakieś obszerniejsze wyjaśnienia. Po kolejnych słowach białowłosego zamrugał kilka razy, najpierw absolutnie skonsternowany, a potem poczuł coś jakby... ulgę? Radość? Sam nie wiedział. Ale było to coś małego i ciepłego, rozchodzącego się przyjemnie ogrzewającymi falami po całym ciele. Do tej pory nawet nie zdawał sobie sprawy, że zależało mu na tym, by Franklin nie postrzegał go tak samo, jak on Isobel. To znaczy – oczywiście, że nie chciał być taki jak ona i bardzo się o to starał, ale nie był świadom, że zależy mu też na tym, by i sam Franklin tak go nie postrzegał. To było... miłe. – Dzięki – mruknął w odpowiedzi dość niezręcznie, a jego policzki odrobinę się zaróżowiły.
Posłusznie podążył za Franklinem do tej małej szklarni – czy czymkolwiek był ten nowy pokój z roślinami – i tylko przelotnie się zastanowił, czy dręczyciel długo jeszcze będzie w łazience. Wszystko wskazywało na to, że najbardziej ucierpiała jego duma, inaczej pewnie nie spędziłby tyle czasu w łazience swojej ofiary, by spróbować się doczyścić, tylko pewnie ewakuowałby się do własnego domu. Ale jak tu się ewakuować, kiedy przecież na ulicy mógł zobaczyć go ktoś znajomy, no straszna rzecz. Wszystkie te myśli jednak natychmiast wyparowały z długowłosej głowy, kiedy tylko Dimitri znalazł się w pełnym roślin pomieszczeniu. Z zachwytem wypisanym na twarzy podchodził od jednej rośliny do drugiej, dotykając ich ostrożnie zarówno swoimi dłońmi, jak i odrobiną magii ziemi, jakby chcąc się z nimi wszystkimi przywitać. Chłonął ich widok, ich zapachy, ich aury. To zdecydowanie było ulubione pomieszczenie Dimy w całym tym dużym domu i natychmiast sprawiło, że wampir po raz kolejny zmienił w myślach swoje plany mieszkaniowe.
– Jednak dom, nie mieszkanie – mruknął pod nosem i wreszcie dołączył do Franklina, sadowiąc się wygodnie na sąsiednim fotelu. – O której powinni być twoi rodzice? – zapytał, ale wzrokiem wciąż pożerał te wszystkie piękne rośliny. W końcu nie wytrzymał. – Też chcę takie miejsce u siebie. Jednak będziemy szukać domu – zakomunikował białowłosemu z wyraźnie słyszalną w głosie ekscytacją.

_________________

Null.
Null.
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptyNie Sty 14, 2024 3:00 pm

Mógł narzekać, mógł się wykłócać, ale im dłużej był w tej sytuacji, w której oboje utknęli, tym bardziej się przyzwyczajał. I tym bardziej widział, że Dima nie starał się nadużywać swojej mocy nad nim.
- Wciąż wkurwiasz jak możesz mieć rację, to jest niezmiennie - dodał jeszcze, żeby Dimitri tego nie zapomniał, tak na wszelki wypadek, aby nie poczuł się zbyt doceniony. Ale nie chciał pozwalać mu się zadręczać też na zapas. W końcu widział te zależności, kiedy coś musiał samemu robić przy tej całej Iso i nie do końca w tej chwili chciał, żeby to się powtarzało...
- Nie wszystkie domy mają dobrze wycieplone i wyizolowane te konserwatoria, jeśli już je mają - ostrzegł, nieco zaskoczony nagłą zmianą zdania na temat mieszkania. Choć wiedział, że domy w kwestii przestrzeni, były absolutnie czymś co zawsze było ponad mieszkaniami. Szczególnie w kwestii zależności ceny do tej przestrzeni.
Zerknął w telefon, choć zanim dał odpowiedź, mogli usłyszeć jak samochód wjeżdżał na podjazd. - Chyba już... A, pamiętaj, że to wszystko jest przeszklone. Będzie trzeba... Albo farbę, albo co innego na całe szkło tutaj. No i taniej by było za miastem... Ale biorąc pod uwagę wysyłki, to wiązałoby się z samochodem. Łatwiej jest przywieść paczki do punktu w końcu niż aranżować dostawców odbierających paczki na wysyłkę. Nie wiadomo nigdy, o jakiej porze przyjadą kurierzy, żeby wszystko odebrać...- podsunął kolejne kwestie do zastanowienia się. Nie tak, że rzucał się z gaśnicą na cały jego zapał, ale wciąż podchodził bardziej praktycznie do tego, gdzie mieliby się przeprowadzić.
Wstał jednak w końcu z fotela, wyłapując dość szybko zapach, który był jeszcze przyjemniejszy i jeszcze słodszy niż ten Damiena. Widać było, że zawahał się wtedy, zamiast wyjść do drzwi. Oczywiście, że rozmawiali o tym - oczywiście, że Dimitri mu tłumaczył, dlaczego lepiej było unikać podobnych wizyt, ale wciąż doświadczenie tego a nie słuchanie tylko teorii było... czymś zupełnie innym.
Zestresował się. Czuł jak powoli zaczynał znów panikować, choć prędko się złapał na tym. Musiał się skupić na czymś innym - na innych zapachach, musiał... nie stracić kontroli. To było tylko tyle i aż tyle.
- Idź pierwszy - poprosił cicho, wiedząc, że to kupi mu nieco czasu na... przywyknięcie. Tak jak przy Damienie - im dłużej ten znajdywał się w pomieszczeniu, tym mniejszy problem stanowił. Przyzwyczajał się do zapachu, do obecności...
A w momencie, gdyby miał stracić kontrolę, wolał po drodze mieć blokadę w postaci Dimy. W końcu on przeżyje jego ugryzienie, jeśli nie będzie mógł się powstrzymać.
Chociaż kiedy byli w połowie drogi, niższa po pół głowy od samego Franklina, jego mam pojawiła się w drzwiach. Widać było, że miała już swoje lata - nie była najmłodszą mamą, siwizna wychodziła na jej nienagannie upiętych włosach, a sama marynarka świadczyła o profesjonalnej pracy. Franklin zdążył napomknąć, że mama pracowała z finansami w firmie, ale i prowadząc własną działalność.
- A więc ty to Dimitri? Tak późno się przedstawiać, naprawdę! Niedopuszczalne! Namawiać mi dziecko na wyprowadzkę tak szybką, no naprawdę... Chociaż tak między nami to na pewno mu się trochę przyda. Praktycznie mieszkać w domu, oczywiście, ale doświadczenie życia z innymi! To też dużo uczy, kiedy samemu trzeba dbać o budżet, ale też i o to, żeby lodówka była pełna... Mam nadzieję, że nie pijecie samego piwa tam? Naprawdę, nie zdziwiłoby mnie to wcale, znając młodych... - mówiła ciepło, dopadając czerwonowłosego wampira i przytulając go na powitanie, choć wcale nie długo. Po tym kontynuowała również przyglądanie się mu, nie dostrzegając Franklina, który wciąż starał się jeszcze przywyknąć do zapachu, znajdując się za Dimą.
- Więc studiujecie razem, tak? Dobrze, dobrze. Ale musicie mi zostawić adres, gdzie mieszkacie też. Znikać tak bez słowa, myślałam że ktoś go porwał! Jeszcze wiadomości z obcego numeru, że nic mu nie jest, no naprawdę, straszyć tak matkę! - mówiła z lekkim wyrzutem, ale w ciepłym tonie, zaraz zbywając to śmiechem. Odwróciła się, kierując do kuchni. - Zjecie coś? Franklin jest na górze, rozumiem? Pewnie wymyśla, co zabrać, a co zostawić. Zawsze pakował za dużo na wycieczki, musiałam połowę jego bagażu wyjmować.

Dimitri
Dimitri
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptyNie Sty 14, 2024 4:58 pm

Mrugnął przeciągle, dość solidnie zaskoczony tym stwierdzeniem, które pojawiło się nie pierwszy raz. Nie był pewien, czy Franklin tylko tak sobie żartował, czy mówił absolutnie poważnie, ale w przypadku tego drugiego nie do końca wiedział, jak zareagować, bo kompletnie nie rozumiał takiego podejścia. Ale, z drugiej strony, nigdy nie był rozpieszczanym jedynakiem, więc też nie bardzo miał problem z tym, żeby ktoś inny miał rację.
– Eee... spoko? – odpowiedział w końcu.
Na wywody o posiadaniu domu i związanych z tym problemach najpierw skinął głową. Miał dom na własność tylko raz, ale to było w zupełnie innych czasach – wtedy naprawdę wystarczyło kogoś zahipnotyzować, żeby nagle mieć jakąś nieruchomość za friko. Skorzystał wtedy, a jakże. Ale miał wtedy całą masę innych problemów na głowie, więc dbanie o taką posiadłość schodziło na dalszy plan. Sam dom był raczej środkiem do celu, jakim było uniezależnienie się od Isobel, niż celem samym w sobie, zupełnie inaczej niż teraz.
– A nie, nie, to bardziej skrót myślowy – Dimitri szybko się zmitygował. – W sensie... Dom to jest dobra rzecz, bo będę mógł założyć ogród i tam hodować rośliny do biznesu. Taka szklarnia nie jest konieczna, raczej... Powiedzmy, że wasz pokój słoneczny trochę mnie natchnął – wyjaśnił do końca i uśmiechnął się lekko. – Ale masz całkowitą rację, trzeba będzie się rozejrzeć za czymś bliżej miasta. Albo chociaż w pobliżu jakiegoś automatu do nadawania paczek – dodał już trochę bardziej zamyślony. Trochę podziwiał tę praktyczność Franklina, mimo że zaczynał się powoli zastanawiać, czy cała ta pragmatyczność nie była głównie jakimś mechanizmem obronnym chłopaka. – Co do samochodu... eeee... – Dodał ciszej i ewidentnie zawstydzony. – Nie umiem prowadzić.
Już nie dodał, że pływać też nie i że prawdziwym przerażaniem napełniała go myśl, że mógłby kiedyś prowadzić samochód i wjechać nim do jeziora.
Wstał z fotela natychmiast, gdy tylko zauważył, że białowłosy też to zrobił. Czuł ten nowy zapach, ale dopiero zachowanie Franklina mu uświadomiło, że musiał to być ktoś z jego rodziny. Trzeba było się teraz skupić. To było to. Ten moment, dla którego się tu znaleźli – bo przecież zabranie rzeczy było tylko czymś dodatkowym, czymś "przy okazji". Dimitri skinął głową i ruszył w stronę źródła zapachu. Każdy człowiek pachniał dobrze, ale dla niego nie była to jakoś szczególnie kusząca woń – nawet nie znał pani Adams, była dla niego tylko jednym z wielu otaczających świat zapachów. Nawet kiedy zbliżyła się do wampira na niebezpieczną odległość i przytuliła go – co kompletnie zaskoczyło Dimę – nie poczuł żadnej pokusy.
Stał i słuchał jej paplaniny i już nawet nie musiał zgadywać, po kim Franklin był taki wyszczekany. Myśl ta wywołała uśmiech na jego twarzy. Przyglądał się drobnej kobiecie i szukał kolejnych podobieństw.
– Dimitri Aleksiejewicz – przedstawił się, kiedy tylko kobieta zrobiła przerwę na zaczerpnięcie tchu. – Dima.
Nie bardzo wiedział, co mówić, bo nie spodziewał się takiej wylewności ze strony pani Adams i trochę się gubił – czy ona faktycznie oczekiwała odpowiedzi na każde pytanie? A jeśli nie na każde, to na które? I dlaczego Franklin nie ostrzegł go przed tą gadatliwością?! Dimitri aż obejrzał się za siebie, żeby sprawdzić, czy białowłosy przypadkiem nie dołączył do nich w międzyczasie, ale nie, chyba nadal był w pokoju słonecznym.
– Franklin chyba się już spakował – zaczął trochę niepewnie i od końca. – Właśnie pokazywał mi pokój z roślinami, są naprawdę wspaniałe. I bardzo przepraszam, że to wszystko tak nagle, ale... eee... Były jakieś problemy z papierami z mojego akademika i bardzo pilnie musiałem znaleźć jakieś mieszkanie, a, rozumie pani, fundusze studenckie i tak dalej... Franklin zaproponował, że mi pomoże, czynsz na dwóch to zawsze lżej – wyrzucił z siebie naprędce. Nie lubił kłamać, ale wcale nie znaczyło to, że nie umiał tego robić. – Proszę się nie martwić, świetnie sobie radzimy. Ale za jedzenie chyba podziękujemy, bo, eee, moja babuszka wczoraj mi nawciskała pierogów i teraz nic tylko żremy te pierogi, żeby się nie zmarnowały – dokończył jeszcze i nawet na koniec zaśmiał się lekko, jakby faktycznie w jego życiu była jakaś kochana babcia, której nie sposób przetłumaczyć, że wnuk i jego przyjaciel już się najedli. Grzecznie jednak podążył do kuchni za panią Adams, mając nadzieję, że nie będą musieli niczego jeść, ale będąc psychicznie przygotowanym, że jednak może do tego dojść.

_________________

Null.
Null.
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptyNie Sty 14, 2024 5:47 pm

- To najmniejszy problem, żeby się nauczyć prowadzić. Samochód wiążę się z regularnymi wydatkami, które też przyjdą w kwestii domu... Miałem się uczyć jeździć, ale odciągałem to w czasie... chociaż nie wiem jak przydatny byłby samochód. A nawet, gdyby pojawił się w obrazku, to teraz noce są jeszcze długie, żeby wykupić nieco lekcji, ale będą coraz krótsze... - stwierdzał, po raz kolejny patrząc na tę stronę użyteczności i jak do czegoś doprowadzić. I co brać pod uwagę. Nie zastanawiał się czy wolałby mieszkać w domu, czy raczej w mieszkaniu - ani tym bardziej nie myślał o tym czy chciał, czy nie chciał prowadzić. W końcu to była umiejętność, która z czasem mogłaby się przydać. Ale znacznie łatwiej też było mu rozwiązywać podobne problemy, a nie zastanawiać się, czego by chciał, bo faktem było, że zwyczajnie w świecie obawiał się kompletnego rozsypania i płaczu, gdyby doszedł do wniosku, że nie chciał żadnej z tej rzeczy - a naprawdę chciałby zostać po prostu tutaj w domu, w swoim pokoju.
Widział jak trudno było mu się opanować. Rozumiał, co Dima miał na myśli jeszcze w kwestii, że powroty tutaj nie mogły być regularne - nie jeszcze. Nie chciał tego dopuszczać do myśli, oczywiście że starał się zbywać każdą myśl i każde słowa na ten temat mistrza. A jednak chciał też uniknąć tego, co mogłoby się wydarzyć...
Franklin, korzystając z momentu rozproszenia, zdecydował się jeszcze zaszyć na momentu w sypialni, żeby dopakować rzeczywiście komputer - i kilka innych rzeczy. Bardziej prywatnych, bardziej... czegoś, czego mógłby zechcieć używać, albo coś o czego miał sentymenty. Myślał, że jeśli tylko się uprze to wcale nie będzie tak jak Dimitri mówił, ale jednak się pomylił.
Również na schodach minął swoje kolegę, który w pierwszej chwili zaklął siarczyście na jego widok, i wydawało się przez moment, że chciał się na niego zamachnąć, ale nastała po tym kolejna fala przekleństw, a on sam skierował się do wyjścia. Null zerknął za chłopakiem tylko na moment, postanawiając nie myśleć na ten temat zbyt wiele, bo czuł jak znów robił się niespokojny, w paranoicznych obawach, że coś jednak mogłoby pójść nie tak w tej całej sytuacji.

- Słoneczny? Och, tak, to takie moje małe królestwo. Chociaż ogród jest większym! To jest odprężające po całym dniu w papierach, ubrudzić się nieco w ziemi. Kwiatki przynajmniej nie mówią, w przeciwieństwie do współpracowników! Nie wiem, gdzie niektórzy swoje pozwolenia dostawali, naprawdę. Niektórych to bym chciała z powrotem do szkół wysłać - stwierdziła, bez większego skrępowania. Wyraźnie otwartość i wylewność w domu była rodzinna. - Musisz koniecznie przyjść z Franklinem na wiosnę, kiedy już zacznie się bardziej zielenić. Jakiś piknik w ogrodzie zawsze jest miły, szczególnie jak miną wam największe stresy na studiach. Ach, i nie martw się, nie martw. Jak cokolwiek będzie wam trzeba, nie krępujcie się prosić, tak? Och, już wiem, wiem, jak tylko podacie mi adres, złożę okresowe zamówienie dla was obu na jakieś środki czystości czy inne szampony, tak żebyście co miesiąc dostawali paczkę z amazona. Nie powinniście się podstawowymi rzeczami martwić, że czegoś takiego wam braknie, a powinniście się skupić na nauce. Może zakupy spożywcze też? To żaden problem, naprawdę - kontynuowała, widząc z zadowoleniem, że herbata była już przygotowana wcześniej. Samej sobie nalała, dodając jeszcze więcej cukru niż Franklin dodał do swojej - i jeszcze więcej mleka. - Och? A więc twoja babuszka mieszka tutaj również! To bardzo dobrze, tak, tak, wyobrażam sobie, że trudno jest być gdzieś w innym kraju z daleka od bliskich? Ale no z babuszką nie będę nawet próbować konkurować w takim razie! - zaśmiała się znów ciepło i wesoło, rozglądając się jednak powoli też i za synem. Dało się dostrzec w niej drobne maniery, nawet to w jaki sposób trzymała filiżankę, że było to podobne do Franklina. Po zdjęciach można było również wywnioskować, że kolor włosów chłopaka, naturalnie był bliższy właśnie tego mamy.
- Herbaty może zabierzecie też? Jakiś ładny zestaw. Jestem zdania, że herbata zawsze najlepiej smakuje w dobrym kubku - mówiła, otwierając zaraz szafkę i wyciągając z niej dość kolorowe kubki o bardziej obłym kształcie. Wyglądały raczej na ceramikę wykonaną przez jakiegoś artystę niż kupowaną. Oba kubki kobieta dość prędko zaczęła pakować do typowej torebki na lunch, jakby to miało pomóc w ich transporcie, tak samo jak sięgnęła zaraz do innej szafki, odsypując do mniejszych pojemników, liściastych herbat. - Naprawdę jestem ciekawa jak pił herbatę nie ze swoich kubków, nawet czasem do kawiarni specjalnie je zabierał, prosząc żeby w nich mu zrobiono zamówienie! - zaśmiała się znów kobieta,
W końcu też w kuchni zjawił się Franklin, chociaż wyjątkowo po cichu, jakby chciał, żeby nawet Dima go nie zauważył. Zerknął w jego stronę na moment, skiwając głową, jakby chcąc dać w ten sposób znać, że czuł się w porządku. A było widać po nim jak był niepewny - i ostrożny. Uderzała w niego świadomość, że mógłby wyrządzić krzywdę niekontrolowanie...
Znalazł się w końcu jednak obok mamy, a kobieta aż podskoczyła.
- Dziecko drogie, jak ty mnie straszysz czasami! Ale chodź tutaj, trochę zmizerniałeś... to to mieszkanie samemu. Musisz jeść przecież! - zawołała, prędko przytulając syna, jakby było to bardziej niż normalne w jej odczuciu. Franklin jednak uśmiechnął się lekko, pozwalając się przytulić, choć było widać po nim, że chętnie by się po prostu wtulił w mamę - ale starał się tego nie robić w obawie przed tym, jak mogłoby się to skończyć.
Chociaż dało się dostrzec, a na pewno Dima mógł to dostrzec, że cały czas zagryzał wnętrze policzka - jakby próbował go przegryźć, jakby próbował zająć czym innym kły, co kończyło się i rankami. Odetchnął nieco dopiero, kiedy mama się odsunęła, wręczając mu przygotowaną z kubkami torbę.
- Jemy dobrze mamo, naprawdę... Jak było w pracy? Głupi i głupsi wciąż nie puścili firmy z torbami? - rzucił dość prędko, jakby obawiał się otwierać ust, wycofując się w tym samym czasie do przedpokoju, jakby chciał dopakować dopiero co wręczoną torbę. W rzeczywistości czuł jak coraz bardziej kuszący był zapach - jak coraz trudniej było mu panować nad emocjami, które powoli na nowo się wzburzały, wpadając ze skrajności w skrajność. Radość, strach, złość, wszystko w nim się burzyło, a on sam tylko wgryzał się we własny policzek od środka, nie mogąc przecież tak otwarcie wgryźć się w nic, ani nikogo w tej chwili.

Dimitri
Dimitri
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. EmptyNie Sty 14, 2024 6:32 pm

Już nawet nie prostował tego, że w jego przypadku nauczenie się prowadzenia to był akurat największy problem. Przecież miał być mistrzem, opoką i wzorem do naśladowania, a tak po prostu pokonywał go kawał żelastwa i elektroniki... Dimitri uznał, że na tym etapie znajomości wcale nie musiał tłumaczyć Franklinowi, jakie to było dla niego trudne. I że po stokroć łatwiejsze było dla niego sterowanie koniem niż pudełkiem na kółkach.
Jeszcze by wyszło, ze jest stary i nie nadąża za technologią, a na co komu to potrzebne.

Wyczuł zmianę zapachową. Franklin wrócił na górę, a jego woniejący moczem kolega wyszedł na chwilę, po czym znów szybko wrócił do łazienki. Na to drugie Dimitri ledwie powstrzymał cisnący mu się uśmieszek samozadowolenia, ale to pierwsze dość mocno go zmartwiło. Wiedział, że przyjście tutaj będzie dla Franklina trudne, ale miał nadzieję, że skoro ten tak dobrze nad sobą panował, to może to wszystko będzie dla niego w jakimś stopniu łatwiejsze niż dla typowego podlotka, ale chyba jednak nie było.
Zamrugał kilka razy, zbierając rozproszone myśli i wracając nimi do pani Adams.
Wewnętrznie poczuł rozbawienie, kiedy mama Franklina wspomniała o tym, że kwiatki nie mówią. W jego obecności były bardzo gadatliwe, ale rozumiał je tylko dlatego, że tak głęboko siedział w magii ziemi. Gdyby nie to, nigdy nie wiedziałby, jak złośliwe potrafią być bratki albo jak potrafią paplać o niczym słoneczniki. Ale w jednym pani Adams miała rację – na pewno było z nimi łatwiej wytrzymać niż ze współpracownikami, jeśli faktycznie byli tacy upierdliwi.
– Ma pani naprawdę wspaniały ogród, bardzo zadbany, wszystkie rośliny są takie piękne i zdrowe – wtrącił pochwałę gdzieś w środku tego słowotoku, ale już na resztę nie odważył się odpowiadać, tym bardziej, że kobieta chyba i tak wcale nie oczekiwała jakiejś specjalnej odpowiedzi. Uznał, ze lepiej takie rzeczy zostawić Franklinowi – najlepiej w formie smsowej albo podczas rozmowy telefonicznej, bo zapewnianie tu i teraz, że mają co jeść albo że nie trzeba im niczego zamawiać, mogło się trochę mijać z celem. Już nie mówiąc o tym, że pani Adams ich obu miała za świeżo upieczonych studentów, a przecież Dimitri mógłby śmiało być jej praprapra i jeszcze wiele razy pradziadkiem.
– No, tak jakby – odpowiedział za to na dopytywanie o babuszkę. – Mieszka pod miastem. Jak już się do mnie wybiera, to zawsze z torbą pełną słoików i pierogów. – Bo przecież takie były słowiańskie babcie. To akurat dobrze wiedział z internetów, mimo że sam swojej jedynej babci w ogóle nie pamiętał. Chyba spotkał ją tylko dwa razy, jak był jeszcze małym berbeciem.
Na herbatę nie protestował. On sam raczej nie tykał ludzkiego jedzenia i picia, jeśli nie było to konieczne, ale najwyraźniej Franklin nadal lubił herbatę. Wydawało się, że coś tak znajomego działa na niego kojąco, a przecież nie mogło mu zaszkodzić – mógł co najwyżej trochę utyć od cukru i mleka, ale przecież i tak był strasznie drobny. Dimitri podszedł bliżej i z zaciekawieniem przyjrzał się kubkom.
– Naprawdę? – dopytał o to przychodzenie z własnym kubkiem i wybuchnął dźwięcznym śmiechem. Jakoś był w stanie sobie to wyobrazić. – Nie narzekał na moje naczynia – krwionośne, dodał w myślach. – Ale szczególnie zadowolony też nie był, bardzo dziękuję za to.
Spojrzał na Franklina uważnie, kiedy ten w końcu wyłonił się w kuchni jak spod ziemi. Nawet zamarł na moment w bezruchu, kiedy pani Adams wzięła syna w objęcia. To była krótka chwila, ale tak pełna napięcia, że w umyśle Dimy rozciągnęła się w czasie i trwała niemalże wieczność. Franklin ranił samego siebie, znajdując dla swoich kłów substytut w postaci własnych policzków, jakby bał się, że jeśli ich w czymś nie zatopi, to skończy gryząc własną mamę. Dimitri nie mógł mu pomóc w żaden sposób – już wcześniej wydał odpowiedni rozkaz, który zabraniał białowłosemu pożywiania się na własnej rodzinie, ale to przecież wcale niczego nie ułatwiało.
Franklin wycofał się z kuchni i Dima zaczął się martwić jeszcze bardziej, że może zapachy były tutaj zbyt przytłaczające dla jego podlotka. Podszedł bliżej białowłosego. Skup się na moim zapachu, polecił mu z mocą telepatycznie. Zaraz... czy on w ogóle tłumaczył Franklinowi, że może mu wydawać polecenia na odległość w ten właśnie sposób...? Nie był pewien. To był właśnie problem z wampirzym szkoleniem – nie było żadnych sylabusów ani podręczników, żadnej checklisty. Wszystko robiło się na pamięć i w biegu. Ups.
Starszy wampir stanął blisko młodszego, jakby chcąc ustanowić siebie w charakterze bariery między matką a synem. Do tej pierwszej uśmiechnął się przyjaźnie.
– Pani Adams, będziemy się powoli zbierać, czeka nas sporo rozpakowywania, a jeszcze jutro zajęcia i w ogóle – powiedział sztucznie podekscytowanym tonem, nawet zamachał ręką w powietrzu jakby faktycznie był tak niecierpliwy i z tego wszystkiego gestykulował. – Serdecznie dziękujemy za gościnę, na pewno niedługo wpadniemy znowu!

_________________

Sponsored content
Dom rodzinny Nulla. Empty

PisanieTemat: Re: Dom rodzinny Nulla.   Dom rodzinny Nulla. Empty


 
Dom rodzinny Nulla.
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Skocz do: